komendant — Lorne Bay Fire Station
34 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
komendant straży pożarnej, którego życie prywatne właśnie zaczyna się rozpadać po ujawnieniu jego dawnych grzeszków pod wpływem narkotyków
Wszystko odwróciło się do góry nogami, wspak, na lewą stronę.
Najpierw myślał, że tylko pogoda oszalała i nawet zaskakujące dla Australii słupki rtęci to jedyna anomalia, ale potem jakimś cudem stało się coś gorszego. Ludzie nagle zaczęli widzieć w nim anioła stróża. Może to była kwestia jego zawodu, może gładkiej, brytyjskiej gęby, która występowała zawsze w polówkach z dyskretnym logo (był quiet luxury zanim to było modne), a może ludziom serio przygrzało słoneczko, że oczekiwali wsparcia od osoby, która ostatnio znajdowała się w lekkim dołku.
Wróć, to był eufemizm pełną parą, bo od czasu zabrania od Saula woreczka z kokainą, zmagał się. Może i powinien świętować fakt, że nadal to miało miejsce i jeszcze nie przyszło mu się rozłożyć ze swoim nieśmiertelnym zestawem ratunkowym (lustereczko, platynowa karta, biały proszek), ale przypominało to balansowanie sapera na bombie. Jasnym było, że prędzej czy później zapali się pod nim lont i rozpieprzy wszystko co z takim trudem udało mu się poukładać. Dom w remoncie, który do tej pory prezentował raczej opłakany stan mimo jego wytężonej pracy fizycznej. Małżeństwo, które ostatnio było równo opłakane, bo nie chciało mu się wracać do domu, bo wiedział, że Ainsley po jednym spojrzeniu wyczuje o co toczy się ta cała walka.
Zwykle w takich sytuacjach by go wspierała i stała za nim murem, ale wiedział, że to jeden z tych nieśmiertelnych wyjątków, nakreślony kłamstwem, które zaczynało mieć coraz większy ogon. Wlokło go za sobą tak nieporadnie, że zahaczało powoli o jego życie osobiste i pracę, o ojca, o matkę, na koniec o grób dziecka, o którym już na tyle zapomniał, że jedynie zlecał posadzenie nowych kwiatów. Wszystko to mogło runąć, gdy tylko ktoś zauważy ten ble i połączy fakty, a tego Dick Remington obawiał się nadal pomimo zniszczenia dowodów.
I nierozważne z jego strony było odwiedzanie kolejnej samotnej dziewczyny, zwłaszcza tej na haju, ale nie mógł nic poradzić na to, że jej sms wybił go z rytmu swojego uporczywego głodu i zmusił do myślenia o bliźnim.
Jeszcze jednak nie wiedział dokładnie w jakiej kategorii rozpatruje to myślenie i czy prędzej mu do pomocy czy do miłosiernego (z jego strony zawsze) naszprycowywania ją kokainą i zmuszenia do tego, by zasnęła w Panu. Przynajmniej byłaby wolna i szczęśliwa, a przecież tego Richard chciał dla wszystkich swoich bliskich.
Jasnym było, że niepotrzebnie go do siebie zaprasza, ale desperacja nigdy nie dbała o wielkie, czerwone flagi, piętrzące się po drodze.
Za to on zdecydowanie dbał o pozory i poczekał aż się ściemni, bo przecież był zbyt piękny i bogaty na tę okolicę. I na przeprawę z ćpunką, ale zapewne zatęsknił za matką i z tego kompleksu Edypa wszedł teraz zgodnie z smsem do środka szukając wzroku Amalii.
- Będziesz mi musiała za to zapłacić - uprzedził lojalnie, ale jeszcze nie zdecydował czy za prochy czy za detoks, do którego ją zmusi.
Jak tak dalej pójdzie to biedactwo rzuci monetą i będzie patrzeć jak się wykańcza.

Amalia e. Monroe
lorne bay — lorne bay
23 yo — 162 cm
Awatar użytkownika
about
Prześpię się i zapomnę; mam własne życie, własne smutne, łachmaniarskie życie już na zawsze.
Jej serce powoli miało dość i jak na mięsień coraz częściej dostawało w kość.
Tkwiła dniami i nocami na podłodze w przyczepie kempingowej obracając się z boku na bok by po chwili usiąść oparta o łóżko. Kręciła się nie potrafiąc znaleźć sobie miejsca. Żadne nie było odpowiednie jeśli nie było Niej obok jej. Wychyliła się z przyczepy tylko raz, by okraść starszego brata, kompletnie nieudolnie i by skończyć z lufą przystawioną do swojej potylicy. Nie udało jej się zdobyć pieniędzy, wiedziała, że ma niewiele i, że gdzieś w tej przeklętej przyczepie leżał cały worek brudnych pieniędzy, których nie miała serca dotknąć. Były obkupione bólem i krwią Orchid, jej cierpieniem i walką. Nie potrafiła jej okraść, choć ta tak dobitnie powiedziała, że to są ich wspólne pieniądze. Nie potrafiła położyć ręki na czymś co niemal kosztowało ją życie. Zwłaszcza teraz, gdy to życie utraciła.
Nadal nie potrafiła przyznać przed samą sobą co się wydarzyło, chociaż patrząc w lustro wypluwała sobie, że to ona powinna być na Jej miejscu. Patrząc w lustro dostrzegała ułudę człowieka. Wychudzona twarz z wystającymi kośćmi policzkowymi, cienkie ramiona, wystające obojczyki, blada cera, zapadnięte i podsiniaczone oczy. Dawno przestała przypominać dawną siebie. Lata temu porzuciła Evę Monroe wyjeżdżając do Ameryki Południowej, a teraz porzuciła również Amalię przestając być dłużej człowiekiem, siostrą, koleżanką, córką, kochanką. Była już nikim.
