Zastępca burmistrza — Ratusz
36 yo — 190 cm
Awatar użytkownika
about
Underneath it all, we're just savages
Hidden behind shirts, ties, and marriages
How can we expect anything at all?
We're just animals still learning how to crawl

Chorzy było właściwszym określeniem, bardziej dosadnym, szczerym. W oczach Williama to, co robili i czuli było niezdrowe, wręcz nienaturalne i wcale nie miał na myśli gorączkowego szaleństwa namiętności. Wariaci z reguły jednak nie zdają sobie nawet sprawy ze swoich zaburzeń. A to właśnie samoświadomość tak niemożliwie uwierała bruneta, nie pozwalając mu pójść o krok dalej. Żałosne, skoro zawsze uważał się za człowieka, który bierze to, na co ma ochotę.

A teraz toczył kolejny wewnętrzny bój w otoczeniu słów wypowiedzianych miękkim tonem i drażniącym zapachem wody z basenu. Przegrałby tę walką, gdyby nie Ann ze swoim gadulstwem.

Nie musiałem przyłapywać. Przyszła do mnie, by powiedzieć, że to byłby świetny sposób na promocję urzędu w social mediach 一 odparował równie lekkim tonem, w którym nie było śladu wcześniejszego bólu. Ukrył go za charyzmatycznym uśmiechem i swobodną pozą. Przyjął ją dyskretnie zwiększając między nimi dystans.

Nadal uważam, że to świetny pomysł. Co ty na to, Sabi? 一 po raz kolejny poszukała poparcia mężczyzny, jednocześnie wyciągając zza pleców otwartą butelkę szampana, którą zakołysała kusząco. 一 Miałam z Williamem wznieść toast, ale świętowanie we trójkę wydaje się nawet lepsze 一 Ann już odwracała się w kierunku sypialni. Poczyniła nawet dwa kroki w tamtą stronę, nim znów nie zerknęła na dwójkę mężczyzn. 一 No, chodźcie.

William przez moment wahał się, ale w końcu pokusa zawarta w propozycji dziewczyny zwyciężyła. Gestem wskazał Sabato drogę, jakby przepuszczał go w drzwiach, dyskretnie dając do zrozumienia, że nie ma nic przeciwko spędzeniu reszty tego wieczoru razem, skoro jego niczego nieświadoma asystentka miała robić im za przyzwoitkę.

一 W ogóle nie wyglądasz na faceta, który chodziłby w takiej koszulce 一 dorzuciła z zadziwiającą bezpośredniością, aż dziw, że była w stanie na co dzień pracować z powściągliwym zastępcą burmistrza. Bez wahania weszła do sypialni, a następnie z szampanem w dłoni opadła na wielkie łóżko. 一 Ryan jest przeuroczy w całokształcie 一 oznajmiła, moszcząc się pośrodku materaca na wysokich poduszkach. Oparła butelkę z szampanem w dłoni, a następnie wesoło klepnęła miejsce obok siebie, czekając, aż panowie położą się po obu jej stronach. William ponownie się zawahał. W końcu jednak bez takiego rozmachu, ale usiadł na materacu po prawej stronie, z pijackim rozbawieniem myśląc o tym, że tak o to wylądował jednak z Sabato w jednym łóżku, nawet jeśli w tej chwili dzieliło ich smukłe, kobiece ciało.

Oparł się wygodnie na poduszkach, ale nie zbliżył do Ann. Ona zresztą była teraz dużo bardziej zajęta drugim mężczyzną.

Ale jeśli chodzi o choreografie, to na pewno widziałeś te wszystkie koreańskie filmiki z nieziemskimi synchronami? 一 zagadnęła, unosząc do ust butelkę z szampanem. 一 Nie znalazłam kieliszków 一 wyjaśniła, nim wypiła solidny łyk, a następnie bez wahania podała alkohol Sabato, a sama wyjęła z niewielkiej torebki telefon.

Nie mam pojęcia, o czym mówicie 一 wtrącił William, który stracił wątek gdzieś na etapie Barbie. Spoglądał na nich z pobłażliwym rozbawieniem, układając się ostatecznie na boku i opierając głowę na ręce ugiętej w łokciu.

Już ci pokazuje, dziadku 一 zaśmiała się Ann, odpalając TikToka. 一 No chodźcie bliżej. Nie gryzę 一 machnęła dłonią, by się przysunęli. William jedynie poprawił się na poduszce.

