Programistka — Freelancerka
26 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Mimo wszystko Sophie jakoś nie obawiała się, że zostanie z tym wszystkim sama. Ze wszystkich obaw jakie kotłowały jej się w głowie, akurat tym się nie martwiła. Chociaż jasne, nie bardzo liczyła na pomoc dziadków, zarówno ojciec, wraz ze swoją lalą (słowo żona w jej przypadku nigdy nie chciało Sophie przejść przez gardło – mowa tu bowiem o rówieśniczce dziewczyny, a nie kobiecie wiekiem zbliżonej do starego Remingtona) jak i matka wraz ze swoim mężem, mimo zapewne wielkiej radości z wizji przyjścia wnuka/wnuczki na świat mieszkali tysiące kilometrów od Lorne Bay. Ciężko więc tutaj być dziadkami na pełen etat, gdy od jednej wizyty do drugiej dziecko zdąży zapomnieć jak oni właściwie wyglądają… Ale jednak, nie czuła się w tym osamotniona. Wiedziała, że mimo gwałtownej reakcji Dicka na te wieści, mogła liczyć na niego, na Ainsley, była wciąż święcie przekonana, że na Olivera też może liczyć, miała też przecież przyjaciół, którzy liczyła, że się nie rozpłyną po tym jak urodzi dziecko. Okej, może Sophie wciąż była nieco naiwna.
- Lalka to nie prawdziwe dziecko, Dick – zauważyła, jakby uparcie chciała go przekonać do tego, że tak naprawdę ona też wcale na matkę się nie nadawała. Ale to nie do końca tak. Ona po prostu, wbrew przekonaniu brata, miała bardzo dużo wątpliwości do tego, czy aby na pewno była do tego stworzona. Tak, zawsze marzyła o tym, żeby założyć rodzinę, ale… no właśnie. Jej marzenia się trochę posypały, bo przecież nie tak to miało wyglądać! I stąd te wszystkie wątpliwości. Chociaż przecież to ona przed chwilą uparcie próbowała przekonać Dicka, że jakoś to będzie i że dadzą radę. No nie nadążysz za nią, po prostu!
- Wiesz, nie tylko ty masz napięty grafik – obruszyła się i założyła ręce na piersi, jak obrażone dziecko. Ale prawda była taka, że nie podobało jej się ten rozkazujący ton Dicka. Ale przede wszystkim, naprawdę nie miała gwarancji, że wyznaczony przez niego termin będzie pasować Oliverowi. Pracował w szpitalu, mógł mieć dyżur w tamtym czasie… no przecież nie miała prawa rozporządzać się jego czasem! I mimo iż powiedziała, że z nim pogada, trochę z zamiarem zbycia Dicka, to nie zmieniało faktu, że wciąż musiała z nim o tym pogadać. Kropka.
I dobrze, że dziewczyna nie miała wglądu w myśli brata, bo znów by się obruszyła, jak na feministkę przystało, że dziewczynka to już strażakiem nie mogłaby zostać? Tak, miała zamiar wychować swoje dziecko jak najbardziej odchodząc od tych stereotypów związanych z płcią, więc córce nie odmówi kupna autka a synkowi nie zabroni bawić się lalkami, ot co! No ale w końcu z ust Richarda padły inne słowa, na które Sophie parsknęła śmiechem. Tak naprawdę to sama Soph miała wątpliwości czy to o genach to tak naprawdę dobry pomysł, ale z dwojga złego to chyba faktycznie lepsze geny Remingtonów niż Monroe’ów
- Wiesz, mówiąc szczerze, to jeszcze się nad tym wszystkim jakoś nie zastanawiałam, ale na pewno będę musiała o tym pomyśleć. – tym razem spoważniała, ale to Dick zmienił temat na poważniejszy, więc zamierzała podejść do niego już bez żartów. - Jak już sobie to wszystko poukładam w głowie, obgadam wszystko z Oliverem, to zwrócę się do ciebie, jeśli będę potrzebować twoich znajomości lub twojej pomocy. – dodała, po czym posłała mu jeszcze jeden, tym razem jednak nie drwiący, ale całkowicie szczery uśmiech. Jakby nie było, była mu wdzięczna za chęć pomocy i naprawdę nie zamierzała jej odtrącać. Po prostu to wciąż jednak było dość świeże i sama tak naprawdę jeszcze sporo musiała sobie poukładać. No i jak już wspomniała Soph, koniecznie obgadać Ollie ich wizję rodzicielstwa.