W przyczepie nie było już tak silnego zaduchu jak jeszcze dzień wcześniej bo Saul na siłę przewietrzył jej miniaturowy dom. Jednak w dalszym ciągu panowała ciemność spowodowana zasłoniętymi zasłonami i pogaszonymi światłami. Jej oczy nie były gotowe mierzyć się ze światłem.
Napisała do Dicka w podrygu ostatnich nadziei. Saul dobitnie dał jej do zrozumienia, że nie da jej żadnej kokainy wiedząc, że byłaby to jej broń samobójcza. Kontakty się wykruszyły lub chciały sprzedaży ciała za działkę. Pozostał jedynie Dick, do którego już długo się nie odzywała. Nie była pewna czy będzie skory cokolwiek jej sprzedać, ale była gotowa przystać na spotkanie jeśli dawało nadzieję. Opierała się o łóżko siedząc na podłodze przy laptopie z wyświetlonymi biletami do Indonezji, aż drzwi do przyczepy się otworzyły. Odruchowo zamknęła oczy, gdy do środka wkradło się słońce i otworzyła je dopiero w chwili, w której mężczyzna zamknął za sobą drzwi.
Miał swoją cenę, to było oczywiste. A Amalia była gotowa ją zapłacić byleby na chwilę poczuć się lepiej. Czasami nawiedzały ją wspomnienia słów Julii, która tłumaczyła jej, że jeśli przez ultimatum przestała ćpać to może w tej czystości pozostać. Teraz już w to nie wierzyła. Nie była w stanie.
-Zapłacę. Mam pieniądze.- powiedziała zimnym, stonowanym głosem, który wydusiła przez zachrypnięte gardło. Rzadko kiedy ostatnio do kogokolwiek się odzywała. Nie spotykała się z nikim poza braćmi próbującymi ją odwieść od jej zamiarów. Wiedziała jednak, że na to było zbyt późno.

Dick Remington
amalia
lachmaniara
komendant — Lorne Bay Fire Station
34 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
komendant straży pożarnej, którego życie prywatne właśnie zaczyna się rozpadać po ujawnieniu jego dawnych grzeszków pod wpływem narkotyków
To zapewne było śmieszne odczuwać tak wiele. Przyglądał się czasami ludziom, którym świat wywracał się do góry nogami. Zazwyczaj wtedy dowiadywali się o śmierci krewnych, na dodatek okupionych bonusem w postaci jakichś okrutnych męczarni podczas pożaru, choć to był zaledwie ułamek zdolności australijskiej fauny i flory. Czasami musiał brać nawet zmiotkę, by posprzątać po jakimś nieudolnym i niewychowanym zwierzątku, który rozrzucało kostki jak pięciolatek podczas karmienia.
Potem stawał przed rodziną i mówił poważnie, że dołożył wszelkich starań, by ciało zostało odpowiednio przygotowane do posiłku, a podczas tych wszystkich kłamstw nie zadrżał mu żaden mięsień. Mawiali, że to rodzaj empatii z jego strony, bo był taki skrupulatny i przygotowany do podawania najgorszych wieści w całkiem strawnym sosie, ale Remington uważał, że ktoś tak wyprany z emocji nie może przecież nagle udawać, że to go rusza.
Myślał o tym zawzięcie i zbyt długo, gdy pojawił się tutaj, w tej przyczepie, która jak na zakres narkomanki była całkiem gustowna. Ironizował, ale przecież wiedział, że nie każdy jest w swoim nałogu tak elegancki jak on sam. Poprawka, on miał bogatego tatusia, który fundował mu nawet zjazd w tak luksusowych warunkach, że tak naprawdę nigdy nie musnął nawet dna, które teraz widział z pozycji Jezusa.
Amalia mogła tonąć do reszty w swoich odmętach nałogu, ale Dick przybywał jak Mesjasz, bo już dawno nauczył się chodzić po wodzie. I jak jeden z tych jej bogów w ręku trzymał woreczek strunowy do tej specyficznej komunii.
Przez chwilę zastanawiał się czy chce mu się w ogóle pójść z głodną ćpunką w jakąś rozmowę, pełną uroczych konwenansów i pytań czy może się jej dobrze mieszka, ale wreszcie stwierdził, że nie dałby rady, więc rozsiadł się na pierwszym fotelu, który nie groził atakiem wszawicy i spojrzał na nią uważnie.
- Och, Amalio, moja ty słodko istoto, ja MAM PIENIĄDZE. Potrzebuję coś innego - zauważył z uśmieszkiem, bo właśnie zdał sobie sprawę, że kokainę kupił przecież od jej brata, więc byłaby to jedna z tych doskonałych zemst, jeśli wreszcie nakarmiłby młodszą siostrzyczkę tym proszkiem.
Tyle, że nadal nie był pewien, zupełnie jak walczyły w nim dwie strony i każda szarpała go na swoją stronę, więc chyba musiał jednak powrócić do najbardziej konwencjonalnych pytań świata, by zyskać w ten sposób czas na decyzję.
- Poza tym jak ty witasz gościa? Nie widzieliśmy się lata, chętnie napiję się z tobą herbaty - tak, powinien jeszcze poczekać na obowiązkowe o tej porze herbatniki jak przystało na potomka brytyjskich arystokratów. Pewnie w tej przyczepie i na tym fotelu wyglądał cokolwiek dziwacznie, ale nie zamierzał tracić rezonu ani tego uśmieszku, który przypominał raczej grymas akwizytora, zachwalającego swój towar przed sprzedażą.
Niesamowite, że kokaina przy tak kiepskim marketingu (dzieci, nie bierzcie narkotyków) osiągała aż tak zawrotne wyniki.
