lorne bay — lorne bay
32 yo — 176 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea

Rola dyrektora kreatywnego dużej firmy, która jest częścią konglomeratu zrzeszającego największe modowe marki na świecie, to przede wszystkim finansowa odpowiedzialność. Sabato w rzeczywistości niewiele czasu poświęcał na samo projektowanie. Był raczej kuratorem, któremu prezentowano prace. Musiał wyrazić wizję, pomysł na pewien pełen obraz. Nie tylko kolekcję, czy konkretną kurtkę. Historia, która mogła porwać prasę, klientów, inwestorów. Często sięgał po nieoczywiste rozwiązania. Jeden z pokazów Courreges został wyreżyserowany na wulkanicznej wyspie nieopodal Islandii, na czarnych kamieniach, które tysiące lat temu były rozgrzaną do czerwoności lawą. W tym sezonie, chciał ściągnąć uwagę do Australii, do rodzinnej miejscowości.

Sala konferencyjna, nudna i przewidywalna. Okna zasłonięte długimi, pionowymi żaluzjami w kolorze brudnej bieli. Sabato siedział w towarzystwie asystenta przy długim stole z jasnym, drewnianym blacie. Kompletnie nie pasował do otoczenia w swoim garniturze. Lekko połyskująca wełniana tkanina z jasnym prążkiem, mocno zarysowane ramiona. Dwurzędówka z szerokimi wyłogami i jedwabną podszewką. Masywny płaszcz z tej samej tkaniny leżał niedbale przerzucony przez sąsiednie krzesło. Blondyn opierał łokcie o blacie, splatając palce dłoni razem. Obserwował ekran zawieszony na przeciwko.

Burmistrz powinien im towarzyszyć od początku spotkania. Był niezwykle podekscytowany organizacją kampanii reklamowej na wybrzeżu. Duże przedsięwzięcie, z obiecanym udziałem talentu. Kogoś sławnego, kto w innych okolicznościach nigdy nie zjawiłby się w tym punkcie na mapie.

Na ekranie przed Sabato było dwóch mężczyzn, CEO firmy, a także osoba odpowiedzialna za produkcję. Oboje wyglądali bardzo podobnie. Włosi z krwi i kości, ciemne włosy, świetnie przystrzyżone i lekko połyskujące. CEO miał niepoprawnie jasne, zielone oczy i silnie zarysowaną linię szczęki. Mówił właśnie o sprawach organizacyjnych, a Sabato wpatrywał się w niego uważnie.

– Nie. – pokręcił głową.

– Tym razem chciałbym kogoś nieoczywistego. Może starszego? – zapytał, przechylając się do tyłu. – Udało Wam się sprawdzić plotki na temat Nicole? Jeśli uda nam się ją złapać przed Keringiem? – rzucił niby obojętnie, ale po chwili spojrzał w bok, gdy drzwi sali konferencyjnej się otworzyły.

William Lowell

sumienny żółwik
nick autora
brak multikont
Zastępca burmistrza — Ratusz
36 yo — 190 cm
Awatar użytkownika
about
Underneath it all, we're just savages
Hidden behind shirts, ties, and marriages
How can we expect anything at all?
We're just animals still learning how to crawl

Podjęcie współpracy ze znaną marką było w interesie miasta. Poza tym mogło być wydarzeniem, które z powodzeniem można określić mianem promocyjnego sukcesu. William zamierzał przypisać sobie to osiągnięcie, a nawet miał nadzieję na kilka ładnych zdjęć i pozytywnych komentarzy w prasie, dlatego tak chętnie przystał na propozycję zastąpienia burmistrz w trakcie spotkania, o którym została zbyt późno poinformowana.

Nie miał pojęcia, jak szybko dar od losu okaże się jednocześnie karą. Przemierzał korytarz ratusza pewnym krokiem, trzymając w dłoniach plik z negocjowaną umową oraz niezbędne pozwolenia, na których jeszcze nie widniał żadne zobowiązujący podpis, ustalenia były jednak w fazie końcowej, dział prawny naniósł niezbędne poprawki, a więc wystarczyło jedynie dopiąć temat i wymienić kilka mocnych uścisków dłoni. William nie spodziewał się żadnych przeszkód. Liczył nawet, że dziś wieczorem uda mu się wznieść toast za ten sukces.

Otworzył drzwi od salki konferencyjnej, przekraczając jej próg z bardzo profesjonalnym uśmiechem.

Pierwsze, co sobie przypomniał, to zapach. Nie czuł nigdy nic podobnego i nie chodziło jedynie o olejek roztarty na skórze. Nawet teraz sam widok mężczyzny wypełnił mu nim nozdrza. Za nim podążyły inne wspomnienia z wieczoru, który postanowił pogrzebać głęboko w pamięci. Nie pozwolił jednak, by na jego twarzy zbyt długo gościł wyraz zdumienia, zastąpił go uprzejmym zainteresowaniem.

