Królowa życia — śpiąca na pieniądzach
19 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
Wesoła ciamajda, z mnóstwem pomysłów. Spontaniczna, życzliwa, energiczna!
Obiecała sobie, że wytrzyma, że nie zaśnie nawet na minutę i będzie czekać, aż Angelo wróci ze swojej podróży, żeby mogła go przywitać, wyściskać, wycałować, uprawiać z nimi dziki seks, po takiej tęsknocie, ale oczywiście wyszło jak wyszło… Była w domu całkiem sama, nie licząc Marcusa, który siedział w samochodzie przed domem, wraz z jakimś drugim gościem, uznając, że dla swojego własnego bezpieczeństwa nie chce przebywać z blondynką pod jednym dachem w godzinach nocnych, no i mimo wszystko był na dziewczynę bardzo zły, przez to jaki numer mu wywinęła. Cała sympatia, jaką ją darzył uleciała z dymem, uznał ją za kompletnie niepoważną, nieodpowiedzialną i lekkomyślną — nie ważne jak gęsto mu się tłumaczyła i przepraszała, za to co mu zrobiła. Przed Angelo będzie się tłumaczyć jeszcze bardziej, kiedy ten się dowie co ona zrobiła, on nie zamierzał się podkładać. Poinformował blondynkę, że sama ma się przyznać, że ma zachować się jak dorosła a nie jak dziecko, ale cóż… Gabi zwyczajnie zasnęła w oczekiwaniu na ukochanego, spała jak kamień, po tych kilku dniach kiedy nie mogła zmrużyć oka, przez to, że Angelo nie było. Dziś padła ze zmęczenia i spała jak mały, uroczy głaz, zwinięta w kulkę w ich piekielnie wygodnym łóżku. Miała na sobie satynową, bardzo seksowną piżamkę, a ubrała ją z nadzieją, że jak mężczyzna ją w niej zobaczy to z dziką radością ją z niej zerwie.
Dziwne rzeczy jej się śniły, kręciła się z boku na bok, nie mogła znaleźć sobie wygodnej pozycji do spania, aż w końcu się udało.
Wracając jednak do tego, jaki numer odwinęła Marcusowi… Koleżanki Gabi zaprosiły ją na wypad na miasto, na szlajanie się po sklepach, na jakiś obiad, później miały całą ekipą iść na tor wrotkarski, który niedawno otwarto w okolicy, a po wszystkim wyjść do ulubionego pubu na karaoke, w którym przecież Gabi wymiata. Ochroniarz dziewczyny przystał na wszystko, nawet na to, że będzie siedzieć w tym pubie wśród młodych ludzi, cierpieć katusze słuchając ludzi, którzy nie potrafią siedzieć, ale na jedno nie chciał się zgodzić za żadne skarby świata: wrotki. Przecież dostał jasne instrukcje od Angelo, nie mógł zawieść, bo gniew gangstera jeszcze nikomu na dobre nie wyszedł. Nie bał się go, ale go szanował.
Zdążył już trochę Gabi poznać, wiedział, jaką jest ciamajdą, jak wszystko jej leci z rąk, jak ciągle się gdzieś uderza, coś potrąca, psuje i jest ogólnie chodzącą katastrofą, więc mając na względzie wytyczne Angelo oraz swoje obserwacje absolutnie nie zgadzał się na te wrotki. Gabi go prosiła, próbowała przekonać, wmawiała, że będzie bardzo uważać, później się na niego wściekała, kiedy bycie miłą nie skutkowało i robienie słodkich oczek również. Nawet na mężczyznę nakrzyczała, mówiła mu, że to ona jest tu szefową, a nie on i nie ma prawa jej niczego zabraniać. Doszło do tego, że trzaskała nawet drzwiami jak rozpieszczona gówniara, a później po jakiejś godzinie przyszła mężczyznę przeprosić za swoje zachowanie, przyznała mu rację, zrobiła im lemoniadę z lodem i owocami. To nie ona do końca wpadła na ten szatański pomysł, a wiadomo jak łatwo Gabi ulega wpływom, to wszystko przez koleżanki.
Pech chciał, że szklanka Marcusa została doprawiona silnym środkiem nasennym stosowanym głównie w medycynie weterynaryjnej, ale ludzkiej również, więc nie było ryzyka, że mężczyźnie coś się złego stanie. Jedna dawka została jej po Goliacie, miała mu podać lek przed jedną z wizyty u weterynarza, bo lekarz się ośmiomiesięcznego, wielkiego szczeniaka zwyczajnie bał, ale zapomniała o tym i o… Siedząc w sypialni po burzy mózgów z przyjaciółkami wpadła na ten niecny plan pozbycia się ochroniarza, który po wypiciu lemoniady zasnął słodkim, kamiennym snem na ich kanapie. Gabi położyła jego nogi na sofie, wcześniej zdejmując mu buty, okryła go kocykiem i dumna z siebie i ze swojej zaradności wzięła Mercedesa i pojechała spędzić dzień z koleżankami dokładnie w taki sposób jak było opisane wyżej. Jej telefon został w domu, więc lokalizacja cały czas wskazywała, że dziewczyna nie ruszyła się z posesji. Ogólnie nie czuła się jakoś super, bolała ją lekko głowa, brzuch też sprawiał lekki dyskomfort, ale przecież była dzień wcześniej u lekarza i było wszystko ok, więc przecież czym miała się martwić? Dziewczyny spędziły ze sobą kilka ładnych godzin na różnych aktywnościach, włącznie z wrotkami, gdzie bawiły się rewelacyjnie, a Gabi jak to Gabi, musiała na kogoś wpaść, kogoś potrącić, kogoś podciąć a któregoś razu nie wyrobiła na zakręcie i się wywaliła i zdarła sobie nawet kolano do krwi. No zdarza się, było fajnie, tak jakby zapomniała o wszystkich troskach, znów czuła się jak dawniej, taka lekka i swobodna… Mimo wszystko nie miała już później siły na karaoke i postanowiła wrócić do domu, gdzie czekał na nią dość mocno rozgniewany, ale i zdezorientowany Marcus, który zrobił jej wykład jak niegrzecznemu dziecku. Dodatkowo opatrzył jej zranioną nogę, wezwał posiłki, bo sam czuł się mocno otępiały i oznajmił Gabi, że teraz nie będzie już z nią spędzać czasu, że już jej nie ufa i na dodatek teraz nie będzie mieć na nią oko w pojedynkę, tylko z jeszcze jednym gostkiem i opuścił dom, po wysłuchaniu przeprosin i tłumaczenia blondynki.
Tak więc wesoło go nastolatka załatwiła, przewaliła sobie u sympatycznego kolesia, czuła się teraz jak uziemione dziecko, ale w sumie nie żałowała tego dnia. Spała sobie słodko w najlepsze, nawet nie zauważyła kiedy Angelo wrócił do domu, pochrapywała sobie, coś gadała pod nosem a rano…
Obudziła się około szóstej, co jej się praktycznie nigdy nie zdarza, czuła się dziwnie. Kręciło jej się w głowie, a przecież wciąż leżała, w dole brzucha czuła bardzo nieprzyjemny skurcz, taki typowy dla pierwszych dni miesiączki, serce biło jej dość szybko, dodatkowo miała wrażenie, że w okolicy bioder i pośladków, zrobiło się jakoś tak… mokro i ciepło. Przecież nie miała żadnego erotycznego snu! Odchyliła kołdrę i to, co zobaczyła sprawiło, że na chwilę przestała oddychać. Na białym prześcieradle pojawiła się średniej wielkości plama krwi. Zaschło jej w ustach, zrobiła się blada jak ściana, w głowie pojawiły się same najgorsze myśli, ręce zaczęły dygotać.
- Angelo… Obudź się… wstawaj… coś jest… nie tak. Coś jest bardzo, bardzo nie tak… Ja chyba… my… musimy jechać do szpitala…- wymamrotała zdenerwowana i próbowała obudzić ukochanego, dotykając jego ramienia chłodną dłonią. To nie jest normalne, że w ciąży się krwawi, każdy głupi to wie, dlatego tak bardzo spanikowała. Zgięła się lekko w pół, czując kolejny nieprzyjemny skurcz, nie bolało to jakoś mocno, ale do przyjemnych nie należało, a to kolejna rzecz, która nie powinna mieć miejsca w zdrowej, niezagrożonej ciąży.

