Bezrobotny — Nierób na garnuszku ojca
18 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
Wesoła ciamajda, z mnóstwem pomysłów. Spontaniczna, życzliwa, energiczna!

Dobrze się stało, że miała masę rzeczy do załatwiania przed wyjazdem, bo w przeciwnym razie nieustannie zadręczałaby się tym, co się między nimi wydarzyło, a tak... nie miała na to czasu. Non stop ktoś czegoś od niej chciał, dzwonili kurierzy z różnymi paczkami, ktoś z urzędu, ktoś z ambasady, jacyś ludzie z Londynu, żeby dopytać, kiedy przyjeżdża i kiedy mają na nią czekać klucze do pokoju w akademiku. Działo się bardzo dużo, a spraw zamiast mniej robiło się więcej i więcej. Tak jak za dnia wszystko było dobrze, tak nocą wszystko ją dopadało, przytłaczało, miażdżyło swoim ciężarem. Czuła się kompletnie wyczerpana, pusta, wypalona, jakby przestała być sobą, tym wesołym promyczkiem, któremu uśmiech nie schodził z twarzy. Nie mogła spać, kręciła się i wierciła, kompletnie nie potrafiąc znaleźć sobie miejsca w wielkim łóżku. Było puste, nie było ciepłego kaloryfera w postaci męskiego ciała, do którego mogła się przytulić. I kiedy tak się kręciła i wierciła, gapiąc się w sufit albo w ciemną przestrzeń przed sobą uświadomiła sobie, czego tak naprawdę potrzebuje. Czego oboje nie zrobili, a co powinni byli zrobić. Dlatego napisała do Angelo, zapytała, czy znajdzie dla niej chwilę czasu, tak naprawdę mając na myśli to, czy znajdzie ten czas dla nich. Nie mówiła mu, o co chodzi, była bardzo tajemnicza, bo podejrzewała, że jeśli mu powie to nie będzie chciał pojechać.
Oczywiście zebrała srogi opierdol od Sary, za to co zrobiła z Angelo, kiedy pojechała odwieźć Vincenta, żeby mógł pobawić się z Valentiną. Sara zmyła jej głowę, wkurwiła się na nią strasznie tak jakby ona tej złości potrzebowała, jakby mało już było negatywnych rzeczy w tym całym pierdolniku. W tym momencie potrzebowała jednak kogoś, kto by ją zwyczajnie przytulił i zapewnił ją, że wszystko się ułoży, że kiedyś jeszcze będzie dobrze, ale niestety... Nie miała tego wsparcia w nikim. Ludzie naprawdę porozjeżdżali się po różnych miejscach Australii i świata, zostali tylko nieliczni, z którymi nie miała aż tak dobrego kontaktu, żeby się im żalić.
To był jej ostatni dzień w domu, a w zasadzie kilka godzin po o 2:45 musiała już wyjeżdżać na lotnisko, gdzie miała samolot do Dubaju, gdzie spędzi około 24h do następnego lotu, bo przecież ojciec kupił jej bilety po taniości, w klasie ekonomicznej, z dwiema przesiadkami. Z Dubaju leciała do Berlina a z Berlina do Londynu i cała podróż zajmie jej niemal 48 h licząc z oczekiwaniem na przesiadki. To tak naprawdę ostatni moment na to, żeby się pożegnać, bo przecież już nigdy się nie zobaczą. Poniekąd uznała, że dobrze się dzieje, może na odległość będzie łatwiej, nie będzie ich tak do siebie ciągnąć, jego do niej w fizyczny sposób, a jej do niego i w fizyczny i emocjonalny.
Kiedy zaczęła zbliżać się godzina spotkania, Gabi ubrała się, tak by nie kusić Angelo w żaden możliwy sposób. Zwykle nie nosi spodni, bo jest #teamkiecki, ale są wyjątkowe sytuacje, w których i spodnie na tyłek ubierze. Specjalnie nałożyła na siebie takie ciuchy, by pozakrywać możliwie jak najwięcej ciała, no i chciała też czuć się swobodnie, nie musieć się zastanawiać czy gapi jej się w cycki, czy na nagie uda. Około 20 wsiadła do samochodziku, z którym właśnie się też żegnała, bo około 23 miał po niego przyjechać facet, który kupił go od niej za grube pieniądze, więc tak naprawdę to moment, w którym nie tylko kończy się jej życie w Australii. To będzie pożegnanie z Ojczyzną, z Angelo, z nienarodzonymi dziećmi i z samochodem. To naprawdę się działo, koniec jakiegoś etapu i rozpoczęcie nowego, nie koniecznie lepszego.
Autko było czyste, pachnące, wysprzątane tak bardzo jak jeszcze nigdy, przecież w tym samochodzie wiecznie był bajzel, walały się resztki jedzenia, opakowania po fast foodach, ubrania, kosmetyki - ogólnie był pierdolnik taki, że strach było wsiadać, a tu proszę... Po drodze Gabi zajechała jeszcze do sklepu po coś do picia i przy kasie zobaczyła, że są opakowania z ulubionym suszonym mięskiem Angelo, więc zgarnęła mu paczkę i energetyka, żeby miał coś dla siebie, by odwrócić uwagę od jej umiejętności prowadzenia samochodu, których absolutnie nie akceptował. Podjechała punktualnie od 20:30, co było dość zaskakujące, bo przecież jak ona mówi, że będzie o 20:30 to jest niemal pewne, że będzie o 21:30, ale nie tym razem. Gonił ją czas, musiała się spiąć. Zaparkowała na podjeździe i zatrąbiła na swojego króla, dając znać, że kareta podjechała. Dla pewności wysłała jeszcze sms, że już czeka.
- Cześć, wskakuj.- przywitała się spokojnie gdy przyszedł. W normalnych okolicznościach, gdyby byli przyjaciółmi przywitałaby się pocałunkiem w policzek i przytulasem, ale wolała nie dążyć do kontaktu fizycznego.
- Zapnij pas. W schowku masz energetyka i swoje ulubione suszone mięsko. Kupiłam jak byłam kupić sobie wodę w sklepie.- wyjaśniła spokojnie, jakoś tak kompletnie beznamiętnie, jakby naprawdę nie była Gabrielle, tylko jakimś robotem, ale prawda była taka, że ona się trochę wyłączyła.
- Jak tam Valentina? Już się trochę zadomowiła? Jak ona się z tym wszystkim czuje?- zagadała, żeby on nie miał szansy tego zrobić, bo nie chciała rozmawiać o sobie, o tym jak wygląda, jak się czuje, bo wyglądała... Blado, ale ładnie jak zawsze. Odpaliła silnik i ruszyła spod jego domu, który kiedyś był też jej domem, włączyła się do ruchu, nawet używając kierunkowskazu! Widać było, że mocno się skupia na jechaniu zgodnie z przepisami, żeby nie musiał się do niczego przyczepiać, jakby dopiero teraz stosowała całą nabytą podczas kursu, wiedzę.
