informatyk — freelancer
27 yo — 182 cm
Awatar użytkownika
about
I'm scared to get close and I hate being alone. I long for that feeling to not feel at all. The higher I get, the lower I'll sink.

Ostatnich kilkanaście dni dla Percy’ego było jednolitym zlepem czasu niedzielącym się na poszczególnie dni tygodnia czy pory dnia. Stracił nad tym kontrolę w momencie, gdy tamtego wieczoru w klubie po tym swoim felernym, pierwszym dniu w nowej pracy, postanowił ponownie zabawić się bardziej. Dzięki małym tabletkom jego problemy i zmartwienia odpłynęły, jego mocno ciążące mu uczucia przestały istnieć, a on sam był jedynie postacią w filmie toczącym się w spowolnionym tempie. Bawił się przednio tamtego wieczora i przez kilka następnych. W sumie nawet nie przestawał, nie pozwalał sobie na to, bo wiedział, że to byłoby najgorsze, co mógłby zrobić. Tak, jak alkoholik nie pozwalał sobie na wytrzeźwienie, tak on nie odpuszczał, żeby ten stan euforii z niego nie zszedł. Do czasu kiedy skończyły mu się tabletki, a on zbyt późno się zorientował i nie zdążył skołować następnych, nim dotarła do niego świadomość i wyrzuty sumienia.

Kolejne dwie doby trwały wieczność. Zalały go emocje, w których zaczął tonąć. Nieustannie powracał myślami do tamtego spotkania, a w dalszej kolejności do swojej przeszłości. To sprawiało, że chciał czym prędzej wyjść z mieszkania i udać się do swojego ulubionego dilera. Jednak nie mógł. Był przecież na dobrej drodze, żeby z tego wyjść. Czuł się już dobrze. Nie odczuwał tej ciągłej potrzeby narkotyzowania się. Miał dołki, ale potrafił to przezwyciężać. Zacząć dostrzegać więcej, a nie tylko tą jedną sprawę, która zaprzątała jego głowę. I tymi kilkoma dniami to wszystko zaprzepaścił, by ostatecznie ponownie stać się chodzącym wrakiem.

Gdy wszedł do sali, to prowadzący już witał się ze wszystkimi. Zwrócił na siebie uwagę, chociaż wcale tego nie chciał. Świadczyła o tym bluza z kapturem naciągniętym na twarz, żeby jak najbardziej ukryć jej bladość i zmęczenie. Ślady niewyspania i odstawienia. Bardziej niż zwykle Percy pragnął się schować i unikać wszystkich spojrzeń i pytań. A szczególnie unikał tej jednej osoby, przed którą było mu najbardziej wstyd. Podczas całej sesji odezwał się tylko raz, mówiąc że nie ma nic do powiedzenia. To nie był jeszcze ten moment, żeby zmierzyć się z tym, że właśnie osiągnął porażkę. To było oczywiste pod każdym względem, jednak nie chciał się z tego tłumaczyć. Chciał tylko przetrwać i chyba liczył, że to chwilowe skupienie się na cudzych problemach mu w tym pomoże.

Gdy tylko prowadzący zakończył sesję, to Hartley wstał od razu i skierował się w stronę wyjścia. Nie miał zamiaru zostać na pogaduszki po spotkaniu. Po wyjściu na powietrze skierował się pod latarnię, gdzie znajdował się też najbliższy śmietnik i wyciągnął paczkę papierosów. Raczej nie palił, jednak jakoś musiał radzić sobie w zaistniałym stanie, który był zwyczajnie zły. Kątem oka obserwował ludzi, opuszczających budynek, co jakiś czas popalając papierosa. Dostrzegł też i to, że zaczęła kierować się w jego stronę. Serce zabiło mu szybciej z nerwów. Nie było go na dwóch spotkaniach. Nie poinformował nikogo o swojej nieobecności. Nie było z nim żadnego kontaktu. Nie zachował się odpowiednio. Przecież sam dobrze wiedział, że ludzie potrafili znikać z grupy wsparcia i już nigdy do niej nie wracać. Czasem jedno, mocne załamanie wystarczyło, żeby zaprzepaścić wszystko. Zatem wewnętrznie bał się tej konfrontacji i chyba nie był na nią gotowy. Obecnie nie był Hartleyem, którego Poppy dobrze znała.