Dzień dobry 一 zaczął, zamykając za sobą drzwi. Teraz pożałował, że nie zabrał ze sobą Ann. Jego asystentka była może nazbyt wygadana i nie zawsze wiedziała, kiedy należy milczeć albo który żart jest naprawdę zabawny, ale byłaby przyjemnym wsparciem. 一 Panią burmistrz zatrzymała pilna sprawa. Będą ją zastępował, jeśli to dla panów nie jest żadnym problemem.

Odłożył stos kartek na szklanym stole, a następnie przemierzył całą długość sali konferencyjnej, by znaleźć się przy Cassym. Zupełnie naturalnym i oficjalnym gestem wyciągnął do niego dłoń na powitanie.

William Lowell, zastępca pani burmistrz 一 przedstawił się, gotów lekko i krótko ścisnąć jego dłoń, po czym natychmiast się wycofać. Nienawidził ponosić konsekwencji swojej nierozwagi, a tamtego wieczoru naprawdę za dużo wypił i wziął. Niestety, jednak nie tyle, by zapomnieć. Dyskretnie zbadał wzrokiem twarzy mężczyzny, próbując dostrzec na niej jakiekolwiek oznaki, że go rozpoznał. Zaraz jednak skierował spojrzenie na ekran i lekko pochylił głowę. 一 Panowie.

Oparł dłonie na jednym z krzesełek, które odsunął cicho po dywanie, z zamiarem zajęcia miejsca w pewnej odległości od Sabato i jednocześnie naprzeciw pozostałej dwójki. Było w jego gestach coś, co sprawiało, że automatycznie nadawał spotkaniu rytm.

Wydaje mi się, że większość formalności mamy załatwioną. Przejdźmy więc do rzeczy przyjemnych 一 uśmiechnął się czarująco i wygodnie rozparł w fotelu. 一 Z tego, co wiem, mieli dziś państwo przybliżyć nam swoją wizję? 一 rozejrzał się po trójce, nie będąc pewnym, do którego z nich powinien skierować to pytanie.



Sabato Blackaller
przyjazna koala
unHolly
brak multikont
lorne bay — lorne bay
32 yo — 176 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea

Zapach unoszący się w powietrzu musiał wydawać się podobny, choć inny. Sabato czasami spędzał długie godziny mieszając zapachowe esencje i oleje szukając rozwiązań. Zapach musiał odzwierciedlać jego nastrój w danym momencie. Był nieodłącznym elementem osobowości. Niemal inwokacją, która powinna nakreślić jego charakter jeszcze przed jakąkolwiek wymianą myśli. Sala konferencyjna była wypełniona zapachem nasion poganka rutowatego, tzw. Espandu. Zioła, które dawniej wykorzystywane było przez samozwańcze czarownice do odczynienia złych uroków. Sabato chciał pozbyć się nachalnego uczucia, opętania. Nie potrafił zapomnieć emocji i pragnień jakie targały nim od czasu burzliwej imprezy w klubie Shadow. Ziołowy, nieco drzewny zapach przełamany był nutą suszonej tabaki i słodkiej dzikiej róży.

– Sabato Blackaller. – przedstawił się, czując lekką suchość w gardle. – Marco i Alessandro. – skinął w kierunku monitora. Uścisnął dłoń Williama. Choć ten uścisk nie był agresywny, ani zbyt delikatny. Cofając dłoń zadbał, by opuszkami palców przesunąć po skórze Williama. Po wewnętrznej stronie jego dłoni. I tym razem to on czuł odbite piętno, mrowienie w mięśniach. Rozprostował palce pod blatem stołu, a potem zacisnął je w pięść.

Oboje mężczyzn z ekranu przywitało się serdeczne, z uroczym ciao. Jeden z nich miał bardzo wyraźny włoski akcent. Oboje pokręcili głową, przystając na urocze zastępstwo pani burmistrz. Zapewnili, że to nie stanowi żadnego problemu. Sabato natomiast siedział w ciszy, przyglądając się rozmówcom. Wydawało mu się, że ktoś właśnie zamknął go w małym, szklanym akwarium. Z odcięciem od jakiegokolwiek dźwięku. Obudził się z tego onirycznego stanu dopiero po paru sekundach.

– Przepraszam, czy spotkaliśmy się wcześniej? – zapytał nagle, niemal ignorując pytanie o wizję.

– Nie, to pewnie zbieg okoliczności. – odparł, zanim William zdążył coś dodać. – Docelowo chcemy nagrać film promujący naszego nowego ambasadora, Nicole Kidman. – wyjaśnił. Mówiąc do Williama, obserwował go. Oglądał. Wodził wzrokiem od ciemnobrązowych włosów, przez idealnie zarysowany podbródek i kości policzkowe. Niżej, przez ramiona aż do dłoni opartej na blacie. Gdy padło nazwisko australijskiej zdobywczyni Oscara, Marco dodał ”Oczywiście ta informacja musi zostać między nami do czasu oficjalnego potwierdzenia w mediach.”