Wzrok mam jeszcze w porządku 一 odparł, ale nie brzmiał na obrażonego drobnymi żartami Ann. Nie patrzył jednak na wyświetlacz telefonu, na którym dziewczyna prowadziła poszukiwania najciekawszych wideo. Jego spojrzenie wciąż skupione było na blondynie. W napięciu czekał, aż ten w końcu przysunie butelkę do ust.



Sabato Blackaller
przyjazna koala
unHolly
brak multikont
lorne bay — lorne bay
32 yo — 176 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea

Zawahał się przez moment, gdy Ann zaprosiła ich do sypialni. Spojrzał na zastępcę burmistrza, jakby oczekiwał jego zdania. Czekał na pozwolenie. Grzeczny był z niego chłopiec. Jego chłopiec.

– Nosiłem ją do spania. Zazwyczaj śpię nago ale nie mów nikomu. – szturchnął dziewczynę ramieniem, gdy wchodzili do sypialni. Atmosfera tutaj była unikatowa. Cięższa, bardziej intymna. Muzyka przyglądania, gdzieś daleko w tle mieszała się z głosami bawiących się gości.

Sabato zajął miejsce na łóżku jako ostatni. Nie zwrócił najmniejszej uwagi na dziewczynę. Ani to co mówiła, ani to co robiła hue docierało do jego świadomości. Zanotował jednak mokry ślad na pościeli jaki zostawił William. A w zasadzie jego wilgotne spodnie. Widział jak kosmyk ciemnobrązowych włosów opadł mu na skroń, kiedy przysuwał się bliżej asystentki. Przez moment zastanawiał się czy wciąż odczuwa skutki wcześniejszego orgazmu. Czy był udany, czy jemu było dobrze. W końcu dał za wygraną, ułożył się na boku po drugiej stronie Ann. Było mu nieco zimno. Lekki dreszcz przeszył jego ciało, a gęsia skórka pojawiła się na przedramieniu.

Pozornie Sabato nie patrzył na Williama. Nie powinien zarejestrować jego błękitnych, zimnych tęczówek niemal wiercących spojrzeniem. A mimo to, gdy sięgnął po butelkę wszystko odbywało się w zwolnionym tempie. Obrócił szkło w dłoni, a opuszkami palców przejechał po szyjce butelki w górę i w dół. Przysunął ją do warg, niemal składając drobne pocałunki. Zahaczył swoimi pełnymi wargami i otwór, a nawet chyba lekko tracił go koniuszkiem języka. Wszystko pod przykrywką rozkojarzenia, wzroku utkwionego w ekranie telefonu młodej dziewczyny.

– Ja chyba też straciłem wątek przy koreańskich choreografiach. – przyznał z rozbawieniem. Uniósł wzrok, by spojrzeć na Williama. Z niewerbalnym namaszczeniem i namiętnością wypił drobny łyk alkoholu. Zadbał by jego wargi objęły szklaną krawędź i zsunęły się po niej powoli. Zaśmiał się przy tym bezgłośnie, aż parę kropel spłynęło od kącika jego ust. Jego usta polyskiwaltbotulojenmgielja alkoholu, wilgotne i gotowe.

– Macie naprawdę bardzo luźną i uroczoną relacje. Szczerze myślałem, że William jest typem okrutnego, potwornie nudnego i zimnego szefa. – nawet lekko szturchnął Ann, pochylając się nad nią. Nie zrobił tego by być bliżej niej, chciał pozbyć się chociaż paru zbędnych centymetrów dystansu pomiędzy sobą, a Williamem. Oddał mu nawet butelkę z alkoholem. Wyciągnął rękę z dłonią zaciśniętą na szyjce.

– Napijesz się? – zapytał z niewinnym uśmiechem.

– Ann, czy to przyzwoite tak rozpijać własnego szefa? Jeśli jutro nabawi się bólu głowy to będzie istnym utrapieniem w biurze. – puścił jej perskie oczko.

William Lowell

sumienny żółwik
nick autora
brak multikont
Zastępca burmistrza — Ratusz
36 yo — 190 cm
Awatar użytkownika
about
Underneath it all, we're just savages
Hidden behind shirts, ties, and marriages
How can we expect anything at all?
We're just animals still learning how to crawl

Nie mógł się pozbyć wrażenia, że ten prosty komunikat sypiam nago był skierowany raczej do niego niż Ann, która zresztą jedynie znów perliście roześmiała się w odpowiedzi i stwierdziła, że akurat to idealnie pasuje do jej wyobrażenia o Sabato. Wyznanie wywoływało jednak fantazję o mężczyźnie leżącym o poranku w skotłowanej pościeli, z promieniami słońca wpadającymi przez okno i tworzącymi na jego ciele świetliste tatuaże. Jasne włosy rozsypane po poduszce utworzyłyby aureolę wokół jego głowy. Bez wątpienia wyglądałby całkiem niewinnie pogrążony w głębokim śnie.

