Książę Sycylijskiej Mafii — Właściciel Kuranda Hotel i studia tatuażu
36 yo — 191 cm
Awatar użytkownika
about
I'm an Italian Mafia King who lives in Asutralia So baby don't smile to me if you don't like dangerous game
#29
Charity Gala
Ares&Gabrielle
{outfit}
Gala charytatywna na rzecz walki z rakiem wśród dzieci odbywać się miała w ten piątek. Minęło już sporo czasu od wydarzeń, o których Angelo Denaro próbował zapomnieć, jednak do ostatniej chwili nie był pewien, czy pojawi się na gali. Wpłacił bardzo dużą sumę na akcję, zżerały go wyrzuty sumienia i po tym, co spotkało Gabrielle, postanowił brać czynnie udział w takich przedsięwzięciach. Wiedział, że pieniądze są bardzo ważne, jak nie najważniejsze przy wspieraniu szpitali i fundacji, która organizowała zbliżającą się galę i zbiórkę. Angelo nigdy nie brał udziału w takich rzeczach, bo wspieranie ludzi za pieniądze, które pozyskał z krzywdzenia ich, nie wydawało się honorowym ruchem. Jednak teraz gangster patrzył na pewne rzeczy inaczej. Skoro mógł pomóc dzieciom... tym, które jeszcze miały szanse na przeżycie, postanowił to robić.
Otrząsnął się z alkoholowego i narkotykowego amoku, choć trzymał w sobie żałobę. Porozmawiał w końcu z bratem i wyjaśnił całą sytuację na Sycylii, okazując skruchę. Z każdym kolejnym dniem było mu ciut lepiej, wracał powoli do życia i nadrabiania zaległości. Wpadł w taki wir pracy, że nie miał czasu myśleć o tym co się stało. Wieczorami, tuż przed snem zalewały go myśli, ale faszerował się silnymi środkami nasennymi, które pozyskał ze swoich źródeł i dzięki temu te myśli ustępowały solidnemu, twardemu snu. Odganiał od siebie wyrzuty sumienia związane z zostawieniem Gabrielle. Próbował o niej nie myśleć, wiedząc, że jest pod dobra opieką, Bruce mu coś obiecał. Był jej ojcem i Angelo przekonany był, że w końcu wywiąże się porządnie ze swojego ojcowskiego obowiązku. Jego córka teraz, jak nigdy potrzebowała wsparcia i miłości, której Włoch już dłużej nie mógł jej dawać. Po tym, jak się zachował, jak zawiódł swoją ukochaną, znów przyćmiony swoim napadem agresji, nie potrafiłby spojrzeć jej w oczy i prosić o wybaczenie. Tego się już nie dało wybaczyć, przekroczył granicę, postawił nogę za linią, przez którą przechodzi się tylko w jedną stronę. Musiał to wziąć na klatę, podnieść dumnie głowę i iść przez życie dalej, wracając do tego, co było przed poznaniem miłości jego życia. Wiedział, że zawsze nią pozostanie, nieważne kogo jeszcze w tym mrocznym życiu pozna. Bruce miał racje, jego córka nieco go zmieniła. Przecież inaczej by go tu nie było.
Kilka dni wcześniej Angelo zebrał się w końcu na odwagę i zaczął pakować rzeczy swojej byłej dziewczyny, robiąc to starannie i dokładnie. Sam. Nie zatrudnił do tego sztabu ludzi, gdyż stwierdził, że to będzie część jego pokuty. Nie było łatwo, pakować wszystkie te rzeczy, które nosiły na sobie ich wspólne wspomnienia, bo nie tylko ubrania, buty, czy torebki miała w jego domu, ale całkiem niezły kawał wspaniałych wspomnień, związanych nawet z najdrobniejszymi przedmiotami. Zapakował jej wszystkie prezenty, które przez ten czas od niego dostała i wszystkie rzeczy, które kupowała za jego pieniądze. To wszystko było jej. Zastanawiał się jeszcze nad oddaniem jej samochodu, który przecież od niego dostała. Zmienił w nim tapicerkę, naprawił szkody, które wyrządziła i postawił go na parkingu centrum handlowego, pakując dziewczynie kluczyki do auta z karteczką "Oddałem ci go, więc jest twój. Przerejestruje go w następnym miesiącu" i adresem, pod którym stał. Zapakował wszystko, tak mu się wydawało, prócz książki ze wspomnieniami, którą od niej dostał, bo... chciał ją sobie zostawić. Sprawdził dom dziesięć razy, żeby na pewno niczego nie pominąć i zamówił busa, który zabrał jej rzeczy i zawiózł pod adres jej ojca. To było dzień przed aktualnymi wydarzeniami:
Angelo siedział przy śniadaniu, ostrożnie je konsumując. Kilka dni temu pozbył się z zębów reszty licówek, bo nie mógł przecież chodzić z kilkoma, a termin na założenie nowych był zbyt odległy. Tak więc nadal się przyzwyczajał, dziwnie mu się jadło i jego naturalne uzębienie pozostawało wiele do życzenia. Dlatego bardzo mało się odzywał, prawie z nikim nie rozmawiał i starał się nie uśmiechać (co nie było teraz takie trudne), ani nie odsłaniać zębów, dopóki nie wjadą nowe, a termin miał dopiero na następny tydzień. Nawet jego próby przekupstwa nic niestety nie dały. Złamany nos też już nie nosił na sobie zbyt wielu kolorów, przeszły bardziej w wyblakły żółty, trochę pomarańczowy, zbliżony mocno do koloru jego skóry. Miał tylko lekkie zasinienie pod prawym okiem. Wracając jednak do tematu. Myślał, czy wybierać się na dzisiejszą galę. Był jednym z głównych inwestorów, jak mówiło zawiadomienie, które dostał mailem ze specjalnymi podziękowaniami i zaproszeniem na uroczystość. Z jednej strony, nie chciał jeszcze wychodzić do takiego grona ludzi, z drugiej zaś, może dobrze mu to zrobi? Przygotował się więc, wyjął jakiś lepszy garnitur i posadził zadek w swoim Astonie, którym podjechał pod drzwi wskazanego w mailu hotelu. Wzbudził niemałe zainteresowanie, lecz ignorował otoczenie, mając tylko jeden cel. Wejść, być, otrzymać podziękowania, napić się lampki szampana, przeprowadzić maksymalnie dwie rozmowy i wyjść. Zabawne. Gangster filantrop. Gdyby ktoś rok temu powiedział mu,że weźmie udział w akcji charytatywnej,kazałby tej osobie wydłubać sobie mózg łyżeczką przez ucho. Teraz jednak jego spojrzenie na pewne sprawy się zmieniło. Chciał pomagać dzieciom, na wszelkie sposoby. Swoich już nie miał, ale może jego pieniądze pomogą żyć innym. To, co spotkało Gabrielle w młodości, co skutkowało w ich małej-wielkiej tragedii było dla Angelo niepojęte, całkowicie nie fair i miał ogromny wyrzut w stronę Boga za takie rzeczy. Dorośli ludzie.... to coś zupełnie innego, jak dzieci. Niewinne, nikogo nie krzywdzące i często nie rozumiejące co się z nimi dzieje istoty, które dorośli ludzie powinni chronić. Nawet Nostra nigdy nie dokładała swojej cegiełki do krzywdy dzieciom. Odmawiali handlu, czy prostytucji nieletnimi jednostkami. Były pewne granice.
Angelo zapiął marynarkę i ruszył bez słowa w stronę wielkiej sali konferencyjnej, na której odbywać się miały dzisiejsze licytacje, uzupełniające fundusze wsparcia. Miał zamiar wziąć jeszcze udział w dwóch, może trzech z nich, by dopełnić swojej pomocy, położyć tak zwaną wisienkę na tym torcie. Spodziewał się, że spotka tu kilka znajomych twarzy, nie tylko z tego dobrego świata, ale i mrocznego półswiatka, z którym nie raz robił interesy. Nie pomylił się. Uścisnął kilku osobom dłoń, zamienił dwa słowa i w końcu dotarł do swojego stolika. Prosił, by usadzono go gdzieś z boku, nie chciał siedzieć na widoku i wzbudzać niepotrzebnych sensacji. Spełniono jego prośbę i z zadowoleniem stwierdził, że jego miejsce to idealny punkt obserwacyjny, a to jedno z jego ulubionych czynności. Obserwacja i analiza.
Spodziewał się wielu rzeczy i osobistości, ale tego, że Bruce pojawi się w towarzystwie swojej córki... za chuja się nie spodziewał. Aż wyprostował się na krześle i poprawił, gdy zobaczył, jak wchodzi do sali. Natychmiast wszystko go uderzyło. Myślał, że świetnie radzi sobie z tymi emocjami, ale teraz wszystko poszło w diabły! Źrenice gangstera rozszerzyły się jak pod wpływem czystej kokainy, wszystko dookoła zniknęło, była tylko ona. Wspomnienia uderzyły jak żar z właśnie co nagrzanego piekarnika, jakby zajrzał wprost do wnętrza wulkanu. Czuł, jak serce przyspieszyło, jak smak jej ust pojawia się na jego wargach. Jej zapach i ciepło. Schował się lekko w cieniu, przykładając dłoń do twarzy, jakby siedział w zamyśleniu, ale tak naprawdę jego spojrzenie skierowane było na nią. Obserwował ja, jak drapieżnik swoją ofiarę. Patrzył, jak stawia krok za krokiem, uważnie, jakby chciał znaleźć odpowiedni moment do ataku. W bezruchu siedząc i obserwując ją z ukrycia, podążając jedynie ciemnym spojrzeniem.
zdolny delfin
Twój koszmar
brak multikont
Królowa życia — śpiąca na pieniądzach
19 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
Wesoła ciamajda, z mnóstwem pomysłów. Spontaniczna, życzliwa, energiczna!
