asystentka — galeria sztuki
28 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
001.
This one's for my girls, we're on fire
Runnin', I'm runnin', I'm runnin', Like I'm supposed to be
{outfit}

Często zastanawiała się czy to co robi w kwestii swojego zawodu, to szczy jej największych marzeń. Z pewnością nie, ale daje jej to sporo możliwości. Wydaje się, że nie było lepszego sposobu na poznawanie świata sztuki i artystów bez przebywania w ich towarzystwie. Wydawać by się mogło, że Francine poszła o kilka kroków dalej, stając się asystentką, dwóch artystów. Jakby jeden nie był dla niej wystarczający. Oczywiście miało to swoje spore plusy, na których ona zawsze się skupiała. Gdyby myślała o minusach takiej sytuacji, to już dawno popadłaby w jakąś depresję i teraz nie mogłaby by z niej wyjść. Wiele robiła by wreszcie spełnić swoje marzenia, robić to co naprawdę kocha. Wszystko to wbrew swojej całej rodzinie, która od dłuższego czasu nie jest częścią jej życia, może to i dobrze.


Dzień można powiedzieć, że jak co dzień. Zajęta była niemal od samego rana, ciągle w biegu i ciągle zapominała o sobie. Kiedy wreszcie miała przysiąść na chwilę i po prostu napić się czegoś albo zjeść, dostała wiadomość. Wszystkie miały być pilne i nie mogła tak po prostu zwlekać. Oczywiście, sama doprowadziła do takiego stanu rzeczy, będąc na ich zawołanie niemal 24/7. Jeszcze będzie miała chwilę czasu kiedy odpocznie, tak to sobie wmawiała już od kilku dobrych tygodni albo nawet miesięcy. Kiedy tylko można było ją spotkać, to obwieszona była różnymi torbami, torebkami. Jakby nosiła tam wszystko, w jakimś sensie tak było. Zawsze miała coś co mogło się przydać. Popołudnie, zdawało się bardziej spokojne ale i tak musiała ogarnąć kilka rzeczy. Jedną z nich stolik w restauracji dla Julii. Nie wiedziała, za bardzo dlaczego pojawiła się tak szybka zmiana planów, nawet nie zdążyła zapytać z kim miałaby się tutaj spotkać. Zazwyczaj wiedziała wszystko o spotkaniach, bo przecież jej grafik był zapełniony praktycznie całkowicie na rok 2024, a przecież mamy jeszcze 2023 rok.
- Mam nadzieję, że miejsce przy oknie będzie odpowiednie - rzuciła w kierunku swojej szefowej, kiedy ta tylko pojawiła się na miejscu, w tej chwili jej praca się skończyła. Chociaż na chwilę, miała nadzieję, że będzie mogła teraz przysiąść gdzieś i coś zjeść, była naprawdę głodna. Zjadłaby teraz konia z kopytami.
- Zaraz wyślę ci grafik na następny tydzień, wydaje się, że tym razem obędzie się bez zbędnych zmian - uśmiechnęła się delikatnie, bo zawsze była dumna z tego jak potrafiła ogarnąć nawet najbardziej wyczerpujące zadania, czasami zastanawiała się, skąd wzięła w sobie takie umiejętności, przecież nigdy ich nie ćwiczyła. Zrobiła kilka kroków w tył, spoglądając na Crane, jakby czekała na to czy jeszcze ma się czymś zająć. Zawsze była pod telefonem i mogła liczyć na to, że się odezwie i zrealizuje kolejne zadanie. Mimo tego, że to co robiła brzmiało dość zniechęcająco dla postronnych to ona naprawdę uwielbiała swoją pracę. W sumie w większości jej pracodawcy byli powodem tego, że chciała to robić. Przebywanie z nimi na pewno było inspirujące.
- Jestem pod telefonem - rzuciła, odwracając się w stronę wyjścia, z delikatnym uśmiechem wymalowanym na twarzy. Dobrze zrobione zadanie to na pewno chwila, którą uwielbiała najbardziej.