Blondynka nawet prędkości nie przekraczała, zatrzymywała się na każdym znaku stop, przed przejazdem kolejowym, i nie przejeżdżała na czerwonym świetle przez skrzyżowanie, więc jazda z nią dziś nie była takim koszmarem jak wtedy kiedy jechał z nią pierwszy i ostatni raz, widać jednak było, że jest mocno spięta i niezbyt skora do rozmowy. Trochę bała się jego reakcji na to co chciała zrobić, ale uważała, że i jemu jest to potrzebne. To był kompletnie spontaniczny pomysł po przeczytaniu jakichś artykułów w internecie pod tytułem "jak poradzić sobie ze stratą ciąży".
Droga nie trwała długo, może z dziesięć minut, nie więcej. Gabrielle zaparkowała auto na cmentarnym parkingu, bardzo blisko wejścia i wyłączyła silnik. Nie zdjęła rąk z kierownicy i wpatrzyła się w przestrzeń i zastanawiała się, czy zacząć mówić teraz, czy dopiero kiedy dojdą na miejsce.
- Pewnie zastanawiasz się, po co przywiozłam cię na cmentarz...- zaczęła z trudem i wreszcie przeniosła spojrzenie na swojego ukochanego, bo on już zawsze nim zostanie, choć patrzenie na niego, takiego pięknego i silnego, było cholernie trudne.
- Chodź, powiem ci wszystko na miejscu, muszę ułożyć sobie w głowie jak to zrobić.- odpięła pas i wysiadła z samochodu, a robiła to wszystko jakoś tak mechanicznie. Sięgnęła jeszcze na tylną kanapę po swoją torebkę, którą przerzuciła przez ramię i poczekała, aż Angelo będzie gotowy.

Ares Kennedy
rozbrykany dingo
Gabi
Książę Sycylijskiej Mafii — Właściciel Kuranda Hotel i studia tatuażu
36 yo — 191 cm
Awatar użytkownika
about
I'm an Italian Mafia King who lives in Asutralia So baby don't smile to me if you don't like dangerous game
#33
let’s say goodbye
{outfit}
Zajął się swoimi sprawami. Nadrabianiem zaległości w pracy i interesach. Zabierał ze soba córkę do hotelu i studia, a kiedy miał spotkania z chłopakami, zostawiał ją po prostu w aucie ze swoim telefonem i jakimiś programami, które lubiła oglądać. Udało mu się załatwić dla niej „nianię” i to taką, która równocześnie zapewni jej bezpieczeństwo. Zrobił wywiad wśród swoich ludzi i okazało się, że jeden z jego mordobijców, który mieszka całkiem niedaleko ma bardzo duże doświadczenie nie tylko w wyłudzeniach i mocnym prawym sierpowym, ale posiada żonę i trójkę dzieci. W różnym wieku. Zazwyczaj nie spoufalał się z tymi, którzy dla niego pracowali, ale w tym wypadku musiał. Dowiedział się, że Jack ma syna w wieku jego córki, córkę w wieku prawie Gabi… i najmłodszą córkę w wieku 5 lat. Całkiem niezły wynik. Zgłosił się sam, gdy usłyszał, że Angelo szuka opiekuna dla Valentiny. Szybko złapali dobry kontakt, miał skubany gadane. Angelo postanowił się trochę przysłuchiwać, przyglądać, żeby nauczyć się tak dobrego kontaktu z dzieckiem. To ciekawe, że miał 36 lat, mnóstwo doświadczenia w wielu dziedzinach, a w tym leżał i kwiczał. Cóż, to nie są umiejętności, których uczą na szkoleniach…
Przyszło też potwierdzenie ze szkoły o przyjęciu dziewczynki, ale z zastrzeżeniem, że musi posługiwać się językiem angielskim. Marcello załatwił jej miejsce w najlepszej grupie i całkiem sprawnie mu to poszło, sprawniej, niż wcześniej deklarował. Angelo starał się ćwiczyć z małą język, próbował rozmawiać z nią tylko po angielsku, a po włosku jedynie tłumaczył to czego nie rozumiała. Miała jednak przed sobą dużo nauki i miał nadzieję, że jak już pójdzie na zajęcia, to szybko załapie. Jack też dostał instrukcje o uczeniu małej jak tylko będą razem. Szczególnie, że Valentina miała iść na pierwsze zajęcia już od następnego tygodnia, a to naprawdę mało czasu. Angelo kupił jej własny telefon i to, co potrzebowała do szkoły, laptopa do nauki. Starał się zapewnić jej wszystkiego, czego potrzebowała, skupiając na niej niemal całą swoją uwagę. Dlatego miał tak mało czasu aby myśleć o Gabrielle Glass , szczególnie o tym co stało się ostatnio. Wiedział, że może niepotrzebnie powiedział te kilka słów, mógł sobie odpuścić. Czasami nadal zapominał jak krucha i wrażliwa była ta dziewczyna, a on przecież nie miał niczego złego na myśli. Stało się i tyle, czasu nie cofnie, a miłe wspomnienia pozostaną. Wątpił, że będzie chciała się z nim znowu spotkać, nie spodziewał się kontaktu, a sam postanowił już go nie inicjować. Dlatego bardzo zdziwiły go jej wiadomości i w pierwszej chwili pomyślał, że może coś złego się stało, albo potrzebowała jego pomocy, ale zapewniła, że nie, więc trochę zgłupiał. Czego mogła od niego chcieć? Tylko jedno nasuwało mu się na myśl - pożegnanie. Może chciała to jakoś miło zakończyć? Schowała urazy do kieszeni i stwierdziła, że to dojrzałe? W końcu to ich ostatnia okazja, żeby znowu zatrzeć złe ślady i zastąpić je stabilnym, równym gruntem. Tak, czy inaczej nie widział przeszkód, by się z nią spotkać. Chciał ją jeszcze zobaczyć i jej propozycja była jak najbardziej zadowalająca jego egoistyczne serce. Dlatego zadzwonił po Jacka i przed spotkaniem skoczył sobie jeszcze na siłownię, jak miał to z resztą wcześniej w planie. Wykąpał się i przebrał, by wyglądać na sam koniec chociaż jak człowiek. Nie miał pojęcia dokąd go zabierała, więc postawił na raczej neutralny wygląd. Nie naciskał też, żeby zdradziła mu swoje plany, bo i po co? Wiedział jaka radość przynoszą Gabi niespodzianki… szkoda, że. IE wiedział, że ta raczej radosna nie będzie. Tak, czy inaczej kończył układać włosy, gdy usłyszał trąbienie sprzed domu. Pożegnał się z córką i kazał jej iść spać za pół godziny, dając Jackowi wszystkie instrukcje i wyszedł. Jej auto było czyste i lśniące, domyślał się, że je sprzedawała.
