żałobniczka / instruktorka boksu — The Last Goodbye / LB Gym
24 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
you are too nostalgic, you want memory to secure you, console you
018.
And all these sorrows I have seen
They lead me to believe that everything's a mess
{outfit}
Pewnie przychodzenie na plażę w takie upały nie było zbyt rozsądnym wyjściem. Morgan nie była w stanie jednak wpaść na nic lepszego. Na farmie grzało niesamowicie i nie było sposobu na to, żeby od gorącem się uchronić. Próbowała polewać siebie i psa wodą ze szlaucha, ale nie chciała narażać Cece na wyższe rachunki za wodę. Przyjaciółka już i tak była mega wyrozumiała w związku z tym, że pozwalała Morgan u siebie mieszkać. Nawet dostała swój fancy pokój z balkonem i w ogóle. Nie mogła na nic narzekać. A z pewnością nie chciała sprawić, żeby to Claudia narzekała na nią. Próbowała nawet panować nad swoim bałaganiarstwem, które było spowodowane tym, że Morgan przez ostatnie kilka tygodni nieco się rozleniwiła. Była zmęczona po tym jak musiała mieszkać na ulicy i walczyć o przeżycie każdej nocy. Chciała po prostu czasami sobie poleżeć i nic nie robić. A nawet to nie było jakoś specjalnie łatwe i nie mogła sobie na to pozwolić, bo musiała znaleźć pracę i jakieś źródło utrzymania. Nadal cierpiała w związku z tym, że musiała przerwać studia. Tęskniła za byciem beztroską studentką, której jedynym zmartwieniem było zaliczanie egzaminów.
Teraz jednak jak już została matką (matką psa, żeby nie było), wierzyła, że musi dbać o swoje dziecko tak jakby było ludzkim dzieckiem. A to oznaczało zapewnianie psu różnego rodzaju rozrywek. Skoro żył z nią na ulicy, a teraz już nie żyli na ulicy, to Morgan chciała mu udowodnić, że trafił na naprawdę spoko osobę, która teraz zapewni mu fajne życie. Takie z najlepszymi przysmakami, wiecznymi przytulasami i różnego rodzaju rozrywkami i wycieczkami. Co prawda nie mogła też pozwolić sobie na to, żeby zabierać go na niewiadomo jakie wycieczki, ale uznała, że wspólny wypad na plażę będzie czymś jak najbardziej udanym. Postanowiła wybrać się na plażę spacerem, żeby pies miał też trochę aktywności. A, że nie był dziwnym i wybrednym psem tylko raczej wdzięcznym i normalnym, to nie obawiała się tego, że w połowie drogi zadecyduje, że jednak nie chce mu się nigdzie iść i będzie leżał na środku drogi. Regularnie jednak zatrzymywała się, żeby dać psu trochę wody. Przy jednym z takich przystanków pomyślała o Walerym. Od razu do niego zadzwoniła uznając, że dawno się nie widzieli. Tęskniła za nim i poczuła się źle w związku z tym, że ostatnio zaniedbała ich relację. Porozmawiali przez chwilę i cudownie się złożyło, że Walery akurat też miał wolne, więc Morgan od razu zaproponowała, żeby dołączył do niej na plaży. Obawiała się, że poniesie porażkę zachęcając go upałem, plażą i nagrzanym piachem, ale ostatecznie postawiła na promowanie swojej osoby, co przyniosło jej sukces, bo okazało się, że Walery też się stęsknił!
Po jakimś czasie dotarła do plaży i nawet udało jej się zająć jakieś miejsce w cieniu drzew, gdzie rozłożyła swój ręcznik. Usiadła sobie obok swojej torby i oparła plecami o palmę. Wysłała nawet zdjęcie Waleremu, żeby łatwiej było mu zlokalizować, gdzie na tej plaży będzie na niego czekała. Nie wiedziała czy rzeczywiście coś mu to da, bo to jednak plaża i palmy, ale przynajmniej troszkę go potrolluje. Pies ułożył się przy jej boku co oczywiście było zajebiście tragicznym uczuciem jak czyjeś kłaki po całej długości leżą przy twoim udzie w tak niesamowity upał. Nie mogła jednak psu odmówić. Za bardzo go kochała. Przymknęła sobie oczy delektując się tym, że ostatecznie od wody wiało nieco mocniej i przyjście tutaj nie było najgorszym pomysłem.
Oczy otworzyła w dobrym momencie, bo akurat zobaczyła zbliżającego się przyjaciela. Podniosła się nawet, żeby go przytulić na powitanie chociaż pewnie nikt nie lubił się przytulać czy dotykać w taką pogodę. Ucałowała go nawet w policzki. - Widzę, że moje wskazówki były bardzo przydatne i znalazłeś nas bez problemu. - Uśmiechnęła się i przyglądała mu się dłuższą chwilę. - Dobrze wyglądasz. - Zauważyła przez cały czas się uśmiechając. - To mój pies, który nie ma imienia, jeszcze, więc jest po prostu psem. - Wskazała na psa, który naturalnie wstał, żeby obwąchać Walerego.
szef ochrony / strażnik więzienny — the woolshed / lotus glen correctional centre
26 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
{outfit}