Julia Crane
malarka — organizująca własną wystawę
35 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
artystyczna dusza, która bezustannie szuka piękna, harmonii oraz odrobiny przygody, ostatnio najpełniej odnajduje je w czułych ramionach Aidena
Musiałaby być naiwnym dzieckiem, żeby przypuszczać, że po weekendzie jej problemy magicznie znikną i teraz odjadą z Aidenem na jakimś jednorożcu w stronę tęczy. Było miło (dość eufemistyczne określenie tego, co działo się między nimi), ale wystarczyło tylko wysiąść z jego jeepa, by powrócił ten cały niepokój o wszystko to, co zostawiła tutaj.
Jedynym pocieszeniem był jednak fakt, że Francine sobie radziła. Rzuciła ją (a raczej rzucili, bo była asystentką również Flanna) na głęboką wodę zaraz po tym jak ich poprzednia pracownica okazała się być w ciąży. Nie było to może najbardziej rozsądne, by brać kogoś z łapanki, ale żadne z nich nie miało głowy do rozmów kwalifikacyjnych, więc wszystko załatwili ich prawnicy podsuwając umowy o poufności i lojalności. Tak zażarte, że w razie ich zerwania lepiej było wziąć sznur i się powiesić.
Nie wnikała w to jednak pozostawiając tego typu zadania mądrzejszym dla siebie. Fran w spadku otrzymała ich kalendarze, zobowiązania zawodowe, organizację wystawy, która zbliżała się wielkimi krokami i po części również prywatne życie swoich pracodawców. W końcu życie na świeczniku polegało w dużej mierze na flircie z mediami i na subtelnym podsyłaniu im pewnych informacji, by do innych nie mieli dostępu.
Tak jak teraz, gdy nikt nie miał pojęcia, gdzie spędzała cały weekend albo co działo się z dziewczyną Flanna, która pojawiła się w jego życiu zaraz po rozwodzie. Dobrze, w trakcie małżeństwa, ale przecież nikt nie musiał tego wiedzieć. A działo się na tyle źle, że umówiła to spotkanie w trybie natychmiastowym i wyjątkowo jak na nią nie spóźniła się.
Wręcz przeciwnie, weszła o czasie zdejmując w biegu wielkie, przeciwsłoneczne okulary, które umiejętnie ukrywały jej ostatnie niedospanie. Po Julii zawsze było widać pewien rodzaj energii, ale teraz wręcz nią emanowała i pewnością, która nie wróżyła nic dobrego. Przynajmniej nie dla Fran, bo akurat ona wydawała się całkiem zadowolona z podjętej decyzji.
- Siadaj, to stolik dla nas. Co zjesz? - i gestem przywołała kelnera, który wręczył im karty z menu, choć jasne było, że akurat Julia nie jest głodna. Była raczej zbyt nakręcona, by zajmować się czymś tak prozaicznym jak jedzenie. Pozwoliła jednak swojej asystentce wybrać cokolwiek zechce, a sama zadowoliła się kieliszkiem czerwonego wina.
- Dobrze, zanim cokolwiek przełkniesz… Flann na razie nie ruszy się ze szpitala. Nie ma nic ważniejszego w tym momencie niż jego dziewczyna, to jasne - akurat miała ten luksus, że Francine pewne kwestie łapała od razu i nie trzeba było ich tłumaczyć. Inne jednak pozostawały otwarte, dlatego Julia tak z nimi zwlekała. - A ja… Od dziś do odwołania kasujesz wszystkie moje plany, zobowiązania, spotkania. Nie przyjmujesz telefonów, choćby nawet Dali zmartwychwstał i zaprosił mnie na randkę. Nie ma mnie dla nikogo - zastrzegła twardo. Jasnym było, że skoro jej przyjaciel siedział w szpitalu, w jej obowiązku było zadbanie o niego i miała nadzieję, że jej asystentka tego nie podważy. trudno było, zresztą, próbować, bo Julia była absolutnie pewna tego, co robi i nic nie mogło jej od tego odwieść.
Mimo tego formalnego tonu i decyzji, jaką podjęła, uśmiechnęła się jednak na koniec i przez chwilę przypominała raczej młodą dziewczynę, a nie wymagającą szefową.
- Chyba, że zadzwoni doktor Thompson, wtedy łącz od razu - rzuciła mimochodem upijając wina i patrząc na swoją asystentkę. Tę samą, której właśnie zwaliła świat na głowę i zniszczyła plany, które tworzyła przez ostatnie miesiące. W innej sytuacji Julii byłoby przykro, ale dla przyjaciół była w stanie spalić wszystkie mosty, więc czymże były zobowiązania zawodowe?

