chirurg urazowy — Cairns Hospital
37 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Pani doktor z Włoch, która przeniosła się do Australii i choć nadal jest na wizie pracowniczej, to powoli zapuszcza korzenie u boku Beverly.
- Chcesz żebym nakręciła ci wstęp do porno? – zapytała z uśmiechem nie wierząc, że Beverly zasugerowała jej coś takiego. Nigdy nie zakładała, jakie podejście pani oficer miała do takich spraw i czy mogłoby to ją kręcić. Najwyraźniej tak, co Włoszka skwitowała kolejnymi słowami. – Nie spodziewałam się, że jesteś aż tak niegrzeczna. – Jeszcze dużo nie wiedziała o Strand, ale przyjmowała to jako wyzwanie, którego zamierzała się podjąć. Gdyby tego nie chciała, nie pchałaby się w ramiona kobiety ani nie mieszałaby jej w głowie w trakcie rozwodu. To byłoby nie fair gdyby nagle uznała, że nie chciała tego kontynuować. Wtedy faktycznie ktoś pomyślałby, że wykorzystała sytuację tylko, że Margo taka nie była. Gdyby jej nie zależało, nie dałaby się kierować tylko i wyłącznie seksualnymi potrzebami, które oczywiście miała i czuła ogromny pociąg do Strand, ale w tym było coś jeszcze poza oczywistą między nimi intymnością. Czuła to i umyślnie przedłużała moment pod prysznicem byleby jak najdłużej cieszyć się obecnością pani oficer.
- No – Czubkiem nosa musnęła policzek Bev i przysunęła wargi do jej ucha. – Odwróć się – zasugerowała szeptem i sięgnęła po żel pod prysznic. Wciąż stojąc blisko i nie dając Beverly możliwości odsunięcia się od ściany namydliła jej ramiona i plecy. – Miałam taki sen – wyznała cicho wciąż wodząc dłońmi po plecach Beverly. – Brałam prysznic i nagle pojawiłaś się po drugiej stronie kabiny. Weszłaś do środka.. – Przesunęła dłonie na talie. – ..podeszłaś od tyłu i.. – Prawą dłonią powiodła do przodu, na podbrzusze tuż nad prawym udem i subtelnie kierowała się do jego wnętrza. – Pokazać co zrobiłaś? – Zębami złapała za płatek jej ucha, który połaskotała językiem kolejno lądującym na mokrej od wody szyi.

- Bella, spodnie ci dzwonią. – Owinięta w ręcznik wracając z kuchni z wodą usłyszała wibracje na podłodze. To zmusiło ją do zastanowienia, gdzie położyła swoją komórkę, ale szybko przypomniała sobie, że ta była w torebce pozostawionej w salonie. Machnęła na to ręką i pochyliła się sięgając do wibrujących spodni, z których wyjęła komórkę. Trzymając ją w ręce zatrzymała się progu łazienki, w której Beverly zmywała do końca i tak zrujnowany przez ich schadzką makijaż. Chwilę na nią patrzyła, aż wyciągnęła rękę z telefonem. – Twoja mama – Tylko zerknęła na nazwę kontaktu na ekranie. – Poczekaj. – Zgięła rękę w łokciu uniemożliwiając Beverly przejęcie komórki. Uśmiechnęła się cwanie i skradła kobiecie buziaka zanim oddała jej własność. Chciała ją pocałować ostatni raz przed rozmową z panią Strand, która mogła okazać się zakończeniem ich randki.
Nie powinna stać i podsłuchiwać, ale nie mogła się powstrzymać. Wzrokiem lustrowała Beverly napawając się jej widokiem, ale też próbując odczytać, co takiego działo się po drugiej stronie słuchawki. Sądząc po nagłym napięciu jasnego czoła nie było to nic dobrego, ale też raczej nic tragicznego.
Bertinelli czekała aż rozmowa się zakończy i wciąż opierając się o framugę w łazience powiedziała wprost:
- Musisz wracać – stwierdziła a nie zapytała. Nie chciała brzmieć na niezadowoloną, ale wyczuła w swoim głosie nutkę zawodu, którą od razu odchrząknęła wyrzucając ze strun głosowych. – Z Oliverem w porządku? - Telefon nie musiał oznaczać nagłej gorączki u dziecka. Rodzice Strand mogli po prostu się już zmęczyć; lotem i niespodziewanym długim zajmowaniem się wnukiem.
mistyczny poszukiwacz
Lorde
Senior Wildlife Officer — The Queensland Parks and Wildlife Service
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Lokalna funkcjonariuszka straży leśnej, przebywająca w Lorne Bay od trzech lat, tracąca głowę dla włoskiej pani doktor z którą wychowuje syna
Nie sądziła, że Margo tak szybko podłapie prowokację, nazywając ją w bardzo dosłowny sposób. Tyle wystarczyło, aby na twarzy Strand pojawił się rumieniec, o jaki sama się poniekąd prosiła. Nie chciała na poważnie wymagać od Włoszki wysyłania dwuznacznych zdjęć, jeśli zwyczajnie by tego nie czuła. Dla sporej liczby osób takie chwyty wciąż wzbudzały niezręczność, a u samej Bev spowodowałyby krwotok z nosa, aktywowany za sprawą działających na wyobraźnię widoków.
- Nie jestem - stwierdziła, bo chociaż mogłaby ciągnąć tę grę dalej, nie chciała brzmieć jak zbok, łasy na wizualną stymulację. - Tylko się zgrywam.
Wygłupiała się, bo mogła i wiedziała, że Bertinelli nie rzuci fochem, związanym z ewentualnym sprowadzaniem jej osoby do ładnego ciała. Margo była bardzo atrakcyjną wizualnie kobietą, ale Bev widziała w niej znacznie więcej. Dbała o jej samopoczucie oraz komfort, dlatego szybko doprecyzowała małą głupotę, zrodzoną przez nakręcony umysł.
Przyjemny dreszcz znów przeszedł przez jej ciało, za sprawą zmysłowego szeptu, sugerującego odwrócenie się. Nie była pewna, co chodziło Włoszce po głowie, nie mniej zastosowała się do prośby, wyczuwając ograniczone pole fizycznych manewrów. Wraz z dotykiem na plecach, połączonych z opisem snu, wiedziała już, w jaką stronę to wszystko zmierzało. Powierzchnia ściany tylko odrobinę chłodziła jej ciało, na nowo nabierające ciepła. Sugestywny dotyk stopniowo przemieszczający się w dół zachęcił ją do sięgnięcia do tyłu, ku odkrytemu pośladkowi, na którym zacisnęła palce.