Musiała zacząć żyć... Wzięcie się w garść było koszmarnie trudne, zwłaszcza mając za ścianą małego, wiecznie ryczącego bobasa, bo Alice miała straszne kolki i była ogólnie bardzo absorbującym niemowlakiem, który bez noszenia na rękach dostawał wręcz bezdechu od tego jak mocno zanosiła się płaczem. I pomyśleć, że ona za kilka miesięcy też mogła słuchać takich dźwięków, obserwować jak ich synowie rosną. Na ten moment chyba nawet cieszyłaby się z konieczności zmiany obsranych pieluch. Z perspektywy czasu nie brzmiało to już tak strasznie jak zakładała. Nie do końca orientowała się w czasie, ile to dni już minęło od tego koszmaru, bo każdy kolejny był taki sam. Zwlokła się z łóżka dopiero koło środy, wzięła długą kąpiel, nawet próbowała się utopić w tej wannie, ale to nie wychodziło, bo organizm automatycznie reagował na próbę odcięcia tlenu i w panice wynurzała się w wody. Nie, nie chciała się zabić, nic z tych rzeczy, chciała tylko na chwilkę się wyłączyć, a bycie pod wodą pomagało na chwilkę nic nie czuć. Pierwszy raz opuściła pokój, co spotkało się z uśmiechem zarówno jej ojca jak i Vivian, która naprawdę zaskakująco mocno przejmowała się stanem blondynki. Dziewczyna okazała się nie być taką bezwzględną suką, na jaką wcześniej pozowała. Może to macierzyństwo ją zmieniło? A może to Gabi wcześniej nie dostrzegała, że ta dziewczyna wcale nie jest taka zła, jaką widzą ją jej oczy?
Vivian bardzo się starała i mimo masy obowiązków przy dziecku ciągle przynosiła Gabi jedzenie, którego ta nie tykała, próbowała z nią rozmawiać, ciągle pytała, czy dziewczyna czegoś nie potrzebuje. Ona miała to szczęście, że donosiła swoją ciążę i teraz mogła cieszyć się maleństwem, patrzeć jak rośnie, jak pojawia się pierwszy uśmiech. Nigdy, nawet najgorszemu wrogowi nie życzyłaby tego, co przechodziła Gabi, dlatego zepchnęła swoje uprzedzenia na bok i starała się stanąć na wysokości zadania, jako macocha nastolatki, choć wcale na nią nie aspirowała. Wiedziała jedynie, że Gabi zerwała kontakt z własną matką, nie wiedziała dlaczego, ale dziewczyna musiała mieć obok siebie kogoś, kto choć trochę spróbuje ją wesprzeć. Bruce też się bardzo starał, choć daleko było mu do obejmowania córki czy rozpieszczania jej w jakikolwiek sposób, on nigdy jej nie przytulał i nie głaskał, to bardzo wymagający typ człowieka, woli metodę kija niż marchewki, ale nie stosował teraz ani jednej, ani drugiej, zwyczajnie był, gdyby Gabi czegoś potrzebowała.
Nastolatce dziwnie było funkcjonować w tym wnętrzu, nie czuła się tu dobrze, ale pierwszy raz od paru dni wzięła coś do ust, zjadła i bez namysłu zaczęła grzebać sobie w telefonie. Tik tok, Instagram i inne media, oglądała, ale nic nie widziała. W pewnym momencie dnia Vivian poprosiła Gabi, by na dwadzieścia minut zajęła się Alice, żeby ona mogła na spokojnie wziąć prysznic, bo nie dała rady tego zrobić już od dwóch dni, bo Bruce ciągle pracował w związku z pomocą w organizacji jakiejś charytatywnej gali.
Blondynka jak to blondynka, nie potrafi odmawiać, kiedy ktoś prosi ją o pomoc, więc drżącymi rekami odebrała od Viv swoją przyrodnią siostrę i poszła usiąść na kanapę. Podsunęła nogi na mebel, ułożyła sobie bobasa na zgiętych nogach, robiąc z nich taką trochę pochyłą leżankę i patrzyła na twarz swojej siostry, która już nie wyglądała jak ziemniak i była coraz bardziej urocza, chociaż troszkę się śliniła.
- No i co mały ziemniaczku...?- zapytała, uśmiechając się smutno, trzymała ręce po obu stronach małego ciałka, odzianego w body w jednorożce. Gładziła kciukami klatkę piersiową dziewczynki, która uśmiechała się do Gabi jakby widziała najfajniejszą rzecz na świecie, i gadała po swojemu, machając radośnie nóżkami i rączkami.
- Potrafisz być słodka, chociaż w większości czasu jesteś okropna, bo ciągle ryczysz. Nie jest fajniej, kiedy się uśmiechasz i jesteś taka zadowolona? Nikt nie lubi płaczków, wiesz? Nie możesz być takim zgredem i marudą.- zaczęła gadać do dziewczynki, a ta puszczała bąbelki ze śliny z ust, bablała po swojemu i oglądała świat, troszkę się wiercąc.
- Chciałabym, żeby twoi siostrzeńcy też mieli szansę na sranie w pieluchy i przewracanie świata swoich rodziców do góry nogami... Jak dobrze, że ty jeszcze niczego nie rozumiesz. Bądź jak najdłużej takim ziemniakiem.- znowu westchnęła smutno i w tym momencie mała Alice zaczęła pierdzieć w bulgoczący sposób, stroić minki, krzywić się i lekko skręcać. Zwyczajnie nawaliła w pieluchę i to tak potężnie, że kupa zaczęła jej wypływać z tej pieluchy, brudząc body. Obsrała się po pachy, a po wszystkim, kiedy już jej ulżyło zaczęła się cieszyć, a Gabrielle była przerażona, że z takiego małego człowieka jest w stanie wylecieć tyle kupska. Nie wiedziała, w co ma ręce włożyć, jak to ogarnąć, żeby niczego nie ubrudzić, trzymała dzieciaka pod pachy, na wyciągniętych rekach, bo smród był nie do zniesienia.
- Czym ta matka cię karmi... na bank nie ziemniakami, bo to byłby kanibalizm kartoflu...- szła z dzieckiem do jej pokoju, gdzie był przewijak. Próbowała to ogarnąć na własną rękę, bo co może być trudnego w zmianie pieluchy dwumiesięcznego dziecka? A no okazało się, że trochę ją to przerosło. Rozebrała ją i niestety, ale gówno rozmazało się po przewijaku, po ciele dziecka, po Gabi, było wszędzie. Jak? Nie wiem. Nie pytajcie. Mała się mocno wierciła, Gabi panikowała. Gdzieś w połowie próby zmiany tej pieluchy weszła do nich Vivian i nie mogła wytrzymać ze śmiechu widząc to pobojowisko. Uratowała nastolatkę i kazała iść się jej umyć, bo kupę miała nawet we włosach. Oh well... Shit happens.
Tak to jest jak nigdy w życiu się pieluchy nie zmieniało nie?
To ją wykończyło psychicznie na resztę dnia, ale pozwoliło zresetować mózg, choć na chwilę. Wróciła do łóżka po kolejnej tego dnia kąpieli i zaczęła się opychać słodyczami, które przyniósł jej ojciec.
Następnego dnia nic nie zwiastowało tego, co miało nadejść, była w domu całkiem sama, bo ojciec dalej pomagał w organizacji gali, Vivian pojechała z córką do lekarza na kontrolę. Do drzwi ktoś zaczął dzwonić, więc nie miała wyjścia i musiała otworzyć. W apartamencie zaczęły pojawiać się pudła, dużo pudeł, cała ich masa a stos rósł i rósł, a blondynka nie wiedziała, o co chodzi, dopóki nie dostrzegła, że z jednego z nich wystaje kawałek płetwy kocykowego rekina i wtedy zbladła i mało brakowało a by zemdlała. Więc nie myliła się, zrobił to, naprawdę to zrobił i nie było już dla nich najmniejszej szansy. Ona wciąż żyła nadzieją, że on się opamięta i cholera... bez zająknięcia wpadłaby mu w ramiona, choć tak bardzo ją zranił. Panowie kurierzy trochę się przerazili widząc dziewczynę, która opiera się o ścianę i osuwa po niej do siadu i zalewa się łzami, ale kazała im wszystko zostawić i sobie pójść. Nie zajrzała do żadnego z pudełek, nie chciała tego robić, nie chciała tych rzeczy. Co z tego, że były jej, ale większość z nich była od niego. Ciuchy z Sycylii, masa innych drogich rzeczy, za których wartość pewnie można by było kupić małe mieszkanie. Zamknęła się w pokoju znów cierpiąc katusze. Wyrzucił ją ze swojego życia jak zbędny przedmiot, który jest zepsuty, nie spełnia założonych oczekiwań, na który nie przysługuje żadna reklamacja ani zwrot środków. Jednorazówka, której żywotność się skończyła, termin przydatności do spożycia minął. To było straszne doświadczenie i znów zaczęła się pogrążać w cierpieniu. Nazajutrz był piątek, ojciec przyszedł do niej z samego rana, kazał jej się ogarnąć i przygotować na wieczór. Nie chciał słyszeć żadnych słów sprzeciwu ani dyskusji. Powiedział, że skoro mieszka pod jego dachem, ma robić to co on jej każe i przestać się w końcu nad sobą użalać, wziąć się w garść i zacząć żyć. Miała być gotowa na dziewiętnastą i wraz z ojcem wziąć udział w gali, którą przygotowywał przez ostatnie parę dni. Bruce był dość mocno zaangażowany w działanie jednej z fundacji, na którą tej nocy będą zbierane środki. Pomagał im nie tylko w kwestiach prawnych, ale byli bliscy jego sercu przez wzgląd na Gabrielle. Dziewczyna nie miała ochoty nigdzie wychodzić, nie czuła się na siłach, ciągle było jej słabo, pobolewał ją brzuch, ale nie miała wyjścia. Gdyby sama się nie przygotowała to ojciec wsadziłby ją do swojego samochodu w takiej formie, w jakiej by ją zastał, czyli w piżamie. Przez cały ten czas nawet nie zajrzała do żadnego z pudeł, choć tam kreacji wieczorowych miałaby bardzo dużo do wyboru. Skorzystała jednak z szafy Vivian, nie chcąc grzebać w przeszłości, która już nie wróci. Musiała to odciąć grubą kreską, przestać myśleć, zrobić coś ze swoim życiem. Dlatego ubrała bardzo skromną czarną sukienkę, klasyczne szpilki, na szyje założyła drobne perełki. Vivian pomogła jej zrobić fryzurę i makijaż, więc Gabrielle prezentowała się zjawiskowo, choć na jej twarzy nie malował się uśmiech, który zawsze sprawiał, że wyglądała jak milion dolarów. Ten uśmiech był wart więcej, zdecydowanie więcej i gdyby nawet poszła nago (a może zwłaszcza wtedy) to wzrok każdego skupiony byłby na niej. Nie odzywała się całą drogę do hotelu, nie chciała rozmawiać, nie czuła się komfortowo będąc wrzucaną w tłum obcych ludzi, ale Vivian nie mogła pójść, więc ojciec potrzebował ozdoby dla siebie. Otworzył córce drzwi od samochodu, podał jej ramię i razem poszli do sali bankietowej, gdzie była naprawdę masa ludzi. Wszyscy kłaniali się jej i Bruce'owi, a ona chciała tylko zniknąć, mieć to z głowy jak najszybciej. Gabi, która wśród ludzi czuje się jak rybka w wodzie nie chciała mieć z nimi kontaktu, czuła się przytłoczona i mocno zagubiona, jakby ktoś ją wrzucił do akwarium pełnego piranii.
