Treserka i przewodniczka psów K9 — Prywatny ośrodek szkoleniowy
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Dyplomowana treserka psów K9 prowadząca własny ośrodek. Była wojskowa, amatorka krzyżówek, puzzli, dobrego piwa i filozoficznych rozmów. Żyje z przekonaniem, że kobiety są cudowne, choć wiele razy złamały jej serce.
Nie miała najlepszego czasu. Myślała, że złapała złotą rybkę i udało jej się wyjść na prostą, ale to był tylko syreni śpiew. Cholernie piękny i niezwykle okrutny, który jak sądziła zakończy się jej upadkiem. Tylko, że była silna. Pomimo oczywistego przekonania co do końca swego jestestwa nadal trwała na tej cholernej ziemi, którą dziś nawiedziły demony. Parszywe gnidy, których imion jeszcze nie znała, ale dowie się, kto naraził jej ukochaną psinę na takie boleści.
Jello (klik) skomlała, kiedy Eve w pośpiechu wyciągnęła telefon z tylnej kieszeni spodni. Bez namysłu wybrała numer do pani weterynarz, z którą miała na pieńku, ale to teraz nie było ważne. Liczyło się realne zagrożenie, które ktoś podłożył na jej podwórku. Niech tylko dorwie tego drania..
- Doktor Halsworth – Miała maniery. Mogła nie przepadać za kobietą, ale szanowała jej zawód. – Musisz przyjechać do mojego ośrodka. Natychmiast. Nie ma czasu na.. – Usłyszała trzask za linią drzew blisko granicy działki. – Cholera. – Rozłączyła się mrużąc oczy i nasłuchując. Było późno i ciemno. W skrzyni na starym quadzie miała latarkę, ale nie sięgnęła po nią pewna, że straci szansę na usłyszenie kolejnego dźwięku.
Trzask.
Apollo (klik) przejęty stanem swej towarzyszki Jello w pełnej gotowości do obrony wystrzelił jak z rakiety. Nie potrzebował komendy, zaś Eve nie zamierzała go zatrzymywać. Powinna. Jako właścicielka musiała dbać o ich bezpieczeństwo, ale w tej chwili przejęta stanem Jello jedyne o czym myślała to aby Apollo wgryzł się w jaja tego, kto podłożył na jej terenie pułapkę na niedźwiedzie.
- Już dobrze kochana. – Pogłaskała leżącą Jello po korpusie. Suczka uniosła łeb patrząc w kierunku, w którym pobiegł Apollo. Przejęła się nim bardziej niż sobą i to sprawiało, że Eve czuła z nią ogromną więź; obie były takie same.
Poświeciła latarką z telefonu, dopiero po minucie słysząc czyjś jęk w połączeniu z warczeniem Apollo. Nim zdążyła zareagować do jej uszu dotarł pisk psa i głośne (jak na cichy las) kroki. Była rozdarta i zła, bo miała przed sobą mocno ranną Jello, ale także możliwość dopadnięcia osoby, która zrobiła jej psikusa. Musiała wszystko przekalkulować, podejść do sprawy racjonalnie i wziąć pod uwagę, że Apollo trochę zajęło dobiegnięcie do nieznajomego. Biorąc pod uwagę odległość oraz panujące wokoło ciemności, miała marne szanse na złapanie przestępcy. Musiałaby liczyć na cud, ale w te nie wierzyła.
- Kurwa mać – warknęła pod nosem. – Apollo! Do mnie! – zawołała najgłośniej jak umiała. Nie mogła ryzykować życiem kolejnego psa gotowego zagryźć osobę stanowiącą zagrożenie.
Otworzyła kontener na quadzie, podniosła Jello i ostrożnie położyła ją do środka upewniając się, że wieko nie opadnie.
Świecąc latarką z telefonu z niecierpliwością i obawą czekała na Apollo jednocześnie patrząc w kierunku wjazdu na posesje. Nie miała pewności, czy weterynarz przyjedzie. Halsworth równie dobrze po pierwszym telefonie mogła ją olać, więc wykona drugi jak tylko uzna, że byli bezpieczni.
- Apollo! – zawołała raz jeszcze aż pies wyskoczył z linii drzew. Na pierwszy rzut oka nie kulał i po wstępnych oględzinach nie zareagował bolesnym skomleniem na dotyk, więc cokolwiek stało się w lesie nie było to krzywdzące dla psa, ale na pewno bolało nieznajomego. Świadczyły o tym ślady krwi na sierści przy pysku Apollo, którego pochwaliła za postawę.
Po dojechaniu do hali przed drzwiami zapaliła się lampa na czujnik ruchu. Przeniosła Jello do środka do specjalnego małego pomieszczenia, które przygotowała zgodnie z wytycznymi poprzedniej weterynarz. Nie było tu wszystkiego, bo Eve jeszcze nie było na to stać, ale zaopatrzyła się w podstawowe i najpotrzebniejsze rzeczy będąc gotową na podobne przypadki.
Paxton wyjęła z kieszeni telefon i nim ponownie wybrała numer usłyszała klakson. Wyszła przed halę i stojąc pod jarzeniówką dostrzegła światła samochodowych reflektorów. Pomachała gestem dłoni sugerując aby samochód podjechał bliżej. Z tej odległości i przez jasne lampy nie dostrzegła marki samochodu, ale miała nadzieję, że to była pani weterynarz.
- Szybko. Za mną. – Ominęła powitanie i zignorowała wszelkie słowa kobiety, która na pewno miała coś do powiedzenia na temat nocnych telefonów. Nic nie interesowało Eve bardziej od stanu łapy Jello, która weszła w pułapkę na niedźwiedzie.
lekarka weterynarii — Animal Wellness Center
32 yo — 164 cm
Awatar użytkownika
about
this is what makes us girls, we all look for heaven and we put love first. somethin' that we die for it's our curse