Upały były istotnie nieznośne. Walera, mimo że wychowywał się w Lorne Bay, jakoś nigdy nie mógł przyzwyczaić się do australijskich temperatur. Temperatury powyżej trzydziestu stopni były czymś, co sprawiało, że najchętniej leżałby odłogiem na kanapie i oglądał Netflixa albo innego Prime'a, ale niestety, czasem trzeba było chodzić do pracy chociażby, więc nie zawsze mógł sobie na to pozwolić. Pech chciał - a może i nie do końca pech - że gdy wreszcie miał wolne i mógł sobie poleniuchować w samych gaciach, to zadzwoniła do niego Morgan, proponując mu dołączenie do niej na plaży. Czy mógł jej odmówić? No, może i mógł, ale wcale tego nie chciał. Bardzo sobie cenił jej towarzystwo, zawsze dobrze się dogadywali i śmiało można powiedzieć, że uważał ją za swoją najlepszą przyjaciółkę. Poznali się, gdy dziewczyna mieszkała na ulicy i była naprawdę w kiepskiej sytuacji, a to chyba najbardziej sprawiło, że dość szybko złapali nić porozumienia. Valery opowiedział jej o swoich przejściach, o rodzicach alkoholikach, o przemocowym domu, o tym jak trafił do rodziny zastępczej... i jakoś dzięki temu zapewne poczuli, że są sami na tym łez padole i że po prostu mogą na siebie liczyć. Na szczęście teraz u Walerego wszystko było w porządku, miał swój domek - dzięki pomocy ciotek - miał pracę, sam na siebie zarabiał, a Morgan mieszkała u jakiejś przyjaciółki, a więc chyba wszystko szło ku dobremu, prawda?

Chwilę po telefonie od Morgan zarzucił coś na siebie na szybko, na szyję wrzucił jakieś delikatne świecidełka, a do plecaka zapakował czteropak piwa. Co to za posiadówka na plaży bez piwa? Jasne, może nie był to najlepszy pomysł w ten upadł, ale kto powiedział, że Valery zwykle wpadał na dobre pomysły? Zerknął jeszcze przed wyjściem w telefon i zmarszczył brwi, próbując zlokalizwać która konkretnie palna jest na fotce wysłanej mu przez przyjaciółkę (przyszło mu nawet do głowy, że może to być gdzieś na Gahdun Island, bo kiedyś zapuścił się w tamte rejony i prawie zgubił się w tamtejszej dziczy, a zarówno palm i innych drzew było tam od cholery, ale szybko odrzucił tą możliwość), ale tak czy siak wyruszył w drogę i po jakimś czasie udało mu się ją odnaleźć. Powitała go zarówno dziewczyna jak i towarzyszący jej psiak, który był wprost rozkoszny i Valery od razu uśmiechnął się szeroko na jego widok.

- No hej - przytulił ją do siebie krótko, bo niby upał upałem, ale przytulić się trzeba i wyszczerzył radośnie zęby, gdy został ucałowany w oba policzki. To powitanie było rozkosznie kochane i ani trochę mu nie przeszkadzało. - Tak, fotka palmy była wręcz sugerująca, że chodzi o to miejsce - skłamał gładko, chichocząc cicho pod nosem i odstawił swój plecak w cieniu rzeczonego drzewa. Następnie ukucnął i wyciągnął rękę do psa, pozwalając mu się powąchać i podejść, jeśli ten będzie miał oczywiście ochotę.