- Hej. Co to za niespodzianka? - Usiadł na miejscu pasażera, przyglądając się kierowcy uważnie. Gabi nie była specjalnie wystrojona, wręcz przeciwnie… dokąd oni jechali? - Co to za randka w dresach? Nie mów, że chcesz ukraść kolejną łódź, tak na koniec jak i na początek. - To, że potrafił sobie żartować, nie oznaczało, że robił to z lekkością i łatwością, bo cała ta sytuacja była dla niego z lekka dziwna. Było dużo niewiadomych, a ich ostatni numerek w cale niczego nie polepszył. Czuł to napięcie bijące od nastolatki.
Słysząc, że w schowku czeka na niego prowiant, uniósł brwi. - Dzięki. - Rzucił tylko, bo co innego miał powiedzieć? Sięgnął po przekąskę, bo po siłowni nie zdążył niczego zjeść, tylko na szybko w biegu walnął sobie białko. To był strzał w dziesiątkę… jeszcze jego ulubione. To było trochę smutne i miłe zarazem, że o tym pamiętała. Nawet jeśli zrobiła to „przy okazji”.
Szybko zarzuciła temat, domyślał się dlaczego. Huciska uniknąć rozmowy o ostatnim, ale przecież napisała mu jasno, że nie chce rozmawiać na ten temat, a on nie zamierzał olewać jej prośby.
- Zaskakująco dobrze sobie radzi… twarda po starym, mała skała. - Pokręcił głową zerkając na Gabi, gdy wrzucał do buzi kolejny kawałek mięska. Prowadziła zadziwiająco powoli i ostrożnie… w jej aucie było czysto jak nigdy. Pewnie już miała na nie kupca, dlatego tak ostrożnie jechała.
- Czasami w nocy nachodzą ją różne koszmary i przychodzi do mnie żeby razem spać… widać, że tęskni za mamą, ale staram się jej jakoś pomóc przez to przejść, zapewnić rozrywkę, głowę, wiesz, żeby tyle nie myślała. - I ja przy okazji. - Od następnego tygodnia idzie do szkoły to też jej dobrze zrobi. Nowi znajomi, biegła nauka języka. Szukam jej trenera, bo we Włoszech była mistrzem akrobatyki dziecięcej. Stąd te pokazy na plaży. Chciałbym, żeby to kontynuowała, widać, że to jest coś, co kocha. Na razie póki jeszcze nie zarzucę jej rodzinnymi obowiązkami, niech sobie trochę beztrosko pożyje i przejdzie żałobę. Nie będę jej katował, niech ma trochę z dzieciństwa. - Nie pytała o to, ale stwierdził, że się z nie podzieli swoimi postanowieniami. Wiedział, że pewnie się nad tym zastanawia, ale Gabi wścibska nie była, znał ją przecież dobrze.
Podróż nie trwała długo, mimo, że Gabi naprawdę wolno jechała. O dziwo nie przeszkadzało mu to, bo wołał żeby jeździła w ten sposób, niż tak jak wcześniej, to było dla niej dużo bezpieczniejsze. Ale miejsce, na które przyjechali bardzo go zaskoczyło.
- Mówiłaś, że nie chcesz mnie zabić… będę musiał kopać swój grób? - Jasne, że się zastanawiał co tu robili. Zmarszczył brwi, bo mimo, że znowu sobie żartował, to naprawdę się nad tym głowił. Złączył z nią spojrzenie, mogła widać ile w czerni jego tęczówek kryje się pytań.
- Hm. No okej. - Miał dziwne przeczucia. Ton jej głosu i zachowanie raczej nie zdradzały, że to będzie coś przyjemnego, wręcz przeciwnie, stresowała się. Dlatego po wyjściu z samochodu wyrównał się z nią ramionami i ułożył swoją dłoń na jej, kościstym i wystającym, patrząc na nią z góry. Różne miał myśli, ale nie chciał zgadywać na ślepo, a może celowo odsuwał od siebie te, które. Tył niewygodne, czy zbyt bolesne? Nie było mu już do śmiechu, spoważniał, bo cmentarze oznaczały jedno: śmierć. Lubił je, ale tylko i wyłącznie wtedy, gdy był katem, gdy grzebał kogoś, kto sobie na to zasłużył. Odbył w życiu wiele pogrzebów, ale w większości były one miłe i przyjemne. Rzadziej chował kogoś, na kim mu zależało, bo najzwyczajniej w świecie mało było takich osób.
Nozdrzy Angelo dopadł charakterystyczny zapach tego miejsca i dla niego był to miły zapach. Zazwyczaj, a więc czemu dzisiaj było inaczej? Jakby czuł po kościach, co nadchodzi.
- Cokolwiek to jest, możesz mi już powiedzieć. Jestem przy tobie mała. - Ścisnął jej ramię przez chwilę nieco mocniej, dodając jej tym samym otuchy, gdy przechodzili między nagrobkami. Niektóre z nich kojarzył.
zdolny delfin
Twój koszmar
brak multikont
Bezrobotny — Nierób na garnuszku ojca
18 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
Wesoła ciamajda, z mnóstwem pomysłów. Spontaniczna, życzliwa, energiczna!
Nie powiedział o kilka słów za dużo... To ona jak zwykle wyobraziła sobie zbyt wiele, ubzdurała sobie, że przecież skoro idą do łóżka to musi oznaczać, że się schodzą i puszczają w niepamięć to, co było złe i ciężkie. Ona i jej romantyczne serduszko, miękki charakter i bujna wyobraźnia. A Angelo... Był zwyczajnie Angelo i tyle, tego nie mogła zmienić i nawet nie chciała tego robić. Od zawsze mu mówiła, że drugiego człowieka kocha się takiego, jakim jest, z jego wszystkimi wadami i zaletami, bo nie kochasz za coś, tylko kochasz mimo wszystko. Po co być z człowiekiem, w którym chcesz zmienić wszystko, tylko po to, żeby dostosował się do twoich wymagań? Przecież ta osoba przestanie być wtedy sobą. W takich wypadkach, jeśli coś kompletnie w danym człowieku ci nie pasuje — nie angażuj się, nie baw się w związek, oszczędź sobie i jemu rozczarowań i kompletnie nierealnych celów. Znajdź kogoś, kto będzie pasować ci pod większością względów, bo przecież jasne jest to, że nie da się znaleźć kogoś, kto w 100% będzie perfekcyjny, jak z marzeń. Jasne, nad pewnymi drobnymi kwestiami można pracować jeśli w grę wchodzą uczucia i fakt, że na kimś ci zależy, ale by zmieniać się całkowicie? Bez sensu, szkoda zdrowia i nerwów na takie zjebane akcje.