Ares Kennedy
rozbrykany dingo
Gabi
Książę Sycylijskiej Mafii — Właściciel Kuranda Hotel i studia tatuażu
36 yo — 191 cm
Awatar użytkownika
about
I'm an Italian Mafia King who lives in Asutralia So baby don't smile to me if you don't like dangerous game
Nie dostał żadnej informacji zwrotnej od Marcusa, więc wierzył, że Gabi zachowała się rozsądnie. Lokalizacja w jej telefonie pokazywała, że siedzi w domu, a Angelo w spokoju mógł dokończyć dzięki temu interesy. Organizowali ogromny transport broni do Rosji, musieli dopiąć wszelkie kontrakty i dopilnować, żeby wszystko zostało zorganizowane bezpiecznie. Nie wspierali nikogo, oni jedynie robili czysty biznes, jak i cały świat. Przez Mafie najłatwiej było przepchnąć takie kontrakty, przecież opinia publiczna oburzyłaby się za niektóre z nich. Tak więc Angelo organizował czasami takie przerzuty po świecie, rozdzielając partie broni, czy łusek do ciężkiego sprzętu na różne kontynenty i kraje tranzytowo. Ten kontrakt opiewał na grube miliony, a kilka z nich wpadnie mu dzięki temu do prywatnej kieszeni. Dlatego był taki ważny. Angelo musiał zarabiać na samego siebie teraz jeszcze więcej, z racji powiększającej się rodziny. Martwił się o przyszłość swoich dzieci, jak i ich zdrowie, bo Gabi zaczynała powoli przejawiać (znowu) lekkomyślne podejście. Miał ochotę przerwać spotkania i wrócić do Lorne Bay, by osobiście dopilnować, żeby jej nic głupiego nie przyszło do głowy, ale zgodziła się nie iść na te cholerne wrotki (a przynajmniej tak wywnioskował z smsów) i w dodatku Marcus miał jej pilnować.
Co mogło pójść nie tak?
Wrócił spokojnie do domu, lekko spóźniony przez opóźnienie samolotu i lekko zaniepokojony dostrzegł, że Marcus i ktoś jeszcze siedzą w samochodzie przed domem. A czemu tak? Stanął autem obok ich, opuszczając szybę i puknął w tę Marcusa, którą młody mężczyzna uchylił patrząc na Angelo lekko wystraszonym wzrokiem.
- A czemu siedzicie przed domem? Coś się stało? - Był już środek nocy. Obok Marcusa siedział inny jego człowiek, który skinął mu głową, budząc się ze snu.
- Może niech Gabrielle powie szefowi co się stało. Nie mam siły na tą dziewczynę, wolę pilnować jej z daleka, jak to było ustalone od początku. - Angelo rozbawiły słowa Marcusa, bo znał swoją gówniarę i wiedział jaka potrafi być wkurwiająca. Spodziewał się, że raczej doprowadziła go do ostateczności po prostu swoimi humorkami, aniżeli dosypała mu środków nasennych dla psa do lemoniady, żeby wyjść na te kurwa wrotki. To była ostatnia rzecz o której pomyślał, dlatego roześmiał się krótko.
- Dobra, jedźcie do domu. - Zasunął szybę i wjechał do garażu, widząc w lusterku, jak Marcus wyjeżdża z podjazdu. Miał niezły ubaw, dopóki nie wszedł na górę i po szybkim, cichym prysznicu wszedł pod kołdrę do swojej małolaty. Przytulił ją i od razu wyczuł na swojej nodze ranę na kolanie Gabrielle Glass. Nie obudził jej jednak, o naprawdę chciał wierzyć, że nie wyjebała się na tych kurwa wrotkach! Przeszło go przez myśl, że gdyby tak było, Marcus raczej by mu o tym powiedział, pewnie odjebała coś innego pomyślał negatywno optymistycznie, nie chcąc się tym głowić w środku nocy. Był naprawdę padnięty po podróży, potrzebował odpocząć, wyspać się, a jutro zapytać nastolatkę o tę ranę i złość jej ochroniarza.
Spał jak zabity, gdzieś w środku nocy nawet odwracając się tyłem do dziewczyny. Miał tak mocny sen, że z początku nie usłyszał słów Gabi, dopiero kolejne i jej zimna dłoń go obudziły. Jęknął coś niezrozumiale, jakby myślał, że budzi go z jakieś głupoty. Nagle dotarło do niego co mówiła, otworzył szybko oczy i usiadł, próbując wrócić do rzeczywistości. Patrzył chwilę na krew między nogami nastolatki, wyglądał jakby był w szoku, ale on po prostu próbował zanalizować sytuację, jako człowiek wyrwany ze snu.
- O kurwa... - Rzucił nagle do siebie, a serce zaczęło mu łomotać, w uszach zaszumiała krew, wyrzut adrenaliny i strachu natychmiast go orzeźwił. - Jedziemy do szpitala! Natychmiast! - Nie było czasu do stracenia. Angelo wyskoczył z łóżka jak z procy. - Nie ruszaj się! - Rzucił za plecami, łapiąc za koszulkę i w pośpiechu zaczął szukać kluczyków do Mercedesa. Znalazł je w torebce Gabi, wrzucił je szybko do kieszeni (robiąc to wszystko w biegu. Przeskakiwał przez meble i wywalał wszystko jak leci) i wrócił do łóżka ze swoją bluzą w reku, którą nałożył na Gabi, żeby ją okryć i wziął ją na ręce ostrożnie.
- Spokojnie, tylko spokojnie... Powoli. - Sam już nie wiedział, czy kieruje swoje słowa do niej, czy do siebie. Niósł ukochaną ostrożnie na rękach do samochodu, starając się nie myśleć o najgorszym, ale miał wrażenie, że zaraz umrze ze strachu. Starał się tego po sobie nie dawać znać, ale rozpadał się od środka, paraliżowało mu mózg, na myśl, że coś może stać się jego synom. Pomyślał, że może tylko jednemu coś się stało, czytał o bliźniaczych ciążach, często rodziło się tylko jedno. Był tak zdesperowany, że modlił się do Boga, żeby było to tylko to. Ułożył nastolatkę na tylnej kanapie samochodu i bez słowa zatrzasnął drzwi. Oczywiście, że powiązał jej stan z tym pierdolonym obdartym kolanem! Ale nie chciał dodatkowo wywierać na niej teraz presji, bo jego krzyk mógł tylko pogorszyć sytuację. Musiał zamknąć mordę na kłódkę i jak najszybciej dowieźć nastolatkę do szpitala. Panuj nad sobą, panuj. Opierdolisz ją po wszystkim, nie krzycz, nic nie mów, kurwa nic nie mów... Zaklinał bestię, odpalając silnik. Wcisnął gaz do dechy i gnał przez miasto z zawrotną prędkością, nie patrząc na światła, ani na nic. Musiał jak najszybciej dowieść Gabrielle do tego jebanego szpitala! Zaciskał silnie palce na kierownicy, aż skóra trzeszczała, próbując uspokoić myśli, ale szło mu gorzej niż średnio.
Pojechała na te wrotki. Wyjebała się. Wielokrotnie ta myśl pojawiała się w jego głowie. Albo szarpała się z Marcusem i na coś wpadła... Co za KURWA NIEODPOWIEDZIALNA GÓWNIARA! Jego głowa wręcz parowała, gdy patrzył na nią co jakiś czas w lusterku, czy dalej jest przytomna. Nie zapytał jej czy wszystko w porządku, ani razu nawet jej nie uspokoił, tak bał się otworzyć zaciśniętą teraz szczękę. Wolał w ogóle się nie odzywać, niż powiedzieć o te kilka słów za dużo.
Z piskiem opon podjechał pod szpital, wypadając z samochodu na boso. Trzasnął swoimi drzwiami i otworzył te z tyłu, wyjmując Gabrielle z auta. Nawet nie zatrzasnął za sobą drzwi, po prostu rzucając się pędem w stronę wejścia do budynku.
- Pomocy! NATYCHMIAST! - Wrzasnął niczym obudzona ze snu bestia, groźnie, ale i z ogromnym strachem. - Moja dziewczyna jest w ciąży! Krwawi! Niech ją ktoś kurwa weźmie, JUŻ! - Łypał na cały personel, nie zwracając uwagi na innych pacjentów. Jego sprawa była ważniejsza niż innych. Jasne spodnie Angelo zrobiły się czerwone, jak i jego koszulka, ręce... Taki strach ostatni raz czuł we Włoszech, jak człowiek De Luca wyciągnął Gabi z samochodu i przykładał jej do gardła nóż. Z tą różnica, że dziś martwił się bardziej o dwójkę jego dzieci, które w sobie nosiła...
rozbrykany dingo
Twój koszmar
brak multikont
Królowa życia — śpiąca na pieniądzach
19 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
Wesoła ciamajda, z mnóstwem pomysłów. Spontaniczna, życzliwa, energiczna!
Kiedy komuś nie ufasz do końca, kiedy starasz się go ograniczać i kontrolować do w pewnym momencie tama wzbiera i dana osoba prędzej czy później chce się uwolnić z okowów i bardzo często robi coś, o co sama by się nie podejrzewała. Jasne, rozumiała, że Angelo robi wiele rzeczy tylko po to, by była bezpieczna, a razem z nią dzieci, chociaż... Trochę miała wrażenie, że mężczyźnie odjęło mózg od momentu, w którym się dowiedział i teraz bardziej skupiał się na zapewnieniu wszystkiego, co najlepsze fasolkom, ale za tym oczywiście szła konieczność chronienia i jej, bo bez niej nie byłoby małych pomiotów.