- Przepiękny jest. Wymyślimy ci jakieś ładne imię, co, ślicznotko? - podrapał psa za uchem i uśmiechnął się szeroko, po czym podniósł się na nogi i objął dziewczynę ramieniem, przygarniając ją do siebie. - Ty też wyglądasz zajebiście, ale to nic nowego. Coś ciekawego słychać, poza tymi upałami rzecz jasna? - rzucił jeszcze zaciekawiony i zdjął koszulkę, odkładając ją na plecak; było za gorąco, żeby chodzić w koszulkach.

morgan adler

powitalny kokos
zira_fell
ferajna Artka
żałobniczka / instruktorka boksu — The Last Goodbye / LB Gym
24 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
you are too nostalgic, you want memory to secure you, console you
Istniała spora szansa, że Morgan nie poradziłaby sobie z życiem na ulicy gdyby nie wsparcie Walera. Na początku jeszcze miała wolę walki o życie. Nie wiedziała co się dzieje, była ze wszystkim zupełnie sama. Jednego dnia była normalną studentką z tragicznymi rodzicami, ale przynajmniej miała dom, a następnego dnia jej ojciec był aresztowany, matka uciekała z miasta, a ona traciła dom i lądowała na ulicy. Próbowała dzwonić do brata, ale nie miała z nim najlepszych relacji. Poza tym był nieuchwytny, więc ostatecznie skończyła na ulicy. Tułała się po różnego rodzaju parkach, bywała dosłownie pod mostami, w różnych alejkach, a czasami korzystała z pomocy innych ludzi. Gdzieś po drodze właśnie poznała Walera, który na nowo ją zmotywował. Nie było tak źle. A zdecydowanie mogło być jeszcze gorzej. Później jeszcze przygarnęła psa, który w ogóle dał jej dodatkową siłę. Nie starała się już tylko o siebie. Miała istotę, o którą musiała zadbać.
Ale obecnie rzeczywiście jej życie nieco się ustabilizowała. Miała pracę, miała dach nad głową, miała ludzi, na których mogła liczyć. Żaden z tych ludzi nie był członkiem jej rodziny, ale przynajmniej kogoś miała. Nie była już tak samotna jak jeszcze te kilka miesięcy temu. No i ostatnio nawet odziedziczyła piętnaście tysięcy dolarów po kobiecie, której uratowała życie. Nadal próbowała się oswoić z tą myślą. Dlatego na razie miała taktykę, że w ogóle o tym nie myślała. Pierwszym pragnieniem było opłacenie długu po studiach, ale wiedziała, że te pieniądze nie pokryją całości, a nie mogła się pozbyć takiej gotówki. Na szczęście na razie nie musiała o tym myśleć. Miała zamiar beztrosko spędzić czas w towarzystwie przyjaciela.
- Wiem. Przyznaj, że bez tego zdjęcia w ogóle byś tutaj nie trafił. – Wiedziała, że to była beznadziejna wskazówka, bo każda palma wygląda tak samo. Miała jednak ochotę, żeby sobie trochę z nim pożartować i może go podrażnić. Tym bardziej, że przez te upały wszyscy byli rozdrażnieni. Nawet ona! – Byłabym idealną towarzyszką w jakimś Escape Roomie, nie? – Dodała jeszcze wiedząc, że gdyby kiedykolwiek do jakiegoś poszła to z żadnego nie wyszłaby żywa. Jej towarzysze zapewne też nie.
- To prawda. – Zgodziła się i kucnęła obok Walera, żeby obserwować jego interakcje z psem. – Czasami obawiam się tego, że ktoś się po niego zgłosi. Nie ma opcji, żeby taki piękny pies był bezdomny. – Chociaż wiadomo, ludzie wyrzucali z domów zwierzęta, którymi się znudzili, albo które okazywały się zbyt wielką odpowiedzialnością. Widząc, że pies z powodu upałów jest nieco przymulony i bardziej podatny na poznawanie nowych ludzi, wstała będąc z niego dumna. Był takim dobrym psem. – No wiesz… musiałam się dla ciebie wystroić. Najczęściej mnie widziałeś za czasów bycia bezdomną. To moja lepsza osoba. – Zażartowała i też go objęła. – Ty też dobrze wyglądasz. Służy nam dobre i stabilne życie, nie? – Poklepała go po klatce piersiowej.
- W sumie to… wszystko jest okej? – Była zdziwiona tym, że może to powiedzieć. – Nie mam na co narzekać. – Bo już się pogodziła z tym, że jej rodzice byli beznadziejni i już nie są częścią jej życia. I raczej nie będą nią ponownie. – A co u ciebie? – Zapytała i skoro on się rozbierał to ona postanowiła pozbyć się spódniczki. – Idziemy pływać? – Była pewna, że pies przypilnuje ich rzeczy. Później najwyżej zabierze go, żeby też się schłodził.
ODPOWIEDZ