Francine Datchford-Lewis
asystentka — galeria sztuki
28 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Francine jakoś nigdy nie zagrzebywała się w przemyśleniach, dlaczego jej rekrutacja przebiegała w taki czy inny sposób. No przecież nie od zawsze wszystko to jest robione za pośrednictwem prawników, zazwyczaj przechodziło się pewien etap, gdzie rozmawia się z przyszłym, czy też niedoszłym pracodawcą. U niej wyglądało to jakby poznała ich dopiero po podpisaniu wszystkich papierów, gdzie zobowiązywała się do praktycznie ubezwłasnowolnienia, oczywiście w takiej kwestii, że o swojej pracy to nie mogła nawet powiedzieć swojej rodzinie. Może to i lepiej, że nie miała z nimi żadnego kontaktu. Wydawać się mogło, że ona w ogóle z nikim nie rozmawiała, poza swoimi pracodawcami. Oczywiście, że czasami jej brakowało by odezwać się do kogoś innego ale była jeszcze młoda i ciągle chciała zaimponować, co nie było przecież zbyt dobrym pomysłem ale o tym zapewne przekona się już wkrótce. Ciągle siedziała w kalendarzach i chciała się upewnić, że wszystko jest dopięte na ostatni guzik, nie tolerowała bałaganu a co dopiero sytuacji, kiedy miała by o czymś zapomnieć. Zawsze sprawdzała wszystko po kilka razy, za nim mogła przejść do kolejnej rzeczy.

Widząc Crane uśmiechnęła się delikatnie ale wiedziała doskonale, że nie jest tak jak zawsze. Znała już ją na tyle dobrze, by się orientować w nawet najmniejszych zmianach nastroju. Jej praca wymagała tego, by mogła się dostosować, tak by nie doszło do niepotrzebnego konfliktu ale na pewno czasami było trudno, kiedy obie były silnymi kobietami. Francine pewnie nie sprawiała wrażenie takowej, ale skrzętnie to ukrywała bo teraz na pewno nie marzyła o tym, by zmienić pracę, ba nawet nie miała ochotę na szukanie czegoś innego. Przecież tyle już włożyła w to co teraz osiągnęła, że byłoby już totalną porażką, zaczynać od samego początku. Już miała wyjść z restauracji, kiedy usłyszała, że to one miały tutaj zjeść. Trochę ją to zaskoczyło, co na pewno wymalowało się na jej twarzy ale szybko przestała robić głupią minę.

- Dobrze, jasne - uśmiechnęła się delikatnie, siadając przy stoliku i rozglądając się jakby jeszcze na kogoś czekały - Zjem? - zapytała, raczej samą siebie. Rzuciła kilkuminutowe spojrzenie na menu i kiedy pojawił się kelner albo kelnerka, ona zamówiła jakąś sałatkę i łososia, tak dzisiaj miała ochotę na coś porządniejszego. Oczywiście, sama nie pogardziła czerwonym winem, choć nie do końca pasowało ono do ryby, co już nie chciała w żaden sposób komentować.
- Tak to w pełni zrozumiałe - przytaknęła, kiedy Julia wspomniała o Flann i tym, że pewnie jeszcze sporo czasu spędzi w szpitalu - Już kazałam wysłać kwiaty do szpitala - dodała, jakby to miało w ogóle jakiekolwiek znaczenie w tej chwili. Pewnie zaskoczenie skończyłoby się na tym, że siedziały teraz razem i w ogóle znalazły na to czas, ale to co usłyszała chwilę później, wyprowadziło ją delikatnie mówiąc z równowagi. Zmrużyła oczy, wpatrując się przez moment w kobietę, która siedziała na przeciwko.
- Dobrze, zaraz się zajmę kalendarzem i wszystkimi spotkaniami - zerknęła tylko na swój telefon ale nie zamierzała teraz tego robić, tak szczerze zmartwiła się jej słowami - Czy wszystko w porządku? Jeśli mogę zapytać, nie musisz mi o niczym mówić, to przecież nie moja sprawa - mogła ugryźć się w język i to bardzo mocno, na pewno poczerwieniały jej policzki, teraz chciała się zapaść pod siebie.
- Telefony tylko od doktora Thompsona, zrozumiano - gdyby tylko wiedziała jak może teraz pomóc, po za tym że spełni każdą prośbę Crane. Wydawało się, że jednak mogła zrobić coś więcej ale z drugiej strony nie czuła się tak blisko związana z nią, by w ogóle wtrącać się w jej życie prywatne.