Najwyraźniej tam gdzie była podaż, zwiększał się popyt, choć tylko tyle wiedział z ekonomii i z psychologii, bo inaczej nie dręczyłby jej tak zupełnie bez powodu.

Amalia e. Monroe
lorne bay — lorne bay
23 yo — 162 cm
Awatar użytkownika
about
Prześpię się i zapomnę; mam własne życie, własne smutne, łachmaniarskie życie już na zawsze.
Im dłużej przebywała w jego otoczeniu tym bardziej się męczyła, tym silniej chciała znów pozostać sama by zapaść się w swoich emocjach, by odczuwać znów niczym niezmąconą pustkę i tęsknotę tak silną, że odbierała dech. Dick ją irytował. Nie robił nic konkretnego co by to powodowało, może poza jego manierą bogatego dzieciaka, której to Eva nienawidziła od zawsze. Sama jego obecność wystarczała by Monroe miała go dość. Dotyczyło to zarówno Dicka jak i któregokolwiek z braci, który ją nawiedzał ostatnio, czy nawet zmartwionych sąsiadów, którzy przestali ją widywać na papierosie przed przyczepą. Najpierw Adam, potem Zahariel, potem Saul i Oliver, a na koniec Dick. Tych ludzi było już zbyt wiele. Za każdym razem, gdy drzwi się otwierały liczyła, że to Orchid przez nie przejdzie, ale nie stało się tak ani raz. Być może dlatego, że Orchid już dawno tutaj nie było.
W snach, gdy z przemęczenia nawet nie orientowała się, że przysypiała, nawiedzał jej obraz jej sponiewieranego, zakrwawionego ciała, jej kasztanowych włosów oblepionych posoką, jej ciemnych oczu, w których panowała już jedynie pustka. Oczy Amalii były w tym momencie podobne. Ciężko było się doszukać w nich jakichkolwiek emocji, być może dlatego, że była już zbyt z nich wypruta by okazywać chociażby smutek.
Zmarszczyła brwi na słowa Dicka i uniosła wzrok znad swoich kolan by przypatrzeć się mężczyźnie. Jej mózg działał na spowolnionych obrotach, prawdopodobnie ze względu na unikanie jedzenia i picia od kiedy dotarła do niej informacja o śmierci Orchid. Nie rozumiała czego mógłby chcieć od niej, zwłaszcza teraz, kiedy miała tak mało do zaproponowania.
-To czego ode mnie chcesz, Dick? Nie mam siły na zabawę w kotka i myszkę, po prostu powiedz co mam zrobić.-odparła głosem zimnym, ale nie stanowczym, raczej głosem osoby zbyt zmęczonej by była w stanie ozdobić go w ciepło. To był głos osoby, która już straciła siłę.
Ponad wszystko liczyła, że Dick nie chciał od niej seksu. Możliwe, że jemu taka opcja nawet nie przyszła do głowy, ale Amalia przyzwyczajona do żądania ciała w zamian za kokainę pomyślała właśnie o tym w pierwszej kolejności. Nie wiedziała czy byłaby w stanie się teraz sprzedać i nie rozumiała jak ktokolwiek o zdrowych zmysłach mógł wpaść na pomysł ruchania truchła. W końcu do żywego człowieka było jej już aż nazbyt daleko.
-Herbaty? Mówisz poważnie?-Eva, potrzebujesz tej kokainy. Potrzebujesz jej. Położyła dłonie na podłodze i z trudem podniosła się na nogi z pozycji, w której opierała się o łóżko. Nienawidziła Dicka za zmuszenie jej do ruszenia się, nienawidziła go za zasiadanie na fotelu, który do niedawna miał zapach Orchid. A jednocześnie uwielbiała go bo wiedziała, że gdzieś tam trzymał woreczek z białym proszkiem. Przeszła dystans dzielący ją od kuchni i wstawiła wodę. Gdy otworzyła szafkę, w której zazwyczaj była herbata zobaczyła słoiczek kolumbijskiej kawy, a do jej oczu napłynęły łzy, które udało jej się zahamować. To nie był czas i miejsce na płacz. Wyciągnęła pośpiesznie herbatę i zamknęła szafkę by już nie patrzeć na wspomnienie Kolumbii. Gotowy napój podała Dickowi, na wszelki wypadek zrobiła też jeden sobie, by nie musieć wysłuchiwać, że chce się napić razem z nią. Usiadła z powrotem na swoim miejscu na podłodze i otuliła rękoma jeszcze gorący kubek.
-To czego ode mnie chcesz?

Dick Remington
amalia
lachmaniara
komendant — Lorne Bay Fire Station
34 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
komendant straży pożarnej, którego życie prywatne właśnie zaczyna się rozpadać po ujawnieniu jego dawnych grzeszków pod wpływem narkotyków
Wiedział jedno. Bycie bogatym dzieciakiem jest tylko na dłuższą chwilę męczące. Nie, nie był jednym z tych, którzy uważali, że uprzywilejowani mają problemy, bo rodzice ich nie kochają. Pewnie nawet jeśli byłby biedny, jego ojciec i tak wolałby patelnię i kilku kucharzy do wylizywania. Chodziło raczej o coś innego. O to słynne uczucie przesycenia wszystkim, co działo się wokół niego.
