kierowca karawany — the last goodbye
48 yo — 187 cm
Awatar użytkownika
about
Kiedyś pracował jako chirurg urazowy w szpitalu w Cairns, potem spędził 18 lat w zakładzie psychiatrycznym za kilka morderstw. Wyszedł parę miesięcy temu, zamieszkał na łodzi swojego dawnego psychiatry i pracuje w zakładzie pogrzebowym jako kierowca karawany.

Zaśmiał się, słysząc, że syn Irvinga nazywał świnki i że ma jedenaście lat, więc to w sumie nic dziwnego, bo dzieci mają swój świat.

- No tak, ja w tym wieku też miałem swój świat i zapewne również mógłbym wpaść na podobny pomysł. Chociaż... "swój świat" miałem też i później, inaczej nie trafiłbym do szpitala. - wywrócił oczami, wciąż ze słodkim i rozbrajającym uśmiechem na ustach. Na pewno w tym momencie nie wyglądał na seryjnego mordercę i nie sprawiał wrażenia człowieka, który mógłby komukolwiek zrobić krzywdę. Zresztą, już od dawna nie sprawiał takiego wrażenia, inaczej zapewne nie dostałby zwolnienia z placówki.

Obserwował z rozbawieniem jak jedna ze świnek buszowała w jego torbie i jak uciekła z kilkoma jego rzeczami. Nie miał pretensji, ostatecznie zwierzę było na tyle słodkie, że w sumie ciężko było mieć do niego o cokolwiek pretensje; pokręcił więc głową, wciąż z uśmiechem i odpowiedział po chwili:

- Nie ma problemu, niech sobie ogląda. Nie mam nic do ukrycia, ani przed tobą, ani przed świniami.

Przyglądał się swojemu rozmówcy, gdy ten próbował go w jakimś sensie uspokoić - bardzo to doceniał, musiał przyznać. Cenił go sobie jako psychiatrę i z czasem też jako przyjaciela, bo nie był ślepy i zauważył, że Irving rozmawiał z nim nieco inaczej niż z innymi pacjentami, choć oczywiście nie tracił przy tym autorytetu i wciąż był bardzo profesjonalny.

- Tak, mam przydzielonego kuratora. - sięgnął do torby, przez chwilę grzebał w niewielkiej, wewnętrznej kieszeni, po czym wydobył z niej niewielki świstek papieru z numerem telefonu do kuratora. Przez chwilę przyglądał się zapisanym tam cyferkom, westchnął krótko i pokiwał głową, choć niechętnie.

- Masz rację, powinienem do niego zadzwonić. Jeśli pożyczysz mi telefon to będę wdzięczny. I mogę mu podać twój adres jako tymczasowy, tak? Mogę tu zostać przez chwilę? - popatrzył na niego niepewnie, chcąc się chyba upewnić, że wszystko dobrze zrozumiał i Irving naprawdę pozwolił mu u siebie pomieszkać.

- Jeszcze nie wiem gdzie chcę pracować, nie wiem też gdzie by mnie w ogóle przyjęli... chciałem się wziąć za szukanie pracy jutro, jeśli mogę. - opuścił znów wzrok i napił się kawy, mocno ściskając kubek w dłoniach.

Irving Delaware

psychiatra seksuolog — Cairn Hospital i psychiatryczny zakład karny
47 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Uśmiechnął się i pokiwał głową w odpowiedzi na stwierdzenie, że gdyby Liam nie miał swojego świata w dorosłości, to nie trafiłby do szpitala. Istotnie - tak właśnie było, ale Irving nie widział powodu, by to komentować i dobijać jeszcze swojego byłego pacjenta.
- To dobrze, jeśli nie masz nic do ukrycia, ale to nie znaczy, że moje świństwo ma ci grzebać w torbie - powiedział rozbawiony, schylając się, by poszukać Jacksona, ale nie dostrzegł go pod łóżkiem, spod którego dobiegało jedynie ciche pochrumkiwanie.
Zerknął na kartkę, którą Liam trzymał w palcach i kiwnął głową, sięgając po swój telefon. Podał go mężczyźnie i oparł się plecami o ścianę, zakładając nogę na nogę: nie zamierzał wyjść, kiedy Landrieu będzie rozmawiać z kuratorem, bo z jednej strony miał nadzieję, że faktycznie mężczyzna nie ma nic do ukrycia, z drugiej - że naprawdę zadzwoni (Irving chciał mieć taką pewność), a z trzeciej: a nuż kurator będzie miał jakieś pytania, na które odpowiedź trzeba by było z nim skonsultować.
- Tak, zatrzymaj się tu tak długo, jak będziesz potrzebował - potwierdził - I nie ma problemu, żebyś zaczął szukać pracy jutro, ale chciałbym, żebyś faktycznie się za to wziął od rana, tak?
Chyba nie do końca wyzbył się jeszcze postrzegania Liama jako swojego podopiecznego, ale żywił do niego życzliwe uczucia i chciał, żeby mężczyzna sobie poradził.