- Tato... Ja nie chcę tu być, możemy już wracać? Naprawdę nie czuję się...- zaczęła niepewnie, lekko przestraszona. Dość mocno trzymała się ramienia ojca, rozglądając się w poszukiwaniu jakiegoś ratunku.
- Ciii... Poradzisz sobie, uśmiechaj się, ładnie wyglądaj i nie gadaj głupot, nie przynieś mi wstydu. Jesteś moją wizytówką księżniczko.- oświadczył, stając przed gdzieś w okolicy stolika z szampanem.
- Zobaczysz, poczujesz się lepiej jak w końcu zaczniesz normalnie żyć, wiem, że to trudne, ale poradzisz sobie. Napij się szampana, zjedz coś, ja pójdę się przywitać z klientami i organizatorami.- uśmiechnął się do córki pokrzepiająco i wysunął spod jej uścisku, zostawił dziewczynę samą, stojącą przy stole z alkoholem. Gabi poczuła się osamotniona i zaczęła się rozglądać po pomieszczeniu. Jej wzrok padł na rozpiskę stołów więc poszukała naziwiska ojca. Usadzono ich na froncie sali tuż przed niewielką sceną. Chwyciła więc za kieliszek szampana i praktycznie jednym łykiem opróżniła cały. Odstawiła naczynie na srebrną tacę i sięgnęła po następny kieliszek i jeszcze jeden, choć ten ostatni został w jej ręce nienaruszony. Poprawiła łańcuszek swojej torebki na szczupłym ramieniu , bo zaczął jej się zsuwać i ponownie rozejrzała się po sali, nie wiedząc co ma ze sobą zrobić. Nie miała kompletnie świadomości, że jest tu Angelo, nie wiedziała, że ją obserwował z ciemności sali, z daleka od świateł scenicznych.
- To gdzie to żarcie...?- zapytała samą siebie, próbjąc zlokalizować jakieś przekąski, ale niczego nie widziała. Tu miała być podana wykwintna kolacja złożona z kilku dań i deseru, a dopiero później miał wjechać stół z przekąskami, wszystko o odpowiedniej porze. Co jak co, ale jedzenie to by się jej przydało, bo bardzo schudła, jej ramiona były węższe niż zwykle, ręce chudsze, to samo z udami i łydkami, buzia też wyglądała trochę inaczej, ale makijaż ukrywał podkrażone oczy. Gabi tak jakby trochę zniknęła, ubyło jej kilka kilogramów przez to, że przez parę dni nic nie jadła i ogólnie była zestresowana.
Nastolatka zaczęła się przechadzać między ludźmi, mając nadzieję, że nikt jej nie zaczepi, ale było tu zbyt wielu znajomych ojca, którzy niestety ale się z nią witali, podziwiali, prawili komplementy, niektórzy rzucali wygłodniałe spojrzenia, inni ujmowali jej dłoń i składali na niej pocałunek. Widać było, że nie czuła się komfortowo i próbowała jakoś tak lawirować, żeby na nikogo nie wpadać. W końcu udało jej się stanąć gdzieś pod ścianą z kieliszkiem szampana w dłoni i dopiero wtedy odetchnęła z ulgą. Za to Bruce... Przywutał się z każdym z kim mógł i w końcu dostrzedł kryjącego się w cieniu Aresa, podszedł do niego lekko skonsternowany, ale wypadało się przywitać.
- Nie wiedziałem, że przyjdziesz.- uścisnął mężczyźnie dłoń silnie i pewnie, przysiadł się na chwilę do jego stolika. Miał nadzieję, że Angelo nie zauważył iż przyszedł tu ze swoją córką.

Ares Kennedy
rozbrykany dingo
Gabi
Książę Sycylijskiej Mafii — Właściciel Kuranda Hotel i studia tatuażu
36 yo — 191 cm
Awatar użytkownika
about
I'm an Italian Mafia King who lives in Asutralia So baby don't smile to me if you don't like dangerous game
Siedział w spokoju, a przy jego stoliku była tylko jedna osoba. Mężczyzna, tak samo milczący, na całe szczęście, jak i on. Zamienili kilka słów i kilka to w cale nie przenośnia. Jego towarzysz czytał gazetkę, którą dostał każdy uczestnik, gdzie rozpisane były dzisiejsze aukcje i plan wydarzenia. Angelo za bardzo to nie interesowało, on miał... na czym skupić swój wzrok. Czerń dookoła była tak głęboka, że cienka, blada skóra pokrywająca ciało nastolatki wydawała się w niej lśnić. Nie mógł odwrócić od niej spojrzenia. Była smutna... straciła swój blask, a mimo wszystko dla niego błyszczała najjaśniej. Nie zwracał uwagi na nic, na jej ubiór, uczesanie, bo najważniejsza była jej zmartwiona twarz, na której zazwyczaj gościła radość, a dzisiaj jej nie było.
Z rozmyślań wyrwał go męski, znajomy głos. Angelo natychmiast zwrócił swe spojrzenie na prawnika, który wyrósł znikąd. Przywitał się z nim uściśnięciem dłoni i zamyślił chwilę nad odpowiedzią.
- Bo miało mnie nie być. - Jakże błyskotliwa odpowiedź, Panie Denaro. Odchrząknął. - Zmieniłem zdanie dzisiaj. Dobrze czasem wyjść do ludzi. Mnie za to zaskoczył wybór twojej partnerki... - Zerknął w kierunku Gabi, która już buszowała w jedzeniu. Zaśmiał się, pierwszy raz, od tych okropnych wydarzeń zaśmiał się, choć cicho, kręcąc przy tym głową i wracając spojrzeniem na ojca swojej byłej dziewczyny. - Cała Gabi. - Rzucił cicho i wziął głęboki wdech. - Spokojnie, nie będę z nią rozmawiał. Mam zamiar całą galę trzymać się na uboczu. - Uspokoił go, przekręcając na palcu jeden z sygnetów. Spojrzał za swoim ruchem. - Daje sobie radę? Nie wygląda najlepiej. - Poprosił go, żeby dawał mu znać i faktycznie Bruce kilka razy napisał co u Gabi, ale bez zbędnego wchodzenia w szczegóły. Angelo jednak chciał wiedzieć więcej, bo cholera, martwił się o nią. Wciąż ją kochał, była jego promykiem, jedynym takim w życiu szczęściem. Chciał dla niej jak najlepiej, dlatego odszedł, dlatego trzymał się z daleka, żeby miała szanse na to szczęście i rozpoczęcie nowego etapu. Bez niego, bez śmierci wokół i problemów, które nigdy nie powinny były jej dotyczyć.
Rozmowa tak szybko jak się zaczęła, tak szybko się zakończyła.
- Lepiej do niej wróć, nim zacznie cię szukać i natknie się na mnie. - Rzucił po krótkiej wymianie zdań Angelo, kiwając prawnikowi głową. Gala miała niedługo się rozpocząć, a więc gangster znów usunął się w cień i starał skupić swój wzrok na prowadzącej. Co nie było proste, bo co jakiś czas ukradkiem szukał swoim ciemnym spojrzeniem tej jednej, konkretnej dziewczyny. To ciekawe, bo przez cały ten czas nawet przez myśl nie przeszła mu żadna kobieta, właśnie do niego to dotarło. Patrząc na długą suknię brunetki, na jej odkryte ramiona i szeroki uśmiech pomyślał pierwszy raz od rozstania z Gabrielle, że ten człowiek jest kobietą. To było dziwne, bo on... zawsze w trudnych momentach pocieszał się seksem, a teraz nie pomyślał o nim an razu. Trochę go to martwiło, z drugiej zaś strony, nie potrafił myśleć o innych kobietach, bo jego głowa nawet teraz galopowała myślami w stronę Gabrielle Glass. Może... potrzebował czasu? Może... musiał się nauczyć znów myśleć o innych kobietach? To był długi proces, by jego mózg nauczył się skupiać tylko na ten jednej i faktycznie, od kilku miesiącach nie był w stanie patrzeć na nie jak na obiekt seksualny. Wiedział, co się z nim stało i dlaczego tak było, ale teraz zaczynał się trochę o siebie martwić. Jak dużo czasu musi minąć, aż wróci do normalności?
