listonosz, prace dorywcze — Poczta/Gdzie się da
28 yo — 182 cm
Awatar użytkownika
about
Mieszka w przyczepie, roznosi listy i próbuje wyrwać młodszą siostrę spod jarzma ojca-alkoholika
#2.
Haloween dziewięć lat temu, Lorne Bay
Drago & Milani
{outfit}
Miejsce zbiórki ustalono chaotycznie, poprzez internetowy komunikator, a konkretnie grupę, złożoną z kilku osób. Potrzebował odreagowania… po raz kolejny. Dopóki rodzice nie robili mu wyrzutów, związanych z niezapowiedzianym wychodzeniem i powrotem nad ranem, korzystał z tego ile tylko mógł. Był jak zerwany ze smyczy pies, który po swoich spacerach ostatecznie powracał do domu. Musiał to robić. Z racji pełnoletności, żadna, lepsza rodzina nie chciałaby go adoptować. Poza tym, niedawno urodziła się młodsza siostra, której powinien doglądać, jak na starszego brata przystało. Tyle, że… dzisiaj robił sobie dzień wolny. Dorastał, stawał się w końcu pełnoprawnym członkiem społeczeństwa z prawem do głosowania, a także legalnym świętowaniem wszystkich imprezowych wydarzeń.
Jak na bandę idiotów przystało, razem z kolegami przebrali się za drużynę zombie-cheerleaderek, co w ich zjaranych głowach było turbo śmieszne. Stroje dostali na szybko, przez jakąś tanią stronę, a do charakteryzacji użyli nieco sztucznej krwi oraz kosmetyków siostry jednego z koleżków. Nikt nie wycofał się z ambitnego planu wciśnięcia w kiecki, kiedy przyszedł na to czas – wieczór 31 października. Pili prawie od samego rana, darując sobie przychodzenie do szkoły. Był piątek! Tylko kompletne kujony pojawiłyby się w szkole w dzień wielkiej imprezy. Początkowo planowali złapać pociąg do Cairns, ale było to zbyt skomplikowane organizacyjnie. Ilekroć zamierzali się ruszyć i pójść na stację, ktoś przynosił nowe butelki piwa, mocnych alkoholi oraz dodatkowe paliwo, w formie nikotyny.
Wreszcie, po wyrzuceniu ich z domu przez wściekłą siostrę gościa imieniem Braddon, ekipa licząca całe trzy osoby, skierowała się w okolice domu starego pijaka, aby zacząć imprezę od dobrej, słownej przepychanki. Pozostawało im mieć nadzieję, że menel siedzi w swoim legowisku i chętnie podejmie wyzwanie, rzucając dookoła szklanki butelkami oraz naznoszonymi różnościami.
- Pisałeś jeszcze do kogoś? - zapytał jednego z kolegów, przedzierając się przez krzewy, z głupim uśmieszkiem przyklejonym do twarzy. Poprawił białe spodenki, założone pod falbankę, uważając na wszelkie ostre gałęzie oraz kolce. Bawiło go to, jak zgorszone spojrzenia posyłali im mieszkańcy Lorne Bay, kiedy przechodzili ulicami osiedla, zamieszkiwanego przez rodziny z dziećmi. Czemu ci porządniejsi obywatele zawsze musieli mieć kije w dupie? Czy proporcjonalnie ze wzrostem zarabianych pieniędzy, większość osób traciła poczucie humoru? Bardzo możliwe.
- Do paru osób. Zrobimy sobie mały before przed chatą wariata, odpalimy fajerwerki i ruszymy dalej. W końcu wszystko na legalu co? - Braddon przyjacielsko szturchnął Drago w ramię, wywołując na twarzy chłopaka zadowolony uśmiech. Niekoniecznie chciał skończyć po imprezie w jakichś krzakach, albo rowie, co przypominało mu zachowanie ojca, wręcz zakochanego w smaku alkoholu. Nie będzie taki, jak on. Przecież dobrze się teraz bawił, na nikogo nie krzyczał, ani nie odstawiał niebezpiecznych sytuacji. Był lepszy od Vito i przynajmniej posiadał kolegów, z którymi mógł nieco poszaleć, w granicach prawa (jako takiego).