— To nie jest najlepszy pomysł — ostrzegł ją niejako przed samym sobą, kiedy była już dostatecznie blisko, żeby go usłyszeć. W ten sposób dawał jej wyraźny znak, że powinna się wycofać. Gdyby jego całokształt, zachowanie i wygląd, nie były wystarczającą wskazówką.
Poppy Lancaster

ambitny krab
nick autora
Josie Gallagher
Kelnerka — Moonlight Bar
27 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
You're an absolutely stunning, murderous little creature.
Martwiła się o niego.
Po zrobieniu tatuażu czuła się świetnie, tak jakby jakieś brzemię zostało zabrane z jej barków a ta mogła nareszcie oddychać pełną piersią, z uśmiechem na ustach szła na kolejne spotkanie wiedząc, że będzie tam on. Nie przyszedł. Na kolejne także.
Zaczęła się po prostu bać, jej serce biło z zawrotną prędkością kiedy szła na spotkanie mając w głowie myśl, że jego może nie być; może już nigdy się nie pojawi? Ludzie na spotkaniach przychodzą i odchodzą taka była kolej rzeczy, ale nigdy nie sądziła, że i jego mogło zabraknąć. Siedziała dwa kolejne spotkania jak przybita wpatrując się w puste krzesło jakby liczyła na to, że w magiczny sposób się tam pojawi. Na kolejne spotkanie przyszła już bez żadnej nadziei zajmując jak zawsze swoje miejsce i wbijając spojrzenie w prowadzącego, a dopiero kiedy wszyscy zaczęli się witać to przyciągnął jej spojrzenie jakiś ruch przy drzwiach. To był on - serce momentalnie wywinęło koziołka a ona już do końca tego cholernie przedłużającego się spotkania nie mogła oderwać od niego spojrzenia. Patrzyła i zastanawiała się co takiego się stało, że nagle zniknął bez słowa? Percy chyba uparcie nie chciał na nią patrzeć bo czuła, że ten omija je pytające spojrzenie. Jak myślał, że tak po prostu wymknie się bez żadnego słowa wyjaśnienia to był w wielkim błędzie. Kiedy pożegnała się ze wszystkimi krótkim cześć, mając cały czas wzrok na znikającej posturze Hartleya za drzwiami zerwała się z krzesła, żeby wręcz pobiec za nim. Zależało mu chyba na tym, żeby jak najszybciej stąd wyjść i może już nigdy nie wrócić, nie dała mu jednak takiej szansy bo dogoniła go przed budynkiem kiedy ten spokojnie chciał odpalić papierosa.
Już otwierała usta, żeby na niego nakrzyczeć i powiedzieć wszystko co grało jej w duszy kiedy ta stanęła jak wryta na jego słowa. Jeśli próbował ją zatrzymać to osiągnąć wręcz odwrotny cel bo jej twarz wykrzywiła grymas złości kiedy podeszła do niego na tyle blisko, że musiała zadrzeć lekko głowę, żeby spojrzeć mu prosto w twarz.
Ty! — dźgnęła go lekko palcem w klatkę piersiową ciskając piorunami z oczu i nawet unoszący się między nimi dym papierosowy w tym momencie jej nie przeszkadzał. — Jak mogłeś mi to zrobić? Martwiłam się do cholery!
Naprawdę bała się, że już może się nie pojawić, dopiero teraz uświadomiła sobie, że przez te spotkania była z nim związana; zależało jej na tym, żeby go widywać; zależało jej na nim, ale nie była w stanie tego przyznać nawet przed samą sobą. Czuła jak łzy napływają jej do oczu i zgoniła to wszystko na gryzący dym, który wtłaczał się do jej płuc przy każdym oddechu, drapał ją w gardło i powodował dyskomfort, ale nadal piorunowała go spojrzeniem, który gdyby była Bazyliszkiem to z pewnością by zabił.
Nigdy — uderzyła go lekko w klatkę piersiową ręką złożoną w pięść wiedząc, że i tak to nie robiło na nim wrażenia. — więcej — kolejne uderzenie — tego — czuła jak powoli opuszczają ją siły. — nie rób!
Jej twarz była zarumieniona od wysiłku, a spojrzenie parzyło jakby ten miał styczność z prawdziwym ogniem albo diabłem wcielonym w jej wątłe i bezsilne ciało. Odetchnęła głęboko cofając się o krok dość chwiejnie kiedy na krótki moment ją zamroczyło od tego wysiłku.