Z rozmyślań wyrwało go jego imię, wypowiedziane w obcych ustach. Dość głośno i dosadnie. Zamrugał i spojrzał na scenę, na której prowadząca gali patrzyła wprost na niego. Angelo próbował odtworzyć w głowie jej słowa, ale tak go odcięło, tak był pogrążony w swoich rozmyśleniach, że go po prostu odcięło. Cisza stała się nagle tak głośna, przedzierały się przez nią jakieś dźwięki, nie, nie jakieś... oklaski. Rozejrzał się i jakby ktoś wyjął go z banki wygłuszającej, wszystkie dźwięki wróciły, rzeczywistość wróciła.
- Zapraszamy na scenę! -Mówiła do niego. Wstał, zapiął marynarkę i ruszył w jej stronę, choć nie bardzo wiedział dlaczego. Wszedł po schodach, sztuczne, jasne światło raziło jego nadal wrażliwe oczy, ale starał się skupić swoje spojrzenie tylko na kobiecie, która go tu zaprosiła. W ręku trzymała statuetkę i jakiś list. nie umknęło to jego uwadze, która wracała już do normalności, wracała możliwość analizy, więc szybko ja wykonał. Zaproszono go na scenę, w mailu podkreślano jego wielką pomoc... Dostał nagrodę. Uśmiechnął się delikatnie, choć z zamkniętymi ustami, by nie świecić swoimi szpetnymi zębami. Uścisnął kobiecie dłoń i przyjął statuetkę, oraz list. Mówiła ona, że były to podziękowania od dzieci, którym pomógł i jak bardzo wszyscy wdzięczni są mu za jego wkład w ich akcje. Podziękował za nagrodę i odstawił statuetkę na mównicę, otwierając list. Uśmiechnął się trochę szerzej, nie kryjąc lekkiego wzruszenia, które malowało mu się na twarzy. Poproszono go o kilka słów, ale na to nie był gotowy... Brawa ustały, a on odwrócił się w stronę stolików, których z tego miejsca nie było najlepiej widać, przez światło, które skierowane było na niego. Nastała cisza, a on stał, w głowie mając kompletną pustkę. Wtedy jego wzrok padł na tą jedną, jedyną twarz, która przebijała się między stolikami. Pierwszy raz, odkąd rozstał się z Gabrielle Glass, złączył z nią swoje spojrzenie.
I wbiło go w ziemie. To, co stało się później było kompletnie niekontrolowanym odruchem.
- W tym liście. - Uniósł go w górę. - Są odręczne podziękowania od dzieci, które nigdy nie powinny ich nawet pisać. Niektóre narysowały tylko serduszka, albo słońce, bo jeszcze nie potrafią pisać. - Odłożył list na mównicę, marszcząc lekko brwi. Jego wzrok nie wędrował po całej sali, jak powinien podczas przemówienia. Wbity był ciągle w jeden punkt, w ten, który najbardziej interesował przemawiającego. W błękitne, chłodne dziś oczy pewnej nastolatki. - My, jako dorośli powinniśmy dbać o tych, co jeszcze nie potrafią dbać o siebie. Nie chciałem tych podziękowań, tej statuetki i przemowy, właściwie jestem zaskoczony stojąc w tym momencie przed Państwem. - Stwierdził zupełnie szczerze. Dopiero teraz zaczął się rozglądać, odrywając wzrok od kobiety, dzięki której właściwie tu był. - Mogłem pomóc tym dzieciakom, bo mam takie zaplecze finansowe, ale w cale nie trzeba go mieć, by im pomagać. Zamierzam przejechać się po szpitalach, odwiedzić je, porozmawiać, zarazić uśmiechem i zachęcam do tego samego. Jako dorośli powinniśmy wspierać nasze i obce dzieci, gdy potrzebują tego wsparcia, bo są to bezbronne jeszcze istoty, niewinne. Osobiście znam kogoś, kto w ich wieku pokonał tą chorobę i wyrósł na najweselszą osobę jaką znam. Gdybyście ją poznali, nigdy przez głowę nie przeszłoby wam, że przeszła całe to piekło. Takim jest jasnym, pogodnym promykiem i teraz ona pomaga innym ludziom ujrzeć światło, nieważne jakie przeszkody przy tym napotka. Pomogła i mi i to dzięki niej tutaj dzisiaj jestem. Może teraz to właśnie dzięki nam te dzieci będą kiedyś takimi samymi osobami? Warto o tym pomyśleć. - Nie układał tej przemowy wcześniej, nie myślał o tym, po prostu mówił co mu ślina na język przyniosła. Chwycił nagrody i zszedł ze sceny, słysząc w oddali oklaski, ale jego świadomość była nieco gdzie indziej. Nie wiedział, czy dobrze zrobił mówiąc wszystkie te słowa w obecności Gabrielle i jej ojca. Może już ich trochę żałował? Miał ochotę po prostu wyjść, ale to świadczyłoby jedynie o tym, jakim jest słabym tchórzem. Dlatego tego nie zrobił. Wrócił ze stoickim spokojem wymalowanym na twarzy, zajmując swoje miejsce i nie odważył się już zerknąć w stronę ukochanej kobiety. Miał okazać względem niej obojętność, a zrobił coś zupełnie odwrotnego. To się kurwa popisał.
zdolny delfin
Twój koszmar
brak multikont
Królowa życia — śpiąca na pieniądzach
19 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
Wesoła ciamajda, z mnóstwem pomysłów. Spontaniczna, życzliwa, energiczna!
Błyskotliwa odpowiedź Denaro wcale nie zdziwiła prawnika, wręcz przeciwnie, była jasna i klarowna, całkowicie nie głupia i miała sens. Proste stwierdzenie, prosta odpowiedź, a Bruce lubi prostotę i brak kombinowania. W jego profesji liczą się suche fakty, a nie rozwlekanie się na kilometry słów, dlatego on zawsze docenia, kiedy ktoś rzuca krótkimi i rzeczowymi komunikatami, gdzie nie musi doszukiwać się sedna sprawy samodzielnie, na dodatek dowolnie interpretując wypowiedź, na zasadzie: co autor miał na myśli.
- Vivien nie mogła ze mną przyjść, Alice złapała jakaś drobna infekcja i jest strasznie marudna, nie chcieliśmy zostawiać jej z opiekunką, ani tym bardziej z Gabi.- wyjaśnił spokojnie i zerknął na scenę, na której zaczął się jakiś ruch, bo prowadząca całe wydarzenie zaczęła się organizować, wydając ostatnie polecenia osobom zatrudnionym do pomocy. Bruce przeniósł wzrok na salę, w poszukiwaniu córki, która ewidentnie wpadła w swój żywioł, opychając się czym wpadło jej w ręce, ale ona też ma tendencje do zajadania stresu, choć czasami działa to wręcz odwrotnie i dziewczyna się głodzi kiedy jest smutna.
- Nie ma wyjścia, musi. Wreszcie wstała z łóżka, to wyjście też jej zrobi dobrze tak jak tobie. Oboje musicie być świadomi tego, że to nie jest wielkie miasto i będziecie na siebie czasami wpadać. Dziękuję, że podchodzisz do tego w tak rozsądny i dojrzały sposób, oboje na to zasługujecie.- mówił spokojnie a ton jego głosu nie zdradzał żadnych emocji, był jak maszyna, robot do zadań specjalnych. Poniekąd cieszył się z tego, że jego córeczka nie jest już z gangsterem, bo to oznaczało tylko jedno: bezpieczeństwo jego pierworodnej, a tylko to się dla niego liczyło. Zamienili jeszcze parę słów w bardziej służbowym niż prywatnym klimacie, nie trwało to długo, bo Bruce musiał przyznać Angelo rację, powinien wrócić do córki, uratować ją z łapsk tych wszystkich ludzi, bo faktycznie dziewczyna jeszcze zacznie go szukać, żeby wybawił ją w opresji i trafi tam, gdzie zdecydowanie by nie chciała. Pożegnał się uprzejmie z Włochem, z towarzyszem z jego stolika również i poprawiając marynarkę ruszył w kierunku swojej córki, która akurat kończyła już szósty kieliszek szampana i wpychała do ust jakiegoś krabowego paluszka, żeby tylko mieć czymś zajętą japę, by nie musieć rozmawiać z nikim kto ją zaczepiał. Zasada była prosta — nie rozmawia się z ludźmi, którzy akurat coś jedzą, więc blondynka rzuciła się na to żarcie jakby od tego zależało jej życie i w sumie tylko dzięki temu jakoś humor jej trochę wrócił. Nagle poczuła na swoim ramieniu silną, męską dłoń, która zsunęła się w dół, w okolice jej łokcia. Mężczyzna szarpnął ją delikatnie by się odwróciła w jego stronę i wtedy oczy Gabi napotkały spojrzenie własnego ojca. Aż się przestraszyła, że zrobiła coś złego, a ona tylko wlewała w siebie szampana, który już zaczął jej lekko mieszać w głowie, bo niestety, ale odporności na alkohol nigdy nie miała zbyt dużej. Teraz była osłabiona, schudła, mało jadła, więc alkohol działał na nią jeszcze mocniej. Nawet lekko zarumieniła się na policzkach, odzyskując trochę kolorów. Beknęła dość głośno, tyle jedzenia w siebie wrzuciła, więc zakryła usta dłonią i przestraszona rozejrzała się, czy aby nikt nie słyszał.