Dotarłszy do upragnionego celu, Drago znów napił się porządnego łyka z małej piersiówki, w którą wcześniej nalał co nieco alkoholowej mieszanki, sporządzonej z kumplami w domu Braddona. Był to sok pomarańczowy, trochę wódki, syropu brzoskwiniowego oraz mnóstwo lodu.
Reszta osób miała dotrzeć tu lada moment.

agentka nieruchomości — Axford Real Estate Agency
27 yo — 162 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
014.
{outfit}

Prawda była taka, że do ostatniej chwili nie była pewna, co będzie robić w to Halloween. Oczywiście wiedziała, że gdzieś pójdzie, bo już od paru miesięcy planowała wyjść razem z grupką znajomych, aczkolwiek nie potrafili się dogadać co do tego, co tak konkretnie będą robić. Szwendać się po miasteczku i zbierać cukierki? Zaszyją się u którejś osoby z nielegalnie zdobytym alkoholem? Czy może wbiją na jakąś imprezę, na którą nawet nie byli zaproszeni? Coby to jednak nie było, Mila pisała się na wszystko, aby tylko wyjść z domu, pokazać się w swoim stroju i nie siedzieć, jak ostatni przegryw w domu, kiedy niemal każdy tego wieczora miał jakieś plany.
Do swojego stroju specjalnie wybrała buty na platformie, a nie na szpilce, bo wiedziała, że czeka ją sporo chodzenia. Już samo to, że spotykała się z koleżankami kilka przecznic dalej sprawiło, że zdecydowała się na platformę, a jeszcze musiały dotrzeć później do chłopaków, którzy mieli na nie czekać niedaleko domu starego, pijanego wariata, który stał się ulubionym obiektem zaczepek tutejszych nastolatków. Sama Mila raczej trzymała się od mężczyzny z daleka, ale nie protestowała, gdy reszta chciała go odrobinę pozaczepiać. Mimo wszystko starzec był raczej niegroźny, a wręcz śmieszny, ale zapach, jaki od niego bił, skutecznie ją odstraszał.
Mogłam jednak ubrać krótką sukienkę, chyba się w tym stroju ugotuję — burknęła do koleżanek, gdy już się z nimi spotkała. Cholernie podobał jej się strój Kobiety Kot, ale długie, skórzane spodnie i bluzka z długim rękawem, które wspólnie dawały wrażenie kombinezonu, nie pasował trochę do pogody panującej na zewnątrz. Plus był taki, że miało być później nieco chłodniej, więc miała nadzieję, że jednak się nie roztopi. Ale czego się nie robi dla fajnego kostiumu, tak?
Kiedy już wszystkie dziewczyny były na miejscu, cała grupka — śmiejąc się głośno i pokrzykując — ruszyła w stronę chaty wariata, gdzie miały się spotkać z męską częścią ferajny, a stamtąd ruszyć dalej. Gdzie? Tego jeszcze nie wiedziały, ale żadna z nich nie miała nic przeciwko niespodziankom. Poza tym najlepsze imprezy to podobno te nieplanowane, które po prostu się dzieją.
Pięć minut później w zasięgu ich wzroku pojawił się dom starego pijaka, a chwilę później usłyszały pokrzykiwania i śmiechy chłopców, którzy już na nie czekali. Dobrze wiedziała, ze kogo mają zamiar się przebrać, ale i tak na ich widok na jej twarzy pojawił się szeroki uśmiech pełen rozbawienia. Wyławiając zaś z grupki Drago, podbiegła do niego niepostrzeżenie, po czym wskoczyła mu na plecy ze śmiechem i cmoknęła go lekko w jeden z policzków.
Co tam masz dobrego, mój dobry panie? — spytała ze śmiechem, kiedy jej wzrok padł na trzymaną przez niego piersiówkę. Sama nie miała jeszcze okazji niczego się napić, a nie chciała tak chodzić po mieście o suchym pysku. Wierzyła jednak, że Drago podzieli się z nią alkoholem, cokolwiek tam ze sobą miał.
listonosz, prace dorywcze — Poczta/Gdzie się da
28 yo — 182 cm
Awatar użytkownika
about
Mieszka w przyczepie, roznosi listy i próbuje wyrwać młodszą siostrę spod jarzma ojca-alkoholika
- Wow, mamy na miejscu superbohaterkę! - Braddon odezwał się jako pierwszy, po wypatrzeniu dziewczyńskiej delegacji, docierającej na miejsce pomiędzy gęstymi drzewami. Zapowiadało się na konkretne widowisko i niezapomniane wrażenia. Świadczyły o tym również przygotowywane fajerwerki, które to razem z chłopakami wbijali w miękkie podłoże, od strony drewnianego kija. Najważniejsze, aby w tym wszystkim nikt nie stracił ręki, nogi, albo innej części ciała.
