właściciel winnicy — lokalna winnica
38 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
Prowadzę rodzinną winnicę i próbuję wybaczyć Baby, która w końcu wyznała mi prawdę.
005
Spotkanie z nią było jak siarczysty, mokry policzek. Bolesny i upokarzający, po którym masz ślad przez resztę wieczoru. Kiedy tylko te kilka dni temu opuściła jego winnice, naprawdę nie chciał jej więcej oglądać. Bez względu na to czy mówiła prawdę, czy karmiła go słodkimi kłamstwami. Po prostu nie było opcji, żeby wpuścił ją ponownie do swojego życia. Narobiła w nim zbyt dużo szkód i nie wyobrażał sobie znowu sprzątania tego całego syfu, który po sobie zostawiła. Nie chciał przeżywać tego na nowo, miał wrażenie, że nie będzie to bezpieczna opcja. Kiedy tylko odeszła on nie potrafił się ruszyć, dopóki nie przestał słyszeć dźwięku silnika samochodu, którym przyjechała.
Od paru dni był skołowany, myślał o jej słowach. Podważał pewność umysłu i powoli dopuszczał do siebie to, co mówiła. Nigdy go nie okłamała, więc bez względu na wszystko nie miał podstaw do tego, aby jej nie wierzyć. Z drugiej jednak strony zraniła go tak bardzo, że spodziewał się już wszystkiego. Bez względu czy zakładany przez niego scenariusz byłby dla niej rolą główną, czy nie. Po takim ciosie spodziewał się najgorszego możliwego gówna. Na czele z manipulacją, której mogła się dopuścić. Nie wiedział, czego chciała i czego szukała, jeżeli mówiła prawdę to był kretynem. Kretynem, który próbował ochronić się przed kolejnym cierpienie.
Motał się, nie wiedział co ze sobą zrobić i nadal był ewidentnie skołowany jednak to, co się zadziało, nie spodziewał się tego. Zniszczona koperta w skrzynce na listy. Ręczny podpis, miejsce nadania Szwajcaria. Serce waliło mu jak oszalałe. To nie mogła być prawda. Koperta była w naprawdę ciężkim staniem, jakby jakaś krowa postanowiła ją przerzuć i wypluć. Ręce mu się trzęsły, bał się tego, że właśnie przed sobą dowód na to, że jest kretynem. List był pognieciony, ale data na nim mówiła jedno. Napisany został dwa lata temu. Rozpoznałby to pismo wszędzie, zaczął czytać. Powoli i spokojnie, tym razem dopuszczając każde słowo i każdą literę do siebie. Czuł, jak znowu boli go serce, tym razem nad własną głupotą. Źle ją ocenił, kiedy przyjechała się wytłumaczyć i powiedzieć prawdę. Chciała walczyć dla niego, tylko dlaczego tak bardzo chciała go chronić? Przecież jej się oświadczył. Czy nie dał jej tym jednoznacznego świadectwa, że chce, żeby to wszystko było w zdrowiu i chorobie? Wydał gardłowy, cierpiąc i niekontrolowany dźwięk. Zerknął na telefon i próbował się do niej dodzwonić. Jedno połączenie za drugim. Cisza i poczta głosowa były irytujące. Co dalej? Z kim mogła się skontaktować, gdzie zatrzymać? Myśl Rockwell, musisz z nią porozmawiać. Musisz zrozumieć, bo sobie nie wybaczysz. Gadał do siebie jak nakręcony, ale widział gdzie ją znajdzie. Nic jej tu nie trzymało.
Wiedział, że musi pognać na lotnisko. Wsiadł w X5 i pędził, łamiąc po drodze chyba wszystkie możliwe przepisy. Ciągle myślał o tym co właśnie przeczytał i dopiero teraz pozwolił swojemu mózgowi na to, żeby dopuścić do siebie jej słowa. Mówiła prawdę.
Dojechał na lotnisko, nie wiedział, gdzie ją może znaleźć. Dzwonił i rozglądał się z nadzieją, że nie jest za późno i zdoła z nią porozmawiać.

Baby Sinclair
ambitny krab
cattitude#5494
30 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
Wróciła po dwóch latach do Lorne Bay. Próbuje wszystko naprawić i odzyskać byłego narzeczonego.