Tak to jest, kiedy twoje największe życiowe marzenie zaczyna się spełniać, czujesz niewyobrażalną radość i nie chcesz tego stracić za żadne skarby świata.
Naiwność Gabi i podatność na wszelkie próby manipulacji jest zadziwiająca, ją tak prosto jest wkręcić, namówić na wiele rzeczy... Może gdyby umiała lepiej w asertywność to nie pojechałaby na te wrotki i nic by się nie stało...
Autentycznie kiedy budziła Angelo miała właśnie taką myśl, że to jej wina, że teraz krwawi, że to przez ten niewinny upadek życie ich dzieci jest zagrożone.
Nastolatka była przerażona, ostatni raz bała się tak bardzo kiedy żegnała się z Angelo przed wyjazdem na akcje, a później wraz z Rosalią i jej przyjaciółką walczyły o życie ukochanego. Było jej niedobrze, oblewała się na zmianę zimnym potem, robiło jej się gorąco, w głowie się kręciło jakby była ostro napita, a przecież nie tykała alkoholu od momentu, w którym dowiedziała się o ciąży.
Podkuliła nogi pod brodę i nie ważyła się drgnąć wedle tego co powiedział jej mężczyzna, oboje byli przerażeni a on biedny musiał zachować trzeźwość umysłu i działać zadaniowo. Najlepiej by zrobili gdyby wezwali karetkę, ale to oznaczałoby oczekiwanie nie wiadomo ile czasu, a jeszcze później liczyć dojazd do szpitala... Wpakowanie dziewczyny do samochodu okazało się jednak dużo lepszym rozwiązaniem. Gabi jedynie zdążyła chwycić z szafki nocnej teczkę ze wszystkimi dokumentami, wynikami badania krwi, opisami USG, przytuliła teczkę mocno do piersi. To był instynkt, żeby za nią chwycić, w ogóle nie pomyślała, że faktycznie może się przydać, ale to przyszło jej zupełnie naturalnie. Nie mogła opanować drżenia rąk, kołatania serca i tego okropnego uczucia strachu, niepokoju. Ona już wiedziała, już czuła w kościach, że nie ma czego zbierać, była wręcz przekonana, że to, co w tej chwili się dzieje, jest ich najgorszym koszmarem. Nie wiedziała, czy Angelo próbuje uspokoić ją, czy samego siebie, czy ich oboje, miała dziwne wrażenie, że działał jak na automacie kiedy wsadzał ją do samochodu, którym dojechali do szpitala wokoło dwadzieścia minut zamiast godziny, Angelo tak pruł przez miasto i na autostradzie. W trakcie tej drogi Gabi cały czas gorączkowo myślała i modliła się w duchu, żeby to nie okazało się niczym poważnym, żeby ich dzieci żyły. Przecież dopiero co dotarło do niej, że faktycznie ich serduszka w jej brzuchu biją, że faktycznie zostanie matką. Uświadomiła sobie jak ekstremalnie mocno kocha Angelo i jak bardzo pokochała swoich synów. Nie wiedziała, że można kogoś kochać aż tak mocno i tak bardzo bezwarunkowo. W końcu zaczęła się cieszyć z tej ciąży, nawet kupiła już przez internet całą masę ciuszków, które miały do nich dojść na dniach. Przez myśli cały czas przelatywały jej wizje wspólnych chwil — pierwszy uśmiech, pierwsze kroki, pierwsze słowa, wspólne święta, urodziny i masa innych rzeczy. Teraz była w stanie tylko myśleć o tym, że jeśli stracą te dzieci to Angelo zwariuje, on oszaleje, osiwieje na miejscu i będzie czuć się tak bardzo gównianie, że już chyba bardziej się nie da. Oczywiście... Nawet w takiej chwili nie była w stanie myśleć o sobie tylko o innych — o nim i o ich dzieciach. Samą siebie spychała na dalszy plan i obiecała sobie, że jeśli uda się opanować to krwawienie to nie wstanie z kanapy albo z łóżka po nic innego jak tylko do toalety. Będzie leżeć jak kłoda, nie poruszy ani ręką, ani nogą przez najbliższe kilka miesięcy. Z zamyślenia wyrwał ją pisk opon przy hamowaniu, aż drgnęła przestraszona. Wszystko działo się tak szybko! Znów poczuła silne męskie ramiona wokół ciała, miała wrażenie, że Angelo nawet na nią patrzy, że nie interesuje go to czy w ogóle jest przytomna, czy się, aby nie wykrwawiła na śmierć, że widzi tylko swoich synów, a nie ją, ale nie dziwiła mu się, bo ona też poniekąd miała fokus na fasolki i to jak czuje się Włoch... Wpadli do szpitala, w którym było tak jasno, że Gabi aż musiała zakryć oczy. Uderzył do jej nosa ten znienawidzony zapach, który sprawiał, że w środku budziło się jej przerażone, małe dziecko, które było poddawane masie badań, było kłute, wciskano mu leki i czuło się paskudnie. Musiała wyłączyć tę część mózgu odpowiadającą za strach przed lekarzami, igłami, tym zapachem, światłem, kolorami, a było to cholernie trudne. Nawet nie zauważyła, że ubrudziła krwią ubranie Angelo.
Personel medyczny zareagował momentalnie, podbiegli do nich sanitariusze ze szpitalnym łóżkiem, podleciała pielęgniarka, która zauważyła, że Gabi ma ze sobą teczkę, zabrała ją od niej, żeby ją szybko zarejestrować.
- Proszę ją położyć na łóżku. Cameron, dzwoń pod doktora Andersona, będziemy na dwójce!- powiedziała ciemnoskóra, przysadzista pielęgniarka, która wydawała się tu dowodzić całym oddziałem ratunkowym.
- Proszę dać nam pracować i w miarę możliwości przestawić samochód z podjazdu dla karetek.- poinstruowała Angelo bardzo konkretnie. Rozumiała emocje, rozumiała to, że oboje są zdenerwowani, ale pewne rzeczy muszą mieć ręce i nogi, a kobieta wydawała się bardzo zasadnicza i surowa. Musiała taka być pracując dzień w dzień w dzień z ludźmi. Gabi patrzyła na Angelo przerażona, myślała, że pozwolą mu być z nią, trzymać ją za rękę, cokolwiek by się nie działo, ale nie... Zaczęli ją wieść do sali numer dwa gdzie natychmiast zaczęto się nią zajmować. Założono jej wkłucie, zebrano wywiad, choć Gabi ze strachu nie była w stanie za wiele powiedzieć. Dobrze, że miała ze sobą teczkę z całą dokumentacją medyczną związaną z ciążą, ona była jak... Wyłączona. Musiała to zrobić, żeby nie panikować i dać pracować personelowi. Krzątali się w koło, ktoś pobierał krew, ktoś podawał leki, ludzie biegali, rozmawiali ze sobą, nawet nie zanotowała kiedy do gabinetu przybiegł jej ginekolog ze swoją stażystką. Dziewczyna traciła coraz więcej krwi, mimo podawanych leków nie mogli tego opanować, Gabi robiła się coraz bardziej blada i słaba, więc zadecydowano o tym, aby przetoczyć jej krew, więc stażystka wyszła z pokoju i wpadła na Angelo, mało się o niego nie zabijając, widziała jego przerażenie, widziała zdenerwowanie, ale nie miała czasu, żeby dłużej się przy nim zatrzymać, musiała lecieć do banku krwi.
- Robimy wszystko, co w naszej mocy, żeby ich uratować, nie jest dobrze, ale działamy, proszę spokojnie oddychać, musi być pan dla nich silny.- starała się brzmieć bardzo pewnie, nawet poklepała mężczyznę po ramieniu i puściła się biegiem przez korytarz, żeby wrócić z dwoma jednostkami krwi.
Lekarz spadał Gabrielle zarówno zaglądając jej między nogi jak i zrobił USG, które dla nastolatki trwało całą wieczność. Strach ją paraliżował po policzkach ciekły jej łzy. Dr Anderson znał Gabi od lat, znał jej historię medyczną na wylot i niestety... Nie miał dla niej w tym momencie dobrych wieści. Niestety nie było już żadnych oznak życia w jej łonie, serduszka nie biły, organizm zaczął się pozbywać, tego co było w nim zbędne i zagrażało życiu dziewczyny, gdyby nieżywe płody zostały w jej macicy.
Mężczyźnie było przykro, wyłączył USG, wszyscy nagle zamarli, zrobiło się bardzo cicho. Ginekolog usiadł, złapał Gabi za rękę i patrzy na nią ze smutkiem w oczach.