– Tak, tak. – rzucił z lekką nonszalancją. Nigdy nie pamiętał o oficjalnych zasadach.

– Chcielibyśmy wykorzystać wybrzeże. Zainstalować olbrzymie ekrany nad wodą. Bawić się odbijanym obrazem nocą. Wszystkie zdjęcia będą odbywać się po zmroku. – zapewne mieli do tego przygotowane techniczne szkice. Dziesięć czy piętnaście centymetrów pod powierzchnią wody miała zostać zainstalowana płyta, dająca poczucie “chodzenia po wodzie”. Trzy metry nad głową aktorki miały zawisnąć olbrzymie ekrany. Emitowane na nich obrazy odbijane byłby w czarnej tafli oceanicznej wody.

– Cały czas nie mogę pozbyć się wrażenia, że… – tutaj jednak urwał.

– Czy możemy zrobić pięć minut przerwy? – zapytał nagle.

William Lowell

sumienny żółwik
nick autora
brak multikont
Zastępca burmistrza — Ratusz
36 yo — 190 cm
Awatar użytkownika
about
Underneath it all, we're just savages
Hidden behind shirts, ties, and marriages
How can we expect anything at all?
We're just animals still learning how to crawl

Spotkanie było biznesowe i William gorąco pragnął, by takie pozostało, dlatego natychmiast skierował konwersację na bezpieczny temat planowanych działań marketingowych, swoją uwagą mężczyzna jednak sabotował jego wysiłku. Zerknął krótko w jego kierunku, jakby był zaciekawiony tym pytaniem i dłuższą chwilę sprawiał wrażenie, że zastanawia się nad odpowiedzią, próbując sobie przypomnieć, czy gdzieś już miał okazję go zobaczyć. Jakby w ogóle musiał to robić i każda sekunda z tamtego wieczoru nie wyryła mu się na trwałe w myślach, wywołując mdłe poczucia winy i jednocześnie wstydliwą ekscytację. Na pewno jednak nie liczył na kolejne spotkanie. Nie w takich okolicznościach.

Istniał jednak cień szansy, że Sabato był tego wieczoru bardziej zamroczony niż sprawiał wrażenie i niewiele pamięta. Na to wskazywałoby jego śmiałe, skrajnie nieodpowiedzialne zachowanie. Ten nadziei uchwycił się William i mimo wszystko udzielił nieszczerej odpowiedzi, potwierdzając słowa mężczyzny.

Nie wydaje mi się, żebyśmy się wcześniej spotkali. Zapamiętałbym pana 一 skłamał gładko, a swobodny ton nie zdradzał napięcia, które ciężarem kładło się na klatce piersiowej i mroziło opuszki palców. Uśmiech na ustach Williama stał się nawet na moment przepraszający, jakby wyjątkowo żałował, że wcześniej nie udało im się poznać.

Przez dalszą część rozmowy czuł na sobie jego uważne spojrzenie. Znosił je cierpliwie, pilnując, by wciąż wyrażać jedynie zainteresowanie samą koncepcją. Wodził wzrokiem od ekranu do mówiącego Sabato, dzieląc uwagę między twoje mężczyzn. Poczułby zapewne coś na kształt przyjemnego onieśmielenia z powodu tak znanego nazwiska, ale sytuacja była zbyt napięta i krępująca, a jego Kasandra wcale nie starała się uczynić tego łatwiejszym. Strach, że facet zaraz zrobi coś niewybaczalnego, stawał się bardzo realny. Część myśli Williama krążyła tylko wokół jednego nakazu „tylko nie rób scen”. Sabato jednak nawet o swojej widowiskowej koncepcji mówił obojętnie i nieuważnie, nie próbował go przekonać, ani zachwycić zbyt pochłonięty zupełnie innymi myślami.

Myślę, że mamy kilka punktów na wybrzeżu, które idealnie wpasują się w pańską imponującą wizję 一 zaczął, ale wyraźnie coś innego interesowało Sabato dużo bardziej, a William zaczynał żałować każdej cholernej sekundy tamtego wieczoru. Może powinien być dla niego jednak bardziej uprzejmy, zamiast dawać upust własnym uprzedzeniom?

Uniósł łagodnie brew, gdy mężczyzna znów przerwał. Skupił na nim spojrzenie, które w ułamku sekundy stało się twarde i zdecydowane, choć kąciki ust wciąż pozostawały delikatnie wzniesione do góry.

Oczywiście, możemy zrobić przerwę. Czy poprosić dla pana o coś do picia? Kawę? Wodę? 一 zaproponował, układając płasko dłoń na blacie szklanego stolika, gotów wstać i posłać kogoś, by spełnił życzenie Sabato. Wciąż oficjalny i zdystansowany, próbując nie dopuścić do tego, by rozmowa przybrała nieoczekiwany obrót.