Liam Landrieu
kierowca karawany — the last goodbye
48 yo — 187 cm
Awatar użytkownika
about
Kiedyś pracował jako chirurg urazowy w szpitalu w Cairns, potem spędził 18 lat w zakładzie psychiatrycznym za kilka morderstw. Wyszedł parę miesięcy temu, zamieszkał na łodzi swojego dawnego psychiatry i pracuje w zakładzie pogrzebowym jako kierowca karawany.

Irving nie musiał tego komentować - ostatecznie był jego psychiatrą w szpitalu psychiatrycznym, na oddziale specjalnie przygotowanym dla tych osadzonych, którzy zostali wysłani właśnie tam, zamiast do normalnego więzienia. Poznali się w takiej a nie innej sytuacji, więc nie było sensu jakkolwiek zaprzeczać temu, że Liam faktycznie miał swój własny świat.

Własny świat (taka ciepła, otaczająca się od złego bombka) miał już jako dziecko - gdy miało się ojca alkoholika, który w dodatku lubił się znęcać nad rodziną, wypracowanie sobie własnego, ochronnego środowiska, chociażby w swojej własnej głowie, było jedną deską ratunku. Podczas gdy inne dzieciaki na innych krańcach świata wychodziły z domu, biorąc ze sobą rolki, rower, deskę surfingową lub sanki, on sam zamykał się w swoim własnym świecie, w którym godzinami potrafił gapić się przez okno na wyimaginowany ocean. Pomagało mu to w jakimś stopniu złagodzić ból, zarówno ten fizyczny, jak i psychiczny. O swoim ojcu niewiele opowiadał Irvingowi, nie sam z siebie w każdym razie, dopiero pytany i ciągnięty za język przyznawał z jakiego domu tak naprawdę pochodził. Nie było to zdecydowanie coś, czym chciał się chwalić.

- Ale naprawdę mi to nie przeszkadza - uśmiechnął się wesoło do Irvinga, kątem oka jednocześnie zauważając jak mały psotnik ponownie zbliża się do torby z jego rzeczami i zanim Delaware zdążył jakoś zareagować, ten już zdążył wyciągnąć spomiędzy jego rzeczy bokserski w ostroróżowym kolorze, coś jak krewetka albo torebka lalki Barbie. - Ej, ale to jednak zostaw, co? Zamierzałem w tym jeszcze chodzić - parsknął krótko i zabrał zwierzakowi swoją własność, co spowodowało u Percy'ego niezadowolone kwiknięcie i schowanie się pod łóżko. No cóż, trzeba walczyć o swoje rzeczy, prawda?

- Jasne, zabiorę się za to z samego rana - uśmiechnął się do niego niepewnie i chwycił telefon mężczyzny, przez chwilę przyglądając mu się trochę jakby zobaczył zjawę albo ducha, parę razy nawet stuknął w ekran niemrawo, ale w końcu zamrugał i podniósł wzrok na swojego psychiatrę. - Em... jak się tego używa? - zapytał ostrożnie, czując się teraz mega głupio; jak jakiś debil albo nieuk. W szpitalu nie mieli dostępu do takich cudeniek, a że Liam siedział w zamknięciu przez osiemnaście lat, to trochę nowinek techniki do ominęło.