- Przykro mi Gabi... zrobiliśmy wszystko, żeby uratować dzieci i ciebie, ale... straciłaś tę ciążę. Gdybyś przyszła do nas dwa dni wcześniej, prawdopodobnie dalibyśmy jeszcze radę je uratować.- pogładził kciukiem wierzch dłoni pacjentki.
- Nie... to nie prawda.... Proszę sprawdzić jeszcze raz, to nie może być prawda...- Gabi usiadła, ale pielęgniarka zasugerowała jej stanowczo, że ma się położyć. Blondynka przeniosła wzrok na swojego lekarza, błagając go wręcz żeby jeszcze raz zrobił USG, dokładnie tak samo jak wtedy, kiedy prosiła go o powtórzenie badania krwi, które jasno stwierdzało, że jest w ciąży. Odpowiedź lekarza była dokładnie taka sama:
- Nie Gabi, to nic nie da. Jestem pewny swojej diagnozy, przykro mi...- powiedział spokojnie i westchnął cicho. Gabi się rozpłakała, łzy ciekły po jej policzkach jak wodospad. Nie czuła już bólu dzięki lekom, była lekko otępiała, ale ból emocjonalny, jaki odczuwała był niczym w porównaniu do tego sprzed około godziny, bo aż tyle o nich walczyli, robiąc absolutnie wszystko, co w ich mocy.
- Dlaczego? Nie rozumiem, przecież brałam witaminy, dobrze się odżywiałam... Słyszałam z Aresem bicie ich serduszek, lekarz z tamtej kliniki mówił, że wszystko jest w porządku, że są zdrowi... To przez to, że przewróciłam się na wrotkach?- mówiła nieco niewyraźnie, przez to jak bardzo mocno płakała.
- Nie Gabrielle, to nie przez to. Mogłabyś leżeć na kanapie przez te parę dni i nic nie robić, a to i tak by się stało. Już dwa dni temu było widać na USG i w wynikach krwi początki odklejania się łożyska i proces rozpoczęcia poronienia. Biorąc pod uwagę....- i tu nastąpił cały medyczny wykład dotyczący tego, że miała białaczkę, że przeszła bardzo mocną chemię, że to i tak cud, że w ogóle zaszła w tę ciążę. Powiedział jej, że mimo świetnego sprzętu tamten lekarz niczego nie zobaczył, bo był młody i brakowało mu doświadczenia. Tłumaczył jej, że ciąże mnogie ciężej utrzymać, że donoszenie chłopców jest trudniejsze niż dziewczynek, że na to miało wpływ wiele czynników. Powiedział jej też, że dzieci mogły mieć jakieś wady chromosomalne i dlatego organizm stwierdził, że trzeba się ich pozbyć. Wytłumaczył jej wszystko bardzo cierpliwie, opanowali w międzyczasie krwawienie, podano jej leki na uspokojenie, choć niewiele pomogły.
Dla Gabi brzmiało to jak czarna magia, ona była praktycznie pewna, że to jej wina, że to przez to, że nie chciała tej ciąży, że się bała i twierdziła, że to zniszczy jej życie, a teraz czuła się... Pusta, jakby ktoś odebrał jej całą radość życia, jakby wyrwał jej serce i cały czas się obwiniała. Mimo swojego ogromnego bólu tego psychicznego i dyskomfortu fizycznego cały czas z tyłu głowy miała to, jak teraz poczuje się Angelo, jak bardzo będzie cierpieć, nie chciała nawet na niego patrzeć kiedy tu wejdzie, nie chciała widzieć bólu w jego oczach. Była bardzo słaba, było jej zimno przez utratę krwi, która cały czas była jej podawana. Niestety macica musi się sama oczysićić i Gabi ma zostać w szpitalu na trzy dni, żeby lekarze mogli sprawdzić czy wszystko idzie dobrze i czy aby nie będzie potrzebować łyżeczkowania.
Dr. Anderson ze stażystką wyszli w końcu do Angelo, nie wyglądali na szczęśliwych, nie uśmiechali sie, bo nie mieli dla niego dobrych wiadomości. Młoda kobieta musiała się nauczyć przekazywania złych wiadomości, więc to na nią spadł ten ciężar.
- Panie Kennedy... Bardzo nam przykro, ale nie udało nam się uratować waszych dzieci, ich już nie było, gdy Państwo tu dotarli, musieliśmy skupić się na ratowaniu życia Gabrielle. Biorąc pod uwagę historię medyczną Gabi...- tu padł cały wywód, którym uraczył Gabi dr. Anderson, o przyczynach, o tym, że nikt tu nie zawinił, że to nie ma nic wspólnego ze zbitym kolanem, i że to i tak cud, że dziewczyna w ciąze zaszła, że w przyszłości może być jej trudno zajść w kolejną i tak dalej...
- Wiem jakie to trudne i jak będzie wam teraz ciężko, ale musicie przejść przez to razem. Pana dziewczyna jest bardzo słaba, może pan do niej wejść, jeśli będą Państwo czegoś potrzebować to przy łóżku jest dzwonek, za chwilę przyślemy do Was psychologa, jeśli będziecie chcieli porozmawiać to będzie do waszej dyspozycji. Jeszcze raz, bardzo nam przykro... - kobieta faktycznie wydawała się smutna, ale była spokojna, ton jej głosu pewny i rzeczowy. Przesunęła się w bok, by pozwolić Angelo na wejście do sali, gdzie Gabi była podpięta do różnych pikających maszyn, do kroplówek i tp. Była już umyta, miała założoną szpitalną piżamkę oraz bieliznę, zabezpieczoną podkładami. Dziewczyna drgnęła lekko, przekręciła głowę w kierunku drzwi, ale nie miała siły się podnieść, była blada i wyglądała na strasznie zmarnowaną, jakby postarzała się o dziesięć lat.
Jej oczy mówiły wyszystko, bo nie była w stanie wydusić z siebie słowa. Zawsze tak na niego patrzyła, kiedy mówiła "przepraszam". Po policzkach znów pociekły jej łzy.

Ares Kennedy
rozbrykany dingo
Gabi
Książę Sycylijskiej Mafii — Właściciel Kuranda Hotel i studia tatuażu
36 yo — 191 cm
Awatar użytkownika
about
I'm an Italian Mafia King who lives in Asutralia So baby don't smile to me if you don't like dangerous game
Może i zwariował i chodził pijany szczęściem przez ostatnie tygodnie. Może miał bzika na punkcie swoich dzieci, może i myślał o nich na każdym kroku i tym, jak być dobrym ojcem, ale na pewno nie zaniedbywał przez ten czas Gabrielle. Wręcz starał się nie unosić, hamować swoją zazwyczaj niepowstrzymaną agresję, gdy był zły. Starał się jak mógł, żeby dziewczyna była szczęśliwa, dbał o nią, przytulał nie tylko do jej delikatnie już uwypuklonego brzuszka, ale i do niej, tak, jak lubiła najbardziej. Zawsze mijając jej ulubione produkty w sklepie, pakował je do koszyka i wracając do domu przywoził jej mniejsze, czy większe niespodzianki, albo zabierał na dobre jedzenie. Dawał jej wszystko, czego pragnęła, robił co mógł, a może tak mu się tylko wydawało? Nie była tylko matką jego dzieci, chodzącym inkubatorem, którego potrzeby trzeba zaspokoić, by urodziła zdrowe dzieci. Była najdroższą mu na tym świecie osobą, jedyną, która z obcej całkowicie osoby została przez niego pokochana, wpuszczona do siebie, przez wiecznie zamknięte, stalowe drzwi. Bez niej nie nauczyłby się kochać, bez niej nie byłoby też tych dzieci, ona była jądrem tego wszechświata. Bywał trudny i zaborczy, ale wszystko co robił, robił dla niej i ich przyszłej rodziny, którą niedługo mieli stworzyć. Zachłysnął się tym spełnianiem nierealnych (jak myślał) dotąd marzeń, będąc przy tym tak cholernie szczęśliwy, że czasami ćmiło to jego umysł i racjonalne myślenie. Intencje miał jednak dobre i kochał zarówno Gabrielle Glass jak i dwa, małe ludziki, które w sobie nosiła.
Dzisiaj to wszystko pękło jak wielki, nadęty balon, który już nie mieścił w sobie więcej powietrza.
Jeb.
Angelo się wściekł. Wściekł się na nią i na samego siebie. Tak czuł, że powinien był wrócić do Lorne Bay, miał złe przeczucia. Z drugiej strony, nie może wiecznie jej pilnować, a miał wrażenie, że ciągle musiał. Gabrielle wielokrotnie robiła nieodpowiedzialne i głupie rzeczy i czasami to dobrze, bo można było się zabawić, nie była drętwa, a wręcz otwarta na różne, ciekawe, czasami ryzykowne propozycje, ale...