2.
outfit + walizka

Co ona sobie w ogóle wyobrażała?! Myślała, że wróci do Lorne Bay wyjaśni wszystko Jamesowi, a on potem mocno ją przytuli i powie, że rozumie. Zachowała się, jak skończona idiotka myśląc w ten sposób. Po prostu to dawało jej nadzieję na lepsze jutro, szczególnie podczas wali z chorobą. Kochała go całym swoim sercem, lata podkochiwała się w nim jako przyjaciółka, a kiedy się zeszli to myślała, że otrzymała kawałek nieba. Niestety los wiecznie rzuca Baby kłody pod nogi! Wydawało jej się wtedy, że postępuje słusznie. W końcu ochroniła go przed chorobą, strachem i wiecznym zastanawianiem się "co by było gdyby". Jednocześnie złamała mu serce więc ciężko stwierdzić, co narobiłoby więcej szkód. A jeśli nie udałoby jej się przeżyć? Wtedy na pewno cierpiałby jeszcze bardziej niż po rozstaniu... Chociaż może łatwiej byłoby mu zacząć od nowa, gdyby wiedział, że umarła kochając go.
W liście napisała o wszystkim, przelała każdą emocję, która towarzyszyła jej od momentu, kiedy wyjechała z Lorne Bay. Opowiadała o tym, jak bardzo się ucieszyła, gdy dowiedziała się, że jest w ciąży. Uważała, że będzie świetnym ojcem, nawet wyobrażała sobie jego radość... Zdradziła Jamiemu imię, jakie nadała ich nienarodzonemu synkowi. Czy to nienormalne? Potrzebowała tego, chciała, żeby wiedział o wszystkim. W końcu to również była cząstka Rockwella. Poza tym nie mogła znieść tego, że wszyscy w szpitalu wypowiadali się o ich dziecku, jak o czymś nieludzkim. To był dopiero drugi miesiąc, ale Baby musiała znaleźć odpowiedni sposób, żeby się z nim pożegnać. Przeżywała wtedy koszmar, leczenie, rozstanie oraz utrata dziecka odbierało jej jakąkolwiek siłę.
W winnicy wyraził się jasno, nie chciał jej w swoim życiu. Musiała dać mu spokój, pozwolić odejść i raz na zawsze zapomnieć o tym, co było. Wracając do centrum, zatrzymała się gdzieś w połowie drogi, żeby móc się wypłakać oraz wykrzyczeć. Dopiero potem była w stanie dalej prowadzić, gdyby tylko dostał list... Może wtedy wszystko wyglądałoby całkiem inaczej.
Postanowiła, że zostanie w rodzinnym mieście jeszcze pare dni. Nie miała w ogóle na siebie pomysłu, została z niczym. Wcześniej miała jeszcze iskierkę nadziei, a teraz? Leżała w mieszkaniu, tępo wpatrując się w sufit. Potrzebowała odpoczynku, rozmowa z byłym narzeczonym sporo ją kosztowała. Nadal nie potrafiła sobie wybaczyć, że aż tak bardzo go zraniła. Ostatecznie kupiła bilet na samolot do Californii, zaszyje się u ojca i w końcu będzie w stanie zacząć nowe życie. Spakowała walizkę, po czym wsiadła do samochodu i ruszyła na lotnisko. W ogóle nie sprawdzała telefonu, była tak zamyślona, że nawet dzwonek komórki do niej nie docierał.
Stwierdziła, że jeszcze podejdzie do małego sklepiku przy wejściu zanim uda się na odprawę. Zaopatrzyła się w pare potrzebnych rzeczy, wychodząc praktycznie stanęła za nim. Zamurowało ją, nie wiedziała, co robić. Czy powinna się odezwać? A może odejść bez słowa?
- Jamie? Co Ty tutaj robisz? - w końcu zdecydowała się odezwać, aż serce Sinclair zaczęło nieco szybciej bić.

Jamie Rockwell
ambitny krab
dagger
właściciel winnicy — lokalna winnica
38 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
Prowadzę rodzinną winnicę i próbuję wybaczyć Baby, która w końcu wyznała mi prawdę.