Nigdy przecież nie był typem kujona, który poświęciłby czas na naukę, więc akurat to odpadało. Sporty? Ależ oczywiście, że je uprawiał, lubował się raczej w tych ekstremalnych albo nielegalnych jak walki w klatce. Niejednokrotnie zdarzało mu się wracać do domu z podbitym okiem i przeświadczeniem, że kokaina ma działanie tylko i wyłącznie przeciwbólowe. Przecież to nie tak, że brał ją już w końskich dawkach, bo był uzależniony. Szybko jednak nawet sport mu się zdążył opatrzyć i skupił się na pracy, która faktycznie napędzała adrenalinę w jego żyłach. Na krótko, bo potem został komendantem i cudowne akcje zastąpiły nudne protokoły. Nic więc dziwnego, że poczuł się znużony i nie miał za czym ganiać.
Wiedział, że ostatnie uczucie tego typu skończyło się autostradą do kokainy, więc szukał rozrywek innego typu. Wprawdzie dręczenie siostry kolegi pewnie było równie nielegalne jak wyścigi samochodowe czy bójki w klatkach, ale postanowił zaryzykować.
Najwyżej da mu to satysfakcję na trochę, a to było chyba lepsze niż wpędzanie się samemu w nałóg. Zresztą Amalia była chodzącą antyreklamą brania narkotyków i zdecydowanie powinna występować w tych wszystkich spotach, które przestrzegają przed konsekwencjami. Głód zasiał u niej takie spustoszenie, że walczył z pokusą, by nie złapać jej za nadgarstki i by nie odwieźć gdzieś na odwyk.
Wtedy przynajmniej karma by się wyrównała i może byłaby szansa na jego zbawienie. Na razie jednak obracał woreczek strunowy.
- Chcę informacji. Z kim sypia Saul, na przykład - listę zagadnień miał całkiem sporą, ale planował zacząć od czegoś najprostszego. Nic więc dziwnego, że gdy zaskoczyła ją propozycja herbaty, zaśmiał się nieprzyjemnie.
- A myślałaś, że co? Że każę ci mi obciągnąć? Amalia, bez przesady, aż tak nisko nie upadłem. Poproszę herbatę - powtórzył z naciskiem i miał nadzieję, że owszem, zrozumie, że właśnie tej kokainy potrzebuje i skończy ze stawianiem oporu. Przynajmniej częściowo, bo potem może robić co jej żywnie podoba, ale na razie chciał zobaczyć, ile jest w stanie poświęcić dla nałogu.
A tak naprawdę pragnął się tego pozbyć z zasięgu swojego wzroku, bo i jemu ręce się trzęsły, gdy trzymał woreczek i już projektował to, że jednak jej go zabierze i wykorzysta dla siebie. Miał wrażenie, że za coś takiego ta ćpunka mogłaby go zadźgać w tej przyczepie na końcu świata, ale czy wtedy nie byłoby zwyczajnie warto?
- Chcę, żebyś mi powiedziała, co się spieprzyło na dobre, skoro zaczęłaś znowu ćpać. Skrótowo, nie musi to być cała historia - och, to już z jego strony było wyjątkowo wredne, bo przecież wiedział, że dziewczyna jest na granicy wytrzymałości i śmiało sobie z nią poczyna.
Ewidentnie pójdzie do piekła, jeśli wybierze źle i jej nie pomoże.

Amalia e. Monroe
lorne bay — lorne bay
23 yo — 162 cm
Awatar użytkownika
about
Prześpię się i zapomnę; mam własne życie, własne smutne, łachmaniarskie życie już na zawsze.
Z każdą chwilą coraz bardziej żałowała spotkania z Dickiem, ale wiedziała też, że nie ma żadnego innego kontaktu. Był jej ostatnią deską ratunku, ostatnią osobą, która mogła podarować jej chwilę szczęścia i zdecydowania na podjęcie decyzji o wylocie do Indonezji. Potrzebowała go teraz bardziej niż któregokolwiek z braci czy przyjaciół. Żadna z tych osób nie mogła jej dać radości, którą Dick trzymał w woreczku strunowym. Tak proste i łatwe rozwiązanie za chwilę przemęczenia się z osobowością Remingtona. Do czci wierzyła, że było to tego warte.
Nie była na głodzie, przynajmniej nie na takim, który pamiętała z czasów regularnego ćpania. Daleko jej było do wierzenia, że kokaina jest jej pożywieniem. Było jej dobrze w trzeźwości, aż do momentu odejścia Orchid. Straciła tę, która postawiła jej ultimatum, straciła tę, dla której faktycznie chciała wytrwać. Myślała, że rzuciła to już na stałe, ale widocznie w życiu Amalii nigdy nie było stałych, tylko same zmienne.
Odstawiła kubek z herbatą na ziemię obok siebie i laptopa. Nie miała najmniejszej ochoty pić, nawet nie pamiętał kiedy ostatni raz to robiła. Zmarszczyła brwi na pytanie Dicka, a bardziej żądanie.
-Dick, na litość boską, myślisz, że mnie serio obchodzi kogo rucha Saul czy którykolwiek z moich braci? Z resztą, my się nawet sobie nie zwierzamy z takich rzeczy. Mało nas obchodzi kto kogo zapina. Po co ci to?- kłamała. Co prawda, faktycznie nie wiedziała z kim aktualnie Saul sypiał, ale wiedziała, że na liście jego osób partnerskich znajdowała się i ona i wiele innych odpłatnych osób. Jednak każda z tych informacji była osnuta tajemnicą, której Eva nie mogła zdradzić. Nie zamierzała wyspowiadać się ze swojej relacji z bratem komukolwiek innemu niż Orchid, a o płatnych spotkaniach wiedziała tylko przez swoją diagnozę i nie miała zamiaru tej informacji wykorzystywać. Na szczęście była całkiem dobrą ściemniarą, całe życie każdego okłamywała. Jedynie z Orchid potrafiła być do bólu szczera.