Irving Delaware

psychiatra seksuolog — Cairn Hospital i psychiatryczny zakład karny
47 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Roześmiał się, kiedy Liam zabrał śwince swoje jaskraworózowe gatki, co spotkało się z pełnym dezaprobaty kwikiem. Scena doprawdy wyborna: jak w kabarecie.
- Jesteś pewien, że nie chciałeś, żeby mój prosiak w tym biegał? Wiesz: wyciąć dziurę na ogonek i leżałyby na nim pięknie, tak bajerancko kontrastując z jego niemal czarnym umaszczeniem.
Wyobraził sobie ten obrazek i roześmiał się jeszcze głośniej, jednocześnie stwierdzając, że to właściwie dobrze, że Liam do niego przyszedł: na pewno wniesie trochę kolorytu do ich życia, może też dzięki jego obecności dzieciaki trochę się ożywią. Może jego córka zobaczy w końcu, że ojciec nie jest taki zły, jak ona go widziała...? A może nie, bo będzie z kolei zazdrosna o to, że Irving "miał" kogoś w zastępstwie mamy...?
Stop: takie myśli nie powinny mu chodzić w ogóle po głowie. Nie byli i nie mieli być żadną parą ani niczym takim. To był jego pacjent! Już teraz nie, ale jeszcze do niedawna! Nie powinien w ogóle rozważać takich rzeczy, nawet mimowolnie!
Uspokoił się jednak i skierował myśli na inne tory, gdy zobaczył, że Landrieu nie radzi sobie z telefonem. Palnął się w czoło i pokręcił głową, wzdychając z powodu swojej głupoty.
- Jasne, przepraszam, nie pomyślałem - powiedział z zażenowaniem i przysunął się do Liama, nachylając się nad urządzeniem, siedząc naprzeciw niego w rozkroku - Odblokowujesz, przesuwając palcem w ten sposób. To ekran dotykowy, więc nie używasz żadnych klawiszy, bo ich tu nie ma, wszystko masz na wyświetlaczu. Kiedy chcesz zadzwonić, to klikasz w tę słuchawkę i wybierasz przycisk "klawiatura". Potem po prostu dotykasz odpowiednich cyferek i klikasz tę zieloną słuchawkę. Korzystasz potem tak, jak z innego telefonu, a jak będziesz chciał rozłączyć, to dotknij czerwonej słuchawki, która się pojawi.
Odchylił się na oparcie, położył kostkę jednej nogi na kolanie drugiej i chwycił swój kubek z kawą.
- Dzwoń, szybciej będziesz miał to za sobą.

Liam Landrieu
kierowca karawany — the last goodbye
48 yo — 187 cm
Awatar użytkownika
about
Kiedyś pracował jako chirurg urazowy w szpitalu w Cairns, potem spędził 18 lat w zakładzie psychiatrycznym za kilka morderstw. Wyszedł parę miesięcy temu, zamieszkał na łodzi swojego dawnego psychiatry i pracuje w zakładzie pogrzebowym jako kierowca karawany.

Pokręcił głową, wciąż wesoło uśmiechnięty.

- Nie, wolałbym jednak, żeby w nich nie biegał: jeszcze się okaże, że wygląda w nich lepiej niż ja i będzie mi przykro - błysnął zębami w jeszcze szerszym, szczerym uśmiechu, obejmującym też jego jasne oczy wesołymi iskierkami.

On sam nie myślał o tym co może wnieść do domu Irvinga - nie widział w sobie zbyt wielu wartości, więc i nie sądził, że jego obecność może przynieść cokolwiek dobrego dla domowników, a w dodatku przecież nie planował tutaj zostawać długo, bo nie chciał mu siedzieć na głowie. Wyobrażał sobie to raczej tak, że będzie zajmował pokoik przez kilka tygodni, a potem jak już znajdzie jakąś pracę, to wynajmie jakieś mieszkanie, jakąś klitkę, na którą będzie go stać i uwolni Irvinga od swojego towarzystwa.