Czy to więc jest odpowiedni materiał na matkę jego dzieci? Kochał ją, ale może miłość to nie wszystko? Dorosłej kobiecie nie musiałby tłumaczyć, że wsiadanie na rolki w trzecim miesiącu bliźniaczej i to pierwszej ciąży, jest lekkomyślnym pomysłem. Że usypianie mężczyzny, który ma pilnować twojego bezpieczeństwa i ucieczka przed nim, to czysta głupota. Wiele rzeczy jeszcze by się znalazło. Gabi miała buntowniczy charakter i sam już nie wiedział, czy chciała robić na przekór tylko jemu, czy całemu światu, ale wiedział jedno - nie mógł już tego znieść. Wiedział, że ona znosiła dla niego równie ciężkie, często jeszcze cięższe rzeczy, za co właśnie tak bardzo ją kochał, ale on po prostu miał dość. Nieważne jak miała dobre serce, jak wiele go nauczyła i jak świetnie się przy niej bawił i zaspokajała jego potrzeby. To wszystko pękło. Gdy siedział w tym pierdolonym samochodzie.
A później niósł ją wykrwawiającą się na boso do szpitala. Położył ją na szpitalnym łóżku i patrzył jak wywożą przerażoną nastolatkę do jej sali. Chciał tylko upewnić się gdzie będzie. To nie tak, że nie sprawdzał, czy dalej żyje, czy nie zemdlała, bo całą drogę do szpitala zerkał co jakiś czas w wsteczne lusterko. Czuł, że się ruszała, widział to kątem oka, a gdy ją od niego zabierali, złączył w końcu ich spojrzenia. W jego mogła dostrzec dokładnie to, co było powodem jego chłodu, który odczuła. Złość. Był na nią wściekły i gdyby sama się nie wykrwawiała, nie miał pojęcia do czego byłby teraz zdolny. Czuł, jak wszystkie pozytywne emocje z niego ulatują, opuszczają go jak to powietrze, które właśnie opuściło nadęty balon.
Pielęgniarka drugi raz kazała mu przestawić samochód. On jednak zignorował ją i poszedł pod pokój. Długo pod nim nie stał, choć wyglądał jakby był w szoku. Nagle wyszła stażystka, niemal na niego wpadając. Jej słowa uderzyły w niego silnym ciosem. Zamrugał, patrząc za zamykającymi się drzwiami i bez słowa odwrócił się na pięcie, idąc do samochodu. Wsiadł do niego, zamknął za sobą drzwi i przeszła go myśl, że odjedzie i nie wróci. Wyjechał nawet na drogę, prowadzącą w stronę autostrady do domu. Zaciskał boleśnie palce na kierownicy, a z oczu popłynęły mu łzy. Nie mógł uwierzyć, jaki był głupi i naiwny. W co on wierzył? W stworzenie trwałej i dojrzałej relacji z osiemnastoletnią dziewuchą? Że dziewczyna zachowa się jak należy i będzie o siebie dbać? Nie wiedział nawet czy przyjmowała witaminy! Pewnie też nie, bo przecież kurwa trzeba się zbuntować! Walnął ręką w kierownicę i zarzuciło samochodem. Jak najszybciej przejął kontrolę nad trakcją i zatrzymał się na poboczu, chowając twarz w dłonie. Kompletnie nie wiedział co myśleć i co czuć, owładnęła go furia, żal, smutek, wszystkie negatywne emocje mieszały się ze sobą tworząc jakieś popieprzone tornado w jego cierpiącym umyśle. Zaczął krzyczeć, uderzać znów o kierownice, podskakiwać wręcz z tej wściekłości i żalu. Wykrzykiwał różne rzeczy, przeklinał samego siebie, przeklinał Gabrielle, wyrzucał sam w siebie, że to jego kara. Że to kurwa kara za wszystkie złe rzeczy, których się w życiu dokonał. Odebrałem tyle żyć, że teraz nie jest dane mi stworzyć nowego. On wiedział. Wiedział, że stracił te dzieci, czuł, że nie żyją, ta pustka już się w nim pojawiła. Siedział i ryczał, nie mając kompletnie pojęcia co ze sobą zrobić. To trwało i trwało. Wziął w końcu kilka głębokich wdechów i... zawrócił. Wrócił do tego pierdolonego szpitala, po drodze wybierając numer do Marcusa, który odebrał natychmiast.
- Tak szefie? - Jego głos był spokojny.
- Zadam ci pytanie, a ty odpowiesz na nie tylko tak, albo nie. Czy Gabi była na wrotkach i to na nich się wyjebała? - Nastała cisza. Marcus zapewne chciał wytłumaczyć jak wyglądała cała sprawa, wyjaśnić, że Gabrielle podała mu środki nasenne, ale wiedział, że odpowiedź może być tylko jedna:
- Tak. - Dodał po chwili ciszy z rezygnacją.
- Już dla nas nie pracujesz. Masz tydzień na opuszczenie kontynentu. - Rozłączył się, nie chcąc nawet słuchać tłumaczeń. One nie były ważne. I tak potraktował go łagodnie, miał szczęście, że nie stał obok. Angelo wiedział, że nastolatka potrafi być przebiegła i domyślał się, że w jakiś sposób zrobiła Marcusa w chuja. Facet nie był głupi, a jeszcze jej telefon leżał przez ten czas w domu. Wychujała ich obydwu i tylko to uratowało Marcusowi życie.
Był dziwnie spokojny, jakby wyrzucił wszystkie emocje podczas tego ataku w samochodzie. Zaparkował pod szpitalem i wrócił pod sale, w której jak się dowiedział, nadal walczyli z Gabrielle. Nie miał żadnych więcej informacji poza tymi, które udzieliła mu wcześniej stażystka. Siedział pod tą cholerną salą, trzymając się za głowę, w lekko skulonej pozycji, choć sam nie wiedział, po co tu wrócił. Może jednak miał jakieś nadzieję, że któreś dziecko przeżyje? Albo chciał się upewnić tylko, że chociaż ona to przeżyła.
Wstał jak na rozkaz, słysząc otwierające się drzwi. Już pierwsze słowa z powrotem ścięły go z nóg i wylądował z powrotem na krześle. Schował twarz w dłonie, nawet nie słuchając tego, co kobieta do niego mówiła, po prostu się odłączył, od razu po informacji, że dzieci nie żyły zanim tu przyjechali.
Mogłem ją tam zostawić samą... sama do tego doprowadziła, sama powinna sobie radzić. Przeszła go nawet taka myśl, choć było ich naprawdę wiele. Obwiniał ją, siebie, Boga, cały świat. Co miał teraz zrobić? Przecież to koniec, on jej tego nie wybaczy. Jej, sobie. Wstał, ocierając twarz z kolejnych łez, których nie chciał pokazać i minął lekarzy, wchodząc do sali. Drzwi za nim same się zamknęły.
Leżała tam, blada jak trup, straciła dużo krwi, to dlatego. Kwi i ich dzieci... Po co on tu w ogóle wszedł? Płakała. Ale nic go to nie ruszyło. Stał tam, z pustym wzrokiem, patrząc na nią kilka dłuższych chwil i nie mógł poruszyć się choćby o centymetr, a jedyne co cisnęło mu się na usta to "Zabiłaś nasze dzieci, nigdy ci tego nie wybaczę". Chciał wyjść. Żyła. Teraz będzie żyć z tym już zawsze, miał teraz nadzieje, że to ją zje od środka jak robale. Od miłości do nienawiści aż taka cienka granica? Czy to tylko jego aktualne uczucia, przyćmiewające mu mózg dokładnie jak wtedy, gdy był szczęśliwy? Nagle patrzył przez negatyw, odwrócone kolory, białe stało się czarne, a czarne białe. W końcu się poruszył, powoli podchodząc do jej łóżka nad którym stanął jakby miał być ostatnim obrazem, który ujrzy,jakby miał zaraz wyjąć zza pleców nóż i... ale czy faktycznie byłby do tego zdolny? Nie umiałby jej skrzywdzić. Nawet po tym, co się dzisiaj stało. To nadal była ona, choć nienawiść wydawała się być teraz większa od miłości. Jego mózg kompletnie wyparł z siebie informacje podane przez lekarzy, on tego nie odnotował, będąc wciąż święcie przekonanym, że Gabi zabiła ich dzieci przez ten zjebany wypadek na wrotkach.
- Nie patrz tak na mnie. - Odezwał się w końcu chłodno. - Dobrze, że chociaż wiesz, że to twoja wina. - Widział, jak to ją zżera. Znał doskonale to spojrzenie. Rzucała je zawsze, gdy narozrabiała, za każdym jednym razem. Nagle wypuścił głośno powietrze i spojrzał w bok. Nie potrafił... chyba nie umiał w tym momencie zatuszować swoich emocji. Cierpiał, ale to było inne cierpienie. Tak silne, że wywierciło w nim kolejną dziurę. Znał to uczucie, takich dziur często nie dało się już zalepić. Zamknął oczy, próbując powstrzymał łzy i udało mu się to. Wziął głęboki wdech i wydech, opierając się o łóżko Gabrielle oburącz, jakby sam miał zaraz zejść.