-Nie zaczęłam znowu ćpać. Jeszcze.- odpowiedziała ignorując uwagę o obciąganiu. Wolała nawet nie myśleć o żadnych kontaktach seksualnych, nie była na to teraz gotowa, odrzuciła nawet myśl o ponownej sprzedaży ciała by pokryć koszt biletów do Indonezji. W tej kwestii to ona aż tak nisko nie upadła.-Moja narzeczona nie żyje.-odpowiedziała głosem wyzutym z emocji, po raz pierwszy dzieliła się tą informacją nie zanosząc się łzami, ale czy na Dicku jej płacz zrobiłby jakiekolwiek wrażenie? Nie chciała zmiękczać jego serca, bo nie było ku temu sensu. Chciał informacji, więc dostał informację, choć wypowiedzenie jej na głos rozrywało już i tak ledwo trzymające się serce Amalii. -Zadowolony? O to właśnie chodzi. Chcę się naćpać, kupić bilety i polecieć w pizdu.

Dick Remington
amalia
lachmaniara
komendant — Lorne Bay Fire Station
34 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
komendant straży pożarnej, którego życie prywatne właśnie zaczyna się rozpadać po ujawnieniu jego dawnych grzeszków pod wpływem narkotyków
Powinien wybrać bardziej humanitarny sposób na pozbycie się tej pieprzonej kokainy. Zawsze go jednak niesamowicie bawiło w tych wszystkich filmach, że ludzie ją topili w toalecie jakby była niczym. Owszem, Dick Remington był w stanie pozwolić sobie na wszystko i nawet kryształki musiał mieć idealne, jak od linijki, ale wciąż nie spuściłby w sedesie towaru za tyle tysięcy. Nienawidził marnotrawstwa, nawet jego ojciec był proeko fundując resztki ubogim sierotom, więc pewnie będzie dumny, że on dorósł na tyle, by recyklingować dobrą kokainę.
Szkoda, że trafiło akurat na Amalię, która zdawała się być głucha na jego sygnały. Te, które powinien wysyłać jej instynkt samozachowawczy, bo przecież to nie było tak, że powinna czuć się komfortowo w jego towarzystwie. Nie na tyle, by pozwolić sobie na jakiekolwiek kłamstwa, które mu podsyłała. Nie wiedział tego, bo był jasnowidzem- po prostu miał siostrę i wiedział, że te małe cholery interesują się wręcz wszystkim. Z tego powodu wiedział, że nonszalancki ton się skądś bierze i choć nie wiedział, na ile dziewczyna jest zdesperowana (wciąż się jakoś trzymała), nie interesowały go jej rzewne bajeczki o stracie narzeczonej.
Może mógłby być dobrym człowiekiem i nawet poklepać ją po ramionku, ale odkąd Divina na dobre zniknęła z jego życia, rozgościł się w nim chaos, nad którym nadal nie potrafił zapanować.
Tak okrutny, że nawet wspomnienie Ainsley nie ukołysało w nim gniewu, który wzbierał przez całe jej marne tłumaczenie. Nie chodziło przecież o prochy- to jasne, że ją naćpa i będzie miał nadzieję, że zdechnie gdzieś w kącie będąc dla niego bajeczką ku przestrodze, ale o samo to, że postanowiła mu się sprzeciwić.
Złapał ją od tyłu za nadgarstki i mocno zacisnął ręce na jej chudych pęcinach.
- Powiedz mi, dlaczego w tym momencie mam nie uderzyć twoją piękną buźką o blat- wysyczał jej prosto do ucha. - Nie okłamuj mnie i przestań pieprzyć, że cię to nie interesuje. Na razie tylko ładnie proszę- warknął, ale nie zamierzał jej puścić. To chodziło właśnie o to uczucie kontroli- nareszcie miał nad czymś władzę i choć zdawał sobie sprawę, że to zwodnicze i że pożałowałby, gdyby coś się jej stało, napawał się mocno tą emocją.
- I wyrazy współczucia z powodu Orchid czy jak jej tam- ale chyba nie był aż takim potworem, bo zwolnił uścisk i czekał aż dojdzie do siebie po tej napaści i znowu zacznie z nim rozmawiać na serio.
Inaczej już przestanie być taki grzeczny i popijać herbatkę.

Amalia e. Monroe
lorne bay — lorne bay
23 yo — 162 cm
Awatar użytkownika
about
Prześpię się i zapomnę; mam własne życie, własne smutne, łachmaniarskie życie już na zawsze.
Nigdy nie posiadała instynktu samozachowawczego. Od zawsze robiła wszystko co mogło się skończyć jej potencjalnym uszczerbkiem na zdrowiu. Od lesbijskich pocałunków pod drzwiami domu, gdy pijany ojciec wyglądał przez okno, przez spanie w squatach i namiocie gdzie tylko popadło, spotykanie się z obcymi na niezobowiązujące relacje seksualne, aż po błaganie Dicka o kokainę. Całe życie przynosiła na siebie zgubę nie zawsze będąc tego świadomą. Ryzykowała wiele stanowczo zbyt często. Jednak w tym momencie było jej już wszystko jedno. Nie dbała o swój stan, nie dbała o swoje życie. Nie miała już nic do stracenia bo wszystko co miała już utraciła. Teraz zostały jedynie popłuczyny po jej byłym życiu.
W jej głowie przewijały się obrazy. Słoneczna Kolumbia, długie pole koki i ta piękność o brązowych oczach i ciemnej karnacji, która drobnymi rękoma zrywała liście i rozglądając się konspiracyjnie wkładała między zęby pojedyncze płatki zieleni. Wysokie Andy po których wspinały się ramię w ramię by podziwiać wschody i zachody słońca ze szczytów. Długi lot do Australii, pobity Isaac błagający ją o powrót. Pojawienie się Orchid na plaży, kiedy Eva myślała, że już wszystko się zakończyło i nic dobrego jej już nie spotka. Ciało Kolumbijki całkowicie zmasakrowane przez auto i to durne pytanie "poznaje ją Pani?". Niestety, tak, poznaję.
