lorne bay — lorne bay
28 yo — 174 cm
Awatar użytkownika
about
We don't make sense enough to give this time, but if you'll be mine we'll keep it optional.
Lubi mówić, że od zawsze miała wybór. To brzmi zdecydowanie lepiej niż stwierdzenie, że jej rodzice nie bardzo potrafili zrozumieć, że pięcioletnie dziecko nie jest samodzielne. Tak łatwiej było pogodzić się z tym, że to zawsze była jej wina, że zapomnieli odebrać jej z przedszkola, że nie potrafiła zrobić sobie sama śniadania, chociaż nikt jej nie nauczył i że nie wywiadówka była w takich godzinach, że musieli odwołać swoje dodatkowe zajęcia, żeby się na niej pojawić. Wolała nie myśleć o tym wszystkim, a zamiast tego skupić się na tym, że nikt nigdy jej nic tak właściwie nie narzucał. Mogła robić to, na co miała ochotę, z kim i kiedy tylko jej się zamarzyło. Przynajmniej tak długo, jak niczego od nich nie chciała. I bardzo szybko nauczyła się, że może nigdy nic od nich nie chcieć, bo ze wszystkim potrafi poradzić sobie sama. Uczyła się tego, co było przydatne w życiu, łącznie ze sprawdzaniem, czy rachunki na pewno zostały opłacone i z robieniem sobie obiadu z właściwie niczego, bo lodówka była praktycznie pusta. Ale zawsze mogło być gorzej, mogła przecież być jak Pinokio i mieć rodziców połkniętych przez wieloryba. I nie być nawet prawdziwym dzieckiem, czy jakoś tak. Nigdy nie rozumiała tej bajki. 
Z czasem nauczyła się też ignorować to, że jej życie wyglądało zupełnie inaczej niż jej rówieśników. Zaczęła spędzać więcej czasu w szkole, siedząc tam do późnego wieczora, robiąc dekoracje na szkolne uroczystości i przyjęcia, przygotowując sztuki teatralne i wymyślając motywy przewodnie na szkolne bale i imprezy. Została nawet cheerleaderką, mimo iż nigdy nie uważała, że to coś, co chciałaby robić, jednak jej desperacka potrzeba należenia do jakiejś społeczności wygrywała w takich momentach. Poza tym okazało się ostatecznie, że była w tym naprawdę dobra. Może nie uśmiechała się tak szeroko, jak jej koleżanki i koledzy z zespołu, ale miała mnóstwo zapału i ambicji, dlatego zawsze była pierwsza na próbach i wychodziła z nich ostatnia, gdy pracowali nad nowym układem. Pracowała dorywczo w sklepie z komiksami, a w weekendy chodziła na zmywak do pizzerii, aby zarabiać na siebie i swoje potrzeby, i odłożyć coś na wymarzone studia. Jej życie kręciło się wszędzie, tylko nie w domu, dlatego nic dziwnego, że zniknęła z Lorne praktycznie bez pożegnania z rodziną. To znaczy, z tą biologiczną. Tę, którą wybrała sama, zabrała ze sobą, aby wszyscy mogli realizować swoje życiowe plany. Razem, zawsze we troje, chociaż każdy miał zupełnie inne marzenie. Jej największym były studia na wydziale sztuki w Sydney. 
Od tego momentu życie było przygodą. Żyła spontanicznie, dorabiała, łapiąc się dodatkowych prac w bardzo różnych miejscach i udało jej się wkręcić w prowadzenie zajęć artystycznych dla licealistów i z czasem zadomowiła się w tej szkole, rozwijając się i przejmując coraz poważniejsze zajęcia, szukając swojej drogi. Czy spodziewała się, że w kwestii malarstwa będą to akty? Absolutnie nie. Czy uważa ten fakt za jakkolwiek wstydliwy? Absolutnie nie. Całkiem dobrze wspomina ten nieco przerysowany i przejaskrawiony okres swojego życia, w którym wszystko było do przesady, a ona po prostu płynęła z życiem do przodu, ignorując wszelkie obawy i natrętne myśli, które niestety z czasem zaczęły coraz mocniej oburzać się i próbować dojść do głosu jeszcze głośniej, aż w końcu przeżyła swój pierwszy atak paniki. Trwał czternaście minut, w trakcie których wydawało jej się, że umarła co najmniej trzy razy, ale szalejące tętno dawało jasno do zrozumienia, że koniec nie jest wcale taki prosty i musi z tym żyć. Początkowo jednak udawało jej się to całkiem nieźle ignorować, ale jak wiadomo: nic nie trwa wiecznie. Szczególnie jeśli wybiera się drogę na skróty i chce iść na łatwiznę. Więc w końcu ją ten wieloryb połknął. 
Fakt, że zawsze byli w trójkę chyba jeszcze nigdy nie był dla niej tak ważny, jak w tamtym okresie, gdy na zmianę spędzali z nią czas, żeby zajęła czymś myśli, będąc gotowi, aby zabrać ją do miejsca, w którym uzyska pomoc, gdy będzie na nią gotowa. Trochę to trwało, ale w końcu zebrała się w sobie i skorzystała z tej wyciągniętej dłoni, aby poukładać swoje życie i może rzeczywiście zacząć nim żyć. Trudno mówić o tym, że było to jak dotknięcie czarodziejskiej różdżki, ale z czasem czuła się bardziej sobą, więcej malowała i tworzyła innych rzeczy, nieco stopując przy okazji z imprezami i używkami, przynajmniej na początkowe etapy terapii. Nadmiar wolnego czasu, który jeszcze kilka miesięcy wcześniej wykorzystywała na szaleństwo ze znajomymi do rana, teraz mogła poświęcić na swoje pasje, które stopniowo kształtowała tak, aby zaczęły być one jej sposobem na życie. W ten sposób powstał jej pierwszy komiks, którego najpierw nie chciała wydać ze względu na milion obaw i bycie tchórzem, a gdy już zebrała odwagę, to nie mogła znaleźć nikogo, kto by uznał, że jest warta podjęcia ryzyka. Kilka miesięcy odbijała się od wydawnictw, zanim się udało. Niewielki nakład, minimalna kasa na promocję i gówniana umowa — tyle mogli jej zaoferować, a ona wzięła to bez zająknięcia i do dzisiaj absolutnie nie żałuje tej decyzji. Dzięki temu zyskała swoją pierwszą, własną superbohaterkę. Nie taką z Marvela co prawda, ale wtedy właśnie postanowiła, że będzie o to walczyć.
Wyprowadzka z Sydney była początkiem kolejnego rozdziału w jej życiu, bo po raz pierwszy była sama ze sobą, w co do tej pory nie była zbyt dobra. Podróżowała najpierw po Australii, potem spędziła trochę czasu w Nowej Zelandii, którą porzuciła na chwilową tułaczkę po kilku stolicach Europy, aby zostać na dłużej w miejscu, które zawsze wydawało się jej idealnym miejscem do życia: Sycylii. Zamieszkała w niewielkim miasteczku Scicli, gdzie zrobiła kilka kursów z historii sztuki, nauczyła się robić domowy makaron i dalej próbowała złapać pracę w Marvelu, w międzyczasie wydając kilka kolejnych części swojego autorskiego komiksu i realizując się jako malarka. Zorganizowała nawet niewielką wystawę, która może nie odbiła się zbyt szerokim echem w świecie artystycznym, ale dała jej mnóstwo satysfakcji i sama uznaje ją za spory sukces. Na pewno większy niż wszystkie relacje romantyczne, w które pakowała się w tamtym okresie chyba tylko po to, aby dojrzeć do tego, że musi najpierw porandkować sama ze sobą, żeby móc pakować się w związek. Zamiast tego więc wróciła do casualowych relacji, które kończyły się równie szybko, co przechodziły do kolejnych etapów, które dominowały też w jej przypadku na studiach. I choć daleko jej do natchnionych poetek, czy innych poszukiwaczek swojego wewnętrznego spokoju w podróżach po świecie, to kłamstwem byłoby uznanie, że ten czas sam ze sobą jej nie pomógł w staniu się bardziej dojrzałą, pewną siebie i świadomą kobietą, zamiast zagubionym dzieckiem.
Rzymskie wakacje skończyły się dość nagle, gdy dostała wiadomość, że jej rodzice nie żyją. Zginęli na jakiejś wyprawie, robiąc głupie i nieodpowiedzialne rzeczy — tyle zapamiętała z informacji, które jej przekazali. I chociaż początkowo nie chciała w ogóle przyjeżdżać do Lorne, to ostatecznie spakowała się i wróciła, żeby zamknąć ten rozdział ostatecznie. Nie dotarła na pogrzeb, ale zajęła się potem całą resztą spraw, łącznie ze sprzedażą ich domu, żeby spłacić długi, jakich narobili, na których pokrycie wydała też znaczną część swoich oszczędności. To z kolei ograniczyło jej możliwość wyjazdu gdzieś dalej, dlatego została. Miało to potrwać dwa miesiące, ale z tego zrobiło się ich kilkanaście i na razie nie zanosi się na większe zmiany w tym zakresie. Jej życie całkiem nieźle się układa, a słońce w Australii okazało się wcale nie być gorsze od tego we Włoszech. Bez rodziców w okolicy atmosfera też okazała się o wiele zdrowsza, więc nigdzie jej się nie spieszy. No, może do wymarzonej pracy, której nadal jej się nie udało zdobyć, ale wierzy, że to jeszcze przed nią.


