zamiast pracować — zdziera kasę z bogatych facetów
25 yo — 182 cm
Awatar użytkownika
about
You're not iconic
You are just like them all
Don't act like you don't know
Odkąd wrócił do Lorne, wydawanie pieniędzy, których nie posiadał, niestety przychodziło mu z jeszcze większą łatwością niż zwykle. Niestety, bo zarobki wcale nie były tutaj lepsze, wręcz przeciwnie. W dużym mieście o wiele łatwiej było mu znaleźć potencjalnych klientów, tutaj natomiast było ich zdecydowanie mniej - a oprócz tego Zahariel musiał uważać, z kim się zadaje i przed kim ujawnia się ze swoją profesją, bo wciąż wydawało mu się, że ma w tym cholernym miasteczku w miarę czystą kartę i niezszarganą opinię, której bynajmniej z jakiegoś powodu nie chciał sobie psuć.
Nie w ten sposób.
Już od dawna nie miał żadnego kontaktu ze swoimi toksycznymi rodzicami, ale nawet nie chciał wyobrażać sobie, co by było, gdyby dotarła do nich informacja, że ich syn trudni się prostytucją. Podświadomie wciąż obawiał się ojca, choć doskonale wiedział, że już nic mu z jego strony nie grozi. Wydarzenia sprzed lat wciąż prześladowały go każdej nocy, ilekroć tylko zamykał oczy; w ostatnim czasie nieprzyjemne myśli oraz koszmary senne z Bartem Monroe w roli głównej prześladowały go coraz częściej, dlatego - choć jego obawy na pierwszy rzut oka zdawały się irracjonalne - wolał zachować ostrożność.
Oczywiście wspomniana ostrożność tyczyła się tylko rozkładania nóg przed nieznajomymi i w żadnym razie nie obejmowała pilnowania się z alkoholem. Udało mu się wprawdzie przeżyć już drugi tydzień bez dzwonienia do Saula w środku nocy i błagania o podwózkę do domu, co wcale nie oznaczało, że spasował z przepuszczaniem wszystkich swoich pieniędzy przy barze w Shadow. Usprawiedliwiał się w głowie stresem związanym z powrotem do Lorne, chorobą Isaaca i procesem, toczącym się przeciwko ojcu, ale w głębi serca wiedział, że zwyczajnie coraz mniej panuje nad swoim nałogiem i pije, żeby nie dopuścić do pojawienia się symptomów odstawienia. Nawet fakt, iż mocno zalegał z czynszem nie skłonił go do nieco oszczędniejszego picia - zamiast tego doszedł do wniosku, że potrzebuje zdobyć więcej pieniędzy w możliwie jak najkrótszym czasie.
Dopił drinka i wyszedł zapalić, przy okazji rozglądając się za potencjalnym klientem, tudzież sponsorem - wolał używać tej drugiej nazwy; w jego mniemaniu była nieco mniej dosadna jakby to cokolwiek zmieniało.... Przed klubem nie zauważył nikogo interesującego, za to kiedy wrócił do środka, jego wzrok przykuł jeden ze stojących przy barze mężczyzn. Był sam - a przynajmniej Zahariel nikogo przy nim nie zauważył - dobrze ubrany, schludny, a do tego nawet w jego typie (co było całkiem miłą odmianą po tych wszystkich podstarzałych żonatych, średnio atrakcyjnych kryptogejach, z którymi spotkał się w tym tygodniu), więc nic nie stało na przeszkodzie, żeby spróbować szczęścia. Nie był pewien, czy mężczyzna wygląda mu na kogoś, kto płacił za seks, liczył natomiast, że przy odrobinie szczęścia uda mu się wysępić kilka kolejek, dzięki czemu nie przepije marnej resztki swoich pieniędzy i będzie mógł odłożyć je na spłatę tego nieszczęsnego czynszu.
Przepchnął się do baru, starając się iść w miarę prosto, bez zataczania się na przypadkowych ludzi, których mijał po drodze. Alkohol szumiał mu w głowie, ale ze wszystkich sił starał się udawać względnie trzeźwego, kiedy stawał obok upatrzonego mężczyzny, niby to przypadkiem trącając go ramieniem.
Zawsze mnie zastanawiało, czego atrakcyjni ludzie szukają w tej spelunie 一 rzucił na dzień dobry pierwszym, co przyszło mu do głowy, posyłając nieznajomemu swój firmowy uśmiech numer pięć. Nie był dziś w formie, ale świecący pustkami portfel skutecznie motywował go do działania.

Orval Beaufort
przedstawiciel handlowy marki odzieżowej — home office/w terenie
27 yo — 183 cm
Awatar użytkownika
about
We wanted to be adults so bad. Now look at us. Just fucking look.
002.