Choć czuł, że cała ta sytuacja już teraz jest kompletną katastrofą. Należało z uśmiechem minimalizować straty.



Sabato Blackaller
przyjazna koala
unHolly
brak multikont
lorne bay — lorne bay
32 yo — 176 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea

– Rozumiem. Chcielibyśmy obejrzeć wszystkie lokacje. – zaczął. – Jeśli to możliwe, w przyszłym tygodniu. Ściągnę tutaj zespół, który będzie zajmował się produkcją. – pod stołem wciąż nie potrafił pozbyć się nerwowego tiku. Miał wrażenie jakby jego dłoń była ciężka, zastygła. Niczym zaklęty, prostował palce i zaciskał pięść. Nieprzerwanie czuł dotyk Williama na swojej skórze.

Mimo, że opowiadał o swojej wizji, myślami wciąż wracał do zdarzeń z klubu. Analizował je niemal minuta po minucie, sekunda po sekundzie. Mężczyźni znajdujący się po drugiej stronie monitora chyba zarejestrowali tę zmianę. Próbowali ubarwiać tę suchą opowieść. Wspominali o jakiś technicznych detalach, o skali przedsięwzięcia. Na kilka sekund w sali zapadła cisza, gdy Sabato zawahał się nad kolejnym wypowiedzianym zdaniem.

– Nie, dziękuję. – powiedział spokojnie, odwracając wzrok od Williama. Zarejestrował wszystkie zmiany na jego twarzy. Napinające się mięśnie, ostrzejszy wzrok, zaciśniętą szczękę. Bezsprzecznie Sabato był tutaj w pozycji siły. A mimo to, poczuł charakterystyczne mrowienie, ścisk w kolanach. Jakby William nawet w ten niewerbalny sposób potrafił przejmować nad nim kontrolę. Chyba z tego powodu Sabato spuścił wzrok, przez moment patrząc na idealnie zaprasowany kant swoich spodni. Łatwiej było mu zebrać myśli, gdy William znajdował się poza zasięgiem wzroku.

– Marco, Posso chiamarti separatamente? – zwrócił się do mężczyzny, a ten szerzej otworzył oczy. Wyraźnie uniósł brwi wyżej, jakby lekko zaintrygowany i zdziwiony. Mimo to, skinął głową zgadzając się na zadane pytanie.

– Przepraszam na moment. – uśmiechnął się, choć wciąż nie patrzył bezpośrednio na Williama. Zdążył już wstać od stołu, a asystent siedzący obok podał mu telefon komórkowy. Sabato bez słowa opuścił pomieszczenie, a CEO firmy również przeprosił. Oczywistym było, że oboje zamierzali skontaktować się ze sobą poza sceną.

Przez długie chwile nie wracał do sali konferencyjnej. Po krótkiej wymianie zdań z Marco, wpadł do łazienki. Potrzebował chwili przerwy, patrząc uważnie we własne odbicie w lustrze. Gdyby to była scena z filmu, czas zwalniałby z każdym ruchem wskazówki sekundowej.

– Czy byłby to duży problem jeśli przełożymy to spotkanie? Wydaje mi się, że powinniśmy najpierw obejrzeć lokacje. Sprawdzić z zespołem technicznym czy nadadzą się do projektu. – to pierwsze słowa, jakie wypowiedział z miękkością. Niewymuszenie i naturalnie. Zamknął za sobą drzwi, ale nie odsunął się od nich. Spojrzał tylko na Williama, a następnie na dwóch Włochów po drugiej stronie monitora. Może powinniśmy przejść przez wszystkie pozwolenia? Sprawdzić jak długo zajmą przygotowania ze strony miasta? Zaoferował jeden z mężczyzn, a Sabato tylko skinął głową nie wydając z siebie najcichszego dźwięku. Nie byłby to pierwszy raz, gdy w dyrektor kreatywny w ostatnim momencie zmienia zdanie i przewraca projekt do góry nogami.

William Lowell

sumienny żółwik
nick autora
brak multikont
Zastępca burmistrza — Ratusz
36 yo — 190 cm
Awatar użytkownika
about
Underneath it all, we're just savages
Hidden behind shirts, ties, and marriages
How can we expect anything at all?
We're just animals still learning how to crawl

Nie podobała mu się zmiana, jaka zaszła w dynamice tego spotkania, wciąż starał się jednak sprawiać wrażenie, że panuje nad sytuacją, choć doskonale czuł, jak ta wymyka mu się spod kontroli. Nie pozwolił jednak, by cokolwiek wytrąciło go z równowagi. Nie krył niezadowolenia, gdy panowie na moment przeszli na włoski, co uznał za wyjątkowo niegrzeczne. To jemu jednak zależało na tym, by ta reklamówka została nakręcona w Lorne Bay, powstrzymał więc uszczypliwość, która jedynie zapiekła go w język.