- Pokaż mi - wyszeptała z przyczajonym na ustach uśmiechem, czując nieco wyraźniejszy nacisk ciała, tkwiącego za jej plecami. Wystarczyło odpowiednio mocno zaprzeć się nogami podłoża i oddać przyjemności, podkreślanej przez każdy kolejny oddech.

Ociągała się z wyjściem z łazienki. Wiedziała, że będzie musiała pozbierać ubrania porozrzucane po sypialni, co jednoznacznie zbliży ją do zakończenia wieczoru z Margo. Dla lepszej wygody owinęła się ręcznikiem na wysokości pasa, zmywając przy umywalce pozostałości po podkładzie oraz rozczesując mokre włosy. Będzie musiała jeszcze je wysuszyć. Wyjście na zewnątrz z mokrą głową, nawet przy upalnych temperaturach mogłaby się skończyć bardzo różnie. Teraz musiała o to dbać jeszcze bardziej, mając na uwadze dobro dziecka.
Wiedziała już po samej informacji, przekazanej przez Bertinelli, czego mogła chcieć Gratia.
Z przyjemnością nachyliła się do pocałunku i odebrała połączenie, słysząc na wstępie pytanie czy wszystko było w porządku, bo nie odbierała od dobrych kilkunastu minut. Wyjaśniła swoją zwłokę głośno grającą muzyką oraz zaabsorbowaniem, wynikającym z wieczora spędzanego w kobiecym gronie. Cóż, nie kłamała, co skonsultowała ze spojrzeniem Margo, stojącej przy futrynie. Ostatecznie przekazała, że wróci w przeciągu godziny, na co pani Strand musiała się zgodzić, pomimo wyczerpania, słyszalnego w głosie.
Odłożyła telefon na blat przy umywalce i westchnęła zerkając na Włoszkę.
- Niestety - przytaknęła bez entuzjazmu, ostatni raz przesuwając po twarzy wacik kosmetyczny. - Podejrzewam, że trochę mu się przykrzy, albo nie wiedzą, jak ułożyć go do spania.
Bev stosowała kilka sprawdzonych metod i tylko w ostateczności pozwalała chłopcu zasypiać na swoich rękach. Nie chciała, aby mały uzależnił się od noszenia, przed zapadnięciem w sen. To mogłoby go nauczyć zbyt problematycznych nawyków, które później ciężko wyplenić. Tak to już bywało z dzieciakami.
- Jak już mówiłam… przy następnym razie ci się zrewanżuję - podkreśliła z uśmiechem, przed sięgnięciem po suszarkę. Przyszykuje się odpowiednio i zgłębi ciekawe techniki, aby Margo miała dobre skojarzenia z byciem wyrozumiałą dla zawirowań w życiu Beverly.

chirurg urazowy — Cairns Hospital
37 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Pani doktor z Włoch, która przeniosła się do Australii i choć nadal jest na wizie pracowniczej, to powoli zapuszcza korzenie u boku Beverly.
- Bella – Podeszła do kobiety zanim ta włączyła suszarkę i objęła ją od tyłu w pasie. – najważniejsze żebyś po prostu była. – Oparła podbródek o jej ramię i spojrzała na ich odbicie w lustrze. Uśmiechała się do Beverly, która miała rację odnośnie tego, że gdy tylko Bertinelli chciała to potrafiła być cierpliwa. Nie lubiła czekać, ale starała się jak mogła aby całego procesu wejścia w relacje nie przeskoczyć wielkim susem, co mogłoby być ogromnym błędem. Przegapienie niektórych etapów nie wchodziło w grę, choć pod względem intymnym poszły znacznie dalej niż typowe pierwszo randkowe pary. Nawet sama Margo nie spodziewała się, że zafundują sobie aż tak intensywny wieczór. Jeden raz – owszem – ale nie trzy z odhaczeniem prysznica. To było niesamowite.
Z ręką na sercu mogła powiedzieć, że była spełniona.
- Zrobię coś do przegryzienia. Straciłaś dzisiaj dużo energii. – Ucałowała ją w policzek ostatni raz patrząc w lustro. Poczuła jak przez jej ciało przechodzi przyjemny dreszcz wraz z myślą, że chciałaby to widzieć częściej; ich wspólne odbicie w lustrze, które było bardzo przyjemne dla oka.
Wgapiała się w lustro aż zauważyła, że Beverly robi to samo, ale próbując wyłapać jej wzrok. Nic nie mówiąc posłała jej czuły uśmiech, raz jeszcze ucałowała w policzek i wyszła z łazienki.
Wsunęła na siebie świeże majtki i wyjęła z szafy koszulkę pozwalając aby ręcznik spadł na ziemię. Później powiesi go w łazience, ale najpierw chciała się ubrać i zgodnie z zapowiedzią zrobić coś do jedzenia. Tylko, że zanim nałożyła na siebie koszulkę uznała, że pójdzie po swój telefon i pchana dzisiejszą rozmową postanowiła zrobić sobie zdjęcie. Od góry, bez twarzy, w stronę piersi, których strategiczne miejsca zakryła drugą ręką.
Cyk i od razu wysłała je do Strand stojącej w łazience.
Już za nią tęskniła, chociaż wciąż była blisko.


>parę dni później<

Margo
Mam niespodziewaną operację. Ciężki przypadek na SOR
Zadzwonię jak już będę po
wysłano do Beverly Strand


Obiecała Strand, że napisze, gdy będzie miała zaplanowaną pierwszą od dawna operację. Tylko, że ordynator trzymał Bertinelli z dala od sali operacyjnej umyślnie nie wpisując jej zabiegów. Nie dało się jednak przewidzieć nagłych przypadków ani tego, że w chaosie pracy pielęgniarka wezwie doktor Bertinelli.
Na widok dwóch pacjentów połączonych stalową rurą Margo wiedziała, że to już dziś.
Nie przestraszyła się zbyt skupiona na tym, jak odłączyć od siebie dwóch mężczyzn tak aby żadnemu bardziej nie zaszkodzić, a potem w jaki sposób odratować ramię jednego z nich, które w środku było poszatkowane; przebite jak na gigantyczny szaszłyk.
