lorne bay — lorne bay
17 yo — 187 cm
Awatar użytkownika
about
loading...
W ciemnych zakamarkach pokoju Happy, gdzie tylko dźwięki klawiszy i ekranu wypełnionego pikselami przerywały głuche milczenie, panowała przytłaczająca atmosfera. To była trzecia doba, trzeci dzień, gdy chłopak nie opuścił swojej ciemnej kryjówki. Pokój, nasycony zapachem stłoczonego powietrza, stawał się więzieniem, w którym Bright tonął w mroku.
Świat zewnętrzny przestał istnieć. Okna były zakryte ciężkimi zasłonami, blokującymi wszelkie próby przeniknięcia promieni słonecznych. Jedyne światło pochodziło od monitora komputera, które rzucało sinawe światło na blade oblicze chłopaka ukrytego za maseczką. Był jak postać z jakiegoś smutnego filmu, gdzie rzeczywistość bledła, a emocje były uwięzione w niemym krzyku.
Zwykle błyskotliwe dłonie, które potrafiły błyskawicznie poskramiać światy wirtualne, teraz spoczywały na klawiaturze jak martwe ptaki. Każdy z nich miał swój udział w kreowaniu niekończącej się opowieści bólu, ale teraz, jakby porażone chorobą, leżały martwe, pozbawione energii. Happy wpatrywał się w ekran, ale jego spojrzenie było bezbarwne, pozbawione iskry życia.
Wokół niego stapiał się zgiełk dźwięków klawiszy, przerywanych jedynie chwilowym ściszaniem, gdy wirtualny świat wymagał chwilowej uwagi. Jednak i te chwile były jak ułamki sekund, w których Happy gubił się jeszcze bardziej w bezdennej otchłani swojego umysłu.
Łóżko, oblane bladym światłem monitora, zdawało się wołać go do siebie, ale Happy był jak skamieniały. Siedział nieruchomo, w słuchawkach tłumiących wszystko co związane ze zewnętrzem, jakby próbując zatrzeć granice między sobą a resztą świata. Włosy, niechlujnie opadające na twarz, były jedynym ruchomym elementem w tym stłumionym środowisku.
Trzeci dzień w izolacji, trzecia doba nie podnoszenia siedzenia z krzesła, które w swym skórzanym siedzeniu miało już tyle jego DNA, że można byłoby go sklonować. Obcisłe spodnie, które miał na sobie, już dawno odcisnęły ślady materiału na skórze, podobnie jak czarna bluzka z długim rękawem; która jeszcze niedawno dopasowana, teraz wisiała na nim jak ubranie po starszym rodzeństwie.
Było mu niedobrze, nerki bolały go niemiłosiernie, a każda znieruchomiała kostka błagała o rozprostowanie. I pewnie nie dopuściłby do świadomości, zrozpaczonych głosów własnego organizmu, gdyby przypadkiem nie usłyszał dźwięku zamykanych drzwi. Uznawszy, że Sad opuściła ich posiadłość, postanowił, że to dobry moment by iść do łazienki. Jakże boleśnie się pomylił…
Pierw zaatakowało go ostre światło, kalecząc obolałe z braku snu, oczy. Potem drażniąca woń alkoholu, dobiła się do jego nozdrzy, wywołując mdłości, na koniec spanikowany głos Sad wywołał w nim migrenowy ból głowy. Gdy już wzrok oswoił się nieco z jasnością, zaczął błądzić po całym pomieszczeniu, wypatrując kolejne szczegóły gry „czym się różnią te dwa obrazki”. Stał tak chwilę, w lekkim zawieszeniu, bo w tym momencie jego mózg przetwarzał bodźce bardzo powoli. Dopiero po chwili, zamrugał kilkukrotnie, a system chyba się zrestartował.
- Zraniłaś się? Jesteś cała? - podszedł szybkim krokiem do Sad, nie zważając na to, po czym depczą jego bose stopy. Wziął jej dłonie w swoje i zaczął oglądać, czy aby na pewno nie są poranione.
we'll play love games
hepi
kierowca tira — tir
25 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
Can't make me happy when I'm sad
I blame the world
I'm a glass-half-empty kinda girl
Kręciło jej się w głowie. Czuła jak emocje, które w niej się wiły do tej pory powoli ustępują a na ich miejsce wstępuje lęk przed tym by Happy zobaczył ją w takiej odsłonie. Całą we krwi jako sprawczynię cierpienia. Co prawda, młodszy Bright widział ją już we krwi, roztrzęsioną i w desperacji, widział ją z lufą przyłożoną do jej piersi, widział jak łzy łączyły się z posoką na jej policzkach, jednak to dotyczyło zwierząt, nie ludzi, i pokryte było warstwą umownego milczenia. Nie poruszali tego tematu od kiedy wsiedli do ubera i wrócili do mieszkania. Happy zamknął się na kilka dni w pokoju, a Sad starała się powrócić do swojej własnej, smutnej rzeczywistości. Próbowała uporządkować sobie wszystko co się wydarzyło, choć nie przychodziło jej to łatwo.