Czując na plecach nagły ciężar, związany ze śmiałym gestem Milani, uśmiechnął się szeroko. Potrzebował się wyluzować, odreagować trudną sytuację w domu i tutaj, wśród rówieśników, czuł się znacznie lepiej. Doceniony, wysłuchany, a nawet poniekąd zaopiekowany. Nikt z paczki nigdy nie zostawił go nawalonego w obcych rejonach, więc ufał wszystkim zebranym, bardziej niż własnej rodzinie.
- Gdybym wiedział, że zostanę zdobyczą, przebrałbym się za mysz - uznał z rozbawieniem, przytrzymując nogi dziewczyny. Właściwie, nigdy nie przemknął mu przez myśl scenariusz przebierania się z kimś w parze. To mogłoby być całkiem fajne i w jego stylu: Ksiądz z zakonnicą, Catwoman z myszą, albo co brzmiałoby poprawniej – Batmanem. Drago miał jednak to do siebie, że zrobiłby z człowieka-nietoperza nieco zabawniejszą wersję, bez usilnego dążenia do ideału. Na odpowiednio profesjonalny strój i tak nie było go stać.
- Same dobre rzeczy - uśmiechał się, unosząc do góry swoją flaszkę. - Spróbuj.
Postanowił zachować nutkę tajemnicy, odnośnie tego, co znajdowało się w piersiówce. Gdyby bezpośrednio wspomniał o wódce, albo czymś równie mocnym, Milani mogłaby zrezygnować z degustacji, do chwili pozyskania odpowiedniej popitki. Samo przełykanie alkoholu nie było najgorsze, to ten cierpki posmaku, utrzymujący się później na języku odwodził ludzi od kosztowania procentów. Cóż, przynajmniej tych trzeźwych ludzi, bo osobnik podpity nie był zbytnio wybredny.
- Wyłaź stary obsrańcu, przygotowaliśmy dla ciebie nasz seksowny układ cheerleaderski! - jeden z chłopaków odpalił małą, hałaśliwą petardę i wrzucił na teren pijaka. Huk był niezbyt donośny, ale to tylko rozgrzewka przed pełnoprawnym pokazem, niekoniecznie uwzględniającym wspomniany układ taneczny. Stary dziad zapewne już szykował się do wyjścia, aby nastraszyć grupkę gówniarzy, zakłócającą jego spokój. Jeśli będzie wystarczająco szybki, może nawet załapie się na pozostawiony w pośpiechu alkohol.
- Za chwilę będą fajerwerki otwierające imprezę – poinformował Milani, na wypadek gdyby nie dostrzegła małych rakiet, przygotowanych do wystrzelenia. Był już lekko wstawiony i mówił wszystko, co tylko przyszło mu do głowy.
- Powinniśmy polać szampana!
Jak zapowiedział, tak też zrobił, sięgając po butelkę z musującym winem, będącym oczywiście ewidentną podróbką oryginalnego szampana. Tuż po sygnale od chłopaków, zamierzał otworzyć korek, który później poszybuje w górę, na znak rozpoczęcia Halloweenowego spędu.

agentka nieruchomości — Axford Real Estate Agency
27 yo — 162 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Zawsze trzymała się z daleka od fajerwerków, a raczej od ich odpalania, ten zaszczyt zostawiała męskiej części grupy — ojcu lub braciom, gdy była młodsza, a teraz kumplom, którzy i tak sami się do tego rwali. Oczywiście musiała ich wtedy pilnować, razem z resztą dziewcząt, bo pod wpływem alkoholu mieli różne pomysły, które mogły się skończyć, cóż, nie najlepiej. Nic dziwnego, że kilka koleżanek przyjrzało się uważnie wbitym w ziemię fajerwerkom, bo żadna nie chciała, aby w ostatniej chwili któraś się przekrzywiła i, zamiast wystrzelić w niebo, wystrzeliła w nich. Sama pewnie by je sprawdziła, gdyby nie siedziała właśnie na plecach Drago.