Bertinelli nie miała czasu aby myśleć nad swoją traumą. Wszystko działo się szybko, aż nagle wylądowała w pomieszczeniu z umywalkami gotowa do przygotowania się do operacji. Odkręciła wodę i nagle zastygła. Dotarło do niej, co właśnie miała zrobić i że być może jeszcze nie była na to gotowa.
Wyjęła z kieszeni telefon i wybrała numer do Beverly. Chciała do niej zadzwonić, usłyszeć jej głos i poprosić aby powiedziała, że „Da sobie radę”. Niczego więcej nie oczekiwała, bo sama nie wiedziała co tak naprawdę jej pomoże. Milczenie też mogło zdać test, czego była gotowa spróbować, lecz do pomieszczenia wpadł drugi chirurg pytając o szczegóły operacji.
Zrezygnowała z połączenia i wystukała krótkie wiadomości zgodnie z obietnicą o tym, że da znać, kiedy będzie miała operację.
Właśnie teraz i nieplanowaną.
Po paru godzinach wyszła z sali na sztywnych nogach. Zdjęła maseczkę oraz czepek i umyła ręce odczuwając silne skutki nadmiernego napinania ciała. W żaden sposób nie wpłynęło to na jej skuteczność. Uważała, że zrobiła wszystko jak należało nie kontrolując jednak nerwowego napinania mięśni, którym dostało się w kość.
Po rozmowie z drugim chirurgiem oraz rodziną poszkodowanego wreszcie mogła znaleźć ciche miejsce na rozmowę. Wybrała numer i czekała kompletnie nieświadoma, że już była dziesiąta w nocy. Powinna skończyć zmianę parę godzin wcześniej, ale przy niespodziewanych operacjach grafiki nie miały znaczenia.
- Ciao, Bella – przywitała się spokojnie siadając na pryczy w pokoju, w którym drzemali chirurdzy. – Dałam radę – Uśmiechnęła się i odetchnęła z ulgą. – Tylko raz pomyślałam, że ktoś może wejść na salę i cały czas mocno się spinałam, ale dałam czadu. Operację wykonałam bez zarzutów. – To było najważniejsze. Liczył się pacjent i jego zdrowie. Bez tego Margo nie mogłaby wejść na salę operacyjną w miarę dobrym stanie psychicznym. – Tego potrzebowałam. Nagłego wkopania mnie w paszczę lwa. Gdyby to była planowana operacja to niepotrzebnie denerwowałabym się przed nią. – Wreszcie miała to za sobą. Pierwsze razy zawsze były najgorsze. Margo wierzyła, że potem będzie już tylko lepiej. – Przepraszam, obudziłam cię? – Odsunęła komórkę od ucha i spojrzała na godzinę. Beverly również wróciła do pracy, więc musiała pilnować regularnego snu, co sama Bertinelli jej przypominała i zamierzała konsekwentnie kontrolować.
mistyczny poszukiwacz
Lorde
Senior Wildlife Officer — The Queensland Parks and Wildlife Service
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Lokalna funkcjonariuszka straży leśnej, przebywająca w Lorne Bay od trzech lat, tracąca głowę dla włoskiej pani doktor z którą wychowuje syna
Stopniowo wracała do codzienności, na dzień dobry otrzymując od przełożonych informację o nowym narybku, skierowanym do pracy na leśnym posterunku. Od teraz była ich czwórka. Parzyście i sprawiedliwie, co podsumował naczelnik, z którym Bev miała przyjemność rozmawiać o porannych godzinach. Z racji natłoku pracy, spowodowanego falą niebezpiecznych upałów, każda nowa para rąk się przydawała. Maddison miała magistra z ochrony środowiska i zero doświadczenia w terenie. Z nieoficjalnych źródeł wynikało, że jej dziadek jest emerytowanym dyrektorem rezerwatu przyrody, więc resztę historii można było sobie dopowiedzieć. Pomimo lekkiego zagubienia w i pomyleniu saperki z grabiami, nowa funkcjonariuszka przetrwała cały dzień, w miarę wywiązując się z powierzonych zadań. Po pracy Strand pozostało odebrać Olivera ze żłobka i wrócić do domu.

Bev
Poradzisz sobie
Będę trzymać kciuki :kangaroo:
wysłano do Margo Bertinelli


Siedząc na kanapie w salonie, przy jednoczesnym oglądaniu losowego serialu o lekarzach-pracoholikach, odpisała na wiadomość przesłaną przez Margo, przyglądając się przelotnie wysłanej kilka dni temu fotografii. Prawie upuściła wtedy przez nią suszarkę. Nawet teraz ciało odruchowo nabierało wyższej temperatury, przy widoku kuszących kształtów, zasłoniętych w kluczowych punktach.
Za dwa dni miała spotkanie z prawnikiem Jen, odnośnie rozwodu. Sama zainteresowana również miała się zjawić, przez co wybrano na miejsce zakład karny w Brisbane. Jak mogła się spodziewać, nic nie szło gładko, jak po maśle. Jeśli wierzyć słowom mecenasa Grave (nazwisko raczej nie sprzyjało reklamowaniu wygrywanych spraw) była żona wpadła w histerię, przez co wylądowała na pewien czas na oddziale zamkniętym. Żądała widzenia z synem, do którego Strand po raz kolejny musiała ustosunkować się zgodnie z prawem. Dopóki sąd nie zdecydował inaczej, miała obowiązek wożenia syna na regularne spotkania z matką (na tyle, na ile pozwalała odległość oraz intensywność podróży samolotowych).
Jen nie godziła się na ograniczenie jej praw rodzicielskich, co Bev mogła przewidzieć. Ułożona, grzeczna i taktowna kobieta nagle zamieniała się w istną harpię, w pełni skupioną na dążeniu do odzyskania dawnego życia. Nie docierały do niej argumenty, związane z dokonanymi przestępstwami czy podpisanymi dokumentami rozwodowymi. Żyła w dziwacznym zaprzeczeniu, na co Grave zdawał się nie zwracać uwagi. Albo obmyślał bardzo skuteczną strategię, działającą na korzyść jego klientki, albo robił dobrą minę do złej gry. Dobrze, że Strand mogła korzystać ze wsparcia doświadczonej pani prawnik, będącej prywatnie jej bratową. Dzięki temu czuła się w pewniej, w razie sądowej batalii, którą najpewniej Jen przegra. Żaden zdrowo myślący sędzia nie przyznałby opieki matce przestępczyni, borykającej się dodatkowo z problemami natury psychicznej. Nie było czym się stresować.