Skinął lekko głową, gdy Sabato odmówił napoju i rozluźnił ułożenie dłoni na blacie, zachowując wciąż swobodną pozę na krześle. Podczas nieobecności mężczyzny podjął niezobowiązującą rozmowę z dwójką, która pozostała. Nie zamierzał milczeć jak idiota. Wtedy na pewno zacząłby analizować każdą bzdurę, a działanie pozwalało mu doskonale poradzić sobie ze stresem. Zaprosił więc Alessandro do swojego rodzinnego miasta, opowiadając przy tym kilka zabawnych anegdot, które na pewno nie znalazłyby się w przewodniku turystycznym. Niezobowiązująco zagadnął również asystenta o jego pracę, żartując o niewdzięczność takiego stanowiska i wspominając o Ann, która jako jego sekretarka traktuje go jak druga matka i jednocześnie prawdopodobnie nienawidzi.

Sam czuł, jak się rozluźnia. Od kiedy w sali konferencyjnej zabrakło Sabato, mógł wejść na swój normalny tryb.

Gdy ten wrócił do pomieszczenia, William właśnie kończył historyjkę o tym, jak jego asystentka jest tak naprawdę jego szefową i strażniczką kalendarza. Pozostał w tej roli charyzmatycznego gawędziarza, obracając głowę w kierunku mężczyzny.

Nie przestał się uśmiechać, choć w ułamku sekundy poczuł napływ zimnej furii. Jasne oczy jedynie rozbłysły, gdy mierzył Sabato wściekłym spojrzeniem. Facet chyba nie zamierzał go teraz ukarać, prawda? Nie może nagle zrezygnować z wielkiej promocji, której szczegóły dogadywali z działem prawnym od tygodni, bo nie pozwolił mu sobie obciągnąć w jakimś brudnym, klubowym kiblu? To byłby przecież absurd, gdyby cała ta współpraca miała roztrzaskać się o coś takiego. Nieprawdopodobne.

Ale nie niemożliwe.

Teraz jednak wyglądało to tak, jakby tych dwoje zamierzało poszukać pretekstu, by wycofać się ze wszystkich planów. Plaża zbyt piaszczysta? Nocne niebo zbyt ciemne? Rolą Williama było jednak, by przegnać te wszystkie wątpliwości i nie dopuścić do zerwania współpracy.

Podniósł się z krzesła, układając w równy stos przyniesione dokumenty.

Żaden problem, możemy przełożyć spotkanie. I oczywiście, prześlę wszystkie niezbędne pozwolenia na maila 一 podniósł papiery, mierząc jeszcze raz Sabato spojrzeniem. 一 A także osobiście oprowadzę ekipę techniczną po wybrzeżu, żebyście państwo mogli wybrać najlepsze miejsce 一 dodał, wciąż siląc się na ten głęboki i cholernie sympatyczny ton, jakby zakładał, że wszystkie ustalenia nadal są aktualne. 一 Jeśli mógłbym pomóc w czymś jeszcze, proszę tylko dać znać.



Sabato Blackaller
przyjazna koala
unHolly
brak multikont
lorne bay — lorne bay
32 yo — 176 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea

– Dziękuję za wyrozumiałość. – odpowiedział tylko, choć zarejestrował zmianę na twarzy Williama. Z rozluźnionego uśmiechu nabrał na agresji. Na zimnej furii, to było najwłaściwsze określenie. Jego jasne tęczówki wydawały się jeszcze chłodniejsze. Niczym brutalny, ostry szron pokrywający każda powierzchnię. I mimo, że wciąż Sabato stanowił osobę decyzyjną w pomieszczeniu, poczuł się niesamowicie uległy. Nie rozumiał jakim cudem William ma nad nim taką kontrolę. Z jaką nieopisaną łatwością sprawia, że jego kolana drżą.

– Jak długo zajmie zorganizowanie pozwoleń, żebyśmy mogli zacząć prace w terenie? – zapytał, choć raczej brzmiało to jak kurtuazja. Po jego krótkiej nieobecności, Marco nabrał wody w usta. Jakby faktycznie zastanawiał się nad sposobem, w jakim może odwołać całe przedsięwzięcie. Wciąż pozostawał uśmiechnięty i miły, ale mniej zainteresowany. Sabato oparł się ramieniem o framugę drzwi, starając się nie patrzeć na Williama. Z wewnętrznej kieszeni marynarki wyciągnął małą, brązową butelkę. W środku miał świeży olejek z drzewa cedrowego, pomieszany ze słodką nutą neroli. Zapach bardzo podobny do tego, jaki użył tamtego wieczoru w klubie. Być może celowo upuścił pare kropel na nadstargtek, rozcierając dokładnie. Pocierał skórę tak długo, aż się lekko zaczerwieniła.