Dick Remington
komendant — Lorne Bay Fire Station
34 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
komendant straży pożarnej, którego życie prywatne właśnie zaczyna się rozpadać po ujawnieniu jego dawnych grzeszków pod wpływem narkotyków
Wiedział, że niejako dziś zmienia mu się postrzeganie Sophie, bo tak, nadal była naiwna i pewnie widziała swoje macierzyństwo w lepszej tonacji niż Dick, ale to właśnie jego mała siostra miała zostać matką. On mimo bycia żonatym człowiekiem jeszcze do tego etapu nie dorósł i był przekonany, że gdyby to Ainsley była w ciąży to na pewno przeżywałby coś na wzór paniki. Pewnie, owszem, minęłaby, ale obecnie dziecko to była dla niego równa abstrakcja jak lot w kosmos. Na dodatek przy odrobinie szczęścia z tego drugiego można wrócić w dowolnej chwili, a takie dziecko zostaje na zawsze. Nic więc dziwnego, że mocno się z tym wszystkim gryzł starając się być wsparciem, choć pięści jakoś naturalnie mu się zaciskały, gdy tylko pomyślał o tym całym Olivierze i jego wkładzie w wychowanie.
Mało brakowało, a rzuciłby nonszalancko, że temu panu już dziękujemy i niech idzie szukać patologii do swojej cudownej rodziny. Wiedział jednak, że wówczas mógłby zanadto przegiąć, więc poruszał się w bezpiecznych rejonach brata, który jest zakłopotany wizją siostry jako matki, ale wie doskonale, że sobie poradzi. Ba, nie przewiduje dla niej innej opcji.
- Ty miałaś lalki za kilka tysięcy. Były tak przerażająco autentyczne, że bałem się, że ojciec dla swojej księżniczki zabił jakiegoś noworodka - odpowiedział półżartem, półserio, bo wtedy jeszcze rywalizowali niesamowicie o jego zainteresowanie. Miał wrażenie, że wyścig ten zawsze przegrywał, bo nie miał uroczych loczków i nie gadał o tym, że kocha tatusia. Czasami wręcz go to irytowało do żywego. Zmiana nastąpiła, gdy sam zaczął na młodą jakoś cieplej patrzeć. Może i ich ojciec był szują, która próbowała ich skłócić, ale przecież trzymali się razem, a to o czymś świadczyło, prawda?
Dlatego uśmiechnął się, gdy zaczęła coś pieprzyć o grafiku. Dobrze, jej kochaś miał odpowiedzialną pracę, może zdąży to zanotować, ale nie równało się to z reprezentowaniem kraju na olimpiadzie, prawda?
Wywrócił więc oczami i postanowił policzyć do miliona, żeby zdać sobie sprawę, że pewnie jej myśli tankują teraz ciążowe hormony i może pieprzyć tak niedorzecznie, a on jak przystało na dobrego brata powinien ją wspierać i się zamknąć.
- Czego ty się tak boisz? Może się dogadamy, serio - nie byłby jednak sobą, gdy nie wmieszał swoich trzech groszy do tego całego ustalania grafiku dla przyszłego ojca dziecka. Jak dla niego, skoro Soph była w ciąży to powinien być dla niej dostępny cały czas. Koniec, kropka.
On tak by zrobił, choć fakt, było to wierutne kłamstwo, bo przecież przy matce swojego dziecka ćpał, ile wlezie. Nie zamierzał jednak powtarzać starych błędów i właśnie dlatego uśmiechnął się lekko skupiając na tej pomocy.
