FOTOGRAF KRYMINALNY — LORNE BAY POLICE STATION
27 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
Jeden z Brooksów. Jest fotografem kryminalnym. Trochę nie umie w życie, ale w sumie jest młody, to może jeszcze ogarnie.
028.
{outfit}
Kiedy spojrzał na zegarek na przestrzeni wspólnej uzmysłowił sobie, że wybiła dwudziesta pierwsza. I jęknął przeciągle, bo obiecał sobie niedawno, że nie będzie wyrabiał nadgodzin i siedział po nocach na komisariacie, jeśli nie będzie potrzebny. I znów złamał sobie daną obietnicę. Z olbrzymią niechęcią spakował wszystkie materiały, nad którymi pracował w obecnej sprawie. Następnie zgarnął z biurka talerz i dwa puste już kubki, w których wcześniej była kawa i przeszedł z nimi do kuchni, by zapakować naczynia do zmywarki. Pożegnał się ze składem, poinstruował ich, by w razie czego do niego dzwonili i wyszedł na świeże powietrze. Choć i tak wiedział, że o ile nikt tej nocy nie zgnie, to nikt nie będzie go potrzebował, co z pewnej perspektywy było jednak sporą zaletą, prawda?
Brooks nie należał do strachliwych postaci. Pracował wszak na posterunku policji i nawet jeśli nie biegał z bronią po mieście i nie łapał przestępców, to jednak swoje widział. I był nieodłącznym elementem na miejscach zbrodni, a te scenerie niekiedy nie należały do najprzyjemniejszych. Nawet jeśli nie czuł się na równi z policjantami i czasem uważał, że jego praca nie jest aż tak ważna jak jego kolegów z miejsca pracy, to jednak to jedno trzeba mu było przyznać. Nie łatwo było go przestraszyć.
Dlatego fakt, iż niemal podskoczył, a na pewno się wzdrygnął na dźwięk cichego głosu dobywającego się znikąd, mógł uznać za nieco krępujący. Zażenowany odwrócił się w kierunku głosu i zmrużył oczy, przyglądając się zjawie. — Chryste… — Ezra prawie dostał zawału przed trzydziestką i byłoby to bardzo smutne, gdyby teraz zszedł z powodu niewydolności serca. — Głupio przyznać, ale bardzo mnie pani wystraszyła — powiedział szczerze z lekkim rumieńcem, bo jednak wstydliwa sytuacja, że dorosły facet przestraszył się drobnej postury dziewczęcia. Jeszcze bardziej żenujące było to, że nigdy nie potrafił zapanować nad czerwienieniem się. Na jego obronę – wyłoniła się ona jednak znikąd i była przeraźliwie blada. Odchrząknął jednak znacząco i spojrzał na nią przenikliwie, przywołując poważny wyraz twarzy. — Mógłbym pani jakoś pomóc? — Przeczesał dłonią włosy. Zwykle nie był z tych, którzy kreują się na bohaterów i chcą wszystkim pomagać, ale czasem jego intuicja podpowiadała mu, że to odpowiedni czas, by przejąć inicjatywę i zwyczajnie zapytać. Jego introwertyczna natura czasem po prostu przegrywała pojedynek. Gorzej, że z czasem przyzwyczajał się na tyle, że budziły się w nim instynkty niemal opiekuńcze – jak te względem Lisbeth na przykład.
tanatokosmetolog — The Last Goodbye
21 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
jedna z tych miłych dziewcząt, ale...
pracuje w zakładzie pogrzebowym, wie coś o śmierci przyjaciółki, gustuje w starszych mężczyznach i na domiar złego jeszcze prowadzi wojnę przeciwko krasnalom ogrodowym
Straszenie ludzi było jej konikiem, pasją i zawodem. W końcu nikt o zdrowych zmysłach nie ucieka z randki, gdy dowiaduje się, że jego wybranka maluje zwłoki. Nie pamiętała ile nieudanych spotkań ją kosztowało wreszcie dodanie tej informacji na tinderze, ale i tak miała wrażenie, że oni mają jakiś szósty zmysł i wiedzą. Inna sprawa, że tak się całkiem starła z wystrojem kostnicy, że pewnie była niemal przeźroczysta i wyglądała jak jedna z tych gotyckich zjaw, zwłaszcza gdy założyła jakieś powłóczyste szaty. Nic więc dziwnego, że jej życie uczuciowe i towarzyskie leżało i kwiczało.
Poprawka, to Mindy leżała na chodniku i zdecydowanie nie kwiczała, bo mądry lekarz w karetce wytłumaczył jej, że takie odruchy są niemożliwością przy posiadaniu mózgu. Wprawdzie Mia była przekonana, że ona wcześniej już nie posiadała tego organu, a tu proszę, skubaniec wyskoczył z jej głowy i się rozpieprzył na chodniku. Zupełnie jakby ktoś upuścił torbę z zakupami i po prostu wszystko z niej wyciekło. To odkrycie kosztowało ją przesłuchania w liczbie trzech i przekonanie tych idiotów, że ona właśnie ją zabiła, a potem przyszła ją pomalować. Bez sensu, żaden morderca przecież nie był na tyle perfidny, by sobie kreślić po ofierze, chyba że byłby fetyszystą.
Wtedy jednak musiałaby zabijać częściej, a przecież nie miała wystarczającego życia towarzyskiego, by typować ofiarę. Tak sobie rozmyślała żałośnie pod komendą czekając na gościa od zdjęć i dopiero po jakimś czasie dotarło do niej, że ona, Mia Ginsberg właśnie szuka sobie kolejnego jelenia, którego upoluje, a potem umaluje.
Nawet zaczęła zastanawiać się czy na pewno była niewinna, a może coś się jej z tych nerwów pomieszało albo na dodatek zapomniała. Przecież jak była młodsza, zdarzało się jej nie odrobić matmy, a to prawie ten sam kaliber co morderstwo koleżanki. Im bardziej o tym myślała, tym bardziej blada się stawała i nikła w mroku. Pewnie jakiś poeta stwierdziłby, że to ciężar jej winy ją właśnie otaczał, ale nie była aż taka durna, by nie wiedzieć, że światła padły i że mężczyzna, wychodzący z komendy jej nie rozpozna w ciemności. Dlatego podchodziła bliżej- jak dobrze wychowana panienka- i wreszcie praktycznie przyprawiła go o zawał, co odczytała w jego krótkim zwróceniu się do bóstwa.
- Tak jeszcze nikt z pana kolegów do mnie nie mówił - zauważyła rozbawiona i mało brakowało, a zażartowałaby czy chce odwiedzić z nią kotki w piwnicy. W zasadzie to był jeden z tych mężczyzn, którzy chyba nie umieli powiedzieć nie, więc ta opcja zaczynała ją strasznie korcić, nawet jeśli jak na razie uśmiechała się niewinnie. - I tak, potrzebuję zdjęć z wypadku, najlepiej na cito - bo inaczej wyciągnie nóż i się inaczej policzą, aż chciało się zakrzyknąć, ale była dobrze wychowaną panienką, więc wyciągnęła zamiast tego do niego dłoń. - Mia Ginsberg, ta od makijażu koleżanki - niedługo zacznie nosić taką plakietkę, by straszyć równie uroczych chłopców jak ten tutaj.
ODPOWIEDZ