Pędził przez lotnisko jak na złamanie karku z nadzieją, że jeszcze ją złapie. Nie chodziło o to, że chciał ją zatrzymać. Nie wiedział dalej, czy chce jej w swoim życiu, ale musiała wiedzieć, że wie. Nie rozumiał, dlaczego go odtrąciła w takim momencie, nie potrzebował ochrony, ale teraz wiedział. Wszystkie puzzle wskoczyły na swoje miejsce i obraz stał się jasny i klarowny. Na myśl o tym co przeszła, a co opisywała w liście, przeszły go ciarki. Cierpiała, a on nie mógł jej wesprzeć, bo mu na to nie pozwoliła. Głupiutka, chciała go chronić, kiedy to był ten moment, w którym to on powinien chronić ją. Trzymać i pilnować, czuwać i wyjechać kiedy było to potrzebne. Przeżyć z nią utratę ich dziecka i po prostu przy niej być. Teraz nie wiedział, czy gorsze piekło zgotowała sobie, czy jemu, kiedy od niego odchodziła. Rozumiał, że nie było jej łatwo i dotarło do niego, ile odwagi musiała w sobie znaleźć, żeby te kilka dni temu znaleźć się w winnicy, a on był ślepy i głuchy.
Kiedy wpadł na nią, przez moment nie wiedział co ze sobą zrobić. Wpatrywał się w jej oczy, ale zaraz momentalnie przyciągnął ją do siebie i po prostu schował w ramionach. Jakby właśnie próbował ją ochronić przed tym wszystkim, co przeszła, chociaż było za późno. Dopiero teraz dotarło do niego, że właśnie miał ją przed sobą. Całą, zdrową i po tylu przejściach. Nie chciał jej puścić, wiec tylko oparł policzek o czubek jej głowy:
- Dzisiaj rano przyszedł list – wyszeptał i czuł, że są w swojej własnej bańce. Schowani, ukryci. Nie zwracał uwagi na mijających ich ludzi, a już na pewno nie na to, że stoją na środku lotniska i ci, którym aż tak bardzo się nie śpieszyło, ich obserwują. – Spóźnił się dwa lata – prychnął, ale nie było w tym rozbawienia, a sporo goryczy. Gdyby przyszedł te dwa lata temu, to nawet by się nie zastanawiał, tylko zaraz próbowałby ją znaleźć i być przy niej. Jeszcze by ją zrugał za takie odwalanie numerów i próbę chronienia go.
Odsunął ją od siebie i trzymał za ramiona, tak żeby patrzeć jej w oczy. Widział tę zmęczoną chorobą i przeżyciami twarz. Dojrzała przez te dwa lata, a życie ją przeżyło i wypluło, co było widać na jej młodej twarzy, która dorobiła się kilku nowych, uroczych zmarszczek:
- Jak mogłaś mi to zrobić? – Spojrzał na nią i czuł, że się znowu zaczyna irytować. – Z resztą co ja mówię, mnie? Jak mogła to zrobić sobie? Co ci strzeliło do głowy, żeby walczyć z tym samodzielnie. Co to za próba chronienia mnie, jakbym był z porcelany? Nie mogę tego pojąć po prostu. – Kiwał głową i gryzł się w wewnętrzną stronę policzka, żeby nie zacząć wylewać z siebie tych wszystkich pytań i wątpliwości.

Baby Sinclair
ambitny krab
cattitude#5494
30 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
Wróciła po dwóch latach do Lorne Bay. Próbuje wszystko naprawić i odzyskać byłego narzeczonego.
Nie spodziewała się, że przyjechał na lotnisko specjalnie po to, żeby ją znaleźć. Czy to na pewno nie jest jakiś chory wytwór wyobraźni Baby? Przecież nienawidził jej, chciał aby raz na zawsze dała mu spokój. Tak miało być lepiej, prawda? Problem w tym, że ona nie potrafiła go wyrzucić ze swojego życia. Kochała go, nigdy nie przestała i nie było dnia, żeby nie wracała wspomnieniami do dni, kiedy było im naprawdę dobrze.
Nie chciała odtrącić ukochanego, po prostu doskonale wiedziała, jak ciężko jest patrzeć na cierpienie bliskiej osoby. Codziennie pomagała ojcu przy mamie, która z każdym tygodniem nikła w oczach. Nie miała pewności czy w ogóle przeżyje... W końcu jej szanse były naprawdę małe, lekarze w Lorne Bay nie dawali jej szans. Dopiero po konsultacji ze specjalistami zza granicy, okazało się, że jest dla niej szansa. Po prostu nie mogła skazać Jamiego na to samo przez co przechodziła. W głowie Sinclair to wszystko wyglądało o wiele sensowniej, po prostu mógłby sobie znaleźć kogoś z kim ułożyłby szczęśliwie na nowo życie. Z kimś zdrowym, kto dałby mu dzieciaki, kto pokochałby go równie mocno, co Baby. A ona? Była gotowa na śmierć, wolała w nieco inny sposób złamać mu serce.