Jej ręce się trzęsły coraz mocniej i jedyne co zdążyła spostrzec to, że Happy był na bosaka.
-Happy, słońce, nie podchodź, tu wszędzie jest szkło, pokaleczysz się.-powiedziała, ale zanim zdążyła dokończyć zdanie brat już przy niej stał. Wziął w ręce jej roztrzęsione dłonie, które natychmiastowo pokryły się krwią z jej własnych. Krwią mężczyzny, którego w ogóle nie powinno tutaj być.
-Nie, nic mi nie jest. Nie pokaleczyłam się. Nie jesteś zraniony? Umyj dłonie jak najszybciej. Nie mam pojęcia jaki syf ten facet może nosić, nie chce żebyś się zaraził jakimś gównem.- dopiero, gdy to powiedziała zdała sobie sprawę, że chwilę wcześniej zlizała jego krew.Kurwa.
Przestąpiła z nogi na nogę przypadkowo następując na kawałek szkła, który pod jej butem zamienił się w wiór. Poczuła jak wino przenika przez jej cienki materiał butów i zrobiła kilka kroków by wyjść z tej rozlewającej się plamy.
-Muszę... Muszę tu posprzątać. Ogarnąć ten burdel.- nie myśląc zbyt wiele kucnęła i zaczęła gołymi rękoma zbierać co większe fragmenty szkła z podłogi.-Nie mamy od dzisiaj talerza. I wina. Napiłabym się teraz wina.- to nie był dobry pomysł. Nie powinna pić alkoholu, właściwie nigdy, kolidował dość mocno z jej lekami antyschizofrenicznymi, o których przyjmowaniu przypadkowo zapominała. Już stanowczo zbyt długo sobie na to pozwalała co widać było po jej dzisiejszej reakcji, po wycieczce na kaczki, czy chociażby po zaatakowaniu Dary tasakiem. Powinna się umówić do lekarza. Powinna sięgnąć po pomoc, powinna zrobić z sobą cokolwiek by choć trochę przypominać bardziej człowieka, a nie jedynie jego wrak. Pustą obwolutę bez duszy, w którą mógł wstąpić każdy byt niecielesny chcący nią zawładnąć. Oddawała im się stanowczo zbyt łatwo.

Happy Bright
sumienny żółwik
lachmaniara
lorne bay — lorne bay
17 yo — 187 cm
Awatar użytkownika
about
loading...
Duszące uczucie niepewności wypełniało pokój, kiedy Happy z trudem otworzył oczy. Mocno przygnębiająca atmosfera zdawała się przesiąknięta tajemniczymi cieniami, które zataczały coraz szersze kręgi. Przestrzeń wokół niego była niewiadomą, a jedynymi pewnikami były plamy wina i krwi, które malowały abstrakcyjne obrazy na podłodze.
Rozbite kawałki butelki, jak strzępy wspomnień, zdobiły salon, zdradzając, że coś doniosłego musiało się stać. Kawałki szkła błyszczały w niepewnym świetle, a ich odbicia miały coś złowieszczego. Ściana wydawała się pamiętać krzyki, które wypełniały przestrzeń chwilę wcześniej, ale teraz była tylko niemym świadkiem upadku.
Happy widział, ale nie potrafił pojąć, co tak naprawdę zaszło. Jego umysł, zamglony od niespania i ogarnięty mrocznymi wizjami własnego życia, był jak labirynt bez wyjścia. Wzrok utkwił w plamach na podłodze, próbując zrozumieć, co miało miejsce, ale każda próba była jak desperackie szukanie sensu w otaczającym go chaosie.
Oblicze Sad zatarte było zmęczeniem i zaniepokojeniem. Jej oczy były jak dwie tony niewyspanych tajemnic, a ręce trzęsły się, próbując utrzymać zdrowy rozsądek w otaczającym chaosie. Mówiła coś, ale słowa tonęły w przestrzeni, jak echo nieprzeniknionej tragedii.
Z każdym krokiem w jej kierunku, poprzez drogę utartą z rozlanego wina i szklanych odłamków, Happy odczuwał pulsujący niepokój, i z pewnością nie przejmował się ani trochę tym, że sam może się pokaleczyć. W tym konkretnym momencie liczyła się tylko Sad i czy nic jej nie jest. Obejrzawszy jej dłonie, umazał swoje w krwi, która jak mógł stwierdzić, nie należała do kobiety, to go minimalnie uspokoiło.