- Będę czekać na wiadomość. I nie wiem jak ty to widzisz, ale proszę, nie kupuj ojcu na Gwiazdkę z napisem najlepszy dziadek na świecie, bo się porzygam na choinkę - uprzedził ją lojalnie i jeszcze objął delikatnie ramieniem, choć coraz częściej dostrzegał to niepokojące wręcz uczucie drżenia wszystkich mięśni. Och, Dick, czy to będą doprawdy białe święta?
Programistka — Freelancerka
26 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Oj, ale to wcale nie było tak jak to widział Dick! A przynajmniej nie do końca. Sophie nie od początku była tak pozytywnie nastawiona do macierzyństwa. Gdy się tylko dowiedziała o ciąży (a ta informacja spadła na nią jak grom z jasnego nieba) również była całkowicie przerażona i panikowała straszliwie. Początkowo to ona nawet nie była pewna, czy tę ciąże w ogóle zachowa. Była w totalnej rozsypce, tylko wówczas odcięła się do wszystkich i zamiast próbować to z kimś obgadać, wolała to wszystko dusić w sobie i zmagać się z tym wszystkim sama. Dopiero kiedy to sobie jakoś poukładała i dotarło do niej, że musi w końcu coś zrobić, zamiast pogrążać się w rozpaczy, postanowiła udać się do Olivera. To on był pierwszym który się dowiedział i to jemu zawdzięczała to, że teraz była nastawiona bardziej pozytywnie (nie znaczy to, że się nie bała). Bo to właśnie jego spokój i jego zapewnienie, że cokolwiek nie zdecyduje, może na niego liczyć, że jakoś to będzie, że poradzą sobie z tym, to sprawiło, że Soph przekonała się, że może za bardzo panikowała. I to właśnie dlatego tak bardzo broniła teraz Olliego przed bratem - bo wiele mu zawdzięczała, mimo wszystko. Ale zdawała sobie sprawę z tego, że Richard tego po prostu nie zrozumie.
Zaśmiała się szczerze na kolejne słowa brata i pokręciła jedynie głową, decydując się na nie ciągnięcie dalej tego tematu. Aczkolwiek nie mogła z tym dyskutować, zdawała sobie sprawę z tego, że jako mała dziewczynka była córeczką tatusia, co głównie jednak objawiało się drogimi prezentami z jego strony. I jasne, mała Sophie nie widziała w tym nic złego i nie dostrzegała też tej niesprawiedliwości, że jednak jej brata nie zawsze traktował na równi, ale z biegiem lat, coraz więcej do niej docierało. I pewnie dotrze jeszcze więcej czerwonych lampek z przeszłości, gdy sama będzie matką i przyjdzie jej wychowywać dzieciaczka.
Uniosła brwi i spojrzała na brata z miną pt.' are you fucking kidding me?'. Czy on się słyszał w ogóle? Bo zaczynał gadać od rzeczy...
- Jeszcze przed chwilą miałeś ochotę go zamordować... i nie próbuj teraz udawać, że tak nie było - no serio, dalej jej się dziwił, że się obawiała ich spotkania? Jasne, to wszystko miało drugie dno, ale to wolała sobie już Soph zostawić dla siebie. I obgadać z samym Oliverem, przed wszystkim.
- Dam znać - zapewniła i cmoknęła go na szybkości w policzek, kiedy ją tak objął ramieniem. - I spokojnie, oszczędzę Ci tego - dodała i znów zachichotała pod nosem, na sam pomysł brata. Nie znał jej chyba, skoro osądzał o to, że mogłaby na taki pomysł wpaść!
- A teraz dłużej Ci nie zawracam głowy, wracaj do pracy. - No i tak już mu wystarczająco czasu zabrała, a przecież faktycznie, w pracy był! I pewnie miał tu co robić, zamiast peplać z siostrą całą zmianę, prawda? No, dlatego się podniosła, sprzedała mu jeszcze jednego buziaka w policzek na pożegnanie i zaraz po tym zniknęła za drzwiami jego gabinetu.

Dick Remington
/zt <3
ODPOWIEDZ