Późne, nocne godziny nie sprzyjały chęci odebrania telefonu. Nie spała jeszcze, raczej próbowała leżąc na łóżku i w półmroku wpatrując się w sufit. Hyzio ułożył się tuż obok jej nóg na kołdrze, gdy pozostałe dwa kocury znalazły swoje miejsce gdzieś w pokoju dziennym. Mogłaby zbić bezsenność lekami z melatoniną leżącymi w jej szafce nocnej, ale uparcie uważała, że uda jej się zasnąć bez nich. Uczucie dryfowania spychającego w odmęty snu przerwane zostało jednak brutalnie wibracjami telefonu ustawionego na tak intesywnie aż ten podskakiwał i zmieniał swoje położenie na małym blaciku. Nie mogła go zignorować, z czystą złością poderwała się do siadu, czym przestraszyła kota obok niej spoglądającego na nią z czymś, co ludzie nazwaliby zapewne dezorientacją. Z niemniejszą irytacją sięgnęła w końcu po aparat i odebrała połączenie, klnąc siarczyście sekundę wcześniej.

Paxton. Kto inny uważał, że musi mieć weterynarza na każde swoje skinienie palcem, by ten mógł przeprowadzić kolejne badania kontrolne swoim psom? Początkowo ton głosu kobiety, nieco spanikowany i dramatyczny, nie zrobił na niej wielkiego wrażenia. Wnioskując po swoich doświadczeniach z treserką psów mogła przypuszczać, że to kolejne objawy choroby nazywanej nadopiekuńczością. Leczyła zwierzęta, ale po latach pracy w zawodzie umiała już rozpoznać objawy u ich właścicieli. Tylko to zabrzmiało… poważnie. Przetarła oczy niezbyt delikatnym ruchem.

Zaraz będę. To mi zajmie — pół godziny co najmniej. Nie oszukujmy się, była w zupełnej rozsypce, potrzebowała chwili na doprowadzenie się do porządku. — chwilę.

Kiepskie kłamstwo, Halsworth. Eve musiała jednak zrozumieć ograniczenia weterynarki. Nie była w stanie teleportować się do Carnelian Land na pstryknięcie palcami. Dodatkową przeszkodą logistyczną stanowiła lokalizacja lecznicy do której musiała się udać, by zabrać ze sobą wszystko to, co mogło przydać się jej na miejscu. W mieszkaniu trzymała sprzęt, jaki pomagał jej samej w gwałtownych przypadkach, ale nie była tak dobrze wyposażona jak gabinet w Animal Wellness Center.

Narzuciła na siebie cokolwiek. Wytarta, rozciągnięta koszulka oraz luźne dżinsy jako jej uniform pracy w terenie, kluczyki do auta i apteczka z najpowszechniejszymi przyrządami wciśnięta do torby – mogła ruszać. Próbowała dotrzeć na miejsce jak najszybciej, nie patrzyła jednak na zegarek zajęta drogą. Ciężko było jej zatem orzec jak wiele minut minęło od telefonu Paxton, gdy wyskoczyła z auta i wyciągnęła obie przeładowane torby z tylnego siedzenia. Cud, że paski nie zerwały się pod ciężarem.

Rozumiem, że jest pani przyzwyczajona do tego, że weterynarze jeżdżą na sygnale, ale nie mam koguta na dachu auta — mruknęła tylko. Jeszcze takich regulacji nie wprowadzono, żeby mogła pędzić szosą bez żadnych konsekwencji i niebezpieczeństwa jechania z radiowozem na ogonku.

Kolejny dowód na to, że tym razem to nie było coś małostkowego – kobieta nie brała udziału w tych przepychankach. Po prostu zaprowadziła ją w odpowiednie miejsce, a tam nawet bez wstępnych wyjaśnień Halsworth mogła domyślić się, co właściwie się mogło mieć miejsce. Dobrze, że nie wzięła nic nasennego. Potrzebowała teraz trzeźwego umysłu.