Trudno mu się dziwić, że zareagował w ten sposób, kiedy pojawiła się po dwóch latach w winnicy. Gdyby list doszedł na czas to na pewno wszystko wyglądałoby inaczej, może łatwiej byłoby mu zrozumieć. Baby mocno sponiewierało życie, nie wiedziała, co było gorsze - utrata dziecka czy choroba. Ciągle miała nadzieję, że jeśli dane będzie jej wrócić do zdrowia to jakoś wyjaśni wszystko Rockwellowi.
Stała jak wryta, nie wiedziała, co powinna zrobić, jak się zachować. Dlaczego w ogóle pojawił się na lotnisku? Chciał gdzieś wyjechać? Czy to przez nią? Cholera jasna, w jej głowie pojawiało się milion pytań. Patrzyła na niego, serce chciało wyskoczyć z klatki piersiowej Baby... Kiedy ją do siebie przyciągnął i schował w swoich ramionach to aż na moment zapomniała jak się oddycha. A potem dopiero puściła walizkę, zrzuciła torebkę na posadzkę koło swoich stóp, po czym wtuliła się w niego.
- N-naprawdę? - w końcu, mógł przeczytać o wszystkim, zrozumieć, co czuła. Również prychnęła, chowając na moment twarz w zagłębieniu jego szyi, tak bardzo za tym tęskniła. Gdyby tylko pieprzony list przyszedł wcześniej... Spojrzała na Jamesa, kiedy ją odsunął od siebie, oczy Baby zaszkliły się nieco.
- Przepraszam, zachowałam się podle. Nie chciałam Cię okłamywać... - przerwała na moment, kiedy zaczął mówić dalej. - Przecież nie mogłam Cię skazać na to, co sama przeżywałam. Nie dawali mi żadnych szans, miałam umrzeć. Kiedy poszłam do lekarza w Lorne Bay to powiedziano mi, że został mi rok życia. - zaczęła tłumaczyć. - Chciałam... Żebyś cierpiał trochę mniej, znalazł sobie kogoś zdrowego z kim założyłbyś rodzinę.... Ja nie mogłam Ci tego dać, naprawdę nie chciałam Cię krzywdzić. - przejechała dłońmi po twarzy, a następnie jedną ostrożnie ułożyła na jego ramieniu.
- Jestem idiotką. - spuściła na moment wzrok, mogła jakoś się inaczej zachować i wszystko... Byłoby w porządku.

Jamie Rockwell
ambitny krab
dagger
właściciel winnicy — lokalna winnica
38 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
Prowadzę rodzinną winnicę i próbuję wybaczyć Baby, która w końcu wyznała mi prawdę.
Stał na środku lotniska i trzymał ją w ramionach, miał wrażenie, że czas się zatrzymał. Wszystko zwolniło, a on tylko przytulał ją do siebie i gładził ją po włosach, przytulając policzek do czubka jej głowy.
Zdążył. Serce od wysiłku waliło mu w piersiach, ale zdążył ją jeszcze złapać. Nie wiedział, co teraz zrobił, tak naprawdę to na co był gotów w tym momencie to tylko tyle, aby powiedzieć jej, że wszystko wie i rozumie. To było zbyt ciężkie i zbyt trudne i chociaż cieszył się z tego, że może ją do siebie przytulać, to na ten moment było mu ciężko i nie wyobrażał sobie, że na nowo zamieszkała z nim na farmie. Wiedział, że będzie musiał poprosić ją o to, aby dała mu trochę czasu na przemyślenia. Będzie się musiał zdystansować i zmienić myślenie i podejście. Odrobinę odpuścić i przetrawić fakt, że ostatnie lata jego życia mogły tak naprawdę wyglądać inaczej. Ciężej, to było pewne, ale miałby przy sobie kobietę, którą kochał. Nawet jeżeli była w ciężkim stanie. Nawet jeżeli straciła jego dziecko: - Nie rób mi tego więcej – wyszeptał jej do ucha, kiedy po wylewie słów ponownie ją do siebie przytulił. Nie wiedział, co te słowa oznaczają w jego ustach, ale nie wyobrażał sobie tego, żeby teraz ponownie przez to wszystko przechodzić. Nie chciał tego dla siebie i dla niej:
- Wylatujesz? – Zapytał i musnął opuszkami palców jej twarz, żeby poprawić kosmyk włosów, który się zaplątał. Nie wiedział, co chce usłyszeć, ale nie mógł jej tutaj zatrzymać, jeżeli nie będzie tego chciał. Na pewno potrzebował czasu, żeby sobie wszystko przemyśleć. Jej samolot był jednak wywoływany i musiała się zdecydować.