- Zadowolona? Brawo. Tym razem wygrałaś i dopięłaś swego. - Przeniósł na nią z powrotem swoje spojrzenie. Przyszedł ją dręczyć? Po to tu wrócił? Sam nie wiedział, czego chciał. Głos mu już drżał, nie wiedział ile jeszcze zdoła nad sobą panować. W środku znów go rozdzierało, znów krzyczał z tego pierdolonego bólu. Jakby ktoś przypalał jego serce i mózg rozżarzonym prętem.
rozbrykany dingo
Twój koszmar
brak multikont
Królowa życia — śpiąca na pieniądzach
19 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
Wesoła ciamajda, z mnóstwem pomysłów. Spontaniczna, życzliwa, energiczna!
Jak w jednej chwili całe szczęście potrafi z człowieka ulecieć... Wszystkie pozytywne emocje, radość, plany stają się jak Warszawa po powstaniu w 1944 roku. Gruz, zgliszcza, małe i większe pożary pochłaniające resztki budowli. Przecież ostatnie tygodnie były takie... Normalne, nie licząc ochrony. Angelo zachowywał się wręcz wzorowo, jak zwyczajny facet, który kompletnie nie ma problemów z agresją, starał się z nią rozmawiać, podejmować decyzje wspólnie, rozpieszczał ją, na rękach nosił, każdego dnia sprawiał, że się uśmiechała. Ale czy robiłby to gdyby nie była w ciąży? Ciężko powiedzieć. Po części pewnie tak, ale jego zachowanie było w głównej mierze podyktowane jej stanem. Jasne, nadal by się kochali, nadal staraliby się budować tę relację, ale bez tej ciąży wszystko wyglądałoby inaczej i trwało znacznie dłużej niż po tej jakże szczęśliwej informacji. Przecież Gabi doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że mogła być osobą, która spełni największe marzenie miłości swojego życia, przecież nawet sama zaczęła się z tych dzieci cieszyć. Tylko ona wie, co sama przeżywała w trakcie tego jak lekarze próbowali ratować ciążę, z której nie było już czego zbierać i jej życie, choć ono do końca nie było jakoś mocno zagrożone. Cały czas myślała, co zrobiła nie tak jak trzeba, analizowała każdy dzień, próbowała sobie przypomnieć czy nie pominęła jakiejś dawki witamin i mikroelementów oraz kwasu foliowego. Zastanawiała się, czy postępowała zgodnie z wytycznymi swojego lekarza, czy przypadkiem nie zapomniała się i nie zjadła sushi albo sera pleśniowego, czy nie podnosiła za dużo rąk do góry, czy może nie bzykali się zbyt intensywnie... Nie mogła znaleźć nic, absolutnie nic złego w swoim zachowaniu, co mogłoby doprowadzić do tego poronienia. Trzymała się ściśle dawkowania leków, brała je trzy razy dziennie, nie piła alkoholu, nawet jej do niego nie ciągnęło. Zrezygnowała z kawy, którą tak bardzo lubi, odpuściła żarcie w fast foodach, choć bardzo miała ochotę na frytki z McDonalda czy jakiegoś fajnego burgera. Nie mogła wyrzucić z głowy swoich pierwszych myśli względem tej ciąży: zabierzcie to ode mnie, nie chcę, jestem za młoda, nie chcę być matką. Przez kilka dni to sobie wmawiała, do momentu, w którym porozmawiała z Rosalią, kiedy Angelo tak bardzo się ucieszył. Nigdy nie widziała go takiego rozpromienionego jak wtedy, takiego pijanego tą radością i chyba już nigdy nie zobaczy, bo oczami wyobraźni widziała ból malujący się na jego twarzy, widziała złość, której teraz nie ma jak wyładować. Nie była w stanie sobie zwizualizować jak on musi teraz cierpieć, wiedziała, że on już wie, że czuje to samo co ona. Ich serca zostały dziś rozdarte na miliard kawałków i jeśli sami nie zbiorą ich do kupy, nie posklejają, choćby w nieładzie, źle dopasowując kawałeczki, to nikt za nich tego nie zrobi.
Te pędzące myśli były tak cholernie natrętne, że nie była w stanie się ich pozbyć, została sama na dwie, może trzy minuty i w tym czasie zdążyła pomyśleć o tym jak calutka Rodzina i każdy, kto wiedział o ciąży (czyli notabene pół świata) będzie się czuł... Jak wszyscy się na niej zawiodą, jak będą ją obwiniać za to co się stało. Już nawet nie myślała o tym, że to przez wrotki tylko przez nią samą, że jej organizm jest słaby, że pewnie ma uszkodzone przez chemię jajeczka, że każda ciąża, jeśli jeszcze w ogóle w jakąś kiedyś zajdzie, będzie albo szybko się kończyć, albo dzieci będą mieć wady genetyczne niepozwalające na normalne funkcjonowanie i będzie trzeba dokonywać aborcji, bo ona nie sprowadzi na świat życia, które nie będzie w stanie sobie samo radzić. Lekarz mówił jej, że może tak być, bo przecież chemia, przeszczep wszystkie leki, naświetlania nie pozostały obojętne dla jej organizmu. Czuła się wybrakowana, niegodna bycia partnerką tak silnego i wpływowego mężczyzny, czuła, że kiedy on się dowie jak wygląda sprawa on sam uzna ją za niewystarczającą, za zepsutą i za taką, która nie da mu tego, czego pragnie, a w związku z tym zostawi ją mimo tego, że ją kocha. Nagle ten strach przed odrzuceniem, przed byciem niewystarczająco dobrą stał się realny, namacalny i tak cholernie blisko jak jeszcze nigdy. Wgapiała się we wkłucie na swojej dłoni, kiedy kątem oka zobaczyła, że drzwi się otwierają i stoi w nich Angelo. Natychmiast przeniosła na niego spojrzenie pełne bólu i żalu. Nie dostrzegła na jego twarzy żadnej emocji, ani złości, ani cierpienia, nic. Kamień. Puste spojrzenie, chłodne, mroczne... Czuła jak ten mrok zaczyna ją pochłaniać. Miała wrażenie, że przeszli już razem tak dużo, że nic nie będzie w stanie ich zniszczyć, ale to...? Jak na osiemnaście lat jej życia, wydarzyło się tyle paskudnych rzeczy, że już chyba nigdy nie będzie w stanie się uśmiechać tak jak kiedyś.
Chciała się odezwać, powiedzieć cokolwiek, ale żadne słowa nie wydawały się odpowiednie. Bo co ma zrobić? Przeprosić, że była kiedyś chora? Przeprosić, że lekarze robili wszystko, żeby wtedy uratować jej życie? Przeprosić, że wróciła z zaświatów po długiej reanimacji? Przeprosić, że przeszła chemię, naświetlania i przeszczep szpiku i za to, że widocznie jej organizm jeszcze nie doszedł do siebie po tych dziesięciu latach, że odrzucił ciążę, która mogła okazać się bardzo mocno uszkodzona w późniejszym czasie rozwoju?
Przecież... Kochają się tak? Powinni być dla siebie wsparciem w tych dobrych i złych chwilach. Gabi nie oczekiwała, że on będzie silny za ich dwoje, ona też nie mogła, bo to było za dużo, przejąć na siebie jego ból i nosić swój własny. W zdrowych związkach działa to tak, że każdy nosi swoją część, raz jedno zabiera trochę tego bólu od drugiego, raz drugie, żeby było lżej, choć na chwilę. Czego ona się właściwie spodziewała? Że Angelo wpadnie tu jak po ogień, porwie ją w swoje ramiona i ucieszy się z tego, że chociaż ona przeżyła? Stał tam i patrzył na nią w taki sposób, że nie wiedziała, co ma zrobić. W końcu się ruszył, Gabi poprawiła się na łóżku, podciągając kołdrę nieco wyżej i zacisnęła na niej palce, jakby ta miała być jej ochronną tarczą. Nie ma nic gorszego niż chłód w oczach osoby, którą się kocha. Już wolałaby, żeby na nią krzyczał, żeby znów uderzył albo próbował udusić, przyjęłaby ten cios, przyjęłaby śmierć z jego ręki, bo czuła, że sobie na nią zasłużyła, przez to, że odebrała mu szansę na zostanie fantastycznym ojcem.
Momentalnie odwróciła wzrok, kiedy powiedział, że ma na niego nie patrzeć w ten sposób, ale jego słowa... Zabolały, utwierdziły ją tylko w tym co myślała sobie wcześniej. Na białą pościel spadło kilka wielkich łez, nastolatka wzięła głębszy oddech i zebrała w sobie wszystkie siły, jakie jeszcze w niej zostały i całą odwagę, której nie było zbyt wiele. Poczuła się tak jakby dostała ciężkim workiem z kamieniami w łeb, tego to się w ogóle nie spodziewała. Przeniosła na niego spojrzenie, szukała w nim wsparcia, szukała zrozumienia, przecież lekarze mu wszystko wyjaśnili, a on...