Co się wydarzyło? Wnyki czy inne cholerstwo? — spytała, od razu podchodząc do suczki i dostrzegając poranione psie łapy. Krwi było dużo, zbyt dużo, a to oznaczało, że musiała wziąć się do pracy. Z jednej z toreb wyciągnęła zabezpieczone, sterylne strzykawki i zajęła się nabraniem środka przeciwbólowego. — Najpierw ją znieczulę miejscowo. Wystarczająco musiało ją to zmęczyć — wyjaśniła Paxton.

Treserka i przewodniczka psów K9 — Prywatny ośrodek szkoleniowy
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Dyplomowana treserka psów K9 prowadząca własny ośrodek. Była wojskowa, amatorka krzyżówek, puzzli, dobrego piwa i filozoficznych rozmów. Żyje z przekonaniem, że kobiety są cudowne, choć wiele razy złamały jej serce.
Z poprzednią panią weterynarz Eve miała bardzo dobry kontakt. Przede wszystkim kobieta nie nazywała jej nadopiekuńczą i doskonale rozumiała przywiązanie Paxton zwłaszcza do swoich psów. Była również odpowiedzialna za te czworonogi, które akurat tresowała, lecz nie one były głównym tematem dzisiejszego wieczoru. Jello, którą kochała ponad życie, została mocno ranna i w tej chwili Eve oddałaby wszystko aby suczka poczuła się lepiej; przede wszystkim, żeby przeżyła. Nic innego się nie liczyło. Nie ważne, że Halsworth zobaczy ją całą przejętą lub znów będzie rzucać nieprzyjemnymi spojrzeniami. Dziś nie będzie walki. Paxton nie odgryzie się i nie warknie. W tej chwili przede wszystkim liczyła się Jello i nikt więcej. Nawet gdyby Ada wyszła z auta w sexy bieliźnie, to Eve byłaby na to kompletnie ślepa.
Poprowadziła kobietę do małego pomieszczenia w dużej hali. Zgodnie z wytycznymi poprzedniej weterynarz starała się aby te było w miarę wyposażone, ale potrzebowała na to znacznie więcej funduszy. Miała podstawowe rzeczy, które na tak duże obrażenia nie wystarczą, czego była w pełni świadoma i przez to od razu zwróciła uwagę na torby postawione na biurku w kącie pokoju.
Po środku na metalowym stole skomlała Jello wzrokiem szukająca swej pani.
- Pułapka na niedźwiedzie. – Podeszła do stołu od drugiej strony, żeby nie przeszkadzać w pracy Halsworth i zaczęła łagodnie głaskać suczkę po pysku oraz grzbiecie. Dopiero po dokonaniu drugiego przesunięcia dłoni po sierści dostrzegła skonsternowane ni to pytające i ni to osarżycielskie spojrzenie kobiety. Nie znała jej za dobrze. Przez większość czasu z Adą głównie na siebie psioczyły, więc nie potrafiła odgadnąć co kryło się w jej oczach. – Ktoś podłożył ją na moim terenie na granicy z lasem. – Uznała, że nie będzie wspominać o potencjalnym sprawcy, który uciekał w ciemnościach pomiędzy drzewami. Nie chciała przestraszyć kobiety ani sprawić aby ta patrzyła na nią jeszcze gorzej niż teraz, bo kto komu podkłada pułapki na niedźwiedzie.. tylko wariat wariatowi.
- Rób co musisz. – Cały czas uspokajająco głaskała Jello nie zamierzając wychodzić z pomieszczenia. Nie bała się patrzeć na krew, choć była przejęta, że obrażenia tyczyły się jej ukochanego psa. Nie zamierzała też się wtrącać. Pierwszy raz nie psioczyła na Adę i nie wytykała jej rzeczy, które poprzednia weterynarz robiła inaczej. Była grzeczna. Przejęta, ale spokojna wobec profesjonalnej pracy i nie odzywała się całą swoją postawą dając do zrozumienia, że się stąd nie ruszy. Będzie trwać przy Jello tak samo, jak ona była przy Eve, kiedy ta była blisko śmierci.
To całe zdarzenie sprawiło, że cały czas pokazywała się Adzie z innej strony. Najpierw przejęcie ignorujące wszystko inne, a potem pochylanie się i szeptanie do ucha psa, że wszystko będzie w porządku. Paxton nie wstydziła się swego przywiązania do czworonogów. Jello i Apollo były jej priorytetem. W pracy to ich bezpieczeństwo było najważniejsze a nie jej własne. Kiedy miała problem z pieniędzmi to o rzeczy dla psów myślała najpierw. Psy były najważniejsze w jej życiu, co na pewno też odbijało się na jej związkach.
Obserwowała to, co robiła Ada. Była jak zahipnotyzowana nie zauważając, kiedy kobieta dokończyła pracę. Dopiero spojrzenie weterynarki przywołało Eve do porządku. Zauważyła, że brązowe oczy nie patrzą na jej twarz a na koszulkę. Opuściła głowę dopiero teraz rejestrując, że miała ubranie poplamione krwią, co stało się podczas przenoszenia Jello z jednego punktu do drugiego.
- To jej krew – zapewniła gdyby Halsworth jednak liczyła na to, że Eve dostało się rykoszetem i też była poraniona. – Wyjdzie z tego? – powróciła do tematu Jello, której przednia łapy były solidnie zabandażowane. Obawiała się o ich stan. O to, czy psina znów będzie biegać.
lekarka weterynarii — Animal Wellness Center
32 yo — 164 cm
Awatar użytkownika
about
this is what makes us girls, we all look for heaven and we put love first. somethin' that we die for it's our curse