- Jaki facet? Kto tu był? – spytał spokojnym głosem, unosząc lekko lewą brew. W tym jeszcze momencie nie wiedział, czy faktycznie mieli gościa, czy może była to kolejna projekcja wyobraźni Sad. Kucnął, by położyć dłonie na jej ramionach, a następnie zmusić ją do wstania z podłogi.
- Odłóż to. – mówił stanowczym, aczkolwiek nadal opanowanym głosem – Usiądźmy na chwilę. A zaraz pomogę ci posprzątać, okay? – trzymał ją przez cały czas, nie chciał by mu się wyrwała i nadal demolowała mieszkanie, w którym już dawno przestał panować porządek; kilka dodatkowych plam nie zrobiłoby im już różnicy.
- To co tu się właściwie wydarzyło?
we'll play love games
hepi
kierowca tira — tir
25 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
Can't make me happy when I'm sad
I blame the world
I'm a glass-half-empty kinda girl
Nie chciała by Happy obserwował ją w tym stanie, nie chciała by dostrzegał ją jako osobę, która kogoś zraniła, żeby wiedział, że jest do tego zdolna. Nie chciała być do tego zdolna. Chciałaby mieć zahamowania, granice, być dobrym człowiekiem. Jednak było jej do tego bardzo daleko. Zbyt często reagowała agresją, zbyt często pozwalała głosom w głowie przejąć nad nią kontrolę. Nie potrafiła z nimi walczyć. Im dłużej nie brała leków tym derealizacja była silniejsza, tym mocniej zapominała, że to tylko projekcja, że nie musi w to wszystko wierzyć, że jest silniejsza niż schizofrenia. Teraz nie była.
Strach i wola przetrwania ustępowały miejsca zwyczajnemu zmartwieniu o brata. O jego zdrowie, które mogło stać teraz pod znakiem zapytania kiedy dotykał krwi Thierrego, o jego dobrobyt, a przede wszystkim o jego bezpieczeństwo. Teraz Thierry wiedział, że nie mieszkała sama, co gorsza wiedział dokładnie kto z nią mieszkał i mógł w dowolnym momencie zagrozić życiu Happy'ego. Mógł wykorzystać te informacje w najbardziej paskudne sposoby, o których Sad nawet nie chciała myśleć. Wolała zepchnąć wszystkie te czarne wizje w głąb swojej świadomości.
-Ja... Nie powinnam ci mówić. Nie powinnam się w to uwikłać.-w takich momentach jak ten dobitnie żałowała, że wkręciła się w całą tę pokręconą, chorą relację, w której odgrywała pierwsze i drugie skrzypce na zmianę. Nigdy nie wiedziała co ją może spotkać, nie wiedziała czego może się spodziewać zarówno po Santiago jak i po Thierrym. A teraz dostrzegała, że to mogło być cokolwiek, a ta wizja jej się szaleńczo nie podobała.
Zgodnie z poleceniem brata odłożyła na bok kawałek szkła trzymanego między palcami, a może po prostu upuściła go na ziemię. Nie była pewna. Wyszła z plamy wina i krwi idąc za Happym na kanapę. Dopiero gdy usiadła złapała się za twarz rozmazując po niej jeszcze bardziej krew, która tańczyła na ustach, a teraz również na policzkach.
-On...- nie chciała mówić kto, nawet nie była pewna czy Happy wiedział, że w jej relacji z Santiago był ktoś jeszcze. A nawet jeśli wiedział to Sad nie chciała teraz tego rozgrzebywać.-Szedł za mną aż do mieszkania, wszedł tutaj. Groził mi i Tobie. A ja nie potrafiłam pozwolić by groził Tobie, Happy. Rzuciłam w niego winem, a potem... Rozbiłam mu talerz na głowie. Po tym wyszedł.- wyrzuciła z siebie na jednym tchu przekonana, że powinna z tym postąpić jak ze zrywaniem plastra, im szybciej tym łatwiej i lepiej dla ciała i duszy. -Przepraszam, Happy. Nie powinnam była dopuścić do sytuacji, w której byłeś zagrożony.-czuła się cholernie winna i nie potrafiła przestać myśleć o tym, że nie powinna mieć praw opiekuńczych, że była złą opiekunką dla brata, że sprowadzała na niego zagrożenie zamiast go chronić. Być może lepiej by było gdyby nigdy tych praw nie wywalczyła.

Happy Bright
sumienny żółwik
lachmaniara
ODPOWIEDZ