Po obejrzeniu dwóch odcinków emocjonującego serialu z nadaktywnymi romantycznie lekarzami, wykąpaniu Olivera oraz położeniu go spać, umościła się we własnym łóżku, przeglądając artykuły na internecie. Spędziła w taki sposób kolejną godzinę, koniec końców odkładając telefon na szafkę nocną, na płytkę ładującą, podłączoną do kontaktu. Po pięciu minutach usłyszała dzwonek i nie było mowy, aby go zignorowała. Wciąż pamiętała o wiadomości Bertinelli, zapowiadającej połączenie, więc nacisnęła na zieloną słuchawkę, opadając z powrotem na poduszkę.
- Hej - odmruknęła cicho, uśmiechając się za sprawą głosu Margo. - Wiedziałam, że sobie poradzisz.
Praca pod presją motywowała chirurgów, bo wielu z nich lubiło wyzwania. To właśnie dzięki nim powstawały przełomy w medycynie, a nieoperowalne przypadłości nagle stawały się zupełnie wyleczalne.
- Po takim sukcesie należy się odpoczynek… i nagroda - nie doprecyzowała, co mogłoby stanowić gratyfikację za wzorowe przeprowadzenie operacji. Strand chodziło parę rzeczy po głowie, ale wspominanie o nich przez słuchawkę byłoby okrutne.
- Nie obudziłaś - odpowiedziała, zgodnie z prawdą. - Przeglądałam trochę głupot na internecie i leżałam. Jutro mam na ósmą, więc spokojnie. Szef poszedł mi na rękę z grafikiem.
Wystarczyłoby jej nawet marne siedem godzin snu. To i tak sporo, w porównaniu z miesiącami, kiedy mogła liczyć co najwyżej na cztery-trzy godzin względnego nieprzerywanego odpoczynku, sabotowanego kaprysami Olivera. Teraz było zdecydowanie lepiej.
- Już kończysz? - dopytała, zastanawiając się czy Margo jednak postanowi przespać się na miejscu, w kanciapie dla lekarzy. Do Lorne miała kawałek, a jazda samochodem po długiej operacji to nie zawsze dobry pomysł.

chirurg urazowy — Cairns Hospital
37 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Pani doktor z Włoch, która przeniosła się do Australii i choć nadal jest na wizie pracowniczej, to powoli zapuszcza korzenie u boku Beverly.
- Oddałabym wszystko za masaż. – Pomyślała o takiej nagrodzie opierając się o ścianę za zajętą pryczą. Wsunęła nogi na materac i wolną dłonią zaczęła masować bolącą łydkę. – Napinałam się jak struna. Powiedziałabym, że tak jak ta od gitary, ale może bliżej mi do fortepianu? Wiesz, taka wyrafinowana struna. – Bredziła, ale to wina odchodzącego stresu. Podświadomie się bała i dlatego spinała mięśnie, które teraz potrzebowały luzu. Umysł też dostał kopa, stąd nie do końca przemyślane słowa przypominające bardziej wywód kogoś po zapaleniu zioła, acz trzeba przyznać, że faktycznie uważała się za wyrafinowaną strunę. Może taką ze skrzypiec? Trzeba umieć się cenić.
- Nie uwierzysz co się stało. Przywieźli do nas dwóch facetów przebitych tym samym stalowym prętem. Wyglądało to tak, jakby Goliat nadziewał ich na szaszłyk, gdyby był kanibalem. – Uśmiechnęła się pod nosem najpewniej rozbawiając tylko samą siebie. Opowiadała właśnie o ludzkiej tragedii i robiła sobie z niej żarty. Cóż, w tej pracy trzeba było mieć metodę na przetrwanie. Poczucie humoru było jedną z nich. – Jednemu z nich pręt przeszedł przez bark dosłownie wyrywając łopatkę ze stawu. Nigdy czegoś takiego nie widziałam. – Togo konkretnie, bo rozerwane kończyny już tak, ale to zupełnie odmienna charakterystyka uszkodzenia tkanek. Mogłaby opowiedzieć o tym więcej zagłębiając się w szczegóły, ale było już późno i nie chciała odbierać Beverly czasu na odpoczynek. Poza tym wolała opowiedzieć jej o wszystkim, kiedy już się spotkają. Wtedy mogła zagłębić się w każdy szczegół. Opowiedzieć od początku o tym, jak rozmawiała z Mallory i chwaliła się swoim zauroczeniem, a potem jak we dwie stanęły naprzeciwko przebitych prętem facetów i w jaki sposób wyjęły z nich ciało obce. Przekaże wszystko słowami, ale także gestami i emocjami, które przy tym towarzyszyły. Zafunduje Strand mały teatrzyk, bo naprawdę kochała to co robiła i chciała się tym dzielić.
- Jesteś fanką oglądania filmików z kotami? – zapytała nawiązując do przeglądania głupot na Internecie. Dobrze to znała. Telefon z dostępem do sieci potrafił skraść czas. Algorytmy doskonale wiedziały co podrzucić danej osobie pod nos aby ta jak najwięcej czasu spędziła na danej aplikacji. – Amelia je lubi. Kiedyś dosłownie zmuszała mnie do oglądania ich razem z nią, bo mówiła, że te filmiki leczą smutnych ludzi. – Zaśmiała się uważając, że dzieci miały ogromną i niesamowitą wyobraźnię. – Tęsknię za nią – wyznała cicho i wzięła głęboki wdech nie oczekując, że Beverly skomentuje albo coś zrobi z tą informacją, bo tak naprawdę nic nie mogła poradzić. Margo po prostu potrzebowała kogoś, komu mogła powiedzieć co czuła i nie zawsze oczekiwała na to odpowiedzi. Wystarczyło, że zostanie wysłuchana.