- Ups... sorry tato.- zaśmiała się sama z siebie i swojej reakcji. Bruce pokręcił głową i kazał Gabi udać się wraz z nim do stolika, bo gala właśnie się rozpoczęła, zaczęło się nudne gadanie, którego dziewczyna wręcz nie znosiła. Często bywała z ojcem w takich miejscach, zwykle udawało jej się wkręcić w jakieś młodsze towarzystwo znudzonych dzieciaków, ale tu byli sami dorośli, nikogo w podobnym wieku do niej, więc musiała udawać poważną, młodą damę, która godnie błyszczy przy swoim ojcu i świeci przykładem, zachowując się nienagannie. Uczepiona ramienia ojca poszła z nim do ich stolika, gdzie usiadła z wielką gracją, w swojej głowie wyobrażając sobie, że jest żoną prezydenta i powinna trochę zadzierać nosa. Tak, Gabi była już lekko wstawiona!
Wszystko się rozpoczęło, światła przygasły, padało tylko to na scenę. Blondynka zaczęła przeglądać biuletyn informacyjny tuż przed tym jak wyłączyli oświetlenie.
- Co jest... Kurza stopa, niczego nie można przeczytać...- burknęła niezadowolona, a ojciec lekko ją szturchnął łokciem, bo powiedziała to dość głośno, tak że ludzie z kilku stolików na nich spojrzało, włącznie z prowadzącą. Wywróciła teatralnie oczami, rzuciła na stolik cienką gazetkę i sięgnęła po kieliszek z białym winem, które regularnie było im dolewane, a w czasie całej tej paplaniny serwowano wyborne jedzenie.
To trwało i trwało, a Gabi piła kieliszek za kieliszkiem. Bruce nie zwracał na to uwagi, za bardzo skupiony był na tym co mówione było ze sceny. W pewnym momencie dziewczyna cicho czknęła, więc znów musiała zakryć sobie usta dłonią, żeby nie robić wstydu, ale tak strasznie jej się nudziło, że zaczęła robić samolocik z ulotki, którą dostali i cisnęła tym samolocikiem w jakimś kierunku, obserwując jak sobie leci i leci i leci i bezczelnie opada i wbija się jakiejś starej babie w jej misterną fryzurę, która swobodnie mogła konkurować wielkością z wieżą Eiffla. Miała ochotę parsknąć śmiechem, ale zdusiła to w zarodku jeszcze jako tako trzymając emocje na wodzy. Śmiesznie, bo nawet na chwilkę zamknęła oczy i przysnęła, zachrapała, przez co Bruce musiał ją obudzić i zamordować spojrzeniem. To miało miejsce moment przed tym, kiedy z mównicy padło imię i nazwisko, którego Gabi nie spodziewała się tu usłyszeć.
Zamrugała kilka razy z niedowierzaniem, zrobiło jej się zimno, później gorąco, znowu zimno, zaczęła się panicznie rozglądać. Nie mogło go tu być! Dlaczego ojciec ją tu przyprowadził? Po to by musiała na niego patrzeć i umierać z tęsknoty będąc tak blisko, a jednocześnie tak daleko? I dlaczego go wywoływano? W ogóle nie słuchała kobiety, która wypowiedziała zaproszenie na scenę i patrzyła w konkretnym kierunku. Przeniosła wzrok za nią, ale przez ciemność ciężko było coś dostrzec, dopiero kiedy postawny mężczyzna zaczął wstępować po schodkach do mównicy, dotarło do niej, że nie śpi, że to prawda, że on cały czas tu był. Nagle poczuła, że musi stąd wyjść, że musi opuścić to pomieszczenie, bo nie zniesie jego widoku. Wyglądał zdecydowanie za dobrze, tak pięknie prezentując się w garniturze... Ona tak bardzo lubiła kiedy je nosił! Wyglądał wtedy tak dostojnie, poważnie, tak... władczo jak lubiła najbardziej. Nawet drgnęła, żeby wstać, ale ojciec złapał ją mocno za rękę.
- Siedź tu i się nie ruszaj. Bądź silna, dasz radę Gabrielle, nie jesteś tchórzem. Powiem ci to samo co i jemu — to małe miasto, musisz mieć świadomość, że możecie czasem na siebie przypadkiem wpaść, zwłaszcza że obracacie się w podobnych kręgach. Zachowaj się dojrzale, nie jesteś już dzieckiem ani tym bardziej tchórzem.- ojciec pochylił się do jej ucha, żeby to wszystko powiedzieć, nie chciałby ktoś usłyszał, ale cały czas trzymał córkę za rękę. Gabi pokiwała głową na znak, że rozumie, ale calutka zesztywniała, oczy miała wielkie jak spodki, wlepiała je prosto na mównicę. Angelo dostał nagrodę za pomoc dzieciakom chorującym na różne nowotwory... Musiał naprawdę wyłożyć sporo środków, bo ktoś, kto dał sto dolarów czy tysiąc, nie dostaje nagród. Musiała mocno ścisnąć rękę ojca, żeby to wytrzymać, spojrzał na nią, a więc wiedział, że tu jest. Nie mogła znieść jego wzroku, mimo iż nie widziała w nim złości, nienawiści względem jej osoby, ani żadnych innych negatywnych emocji. No tak, przecież musiał grać, a w tym był przecież dobry. Nastolatka spuściła głowę wbijając wzrok w swój talerz z niedojedzonym kawałkiem mięsa, drugą ręką sięgnęła po kieliszek z winem i upiła spory łyk. Angelo zaczął mówić, a po jej ciele przeszły dreszcze, kiedy usłyszała jego głos. Dźwięczał jej w uszach, już zdążyła zapomnieć jak bardzo lubiła jego tembr? Zamknęła oczy, dosłownie czuła jakby te wszystkie słowa, które wypowiadał mówił jej prosto do ucha, nie dla tych wszystkich ludzi tylko dla niej, ale to przecież były złudne nadzieje. Gapiła się w ten talerz, dopóki nie padły słowa o tym, że osobiście zna kogoś, kto też był chory. W ogóle ciężko było jej uwierzyć, że Angelo wpłacił coś na jakąkolwiek zbiórkę charytatywną to było do niego niepodobne, bo przecież uważał, że tylko słabi ludzie proszą o pomoc. Nigdy nie dał żadnemu żebrakowi nawet złamanego centa a tu proszę... Ale to, co powiedział... Miał rację, dzieci przecież nie są w stanie sobie same pomóc.
Uniosła wzrok, w jej niebieskich oczach szkliły się łzy, bo mówił o niej i to tak pięknie, jakby wcale się nie rozstali, jakby wcale jej nie nienawidził, a przecież oboje wiedzieli, jaka jest prawda. Gabi nie do końca wiedziała, czy jest to jedynie gra aktorska, czy szczere słowa, czy próba zadręczenia jej jeszcze bardziej, pogubiła się, ale nie brzmiało to jak przygotowana mowa, nie brzmiało to nieszczerze. Gapiła się na tą scenę nie mogąc uwierzyć w to co z niej padło, serce jej waliło jak oszalałe, miała ochotę wstać, podejść tam, rzucić mu się w ramiona i powiedzieć, że przecież jeszcze mogą wszystko naprawić, że jeszcze mają szansę, że ona się postara, ale przed oczami stanęły jej te wszystkie nierozpakowane pudła z apartamentu ojca, odciętą od komunikacji aplikacje, jego chłodny, nieprzenikniony, wręcz nienawistny wzrok, jego słowa i chyba tylko to, że tak ją ze swojego życia wywalił utrzymało ją na tym cholernym krześle, a łzy kapały jej na talerz. Mało brakowało a by własnemu ojcu palce połamała, tak mocno je ściskała. Już nic nie wiedziała, mętlik w głowie, bałagan, kompletny rozpierdol. Dopiła swoje wino i machnęła na kelnera, żeby jej dolał, ale zamiast tego zgarnęła całą butelkę i postawiła sobie na stole. Jeszcze dwie osoby prócz Angelo dostały nagrody, przemówienia się skończyły i organizatorka przeszła do licytacji różnych przedmiotów, od dzieł sztuki, przez wycieczki, zegarki, biżuterię, atrakcje dla dzieci, kilka nocy w hotelu Angelo, sesję całodniową tatuażu w jego studio, każdy ze sponsorów dawał coś od siebie, był nawet ojciec Joe, który na licytację wystawił możliwość miesięcznego jeżdżenia jednym z samochodów z jego wypożyczalni, z karnetem na nielimitowane paliwo. Gabi nie mogła się uspokoić, cały czas piła wino, żeby tylko nie myśleć. Póki siedziała nie odczuwała skutków tego ile w siebie wlała.
- Na koniec mamy jeszcze dwie licytacje, a przeprowadzi je nasz ulubiony prawnik, nadzorca nad tym, żeby w fundacji wszystko działało zgodnie z prawem Pan Bruce Glass, zapraszam Bruce, zapraszam, czyń honory...- brunetka wskazała ręką na mównicę, uśmiechała się jak gwiazda Hollywood. Bruce wstał, uśmiechał się zadowolony i dumny kiedy wchodził na scenę.
- Dobry wieczór Państwu, mam nadzieję, że wszyscy bawią się tak rewelacyjnie jak ja i każdy z was wylicytował to o czym marzył, za grube miliony dla dzieciaków.- zażartował a w sali rozległy się śmiechy i brawa, na co Bruce zareagował uniesieniem kącików ust.