To nie tak, że nie rozumiała właścicieli czworonogów, ich obaw i trosk. Całe życie otoczona była zwierzętami. Najpierw na rodzinnej farmie, gdzie przesiadywała w stajni większość swojego wolnego czasu, opiekując się końmi rodziców czy porywając się na wycieczki polami, a teraz nawet w ograniczonej przestrzeni mieszkalnej zajmowała się trzema kocurami przygarniętymi z ulicy jeszcze za kocięcia. Nie wyobrażała sobie własnej reakcji, gdyby ktoś skrzywdził umyślnie jej ukochaną klacz albo którąś z fustrzastych kul, jakie przetaczały się przez podłogę jej mieszkania.

Postawa Eve epatowała dla niej roszczeniową i chociaż w kwestii opieki nad zwierzętami Ada nie mogła powiedzieć na treserkę złego słowa, ba! widziała przecież, że psy wychowywane przez nią uwielbiały ją, to nie Halsworth nie lubiła czuć się jak dziewczynka na posyłki. Przypuszczała, że to mogło być kwestią tego jakie relacje łączyły ją z wcześniejszą weterynarką, która nie miała nic przeciwko byciu na każde skinienie klientki ich lecznicy, ale ona nie była tą osobą, stąd nie zamierzała uginać się prosto i dawać jej do zrozumienia, że podoba jej ten rodzaj współpracy. Jakikolwiek konflikt nie wystąpiłby między nimi, teraz stracił on całkowicie na znaczeniu.

Ściągnęła brwi, słysząc o pułapce na niedźwiedzie. Nawet bez doprecyzowania okoliczności tego zdarzenia, brzmiało to na zamierzone działanie. Sidła na duże zwierzęta w starciu z mniejszymi czworonogami były bezlitosne. Dobrze, że Paxton udało się uporać z oswobodzeniem Jello samodzielnie.

Powinnaś poinformować służby. Coś podobnego nie powinno ujść płazem — rzuciła i wróciła do odkażania ran na łapach. Nie wiadomo, czy było to wymierzone wyłącznie w nią, czy jakiś szaleniec czerpał radość z krzywdzenia innych i nie liczyło się dla niego, kto konkretnie został poszkodowany. Ile razy słyszała o mięsie naszpikowanym lekami czy gwoździami…

Początkowo Jello wzdrygała się jeszcze, poruszała niespokojnie, widocznie czując jak środek pali ją w łapy. Nie przerywała jednak, zbędne przedłużanie całej czynności to tylko więcej nieprzyjemności. Znieczulenie niedługo zaczęło działać, dlatego mogła przejrzeć zasoby zgromadzone tutaj przez Paxton oraz swoje własne. Rozcięcia były głębokie, należało je zaszyć, by krwawienie ustało. Nie tyle uważała, że treserka jest źle wyposażona, ale zawsze uważała, że lepiej nadźwigać się bez potrzeby niż odkryć, że potrzebne jej środki pozostały daleko stąd, w Tingaree.

Obecność Eve pomagała, suczka nie próbowała się wyrywać, uspokajana znajomym tembrem głosu. Silne przywiązanie kobiety do poszkodowanego czworonoga było widoczne na pierwszy rzut oka. W kwestii dbałości jej pracy nie powinno mieć to żadnego znaczenia, Ada musiała się starać się za każdym razem tak samo, ale przy szyciu była szczególnie ostrożna.

Wyjdzie, jest silna. Będzie potrzebować dłuższej chwili, żeby dojść do siebie i koniecznie powinnaś pilnować, żeby leżała i nie forsowała się, to na pewno, ale ostatecznie wyliże się z tego — naciągnęła ostatni szew. Mocno, żeby ten nie poluzował się przy gwałtowniejszym ruchu, ale nie na tyle, by boleśnie odciskał się na zdrowej tkance. — Zaraz zobaczę czy mam przy sobie odpowiednie leki. Jeśli nie, to będziesz musiała jutro przyjechać do przychodni. Albo ja pofatyguję się do ciebie, jak ci będzie wygodniej — wymamrotała. Jeżeli w łóżku nie mogła doczekać się aż sen ją zmorzy, to teraz powieki stały się cięższe. Zdecydowanie potrzebowała kawy.