- Skończyłam parę godzin temu, ale w tej pracy niczego nie przewidzisz. – Takie były realia, ale tylko gdy chodziło o nagłe przypadki i tylko wtedy, gdy w zasięgu nie było innych lekarzy o danej specjalizacji. – Zostanę tutaj. Nie ma sensu wracać do mieszkania tylko po to aby zaraz znów jechać do szpitala. Może gdybyś czekała na mnie w łóżku, to bym się skusiła, ale tak.. wezmę prysznic i prześpię się na pryczy. Zaczynam o szóstej więc.. – Tak było lepiej. Czas, który spędziłaby w samochodzie poświęci na sen. To było najrozsądniejsze i najpraktyczniejsze rozwiązanie, które nieraz wybierała. Nie było to notoryczne, więc też nie uciążliwe, choć po doświadczeniach w takich miejscach jak Syria nauczyła się pracować non stop.
- Jak minął twój dzień? Dobrze czujesz się w pracy? - Po długiej przerwie i perypetiach związanych z Jen powrót do pracy mógł być trudny a spędzanie tam czasu uciążliwe. Ważni jednak byli współpracownicy, którzy najwyraźniej dobrze wpływali na samopoczucie Beverly i przede wszystkim wspierali ją na tyle na ile się dało.
Odsunęła się od ściany i postanowiła na chwilę położyć. Da upust napiętym mięśniom, co czuła w formie przedziwnego mrowienia, które jednak nie było niepokojące. Była lekarzem i znała się na tym, chociaż wiadomo, że szewc bez butów chodził a lekarz często zachowywał się gorzej od swoich pacjentów ignorantów.
mistyczny poszukiwacz
Lorde
Senior Wildlife Officer — The Queensland Parks and Wildlife Service
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Lokalna funkcjonariuszka straży leśnej, przebywająca w Lorne Bay od trzech lat, tracąca głowę dla włoskiej pani doktor z którą wychowuje syna
Gdyby tylko miała panią doktor pod ręką, szybko zmotywowałaby się do wdrożenia masażu, rozbijającego nadmiernie napięte tkanki. Nie była w tym specjalnie przeszkolona, ale z odpowiednimi sugestiami szybko by się odnalazła, korzystając z możliwości dotykania odkrytego ciała.
- Pomogłabym, ale zanim bym się zebrała, zdążyłabyś zasnąć - stwierdziła, wyliczając całą przeprawę do Cairns. W tych kwestiach była realistką. Sama podróż zajęłaby jej łącznie dwie godziny (biorąc pod uwagę powrót), a pozostawienie Olivera samego nie wchodziło w grę. Frustrowała się wieloma ograniczeniami, co w miarę możliwości wyładowywała na zawieszonym w siłowni worku. Dopóki wrażenia nie popychały ją w stronę terapeutów, samodzielnie radziła sobie z natłokiem myśli, wywołujących niechciane reakcje całego organizmu.
Zamiast wysłuchiwać irracjonalnych obaw, podsuwanych przez umysł, wolała posłuchać o przypadkach z pogotowia, z którymi Margo dzielnie się zmierzyła.
- Goliat na pewno był kanibalem - uznała, co brzmiało, jak oczywistość, o której jednak nikt dosłownie nie mówił. Pamiętała również, jak sama borykała się z łokciem wybitym ze stawu, czego nie czuła zbyt wyraźnie przez działanie narkotyków. Uraz powiązany z łopatką brzmiał równie boleśnie, ale i zarazem całkiem ciekawie. Takich przypadków raczej nie doświadcza się w szpitalu na co dzień. Wszystko zależało od panujących warunków naturalnych, występujących kataklizmów, albo porywistych wiatrów, zwiększających ryzyko wypadków.
- Podejrzewam, że czeka go po tym wszystkim długa rehabilitacja - podsumowała, pamiętając własny powrót do zdrowia, po przyjeździe z Syrii. Nie były to najlepsze chwile w życiu, ale uczyły pokory, której niektórym ludziom zdecydowanie brakowało.
Zaśmiała się cicho, przy nagłym przeskoku do tematu filmików z kotami. Nie było co się oszukiwać, spora ilość zabawnych kompilacji zawierała zwierzęta, a szczególnie te kotowate, miażdżące system nieprzewidywalnością.
- Na tyle, na ile zaszufladkował mnie algorytm - bo tak, zdarzało jej się zatrzymywać przy filmikach, ukazujących koty i ich dziwne odpały w środowisku naturalnym. Gdyby nie dorobiła się dziecka, zapewne miałaby już na stanie futrzastego konesera saszet, rozstawiającego domowników po kątach. Z psem wolałaby się trochę wstrzymać, bo chociaż posiadała niezłe podwórko, nie miałaby czasu, aby regularnie opiekować się nim i doglądać tresury.
Zdawała sobie sprawę z tęsknoty Margo, względem córki, co podkreśliła cichym wiem. Kilka razy miała okazję przebywać z dala od rodzinnych stron, ale była wtedy sama, bez większych zobowiązań. Sytuacja Bertinelli była trudniejsza, nie mniej, chciała ją wspierać na tyle, na ile mogła, aby czuła się w Australii, prawie jak w domu.
Praca w szpitalu bywała trudna, za co bardzo podziwiała Margaritę. Godziny pracy zmieniały się, jak w kalejdoskopie, w zależności od natężenia przywożonych rannych oraz pogorszenia stanu przyjmowanych zgodnie z planem, pacjentów. Każdy, najmniejszy błąd mógł kosztować kogoś życie, więc nie ma co się dziwić nietypowym rytmom, niejednokrotnie zaburzającym ustalone z góry grafiki. Zdarzali się lekarze, którzy za wszelką cenę kończyli o wyznaczonych godzinach, ale to już odrębny typ, zbyt mocno przemielony przez zawodowe wypalenie.
- Gdybym była w twoim łóżku, to bardzo przekonująco zachęciłabym cię do wzięcia dnia wolnego - stwierdziła z zadowoleniem, przyciskając policzek do poszewki z poduszką. Nie spędziłaby nad tym zbyt wiele czasu; sięgnęłaby po odpowiednie metody, nacisnęła na odpowiednie guziki, a Margo nawet by się nie zorientowała, jak wpadła w te kuszące sidła.
- Mamy nową funkcjonariuszkę do przeszkolenia - zaczęła na wstępie, bo nowa twarz w składzie zawsze wzbudzała sensację. - Dzisiaj Lachlan grał służbistę, żeby wybadać jej podejście do pracy. Bawiliśmy się pierwszorzędnie.