Poczuła na swoich nadgarstkach dłonie mężczyzny i momentalnie zrobiło jej się niedobrze. Nie chciała dotyku, a już stanowczo nie jego. Chciała pozostać sama w swojej strefie nienawiści do świata. Wszelki dotyk odczuwała jak atak i niewiele się teraz pomyliła.
-Przypierdol mi głową o blat, Dick. Równie dobrze możesz mnie zabić. Wszystko mi jedno.- odpowiedziała nawet nie wyrywając rąk z uścisku. Czekała na cios, który nie nadszedł. Nie rozumiała czemu Remingtona tak bardzo interesuje z kim sypiał jej brat. Jeśli miał zamiar tak wypytywać o każdego z jej braci to równie dobrze mógłby już teraz wyjść bo Eva gówno wiedziała na ich temat.-Co cię to tak interesuje? Chcesz wiedzieć czy masz szansę czy o co chodzi?
Podjudzała go z pełną premedytacją. Była gotowa poczuć ból, była gotowa na śmierć nawet jeśli nie miała stać się w Indonezji, a w tej obślizgłej przyczepie z rąk jeszcze bardziej obślizgłego typa. W tym momencie było jej już wszystko jedno.
-W dupie mam twoje kondolencje. I wszystkich innych. Nie zwrócą mi narzeczonej- właśnie dlatego nie zaprosiła nikogo na pogrzeb, a jedynie stała ramię w ramię z Adamem, który za wszystko zapłacił. Nie mogła go wyrzucić i wiedziała, że nieważne co by powiedziała to Adam by został. Przynajmniej nie składał jej kondolencji. Jako jedyny rozumiał, że niewiele to zmieni, że to tylko puste słowa mające sprawić, że osoba je wypowiadająca poczuje się lepiej. Nie miały żadnego związku z jej władnym samopoczuciem. O Evę już nikt nie dbał. Nawet ona sama.

Dick Remington
amalia
lachmaniara
komendant — Lorne Bay Fire Station
34 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
komendant straży pożarnej, którego życie prywatne właśnie zaczyna się rozpadać po ujawnieniu jego dawnych grzeszków pod wpływem narkotyków
trigger warning
post może zawierać sceny przemocy
Nie powinien tu przychodzić. Na pewno istniało w piekle miejsce dla ludzi, którzy nie dość, że sami ćpają (ci będą zbawieni jako męczennicy) to jeszcze upatrują sobie towarzyszy niedoli. Najwyraźniej cierpienie samemu nigdy nie jest wysoko na liście priorytetów. Tak przynajmniej podejrzewał Dick, który wpadł tutaj, by dołożyć swoją cegiełkę do autodestrukcji Amalii.
Powinna być mu koniec końców wdzięczna, bo przecież będzie miała na kogo zwalić winę. Powodów do brania już szukała i pewnie przebierała w nich jak w ulęgałkach.
Mógłby z tego miejsca jej pogratulować, bo kiedyś, gdy trafi do zamkniętego ośrodka i wszyscy zgromadzą się w ogrodzie, by przedstawiać swoją wersję wydarzeń, będzie jedną z tych, która poruszy widownię swoją rzewną bajeczką o ćpaniu z powodu straconej miłości.
Może i nawet Hollywood się tym zainteresuje i wyda tę balladę, koniecznie jednak umieszczając w jej roli jakąś ładniejszą i z większym biustem. Sama Monroe zaś będzie na tyle zniszczona nałogiem, że biedulka nie pojawi się nawet na nagraniach.
Tak to widział i już miał dzwonić do Clarence’a, by oświadczyć, że dostał natchnienia i jest film do zrobienia, ale miał pod ręką głowę, którą faktycznie wreszcie uderzył o blat.
Nie po to, by jej zrobić krzywdę, ale po to, by się zamknęła.
- Skończ z obwinianiem jej o to, że nie umiesz wziąć się w garść - zauważył czując, że właśnie przekroczył po raz kolejny pewną granicę, bo przecież solennie obiecywał sobie po Saskii, że nie skrzywdzi nikogo. A tu proszę, minął rok i jak na rocznicę znowu kolejna dziewczyna mogła zostać uszkodzona na dobre przez niego. Miarą skurwysyństwa Dicka Remingtona był w tym momencie fakt, że pomyślał o tym, że tej przynajmniej nie zgwałcił.
Ta wizja była tak przykra, że chyba nawet jego ruszyła i złapał ją za kudły i podsunął pod zimny kran czując, że przynajmniej może w ten sposób zatamuje krwawienie.
Dopiero po tym wszystkim wziął paskudną ścierkę i przyłożył jej do nosa, który rozkwasiła o blat.
- Przepraszam. Chciałem, żebyś się zamknęła, ale tylko na trochę- nie mogła więc liczyć ani na wyjaśnienie, dlaczego go tak to frapowało ani na fakt, że sobie ją zabije i tym sposobem rozwiąże jej problemy.
Miał inny, bardziej nowatorski pomysł, bo położył woreczek na kuchennym blacie, a sam, zupełnie jakby rażony tą wizją, odszedł na fotel, który dotąd zajmował. Powiedział jej przecież, że zamierza pić herbatkę, więc po drobnych niedogodnościach w postaci jej złamanego nosa (prawdopodobnie) zamierzał być dżentelmenem i zacząć zachowywać się jak jeden z nich.
