właścicielka prywatnej firmy transportowej — praca zdalna
25 yo — 167 cm
Awatar użytkownika
about
so leave a light on, I'm coming home, it's getting darker, but I'll carry on

Zawsze istniało jakieś ryzyko. Łatwo było mówić Josie, która w tym układzie nie ryzykowała niczym. Jednak prawdą było, iż każde ważne, kluczowe, wywrotowe wydarzenie w życiu pociągało za sobą pewne konsekwencje. Chociaż Gallagher nie zdawała sobie sprawy, czy to, co insynuowała Sad, mogłoby pokryć się z rzeczywistością, jednak czemu miałaby jej nie ufać? W końcu to dziewczyna znała tego człowieka i wiedziała, do czego był zdolny. Skoro ona sama podejrzewała go o takie okrucieństwa w ramach kary, którą miałaby otrzymać za sprzeciw czy nieposłuszeństwo, to sama Sad powinna odpowiedzieć sobie na pytanie, z jakim człowiekiem miała do czynienia.

— Rozumiem, że to cię przeraża, ale tym bardziej, czy to nie jest powód, żeby coś zrobić z tą… relacją? Mówiąc, o nim czasem mam wrażenie, jakbyś mówiła o dwóch różnych osobach. Raz uważasz, że on jest dla ciebie dobry i jesteś dla niego ważna, by zaraz bać się tego, że może sprowadzić na ciebie problemy. Więc, jak to jest? Jak ktoś jest dla kogoś ważny, to nie chce sprawić mu bólu i nieszczęścia — głos rozsądku przemówił przez brunetkę. Gallagher zdawała sobie sprawę, że łatwo utknąć w pokręconej relacji, nie dostrzegając tego, co dla osób z boku było oczywiste. Jednakże portrety tego człowieka, o których opowiadała mu Sad były całkowicie sprzeczne. Josie nie wiedziała, jak Bright mogła tego nie dostrzegać i przez tyle czasu nie zrobić nic z tym. A teraz ten człowiek posiadał zbyt wiele informacji, które mógł wykorzystać przeciwko dziewczynie. To samo w sobie byłoby bezczelne i świadczyłoby o małości tego osobnika, jednak zapewne ktoś jego pokroju nie przejąłby się zbytnio taką opinią, jak na typowego egocentryka przystało.

— Nie robienie nic na pewno ci nie pomoże, bo tylko pokażesz mu, że boisz się tego, co on może ci zrobić. A wtedy będzie miał cię w garści — zasugerowała ciemnooka. Nie chciała proponować rozwiązania oko za oko, ząb za ząb, ale swoją drogą Sad miałaby taką możliwość. Nawet jeżeli nie byłaby zdolna do tego w rzeczywistości, to mogłaby postraszyć swojego znajomego, że oświadczy całej jego rodzinie, iż odgrywała rolę przykrywki, bo wielki Santiago lubuje się w chłopcach. Miała na niego więcej, niż on na nią. Mogła zburzyć jego wizerunek w oczach rodziny, a to szło się domyśleć, znaczyło dla niego wiele. Jej groziła utrata brata, jednak takie rzeczy nie działy się z dnia na dzień, on też miał coś do powiedzenia, więc istniało duże prawdopodobieństwo, że chłopak będzie już dorosły, nim akcja przejdzie do fazy wykonawczej.

Po kolejnych słowach dziewczyny Josie jedynie mocniej ją przytuliła. Nie chciała już wprost tego komentować, podważać. Nie czuła też, że właściwe byłoby odpowiedzieć na jej słowa, kiedy coś wewnętrznie jej nie pasowało. Nie w kwestii jej własnych odczuć, tylko tej całej mocno pokręconej sytuacji, w której przypadkiem znalazła się poprzez tą znajomość. Zresztą obecnie w jej głowie panował taki chaos, że ciężko byłoby jej skupić się na własnych emocjach do Sad, niezaburzonych tym wszystkim, co padło tego wieczora. Po krótkiej chwili przejechała mocniej dłonią po jej plecach, po czym odchyliła się lekko do tyłu, by móc spojrzeć w jej oczy. — Odłóżmy na razie to wszystko na bok i spróbujmy zjeść normalną kolację, co ty na to? — zaproponowała brunetka, patrząc się na swoją towarzyszkę łagodnym, nawet lekko proszącym wzrokiem. Zamartwianie się teraz i tak w niczym nie pomogłoby. Sad musiała odetchnąć, zastanowić się nad wszystkim i zdecydować o tym jakie kroki miała zamiar podjąć. Josie mogła ją w tym wspierać i miała zamiar to robić, też w ten sposób, by pokazać kiedy ta powinna odpuścić i pozwolić sobie na oddech.
Sad Bright