Nie wiedział, że jego były psychiatra żywił do niego jakieś głębsze uczucia, nie miał o tym bladego pojęcia; po pierwsze - niby dlaczego ktokolwiek miałby zakochać się w mordercy? A po drugie - dlaczego miałby to być właśni Irving? Koleś z dobrą pracą, mający rodzinę, własną łódź (piękną, trzeba przyznać i na pewno nie należącą do tanich) nie mógłby poczuć czegokolwiek do kogoś takiego jak on - życiowego przegrywa, który spędził osiemnaście lat w zamknięciu, zaprzepaścił swoją karierę i pozbawił życia kilku młodych mężczyzn. To po prostu nie miało prawa się wydarzyć.

Przez chwilę myśli Liama błądziły gdzieś, gdzie nie powinny, podobnie jak jego wzrok, ale pochylający się do niego i siedzący w rozkroku terapeuta wcale nie ułatwiał mu skupienia uwagi na nauce obsługi telefonu. Landrieu skupił jednak całą swoją silną wolę na tym, żeby go słuchać i jak najwięcej zapamiętać, ostatecznie stwierdzając, że chyba jednak nie jest to aż tak skomplikowane jak mu się na początku wydawało. Kiwał głową co jakiś czas, na znak, że rozumie, a potem wszedł w klawiaturę numeryczną tak jak Irving mu pokazał i spisał numer z karteczki, odkładając ją potem na swoje kolana. Wziął głęboki oddech, słysząc, że szybciej będzie miał to za sobą, wcisnął zieloną słuchaweczkę i przyłożył telefon do ucha, wsłuchując się w dźwięk połączenia.

- Dzień... dobry - mruknął nieco niepewnie, gdy po drugiej stronie odezwał się głos. Kobiecy głos, co go nieco zaskoczyło. - Liam Landrieu. Dostałem ten numer przy wyjściu ze szpitala. Zatrzymałem się w dzielnicy Sapphire River, na łodzi mojego... eee... - zawahał się, nie bardzo wiedząc jakiego słowa użyć. Znajomego? Nie do końca chyba pasowało, zwłaszcza, jeśli kurator zechce dowiedzieć się szczegółów. - Byłego terapeuty. Chciałem zapytać kiedy i gdzie powinienem się stawić i... eeem... - podrapał się po policzku, patrząc na Irvinga i tym samym prosząc go o jakieś wsparcie. - Chciałem spytać co dalej.

Irving Delaware

psychiatra seksuolog — Cairn Hospital i psychiatryczny zakład karny
47 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Parsknął śmiechem i pokręcił głową, wyobrażając sobie świnkę w tych galotach: zabawny widok, doprawdy.
Nie wiedział, co siedzi w głowie Landrieu, ale prawdę mówiąc w jego własnej krążyły podobne myśli: że przecież to niemożliwe, żeby mężczyzna mógł być nim zainteresowany - niby dlaczego? Przecież on był po prostu jego lekarzem, jego terapeutą, kimś, kto na pewno kojarzył mu się z więzieniem, a więc nie był wyzwalaczem dobrych wspomnień. Nie był też nikim istotnym ani przystojnym (w swojej ocenie), więc nie było czego u niego szukać. W ogóle myśli o związaniu się z nim przez Liama były absurdalne i tyle. Koniec. Bo tak. Trzeba ogarnąć swój zwichrowany umysł i po prostu pomóc byłemu więźniowi wyjść na prostą.
Odchylił się na oparcie krzesła i splótł ręce na piersiach, siedząc przed Liamem w rozkroku. Uśmiechnął się i kiwnął głową, kiedy mężczyzna na niego zerkał - chciał mu dodać tym otuchy.
- Byłego terapeuty? - zapytał głos po drugiej stronie słuchawki - Jakiego byłego terapeuty? Poproszę adres.
Kiedy Liam go podał, kobieta chwilę milczała, a w tle rozległy się odgłosy pisania na klawiaturze.
- Jesteś u Irvinga Delaware? - kuratorka wydawała się zdziwiona i niepewna, co z tą informacją zrobić. Wreszcie jednak chyba uznała, że może to jakoś przełknąć, bo przeszła dalej - Szukasz jakieś pracy? Masz coś na oku? Czym chcesz się zająć?
Zapisywała skrzętnie wszystko, co Liam jej mówił. Jej głos brzmiał stanowczo, ale nie ostro - nie miała teraz powodów do bycia nieprzyjemną; jedynie chciała zaznaczyć, że to ona tu rządzi, a mężczyzna ma być posłuszny.