Julia Crane
malarka — organizująca własną wystawę
35 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
artystyczna dusza, która bezustannie szuka piękna, harmonii oraz odrobiny przygody, ostatnio najpełniej odnajduje je w czułych ramionach Aidena
Musiała przyznać, że zapomniała już jak to wyglądało w przypadku ich poprzedniej asystentki. Gladys była osobą, która poznała Julię w najbardziej specyficznych warunkach, bo wówczas była tylko kobietą, która ma romans z jej pracodawcą. Romans tak gorący, że wkrótce przerodził się on nie tylko w stały związek (oboje z Flannem odżegnywali się od tego stwierdzenia), ale i współpracę zawodową. To właśnie ona była przyczyną dla której zaczęli dzielić między sobą asystentkę. Swojego czasu przecież spędzali praktycznie każdą wolną chwilę razem i tak było wygodniej. Obecnie wprawdzie ich prywatne drogi rozeszły się nieznacznie, ale dalej pozostawali bliskimi przyjaciółmi i dzięki temu mogli nadal być zawodowymi partnerami.
Gladys widziała to naocznie, podczas gdy nowa asystentka po części musiała się tego uczyć, choć Julii wydawało się, że nie jest to wiedza niezbędna do pracy. Nigdy, zresztą, nie lubiła epatować życiem prywatnym, więc pewnie ominęłaby ten temat na dobre, ale stało się tak wiele złego, że wiedziała, że teraz będą musieli odbyć jedną z tych rozmów, które niekoniecznie dobrze komponują się z głodem. Pozwoliła jej zamówić, co chciała i obserwowała z lekkim rozbawieniem, że sugeruje się jej wyborem i przystaje na czerwone wino, choć każdy wiedział, że do ryby bardziej pasuje jakieś białe i ziołowe. Nie zamierzała jednak zwracać jej uwagi, bo doceniała to, że w sprawach biznesowych Francine radziła sobie doskonale i umiała perfekcyjnie odnaleźć się w kalendarzach, które dla Julii nadal stanowiły wyzwanie. Kiedyś ktoś powiedział jej, że cała armia ludzi pracuje na jej beztroskę i musiała zgodzić się z tym stwierdzeniem, bo choć była istotą (jak na artystkę) całkiem zorganizowaną, nadal gubiła się w najprostszych meandrach spotkań towarzyskich.
Od tego jednak miała swoją asystentkę, która potrafiła przygotować ją na najgorsze i doprowadzić przede wszystkim do tego, by się na nim zjawiła. To było wręcz absurdalnie trudne zadanie, jeśli za pracodawcę miało się dziewczynę, która bez ostrzeżenia przepadała na innym kontynencie.
Dlatego teraz musiała o tym pamiętać, gdy się okazywało, że Fran niekoniecznie zrozumiała jej polecenia.
- Nie sądzę, by kwiaty jej pomogły - zaczęła najłagodniej jak potrafiła, ale wiedziała, że to tylko prolog do burzy, jaką szykowała. Nie potrafiła być zbyt delikatna, jeśli chodzi o sprawy biznesowe, bo często kapryśnie każdy wybór traktowała jako wszystko albo nic. Ten dotyczący zaś Flanna był najbardziej naturalnym, więc każde kolejne pytanie o to co się stało, zbliżało ją do stanu wrzenia. Nie chciała jednak być tą kreskówkową idiotką, która krzyczy na swoją podwładną stukając lakierkami od Prady, więc jedynie zacisnęła paznokcie na szkle pilnując, by tym razem go nie roztłuc. Nadal nie wygoiła się jej rana z ostatniego razu, a pobicie brata też nie pomogło tej dłoni. Tej samej, którą malowała, co było oczywistą przesłanką, by się pilnowała.
- Nie, Fran, nic nie jest w porządku. Dziewczyna Flanna została praktycznie skatowana na śmierć i zgwałcona. Jak to może być w porządku? - zadała jej pytanie cierpko, ale to jej nareszcie zadrżał głos zdradzając ogromne zdenerwowanie. - Nie mówiłam ci tego w trakcie rekrutacji, ale przyjaźnimy się od kilku lat i nie wyobrażam sobie bycia teraz gdziekolwiek indziej niż w szpitalu - westchnęła i złapała też jej kieliszek z czerwonym winem. - Białe dla tej pani - wskazała kelnerowi i przyjrzała jej się uważnie. - Mogę zapytać dlaczego to robisz? Dlaczego ta praca? - pewnie podczas rozmowy kwalifikacyjnej padło takie pytanie, ale wówczas odpowiedź mogła nie być do końca szczera, więc wolała zapytać raz jeszcze.
Być może też próbowała odwrócić jej uwagę od wina, które sączyła albo i o doktora Thompsona, bo rzadko ktoś w przypadku Julii Crane zyskiwał taki status. Wszystko tak naprawdę było lepsze od rozmowy na temat tego jak jej wystawa zostanie opóźniona ze względu na te wszystkie wydarzenia.