Dziwne, zaskakujące i smutne, że tak łatwo się poddała w walce o niego, przecież nie raz mu powtarzała, że jeśli się kogoś kocha, to walczy się do końca, ale jak widać każdy ma swoje granice i skoro seks tu nie pomógł, to już nie pomoże nic. Może jeszcze kilka miesięcy temu pobawiłaby się w próbę wzbudzenia w nim zazdrości, może i próbowałaby pokazać, że może być szczęśliwa z kimś innym. Nie narzekała na brak zainteresowania płci męskiej, ale nie chciała takich krzywych akcji, to byłoby kompletnie niedojrzałe i głupie z jej strony i to właśnie doskonale pokazuje jak na przestrzeni tych kilku miesięcy Gabi dorosła, choć gdzieś tam w środku niej dalej mieszkała mała, przestraszona dziewczynka, która chce zadowolić wszystkich, być warta czyjegoś zainteresowania i miłości. Nadal nie docierało do niej to, że na miłość nie trzeba sobie zasłużyć, ona zwyczajnie jest. Dlaczego nie potrafiła zastosować swoich własnych słów do siebie? Nie pytajcie, ludzka psychika jest zbyt skomplikowana.
- Ani to randka, ani niespodzianka, ani nawet plan na obrabowanie banku.- odpowiedziała spokojnie i uśmiechnęła się smutno. Dobrze, że jemu, chociaż humor dopisywał, jej nie było do śmiechu, była zbyt zestresowana, zbyt spięta i nie chodzi tu do końca o to co planowała. Ten wyjazd, milion spraw z tym związanych, napięcie przed podróżą, strach, że sobie nie poradzi, że pomyli bramki, samoloty, że się spóźni... z nią wszystko jest możliwe niestety. To znaczy samolotów raczej nie pomyli, o to jest dość ciężko, przecież po to jest kontrola biletów na bramce, żeby do takich sytuacji nie dochodziło, ale to jest Gabrielle... Dobrze, że nie leci w drugą stronę — do Australii. Bo mogłaby wsiąść w samolot do Austrii i byłaby wielce zdziwiona klimatem.
Ufff... Jak dobrze, że to ona nie musiała mówić, zapytanie o jego dziecko było dobrym ruchem. Ludzie lubią mówić o swoich dzieciach i zwierzętach, ewentualnie o samochodach, a jak ktoś ma jobla to i o roślinach. Angelo wydawał się być totalnie zakochany w swojej córce, to było widać i czuć na kilometr. Duma mu uszami wylatywała. Trochę zazdrościła Valentinie takiego starego. Jej własny nigdy nie był z niej taki dumny, czegokolwiek by nie zrobiła, zawsze chciał, by było to wykonane lepiej. Nigdy nawet specjalnie się nie cieszył z jakichś laurek czy prac ręcznych, które dla niego robiła na różne okazje. Zawsze znalazł jakiś mankament, który lubił wytknąć i dopowiadał jak można byłoby to zrobić lepiej.
- Musi bardzo tęsknić za matką. Trochę ją rozumiem, wiem, jak to jest stracić kogoś, kto jest całym twoim światem, tylko z tą różnicą, że ja mam świadomość, że moja żyje, ale taka strata chyba boli podobnie. - powiedziała dość smutno jeszcze nim skręciła w uliczkę prowadzącą do parkingu cmentarza. Śmieszne... Teraz rozumiała i Angelo i małą Valentinę, bo młoda nie tylko straciła matkę, ale i wyjechała do obcego kraju, porzucając ojczyznę. Gabi przynajmniej będzie rozumiała co do niej w tym Londynie mówią, młoda ma gorzej.
- No pewnie, jeśli to kocha to trzeba ją wspierać w rozwijaniu talentu, przy tobie jej tego wsparcia nie zabraknie.- dodała tuż przed zaparkowaniem. Cieszyła się, że mięsko mu smakowało i zjadł je z takim apetytem.
Zaśmiała się gorzko na wzmiankę o kopaniu własnego grobu i pokręciła głową z niedowierzaniem. Jasne, cały Angelo, mroczny humor się go trzymał zawsze, a ona go w sumie lubiła tylko czasami nie do końca wiedziała, odkąd powiedział jej kim jest i co robił, czy żartował, czy mówił poważnie i troszkę się w tym gubiła. Na szczęście teraz załapała ten lekki sarkazm. No tak, to trochę taka pozycja obronna, ludzie różnie reagują na stres, on widać reagował mrocznym żartem i sarkazmem z odrobiną ironii.
Czuła jak narastają w niej nerwy, zaczęła zastanawiać się, czy to był dobry pomysł, żeby tu przyjechać. Ze stresu zaczęły jej się pocić dłonie.
Zesztywniała lekko czując jego łapsko na swoim ciele i wzięła głębszy oddech, chyba wolałaby, żeby jej nie dotykał, bo to sprawiało jej niemal fizyczny ból, musiała jednak to znieść. Szli już w kierunku, który znała tylko Gabrielle.
- Poczekaj, zaraz dojdziemy i wszystko ci powiem.- może była trochę zbyt tajemnicza, ale to wszystko miało tylko jeden cel: sprawić, żeby przypadkiem jej nie uciekł. Gabi nie zwracała uwagi na nazwiska widniejące na kamiennych płytach, nie obchodziły jej, choć na tym cmentarzu leżeli jej dziadkowie od strony taty. Do ich nagrobków znała drogę na pamięć, ale nie tam szła. Zatrzymała się dopiero praktycznie po drugiej stronie cmentarza, niedaleko ogrodzenia, było tam w miarę pusto, nie było zbyt wielu nagrobków, były też zasadzone jakieś młode drzewka, więc ziemia w tych miejscach była ładnie spulchniona i łatwa do odsunięcia do tego, czego potrzebowała. Stanęła przy jednym z drzewek, odwróciła się przodem do Angelo i wzięła głęboki oddech. To naprawdę było bardzo trudne, myślała, że jest na to gotowa, ale coś jej ściskało gardło i słowa jakoś nie chciały przez nie przejść, więc milczała dłuższą chwilę. Pogoda im sprzyjała, było ciepło, wiał lekki wiaterek od oceanu, w oddali jakieś ptaki urządzały koncert. Znowu odetchnęła i wyjęła coś ze swojej torebki. Tym czymś okazało się być pudełko po zapałkach. Chwyciła Angelo za rękę i ułożyła na nim to pudełeczko. W jego wnętrzu na czerwonym kawałku jedwabiu spoczywały dwie fasolki, autentycznie dwie zwykłe białe fasolki typu Duży Jaś.
- Wiem, że teraz rozdrapuję rany, ale... potrzebuję tego i nie chciałam robić tego sama. To stało się tak szybko i niespodziewanie, że żadne z nas nie miało nawet szansy się z nimi pożegnać.- spuściła głowę a po jej policzkach pociekły łzy, które szybko otarła wolną ręką. Znów musiała wziąć głębszy oddech, żeby całkowicie odetchnąć.