— Jest ogromną fanką japońskich słodyczy i przekąsek, których smaki i wygląd dla większości normalnych ludzi są odpychające. Ona jednak nie byłaby sobą, gdyby nie zdecydowała się spróbować nawet tego, co i dla niej brzmi paskudnie.
— Jest małym geekiem, który kolekcjonuje gry, komiksy, figurki i maskotki swoich ulubionych superbohaterów. Śpi z księżniczką Peach, a jej regał podzielony jest na sekcje tematyczne, żeby każdy bohater miał odpowiednią wystawkę.
— Dla odstresowania po ciężkim dniu nie ma nic lepszego niż skopać komuś tyłek w Tekkena. Albo dać sobie skopać tyłek, bo to też się zdarza, daleko jej do mistrza, który opanował wszystkie kombinacje.
— Kocha kolory. I brokat, i cekiny. I jeszcze trochę więcej kolorów.
— Jej szafa pęka w szwach, co sama zrzuca na fakt, że chyba do końca nie ma określonego stylu. Potrafi wyglądać bardzo różnie, w zależności od humoru i dnia. Ubrania też jej się bardzo szybko nudzą, nie zakłada ich raczej więcej niż 3-4 razy. Dlatego ciągle coś sprzedaje, oddaje lub wymienia, żeby zapewnić sobie odpowiednią rotację.
— Jak już o obiegu ubrań mowa: wszystko, co aktualnie posiada, pochodzi z drugiej ręki. Czasami poluje na perełki z vintage shopów, czasami robi sobie maraton po second handach, a czasami po prostu wymienia się z przyjaciółkami i znajomymi. Z pierwszej ręki kupuje tylko bieliznę i buty.
— Kocha bawić się w cukiernika. Jeśli nie wie, jak przeprosić, to zazwyczaj robi to ciastem lub babeczkami. Jeśli nie potrafi sobie z czymś poradzić w życiu, to również lubi zaszywać się w kuchni i zajmować piekarnik zdecydowanie dłużej, niż powinna.
— Nie potrafi zrozumieć, co mogą robić ludzie, którzy regularnie biorą prysznic trwający z dwadzieścia, trzydzieści minut. Od czasu do czasu każdy potrzebuje posiedzieć dłużej pod ciepłą wodą lub w wannie, ale tak codziennie? Ona zanudziłaby się na śmierć albo dziesięć razy wymyśliła, jak zmienić swoje życie.
— Maluje i szkicuje w ramach rozwijania swojej pasji i zainteresowań, ale można zamówić u niej też obraz, na przykład na prezent urodzinowy. Tylko raczej dla partnerki bądź partnera, a nie dla mamy, bo specjalizuje się w aktach.
— Kocha każdą formę sztuki i nie uznaje w tym zakresie żadnych ograniczeń, bo sztuką może być dla niej naprawdę wszystko, jeśli tylko podjęty zostanie proces twórczy.
— Nie potrafi wyobrazić sobie życia bez muzyki. Zawsze ma przy sobie słuchawki i pierwsze, co robi po wejściu do mieszkania, to włącza spotify na głośnikach. To, czego słucha, zmienia się bardzo mocno w zależności od pogody, humoru i innych znaków na niebie i nie lubi zbyt dużych ograniczeń w tej kwestii.
— Wraz ze swoją przyjaciółką poznaną we Włoszech prowadzi instagrama skupionego na zdrowiu psychicznym — ona zajmuje się artystyczno-wizualną stroną publikowanych tam porad i informacji w formie grafik i komiksów.
— Kocha śpiewać, ale tylko w domu i tylko, gdy jest sama. Przy gotowaniu, pod prysznicem, sprzątaniu szafy, wystawianiu ubrań na sprzedaż online, albo jeszcze w innych okolicznościach, bo każde są dobre. Tak długo, jak nikt jej nie słucha, bo inaczej się wstydzi.