Ann trajkotała wesoło między nimi, a cała trójka przypominała jakąś współczesną interpretację Tristana i Izoldy. William w milczeniu obserwował, jak różowe wargi stykają się z szyjką butelki z tym pozorem nieuwagi i przypadkowości. Przyglądał się, jak niedbale muskają rant, nim w końcu zamknęły się wokół niego. Śledził nawet ruch jabłka Adama, gdy Sabato przełykał alkohol, a przy tym cudem powstrzymał się, by nie zetrzeć kropli z jego brodu kciukiem, a najlepiej nie zebrać jej językiem wytyczając ścieżkę od perfekcyjnie zarysowanej linii szczęki po uniesiony kącik ust. Gadanina Ann pozwalała mu jednak trzymać się rzeczywistości i w końcu zerknąć na trzymany przez nią telefon.

Bo jest potwornym szefem 一 od razu przyznała Ann, kątem oka spoglądając na Sabato. 一 Wyobraź sobie, że raz do północy szukałam jego wiecznego pióra, które zamknął w teczce z jakimiś dokumentami.

Kupiłem ci za to wino i dałem wolne 一 bronił się William, zadziwiająco bezradnie, rozluźniony alkoholem, orgazmem, ale przede wszystkim lekką atmosferą. Chyba po raz pierwszy w towarzystwie Sabato czuł się naprawdę swobodnie, jakby udało mu się oswoić całe to szaleństwo i w końcu przestał traktować projektanta jak zagrożenie. I musiał przyznać, że mógłby go nawet… polubić.

Ty nawet maile oznaczasz kolorami i szeregujesz w folderach. Nawet nie będę mówić, jak je nazwałeś 一 oburzyła się żartobliwie, ale zaraz potem lekko pokręciła głową. 一 Ściągnął mnie za sobą do ratusza z kancelarii, a ja głupia poszłam 一 podsumowała, w końcu znajdując filmiki z koreańskimi wykonawcami.

William przejął szampana, a gdy łapał butelkę, jego palce nieuważnie przesunęły się po knykciach Sabato. Nie zamierzał więcej pić. Dość szumiało mu w głowie, a na dodatek był środek tygodnia i jak słusznie zauważył gospodarz, jutro czekał go całkiem zwyczajny dzień w ratuszu. Uniósł jednak alkohol do ust, dotykając chłodnego szkła w miejscu, w którym jeszcze chwilę temu stykały się z nim wargi mężczyzny. Jakby wymieniali pocałunek na odległość. Zamarł tak na moment, chociaż nie mógł poczuć ich odcisku na butelce. Tylko wyrazisty zapach szampana o owocowym finiszu. Bąbelki załaskotały jedynie skórę. William nie wypił Harrodsa, tylko zwilżył nim usta, a następnie oparł butelkę o swoje biodro.

To ty mu podałeś szampana 一 odparowała szybko Ann, pokazując im tańczących facetów na ekranie swojego telefonu, na którym nikt się nie skupiał. 一 A ja się będę musiała jutro męczyć 一 poskarżyła się przesadnie.

Daj spokój, nie jestem tyranem 一 zaprotestował znów William.

Jesteś 一 stwierdziła kategorycznie Ann, kończąc dyskusję i wywołując jedynie rozbawione drgnięcie brwi u swojego szefa. 一 Właśnie, Sabi, a ty potrafisz tańczyć? 一 zagadnęła, przeskakując do kolejnego wideo z rodzaju „śmieszne kotki”.



Sabato Blackaller
przyjazna koala
unHolly
brak multikont
lorne bay — lorne bay
32 yo — 176 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea

– To jeszcze nic. Ja wysłałem swojego asystenta z Paryża do Londynu, bo zapomniałem telefonu. – puścił jej perskie oczko, chcąc dodać otuchy. Zawsze mogło być gorzej. Nie wspomniał, że wysłał biednego asystenta w święta dziękczynienia, a chłopak był Amerykaninem.