Treserka i przewodniczka psów K9 — Prywatny ośrodek szkoleniowy
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Dyplomowana treserka psów K9 prowadząca własny ośrodek. Była wojskowa, amatorka krzyżówek, puzzli, dobrego piwa i filozoficznych rozmów. Żyje z przekonaniem, że kobiety są cudowne, choć wiele razy złamały jej serce.
- Wszystko po kolei – odparła pod nosem ni to w odpowiedzi na słowa Ady ni do samej siebie, jakby nakazując aby wezwała służby. Była jednak co do tego sceptyczna. Miała swoje typy i podejrzenia, co do możliwego sprawcy. W tym przypadku angażowanie służb nie wchodziło w grę. Z drugiej strony, gdyby nie chodziło o tę osobę, to być może przysłuży się mówiąc policji o zajściu. Będzie musiała przedyskutować to z zaprzyjaźnionym funkcjonariuszem. Najpierw nieoficjalnie, a potem się zobaczy. Teraz jednak liczyła się tylko Jello. Nic innego nie miało znaczenia. Eve w pełni skupiła się na niej i nie zamierzała odchodzić o krok, nawet jeśli pod drzwiami prowizorycznego pokoju zabiegowego słyszała ciężki oddech swego drugiego psa Apolla. Biedak się martwił i chciał wiedzieć, co działo się z jego towarzyszką.
Martwiła się. Obleciał ją strach, że suczka już nie będzie chodzić albo straci część sprawności. Nadal by ją kochała, ale wiedziała jak by to wpłynęło na Jello, która była bardzo pracowita i zawsze chciała się do czegoś przydać. Cierpiałaby nie mogąc pracować z Eve albo chociaż dostatecznie pilnować terenu farmy. Stąd przekonanie, że Jello nie da się obsadzić na ławce rezerwowych. Paxton będzie się starać, żeby ta odpoczywała, ale suczka była równie pracowita co jej pani (i strasznie uparta).
- Przyjadę – odpowiedziała cicho i wciąż głaskała psa po grzbiecie. Musiała zmienić wszystkie plany i wziąć pod uwagę, że Jello nie będzie chciała leżeć w miejscu, dlatego przejażdżka do weterynarza dobrze im zrobi. W końcu to bez różnicy, gdzie suczka by leżała. Czy w domu czy w aucie.
Ze smutkiem popatrzyła na suczkę karcąc się w myślach za to, że jej nie ochroniła. Jako prawowita opiekunka była za nią w pełni odpowiedzialna i zawiodła.
- Parę lat temu uratowała mi życie – wyznała cicho, jakby wcale nie dzieliła się tym ze światem, a zwłaszcza z weterynarką. – Nie wiem, co bym zrobiła, gdyby nagle umarła. – Nie miała pojęcia, skąd to całe wyznanie. Wcale nie tłumaczyła swojego zachowania, które Ada nazywała nadopiekuńczością. Nie zamierzała też za to przepraszać albo naprostowywać. Być może błędnie, bo robiła sobie za wroga kogoś niezwykle jej potrzebnego, ale za troskę o najbliższych się nie przepraszało; przynajmniej tak uważała Eve. – Dziękuję, że przyjechałaś. – Co mogło ledwo przejść jej przez gardło, ale o dziwo powiedziała to swobodnie i szczerze. – W domu mam portfel. Od razu ci zapłacę, żebyś miała z tego jakąś korzyść. – Nie raz i nie dwa psioczyły na siebie, ale teraz rozchodziło się o coś bardzo poważnego. Paxton nie mogła tego ignorować i bardzo doceniała obecność pani weterynarz, którą zamierzała nagrodzić albo raczej podziękować czymś więcej niż tylko słowem.
Wsunęła ręce pod otumanioną Jello i podniosła ją gotowa zanieść do quada. Tak łatwiej będzie przetransportować ją sto metrów z hali do domu.
- Zgasisz światło? – zapytała wychodząc z pomieszczenia. Miała zajęte obie ręce i skoro już zadzwoniła po Halsworth to mogła ją w pełni wykorzystać (bez skojarzeń).
- Myślisz, że Jello nie będzie miała problemów z chodzeniem? – Domyślała się, że na ten czas ciężko cokolwiek ocenić, ale musiała wiedzieć już teraz jakie przeczucia miała pani doktor. Wolała poznać prawdę aby móc przygotować się na każdą ewentualność, nawet tę najgorszą.
lekarka weterynarii — Animal Wellness Center
32 yo — 164 cm
Awatar użytkownika
about
this is what makes us girls, we all look for heaven and we put love first. somethin' that we die for it's our curse

Nie dociekała dalej, zajęta w tym czasie swoją pracą. Na koniec dnia to nie ona zapewniała służbom czworonożnych pracowników wytrenowanych w tym celu, na logikę to Eve mogła się z ich dwójki pochwalić lepszymi znajomościami. Jej priorytetem było teraz zaopiekowanie się stanem łapy suczki, przeciwdziałając powikłaniom, które mogłyby poskutkować stałym ograniczeniem jej sprawności. Zajęła się jak najlepiej mogła rozerwanymi tkankami, by te w nadchodzącym czasie zregenerowały się szybciej, ale przede wszystkim tamując krwawienie. Oceniła swoją pracę jeszcze raz, uważniej, poprawiła opatrunki mające odseparować rany od otoczenia i zapobiec zanieczyszczeniom.