- Przyjechałem, bo chciałem ci powiedzieć, że dotarło i teraz wiem. Nie rozumiem tego dlaczego postanowiłaś zrobić z siebie rycerza, a ze mnie zagubioną księżniczkę. Jednak dotarły do mnie argumenty te decyzji. – Odpowiedział szczerze, nie rozumiał, ale z drugiej strony potrafił pojąć jej tok rozumowania. Zdecydowała tak, a nie inaczej przez co ostatnie dwa lata były w jego życiu ciężkie.
- Jeżeli potrzebujesz coś załatwić u ojca to leć. Myślę, że sama musisz się zastanowić nad pewnymi rzeczami. Jednak jeżeli tylko wrócisz to możemy zacząć od… - zmarszczył brwi, próbując odnaleźć w głowie punkt, od którego mogliby zacząć sprzątanie tego pierdolnika, który właśnie wykipiał. – Wspólnej pracy? – Spojrzał na nią z nadzieją. – Ciągle nie znalazłem nikogo na twoje miejsce, a enologia nie jest moją dobrą stroną. Sprzedaż spadła przez ostatnie dwa lata. – Wzruszył ramionami, jednocześnie przepraszając ją spojrzeniem za to skakanie między tematami i emocjami. Teraz jednak był gotowy tylko na to.

Baby Sinclair
ambitny krab
cattitude#5494
30 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
Wróciła po dwóch latach do Lorne Bay. Próbuje wszystko naprawić i odzyskać byłego narzeczonego.
Pierwszy raz od lat poczuła się bezpiecznie, jakby faktycznie czas się zatrzymał. Nie potrzebowała niczego więcej, trzymał ją w ramionach, a bliskość byłego narzeczonego działała kojąco. Tak cholernie za nim tęskniła, nie chciała go zranić... Myślała, że to wszystko inaczej się potoczy. Ich życie mogłoby wyglądać całkiem inaczej, gdyby jednak chciała, żeby jej towarzyszył podczas choroby. Jednak nie pozwoliła na to, aby przechodził przez to, co kiedyś ona. Siedziała przy mamie, pomagała jej się umyć, karmiła ją, pilnowała podawania leków. Ciągle myślała, że jednak wyzdrowieje, nie dopuszczała do siebie myśl o jej śmierci. Z każdym dniem coraz bardziej gasła, czasem nawet jej nie poznawała, a w nocy słyszała jęki bólu matki. Nie mogła bardziej pomóc, jedynie podawała coraz więcej morfiny, aż pewnego dnia wyszła na moment z pokoju, a ona... Odeszła, cicho i samotnie. Jakby czekała na moment, żeby nie ranić jeszcze bardziej rodziny. Czy mogłaby skazać na to samo ukochanego? Nie, wolała złamać mu serce, chociaż ją znienawidził. Po prostu nie mogłaby spokojnie patrzeć na to, jak cierpi, próbując ją podnieść na duchu. Przecież miała naprawdę małe szanse na wyzdrowienie, już od dawna mogła leżeć sześć metrów pod ziemią.
Kiedy pisała list to potraktowała go trochę jak pożegnanie. Walczyła dla niego, żeby kiedyś mu to wytłumaczyć, jeśli los da jej taką szansę. Ostatecznie wszystko wygląda całkiem inaczej!
Na pewno nie będzie chciała mu się narzucać. Czy zamieszka na farmie? Nie wiadomo, w końcu może jeszcze wrócić do mieszkania na Opal Moonlane i codziennie dojeżdżać do winnicy. Jak to wszystko się potoczy? Czy jest w ogóle dla nich jeszcze jakaś szansa?
- Nie zrobię, obiecuję. - zapewniła go, wtulając się jeszcze mocniej w klatkę piersiową mężczyzny. Była spragniona jego bliskości, ale wiedziała, że nie może sobie na zbyt wiele pozwolić. Baby również targały różne emocje, nie do końca wiedziała, co zrobić i jak się zachować. Jedno jest pewne, jeśli będzie chciał ją w swoim życiu to zrobi wszystko, żeby ponownie go nie zranić.