Francine Datchford-Lewis
asystentka — galeria sztuki
28 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Francine, nigdy nie chciała porównywać siebie do kogoś innego, a tym bardziej do byłej asystentki. Przecież one były totalnie przeciwieństwami, a przynajmniej tak się jej wydawało. Dobrze, że nie zajmowała się tym faktem, bo z pewnością doprowadziłaby siebie do jakiegoś obłędu. Nie dociekała też jaka była historia jej byłej asystentki, co tak naprawdę się stało. Może kiedyś sama zada pytania, które zaspokoją jej ciekawość. Teraz dążyła jednak tylko do tego, by wykazać się w pracy. Chciała udowodnić nie tylko sobie ale co najważniejsze innym, że bycie asystentką to nie jest jakaś błaha robótka, którą może wykonywać pierwsza lepsza dziewczyna z ulicy. Choć czasami mogło się tak wydawać, że tak właśnie trafiła na tą pracę. Jednak jej historia, nie była aż tak zwyczajna i banalna jak wielu mogło się to wydawać.

Francine chyba już nie potrafiła ukrywać to, że była naprawdę głodna. Jakby nie jadła od kilku dobrych dni. Kwestia wina, była dla niej naprawdę drugorzędna. Raczej czekała na swoje danie i to, że za chwilę będzie mogła ugryźć pierwszych kilka kęsów. Spoglądała co jakiś czas na Julię, jakby chciała wyczytać z jej twarzy w jakim jest teraz humorze. Mogła się oczywiście domyślać, że żyje w ogromnym stresie. Wydarzenia, które nie jednemu zmroziłyby krew w żyłach. Na sama myśl o tym, ona sama wzdrygnęła się. Dopiero kiedy usłyszała pierwsze słowa kobiety, zmrużyła delikatnie swoje oczy, pochylając się w jej stronę. Oczywiście, że kwiaty, nie były żadnym sposobem na magiczne uleczenie, raczej chodziło jej tutaj o dobry gest. Nigdy nie pomyślałaby, że Crane zareaguje właśnie w taki sposób, może była tym zaskoczona ale szybko chciała sobie to jakoś usprawiedliwić, może nawet wytłumaczyć.
- Oczywiście wiem, że kwiaty nie wiele pomogą - zaczęła jakby chciała się z tego wytłumaczyć, ale niestety nie było jej to dane. Po jej kolejnych słowach, na chwilę zamarła, była jakaś dziwnie spięta, zacisnęła dłonie na krześle na którym siedziała.
- Przepraszam. Wiesz, że nie o to mi chodziło. Przecież nie jestem idiotką - przymknęła na moment swoje oczy, wzięła głęboki wdech, jakby nie chciała powiedzieć czegoś głupiego albo niepotrzebnie wybuchnąć. Nie była agresywna, na pewno nie zaczęłaby tutaj robić jakiejś dziwnej szopki. Zdawała sobie sprawę, że Julia jest po prostu zdenerwowana, kolejne słowa tylko ją w tym utwierdziły. Spojrzała na nią, jakby chciała ją znowu przeprosić, za swoje głupie komentarze. Czasami naprawdę powinna się zamknąć, zrobiłaby przysługę całemu światu.
- Wybacz, naprawdę nie chciałam. Jest mi naprawdę przykro - odwróciła na moment swój wzrok, jakby nie chciała patrzeć jej w oczy, obawiała się, że zaraz parsknie śmiechem i weźmie ją za jakaś totalną kretynkę. Może czasami nią była. Nie powiedziała nic, na to że jednak zamiast czerwonego wina, będzie białe. Naprawdę nie miało to teraz w ogóle żadnego znaczenia. Dopiero jej ostatnie pytanie zwróciło jej uwagę, przez moment nawet zaczęła się zastanawiać.
- Wiesz, chyba od samego początku chodziło mi o to, by jakoś związać się ze sztuką - mogła przecież wybrać inną drogę prawda? - Może to nie jest najlepszy pomysł jaki miałam w swoim życiu ale przecież od czegoś trzeba zacząć - uśmiechnęła się delikatnie - Od zawsze inspiruję się takimi osobami jak ty, przebywanie z tobą na pewno pomaga mi w realizacji swoich marzeń - dodała, jakby to miało jakikolwiek sens. Zwyczajnie chciała się uczyć od najlepszych albo chociaż przebywać wśród nich.