Paxton nie musiała jej przepraszać za swoje zachowanie, tak samo jak prawdopodobnie Ada nie przepraszałaby, gdyby nie wymuszenie na niej tego poprzez właścicielkę celem udobruchania ich ważnej klientki. Halsworth była zbyt uparta i zbyt dumna, a po wszystkim zachowywała odpowiedni dystans, byle nie narazić się kolejny raz kobiecie niewyparzonym swoim językiem. Słuchając jej teraz, tak naprawdę, bez żadnych wyzłośliwień zatrzymywanych za mocno zaciśniętymi wargami, wydawało jej się, że zaczyna rozumieć lepiej postawę treserki i jej nadopiekuńczość wobec jej podopiecznych.

Teraz ty uratowałaś życie jej. Gdyby nie twoja reakcja w porę, mogłoby się to skończyć gorzej — skinęła głową. Nie trzeba było dużo, zorientowanie się o kilkadziesiąt minut za późno, że ta gdzieś przepadła i nie wraca. Na szczęście mogły to pozostawić obie w sferze przypuszczeń i ciemnych myśli, ale w tej chwili Ada chciała powiedzieć coś, co nie byłoby pustym zdaniem pocieszenia czy dopytywaniem o okoliczności zdarzenia, które nagle przywołała na głos Eve. Odeszła od swojej pacjentki, żeby po wszystkim po raz drugi odkazić dłonie. — Nic jej teraz nie grozi, o to już nie musisz się przejmować. Nie powinnaś mieć sobie nic do zarzucenia.

Podziękowanie przyjęła z zaskoczeniem, ale odwróciła się do niej i skinęła lekko głową. Zużyte rękawiczki wrzuciła do torby i poprawiła kucyka, który zdążył się poluzować i wyglądał jeszcze bardziej niedbale z wszystkimi kosmykami wydostającymi się na zewnątrz.

Ostatecznie to moja praca. Cieszę się, że mogłam pomóc — powiedziała. Miłe słowo ze strony Paxton było większym osiągnięciem niż usłyszenie go ze strony kogokolwiek innego. Zebrała swoje rzeczy z pomieszczenia, pakując torbę i zgodnie z prośbą kobiety, zgasiła za sobą światło.

Zrobiłam, co mogłam, żeby taką możliwość wykluczyć. Obrażenia były głębokie, przestraszona pewnie zaczęła się szamotać dodatkowo. Najważniejsze, że obyło się bez złamania i raczej bez zwichnięcia. Dla pewności jutro prześwietlimy je. Tak jak mówiłam, najlepiej byłoby, gdyby jak najwięcej odpoczywała, chociaż dobrze sobie zdaję sprawę z tego, że przy czworonogach to raczej tylko nabożne życzenie — blady uśmiech pojawił się na jej twarzy. Przykucie człowieka do łóżka było ciężkie, nawet kiedy ten wiedział dobrze jak ważne było leczenie, a co dopiero mówić o zwierzętach, które nie umiały w pełni pojąć poważnego stanu swojego zdrowia, przy którym wskazane było oszczędzanie jednej z części swojego ciała. Paxton będzie musiała na swój sposób dotrzeć do Jello, by suczka przypadkiem nie nadwyrężyła swojego stanu zdrowia. — Szwy są wchłanialne, ale wciąż powinnam się z nią regularnie widzieć. Czy to przez twoją wizytę, czy sama przyjadę kilka razy tutaj… To akurat kwestia do ustalenia.