powitalny kokos
nick autora
Percy Hartley
kierowca tira — tir
25 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
Can't make me happy when I'm sad
I blame the world
I'm a glass-half-empty kinda girl
Jej życie ostatnimi czasy było stanowczo zbyt pogmatwane. Myślami już uciekała w kierunku najbliższego wyjazdu do pracy i możliwości pobycia przez tydzień czy dwa samotnie w swojej maszynie. Nie było to zbyt rozsądne patrząc na myśli, które ją ostatnio nawiedzały, ale była pewna, że jeśli nie wyjedzie w trasę to oszaleje. Wiedziała, że rozmowa z Josie będzie trudna, ale nie spodziewała się, że tak bardzo. Gallagher miała wiele racji, ale nie znała wszystkich szczegółów, a Sad było daleko do wyznawania prawdy o Santiago. Jak mogłaby powiedzieć, że tak właściwie to jej kochanek był gangsterem, że miał na sumieniu ludzi, że prowadził dom publiczny ku uciesze bogatych mężczyzn? Gdyby tylko to wszystko wyznała, to Josie już nigdy nie spojrzałaby na nią tak samo. Jej związek z Santiago jednoznacznie pokazywał, że sama miała bardzo zachwianą moralność.
Ostatnio przekonywała się o tym coraz mocniej. Czy osoba o dobrym kompasie moralnym wzięłaby pod uwagę rozstrzeliwanie kaczek z wiatrówki, albo bójkę z kochankiem swojego kochanka? Mogła go wtedy zabić i nawet o tym nie pomyślała. Nie przeszło przez jej głowę, że być może pozbawi kogoś życia tylko za to, że miała go dość.
Jesteś tyle samo warta co Santiago. Dobraliście się. Dwójka potworów udających normalnych ludzi.
-On po prostu jest strasznie mściwy i wiem, że by mi tego nigdy nie wybaczył. Mógłby próbować zniszczyć moje życie, odebrać mi brata. - powtarzała to jak katarynka bo wizja utraty Happy'ego była zbyt bolesna by móc ją zwyczajnie odgonić. Było duże prawdopodobieństwo, że Tiago nie zrobiłby nic, nie zareagowałby na zerwane zaręczyny i odejście Sad, ale te uparte głosy w jej głowie ciągle jej podpowiadały, że za jej czynami mogą iść zbyt wielkie konsekwencje.
-Gdybyś wiedziała o nim tak wiele jak ja, to zrozumiałabyś czemu się go boję- odpowiedziała nie w ramach przytyku, a raczej smutku, który ją pochłaniał. Dotyk ręki Josie na jej plecach przynosił ukojenie, a bliskość jej twarzy ocieplała serce. Nie mogła jej stracić, nie wybaczyłaby tego sobie. Potrzebowała jej w swoim życiu, była jej ośrodkiem ciepła, jej domem.
Ranisz ją. Tak jak wszystkich. Jesteś zbędna, Sad.
Najgorsze było to, że faktycznie w to wierzyła. Dużo mocniej niż powinna. Westchnęła ciężko i pokiwała nieznacznie głową na propozycję Josie.
-Masz rację, zjedzmy i nie myślmy o tym wszystkim.- złapała jedną z jej dłoni w swoje i ucałowała jej wierzch. Przy Gallagher tak łatwo było się zatracić, zapomnieć, nie myśleć. Tak łatwo było odepchnąć wszystko na bok i skupić jedynie na niej. Spojrzała jej w oczy i lekko się uśmiechnęła.-Co dobrego mamy do jedzenia?

Josie Gallagher
sumienny żółwik
lachmaniara
ODPOWIEDZ