Julia Crane
malarka — organizująca własną wystawę
35 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
artystyczna dusza, która bezustannie szuka piękna, harmonii oraz odrobiny przygody, ostatnio najpełniej odnajduje je w czułych ramionach Aidena
Nie chciała być taka jak jej rodzice. Wprawdzie, gdy uciekła z domu, miała niecałe osiemnaście lat, ale dobrze pamiętała jak obchodzili się ze swoimi podwładnymi. Ba, Julii wydawało się, że nawet swoje dzieci traktują jako część personelu i starali się im pokazać, że we wszystkim chodzi o wizerunek rodziny. Ten musiał być nieskalany, więc dyscyplinowano ich na każdym kroku. Kiepską wymówką był fakt, że byli tylko dziećmi i dlatego nie zawsze potrafili się zachować. Crane obiecywała sobie, że nigdy nie pójdzie w ich ślady i wymagać będzie głównie od siebie, a tu siedziała i przerażała swoją asystentkę, bo chciała być miła i wysłać kwiaty.
Mało brakowało, a złapałaby się za głowę i ją przeprosiła, choć przecież musiała być profesjonalna i nie zmieniać zdania co kwadrans. Z tego też powodu jedynie westchnęła.
- Wybacz, to jest dość intensywny czas i trochę wychodzę z siebie - powinna ją również uprzedzić, że pewnie to początek tej intensywnej przygody, bo przecież wystawa zbliżała się wielkimi krokami i pewnie dopiero zacznie się zamieszanie. Na razie jednak nie zamierzała jej tak bardzo straszyć, bo już została bez asystentki i nie chciała tego powtarzać po raz kolejny. Z tego też powodu sama usiłowała się uspokoić, co w przypadku Julii zawsze wyglądało komicznie, bo miała dość wybuchowy temperament i choć jej empatia nie pozwalała na krzywdzenie innych, czasami przeginała i wtedy mimowolnie stawała się nie do zatrzymania. Sama wtedy musiała się zreflektować (tak jak teraz) i dojść do momentu, w którym ponownie skupi swoją uwagę na czymś bardziej przyziemnym.
Wino oraz jedzenie nadawały się świetnie, więc pociągnęła obficie z kieliszka.
- Wiem, że źle to zabrzmiało, nie powinnam być taka kapryśna - kontynuowała. - Ale mam wrażenie, że ostatnio życie jest cholernie niesprawiedliwe. Ta dziewczyna była… jest jedną z najmilszych osób, które poznałam i nie powinna aż tak cierpieć - a ona pewnie nie powinna o tym mówić swojej podwładnej, ale z drugiej strony to może było lepsze niż grywanie jednej z tych królowych lodu bez serca. Aż tak nigdy nie chciała upodobnić się do swoich rodziców. Z tego też powodu przestała się w końcu krygować i z zainteresowaniem wysłuchała tego, co Francine miała jej do powiedzenia, choć musiała przyznać, że przez moment skupiała się na jej ładnej buzi. Nie mogła nic poradzić na to, że jak na artystkę przystało, była wręcz koszmarną estetką i skupiała uwagę głównie na powierzchowności.
Tego nie dało się wyłączyć. Nie było też jednak tak, że tylko uroda (bądź brzydota) definiowały dla niej człowieka. Zawsze próbowała zajrzeć głębiej, stąd wzięły się pytania, jakie stawiała Fran starając się ją bliżej poznać.
Zdecydowanie to było lepsze niż relacjonowanie koszmaru, jaki wydarzył się w szpitalu i który sprawił, że Julia odłożyła na bok wszystkie swoje plany skupiając uwagę na Flannie. Uśmiechnęła się do niej zachęcająco mając nadzieję, że nie zostanie dla niej kapryśną szefową.
- Sztuka to nie jest zły pomysł - zaprzeczyła. - Powiem ci, że jest na pewno pomysłem trudnym i wymagającym, ale dającym sporo satysfakcji. Rysujesz, malujesz? - zagadnęła, choć równie dobrze mogła być to fotografia. Każda z tych gałęzi wymagała sporo wysiłku i samozaparcia, co dla Julii już było trudne, a przecież miała na to odpowiednie środki. Musiała więc docenić pomysłowość dziewczyny, która poprzez znajomość z nią chciała dostać się do środowiska tylnymi drzwiami.

Francine Datchford-Lewis
ODPOWIEDZ