Treserka i przewodniczka psów K9 — Prywatny ośrodek szkoleniowy
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Dyplomowana treserka psów K9 prowadząca własny ośrodek. Była wojskowa, amatorka krzyżówek, puzzli, dobrego piwa i filozoficznych rozmów. Żyje z przekonaniem, że kobiety są cudowne, choć wiele razy złamały jej serce.
Miała sobie wiele do zarzucenia zwłaszcza, gdy jej własne psy cierpiały. Była ich właścicielką i odpowiadała za ich zdrowie. Czworonogi jej ufały, zawierzyły życie i tego spodziewały się mając Eve obok siebie. Miała je chronić i zawiodła sprowadzając do ich domu wroga. Jeszcze nie wiedziała, kim mogła być ów osoba, ale miała swoje przypuszczenia, którymi nie chciała się dzielić z weterynarzem. Wystarczy, że otworzyła się przed kobietą wyjawiając krótko zażyłość zawartą w historii o niej i o Jello. Jednak określenie „uratowania życia” było bardzo rozległe. Jednemu życie ratowało czyjeś niespodziewane towarzystwo a komuś innemu znalezienie jego połamanego ciała w rowie. Każdy doświadczał tego w inny sposób.
W przypadku Eve była to druga opcja.
Pchając quada, na którego pace leżała Jello, wsłuchiwała się w słowa Halsworth o stanie psiny i ewentualnych prognozach na przyszłość. Obawiała się najgorszego, czego nikt nie mógł wykluczyć, ale miała nadzieję na najlepsze bo z suczką pracowało jej się najlepiej. Nie oceniała tego tylko pod kątem zażyłości, ale także umiejętności, których Jello nie brakowało. Była bardzo dobra w swoich fachu, co Eve poddała prawdziwie obiektywnej ocenie.
- Zdzwonimy się. – Przytaknęła w sprawie „kwestii do ustalenia” świadoma jak bardzo drażliwym tematem było jej dzwonienie do pani weterynarz. Ile razy się o to pożary? Wiele, nawet dziś prawie do tego doszło, lecz konflikt się rozmył na widok poważnych obrażeń Jello.
- Pomożesz mi z drzwiami? – poprosiła, kiedy po zatrzymaniu quada znów wzięła suczkę na ręce i ruszyła w stronę domu. – Dzięki. – To już drugi raz dzisiaj! Trzeba przyznać, że Paxton potrafiła być wdzięczna, ale nie zawsze chętnie to okazywała. Czuła też, że nie za bardzo miała o czym rozmawiać z panią weterynarz. Ich kontakt ograniczał się do leczenia psów, więc kiedy weszły do środka to Eve w milczeniu ułożyła Jello na jej posłaniu. Pogłaskała suczkę po głowie i kazała Apollo pilnować koleżanki.
- Może czegoś się napijesz? – zaproponowała bez przemyślenia i szybko skarciła się w myślach, bo przecież przed paroma chwilami uznała, że nie miała o czym rozmawiać z Halsworth. – Chyba, że wolisz uciec. Nie zdziwiłabym się, bo zawsze patrzysz na mnie.. Właśnie tak. – Wycelowała palec w Ade i jej sceptyczne spojrzenie, którym uraczyła Paxton. – Oceniająco i złowrogo, ale pewnie sobie zasłużyłam, co? – Reakcje drugiej osoby nie brały się znikąd. Zawsze miały jakieś podłoże, które dało się wyjaśnić. – Na przykład tym, że najpewniej porównuje cię do poprzedniej weterynarz, z którą współpracowałam. – Czy dobrze odczytywała myśli Ady? – Nie robię tego. Przyznaje, że miałam z nią dobre relacje, ale twoja praca jest równie dobra co jej i tylko to się liczy. – Żadne zażyłości albo to, czy się lubiły. Najważniejsze dla Eve były umiejętności osoby, którym powierzała życie swoich czworonogów. – I to, żebyś była dostępna o każdej porze dnia i nocy. Lubię być dopieszczona. – Przez chwilę z powagą wpatrywała się w kobietę, aż nagle uśmiechnęła się z rozbawieniem i pokręciła głową na boki na znak, że tylko sobie żartowała.
lekarka weterynarii — Animal Wellness Center
32 yo — 164 cm
Awatar użytkownika
about
this is what makes us girls, we all look for heaven and we put love first. somethin' that we die for it's our curse

Pokiwała głową, przystając na ustalenie całej reszty telefonicznie. Nie naciskała na to, by teraz, o tak późnej godzinie i z pewnością zmęczone przebiegiem całego zdarzenia zajmowały się wszystkimi kwestiami. Najważniejsze już jej przekazała, a poszkodowana suczka została ustabilizowana, by bez zbędnego cierpienia zdołała zaczekać na badania. Ada kciukami potarła wewnętrzne kąciki oczu w nadziei, że pomoże to w utrzymaniu się na nogach jak najdłużej. Ostatecznie musiała jeszcze wrócić do mieszkania własnym autem. Powinna być przytomna, żeby nie wywołać żadnego wypadku.

Jasne, proszę — przytaknęła i pomogła Paxton z wejściem, kiedy znalazły się wystarczająco blisko mieszkania. Zauważyła kolejne podziękowanie i aż nie wierzyła własnym uszom. Pomyślałby ktoś, że nawet osoba ze skłonnościami do bycia tak roszczeniową również znała takie słowa i potrafiła wyrazić swoją wdzięczność, a nie wyłącznie niezadowolenie i zniecierpliwienie.

Chwilę obserwowała Paxton układającą na posłaniu Jello, czekając co jeszcze jej powie. Miała już wracać do siebie? Dostanie pieniądze i to tyle? Nie oczekiwała nic więcej, łóżko wołało ją aż z Opal Moonlane, ale skoro kobieta zasugerowała, że może jeszcze zagrzać tutaj miejsce.

Nie, nie zamierzam uciekać. Chętnie się czegoś napiję — odpowiedziała z pełnym przekonaniem. Miały okazję pozwolić wcześniejszym urazom rozłożyć się na czynniki pierwsze, a następnie zaniknąć, przynajmniej częściowo. Uniosła brew na uwagę dotyczącą jej spojrzenia i na chwilę zastanowiła się czy na pewno było to aż tak widoczne, czy może Eve nadinterpretowała jej zblazowany wzrok jako coś osobistego. — Istnieje spora szansa, że patrzę tak na każdego, ale nie jestem tego do końca świadoma. Rozumiesz, nie mam przed sobą ciągle lusterka, by móc to właściwie ocenić — pozwoliła sobie na lekki żart, unosząc wyżej kącik ust. Wiedziała jednak, że jej aparycja umiała niejednego zniechęcić do odezwania się do niej w obawie o zostanie zbesztanym, mimo że samej Adzie zdawało się, że wyraz jej twarzy był zupełnie neutralny.