- Działalność fundacji jest bliska mojemu sercu głónie ze względów prywatnych. Moja córka, która jest tu dziś z nami... Gabi? Podejdziesz? Podejdź proszę, chcę się tobą pochwalić.- rozpromienił się i wyciągnął rękęw stronę blondynki, ale jego wzrok był surowy, a to oznaczało, że jeśli dziewczyna mu się sprzeciwi, może być kiepsko. Gabi nie bardzo lubi być w centrum zainteresowania, a teraz jeszcze była niemalże kompletnie zalana. Trochę zgłupiała, nie wiedziała czego ojciec od niej chce, wzrok wszystkich ludzi padł na nią więc nie miała wyjścia. Musiała wstać, dopiero wtedy poczuła jak bardzo jest pijana, jak bardzo ma miękkie nogi i jak trudno będzie jej przejść tych kilka metrów.
- O jasna dupa...- mruknęła do siebie kiedy zaczęła stawiać chwiejne kroki, ale jakimś cudem doszła na mównice. Zachwiała się jedynie na schodach, mało się nie potykając. Kiedy znalazła się u boku ojca rozległy się oklaski. Ale dziwnie było patrzeć na wszystko z takiej perspektywy, w ogóle nie widziała ludzi! Chyba wypadało się przywitać, więc Gabi wiedziona alkoholem chwyciła sie krańców swojej sukienki, założyła jedną nogę do tyłu i ukłoniła się lekko dygając, niczym księżniczka. Bruce zmroził ją spojrzeniem, więc zrobiła minę pod tytułem: no coooo?
-Wracając... Gabrielle przeszła przez ostrą białaczkę szpikową. Przeszła dwie serie chemioterapii, zniszczenie wszystkich komórek odpornościowych, przeszczep szpiku, który dostała ode mnie i dziś jest silną, młodą, piękną kobietą, która przed sobą ma całe zycie. To dzięki takim ludziom jak wy miała na to szansę, to dzięki fundacjom i draczyńcom mogła przejść przez cały proces leczenia, gdyby nie wy nie miałaby na to szansy. Także brawa dla Was moi drodzy i prosze, z głębi serca, nie zamkajcie jeszcze swoich portfeli. Gabi, chciałabyś powiedzieć kilka słów?- zwrócił się do córki, patrząc na nią dosć stanowczo, jakby wymagał od niej tego o co zapytał. Gabi lekko się skrzywiła, myślała, że będzie tylko stać i ładnie wyglądać i tyle...
Przestąpiła o krok do mównicy, pochyliła się i postukała palcem w mikrofon, żeby sprawdzić czy jest włączony. No przecież był, bo ojciec przed chwilką przez niego gadał. Łącz kropki blonydyneczko!
Czego oczekiwać od pijanego człowieka...
- Eee... Tego... Dobry wieczór?- przywitała się i czknęłą cicho pijacko. Jej się wydawało, że cicho, ale zrobiła to do mikrofonu.
- Jak widać... żyję, mam się dobrze, co z tego, że chemia mnie wybrakowała, ale żyję nie? Z tego się chyba powinnam cieszyć, co nie? Dzięki za waszą forsę, jak macie jej trochę więcej na zbyciu, potem podam prywatny numer konta.- znowu czknęła i się zaśmiała, co spotkało się ze śmiechem z sali, na szczęście nikt nie wziął jej żartu na poważnie. Bruce wyglądał na wstrząśniętego słowami córki więc dyskretnie ją przesunął na bok, uważając, żeby ta sie nie wywaliła bo doszło do niego, że gówniara się upiła, więc kontynuował.
- Jak wiecie lub nie, prowadzę kancelarię prawną i specjalizuję się w rozwodach i prawie korporacyjnym, dlatego też ze swojej strony na licytację wystawiam swoje własne usługi, które obejmują 6 miesięcy pomocy prawnej w czymkolwiek będziecie mieć ochotę. Zaczynamy licytację od tysiąca dolarów...- uśmiechnął się do zgromadzonych i przeprowadził swoją licytację bardzo skrupulatnie. Stanęło na dwustu tysiącach, z czego mężczyzna był bardzo zadowolony.
- To nie koniec, ostatnią, ale chyba najważniejszą licytację będzie uwaga... Kolacja z moją córką, możliwość spędzenia czasu z tą czarującą, inteligentną, kulturalną młodą damą, na mój koszt. Limuzyna, kolacja, wjazd na taras widokowy. Kto z was nie chciałby spędzić kilku godzin w towarzystwie mojego cukiereczka?- zaśmiał się u rozjerzał po sali. Gabi nie była na to przygotowana, dosłownie poczuła się jakby dostała mrożoną rybą w twarz, jakby jej własny ojciec chciał ją sprzedać do jakiegoś haremu albo oddać komuś jej cnotę, której dawno już nie miała.
- Tu również zaczynamy od tysiąca dolarów... Pan z numerem 6, jest tysiąc, 9 daje dwa tysiące. Dwa tysiące poraz pierwszy.... pan z numerem 12 pięć tysięcy...- zaczęła się ostra licytacja a Gabi stała oniemiała, nie wiedząc co się dzieje, ale w końcu jak kwota sięgała już stu tysięcy odzyskała rezon i wcisnęła się do mównicy, choć nogi jej się plątały.
- No was chyba pogięło do reszty! Nikt mnie licytować nie będzie, nie pójdę na żadną kolację z jakimś starym dziadem! Jak można licytować towarzystwo kobiety? To nie czasy niewolników! To czas wolności i równości! Spieprzać ode mnie stare zboki! Taka figa, żadnej kolacji nie będzie, agencje towarzyskie są na każdym rogu! Walcie się! FUCK YOU!- pokazała każdemu środkowy palec, była wściekła, jak ona nienawidziła takich szownistycznych zachowań! Boże, ojca to chciała gołymi rękami zabić, ale chyba zrobiła mu coś gorszego - przyniosła wstyd, taka była własnie kultiralna. Zaczęła robić im wykład o tym, że kobiety mają prawo do decydowania o sobie i swoim ciele, że mogą pracować w każdym możliwym zawodzie, ciężko było ją odciągnąć od mównicy, Bruce nawet zarobił łokciem w brzuch, jakić koleś dostałze szpilki w stopę, inny zaś z piąchy w policzek, nieumyślnie oczywiście. Zrobiła się z tego niezła scena, a pijana Gabi nie dawała za wygraną, walczyła, żeby dokończyć swoją feministyczną przemowę, a gdy skończyła, stanęła prosto, zadarła brodę ku górze, wygładziła sobie sukienkę i...
- Dziekuję Państwu za uwagę, dobranoc. Pamiętajcie o agencjach towarzyskich na każdym rogu.- ukłoniła się i zeszła ze sceny bardzo chwiejnym krokiem, mało się nie potykając o czerwony dywan. Zgarnęła ze stolika swoją torebkę i ruszyła przez środek sali do wyjścia, krocząc dumnie, zadowolona ze swojego wykładu i tego jak im wszystkim dosrała, zwłaszcza tym starym zboczeńcom, z którymi nie chciała mieć nic do czynienia.

Ares Kennedy
rozbrykany dingo
Gabi
Książę Sycylijskiej Mafii — Właściciel Kuranda Hotel i studia tatuażu
36 yo — 191 cm
Awatar użytkownika
about
I'm an Italian Mafia King who lives in Asutralia So baby don't smile to me if you don't like dangerous game
Jego prawnik miał rację. Nie mogli unikać się w nieskończoność, choć Angelo miał początkowo taki plan. Jemu będzie łatwiej, jest facetem, poradzi sobie, radził sobie już z niejedną trudną sytuacją. Ale ona? Wiedział jak krucha jest, jak przeżywa każdą, najdrobniejszą rzecz, a co dopiero coś takiego? Straciła nie tylko dwójkę dzieci, ale też człowieka, którego kochała, a Gabrielle bardziej niż inni odczuwali taką stratę. Ciężko mu było myśleć o tym, co nastolatka czuła, bo nie bagatelizował jej uczuć, wręcz przeciwnie. Wiedział, czym go darzyła i wiedział, jak wielkie, ale zarazem delikatne jest jej serce. Chciał jej oszczędzić jak najwięcej tego bólu, więc tak, chciał usuwać się w cień, udawać, że jej nie widzi, albo witać z nią, jak już będą musieli, jakby nic się nie stało. Z drugiej jednak strony... myślał o przeprowadzce. Miał zamiar przeprowadzić najpierw bardzo trudną rozmowę ze swoim bratem, prosząc go o przeniesienie i zaczęcie od nowa w innym kraju, a na jego miejsce sprowadzenie kogoś zaufanego. Może któregoś z kuzynów... Miał nadzieję, że kiedy wyjedzie, Gabrielle zapomni o nim już na zawsze, skupi na sobie i swojej przyszłości. Bo zasługiwała na to, by zacząć żyć szczęśliwie.