– Dziękuję Wam. Do zobaczenia w Europie. – rozchmurzył się nagle, wyglądając zza ramienia Williama, by pożegnać obu Włochów na ekranie. – Tym razem postaram się nie spóźnić na lot. – dodał żartobliwie, puszczając perskie oko w kierunku Marco. Poprawił tylko marynarkę, przesuwając dłońmi po szerokich wyłogach. Dopiero teraz zdał sobie sprawę, że butonierkę udekorował świetnym, białym kwiatem. Mała gałązka zakończona drobnymi, białymi dzwoneczkami. Zdawały się wyjątkowo delikatne i kruche. Poczuł teksturę drobnych płatków pod palcami, uśmiechając się nieznacznie.

Pare chwil później ekran wygasł, a asystent Sabato z uśmiechem podał mu płaszcz.

– Zaczekasz na mnie w samochodzie? – poprosił, a asystentem z szerokim uśmiechem od ucha do ucha skinął głową. Był nieco zbyt pozytywny i uśmiechnięty. Pożegnał się w bardzo uprzejmy sposób z zastępcą burmistrza, zabierając też niezbędne dokumenty. Zamknął za sobą drzwi, a czas dosłownie zamarł. Cisza panująca w sali konferencyjnej była ciężka, przysadzista. Promienie słońca wpadające do pomieszczenia zostawiało jasne smugi na blacie stołu. W świetle widać było drobinki kurzu unoszące się bezwładnie, tańczące leniwie. Sabato chyba nie oddychał. Z bardzo banalnego powodu, chciał słuchać oddechu Williama.

– Mogę zapytać z jakiego powodu burmistrz nie pojawiła się dzisiaj na spotkaniu? – zadał pytanie bardzo spokojnie. Dopiero teraz spojrzał na Williama. Dzielił ich metr? Może odrobinę więcej. Sabato niemal bał spojrzeć się w oczy bruneta. Nie był to strach przed nim, a przed samym sobą. Musiałby przyznać, że William skinieniem palca mógłby zrobić z nim cokolwiek chciał. Ogarnij się. Zganił sam siebie w myślach. Parokrotnie.

– Szlag. – wyrwało mu się nagle. Ruszył do miejsca, w którym wcześniej siedział. Odsunął krzesło i zajrzał pod blat, oglądając podłogę dookoła. Przesuwając po dłoni, zorientował się, że z jego dłoni zniknęła srebrna obrączka. Wykonana bardzo skrupulatnie, z wielką finezją. Była rodzinną pamiątka.

– Przepraszam, srebrny sygnet. Ale musiałem go upuścić w innym miejscu. Nie ważne. – pokręcił głową z nonszalancją.

William Lowell

sumienny żółwik
nick autora
brak multikont
Zastępca burmistrza — Ratusz
36 yo — 190 cm
Awatar użytkownika
about
Underneath it all, we're just savages
Hidden behind shirts, ties, and marriages
How can we expect anything at all?
We're just animals still learning how to crawl

Pozwolenia nie powinny stanowić przeszkody w przypadku naszej współpracy. Możemy je potraktować w specjalnym trybie, żeby zmieścić się w harmonogramie działań związanych z promocją 一 złożył tę obietnicę, pewien, że w tej chwili ewentualne zgody są najmniejszym z kłopotów, z którym przyjdzie mu się zmierzyć. Miał podpisać się pod wielkim sukcesem, a wyglądało na to, że przyjdzie my sygnować przykrą porażkę.

Charakterystyczna woń dotarła do nosa Williama dopiero po chwili. Zacisnął mocniej dłoń na ułożonych dokumentach, zastanawiając się, w co pogrywa Sabato. Zignorował jednak zapach, choć te przywoływał niestosowne wspomnienia ust muskających nieuważnie kark czy migotliwego światła zapalniczki, które przez moment odbijało się w jego jasnych oczach. Uderzył jeszcze raz plikiem w stół, tak by wszystkie kartki się wyrównały.

Do zobaczenia 一 pożegnał mężczyzn, domyślając się jednak, że to Sabato będzie musiał urobić, jeśli chce, by ta współpraca doszła do skutku. A to zdecydowanie komplikował ich wspólny wieczór. Choć Williamowi wciąż nie udało się rozgryźć, czy mężczyzna go w ogóle pamięta. Istniała szansa, że źle odczytał całą tę sytuację. Może powinien zaprzeczać uparcie i zachowywać się swobodnie, udowadniając tym samym, że najzwyczajniej w świecie został z kimś pomylony.

Wybrał ten wariant, żegnając asystenta nieco skromniejszym uśmiechem i przekazując mu przyniesione dokumenty. Gdy nie miał czym zająć rąk, opuścił je po prostu wzdłuż tułowia. Nie obawiał się zostać sam na sam z Sabato. Liczył nawet, że może wtedy uda mu się ostatecznie rozgryźć zachowanie dyrektora. Postanowił traktować go jak każdego innego kontrahenta, licząc na to, że grzechy nocy zostaną po prostu zapomniane, a oczarowany jego uśmiechem los nieco mu odpuści. Oddech Williama był spokojny, równy i głęboki. Przez moment rzeczywiście doskonale słyszalny w ciszy, która zapanowała w salce konferencyjnej. Spokojnie czekał, aż Sabato się odezwie, choć wciąż obawiał się, że powie coś niefortunnego.