Złożyła ręce na piersi i odetchnęła. Suchość w gardle uświadomiła jej, że poza napiciem się czegoś, bardzo chętnie zapaliłaby jeszcze papierosa. Używka czekała w kieszeni kurtki, ale Halsworth była teraz zajęta czymś innym. Nadmierna szczerość w jej przypadku bywała zgubna, o czym już się przekonała. Nauczona doświadczeniem ważyła słowa zanim odpowiedziała na pół-żartobliwe zarzuty w jej stronę.

Porównywanie to normalna sprawa. Zwłaszcza, jeżeli miałyście nieco lepsze relacje i faktycznie mogłaś na nią zawsze i wszędzie liczyć — zaczęła ostrożnie jak nigdy. Była senna, a to nie pomagało w przyjmowaniu roli dobrego rozmówcy. — Ale dziękuję za docenienie mojej pracy. Staram się robić co mogę. Dzisiaj akurat miałam problemy z zaśnięciem, więc nie było mi tak trudno zebrać się i tutaj przyjechać — ona również żartowała, co zasygnalizowała szerszym uśmiechem. Liczyła na to, że wygląda na w pełni szczery. — Postaram się, żeby twoja suczka wróciła do pełni zdrowia. Są na to duże szanse, więc nie przejmuj się.

Treserka i przewodniczka psów K9 — Prywatny ośrodek szkoleniowy
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Dyplomowana treserka psów K9 prowadząca własny ośrodek. Była wojskowa, amatorka krzyżówek, puzzli, dobrego piwa i filozoficznych rozmów. Żyje z przekonaniem, że kobiety są cudowne, choć wiele razy złamały jej serce.
- Zdecydowanie miałyśmy lepsze relacje. – Nie zamierzała okłamywać Ady a delikatny rumieniec na twarzy Eve świadczył o pewnej zażyłości. Nie było to nic poważnego ani ważnego. Jedynie od czasu do czasu pozwalały sobie z panią weterynarz na przekroczenie pewnych granic, ale nigdy nie robiły z tego wielkiej sprawy. Były dorosłe i miały swoje potrzeby a Paxton była znana ze swego doświadczenia, od czego zresztą zaczęła się ich rozmowa; od plotek na ten temat, o którym słyszała weterynarka.
- Czyli uratowałam cię od nocnej nudy? – dopytała postanawiając, że zrobi im obu herbatę. Z początku zastanawiała się nad piwem, ale nie była pewna na ile Halsworth pozwalała sobie na picie, kiedy prowadziła samochód. Jedno słabe procentowo piwo nie było zakazane, ale jeszcze nie znały się na tyle aby proponować sobie procenty przed wejściem za kierownicę. – Nie żebym to planowała – Na pewno nie chciała krzywdy Jello. Za nic w świecie. – ale skoro cię wymęczyłam, to może wreszcie zaśniesz? – Zasugerowała, że mogło wyjść z tego coś dobrego (przynajmniej dla Ady).
Zaproponowała kobiecie zajęcie miejsca przy stole w kuchni. Nadal podchodziły do siebie z ostrożnością, dlatego dalsza rozmowa krążyła głównie wokół zawodowych spraw. Na prywatę jeszcze nie była pora, chociaż ta na pewno silniej zmieniałby ich nastawienie wobec siebie. Tylko, że żadna jeszcze nie czuła, że na to pora. Postawiły na powolne zażegnanie konfliktu a to oznaczało anegdotki z pracy i nieco poważniejsze sytuacje, którymi się podzieliły. Ze wzgląd na dobro niektórych śledztw Paxton nie mogła o wszystkim mówić, ale wspomniała o pary kryminalnych sprawach i o tych mniej tajemniczych tresurach psów dla osób niewidomych, w czym także się specjalizowała, ale nie zawsze chętnie brała ów zlecenia. Wolała to co sama robiła na co dzień, czyli szkolenie psów dla przewodników pracujących w służbach albo w ratownictwie. To była jej ulubiona dziedzina, o której opowiadała z dumą i pasją, bo – cholera jasna – kochała tę robotę. Nigdy nie podjęłaby się niczego innego.
Z tym musiała zostawić Adę, a raczej to ona postanowiła już wrócić do domu. Dodatkowe atrakcje wystarczająco wymęczyły weterynarkę aby ta poczuła się przyjemnie senna, czego Eve nie miała jej za złe. Wręcz przeciwnie, w przypływie przedziwnej otwartości zaproponowała kobiecie sen na swojej kanapie, ale zgodnie z przewidywaniami ta odmówiła na rzecz własnego wygodnego łóżka. Kto kocha swoje łóżko ten wie.

z/tx2
Dzięki <3
ODPOWIEDZ