ambitny krab
Nightmare
informatyk — freelancer
27 yo — 182 cm
Awatar użytkownika
about
I'm scared to get close and I hate being alone. I long for that feeling to not feel at all. The higher I get, the lower I'll sink.

Gdy tylko Hartley został trącony, to jego wzrok machinalnie powędrował w dół, skupiając się jej kolejnych ruchach. To było dobre posunięcie. Próba dotarcia do niego nie tylko w sposób słowny, ale także fizyczny, namacalny. Jednocześnie Poppy bardzo wyraźnie zaznaczyła, że miała pretensje do niego o jego nieprzemyślane zachowanie. Jak mógł jej to zrobić? Zwyczajnie, po prostu, bo… wtedy nawet o niej nie pomyślał. Nie pomyślał o nikim innym poza Sophie, która ponownie wypełniła cały jego kadr. Chociaż ich spotkanie było okropne i nie było w nim nic miłego do wspominania, to nie tutaj leżał problem. Percy tęsknił za tym, co mieli razem, co ich łączyło oraz za wyobrażeniem ich wspólnej przyszłości, które było już nieosiągalne. Koncentrował się na stracie, której świadomość ciągnęła go w dół. I w tych okolicznościach cokolwiek innego przestawało mieć znaczenie. Objęty zimnymi, silnymi ramionami depresji nie dostrzegał tego, że w jego obecnym życiu może istnieć ktoś, kogo jego los będzie obchodził. Zwłaszcza, jeżeli jego samego on niezbyt obchodził, bo stracił poczucie sensu, a skoro nie było sensu, to po co to wszystko?

Kiedy jego ciemne spojrzenie uniosło się do góry, to mogła zobaczyć w nim jedynie pustkę. Jego cała twarz wydawała się być wyprana z jakichkolwiek emocji, jakby ta jej złość nie zrobiła na nim żadnego wrażenia. Nie wyglądało na to, jakby zaraz miał zacząć ją przepraszać, uświadamiając sobie, że postąpił źle i niepotrzebnie postawił ją w takiej sytuacji i w takich emocjach. W ten sposób nie przemawiała przez niego arogancja, gdyż jego celem nie było umniejszenie jej emocjom, mówiąc przesadzasz. On zwyczajnie rozważył jej perspektywy. Nie pomyślał o tym, że mogłaby się nim przejąć czy o tym, że komuś na tym świecie jeszcze zależało na jego losie.

— Nie chciałem nic ci zrobić. Ja nawet nie pomyślałem o tobie — odpowiedział tak płynnie, iż trudno było zarzucić mu brak szczerości. I to dosyć brutalnej. Jednak ostrzegł ją, że lepiej było nie zbliżać się do niego. Nie mówił tego, żeby ją zranić czy jakoś jej umniejszyć. Mówił to, gdyż to była prawda, która niejako mogła wytłumaczyć jego postępowanie. Percy był teraz obdarty z wierzchniej warstwy swojej ludzkości, która sprawiała, że zazwyczaj zachowywał się jak dobry, miły, troskliwy chłopak. Jakby ostatnie dni zabrały z niego wszystko, co było dobre i pozostawiły tylko jego bardzo surową, pozbawioną emocji formę. Tak to mniej więcej u niego wyglądało. Skakał pomiędzy fazą, w której uczucia go zalewały, a on sobie z nimi nie radził, po czym lądował w następnej, gdzie odcinał się od czucia czegokolwiek, bo czucie przynosiło tylko ból. To znaczy, czuł coś, co w każdej minucie go dręczyło. Ogromny głód, który wewnętrznie go rozrywał. Jakby jego ciało krzyczało. Błagało o to, żeby w końcu go zaspokoić. To czuł bardzo wyraźnie, przez co zapewne pozostawał niezdolny do poczucia i zobaczenia czegoś więcej.