- Powinniśmy to zrobić teraz, zasłużyli na to. Ja wiem, że to może wydać ci się głupie, ale ja naprawdę nie ruszę dalej jeśli się z nimi nie pożegnamy tak jak trzeba. Wiem, że nasze prawo zezwala na pochowanie dzieci, które odeszły od 24 tygodnia ciąży, ale to tylko symbol Angelo. Myślę, że ty też tego potrzebujesz, obojgu nam będzie trochę lżej na sercu, choć zawsze będzie bolało...- uniosła zaszklone oczy na jego twarz, chcąc coś z niej wyczytać, sprawdzić, czy nie jest na nią zły za to, że go tak zaskoczyła, że zerwała mu z rany strup i teraz mocno przez to krwawił. Chciała być silna, chciała to zrobić i dla niego i dla siebie, ale się rozkleiła, bo to nie było pożegnanie tylko z fasolkami. Poniekąd było to też pogrzebanie ich związku.
- Wiem, że nie zdążyliśmy o tym porozmawiać, ale... Myślę, że powinni dostać jakieś imiona...- dodała nim kompletnie straciła możliwość mówienia przez to jak mocno zacisnęło jej się gardło. Patrzyła na Angelo wręcz błagalnie, szukając w nim wsparcia i siły, której jej w tym momencie już zabrakło, a plan był zupełnie inny.

Ares Kennedy
rozbrykany dingo
Gabi
Książę Sycylijskiej Mafii — Właściciel Kuranda Hotel i studia tatuażu
36 yo — 191 cm
Awatar użytkownika
about
I'm an Italian Mafia King who lives in Asutralia So baby don't smile to me if you don't like dangerous game
Właściwie tego się po niej spodziewał. Że będzie walczyć, że się zbuntuje, nie podda tak łatwo. W końcu zawsze powtarzała jak ważne jest by nigdy nie odpuszczać, wiedział jak jej na nim zależało. Jej romantyczna głowa działała w pewien określony sposób, który o dziwo nie został zastosowany przy ich rozstaniu. Łatwo się z nim pogodziła, w jej oczach nie widział chęci walki, nic w nich nie było, poddała się. Oczywiście dobrze, że to zrobiła, Angelo cieszył się, że nie utrudniała tego wszystkiego, tylko wzięła to po prostu na siebie i ruszyła dalej. Jakby wiedziała, że z nim nie ma walki, że jak coś postanowi to tak będzie. W zasadzie tak było, ale posiadał jedną słabość. Ją. Bał się, że zmieni zdanie, że zrobi coś, czego nie powinien, odwlecze to rozstanie jedynie w czasie, bo przecież prędzej czy później do niego dojdzie. On nie potrafił normalnie, nie potrafił być dla niej tą wersją siebie, która kochała najbardziej, której naprawdę potrzebowała. Bezpiecznymi ramionami, o to one ją krzywdziły. Dlatego… dobrze, że nie walczyła.
- Szkoda. - Rzucił w odpowiedzi na rabowanie banku, skoro nie chciała robić niczego szalonego, to co to było? Gabi wyglądała na spiętą całą drogę. Stresowała się i mógł wyczuć to nawet nosem, nie potrzebował na nią patrzeć. Rozmowa o jego córce wydała się rozsądnym wyjściem, to neutralny temat. O dziwo. Gabi wydawała się cieszyć z tego faktu, można nawet powiedzieć, że zareagowała bardziej neutralnie, choć może dusiła w sobie ból? Ciężko powiedzieć, jej zachowanie zmieniło się na przestrzeni miesiąca, od tego jednego cholernego wydarzenia, które zmieniło ich oboje. Była jakby zamknięta w sobie, nosiła w sobie żal, to na pewno, ale i mniej uczuć pojawiało się na jej pięknej buźce, a w błękicie oczu widniało więcej pewnego rodzaju pustki. Liczył, że odzyska dawną iskrę, która niestety on zgasił… miał nadzieję, że ten wyjazd dobrze jej zrobi, pozna nowych ludzi, zacznie znowu żyć, bawić się, śmiać i z czasem ból stanie się mniejszy, a na jego miejsce pojawi dawna iskra.
Niepotrzebnie zazdrościła jego córce, bo może Angelo wydawał się być dobrym ojcem, ale na pewno nie będzie z nim miała tak kolorowo, jak uważa Gabi. Nie zamierzał jej odpuścić, zapewne go w pewnym momencie znienawidzi za to, co zamierza zrobić za kilka lat, zapewne krótkich. Nosiła jego nazwisko i musiała przejść choć kilka szkoleń, nauczyć się poruszać po tym świecie i przygotować na to co na nią spłynie. Wiedział, że będzie bezlitosny, nawet dla niej, nieważne, że to jego pierworodna. Na razie odpuszczał jej z kilku względów, ale w końcu ta ulga się skończy, a Valentine zetknie z wielkim, grubym murem. Może gdyby Angelo miał przy swoim boku jakąś delikatną i opiekuńczą kobietę, byłoby łatwiej jego córce to wszystko przejść? Gabrielle taka była i Denaro był niemal pewien, że sprawdziłaby się w roli dobrego policjanta. Niestety nie będzie dane mu się o tym przekonać, a na nastolatkę nie spadnie tak ogromny ciężar. Kolejny argument działający na niekorzyść ich związku… przecież Valentine była od niej młodsza o zaledwie dziewięć lat. I co teraz? Co by zrobiła? Brakowało jeszcze informacji o śmierci jego brata. Angelo musiałby pozamykać wszystkie sprawy i wyjechać na Sycylię, na którą miałby bilet w jedną stronę. Co wtedy by zrobiła? Nie mógł jej tego zrobić, zarzucać na jej młode i kruche barki tak wiele trudnych rzeczy, na które nie była przecież gotowa.
- Da sobie radę. - Uciął gdy tylko spostrzegł, gdzie się znaleźli. Już nic nie mówił, pozwalając prowadzić się przez cmentarz. Zerknął na opakowanie po zapałkach, które wyjmowała z torebki i natychmiast coś zmiażdżyło mu serce, jakby jakaś niewidzialna siła włożyła przez jego klatkę piersiową dłoń i obróciła jego organ w pył. Odwrócił wzrok… Niemożliwe, że tam są. oczywiście, że taka myśl pojawiła się w jego pokręconej głowie, wziął głębszy wdech i zerknął na Gabi. Słuchał, jak tłumaczyła mu swoją decyzję i argumentowała pomysł, który… nie wydawał się w cale taki zły, choć rozdrapywanie świeżych ran było niezwykle bolesne. Patrzył w milczeniu jak jego ukochaną się łamie, jak traci kontrolę nad głosem i wargą, jak jej oczy napełniają się łzami. Pokręcił przecząco głową i znów odwrócił wzrok, patrząc w bliżej nieokreślony punkt w widocznym zamyśleniu. Nie uważał tego za zły pomysł, ale to było cholernie trudne. Szczególnie, że musiał się teraz trzymać, ona tego potrzebowała. Znów wziął wdech, westchnął i wrócił spojrzeniem na Gabrielle, która dochodziła do ostatniej granicy przed rozpaczą, widział to w jej oczach. W jego było dużo cierpienia, które starał się ukrywać, ale nie było to proste. Chwycił nastolatkę za dłoń, w której nie trzymała pudełeczka, ściskając ją ze wsparciem.