- Gdyby ci teraz zwrócili to truchło, to sama byś ją wyjebała przez okno- zauważył logicznie. - Co się stało?- może jednak jakieś pokłady troski, posypanej kokainą jak brokatem w nim siedziały, skoro pytał i się interesował.
A może nie chciał, by wyżarła mu cały towar i przekręciła się w tej przyczepie, bo ostatnio za mocno policja węszyła w tych okolicach.
Interpretacja dowolna.

Amalia e. Monroe
lorne bay — lorne bay
23 yo — 162 cm
Awatar użytkownika
about
Prześpię się i zapomnę; mam własne życie, własne smutne, łachmaniarskie życie już na zawsze.
Wiedziała, że spotkanie z Dickiem nie pójdzie tak gładko jak by sobie życzyła. Znała go zbyt dobrze by podejrzewać go o zrozumienie jej aktualnego stanu. Z resztą, nikt nie rozumiał. Saul, który wpadł tylko na chwilę by udawać przykładnego brata, a dzień później polecieć do Monachium, Zahariel, który myślał, że wódka rozwiąże wszystkie problemy. Tym razem używki nie miały być rozwiązaniem każdego problemu. Przynajmniej nie te, które były legalne. Kokaina mogła uśmierzyć ból. Chociaż na chwilę, chociaż odrobinę.
Było jej wszystko jedno, gdy Remington zaczął jej grozić. Nie obchodziło jej już co się z nią stanie, równie dobrze mógł ją tutaj zabić. Jeszcze by mu podziękowała. Gdy jej twarz z impetem uderzyła o blat kuchenny przeszył ją silny ból, który uporczywie przypominał jej, że żyje. Niestety. Promieniował do czaszki zaogniając migrenę, z którą się nie rozstawała od kiedy przestała jeść i spać. Jej ciało przeszył nieprzyjemny dreszcz, a po twarzy zaczęła spływać krew. Zanim zdążyła się obejrzeć na jej twarz zaczęła lać się lodowata woda stanowiąca pewne rozbudzenie z letargu.
-Tylko na tyle cię stać? Dokończ swoją robotę, chuju-skwitowała, gdy ten w końcu puścił jej włosy. Nie przetarła krwi z twarzy, nie okazała oznak bólu, który rozrywał jej ciało. Miała dość. Siebie, Dicka, tej przyczepy, tego światu. Chciała jak najszybciej się z niego usunąć, a wiedziała, że Remington był zdolny jej w tym pomóc. Nie był to jej wymarzony sposób na śmierć, ale nie zawsze dostaje się od życia to na co ma się ochotę. Czasami trzeba żyć z tym co podsuwa nam los.
-Mam twoje przeprosiny równie głęboko jak twoje kondolencje.- właśnie dlatego nie spotykała się teraz z ludźmi z własnej woli. Wiedziała, że będą mówić jak to im przykro, choć w przypadku Dicka dało się podejrzewać, że mówi to mając jej los całkowicie w dupie. Tak jak ona miała jego nieszczere przeprosiny. Nie obchodziło jej żadne słowo jakie padało z ust mężczyzny bo znała go zbyt dobrze. Wiedziała, że każde z nich może wyrzucić do kosza bo tak naprawdę nic go nie obchodziło.
-Nie chce jej zwłok, chce do niej dołączyć, rozumiesz? Jak chcesz zgrywać dżentelmena to mi pomóż.- rzuciła nawet nie patrząc na woreczek kokainy leżący na blacie zaraz obok plamy krwi z jej rany. -Zabij mnie, Dick. To ostatnie o co cię proszę. Zabij mnie.-mówiła spokojnie, stonowanym głosem wyzbytym z emocji. Była pewna swojej decyzji, zwłaszcza teraz. Wiedziała, że to było ostatnie sensowne rozwiązanie, a Dick nie miał skrupułów.
Czekała.
By powitać śmierć jak starą przyjaciółkę.

Dick Remington
amalia
lachmaniara
komendant — Lorne Bay Fire Station
34 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
komendant straży pożarnej, którego życie prywatne właśnie zaczyna się rozpadać po ujawnieniu jego dawnych grzeszków pod wpływem narkotyków
trigger warning
post może zawierać sceny przemocy
Tak właściwie Dick wcale nie chciał jej zrozumieć czy też zważać na jej stan, nawet jeśli jak każda osoba z tragedią życiową rościła sobie do tego prawo. Jako strażak widział to często- ofiary czy wdowy przeżywały dramaty tego dnia, ale dopiero z czasem rozumiały, że śmierć ich najbliższego to tylko kwestia statystyki. Nie one pierwsze i nie ostatnie roniły łzy, a po pewnym czasie już przechodziły spokojnie nad chodnikiem, gdzie ich mąż był plamą krwi. Niedługo i tak wszystko wysychało i na wiosnę znajdowały sobie nową miłość, a ta stara zwieńczona była kamieniem nagrobnym w kiepskim guście. Tak wyglądało życie i im bardziej Amalia pogrążała się w udowadnianiu mu, że straciła miłość życia, tym bardziej miał ochotę roześmiać się, gdy na jego uderzenie zareagowała tak buńczucznie.
Kiedyś takie lubił. Można było znęcać się nad nimi do nieprzytomności, ale nigdy grymas bólu nie zdobił ich twarzy, bo były takie dumne. Teraz i Monroe dołączyła do tego grona dziewczyn ze stali podburzając go tak bardzo, że powinna dziękować niebiosom, że miał trochę oleju w głowie i jednak postanowił jej nie zabić.
Mimo próśb i zażaleń.
- Ogarnij się, żałosna jesteś- wycedził tylko, a potem rozejrzał się za liną, którą zaczął zawiązywać. Na początek, na sucho, a potem popchnął ją na krzesło i zaczął przywiązać ją do niego wiedząc, że ze strażackim sposobem wiązania nie wygra, zresztą jakby próbowała, to już nie będzie miał żadnych skrupułów.