– To Twoje ulubione pióro? Ma jakieś specjalne znaczenie? – zapytał z zainteresowaniem. Zbierał informacje. Nigdy nie wiadomo gdy będzie musiał dać mu prezent. Urodziny, święta, na dobry początek dnia lub żeby tylko wywołać uśmiech. Obserwował go uważnie, jak zaledwie zwilżył wargi alkoholem. Zastanawiał się czy William wiedział, że kąciki jego ust są naturalnie wyżej. Jakby mimowolnie uśmiechał się zawadiacko.

– Nie, nie potrafię. – pokręcił głową przecząco. Właściwie nie było to prawdą. Tańczył całkiem dobrze, przede wszystkim w parze.
– Ale najgorsze, że chyba wcale mnie to nie powstrzymuje. – dodał, śmiejąc się uroczo. To był niemal chichot, ze spuszczeniem wzroku w lekkim zażenowaniu, zawstydzeniu. Przez chwilę patrzył na swoją dłon. Na kłykcie, które William musnął przejmując butelkę z alkoholem. Zastanawiał się czy Williamowi podobał się ten dotyk. Czy był dla niego przyjemny.

– Poza tym mam chyba zbyt kocie ruchy. I jestem typem „obłapiacza”. – zaśmiał się znowu, opuszczając głowę do tyłu. Położył się na plecach, jakby wspominając jakieś żenujące wydarzenia ze swojego życia.

– Kiedy Marco zaczął pracę w dziale biznesowym, wszyscy byli przekonani, że go podrywam. Podczas imprezy tańczyliśmy w grupie i podobno moje ręce były nad wyraz aktywne. Zupełnie nie zwróciłem na to uwagi. – pokręcił głową z niedowierzaniem. – Ale przez kolejne sześć miesięcy wszyscy uważali, że jestem w nim na zabój zakochany. Kompletny absurd. – prychnął. Chyba opowiedział im te historie w jednym celu. Właściwie opowiedział ją Ann, by zdystansować ją do wszelkich myśli o Sabato wielbiącym Williama. Chciał zostawić w jej głowie jakieś przeświadczenie, że to po prostu jego luźny sposób bycia. Nic zobowiązującego. Żeby nie doszukiwała się niepotrzebnych interpretacji i nie utrudniała Williamowi życia.

– Ciekawość nie pozwala mi zignorować tych nazw folderów. To jak segregujesz emaile? – zwrócił się tym razem do Williama. Uśmiechnął do niego, a w klatce piersiowej znów poczuł przyjemny ucisk. Pragnął go tutaj i teraz. Chciał pozbyć się tej biologicznej bariery w postaci Ann. Na chwilę. By znów zetknęli się czołami, albo mógł dotknąć jego dłoni. Zastanawiał się jakim cudem brutalne i erotyczne wyobrażenia zmieniły się teraz na te potrzeby bliskości. Jego twarz zmieniła nieco wyraz. Jakby ktoś spuścił kurtynę zatroskania. W błękitnych tęczówkach pojawiła się nieprzenikniona głębia. Iskierki nie błyszczały, a zatrzymały się w czasie.

– Ta pedantyczność przypomina mi o mojej przyjaciółce z Paryża. Jest dyrektorem artystycznym agencji reklamowej. Mam wrażenie, że byście się polubili. – byliby ładną parą. To chciał powiedzieć, że ścisk w gardle mu na to nie pozwalał.

– Chyba jestem kompletnie pijany. Wybaczycie mi jeśli ucieknę już do swojego pokoju? – powiedział spokojnie, bardzo opanowanym głosem. Poczuł nagłe niebezpieczeństwo. Marzenia o seksualnym doświadczeniu wydawały się bezpieczniejsze. Wcześniej nie dopuszczał do siebie świadomości, że te wszystkie sztormy emocji to po prostu początek miłości. Jakim szaleńcem musiał być?

William Lowell

sumienny żółwik
nick autora
brak multikont
Zastępca burmistrza — Ratusz
36 yo — 190 cm
Awatar użytkownika
about
Underneath it all, we're just savages
Hidden behind shirts, ties, and marriages
How can we expect anything at all?
We're just animals still learning how to crawl

Pióro to prezent od mojego ojca. Dał mi je po ukończeniu studiów prawniczych 一 odpowiedział odruchowo, nie wyczuwając drugiego dna w tym niewinnym pytaniu i nieświadomie zdradzając się z tym głębokim przywiązaniem do rodziców, bo ten podarunek miał dla niego szczególne znaczenie. Stanowił jeden z niewielu momentów, w których Matthew Lowell dostrzegł swojego syna i podarował mu odrobinę ojcowskiej dumy, która nadała przedmiotowi to szczególne znaczenie, a z jego zagubienia czyniła kompletną katastrofę.