- Franco i Marco. - Przerwał w końcu ciszę swoim szorstkim głosem, zerkając na pudełeczko, po które sięgnął wolna dłonią. Wyjął je z ręki blondynki, wpatrując się w nie znowu w ciszy. - Po wujkach. - Dodał szeptem, zaciskając palce ostrożnie na pudełku. Zrobiło mu się strasznie duszno, a niewidzialna siła ściskająca serce, miażdżyła je coraz potężniej. Oddychał, co jakiś czas głębiej, ale miał wrażenie, że się dusi. Starał się to maskować, głaszcząc kciukiem wierzch dłoń nastolatki, dla której próbował być teraz najsilniejszy jak tylko mógł.
- Ja to zrobię. - Zachrypł cicho, w ten sposób panując bardziej nad swoim głosem. Puścił dziewczynę i kucnął w miejscu, które miała ewidentnie na myśli. Odsunął trochę ziemi i włożył w mały dół pudełko po zapałkach, zasypując je dokładnie. Trzęsły mu się lekko dłonie podczas tej czynności, emocje były zbyt silne. Może to tylko dwie głupie fasolki, ale dla nich znaczyło to o wiele więcej. Zastygł w bezruchu, pochylając się nad „grobem”, a z jego oka skapnęła jedna łza, upadając miękko na ziemię. Zacisnął mocno powieki i zebrał się do kupy, podnosząc w końcu, ale jego pięści zaciskały się mocno.
- Dobranoc fasolki. - Rzucił cicho i odwrócił się w stronę Gabi, którą objął mocno, wtulając w swoje ciało ciasno, ułożył dłoń na jej głowie, w którą wtulił swój policzek, patrząc w stronę małego grobu.
- Zawsze będziecie w naszych sercach. - Szepnął już tak cicho, że nie był pewien, czy przytulała przez niego dziewczyna usłyszała choć słowo. Głaskał ją po plecach próbując dodać otuchy, ale sam ledwo dawał radę. Obydwoje potrzebowali teraz czasu na pozbieranie myśli i przeżycie tego po swojemu. Angelo myślał o tym, jak mogłoby wyglądać ich życie, gdyby do tego nie doszło… czy faktycznie byliby szczęśliwą rodziną? Czy może właśnie tak miało być, by zrozumieli, że nie powinni być razem? Pragnął zatrzymać ją przy sobie i spróbować jeszcze raz. Począć dla Marco i Franco braci i siostry, zrobić wiele rzeczy inaczej.
Tylko nie robił już tego, czego chciał. Dla niej jedynej przestał być egoistą.
Dlaczego to było takie przykre?
- Dobrze, że to zrobiliśmy, dziękuję. - Pocałował ją w czubek głowy, przesuwając po blond włosach placami.
- Chcesz coś jeszcze powiedzieć? - Odsunął się od niej delikatnie, by złączyć ze sobą ich spojrzenia.

Gabrielle Glass
zdolny delfin
Twój koszmar
brak multikont
Bezrobotny — Nierób na garnuszku ojca
18 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
Wesoła ciamajda, z mnóstwem pomysłów. Spontaniczna, życzliwa, energiczna!
Nie wątpiła w to, że Valentina sobie poradzi, w końcu to córka Angelo — musi mieć charakterek, a jeśli odziedziczyła po nim taką determinację i upór to bez dwóch zdań wyrośnie na silną, mądrą dziewczynę, ale póki co miała jeszcze wszystko przed sobą i niech się cieszy dzieciństwem, niech dojdzie do siebie po stracie matki, bo na sto procent tego potrzebuje. Dzieci są dużo silniejsze niż nam się wydaje i w pewnych kwestiach jest im dużo łatwiej przejść do porządku dziennego niż dorosłym, one zazwyczaj biorą życie takim, jakim jest i nie zadają pytań typu: dlaczego to właśnie mi się przytrafiło. Z prostej przyczyny: u nich jeszcze myślenie przyczynowoskutkowe nie jest jeszcze odpowiednio rozwinięte, a to tworzy właśnie taki płaszczyk ochronny nad nimi.
Widziała na jego twarzy, że sprawiła mu ból, widziała to lekkie zagubienie i gigantyczne cierpienie w oczach, nie chciała tego oglądać, bardzo nie chciała, ale skoro sama wyszła z taką inicjatywą musiała przełknąć konsekwencje swoich decyzji. Czy nie na tym polega właśnie dorosłość?
Dokonywanie wyborów i życie z ich wynikami, jakiekolwiek by one nie były? Jeśli tak, to ona nie chce być dorosła. Wolałaby już zawsze mieć siedemnaście lat, nie dostać dowodu osobistego, chodzić do liceum i żyć beztrosko, tylko to oznaczałoby, że nigdy nie poznałaby Angelo i nie przeżyła tak epickiej, choć cholernie trudnej i bolesnej miłości.
Nie od dziś wiadomo, że miłość boli, że kochanie kogoś jest trudne i skomplikowane, ale żeby aż tak? Widać taki już ich los, spotkali się po to, by wywrzeć na sobie jakiś konkretny wpływ, by zmienić swoje życia dla kogoś innego, kto pojawi się w przyszłości i postara się zapełnić pustkę, którą po sobie zostawili. Problem w tym, że dla Gabi inni już nie istnieli i nigdy istnieć nie będą, a na siłę z nikim w związek nie wejdzie, nie wiadomo jak cudownym człowiekiem będzie.
- Franco i Marco...- powtórzyła bardzo cicho, zaciskając palce na jego dłoni. Oboje tym gestem chcieli się wesprzeć, pokazać sobie, że są tu dla siebie w tej trudnej chwili, dokładnie tak jak to powinno wyglądać wtedy w szpitalu.
Gabi poczuła się tak jakby ktoś odcinał jej dopływ tlenu do mózgu, jakby ściskał ją za krtań, która piekła niemiłosiernie, bo tak mocno powstrzymywała w sobie łzy, nie chcąc absolutnie, żeby ciekły z jej oczu niczym wodospad. Nie chciała, aby Angelo zapamiętał ją taką zaryczaczną. Wręcz przeciwnie! Marzyła o tym, by zostać w jego pamięci jako silna i uśmiechnięta osóbka, ale to było trudne. Niestety oczy mówiły wszystko — głęboki smutek i cierpienie dokładnie takie samo, jakie czaiło się w jego ciemnym spojrzeniu, ale bardzo się starał jej tego nie pokazywać. Tyle że Gabi ma wbudowany radar emocji w wersji pro i takie rzeczy nigdy nie umykają jej uwadze. Może nie widzieć zmiany fryzury, może nie zobaczyć nowego ubrania, może nie dostrzec zmiany dekoracji w domu, ale emocje zobaczy zawsze, nie ważne jak bardzo ktoś się z nimi kryje.