Liam Landrieu
kierowca karawany — the last goodbye
48 yo — 187 cm
Awatar użytkownika
about
Kiedyś pracował jako chirurg urazowy w szpitalu w Cairns, potem spędził 18 lat w zakładzie psychiatrycznym za kilka morderstw. Wyszedł parę miesięcy temu, zamieszkał na łodzi swojego dawnego psychiatry i pracuje w zakładzie pogrzebowym jako kierowca karawany.

Owszem, Irving kojarzył się Liamowi z więzieniem, ale głównie miał z nim dobre wspomnienia. Jasne, ich relacja nie od początku opierała się na wzajemnym zaufaniu, Liam nie zawsze mówił mu wszystko i nie zawsze odpowiadał zgodnie z prawdą, ale z czasem przyzwyczaił się do swojego terapeuty, zaufał mu i po kilku latach był w stanie nazwać go kimś w rodzaju swojego przyjaciela. Może nie do końca było to rozważne, bo ostatecznie terapeuta to terapeuta, a przyjaciel jednak był kimś innym, kimś kto nie stara się prowadzić twojej terapii, kimś kto nie przepisuje ci leków... Chociaż gdyby się tak głębiej zastanowić nad tą kwestią, to nawet dobrze, jeśli pacjent uważa swojego terapeutę za przyjaciela, bo wtedy z łatwością mówi mu o wszystkim. No dobra, to jednak trochę głębsze rozważania i można by było o tym rozmyślać chyba dość długo.

Podczas rozmowy z kuratorką Liam co chwilę zerkał na Irvinga, próbując się nie rozpraszać tym w jaki sposób ten siedział i jak przy tym wyglądał, bo teraz ani był na to czas, ani okoliczności. Ostatecznie chciał wypaść dobrze przed swoim kuratorem, a Irving - poza tym, jak wyglądał, jak siedział, jak patrzył i jak pachniał - starał się mu przecież pomóc i dodać otuchy.

Przytaknął krótkim "mhm" i skinieniem głowy (którego kuratorka i tak nie mogła przecież zobaczyć), gdy zapytała czy jest u Irvinga. Po jej głosie wywnioskował, że chyba jest nieco tym faktem zdziwiona, ale nie zadawała większej ilości pytań, najwidoczniej uznając, że nie jest to aż tak tragiczne i aż tak podejrzane, żeby drążyć temat.

- Właściwie dopiero co dotarłem na miejsce, wziąłem prysznic i jeszcze nie miałem okazji zająć się szukaniem pracy - wyznał szczerze, wlepiając wciąż wzrok w Irvinga. - Ale obiecałem panu Delawere, że zajmę się tym jutro z samego rana. - dodał chwilę później, a gdy nazywał go "panem Delaware" w jego oczach błysnęły rozbawione iskierki. - Przypuszczam też, że nie będę miał szalonego wyboru po odsiadce, więc postaram się nie wybrzydzać. - odpowiedział jeszcze na pytanie czym chciałby się zająć, chociaż dość obok tego pytania. Gdy po chwili rozmowy kuratorka skończyła zadawać pytania, ewentualnie w międzyczasie podając jeszcze telefon Irvingowi, jeśli życzyła sobie z nim rozmawiać, Liam oddał telefon mężczyźnie, upewniając się, że połączenie się skończyło i potarł dłońmi o spodnie.

- Dziękuję. - uśmiechnął się do niego delikatnie, czując, że jeden trudny stopień ma już za sobą i mimo że prawdopodobnie zostało mu jeszcze wiele podobnych do pokonania, to czuł jakiś rodzaj ulgi. Irving miał więc rację; po odhaczeniu tej rozmowy czuł, że to już nad nim nie wisiało i przynajmniej będzie mógł spokojnie spać tej nocy.

/ zt x2

Irving Delaware

ODPOWIEDZ