Myszy są fu, o wiele bardziej wolę seksowne cheerleaderki — zaśmiała się, po czym oparła brodę o ramię chłopaka, bo na ten moment nigdzie się nie wybierała. — Poza tym, jeśli mielibyśmy się przebrać razem, na pewno wymyśliłabym coś ciekawszego — dodała, bo chociaż wcześniej o tym nie myślała, na pewno prędko przyszłoby jej do głowy jakieś przebranie dla pary. Była to fajna inicjatywa i widziała już parę osób, które miały pasujące stroje, ale do tej pory nie było nikogo, z kim mogłaby się wspólnie przebrać. Kto wie, może w przyszłym roku?
Uniosła delikatnie brwi, spoglądając na flaszkę z niepewnością. Już samo to, że Drago było taki tajemniczy, domyślała się, że jest to coś mocniejszego, ale w zasadzie niczego innego się nie spodziewała. Byłaby rozczarowana, gdyby wlał tam zwykły sok. Chwyciła więc piersiówkę, którą przyłożyła sobie do ust, aby upić z niej niewielki łyk tajemniczego napoju, który niemal od razu zapiekł ją w gardło.
Zaszalałeś — mruknęła ze śmiechem, a mimo to wzięła jeszcze jeden łyk i dopiero wtedy oddała Drago piersiówkę. — Mam nadzieję, że gdziekolwiek pójdziemy, będzie coś podobnego, bo nie chcę jechać cały wieczór na samym piwie — dodała, krzywiąc się lekko, bo choć nie miała nic do piwa, o wiele bardziej wolała coś mocniejszego i, przede wszystkim, smaczniejszego. Nawet taka wódka z colą była o wiele lepsza, bo przynajmniej była słodka.
Słysząc, jak jeden z kumpli zaczyna się drzeć, zmarszczyła odrobinę brwi, po czym spojrzała w tamtą stronę akurat w tej samej chwili, w której niewielka petarda wylądowała na posesji starego dziwaka.
Czy to naprawdę potrzebne? — westchnęła ciężko, zeskakując wreszcie z pleców Drago. Mimo swoich słów, nie powstrzymała jednak nikogo przed dalszym denerwowaniem pijaka. Wiedziała, że jej sprzeciw nic by nie dał, ale sama wolała unikać drażnienia mężczyzny. Naprawdę nie rozumiała, co takiego zabawnego widzą w tym chłopcy, ale już dawno przestała próbować ich zrozumieć. Wywróciła więc jedynie odrobinę oczami, swoją uwagę ponownie kierując na Coltera.
Oby tylko obyło się bez przygód. Widziałam, że dziewczyny je sprawdzają, czy na pewno dobrze je wbiliście. Nie chcemy w końcu zakończyć imprezy ledwie po pięciu minutach i to w szpitalu, nie? — rzuciła z rozbawieniem, choć pewnie nie byłoby jej do śmiechu, gdyby faktycznie zdarzył się wypadek. — Tak w zasadzie, to już wiadomo, gdzie idziemy? Słyszałam, że u Williamsa ma być jakaś impreza, chociaż i tak pewnie wszyscy będą woleli pójść do tej blond laski z ostatniej klasy. Podobno ma basen i jacuzzi — powiedziała, obserwując, jak Drago wyciąga butelkę szampana. Jej w zasadzie było wszystko jedno, gdzie wylądują, aby był alkohol i nie było nudno — zwykle oznaczało to miejsce, w którym było dużo ludzi.
listonosz, prace dorywcze — Poczta/Gdzie się da
28 yo — 182 cm
Awatar użytkownika
about
Mieszka w przyczepie, roznosi listy i próbuje wyrwać młodszą siostrę spod jarzma ojca-alkoholika
Drago nie uchodził za specjalnego fana fajerwerk, a konkretnie petard, o których słyszał już mnóstwo krwawych historii. Co prawda nigdy nie poznał osobiście kogoś, komu rzeczywiście urwało rękę, palce, albo oślepiło na amen. Pomimo słabości do alkoholu oraz wplątywania się w spontaniczne, nieprzemyślane głębiej akcje, zachowywał część trzeźwego myślenia, nakazującego trzymanie materiałów wybuchowych na dystans. Lubił całą tą kolorową otoczkę, ale huk nie był szczególnie przez niego wielbiony. Zdecydowanie nie chciał też skończyć jako kaleka, albo trwale poszkodowany gość, spędzający najbliższe dni w szpitalu. Nie wiedział nawet czy podobne leczenie zostałoby w pełni pokryte z ubezpieczenia rodziców.