Odczuł ulgę i rozluźnił się, gdy usłyszał tak zwyczajny komentarz. William sprawiał zupełnie inne wrażenie niż w klubie. Wydawał się sympatyczny, stanowczy i dobrze wychowany. Nie wyglądał na faceta, który lubi się zabawić, raczej gościa, który praktycznie nie wychodzi z pracy, co pewnie przy jego stanowisku bliskie było prawdy.

Pani burmistrz wypadła kryzysowa sytuacja. Przepraszam, nie mogę wdawać się w szczegóły. Wyraziła jednak żal, że nie może dopilnować tego przedsięwzięcia osobiście 一 poinformował go, z zamiarem pociągnięcia rozmowy dalej, ale wtedy znów coś odwróciło uwagę mężczyzny, który przez całe spotkanie sprawiał wrażenie dziwnie rozstrojonego.

Obserwował, jak ten dokonuje tych pospiesznych i nerwowych poszukiwań w okolicy biurka. Odruchowo sam rozejrzał się po podłodze wokół siebie w nadziei, że dostrzeże błysk odbity od polerowanego metalu.

Poproszę panią, którą zajmuje się sprzątaniem biura, by zwróciła szczególną uwagę na ten sygnet i przekażę go, jeśli się znajdzie 一 zapewnił bez przesadnej gorliwości. Cała postawa Williama wyrażała ten oficjalny dystans, który pozwalał mu poczuć się komfortowo. 一 Czy na pewno wszystko w porządku? Jeśli wolą panowie współpracować z panią burmistrz na pewno znajdzie czas w innym terminie 一 zaproponował, próbując ostatecznie rozgryźć zachowanie Sabato. Może panowie poczuli się zlekceważeni, gdy na spotkaniu nie pojawiła się szefowa całego ratusza tylko jej zastępca. Może to nie ma nic wspólnego z tamtym wieczorem?



Sabato Blackaller
przyjazna koala
unHolly
brak multikont
lorne bay — lorne bay
32 yo — 176 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea

William zdawał się zaklinać rzeczywistość. Nie tyle denerwował tym Sabato, co kompletnie zbijał z pantałyku. W pewnym momencie nie był do końca pewien czy pamiętna noc faktycznie się wydarzyła? A może William był tak odłużony narkotykami, że faktycznie wszystkie zdarzenia zrosły się i przemieniły w ciemną, niewyraźną masę. Mimo swojego uległego nastawienia wobec zastępcy burmistrza, Sabato wciąż miał we krwi mieszankę zodiakalnego lwa, z pełnym księżycem w Skorpionie. Był nieustępliwy, pamiętliwy i czasami niczym małe dziecko - złośliwy. I tak chyba miało być tym razem. Obrał sobie za cel honoru by sprawdzić Williama, rzucić mu rękawice z wyzwaniem.

Wciąż trzymał w rękach swój długi płaszcz, gładząc opuszkami palców krawędź rękawa. Był pasjonatem, podchodził do swojej pracy z niepisaną obsesją. Czasami prosty projekt spodni nie rzucał się w oczy, ale jego taktylna strona była skrupulatnie przemyślana. Podobnie jak jego dzisiejszy garnitur. Kieszenie spodni odszyte jedwabnym aksamitem. Za każdym razem, gdy wsuwał dłoń do środka, opuszkami palców rysował abstrakcyjne wzory na miękkiej teksturze weluru.

– Może uda jej się również znaleźć kartę tarota. Zdaje się, że jedną zgubiłem. – a raczej dobrowolnie oddał. Pewnie wciąż porzucona, znajdowała się tylnej kieszeni spodni Williama. Zgięta niestarannie w pół, z brakującym lewym narożnikiem. Ręcznie malowana, z cienkim konturem wyrysowanym stalówką. To oczywiste ukłucie. Jednoznaczny sygnał, że Sabato doskonale pamiętam ich pierwsze spotkanie.

– Jeśli będę potrzebował pani burmistrz, mogę znaleźć ją w jednym z miejskich klubów? Cały zarząd miasta się w nich bawi? – to było już pozbawione woalu tajemnicy. Prosty, bezwzględny policzek. Zwyczajnie krew w nim wrzała. William nie mógł tak całkiem łgać i zaklinać rzeczywistości.

– Zresztą nieważne. Spotkanie z panią burmistrz nie będzie konieczne. – pokręcił głową. Przerzucił swój płaszcz przez ramię, prostując się. Uniósł lekko podbródek, wymieniając kilkusekundowe spojrzenie z Williamem.