Oczywiście w granicach smaku, bo mobbing był okrutną praktyką, której strażnicy leśni zdecydowanie nie praktykowali. O ile Lachlan grał niewzruszonego chama znudzonego pracą, Miriam oraz Beverly wyrównywały szalę, pomagając Maddison nawet w najprostszych czynnościach, wykonywanych na porządku dziennym.
- Jutro musimy porozstawiać w lesie poidełka z wodą. Sama wiesz… przy takiej suszy łatwo o pożary i zasychanie zbiorników wodnych.
Zamierzali odpowiednio je zabezpieczyć, aby nie dopuścić do zbyt szybkiego ulotnienia cieczy, wydłużając tym samym czas na napojenie zwierząt. W sezonie letnim zawsze mieli dwa razy więcej pracy… podobnie, jak w porze deszczowej. Skrajności zawsze bywały problematyczne, nie tylko w świecie zwierząt i roślin.
- A u ciebie, jak wyglądają kolejne dni? - podpytała, być może już snując plany, względem przyjemnego wykorzystania dni wolnych.

chirurg urazowy — Cairns Hospital
37 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Pani doktor z Włoch, która przeniosła się do Australii i choć nadal jest na wizie pracowniczej, to powoli zapuszcza korzenie u boku Beverly.
- A ja dałabym się przekonać. – Uśmiechnęła się nie kryjąc tego, co czuła i że Beverly na nią działała. Przy odpowiednich negocjacjach byłaby w stanie udawać chorą, chociaż powinna wstrzymać się z krętactwem mogąc żyć w Australii tylko dzięki wizie pracowniczej. Musiała utrzymać tę robotę, jeżeli chciała dalej tu być i przede wszystkim może jakimś cudem przedłużyć wizę. W porę zacznie się tym interesować. Teraz na głowie miała ważniejsze sprawy, do których zdecydowanie zaliczała początek wzmocnienia relacji między nią a Strand.
- Pisałyśmy ze sobą cały dzień i ani słowem nie wspomniałaś o nowej osobie – zauważyła, jednak bez pretensji w głosie. Autorka zapomniała, że na innej fabule wspomniała o częstych sms’ach z Beverly, które dzisiejszego dnia najpewniej skupiały się na tym, co będą robić gdy się spotkają. Nic więc dziwnego, że nowa funkcjonariuszka nie była najważniejszym tematem wartym wplątania w ich słowne gierki.Mam się martwić? Mam być zazdrosna? – Ciągnęła dalej już umyślnie sugerując swoje podejście do kobiet ewentualnie pojawiających się w życiu Strand. Nie szalała z zazdrości ani nie podejrzewała pani oficer o całe zło tego świata, ale będzie miała niektóre panny na oku zwłaszcza, że sama była zainteresowana. Nie chciałaby się dzielić. Nie kiedy wreszcie przekroczyły od zawsze odległą granicę. Jeszcze nie rozmawiały o kierunkach po tym, ale na wszystko miały czas zwłaszcza, że najpierw Beverly powinna zamknąć temat rozwodu.
- Czy czasami pomagają wam jacyś wolontariusze? – We Włoszech widywała grupki młodzieży sprzątające plaże albo wspomagające zwierzęta podczas ulanych dni. Była ciekawa, czy w Australii zaangażowanie młodych ludzi było podobne i czy w ogóle ów akcje miały miejsce. Taka pomoc nie tylko uczyła nastolatków obowiązków, ale także nieco odciążała funkcjonariuszy, którzy mieli pełne ręce roboty.
- Praca, praca i jeszcze raz praca. Chyba nie wyjdę stąd do Sylwestra. – Zaśmiała się nerwowo nieco przesadzając. Biorąc jednak pod uwagę aktualne upały, coraz więcej wypadków przez odwodnionych kierowców i 24h zmiany w święta można by rzec, że wielce prawdopodobnym było utknięcie Margo w szpitalu aż do końca roku. Nie zamierzała jednak się zajeżdżać, choć lepsza praca niż spędzenie okresu świąteczno-sylwestrowego z dala od domu i rodziny. Mogłaby polecieć do Włoch, ale nie chciała tracić danej jej szansy pracy w Cairns. Przeżyje te jedne święta. - Jedziesz na święta do Brisbane? - Co mogła połączyć z koniecznym spotkaniem z prawnikiem Jen, o czym zapewne Margo i Bev też już rozmawiały w przeciągu ostatnich dni. Do głowy jej nie przyszło, że poprzednie pytanie o jej plany na najbliższy czas były wybadaniem gruntu.
mistyczny poszukiwacz
Lorde
Senior Wildlife Officer — The Queensland Parks and Wildlife Service
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Lokalna funkcjonariuszka straży leśnej, przebywająca w Lorne Bay od trzech lat, tracąca głowę dla włoskiej pani doktor z którą wychowuje syna
Nie dążyłaby raczej do kilkudniowego przetrzymywania Margo przy sobie, przy czym chętnie wykorzystałaby jedną, albo dwie doby, do zaspokojenia tęsknoty. Rozmowy telefoniczne czy SMSy nie wyczerpywały tematu, z czego druga strona zapewne również zdawała sobie sprawę. Musiały iść na kompromisy i wspólne dostosowywanie się do swoich grafików, aby nie zaniedbać kontaktów oraz samej pracy.
- Byłam zbyt pochłonięta pisaniem o czymś innym - zaznaczyła zgodnie z prawdą, uśmiechając się zupełnie niewinnie, czego niestety Margo zobaczyć nie mogła. Nie w głowie były jej jakieś nowe funkcjonariuszki, kiedy mogła wymieniać się planami z bardzo intrygującą panią doktor.
- Nie wydaje mi się - odparła przy pytaniu o zazdrość, wciąż utrzymując na ustach uśmiech. - Nie jest w moim typie… w przeciwieństwie do pewnej pani chirurg, pracującej w Cairns.
Kobiet w personelu medycznym było wiele, ale obie doskonale wiedziały, o kim mówiła Beverly. Szczególnie, że sama nie znała wielu lekarek, za wyjątkiem tej jednej, notorycznie zaprzątającej myśli.
Natomiast obecność wolontariuszy na terenach dziczy była raczej doraźna; szczególnie w ramach akcji pokroju sprzątania świata, do którego i tak wydzielano bezpieczniejsze szlaki, z dala od siedlisk niebezpiecznych zwierząt.