Nie mógł przestać o tym myśleć, szczególnie teraz, gdy już złączył z nią pierwszy raz spojrzenie. To nie było dla niego proste, wręcz przeciwnie, całym sobą walczył z chęcią porwania jej z tej sali, wywiezieniem gdzieś daleko, by po prostu rozpocząć nowe, wspólne życie, bez tego całego syfu ciągnącego się za nim. Może otworzyliby własną klinikę? Marzenia ściętej głowy. To ta gala, to ta atmosfera, osobiste podejście do problemu i cała masa uczuć zaślepiały mu rozumowanie, musiał wziąć się w garść. Wziął głęboki wdech i niestety zrobił to. Znów na nią spojrzał i znów. Widział jak daje sobie w szyje, jak się stresuje i denerwuje. Chciał wstać i podejść do jej ojca, poprosić, by pozwolił jej wyjść, ale widział, co Bruce robił. Rozgryzł go, wiedział, że chce dziewczynie zahartować głowę, dokładnie tak, jak robił to ojciec Angelo jemu przez ten ork, który wspólnie spędzili. Westchnął. Wiedział, że nie tego potrzebowała. Rozumiał już, że zarówno Bruce, jak i on mieli do niej złe podejście. Ją trzeba było chronić,kochać, przytulać i zapewniać bezpieczeństwo, zarówno to fizyczne, jak i psychiczne. Ona potrzebowała spokoju i poczucia bycia chcianą, kochaną. Nie hartowania. Pokręcił głowa, ale nic nie zrobił. Zaczęły się licytacje, więc tak jak sobie obiecał, tak zrobił. Wylicytował obraz do salonu i jakąś atrakcję dla dzieciaków. I odpuścił, popijając szampana i przyglądając dalszej części uroczystości. Nie wypadało mu wyjść, choć bardzo chciał to zrobić. Postanowił jednak wziąć na barki ta odpowiedzialność, musiał być silny. Jak zawsze. Za wszystkich.
Kiedy Bruce został poproszony na scenę, Angelo bił brawo z innymi. Niestety, tak szybko, jak to zrobił, tak szybko zaczął tego żałować, bo prawnik popełniał właśnie ogromny błąd. Oczy Angelo rozszerzyły się, nawet drgnął na krześle, rzucając spojrzenie w stronę wstawionej Gabrielle. Znał ten stan i wiedział, że to się dobrze nie skończy. Spojrzał na jej ojca i próbował zwrócić na siebie jego uwagę, kręcił głowa, nawet pokazał gest zaprzeczenia swoją dłonią i głową, rzucając miny w stylu "NIE! NIE RÓB TEGO!". Ale na nic jego starania. Spojrzał znów na chwiejnie idącą w stronę sceny Gabi i autentycznie się przeraził, a w jego wypadku działo się to bardzo rzadko. Wstał z krzesła i poważnie rozważał rzucenie się na dziewczynę, odciągnięcie jej na bok, albo nawet przerzucenie sobie przez plecy i po prostu wyniesienie jej z sali, bo przecież...
Już chuj z tym, że przyniesie wstyd swojemu ojcu. Wiedział, że nie spojrzy jutro w lustro, że na pewno coś odjebie, coś czego będzie żałować. Pijana Gabi miała tendencje do wygłaszania mów i paplania głupot, jak miał to powstrzymać? Usiadł zrezygnowany i schował twarz w dłonie.
- To się źle skończy - Rzucił sam do siebie, biorąc głęboki wdech. Postanowił jednak nie sabotować imprezy i poobserwować jaki będzie rozwój wydarzeń. Bruce zaczął mówić i... to przemówienie bardzo trafiło w Angelo. Spuścił głowę, nawet trochę ze wstydu. Wstydził się, że zarzucił Gabrielle zabicie ich dzieci, podczas gdy ona... po prostu wygrała z ciężką chorobą i potrzebowała jego wsparcia. Jak nigdy. Westchnął. To będzie coś, czym zamierzał linczować się do śmierci. Wiedział, że jest bezwzględny, ale nie spodziewał się, że zrobi coś takiego jedynej kobiecie, którą kochał. Która tak naprawdę zdołała pokochać jego.
Znów chciał wyjść, to go za mocno uderzało. Ale został, słysząc pijacki głos Gabrielle i jako jedyny na sali nie śmiał się. Wlepiał swoje czarne ślepia z tej ciemności w jej żałośnie pijaną sylwetkę i ani trochę go to nie śmieszyło. Musiał ją stamtąd ewakuować, ale jeszcze nie wiedział jak. Nawet rozejrzał się za kablami, szukając gdzie może być główny bezpiecznik od światła, albo dźwięku... Chciał uratować ją przed upokorzeniem. To, co powiedziała znów go uderzyło, bo jak jedyny rozumiał te słowa. Czuła się wybrakowana... Zawsze czuła się niewystarczająca, jak bardzo odebrał jej teraz kolejne elementy? Nie. Nie mógł o tym myśleć. Wziął głęboki wdech, ale to, co powiedział Bruce... Czy on kurwa sobie żarty stroił?! Angelo też podniosło się ciśnienie, jak on mógł?! W takim momencie! Zaczęła się ostra rywalizacja, więc Angelo chwycił swój numerek i już go podnosił, już chciał ją ratować... prostu wygrać tą licytację i nawet nie pojawić na tej kolacji! Żeby tylko nie musiała na nią iść, ale wtedy ona złapała za mikrofon i...
Zdębiał. Patrzył na rozgrywające się sceny i już wiedział, że to czas ją stamtąd zabrać. Ale wtedy ona pokazała wszystkim środkowe palce i... poczuł jakieś uczucie dumy? Nawet się lekko uśmiechnął.
- Brawo mała... - Szepnął do siebie, a kiedy nastolatka zeszła ze sceny, zaczął głośno klaskać. W jego ślady poszło sporo osób, a wtedy on przestał i ruszył za nią. Obrócił się jeszcze w stronę jej ojca i pokazał gestem dłoni, by się zatrzymał, by mu pozwolił. Musiał mu zaufać, choć przecież miał się do niej nie zbliżać. Wiedział, że to głupie, ale przebiegł bokiem sali, niepostrzeżenie przemykając przez najciemniejszą strefę i wyprzedził ją, nim zdążyła wyjść z sali. Nie miał planu, działał... instynktownie. A kiedy dziewczyna w końcu przekroczyła próg, chwycił ją za rękę i wciągnął do toalety dla personelu. Zatrzasnął drzwi za sobą i puścił nastolatkę.
- Dobrze im powiedziałaś. - Pochwalił ją, stając między nią, a drzwiami. Nawet uśmiechnął się delikatnie, trochę jednak smutno. - Twój ojciec nie powinien był tego robić. Ale! - Podniósł ręce, jakby w geście uspokojenia jej, jakby uspokajał dzikie zwierzę. Już otwierał usta, by coś powiedzieć, gdy rozległo się pukanie do drzwi. To był ojciec Gabrielle i wołał go po imieniu. Chyba widział, jak wciąga ją do tej toalety.
- Zaczekaj tu. - Rzucił do Gabi i przeszedł przez drzwi dzielące toaletę, a mały korytarzyk, gdzie stanął oko w oko z Brucem. Uniemożliwiał Gabrielle otwarcie drzwi, bo po prostu stał tam swoim cielskiem.
- Czyś ty kurwa oszalał?!- Krzyknął na niego... szeptem. Żeby Gabi nie usłyszała jego słów. Nie miał pojęcia, że słyszała wszystko doskonale. - Uspokój się kurwa. - Przyłożył mu palec do twarzy, widząc na niej zdenerwowanie. W oczach Angelo widniała wściekłość, czysta furia, której Bruce jeszcze nie miał okazji tak naprawdę zobaczyć. Czysta chęć mordu. - Ty zjebałeś, słyszysz? Gabrielle nie jest żadnym towarem, nie możesz jej tak traktować i chuj mnie obchodzi, że nie jesteśmy razem, nic mnie nie obchodzi, tylko jej kurwa włos z głowy spadnie, albo popłynie kolejna łza po policzku, a cię zajebie, rozumiesz? Miałeś się nią opiekować, a nie wystawiać na jebane licytacje! I ośmieszać! Tylko się dowiem, a uwierz, że dowiem się na pewno... że ją za dzisiaj opierdolisz, to nie będę się hamował. Poznasz moją prawdziwą twarz, a uwierz, nie chcesz jej znać. - Mówił, aż ślina mu z gęby leciała. Zagradzał mu drogę, nie wiedząc nawet kiedy chwytając go wolną ręką za koszulę. Był bardzo blisko jego twarzy, a z jego biła tylko chęć mordu. Wiedział, że Bruce będzie chciał ukarać Gabrielle, a ona nie tego teraz potrzebowała. Wiedział, że chciała mieć święty spokój, a później zostać przeproszona i przytulona, ukochana.. Tak bardzo chciał to jej teraz dać, ale nie mógł. Żałował bardzo, że wcześniej jej tak nie przytulał, gdy sam był na nią zły. Dopiero teraz zrozumiał wiele spraw, których jej ojciec dalej nie pojmował. Widział to w jego spojrzeniu.
Było takie same jak jego własne, gdy wkurwiał się na Gabrielle, a później ją krzywdził. Nie po to to robił. Nie po to ja zostawiał, nie po to odszedł z jej życia, by teraz znalazł się w nim kolejny kat. Odepchnął od siebie prawnika i poprawił własne mankiety, unosząc wysoko brodę.
- Masz. Ją. Chronić. I przeprosić. - Uderzył palcem w jego klakę piersiową, przypominając mu ich umowę. Puścił w końcu drzwi, które przez cały ten czas trzymał i po prostu minął mężczyznę, wychodząc z hotelu nim Gabi mogła znów na niego spojrzeć.
Choć bardzo chciał wrócić i zabrać ją do domu. Ochronić.
zdolny delfin
Twój koszmar
brak multikont
Królowa życia — śpiąca na pieniądzach
19 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
Wesoła ciamajda, z mnóstwem pomysłów. Spontaniczna, życzliwa, energiczna!