- Chyba najwyższa pora rozpocząć odwyk. I tak, możesz na terapii milczeć, ale i tak wreszcie będziesz musiała posikać się w spodnie i się odezwiesz- wyjaśnił i tyle było z jej gadania na temat tego, że chce zginąć.
Nie był przecież dżinem, którego nieopatrznie Aladyn uwolnił z lampy i nie zamierzał spełniać niczyich życzeń, a już na pewno nie jakiejś durnej małolaty, której wydawało się, że wie, czym jest najgorsze cierpienie.
Sam wiedział, że nie ma większego niż głód, więc postanowił zafundować jej pełen pakiet all inclusive, choć najpierw trzeba było zacząć od startu. Z tego powodu podszedł blisko i zanurzył palec w kokainie potem wsuwając go jej głęboko do nosa, by poczuła wreszcie narkotyk i przestała się zastanawiać czy wziąć czy nie wziąć.
Dawał jej prostą receptę- zmuszał ją po to, by wreszcie mogła potem wygryźć zębami przerwie w linie z bólu, gdy będzie widział towar i nie będzie mogła po niego sięgnąć. Całkiem skromnie uważał, że powinni nazywać go geniuszem i stosować ten jego eksperyment szerzej. O ile Amalia mu w trakcie nie zemrze, bo i to brał nieśmiało pod uwagę.

Amalia e. Monroe
lorne bay — lorne bay
23 yo — 162 cm
Awatar użytkownika
about
Prześpię się i zapomnę; mam własne życie, własne smutne, łachmaniarskie życie już na zawsze.
Upadlała się. Wiedziała o tym. Upadlała się od samego początku, od kiedy napisała tę cholerną wiadomość z prośbą o kokainę, przez całe spotkanie z Dickiem, aż do teraz, gdy w geście ostatecznego bólu zaczęła błagać o śmierć. Już nie widziała innych rozwiązań, nie wiedziała co mogłaby zrobić by poczuć się lepiej, nie była też pewna czy będzie miała dostatecznie dużo odwagi by zabić się samodzielnie, a teraz miała okazję, pod postacią Dicka. Osobę bez krztyny moralności, która w prosty sposób mogła pozbawić ją życia i nawet nie przypominać sobie tego w koszmarach sennych.
Żałosna jesteś.
Amalia doskonale zdawała sobie z tego sprawę. Wiedziała, że upadła okrutnie nisko, ale czuła też, że emocjonalnie jest na całkowitym dniem i już niżej być nie może. A jeśli już sięgnęła podłogi, to czy mogło być gorzej?
Podjudzała Remingtona, doskonale przy tym zdając sobie sprawę, że mógł jej zrobić wiele rzeczy, które potem będzie wspominała z bólem. Jednak nawet w etapie kryzysu Monroe pozostawała Monroe. Upartą i buńczuczną do granic możliwości. Nawet jeśli miała ryzykować swoim dobrem. Dokładnie tak robiła z ojcem i tak też miała zamiar robić z Remingtonem.
Zanim się jednak zorientowała Dick znalazł leżące gdzieś na podłodze sznury Amalii służące do wiązania hamaków. Rzucił ją na krzesło, do którego zaczął ją przywiązywać, a Eva... nie stawiała oporu. Pozostawała bierna na wszystkie jego działania wiedząc doskonale, że w najgorszy możliwym wypadku czeka ją spotkanie z Orchid, a to przecież było coś dobrego. Nawet specjalnie przytrzymała tak ręce by mężczyźnie było łatwiej ją przywiązać do krzesła. Podejrzewała, że tym posłuszeństwem mogła go tylko jeszcze bardziej zirytować, ale pozostawała niewzruszona. Nawet nie przejmowała się nadal spływającą po jej twarzy krwią i wodą.
Dopiero, gdy Remington sięgnął po woreczek z kokainą, którą nałożył sobie na palec, Amalia zrozumiała co się dzieje. Mogła znowu zaćpać. Mogła znowu być na haju. Mogła... stracić rok trzeźwości. Złamać obietnicę daną Viper i Orchid.
Nie.
Nie, nie, nie, nie.
Nie
Mogła
Zaćpać.
Przed jej oczami malował się obraz przerażonej Viper nad jej ciałem, gdy przedawkowała i rozedrgane ręce Orchid sięgające po nalokson. Zawiodłaby ich. Straciłaby raz na zawsze zaufanie Viper, a Orchid, znając Kolumbijkę, nawiedzałaby ją, aż do jej własnej śmierci za to, że nie wytrzymała w trzeźwości. Ale, przede wszystkim, zawiodłaby samą siebie.
Była z siebie cholernie dumna po tym roku trzeźwości, nie sięgała po narkotyki ani po alkohol, rzadko kiedy paliła, wychodziła na używkową trzeźwość i dopiero, gdy kokaina znalazła się tak blisko jej nozdrzy zrozumiała, że wcale nie chce tego tracić. Może to i ona błagała Dicka o ten biały proszek, ale teraz... Teraz go już nie chciała.
-Spierdalaj z tym ode mnie-wycharczała przez zaciśnięte gardło, a gdy jego ręka znalazła się w pobliżu jej nosa wyciągnęła szyję by z całej siły ugryźć Dicka w rękę. Poczuła jak na jej język spływają kropelki krwi. Oby Dick miał szczęście i jego własna krew nie wymieszała się z tą spływającą z twarzy Amalii. Nawet nie wie jakie zło by na siebie ściągnął.

Dick Remington
amalia
lachmaniara
ODPOWIEDZ