- A jakbym został cheerleaderką przebraną za mysz? - kombinował dalej, zmotywowany krążącym w krwi alkoholem. Takie typy mieszanych przebrań były bardzo kreatywne i zdecydowanie mniej „podrabialne”.
Uznał również, że za rok jak najbardziej mógłby coś razem wymyślić z Milani.
- W takim razie koniecznie musisz mnie wtajemniczyć w swoje pomysły - stwierdził z głupawym uśmiechem, wstępującym na usta. Nie zamierzał nigdzie wyjeżdżać, ani kończyć nagle swojego żywota, więc za rok również będzie świętował w Lorne kolejne Halloween.
- Mam jeszcze dwie flaszeczki na później - poinformował, bo tak się złożyło, że zabrał ze sobą saszetkę, w którą wcisnął wspomniany, kompaktowy alkohol. Zawsze lepiej mieć pod ręką coś mniejszego, ale o odpowiedniej mocy, co zastępowało dźwiganie butelek po piwie, albo rozbijanie ich gdzie popadnie. Mógłby spróbować się bawić bez alkoholu, ale wtedy analizowałby zdecydowanie zbyt wiele niepotrzebnych rzeczy, zamiast korzystać z imprezowego nastroju.
Zatrzymał spojrzenie na Fairweather kiedy ta wyraziła swój sceptycyzm, względem zaczepiania pijaka. Część osób po prostu uznałoby, że dziad na to zasługiwał. Nie bez powodu odizolował się od reszty społeczeństwa i mieszkał w rozpadającej budowli, przypominającej bardziej pustostan, niż pełnoprawny dom. Na pewno miał coś złego na sumieniu.
- Oczywiście, że nie - pokręcił głową, z lekkim rozbawieniem, słysząc o szpitalu. Nikt przecież nie zamierzał w nim lądować jeszcze przed właściwą częścią imprezy.
- To taki zastrzyk adrenaliny na sam początek. Spójrz na to z tej strony: lepsze podchody z petardami, niż wciąganie dragów, prawda? - znając szczęście dzieciaków, jeszcze ktoś próbowałby im sprzedać coś z dodatkiem trutki dla szczurów, albo czegoś równie niebezpiecznego dla zdrowia. Z tym należało barddo uważać.
- Obie imprezy brzmią ciekawie - przyznał, odrywając pazłotko, okalające szyjkę butelki. - Chociaż… basen i jacuzzi to niezły argument, nie uważasz?
Sam nie posiadał na codzień takich luksusów. Na dzielnicy na której mieszkał ludzie nie posiadali basenów, przynajmniej nie tych murowanych i bogatych, widywanych nieco bliżej wybrzeża. Za dzieciaka lubił sobie wyobrażać, że mieszka w jednej z willi w Pearl Lagune, codziennie je na śniadanie płatki ciasteczkowe z mlekiem, a później wyleguje w basenie, na materacu. Życie wylosowało mu jednak nieco mniej bogaty scenariusz, w którym próbował nieudolnie się odnaleźć.
- Znasz w ogóle tą całą blondi? - dopytał jeszcze Milani, odwijając metalowy drucik, przytrzymujący korek. Ledwo zdążył go zdjąć, jeden z chłopaków zaczął podpalać lont przy rakietach. Było ich pięć. Wystartowały jedna po drugiej, kiedy w stronę Coltera pomknął krótki rozkaz:
- Drago, otwieraj!
Z wyraźnym uśmiechem odkręcił korek i pozwolił mu poszybować w górę, na tle wybuchających, kolorowych fajerwerków. Efekt byłby jeszcze lepszy, gdyby dookoła panowały kompletne ciemności, ale takie okoliczności przerobią już najpewniej w Sylwestra.
- Podstawiaj kubki! - krzyknął do Milani, próbując przebić się przez huk fajerwerek. - Albo… nie wiem, pij z gwinta!
Niech improwizują i korzystają z chwili, zanim wściekły dziad nie wypadnie z chaty, rozganiając towarzystwo. Mieli jeszcze jakieś pięć minut w zapasie, zanim do tego dojdzie. Wystarczająco, aby wypić kilka większych łyków musującego napoju alkoholowego.

ODPOWIEDZ