- Tak, chciałam wracać do ojca. - skrzywiła się nieco, nie spodziewała się, że przyjedzie po nią na lotnisko. Przymknęła na moment oczy, czując jego opuszki palców na swoim policzku. Słyszała, że wywołują jej samolot, ale teraz jakby przestało ją to obchodzić. Pokiwała głową, gryząc lekko dolną wargę. Cieszyło ją to, że zrozumiał, do niej też dotarło, że mogła wszystko rozegrać inaczej.
- Nie chciałam Cię skrzywdzić, naprawdę. - dodała jeszcze, na moment wstrzymała oddech, kiedy zaproponował wspólną pracę. - Jeśli nie znalazłeś nikogo na moje miejsce to chętnie wrócę do pracy. Chciałam wrócić do ojca, ponieważ... - urwała na kilka chwil. - Przyjechałam tutaj, żeby Ci wszystko wyjaśnić, jakoś naprawić to, co się stało. Wiedziałam, że nie chcesz mnie w swoim życiu więc myślałam o powrocie. - odważyła się i delikatnie ułożyła drobną dłoń na jego policzku. - Na pewno jesteś gotowy na wspólną pracę? Żeby zacząć z czystą kartą? - chyba trochę bała się odpowiedzi, ale widziała po nim, że jest zdeterminowany. Gdyby do niego nie dotarło to, co napisała w liście to nie goniłby jej na lotnisku.

Jamie Rockwell
ambitny krab
dagger
właściciel winnicy — lokalna winnica
38 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
Prowadzę rodzinną winnicę i próbuję wybaczyć Baby, która w końcu wyznała mi prawdę.
Samolubną decyzją zabrała mu możliwość wyboru, jakim powinien być obdarowany wolny człowiek. Przecież mógł zdecydować czy będzie chciał walczyć u jej boku, co prawda odpowiedź byłaby jednoznaczna – tak, oczywiście. Jednak zabrała mu wybór i możliwość zadecydowania. Próbowała go ochronić przed czymś, co przerażało ją, a nie koniecznie musiało przerażać jego. Przecież do cholery, oświadczył się jej, chciał spędzić z nią resztę życia. Oświadczył jej to wkładając pierścionek na palec, jak mógłby chcieć ją zostawić w tak trudnym momencie. Musiałby się pogodzić ze stratą, może robiłby wszystko, żeby w tych ostatnich chwilach miała najwięcej radochy. Może przyspieszyliby ślub. Wiedział, że mógłby koić jej ból każdym najmniejszym gestem – bez względu na to co przyszłoby mu do głowy. Chciałby mieć tę możliwość.
Życie napisało im jednak inny scenariusz, szczególnie jej, bo pozwoliło Baby na to, żeby jeszcze po wkurwiała kilku ludzi na tej ziemi. Uśmiechał się pod nosem, subtelnie, ale widać było ulgę na jego twarzy. Jakby czuł, że wszystko jest możliwe do naprawienia. Nie wiedział tego, obawiał się, że może nigdy nie będą w stanie być razem. Może nie dadzą rady? Może świat im po prostu na to nie pozwoli, może zaczęło dzielić ich za dużo. Może on w sercu nosił teraz kogoś innego? W tym momencie wszystko było jednym, wielkim znakiem zapytania. Nie mogli tego wiedzieć. Jednak James był świadom tego, że jeżeli nie będzie chciał, chociaż odbudować relacji na stopie przyjaźni to nigdy sobie tego nie wybaczy.
- Wyjaśniłaś, a ja nie słuchałem… Obawiam się, że gdyby nie list to nie byłoby mnie tutaj. – Westchnął ciężko nad własną głupotą, a jej samolot był wywoływany właśnie po raz ostatni. Sięgnął po jej walizkę i wsunął jej rączkę w dłoń: - Tyle w tym momencie jestem w stanie przełknąć – skrzywił się teatralnie, bo oczywiście żartował teraz w sposób, który nie dla wszystkich był zrozumiały: - Leć, bo się spóźnisz. Obiecuje czekać z pracą. Nic więcej. – Westchnął i musnął ustami jej policzek. Czekał na lotnisku, aż zniknie z jego pola widzenia i dopiero wrócił do samochodu. Zapłacić wielki mandat za parkowanie w strefie, na której nie miał zezwolenia.

z/t x2

Baby Sinclair
ambitny krab
cattitude#5494
ODPOWIEDZ