— I raczej niczego ci nie obiecam — odpowiedział po krótkiej pauzie, gdy jego ślepia w końcu skupiły się na jej spojrzeniu. Nie było w nim widać niczego. Żadnej winy czy żalu. Złości czy niezrozumienia. Pewności czy strachu. Po prostu patrzył się na nią tak kompletnie beznamiętnie, jakby to wszystko — on, ona, to całe miasto, ten cały świat — były mu kompletnie obojętne, bo przecież ponownie nic nie miało znaczenia.
Poppy Lancaster

ambitny krab
nick autora
Josie Gallagher
Kelnerka — Moonlight Bar
27 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
You're an absolutely stunning, murderous little creature.

Nie poznawała go w tym momencie, to wszystko co ich połączyło podczas tych spotkań po prostu się ulotniło kiedy patrzyła na jego beznamiętną twarz. Czuła się po części bezsilna patrząc na niego tak zbitego z tropu i przygnębionego, nigdy nie sądziła, że smutek drugiego człowieka mógł tak działać na nią. Wyrównała oddech czując jak jej serce łomocze nieszczęśliwie w piersi a do oczu wzbierają łzy. Nie miała jednak prawa być na niego zła, bo tak naprawdę ich nic nie łączyło, była tylko tą znajomą ze spotkań, która w każdej chwili może zniknąć.
Nie chciała znikać i chciała być częścią jego pokręconego życia, nawet gdyby potem miała żałować swojego wyboru, to po prostu chciała być.

Zamarła spoglądając na jego beznamiętną twarz, wyszukując w jego mimice czy w spojrzeniu tego dawnego Hartleya, którego po prostu polubiła. Zacisnęła palce w pięść kręcąc delikatnie głową na boki kiedy ten nadal pozostawał niewzruszony tym co ona tutaj pokazywała, a obdzierała w tym momencie przed nim swoje emocje, które jak zawsze w takich sytuacjach wzięły górę. Była emocjonalną dziewczyną, która nie potrafiła trzymać języka za zębami i doskonale zdawała sobie z tego sprawę, a słowa Percy'ego dotknęły ją do żywego na tyle, że poczuła się urażona. Nie sądziła, że jego postawa będzie tak beznamiętna a jego spojrzenie puste, naprawdę się o niego martwiła. Zaczerpnęła więcej powietrza i uniosła lekko podbródek do góry, żeby spojrzeć na jego twarz, a szczególnie w jego oczy.

Nie wierzę w to — mruknęła w jego stronę narzucając pewnego rodzaju dystans kiedy cofnęła się od niego o parę kroków, czując jak pomiędzy nimi rodzi się pewnego rodzaju mur; pytaniem było czy Percy pozwoli się przez niego przedrzeć, czy jednak nie? — Gdzie byłeś? — zapytała po chwili cicho, obracając się trochę bokiem w jego stronę tak, żeby mieć na widoku budynek w którym mieli spotkania. Naprawdę przez krótki moment sądziła, że mogłoby go zabraknąć, poczuła nawet ten ból przenikający jej klatkę piersiową kiedy wpadła w panikę gdy nie pojawił się drugiego dnia, przez dłuższy czas nie mogła złapać oddechu.
Chciała mu pomóc, ale czuła się bezsilna w jego obliczu a patrzenie w jego oczy powodowało, że widziała tylko same czarne scenariusze. Nie chciała ich widzieć, nie chciała widzieć jego przygaszonego spojrzenia i beznamiętnej miny jakby nic dla niego nie miało już znaczenia. A może to ona wszystko za bardzo koloryzowała? Chciała mieć jakikolwiek wpływ na jego życie i na decyzje, chciała dać mu trochę swojego ciepłą i radości, którą nosiła w sercu.
Mogę Ci jakoś... pomóc?
Jej nie można było pomóc, ale miała nadzieję, że dla Hartleya nie było jeszcze za późno. Wyglądała przez moment tak jakby chciała zrobić ku niemu krok i go po prostu przytulić, ale w połowie tego czynu się rozmyśliła.

percy hartley
ambitny krab
Nightmare
informatyk — freelancer
27 yo — 182 cm
Awatar użytkownika
about
I'm scared to get close and I hate being alone. I long for that feeling to not feel at all. The higher I get, the lower I'll sink.

