studentka — JCU
26 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
Księżniczka, którą wrzucono w realia gminu. Sieje zniszczenie, bo sama mocno jest zniszczona.
numer.

Często mówiła, że nikogo nie potrzebuje i w zasadzie bardzo często tak właśnie było. Należała do typu samotników, bo ludzie w dużej mierze nudzili ją lub przerażali, chociaż to tego drugiego nie przyznałaby się na głos. Paradoksalnie i tak na swoje ucieczki wybierała miejsca zatłoczone, jakby gra pozorów znaczyła dla niej więcej, niż cokolwiek innego. Teraz jednak jej celem nie było po prostu się upić w towarzystwie nieznajomych, a faktycznie pogadać z kimś, kto mógłby jej wysłuchać i niekoniecznie należałby do jej rodziny. Problemem był jednak temat jej rozterek - mianowicie profesor Beveridge. Normalnie nie byłoby w tym nic złego, nie wstydziłaby się tego, co zrobiła, ale skoro miała się widzieć z Teziem, to dość istotne było to, że jest on bratem Octaviana. Uznała jednak, że wcale nie musi podawać żadnych nazwisk, aby się wygadać. Dlatego też, jak tylko wypatrzyła przy jednym z obskurnych stolików swojego przyjaciela, usiadła zamaszyście na przeciwko i sięgnęła po piwo, które pił mężczyzna.
- Myślę, czy nie zaszantażować jednego dupka z uczelni, żeby mi zaliczył przedmiot - oznajmiła, po czym pociągnęła kilka łyków gorzkiego płynu i odłożyła kufel z głośnym puknięciem na blat. - no i cześć, tak swoją drogą - uśmiechnęła się szelmowsko, dopełniając zasad dobrego wychowania, którego wielu mogło jej odmówić, ale tak po prawdzie, faktycznie w swoim życiu je przyjęła. Inna sprawa, że nie zachowywała się, jak przystało na panienkę z domu Hemingway. Ba! Nawet na nią nie wyglądała, w swoich dość wyzywających ciuchach, ale o byciu czarną owcą wiedziała od dawna. Każdy to wiedział, bo nieraz dawało to pożywkę różnego rodzaju pismakom, zanim została zesłana do Lorne Bay.
- A u ciebie, jak tam? Nadal się bujasz z tamtą panną czy już masz kogoś nowego na oku? - przechyliła głowę do boku, bo nie wypadało mówić tylko o sobie, to też zagadała o jego sytuację. Nie była wielką fanką związków. W miłość kompletnie nie wierzyła, cała idea zaufania jednej osobie jakoś tak ją odrzucała. Może przez to w jej tonie pobrzmiewało powątpiewanie, ale też darowała sobie jakieś gorsze emocje, uznając, że zwyczajnie nie wypada być teraz podłą mendą. Tym bardziej, że czuła, że sama potrzebuje wsparcia, bo chociaż mówiła lekko o swojej sytuacji, ta wcale nie była dla niej łatwa. Nie po tym, jak po pijaku pocałowała profesora, co oznaczało, że od jej ryzykownego planu nie ma już powrotu.

theseus beveridge