Chyba nikt, nigdy jej tak dobrze nie poznał jak Angelo, znał jej każdą słabość, każdą mocną stronę, doskonale obserwował i wielu rzeczy nawet nie musiała mu mówić, bo wszystko wynikało z zachowania. To działało w dwie strony, bo ona też znała go na wylot, a nawet jeszcze bardziej — dostrzegając to, co było ukryte przed światem, a nawet przed samym Angelo. On kompletnie nie zdawał sobie sprawy z tego, że mimo iż on w sobie dobra nie widział, ona je widziała. Jego dobro było jak okruszek złota pływający sobie w wodzie, w której znajdował się czarny, wulkaniczny piasek i ona była takim sitkiem dla tego złota, które wydobyło opiłek spod piaskowego miału. Jej spokój koił jego nerwy, czuły dotyk gasił największe pożary, uśmiech rozgrzewał serce, przez te miesiące nauczyła się odczytywać pewne sygnały, nauczyła się również nie unosić, choć czasem było trudno tego nie robić. Teraz już to wszystko nie miało najmniejszego znaczenia, już nigdy go nie dotknie, już nigdy nie złoży pocałunku na jego wargach, już nigdy nie podrapie po główce i nie będzie słuchać przyjemnego mruczenia.
Nigdy już nie zobaczy go stojącego w kuchni nad garami, przygotowującego pizzę czy makaron, nigdy nie będzie mogła cieszyć wzroku jego nagim torsem o poranku, kiedy siedzi sobie w skąpanej wstającym ze snu słoneczkiem, kuchni i popija kawę tak śmiesznie przymykając oczy z rozkoszy.
Z racji tego, że Gabi jest typową sową, która woli siedzieć wieczorami do późna, a odsypiać w dzień, nie raz i nie dwa zostawiała mu na lodówce karteczki z uroczymi wiadomościami, typu: kocham cię, uważaj na siłowni! Tego też już nie zrobi. Egzystując w apartamencie ojca przez ostanie parę dni miewała nawet irracjonalne napady złości, albo histerii kiedy zobaczyła coś, co jej się z nim kojarzyło — były to głównie gotowane przez Vivian potrawy, albo jakaś reklama w telewizji czy przypadkowa rzecz, która mogła je się kojarzyć z Włochem. Dojście do siebie po stracie kogoś bliskiego jest czymś niewyobrażalnie trudnym. Gdyby umarł chyba byłoby trochę łatwiej, o ile to nie brzmi głupio. Chodzi o sam fakt żałoby po kimś, kto jeszcze żyje i masz świadomość, że teoretycznie możesz go jeszcze zobaczyć, dotknąć, poczuć, ale tak naprawdę nie możesz. Strasznie to wszystko skomplikowane, ale tak jak mówił ojciec — z czasem wszystko będzie wydawało się łatwiejsze, musiała mu w tej kwestii zaufać, wiedziała, że ma rację.
Cała ta sytuacja była tak absurdalna, że już bardziej nie mogła. Bruce palił się ze wstydu, jeszcze nigdy w życiu aż tak nikt go nie ośmieszył, to był cios nie tylko dla jego reputacji, ale może i nawet kariery, bo w jakim świetle stawiało go zachowanie własnej córki, która wyrażała się w tak ordynarny sposób i jeszcze pokazywała ludziom środkowy palec? Przecież tak ją zachwalał, tak reklamował, a ona odwinęła mu taki numer? Jasne, zrobił błąd nie kontrolując ilości wypijanego przez nią alkoholu, ale to absolutnie nie tłumaczyło jej wybuchu. Wszystko potoczyło się bardzo szybko, jakby ktoś przyspieszył czas. Niektórzy ludzie się śmiali, inni byli zniesmaczeni, jeszcze inni o dziwo byli bardzo zadowoleni i dumni z młodej kobiety, że była w stanie sama stanąć w swojej obronie. Były to głównie kobiety, ale znalazło się też paru mężczyzn, niektórzy to wszystko nagrywali i pewnie już zachowanie Gabi szło w viral w internecie. Nastolatka starała się nie patrzeć na Angelo, z resztą ze sceny ciężko było cokolwiek zobaczyć, światła nie ułatwiały roboty. Nie mogła iść zbyt szybko przez chwiejność swojego kroku i przez to, że miała wrażenie, iż podłoga pod jej stopami jakoś dziwnie pływa, rozjeżdża się i gubi poziom. Dreptała wśród oklasków i gwizdów i nawet się nie spostrzegła kiedy przeszła do lobby. Kolejny raz tego wieczoru poczuła czyjąś silną rękę okalającą jej nadgarstek, do wrażliwego na zapachy nosa doleciał tak dobrze znany jej zapach jedynych i niepowtarzalnych perfum, jakich nie czuła jeszcze na żadnym innym mężczyźnie. Coś w jej środku zadrżało, jasność łazienki, w której się znaleźli wręcz oślepiała, a kiedy została puszczona cofnęła się o dwa kroki, trafiając plecami na lodowatą ścianę. Uniosła zapijaczone spojrzenie na Angelo, ilu ich tu było? Dwóch? Czemu stało tu czterech Angelo? Moment, sześciu? Nie mówił jej, że urodził się jako jeden z sześcioraczków i to jeszcze jednojajowych. Co jest cholera? Próbowała złapać fokus, ale obraz się rozjeżdżał na wszystkie strony i nie wiedziała już, czy się jej to śni, czy kompletnie zwariowała. Ale zapachu to sobie raczej ubzdurać nie mogła! A może mogła?
- Czemu jest tu ciebie sześciu?- zapytała zdezorientowana i znów czknęła pijacko, jej wyraz twarzy mówił wszystko, totalnie się zalała, jeszcze tak nieprzytomnej i niekontaktującej z realnym światem to Angelo jej nie widział, najgorsze było to, że ciężko było jej utrzymać pion, nogi się rozjeżdżały, głowa lekko się kiwała i mało co do niej docierało.
- Okej... ale przynieś mi więcej wina...- rzuciła totalnie obojętna na otoczenie i całą tę sytuację i osunęła się po kafelkach na podłogę, nie mogąc dłużej kontrolować swoich nóg. Nie protestowała, jakby ktoś jej tabletkę gwałtu do tego alkoholu dorzucił, a prawda jest taka, że pijana Gabi to kompletnie pozbawiona umiejętności mówienia "nie" Gabi. Jakby normalnie nie miała z tym problemu, śmieszne...
Bruce dosłownie kipiał, był tak wściekły, że miał ochotę zamordować córkę gołymi rękami, ale przecież tego nie zrobi, co jak co ale on potrafił panować nad swoją agresją, bo... Zemsta najlepiej smakuje na zimno, z resztą Gabi będzie mieć jutro takiego kaca giganta, że samo to będzie dla niej karą i wstyd jakiego sobie narobiła przed śmietanką Lorne Bay. Nie daj boże będzie tu szukać kiedyś pracy to może mieć z tym niezły problem.
- Z całym szacunkiem, ale moja córka nie jest już twoim zmartwieniem.- wycedził przez zaciśnięte zęby i złapał mężczyznę za klapy od marynarki, zaciskając tam swoje wielkie łapska. To była przepychanka i próba sił dwóch naprawdę potężnych ludzi, którzy mogli sobie nawzajem wyrządzić dużo krzywdy, ale ani jeden, ani drugi w głębi duszy nie chciał tego robić, bo za bardzo się szanowali, za dobrze się znali i każdemu z nich zależało jedynie na dobru tej drobnej istoty siedzącej na podłodze łazienki, słuchającej wszystkiego jak przez grubą ścianę, albo przez szklankę z bardzo solidnym dnem, ewentualnie jakby słyszała wszystko spod wody. Coś tam trafiało do jej zapijaczonego mózgu, ale nie do końca wiedziała co.
- Przecież nie sprzedawałem jej do burdelu, opamiętaj się. To przecież na cele charytatywne, a sam wiesz, jak ona lubi pomagać i się z tego cieszy. Upiła się, na trzeźwo podeszłaby do tego inaczej. Rozumiesz, jaka to kompromitacja? Nie mów mi jak mam wychowywać swoje dziecko, powtórzę: ona nie jest już twoim zmartwieniem, straciłeś do niej jakiekolwiek prawo zostawiając ją w tym szpitalu.- wręcz warknął z wściekłości i chwilę się poszarpali, padły konkretne słowa, konkretne groźby, ale mimo wszystko Bruce nie bał się Angelo, za dużo miał na niego brudów. Co śmieszne — obaj wiedzieli, że i tak ich nie użyje, a Angelo nie skrzywdzi prawnika w żaden sposób, bo to oznaczałoby zbyt wiele dla Gabi, której przecież nie chciał ranić. Zmierzyli się jeszcze wściekłymi spojrzeniami jak takie groźne bestie, które chcą się sobie rzucić do gardeł. Bruce odprowadził Angelo wzrokiem i kiedy ten zniknął mu już z pola widzenia wszedł do łazienki i pomógł Gabi wstać.
- Psynosłeś fino?- wybełkotała do ojca, wieszając się na jego ramieniu całym ciężarem ciała.
- O winie możesz zapomnieć do końca życia, wytrzeźwiej mi tylko to sobie porozmawiamy młoda damo, masz poważne kłopoty... - powiedział bardzo oschle i surowo. Zabrał córkę do samochodu, słuchając po drodze jej pijackie paplaniny o jakichś zielonych ludzikach, o wacie cukrowej i innych dziwnych rzeczach. Całą drogę Gabi o czymś paplała a na koniec zarzygała Bruce'owi samochód. Tak o to skończyło się jej wyjście, na które wcale nie chciała iść. Bruce ma nauczkę, że jeśli córka nie chce gdzieś iść to lepiej jednak by została w domu. Ależ on był wkurwiony a ona najebana... Vivian czekała na nich w domu, przerażona tym co się stało, bo filmiki z imprezy faktycznie poszły w viral. Ups...

Ares Kennedy

Koniec
rozbrykany dingo
Gabi
ODPOWIEDZ
cron