Wyjścia takie jak te należały do jego ulubionych – zwykle przesiadywał sam, wetknięty gdzieś w kąt tego nocnego klubu z przezroczystą szklanką do połowy wypełnioną bliżej nieokreślonym alkoholem. Prawdopodobnie nikt go tu nie znał, więc mógł okupować lokal ile tylko chciał. W domu czekał na niego jedynie kocur, który przynajmniej nie miał w sobie tyle zazdrości co reszta ludzi, z którymi kiedykolwiek miał styczność. Sam do końca nie wiedział czemu coraz częściej nogi niosły go do Shadow. Zwykle zajmował te same miejsce, zamawiał ten sam trunek, by ostatecznie wyłapywać wzrokiem tym samych tancerzy. I dopiero powoli zaczynał zdawać sobie sprawę, że działa naprawdę schematycznie. Ale lubił ten schemat.
    Nawet pośród tych wszystkich ludzi czuł się odizolowany, jakby stał z boku. I faktycznie tak było. Możliwe też, że celowo stawiał tę ścianę, odcinał się. Jakby te wszystkie tańczące wokół twarze zupełnie mu nie wadziły, a ich obecność potrafił wyciszać do takiego stopnia, że wydawała się być znikoma. Dziwne, ale to właśnie w takim hałasie odnajdywał swój wewnętrzny spokój. Bo z jednej strony wszystko stawało się tłem, a z drugiej strony czuł się mniej dziwny, w końcu przebywał w miejscu pełnym ludzi.
    Wskazującym palcem cały czas zahaczał o wierzch szklanki – jej zawartość pochłonął jedynie w połowie. Nie przepadał za szybkim upijaniem się zwłaszcza w samotności, dlatego dawkował sobie zamówiony alkohol, który swoją drogą do najlepszych nie należał, ale przynajmniej dawał chwilowe orzeźwienie, gdy rozlewał się po suchym, zaciśniętym gardle.
    Nie miał żadnego konkretnego pomysłu czy też planu na ten wieczór. Na noc też nie. Nie lubił planować w ten sposób – miejsca takie jak te niekiedy wyciskały z niego to, czego na co dzień w sobie nie dostrzegał. Ale potrzebny był do tego odpowiedni zapalnik. Albo chociaż iskierka, która miałaby wystarczająco dużo siły, by rozniecić pierwszy płomyk. Ogień. Pożar.
   Możliwe, że wlewanie w siebie kolejnych drinków w kontrolowanym tempie było dla niego nieco terapeutyczne. Rozluźnione mięśnie nie miały po co się napinać. Nie było mowy o żadnym nagłym wybuchu agresji, bo alkohol działał na niego zupełnie inaczej. Wprowadzał go w błogi stan, wymazywał wszelkie troski.
   Nie spostrzegł nawet kiedy upił ostatni łyk – uniósł się niemalże automatycznie. Leniwym, z boku mogło się wydawać, że może nieco tanecznym krokiem ruszył w stronę baru, chcąc zamówić kolejnego drinka. Z zaciekawieniem wpatrywał się w sprawne dłonie barmana. Do szklanki wpadły kostki lodu, a następnie bursztynowa ciecz. Na koniec trochę coli, jakby tylko dla zabarwienia. Orval od razu przysunął do siebie naczynie, chociaż nie przechylił go łapczywie, w celu zaznajomienia się ze smakiem przygotowanego alkoholu. Obdarował mężczyznę za barem szczerym uśmiechem i już miał odbić w swoje miejsce, ale pojawił się on.
   Możliwe, że widział go już wcześniej, lawirującego między bawiącym się tłumem, ale wtedy nie zwrócił na niego uwagi. Teraz też by tego nie zrobił, gdyby nie to celowe zderzenie ramionami, które oczywiście uznał na czysty przypadek. Niemalże od razu zaciągnął się jego zapachem, który uderzył go w nozdrza niezwykle ostro. Swąd alkoholu i dymu tytoniowego był najulubieńszą kombinacją francuza. Mógłby przysiąc, że przez chwilę czuł na swoim karku przyjemny dreszcz.
   Przyjrzał się uważniej nowej twarzy, jakby wnikliwie analizował rysy nieznajomego. Musiał wyglądać głupio, bo tak bez jakiegokolwiek wyczucia patrzył się na niego, początkowo nie wypowiadając nawet jednego słowa. Wzrok zatrzymał na chwilę na jego ustach, spodziewając się kolejnych słów.
   Atrakcyjni ludzie w spelunie?
   Czy czegoś szukał?
   — Nie mam pojęcia, może ty mi powiesz — powiedział po chwili. Przesunął też szklankę w jego stronę – widząc jeszcze nierozpuszczone kostki lodu mógł się domyślić, że to nienadpity drink. — Będzie twój jeśli satysfakcjonująco odpowiesz.

Zahariel Monroe
powitalny kokos
Rafu
brak multikont
ODPOWIEDZ