Znów zapadła cisza, przerywana tylko ich głębokimi oddechami, trwało to kilka chwil nim Angelo powziął męską decyzję, której ona nie była w stanie i zabrał od niej pudełko z fasolkami. Poczuła pustkę na dłoni, choć pudełeczko nie było ciężkie to dosłownie odczuła to jakby zdjął z jej ręki kilka ton. Patrzyła jak rozgarnia ziemię, robi w niej płytki dołek i zasypuje dziurę ziemią. Ona w tym czasie odwróciła się i położyła rękę na jego ramieniu, bo chciała w tym być razem z nim i nie zostawiać go z takim ciężarem samemu.
Kiedy się wyprostował Gabi bez namysłu oplotła palcami jego nadgarstek, czuła jak mocno zaciska pięści, widziała jak bieleją mu kłykcie z tego wysiłku. Sama czuła się tak jakby miała zemdleć, kręciło jej się w głowie, słyszała szum krwi w uszach i teraz łez już nie powstrzymała, ciekły jak z wodospadu.
To był moment, ułamek sekundy gdy znalazła się w jego silnych ramionach, wciśnięta w to twarde, ciepłe i nieziemsko pachnące ciało. Świat przestał istnieć, ból przestał istnieć, uczucie beznadziei, pustki... Wszystko nagle znów nabrało sensu, wiedziała, że to on jest lekarstwem na wszystko, że powinni trwać przy sobie i nigdy w życiu się nie rozstawać, bo to było zwyczajnie głupie. Byli sobie pisani, on był jej skałą, ona jego słońcem.
Wtuliła się w niego, obejmując jego ciało tak mocno jak tylko była w stanie, zacisnęła palce na jego koszuli z tyłu i chłonęła jego zapach oddychając głęboko. Trwali tak w swoich objęciach dłuższy czas, każde przeżywając tę chwilę na swój własny sposób. Powinni tak się przytulić tamtej nocy, wyrzucić z siebie cały żal, ale nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło, robili to teraz, a przecież lepiej późno niż wcale.
Przez myśli Gabi przelatywały obrazy i najróżniejsze wyobrażenia, jak by to było czuć ruchy dzieci w jej brzuchu, co czułaby w trakcie porodu, jak wyglądałyby ich pierwsze wspólne chwile. Starała się sobie wyobrazić jak chłopcy mogliby wyglądać, ale ich buźki zacierały się na tych obrazach, widziała tylko jedną twarz: uśmiechniętego Angelo, który byłby najlepszym ojcem świata, choć nie obyłoby się bez popełniania błędów przez oboje.
- Wiem, że cię do tego trochę zmusiłam, ale dziękuję, że jesteś, potrzebowałam to zrobić z tobą...- odetchnęła akurat w momencie, w którym ją lekko od siebie odsunął. Wydawała się już teraz dużo bardziej rozluźniona i spokojna, najgorszy moment chyba mieli za sobą, ale naprawdę oboje tego potrzebowali, to było takie... uwalniające? Tak jakby z barków został zrzucony niesamowity ciężar i znów mogli oddychać normalnie, choć normalnie to już nigdy nie będzie. Inaczej... Będzie! Ale to będzie inna normalność niż ta, którą znali.
Gabi pokręciła głową, nie chciała już nic więcej mówić, ale znów sięgnęła do swojej torebki i zaczęła w niej grzebać w poszukiwaniu czegoś.
- Gdzie to jest...? Nie mów, że zapomniałam...- jęknęła z niedowierzaniem, ale w końcu jej dłoń trafiła na to czego szukała. Niewielkie pudełko przypominające takie po biżuterii. Odetchnęła z ulgą i kucnęła przy "grobie" ich dzieci. Otworzyła pudełeczko, z którego wyjęła żółty suszony kwiatek, który pochodził z bukietu, który dał jej Angelo, kiedy wrócił pijany do domu po tym jak ją uderzył i wyjęła również dwa mikroskopijne misie, które okazały się być zrobione z modeliny. Cmoknęła oba misie, położyła na kopczyku kwiatek a na nim ułożyła misiaki. Uśmiechnęła się smutno i pokręciła głową dotykając kopczyka, zebrała palcami odrobinę australijskiej ziemi, żeby wsypać ją do pustego już pudełeczka.
- Przepraszam, że nie dałam rady... Wiem, że jeszcze kiedyś się spotkamy...- powiedziała to tak cicho, że wątpiła, że Angelo to usłyszał, w końcu był już stary i mógł mieć problemy ze słuchem, do 40 już nie daleko i będzie trzeba inwestować w aparat słuchowy. Wstała i znów odetchnęła, spojrzała na Angelo i przybrała na twarz swój najpiękniejszy uśmiech, na jaki było ją teraz stać, nawet coś w jej oczach zamigotało w stary sposób.
Na dużym drzewie nieopodal przysiadły sobie właśnie dwa ptaszki: chwostki wspaniałe i zaczęły sobie machać skrzydełkami i ćwierkać wesoło i przeskakiwać z gałązki na gałązkę. Te dwa niebieskie stworki nie umknęły uwadze Gabi, przeniosła spojrzenie z twarzy Angelo ponad jego ramię, bo ptaszki znajdowały się za nim. Blondynka przekręciła zabawnie głowę w prawo, w lewo, jak taki zainteresowany czymś szczeniak.
- Odwróć się powoli i zerknij na drzewo. To nie może być przypadek... - zaśmiała się cicho zdając sobie, jakie to jest absurdalne, ale pomyślała sobie głupio, że to Franco i Marco reinkarnacja w ptaszkach. Nie wytrzymała... Parsknęła śmiechem do swoich własnych myśli i niemal zgięła się w pół dosłownie dusząc się ze śmiechu. Ciekawa była czy Angelo pomyślał dokładnie o tym samym, czy uzna ją za totalnie pierdolniętą (już dawno to zrobił...).

Ares Kennedy
rozbrykany dingo
Gabi
Książę Sycylijskiej Mafii — Właściciel Kuranda Hotel i studia tatuażu
36 yo — 191 cm
Awatar użytkownika
about
I'm an Italian Mafia King who lives in Asutralia So baby don't smile to me if you don't like dangerous game
Imiona, które wybrał Angelo chyba podpadły nastolatce. Szkoda, że nie będą ich nosić, a oni nigdy się do nich nimi nie zwrócą. To tylko symbol i pamięć małych fasolek, którym nie dane było ujrzeć choćby jednego promienia słońca. Trzeba to było jednak zostawić za sobą i ruszyć dalej, nosząc w sercu miłość do nienarodzonych dzieci, ale wyzbyć się żalu, szczególnie do samego siebie. I on i ona musieli teraz to zrobić, aby ich przyszłe życie nabrało kolorów. Denaro jednak wątpił, by jego takie było bez największego słońca, jakiego zaznał. Mrok powróci.