Oho. Kto by się spodziewał, że jesteś taki sentymentalny 一 Ann za to wyraźnie czerpała przyjemność z tych swoich drobnych docinek, które jej szef po prostu ignorował z zadziwiająco pobłażliwością, dlatego zaraz skupiła uwagę na Sabato.

William słuchał odpowiedzi, ale przyglądał się raczej jego mimice i wsłuchiwał przyjemnym brzmieniu ciepłego śmiechu, który sprawiał, że intymna atmosfera w pomieszczeniu stała się niemal przyjacielska. Cassy okazał się uroczym towarzyszem, robił wrażenie swobodą, z jaką prowadził rozmowę. A przy tym naprawdę lubi się śmiać, co czyniło przebywanie w jego towarzystwie naprawdę przyjemnym. Był po prostu ujmujący w ten niewymuszony sposób. Ann była nim kompletnie zauroczona. Zawtórowała mu chichotem.

Muszę ci się do czegoś przyznać 一 zaczęła, robiąc przy tym niewinną minę. Zacisnęła na moment wargi pociągnięte jasną, różową szminką, jakby jeszcze się wahała. 一 Ja też myślałam, że lecisz na Williama 一 wypaliła w końcu, zerkając na Sabato z przepraszającym uśmiechem. 一 Po prostu miałam wrażenie, że na plaży się na niego „gapisz”. I wypytywałeś 一 dodała na swoją obronę, ale widać, że było jej teraz po prostu głupio. 一 Nawet go ostrzegłam, że jak szybko nie znajdzie żony, to skończy z mężem 一 wybuchła śmiechem, jakby widziała w tym coś wyjątkowo zabawnego. Twarz Williama pozostała nieprzenikniona, właściwie obojętna, jakby ten temat znaczyło dla niego tak niewiele i nie dręczył go od momentu, gdy poznali się w klubie.

Tajemnica 一 rzucił rozbawiony po zmianie tematu, nie mając zamiaru zdradzać swojej niezbyt profesjonalnej, za to bardzo skutecznej, metody selekcjonowania wiadomości. Foldery miały dużo bardziej wymowne nazwy niż „może poczekać” czy „do wyjaśnienia”. Posłał Sabato szelmowski uśmiech, który był prawie jak dotyk, sugerując nim, że nazwy były po prostu niewłaściwe.

Podsunął butelkę w kierunku Ann, ale ta zajęta przeszukiwaniem swojego telefonu jedynie lekko pokręciła głową. Zamierzał podać szampana gospodarzowi, ale ten nagle spochmurniał. Przestał uśmiechać się cudownie, serwując anegdoty i żarciki. Przygasł. To było dobre słowo, a razem z tą niewymuszoną radością z pomieszczenia uciekła swoboda. Nagle William przypomniał sobie, że ma mokre spodnie, jest mu zimno i dość niewygodnie. Gdzieś w mroku znowu czyhało to nieuzasadnione poczucie winy.

Czyżbyś chciał mi pomóc w byciu swatką? 一 Ann zagadnęła, ale było widać, że również wyczuła zmianę atmosfery. Powróciło napięcie, jakby rzeczywistość niepostrzeżenie zakradła się do sypialni. 一 Oczywiście, że nie wybaczymy! 一 zaprotestowała szybko, wyciągając dłoń i łapiąc Sabato za nadgarstek, by zatrzymać go na materacu. 一 Nie mogę zostać sama w łóżku z moim szefem 一 dodała, ciągnąc go lekko niczym uparta, mała dziewczynka. 一 A ty nie możesz uciec smutny. Wracaj, wiem jak to jest jak chandra dopada po kilku głębszych. Chodź, będziemy razem oglądać.

Błękitne oczy również zwróciły się na Sabato. Nie zagościła w nich jednak dobrze zanana podejrzliwość, która wprawiała w zakłopotanie. William próbował rozgryźć jego reakcję.

Zostań 一 zwrócił się do mężczyzny, ignorując jego widoczny jak na dłoni ból.