- Czasami… ale przeważnie siedzą w sanktuarium i pomagają przy zwierzakach. Przy poważniejszych warunkach naturalnych bez odpowiedniego przeszkolenia nie zabieramy ich w teren. Sama wiesz, jak to działa. Dzikie zwierzęta, niekontrolowane pożary, ruchome piaski, jadowite pająki…
Mogłaby wymienić jeszcze kilka argumentów, dla których wolontariuszy lepiej pozostawiać w bezpiecznych strefach. Nikt nie chciał narażać się przełożonym, jeśli młodziak wylądowałby w szpitalu, ze względu na lekkomyślne zachowanie.
Wizja pracy aż do Sylwestra nie napawała optymizmem, co Strand wyraziła w formie niezadowolonego burknięcia, stłumionego połowicznie przez poduszkę. Współczuła każdemu, kto musiał dyżurować w okrutnych godzinach, kiedy reszta populacji w najlepsze sobie odpoczywała. Jak powszechnie wiadomo, nie samą pracą żył człowiek.
Wyjazdem do Brisbane również.
- Maksymalnie na dwa dni - na więcej nie miała sił i ochoty. - Odhaczę dwie sprawy na raz i wracam do Lorne.
Rozchodziło się oczywiście o spotkanie z Jen, w towarzystwie prawnika oraz spędzeniu jednego dnia świąt z rodzicami. Sami wyszli z inicjatywą, co pozwalało żywić nadzieję na polepszenie relacji. Być może Caspar zabierze się z nią jednym samolotem, bo najpewniej nie przepuściłby możliwości uzyskania dodatkowych kieszonkowych, z racji świąt.
- A ty? Lecisz do Florencji? - nie rozmawiała jeszcze z Margo, na temat jej ewentualnej wyprawy do Europy. Byłaby logiczna, zważając na rodzinę oraz córkę, z którą mogłaby spróbować się spotkać pomimo negatywnego podejścia Tessy.
- A jeśli zostałabyś na miejscu, to może chciałabyś gdzieś razem wyjść? Niekoniecznie do moich rodziców.
Zdecydowanie nie zamierzała rzucać Bertinelli na głęboką wodę, czym byłoby uczestnictwo we wspólnym obiedzie z państwem Strand. Dopóki ci widzieliby we Włoszce jedynie przyjaciółkę ich córki, nie byłoby tak źle, jednak pytanie, ile wytrzymałyby główne zainteresowane bez naruszania pewnych koleżeńskich granic. Zamiast tego, Bev pomyślała o wypadzie do SPA, o którym rozmawiały razem z Gwen. Wyjazd z sympatyczną bratową to dobry sposób na stopniowe zapoznawanie Margo z własną rodziną i bliskimi przyjaciółmi.

chirurg urazowy — Cairns Hospital
37 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Pani doktor z Włoch, która przeniosła się do Australii i choć nadal jest na wizie pracowniczej, to powoli zapuszcza korzenie u boku Beverly.
Na wspomnienie o pająkach poczuła ciarki. Nie lubiła tych małych gnojków. Nie emocjonalnie, ale gdzieś głęboko w sobie ich się bała. Mogłaby przezwyciężyć strach, ale nigdy nie miała ku temu wielkich powodów. To nie było coś, z czym musiała walczyć mając ważniejsze sprawy na głowie od swego strachu od małych pajęczaków. Do tych dużych też, choć według Beverly właśnie te „duże” były małe. Cóż, w Australii inaczej postrzegali małe pająki.
- Czemu tak krótko? – dopytała o pobyt w Brisbane myśląc bardziej o spędzeniu czasu z rodziną, z którą choć Strand ostatnio się widziała, to im więcej okazji na odbudowę tym lepiej. Jednak Margo nie pytała po to aby na siłę naciskać na kobietę a żeby zrozumieć jej odczucia i podejście do nagle rozwijającej się relacji z rodzicami. Ich ostatnia wizyta była bardzo krótka. Właściwie Bertinelli miała wrażenie, że Beverly z ochotą pozbyła się rodziców z Lorne Bay. Starała się więc to zrozumieć. Pojąć jak wiele energii kosztowało panią oficer spędzanie czasu z rodzicielami i jaki wpływ miało na nią ich towarzystwo.
- Chciałabym – Polecieć do domu, spotkać się z rodziną i nadrobić miniony czas. – ale tu wciąż jestem nowa. Nie chce nadepnąć dyrektorowi na odcisk biorąc długi urlop tym bardziej, że jestem tu na wizie pracowniczej. – Utrata pracy wiązałaby się z utratą wizy, dlatego nie będzie nadszarpywać zaufania dyrektora ani kolegów. Gdyby przepracowała chociaż jeden rok, to wzięłaby dwutygodniowy urlop, żeby móc wylecieć na święta do Włoch, ale aktualnie nie czuła aby mogła porywać się na takie wypady zwłaszcza po ostatniej nieobecności. Nie z jej winy, bo z powodu nagłego zajścia w szpitalu, ale jednak.
Poczuła nieprzyjemny smutek na myśl, że nie spędzi świąt w domu. Sama tak zdecydowała (i o wyjeździe do Australii), więc nie zamierzała jęczeć jak to bardzo było jej źle acz w głosie dało się usłyszeć związany z tym smutek. To będą jej pierwsze święta bez rodziny, więc tym bardziej czuła się dziwnie nieswojo, obco i samotnie.
- Oh, Bella. Bardzo chętnie tylko, że w święta wzięłam wszystkie zmiany. – Poświęciła się radując kolegów, ale z drugiej strony jeszcze wtedy (podczas układania grafiku) sądziła, że nie będzie miała nic lepszego do roboty. – Uznałam, że skoro nie lecę do Florencji, praca będzie najlepszym wyjściem. – Żeby jakoś zmierzyć się ze świętami z dala od rodziny.
mistyczny poszukiwacz
Lorde
Senior Wildlife Officer — The Queensland Parks and Wildlife Service
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Lokalna funkcjonariuszka straży leśnej, przebywająca w Lorne Bay od trzech lat, tracąca głowę dla włoskiej pani doktor z którą wychowuje syna
- Jeszcze nie jestem gotowa spędzić u nich więcej czasu - przyznała, czując się nieswojo, ilekroć państwo Strand poruszali temat rozwodu, problemów Joe, albo próby ściągnięcia jej z powrotem do Brisbane. Nie używali karty przetargowej, związanej ze znacznym dołożeniem się do wykupu domu w Lorne Bay, ale gdyby byli zdesperowani, najpewniej nie omieszkaliby o tym wspomnieć.