Nieważne, czy nastolatka wyleje z siebie cały potok łez, czy nie uroni ani jednej. Na zawsze zapamięta ją jako tą radosną, niesforną dziewczynę, która wniosła do jego życia mnóstwo radości i miłości. Będzie pamiętał kształt jej uśmiechu i te iskierki, które tliły się w jej oczach za każdym razem, gdy na niego spojrzała. Zawsze już będzie pamiętał, jakie to miłe uczucie, gdy ktoś darzy cię uczuciem i okazuje w taki sposób. Ciepło, które pojawiało się w jego klatce piersiowej, za każdym jednym razem, gdy spoglądała na niego tym swoim szczenięcym spojrzeniem. Ciepły błękit dużych oczu i gorący dotyk skóry. Była, jeśliby zawsze będzie dla niego wyjątkowo radosna i kochana Gabi, z sercem jak dzwon. Nawet gdyby teraz wylała morze łez.
Obydwoje wspierali się jak mogli, dotykiem, bliskością, samą obecnością. To było coś, co powinni zrobić już dawno, pogrzebać zarówno bolesne wspomnienie, jak i ich relacje, pełną wzlotów i upadków. Ten pogrzeb miał właśnie takie znaczenie i Angelo rozumiał, czemu Gabrielle Glass chciała to dzisiaj zrobić. Jutro wylatywała, to jej ostatni dzień, by pożegnać się ze wszystkim, co dotąd znała i z nim, przed nowym, świeżym początkiem.
Płakała, a jemu rozdzierało się serce. Nigdy nie rozumiał, jak można „czuć” to co odczuwa drugi człowiek, nigdy nie osiadał takiej zdolności, empatia była mu opcja. Jednak teraz? Czuł to ze zdwojoną siłą, bo dochodził jeszcze jego własny ból. Nie lubił, gdy miłość jego życia płakała, gdy cierpiała, a teraz tak było. Przytulał ją, choć może nie powinni podchodzić do siebie aż tak emocjonalnie, ale … chyba obydwoje tego potrzebowali. Siebie potrzebowali i tej bliskości, która wygasiła ich eksplodujące jak erupcja wulkanu emocje. Wzrok Angelo wbity był w „grób”, a jego wielkie dłonie nie przestawały głaskać drobnego ciała ukochanej, dając jej tyle czasu, ile potrzebowała. Obydwoje musieli się wyciszyć, przeżyć to i dopiero wtedy rozmawiać, albo rozejść się w ciszy…
- Nie, nie przepraszaj. Dobrze, że to zrobiliśmy. - Zapewnił, siląc się już na spokojny ton głosu. Było łatwiej, niż jeszcze przed chwilą, chyba obecność nastolatki działała na niego równie kolano, co jego na nią.
Przyglądał się dziewczynie, jak układa na „grobie” kwiatek i wyglądał on dość znajomo, ale nie mógł sobie przypomnieć skąd go kojarzy. Nie odzywał się już, pozwalając dziewczynie na pożegnane z „dziećmi”, choć jej słowa nie dotarły do jego uszu. Słyszał, Zaraz wracam cos mówi, lecz nie zrozumiał co, może właśnie tego chciała? Przekazała coś od siebie, coś tylko dla nich.
To chyba pomogło, bo mógł znów podziwiać jej uśmiech, choć dużo bledszy niż zazwyczaj, odparł go, patrząc na usta nastolatki, gdy to robił. To się stało automatycznie, po prostu, jakby był jej odbiciem. Nie rozumiał tylko tego, co stało się później. Zmarszczył brwi i obejrzał przez ramię, dostrzegając ptaki, o których właśnie mówiła. Przypadek czego? Połączył szybko kropki i pokręcił głową, patrząc na śmiejącą się Gabrielle z uniesionymi brwiami.
- Ty nie jesteś dłużej normalna mała… jednak za dużo czasu ze mną spędziłaś. - Stwierdził z lekkim rozbawieniem i pogłaskał ją po karku.
- Zbierajmy się. - Nie chciał tu już dłużej być. Zrobili, co mieli zrobić, a teraz trzeba ruszyć dalej. Dlatego zrobił pierwszy krok do ich nowego życia i postawił go też pierwszy w stronę samochodu. Dotarli do niego w ciszy, bo pomimo wesołej reakcji Gabi na ptaki, były jeszcze sprawy, które musieli sobie do końca ułożyć. Wiedzieli też, że to ich ostatnie wspólne chwile. Angelo w drodze powrotnej poruszył jeszcze raz temat pogrzebu, chwilę go przegadali, dochodząc do wniosku, że to. To dobry pomysł i Angelo będzie na pewno odwiedzał drzewko, pod którym leżały fasolki. Atmosfera jednak nadal. Ula dziwnie gęsta i chyba sami już nie wiedzieli dlaczego dokładnie. Tego było już za dużo.
- Czyli… jutro już lecisz. - Zaczął, gdy zatrzymała się pod jego domem. Odwrócił się w stronę nastolatki, przyglądając jej twarzy uważnie, jakby chciał zapamiętać każdy jej szczegół, choć przecież już znał.
- Uważaj tam na siebie i proszę, nie rób nic głupiego. Może inaczej, rób jak najmniej. - Rzucił z lekkim rozbawieniem, choć mówił poważnie. - Chciałbym ci jeszcze powiedzieć, że … pomimo tego, jak to się skończyło, bardzo się cieszę, że pojawiłaś się w moim życiu. Dziękuję Gabi, za wszystko. - Ujął jej brodę w swoje palce i nachylił, by pocałować jej usta po raz ostatni, to był krótki pocałunek, mówiący „żegnaj”, nienachalny, krótki, ale wywołał ciepło w jego klatce piersiowej. Rozchylił powieki, które przymknął i spojrzał ukochanej głęboko w oczy.
- Żegnaj Kwiatuszku. - Rzucił najcieplejszym tonem, na jaki stać było jego głos i uśmiechał się do niej tak jak lubiła najbardziej. Po raz ostatni przesunął palcem po jej zadartym nosku i wyszedł z jej auta, nie odwracając się za siebie przez całą drogę do domu. Dopiero pod drzwiami to zrobił, posyłając jej jeszcze jeden uśmiech. Może też chciał, żeby zapamiętała go właśnie takim? Zamiast widzieć w nim swojego kata.
- koniec -
zdolny delfin
Twój koszmar
brak multikont
ODPOWIEDZ