romeine helena simmons
31/12/1994
lorne bay
spikerka radiowa, twórczyni komiksów
lorne bay radio, freelance
opal moonlane
panna, panseksualna
Środek transportu
Najczęściej porusza się pieszo lub na rowerze. Samochód rusza od wielkiego święta.

Związek ze społecznością Aborygenów
Nie.

Najczęściej spotkasz mnie w:
Plaża, dom, parki i kawiarnie.

Kogo powiadomić w razie wypadku postaci?
Najlepsza przyjaciółka, obecny partner.

Czy wyrażasz zgodę na ingerencję MG?
Tak.
Romeine "Romy" Simmons
Adeline Rudolph
lorne bay — lorne bay
100 yo — 100 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky
And as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
witamy w lorne bay
Cieszymy się, że jesteś z nami! Możesz już teraz rozpocząć swoją przygodę na forum. Przypominamy, że wszelka niezbędna wiedza o życiu w niezwykłej Australii znajduje się w przewodnikach, przy czym wiadomości podstawowe odnajdziesz we wprowadzeniu. Zajrzyj także do działu miasteczko, by poznać Lorne Bay jeszcze lepiej. Uważaj na węże, meduzy i krokodyle i baw się dobrze!
twórcza foka
lorne bay
brak multikont
ODPOWIEDZ