Sabato Blackaller
przyjazna koala
unHolly
brak multikont
lorne bay — lorne bay
32 yo — 176 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea

– Lubię taki sentyment. Przedmioty mają tylko znaczenie jeśli zatrzymują nasze emocje lub wspomnienia. – uważał, że przedmioty mają swoistą pamięć. Nadana przez człowieka, ale także swoją naturalną. Pamięć materiału, rzemiosła. A następnie wartość emocjonalną, te najważniejszą.

– Z taką prędkością zostanę Casanovą. – zaśmiał się, gdy Ann napomknęła o swoich podejrzeniach. Sabato obserwował reakcje Williama, spodziewając się napiętych mięśni czy zaciśniętej szczęki. Był pewien, że ten temat jest dla niego niewygodny. Uwierał go jak uciążliwy kamień w bucie. Lub bardzo gryząca metka w koszuli.

– Myślę, że nie grozi mu mąż z desperacji. Znam przynajmniej szesnaście kobiet, które będą mi wdzięczne do końca życia jeśli ich umówię. – brnął dalej w to niewygodne kłamstwo. Właściwie opowieść. Nie kłamał, z łatwością znalazłby mu żonę. Ale bardzo nie chciał by ta prawda do niego dotarła.

– Pewnie się gapiłem. Często to robię. Zazwyczaj myślę o czymś kompletnie niezwiązanym i zawieszam się. Gapię się, ale szczerze mówiąc nie patrzę. – przyznał, z tak dużą pewnością w głosie, że chyba sam sobie uwierzył. Zastanawiał się czy dałby radę przekonać siebie samego o braku zainteresowaniu Williamem. Chciał przestań. W tej chwili. Ale co zrobić z zapachem fig? Wciąż czuł zapach jego rozgrzanej skóry w klubie. Miękki dotyk jego dłoni, gdy obejmowali Ginę w ogrodzie. Gdy przytulali się czołami, zarejestrował jak jego wargi lekko drgnęły. Chciał go wtedy schować przed całym światem. Uświadamiał sobie z każdą chwilą jak głęboko zabrnął.

– Zostanę. – jego polecenia traktował z posłuszeństwem. Nawet się uśmiechał. Inaczej niż wcześniej. Jakby bez głębi i ciepłego oddechu. Z jednej strony jego twarz nabrała uroczego, chłopięcego wyrazu. Z drugiej jednak oczy wciąż pozbawione były radosnych, hasających iskierek. Przez parę sekund patrzył w ten sposób na Williama. Przyznał w myślach, że faktycznie pasowałby do dziewczyny z Paryża. Mieliby dom z okiennicami i żwirowym podjazdem. Parkowałby samochód, a w drzwiach czekałaby na niego żona razem z córką. Mała dziewczynka ubrana w czerwoną, rozkloszowaną sukienkę biegła, by rzucić się ojcu w ramiona. A po wschodniej stronie domu, na dębowym biurku leżało wieczne pióro. Tak, to pasowało do Williama. Nie mógł zaprzeczyć.

– Widzisz? – zwrócił się do Ann, śmiejąc cicho. Śmiech wydawał się szczerze rozbawiony, ale spowodowany własnym zażenowaniem. – Ja po prostu się gapię. Zawieszam. Za dużo myśli w głowie, zbyt skomplikowanych. – wyjaśnił zaraz, chcąc utrzymać pozór, że osoba Williama nie wzbudza w nim żadnych niepoprawnych emocji. To ważne.

– Koniec z tą posępnością. Przepraszam, nie chciałem Wam psuć wieczoru. – usprawiedliwił się, podnosząc boku. – Ann, zatańczymy? Nic tak nie rozbudza jak odrobina ruchu. – zaoferował, wyciągnąć dłoń w jej kierunku. W tym momencie do sypialni wparował młody chłopak, ten który wcześniej wyraźnie dobierał się do Sabato, pomógł mu z wyjściem z basenu. Teraz ledwo trzymał się na nogach.

– Hej, Wyatt. Chyba masz już dość? – zapytał, a gdy wstał by pomóc chłopakowi, ten objął go ramionami, wsuwając nawet dłoń w tylną kieszeń spodni Sabato.

– Odprowadzę go do łóżka, zaraz wracam. Nie wyłączaj koreańskich tancerzy. – puścił jej perskie oczko, próbując zmusić mężczyznę by ruszył w kierunku drzwi.


zt x2

sumienny żółwik
nick autora
brak multikont
ODPOWIEDZ