Percy był raczej nieświadomy tego, jak mogły zostać odebrane jego słowa. Nie był celowo nieprzyjemny, tylko jego sposób myślenia był nieco inny niż zazwyczaj. Jakby nie widział potencjalnego bólu, który mógł spowodować swoim zachowaniem. Całościowo wydawał się być średnio obecny, mimo iż kontaktował w pełni, łączył ze sobą kropki i odpowiadał całkiem prędko. Jednak zauważalnie zachowywał się inaczej. Był wycofany, wyobcowany. Jakby próbował się schować i uciec przed jakimkolwiek kontaktem z Poppy czy kimkolwiek innym, kto miałby zamiar stanąć na jego drodze.

— Głównie w domu — odpowiedział od razu, a jego spojrzenie powędrowało w dół. Uciekał w nim, bo nie mówił pełnej prawdy. To był odruch, z którym nawet nie umiałby walczyć. Wiedział, że nie kłamie w pełni, bo w końcu bywał w mieszkaniu, bo gdzieś musiał spać i przebywać w tzw. międzyczasie, jednakże nawet w tym stanie mógł domyślić się, że nie taki był sens jej pytania. — Trochę na mieście. W różnych miejscach — dopowiedział, nie podając żadnych konkretów. Pewnie większości z nim nawet nie mógłby przytoczyć, bo nie pamiętał nazw lokali, bardziej ich lokalizacje. Ale tym też nie było co się chwalić, bo lepiej, żeby Poppy w takie miejscówki nie zaglądała, gdyż nie były to zbyt odpowiednie lokalne dla młodych dziewczyn. Chyba że dla takich, które za działkę były w stanie zrobić naprawdę wiele. Jego wzrok nadal błądził po płycie chodnikowej, co wskazywało na wstyd, który go ogarnął. On towarzyszył mu od samego początku, dlatego też zachowywał się na spotkaniu w taki sposób. Nie chciał widzieć tych oceniających i zawiedzionych jego postępowaniem spojrzeń.

Hartley uniósł wzrok po jej kolejnym pytaniu. Patrzył się na nią dłuższą chwilę, jakby procesował to, co powiedziała. Nie spodziewał się tego. Zawsze był sam ze swoimi problemami. Oczywiście nie licząc ludzi na grupie wsparcia, ale właśnie, to była grupa. Nikt nie przychodził tam konkretnie dla niego, nikt nie wyciągał do niego bezpośrednio swojej pomocnej dłoni. Zatem Percy nie oczekiwał i chyba nawet nie do końca wiedział, jak mógłby z niej skorzystać. I chociaż intuicja powinna mu podpowiedzieć, że najlepiej byłoby się wycofać, to nieprzytomnie kolejne słowa opuściły jego usta.

— Może usiądziemy na chwilę? — zaproponował, wskazując kiwnięciem głowy ławkę, która znajdowała się kawałek dalej. Nie czekając na jej odpowiedź, obrócił się i powędrował w jej kierunku. Zajął miejsce na brzegu ławki, chowając dłonie do kieszeni i czekając, aż dziewczyna pojawi się obok. Jedna z jego nóg nerwowo drgała, a jego wzrok nadal unikał jej spojrzenia, jakby bał się tego, co mógł w nim zobaczyć. — Mam nienajlepszy czas… jakby nie można było się tego domyśleć — powiedział i parsknął cicho, wyśmiewając samego siebie za to, jak naokoło starał się mówić o czymś, co było przecież bardzo proste. Jednak wypełniało go głównie zawstydzenie, przez które trudno mu było mówić o swoich błahych problemach. — Możesz po prostu ze mną trochę posiedzieć i powiedzieć mi, co u ciebie słychać? Jak się czujesz? — zapytał cicho, próbując skierować swoje myśli na coś innego, a nie od razu na to, co było przyczyną jego niepowodzenia i stanu, który w pełnej okazałości właśnie prezentował.
Poppy Lancaster

ambitny krab
nick autora
Josie Gallagher
ODPOWIEDZ