- Nie chcę się rzucać na głęboką wodę, to musi się stać powoli - w przeciwnym wypadku znów dojdzie do kłótni, czego wolała się wystrzegać.
Margo miała rację co do swojej świeżej kariery w szpitalu. Czas płynął szybko, ale nie minął nawet rok, od objęcia przez Bertinelli etatu chirurga urazowego. W ochronie zdrowia, dużą wagę przykładano do frekwencji, szczególnie w Australii, gdzie zapotrzebowanie na personel medyczny wciąż utrzymywało się na wysokim poziomie.
- No tak, mogłam się domyślić - uznała głupio, z wolna kręcąc głową. Czuła się w towarzystwie Margo tak dobrze, że nie brała pod uwagę spraw, wynikających z jej wizy. Nie zaprzątała sobie tym głowy, bo istniało wiele innych tematów, które Strand chętnie przerabiała.
Przymknęła oczy i z wolna wypuściła zebrane w płucach powietrze. Przesunęła dłonią po twarzy i przywołała się do porządku. Jak nie teraz to kiedy indziej, prawda? Mimo to, święta były szczególnym czasem na przestrzeni roku. Nikt nie powinien być wtedy sam, zarówno w domu, z dala od cywilizacji, jak i w pracy, gdzie chociaż przewijali się ludzie, nie należeli do najbliższej rodziny, z którą można nadrobić zaległości, albo pogodzić po niesnaskach.
Sam fakt, że Margo przystała na wszystkie świąteczne zmiany wzbudził w Bev pewne obawy. Być może czuła się zbyt obco w tych stronach (nawet w towarzystwie Strand), co próbowała zatuszować poprzez wsiąknięcie w szpitalne korytarze. Nie miałaby jej tego za złe… przynajmniej tak aktualnie sądziła, czując jednocześnie zawód, związany z niemożliwością spędzenia wspólnie paru długich chwil, w świątecznej atmosferze. To był też odpowiedni czas, aby sprzedać Olivera dziadkom, albo innym członkom rodziny, celem spędzenia czasu tylko we dwójkę (ewentualnie z bratową gdzieś w tle, w SPA). Innym razem?
- W porządku, nie było tematu - stwierdziła cicho, metaforycznie wytrząsając sobie z głowy wszystkie plany, które musiały przełożyć na kiedy indziej. - Odpoczywaj i zbieraj siły na następne dni. Jeśli byś czegoś potrzebowała, daj mi znać, ok?
Pomimo odczuwanego rozczarowania, nie odmówiłaby Margo podrzucenia jej drobiazgów do szpitala.
Nie chciała kończyć rozmowy tak szybko, ale sama była zmęczona i potrzebowała jednak tych kilku godzin więcej, zanim znów wystawi się na działanie ekstremalnych upałów, grasujących w okolicy.

chirurg urazowy — Cairns Hospital
37 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Pani doktor z Włoch, która przeniosła się do Australii i choć nadal jest na wizie pracowniczej, to powoli zapuszcza korzenie u boku Beverly.
W porządku, nie było tematu.
- Bella – jęknęła cicho, dopiero wraz z tymi konkretnymi słowami Strand rozumiejąc, że być może podjęła złą decyzję. Nie spodziewała się jednak, że sprawy między nimi pójdą w tym kierunku. Jeszcze całkiem niedawno nawet nie śmiała prosić o pocałunek Beverly, który teraz był w zasięgu ręki, o ile znalazły czas aby się spotkać. – Myślałam, że spędzisz święta w Brisbane i.. – Wzięła głęboki wdech, bo zaczęła się tłumaczyć, ale taka była prawda. Brała pod uwagę ewentualne spędzenie jednego dnia świąt z panią oficer, ale szybko przywołała się do porządku. Strand miała tu rodzinę i wcale nie musiała chcieć spędzać tak ważnego czasu z kimś, z kim była na jednej oficjalnej randce i na paru nieoficjalnych, bo to nie tak, że od tamtej pory ani razu się nie widziały. Bywało, że Margarita wpadała do Beverly na kolację i na noc albo zaglądała do biura leśników. Nadal to jednak było spotykanie się a przynajmniej tak sądziła.
Chciała coś jeszcze dodać po „i”, ale Strand wtrąciła coś od siebie sugerując zakończenie rozmowy.
Wzięła głęboki wdech i opuszkami palców przesunęła po szczycie nosa z jednoczesnym przymknięciem powiek.
- Dobrze, napiszę. – Nauczyła się jednak wozić w samochodzie torbę z podstawowymi rzeczami. Tę samą, którą zgarnęła tuż po (nie)spodziewanym upiciu się u Emmy. Nie od razu przywykła do czegoś takiego. Z początku buntowała się pewna, że zdoła pogodzić rezydenturę z byciem w domu, ale to nie prawda. Teraz nie wyobrażała sobie życia bez tej torby. Była niczym koło ratunkowe i choć nie ratowała ona życia to pozwalała Margo zachować komfort (na przykład komfort czystej bielizny).
- Bella.. – Chciałaby powiedzieć coś na do widzenia, ale nic sensownego nie przychodziło jej do głowy. – Pisz albo dzwoń, jak będziesz w Brisbane. Od ciebie zawsze odbiorę. – Cóż za wielkie wyznanie. Normalnie czapki z głów.. – Poradzisz sobie. – To brzmiało już trochę lepiej. – Tęsknię. – Prawie dobrze wybrnęła. – Dobranoc, tesoro mio.my darling
Czuła, że nie na to liczyła Beverly. Sama też nie była zadowolona, że spartoliła najbliższą możliwość spotkania zwłaszcza, że Strand na pewno jej potrzebowała po wizycie w Brisbane. Powinna z nią być; odebrać z lotniska, dowieźć do domu, pomóc z Oliverem i przytulić do snu. Chciała ją wesprzeć a zamiast tego będzie pracować, bo pod koniec listopada, kiedy ustalano grafik, podjęła decyzje o pracy z obawy, że przepłacze te święta. Cóż, w pracy nie mogła płakać i zarazem nie mogła też pomóc Beverly uporać się z wizytą w zakładzie karnym.
Colera.

z/tx2
mistyczny poszukiwacz
Lorde
ODPOWIEDZ