Jasne, też cierpiał i to straszliwie dokładnie w takim stopniu jak i ona, ale takich słów nie powinien usłyszeć nikt w tak trudnej sytuacji. Mimo tego, co jej powiedział, była w stanie go zrozumieć, naprawdę go rozumiała, bo czuła dokładnie to samo. Rozluźniła uścisk na kołdrze i swoją drobną dłoń ułożyła na jego wielki łapsku, chcąc mu tym drobnym gestem powiedzieć: poradzimy sobie z tym, przetrwamy to. Będzie trudno, ale damy radę. Tak naprawdę chciała się do niego przytulić, albo wtulić go w siebie, chciała razem z nim płakać, krzyczeć, wyrzucić z siebie to wszystko, co czuła, ale... Z czego niby miała być zadowolona?
- O... o czym ty mówisz? Mam być zadowolona z tego, że nie ma już... że ich już nie ma? Czego niby dopięłam, nie rozumiem... ? Przecież ja...
Przecież ja co? Jestem tylko człowiekiem? Jestem osobą, która przeszła w życiu medyczne piekło? Co ona w zasadzie chciała powiedzieć? Pokręciła głową z niedowierzaniem, tu nie pasowało nic, nie umiała się wysłowić. Uniosła na Angelo przerażone spojrzenie, jakby przeczuwała, w którą stronę idzie jego tok rozumowania i jego uczucia. Zalała ją fala chłodu płynąca prosto z jego spojrzenia, zamarła z tą dłonią na jego dłoni, a aparatura wskazała na lekki skok ciśnienia, bo zaczęła pikać trochę szybciej. To tak jakby miała teraz zamontowany miernik emocji, który uwidacznia się w jej pulsie.

Ares Kennedy
rozbrykany dingo
Gabi
Książę Sycylijskiej Mafii — Właściciel Kuranda Hotel i studia tatuażu
36 yo — 191 cm
Awatar użytkownika
about
I'm an Italian Mafia King who lives in Asutralia So baby don't smile to me if you don't like dangerous game
Dostrzegał te wszystkie detale. Jak zaciska mocno białe palce na równie białej kołdrze, jak w niej niknęły. Jak się nią nakrywała, jakby próbowała tym samym się ochronić, jakby to miało jej w jakikolwiek sposób pomóc, gdyby faktycznie chciał wyrządzić jej krzywdę. Bała się? Że coś jej zrobi? Mógł. To byłaby chwila, zanim ktoś wpadłby do sali,może nawet zdążyłby wyskoczyć tym oknem na przeciwko? Ale... nie chciał. Mimo, że nie wiedział, nie dotarło do niego, że nastolatka straciła ich dzieci nie przez te pierdolone wrotki, jak myślał, a przez ciężkie leczenie w przeszłości. Mimo tego nie chciał jej skrzywdzić. Wiedział, że i tak będzie cierpieć, że to będzie jej kara. Straciła dzieci, a teraz straci też jego.
Angelo zdawał sobie sprawę z tego, że Gabrielle nie była zbyt zadowolona ze swojej ciąży. Rozmawiali przecież o tym, czego się boi, jak podchodzi do sprawy i miała obawy,głośno o nich powiedziała. Przypuszczał, że i tak nie o wszystkich, ale nie była tak szczęśliwa jak on. Z resztą, miała tylko osiemnaście lat, więc nic dziwnego.
Właśnie. Miała tylko osiemnaście lat. Był tak zaślepiony miłością do niej, że czasami o tym zapominał. Dlatego tak bardzo denerwowała go swoim zachowaniem zbuntowanej nastolatki... ona nią po prost była. Może przez to, że tak łatwo mu wszystko wybaczała? I znosiła każdą kolejną fenomenalną wiadomość o jego życiu. Wykazywała się ogromnym wsparciem i zrozumieniem, bardzo dojrzale, dużo bardziej niż on i ludzie mu bliscy. Pokazała mu nowe aspekty związku, nauczyła, że można inaczej. Razem. Nawet już podejmowali wspólne decyzje, rozmawiali, analizowali... A teraz? To wszystko, ta cała droga, jakby nagle zniknęła, nie miała kompletnie znaczenia. Angelo pozamykał wszystkie furtki, które ona przez ten czas pootwierała. Zupełnie, jakby nie pojawiła się w jego życiu...
Ale czy na pewno? Przecież gdyby wrócił do tego, jaki był przed poznaniem jej, już by na niego nie patrzyła, ukarałby ją. Dokładnie tym, co ona zrobiła jego dzieciom. Święcie był o tym przekonany i to uderzało jeszcze mocniej, jeszcze bardziej rozdzierało jego serce z każdej strony. Pękło i rozsypało się, miał wrażenie, że bezpowrotnie. Gdyby wiedział, gdyby posłuchał lekarzy do końca, zapewne wspierałby ją, przytulił, był na tyle silny, by okazać wsparcie i miłość, ale jak miał zrobić choć jedną z tych rzeczy, skoro w jego oczach stała się po prostu nieodpowiedzialną gówniarą, morderczynią jego dzieci?
Wszystko ulatywało. Powietrza było coraz mniej i mniej, zostały tylko zgliszcza po wielkim balonie.
Patrzyli na siebie, a ich spojrzenia były tak różne, a jednocześnie skrywając ten sam ból. Wyrażali go na inny sposób. Ona była jak otwarta księga, widział wszystko. On zamknął tą księgę na zawsze i zabarykadował wszystkie spusty, żałując, że kiedykolwiek pozwolił jej ich dotknąć. Nawet nie drgnął, czując jej drobną i zimną dłoń na swojej, w jakiś dziwny sposób nie czuł już go tak jak wcześniej. Zawsze lubił jej dotyk, a teraz był taki... obcy.
Prychnął i wyszarpał dłoń spod drobnych palców nastolatki. Puścił się barierek i pokręcił głową, wbijając w nią obojętne spojrzenie. Widział ten strach, czuł go nosem, taki był silny wiedziała co nadchodzi.
- Przecież ty, przecież ty... Zawsze musisz robić mi na przekór, nigdy się nie słuchasz. To był ostatni raz, Gabrielle. To... co się dzisiaj stało, zabiło nie tylko nasze dzieci, ale też nas. Będziesz z tym żyć, ale beze mnie. - Starał się brzmieć chłodno i rzeczowo, ale to nie było proste. Jedna z najtrudniejszych decyzji w jego życiu została właśnie podjęta. Musiał. Nie umiałby patrzeć w jej oczy, po tym (co według niego) zrobiła. Nie umiałby jej tego wybaczyć, pozwolić na powrót do normalnego życia, jakby nic się ne stało, jak ona to widziała? Nawet nie pozwolił jej odpowiedzieć, musiał stąd wyjść. Głos mu się lekko złamał pod koniec, to było trudne. Nie był z kamienia, czul to wszystko, czuł smutek i żal, miał złamane serce i podjęcie decyzji o odejściu od jedynej osoby, którą się w całym swoim życiu kochało, było jak rozpadnięcie się na atomy. Jakby mu krew wybuchła, jakby go rozerwało, jakby umarł i trafił d piekła, gdzie poddali go najgorszym torturom, a może tak właśnie było?
- Chciałaś wolności, to ją masz. - Rzucił jeszcze przez plecy wściekle, nie patrząc już nawet na nią. Nie mógł, to było za trudne. Może od miłości do nienawiści jest niedaleko,ale to nie znaczy, że to pierwsze uczucie wygasa. Wręcz przeciwnie. Angelo strasznie się teraz pogubił, ale wiedział jedno na pewno. Nie mogli już ze sobą być. Tego stało się po prostu już za dużo. Ona chciała, żeby razem przez to przeszli, a on pragnął już nigdy nie ujrzeć jej na oczy. Zaczął poważnie rozmyślać nad wyjechaniem z kraju... Tak było by lepiej. A może łatwiej?
Na pewno. Jak tylko przekroczył próg szpitala, znów go pierdolnęło. Jakby ktoś wsadził dłoń w jego klatkę piersiową i mocno ścisnął go za serce. Aż musiał oprzeć się o najbliższy słup, to zawał? Zamroczyło go, ból był przeszywający, prawie nie do zniesienia. Ciężko było mu oddychać, wpadł w panikę, usiadł, odchylił głowę, za którą się złapał i próbował złapać powietrze, a po jego policzku znów popłynęła łza. Pękł.
To był atak paniki. Pomogli mu się z tym uporać, nawet dostał leki uspokajające, które jakoś silnie na niego nie zadziałały, przez to że tyle ćpał. Jednak posiedział, uspokoił się i dopiero wyszedł, kiedy upewniono się, że na pewno wszystko z nim w porządku. Nawet pojechał do domu samochodem, wyłączając kompletnie myślenie przez całą drogę. Dopiero w domu piekło rozpętało się na nowo...