– Mam wszystkie potrzebne informacje. Dziękuję za poświęcony czas. – uśmiechnął się przyjaźnie, wręcz dobrodusznie. Zacisnął dłoń mocniej na materiale płaszcza, zostawiając go pogniecionego. Czemu tak bardzo nie potrafił sie skupić? Miał tyle pracy. Góry dokumentów, szkiców i zdjęć czekało na niego w domu. A on wciąż myślał tylko o jednym. Samolubnie wyciągnął dłoń w kierunku Williama, uścisk na pożegnanie? Chciał zwyczajnie raz jeszcze sprawdzić jak na niego zadziała dotyk. Chciał poczuć mocny uścisk jego ręki.

William Lowell

sumienny żółwik
nick autora
brak multikont
Zastępca burmistrza — Ratusz
36 yo — 190 cm
Awatar użytkownika
about
Underneath it all, we're just savages
Hidden behind shirts, ties, and marriages
How can we expect anything at all?
We're just animals still learning how to crawl

Płytka zmarszczka pojawiła się w kąciku jego oczu, kiedy mężczyzna prosto w twarz rzucił mu słowa niczym wyzwanie. Williama drażniło to nieprofesjonalne zachowanie. Powinni zawrzeć dżentelmeńską umowę i zapomnieć o jednym, kompletnie przypadkowym i nieudanym wieczorze. A przynajmniej zostawić to wspomnienie daleko za drzwiami sali konferencyjnej, ale wyglądało na to, że Sabato wcale nie zamierzał zachowywać się rozsądnie. Było w tym coś cholernie nieprzyzwoitego. Nieznośnego.

Na kolejną prowokację odpowiedział przepraszającym i odrobinę zakłopotanym uśmiechem wytrawnego oszusta. Człowieka, który czarujące grymasy rozdaje zawodowo. Przyciśnięty do muru wcale nie zamierzał się wycofać. To nie leżało w naturze Williama. Nie, kiedy ktoś tak bezczelnie, niemal desperacko próbował coś na nim wymusić.

Naprawdę przepraszam, panie Blackaller, ale nie mam pojęcia, o czym pan mówi 一 choć przeprosiny były oficjalne, a nie szczere, William budował dystans między nimi nawet sposobem, w jaki się do niego zwracał. Używał też neutralnego i grzecznego tonu, wydawał się wręcz zatroskany tymi zdumiewającymi komentarzami. William kłamał i patrzył mu prosto w oczy bez strachu i poczucia winy. Sabato mógł być zdeterminowany, by obnażyć ich brudny sekret, ale mężczyzna nie zamierzał mu na to pozwolić.

Byli na jego terenie. W budynku miejskiego ratusza, a nie klubie, w którym nie obowiązywały żadne zasady. William czuł się całkiem komfortowo pośród oficjalnych formułek, grzecznych gestów i sztucznych uprzejmości. Ten świat doskonale znał, bo w nim się wychowywał. Proste zasady, które wszystkich obowiązywały.

Nie sądzę, żeby pani burmistrz bywała w takich miejscach 一 sprostował jeszcze, uparcie zakłamując rzeczywistość i udając, że naprawdę nie ma pojęcia, o co chodzi w tych wszystkich niezbyt subtelnych sugestiach. Na dodatek śmiał się zachowywać tak, jakby było mu z tego powodu autentycznie przykro.

Skupił spojrzenie na jego oczach, próbując dostrzec w nich motyw tego wszystkiego. Wciąż umykał mu powód zachowania Sabato. Wątpił, żeby był tak małostkowy, by rozliczać go z powodu pijackiej odmowy czy chamstwa. W jego zachowaniu było teraz zbyt wiele skrywanej nerwowości i czegoś, co William określiłby mianem gorącego żalu.

Ujął pewnie wyciągniętą dłoń i tym razem ścisnął ją nieco mocniej niż za pierwszym razem. Nie wypuścił też od razu, tylko ponownie nawiązał z nim kontakt wzrokowy. Spojrzeniem świadomie omijając wargi, o których fantazjował całą noc. Szczególnie gdy myślał o tym, jak cudownie sprawdziłyby się, gdy zaspokajałyby dziką, brudną żądzę.

Nie mieszaj swoich fanaberii do interesów, Cassy 一 stwierdził tym samy, obraźliwie neutralnym tonem, nawet nie starając się ściszyć głosu, byli przecież zupełnie sami w pomieszczeniu. A następnie wypuścił lekko jego dłoń i odstąpił na bok, przepuszczając go w stronę drzwi.

Chwilę później pożałował słów, bo wiedział, że dał się sprowokować, a tego jednego zdania nie może cofnąć. Pomyślał też, że ostatecznie pogrzebał swoje szanse na domknięcie tej współpracy. A kiedy próbował znaleźć powód, co go do tego podkusiło, znowu potrafił jedynie wspomnieć doskonale wykrojone usta.



Sabato Blackaller

finitox2
przyjazna koala
unHolly
brak multikont
ODPOWIEDZ