Gabrielle Glass
rozbrykany dingo
Twój koszmar
brak multikont
Królowa życia — śpiąca na pieniądzach
19 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
Wesoła ciamajda, z mnóstwem pomysłów. Spontaniczna, życzliwa, energiczna!
Poczuła jak jego dłoń wysuwa się spod jej ręki, jakby brzydził się jej dotyku, jakby ten go w jakiś sposób krzywdził. Pod palcami wyczuła szorstki materiał kołdry, choć lekarz zapewniał ją, że dostała pościel lepszego gatunku niż pozostali pacjenci. Pościel VIP, bo przecież była tu wcześniej stałym bywalcem, ojciec zostawiał tu dużo pieniędzy, każdy znał też pozycję Aresa Kennedy, każdy wiedział czyją laską jest blondynka.
Wpiła blade palce w materiał i zaczęła nerwowo obracać go w palcach, nie potrafiła sobie poradzić z tym rozdzierającym bólem, potrzebowała, żeby ktoś ją przytulił, zapewnił, że wszystko będzie dobrze, że wszystko się ułoży, że nauczą się z tym jakoś żyć, że sobie wspólnie poradzą i będą się wspierać w tych trudnych chwilach. Dobrze, że na jej palcu nie znajdował się pierścionek zaręczynowy, ani tym bardziej obrączka, bo gdyby w przysiędze padły słowa "na dobre i na złe, w zdrowiu i w chorobie..." to w tym momencie jedna z najważniejszych rzeczy w życiu w tym momencie zostałaby brutalnie pogrzebana, zmieszana z błotem, obsrana, wylano by na nią pomyje, miejskie ścieki i radioaktywne odpady.
Gabrielle drugą dłonią otarła zapłakane policzki, chcąc, choć na chwilę przestać płakać i dać oczom pół minuty odpoczynku od łez.
Wzięła głębszy oddech i zatrzymała go w płucach na dłuższą chwilę, nie mogła znieść tego chłodnego spojrzenia, takiego pełnego wyrzutów, oceniającego, ciskającego w nią niewidzialnymi nożami, jakby już mało cierpiała. Jasne kosmyki opadły jej na twarz a błękit oczu wydawał się gasnąć z każdym słowem mężczyzny. Zabił w niej całą nadzieję, że jeśli tylko będą chcieli to jakoś to razem zniosą. Oczywiście, że nie myślała, że wszystko wróci do normy, że wrócą do zwykłego życia jak gdyby nigdy nic się nie stało. Z tymi dziećmi umarła też jakaś część Gabrielle, odeszła bezpowrotnie, być może ten szczery, pełen ciepła uśmiech, te migoczące iskierki w oczach już nigdy nie wrócą. Miała wrażenie, że ktoś wypalił jej wnętrze grubym, rozgrzanym do czerwoności prętem i została jedynie pustą, całkiem ładną, ale teraz żałośnie wyglądającą skorupką, taką wydmuszką.
Słuchała tego co do niej mówił i robiło jej się słabo z każdym kolejnym słowem, puls przyspieszył sięgał już niemal 110 uderzeń na minutę, w głowie jej huczało, przed oczami stanęła ciemność. Nic nie rozumiała, kompletnie nic, czuła się teraz taka... zagubiona i wystraszona.
- Nie... Dlaczego... ja nic...- zaczęła się jąkać, uniosła na niego spojrzenie, w którym teraz był już tylko strach. Właśnie iścił się jej najgorszy koszmar ze wszystkich możliwych. Porzucenie, odrzucenie, zwał jak zwał... Zostawił ją, on naprawdę uważał, że to ona zabiła ich dzieci. To znaczy miał rację, tak było, ale nie przez wrotki tylko przez to jak bardzo była wybrakowana i bezwartościowa. Jak on mógł zostawić ją w takiej chwili? Teraz kiedy to potrzebowała jego siły, jego wsparcia, jego ciepłych, bezpiecznych ramion?
Nie była w stanie tego znieść, i jeszcze te słowa o wolności rzucone bez najmniejszego zerknięcia na jej kruche, słabe ciało. Gabi zamarła, została w pokoju całkiem sama, wśród pikających maszyn. Połamane serce zmieniło się teraz w proszek, już nic z niego nie zostało. Teraz nie było to cierpienie tylko przez utratę dzieci, ale i osoby, którą kochała bardziej niż samą siebie, niż cokolwiek na tym świecie, osoby, za którą oddałaby własne życie, jeśli byłoby trzeba. Jej świat się skończył, nie było w nim już miejsca na radość, uśmiech, żarty — nastał mrok, jakby ktoś wyłączył światło. Niejednokrotnie mówiła, że Angelo jest całym jej światem i nie mówiła tego tylko by to mówić, ona naprawdę nie widziała poza nim niczego innego, a skoro jego miało zabraknąć w jej życiu to, jakie ma ono sens? Z osobami takimi jak Gabi jest jeden problem: kiedy już kochają — kochają całą sobą i na zawsze, mocno, intensywnie, duszą, ciałem, sercem, wszystkim, co tylko możliwe. Taka miłość zdarza się tylko raz w życiu i nigdy nie ma szans na powtórkę. Chciała za nim pobiec, zacząć krzyczeć, że ma jej nie zostawiać, że nie ma prawa po tym wszystkim, zaczęła z siebie zrywać wszystkie kable, wyrwała sobie wkłucie, z którego zaczęła obficie lecieć krew, wstała z łóżka, zrobiła kilka kroków, była bardzo zdeterminowana, ale była też tak słaba, że ten wysiłek kosztował ją naprawdę dużo, bo zemdlała, uderzyła się w głowę o kant łóżka, i znów zaczęła krwawić z dróg rodnych. Momentalnie w sali znalazły się pielęgniarki i lekarze, żeby znów ją ogarnąć przez to co narobiła. Chwilę zajęło im ustabilizowanie jej stanu, był nawet taki moment, że myśleli, iż będą musieli nastolatkę reanimować, ale na szczęście obyło się bez tego, skończyło się tylko na ponownym krwawieniu, które szybko opanowali, podali dziewczynie silne leki uspokajające, bo gdy ta tylko odzyskiwała świadomość chciała iść szukać Aresa, żeby z nim porozmawiać. Zrobili jej tomografię komputerową głowy, żeby wykluczyć krwiaki, urazy i wstrząśnienie mózgu. Zajęli się nią naprawdę profesjonalnie, ale przez długi czas była mało kontaktowa, a gdy już udało się ją doprowadzić do jako takiego stanu używalności pozwolono jej zadzwonić po kogoś z bliskich i poinformować o wszystkim. Ludzie byli trochę zdziwieni, że Gabi została sama, nie miała żadnych ubrań, telefonu, została zostawiona na ich łaskę, albo niełaskę, ale oczywiście nikt tu nie chciał dla blondynki źle.
Dziewczyna cały czas miała nadzieję, że Angelo do niej wróci, że się opamięta, że następnego dnia stanie w progu z bukietem kwiatów, porwie ją w swoje ramiona i... Nic takiego się nie stało, ale był przy niej ojciec. Spędzał z nią dużo czasu, choć ona nie była zbyt rozmowna i chętna do interakcji, ale bardzo doceniała, że Bruce zwyczajnie jest, choć sam miał dużo obowiązków ze swoją kobietą i nowym dzieckiem o dziwo teraz to ją postawił na pierwszym miejscu. Dni mijały, a Angelo się nie pojawiał, Gabi czuła się totalnie opuszczona i porzucona, nawet rozmowy z psychologiem jej nie pomagały. Z trzech dni w szpitalu zrobił się tydzień, bo dostała wysokiej gorączki i jednak musieli jej zrobić łyżeczkowanie, bo okazało się, że macica sama się dobrze nie oczyściła. Podano jej antybiotyki na infekcję, zrobiono parę badań i dopiero jak to wszystko opanowali puścili ją z ojcem do domu z zaleceniami odpoczynku, wysypiania się, braku nerwów i zdrowego odżywiania się, tyle, że Gabi nie chciała nic jeść, najchętniej tylko leżała, gapiła się w sufit, tuliła bluzę Angelo, chłonąc jego zapach i rozpamiętując wszystkie cudowne chwile, jakie razem przeżyli, wszystko byle tylko nie myśleć o tym paskudnym cierpieniu i o tym, że to wszystko jej wina. Chciała zniknąć, chciała się unieżywić najlepiej, bo to nie było życie, nie bez niego. Wegetowała jak takie warzywko, w jednej z gościnnych sypialni w domu swojego ojca i jego nowej kobiety i nowego dziecka. Wydmuszka, emocjonalna wydmuszka, miała wrażenie, że przestała czuć cokolwiek.

Ares Kennedy

koniec
rozbrykany dingo
Gabi
ODPOWIEDZ