olimpijka w jeździectwie — właścicielka ośrodka jeździeckiego — hodowca koni
33 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
dotychczasowa królowa świata, której niczym jakieś upiorne domino sypie się wszystko - od niej samej zaczynając, przez zdrowie i spektakularną karierę, po najważniejsze małżeństwo. mimo wszystko kocha dicka (za) bardzo i oddałaby wszystko, by znowu go nie stracić.

Czasami zastanawiała sie, jak lekkomyślnie ludzie w ich otoczeniu zostawili ich samym sobie. Pewnie, te kilka lat wstecz to było doskonale wręcz urocze, że Richard miał być w jej bajce rycerzem na białym koniu, który będzie o nią dbał i walczył o honor, gdyby tylko zaszła taka potrzeba. Wszyscy więc w końcu mogli co najwyżej u d a w a ć zdziwionych, kiedy ci się w sobie zakochali, i owszem dosyć mocno kręcić na to nosem, ale finalnie nie zrobić z tym nic. Rzeczony potwór rósł sobie zatem zdrowo w siłę, utwierdzając ich w przekonaniu, że są sobie i rodziną, i przyjaciółmi, i - w końcu - partnerami czy kochankami, na przestrzeni czasu stawiając to nawet ponad rozstanie (olbrzymi błąd) czy wszelkie świętości (jej dziesięcioletni związek, olbrzymi błąd również). Byli swoim w s z y s t k i m, gotowi spalić kosztem tego i cały wszechświat. Toksyczne? Patologiczne? Im bardziej ktoś chciałby ich o tym przekonać, tym mocniej mógłby przekonać się o tym, że w s z y s t k o byli gotowi dla siebie poświęcić. Nie spodziewała się chyba jednak, jak rychło przyjdzie się jej o tym przekonać.
Zaśmiała się z jego słów, jak z jakiegoś zupełnie niedorzecznego żartu.
- Może po prostu są kobiety, które kręci taki romantyczny bełkot? - zapytała w odpowiedzi trochę retorycznie, wszak z miejsca załapała do jakiego typu dziewczyn pije w tym momencie jej mąż, a rodzaj relacji jakie owe uskuteczniały skutecznie cały romantyzm wykluczał. - Ale uważaj, bo jeszcze mi się odmieni i to dopiero się narobi - odwróciła głowę bokiem, tak by tą mądrością (groźbą?) podzielić się szeptem, idealnie przy jego uchu. Groźba jednak musiała być czcza, bo ledwo skończyła swoją wypowiedź, a lekko - i cóż, mocno zachęcająco - przygryzła płatek jego ucha, szybko obracając się tak by wrócić do swojej roli grzecznej i ułożonej panienki. Dobre sobie, seks tak szybko (bez szczegółów) i tak mocno (dosłownie i w przenośni) stał się nieodłączną częścią ich relacji, że mogła tak sobie co najwyżej żartować.
Zaśmiała się więc kolejny raz, kiedy Dick wspomniał o tym, do czego może się przydać.
- O ja naiwna... Przecież mogłam się spodziewać, że tak będzie, dasz palec a będzie chciał całą rękę i masz! Do domowych obiadów się przyzwyczaił - rozłożyła teatralnie ręce w bezradnym pozornie geście, z całkiem rozbrojonym uśmiechem rysującym się na twarzy. - Zrób mi tu najpiękniejszą kuchnię, a zacznę się poważnie zastanawiać nad przekwalifikowaniem na żonę na cały etat - zacmokała w jego stronę. - I, o Jezu, tyle mojego spokoju - zaśmiała się jeszcze, słysząc że naprawdę może stać się pierwszą ofiarą morderstwa tutaj.
Całkiem szczęśliwie się nie stała, za to powinna zaznaczyć w każdym możliwym miejscu - oczywiście dla potomnych lub całej reszty niedowiarków - że jej mąż, Richard Remington rozumiał fenomen romantycznych momentów i omal nie zaśmiała się po raz kolejny w uznaniu dla tej sytuacji.
- Który ślub - palnęła w odpowiedzi ni to twierdząco, ni to pytająco, szczerząc się przy tym jednak zadziornie. Machnęła jednak palcami lewej dłoni jak w Single Ladies, choć na palcu serdecznym nosiła i obrączkę, i pierścionek z ich poślubnych zaręczyn. - Ile lat czekałam? 20? 15? To i entuzjazm zdążył już opaść - zaśmiała się w głos, przytulając jednak do niego w najlepsze, a i zakręciła się tak skutecznie że go nawet delikatnie pocałowała, co by jasno zaznaczyć, że z tym entuzjazmem nie jest wcale tak najgorzej. Szczególnie kiedy jej mąż odwzajemniał ten pocałunek w t a k i sposób, że - dosłownie i w przenośni - miękły jej kolana. - OK, cofam - dosłownie wymruczała mu prosto w usta, ledwo odrywając swoje wargi od jego. Najwyraźniej jednak tym razem żadne z nich nie zależało się zbyt wcześnie wycofać, więc jeszcze bardzo na raty - co by się za bardzo od niego nie odrywać - rzuciła jeszcze: - Jesteś nieznośny. Mam jeszcze bardzo dużo pytań - które najwyraźniej musiały jeszcze chwilę na swój czas poczekać.
komendant — Lorne Bay Fire Station
34 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
komendant straży pożarnej, którego życie prywatne właśnie zaczyna się rozpadać po ujawnieniu jego dawnych grzeszków pod wpływem narkotyków
Przerobił już wersję z euforycznym przyciąganiem go do siebie i jednocześnie odrzuceniem. Dotyczyło to nie tylko jej rodziny, więc można było powiedzieć, że przywykł. W końcu i jego robiła mu swojego czasu jeszcze gorsze numery, więc nic dziwnego, że koniec końców przestał to w jakikolwiek sposób odczuwać. Mogli więc pomstować na to małżeństwo, na brak intercyzy, wzywać wszystkich świętych, by zlitowali się nad tą biedną dziewczyną i dali jej rozum, a jemu bezproblemowy rozwód. Nie zamierzał ich słuchać, ba, traktował to jako nieznośny, ale jednak biały szum. Tylko dlatego, że ze wszystkich ludzi na świecie Ainsley była osobą, która nigdy go nie odrzuciła.
To już samo w sobie dyskryminowało jakąkolwiek dyskusję na temat ewentualnego ich posłuchania i wylądowania w sytuacji, w której ponownie wróci do zapijania życia bez Atwood. Poprawka, on tylko bawił się w posypanie śniegiem całego swojego życia, zupełnie jak w tym niedorzecznym dowcipie, że zaczął brać kokainę, bo w Australii nie było śniegu.
Bardzo chciałby, żeby i na terapii grupowej trzymały się go tego typu dowcipy. Wtedy może by się uczciwie przełamał i chodził na nią odrobinę częściej.
- Znałem takie kobiety i nie polecam - jedną z jego ulubionych cech w tym całym związku oraz w małżeństwie był fakt, że nie musiał nigdy zanadto się krygować z tym, co akurat mówi. Nigdy nie udawał przed nią kogoś, kim nie był i jasne, były kwestie, które przemilczał i które miały położyć się olbrzymim cieniem na ich relacji, ale w takich drobiazgach pozostawał zawsze brutalnie szczery. - I jakby ci się faktycznie aż tak odmieniło - tu miał być przykład jego prawdomówności - to pewnie bym jednak musiał cię rzucić - dokończył z uśmieszkiem, choć przecież to było tylko gdybanie. Przecież przysięgał, że w zdrowiu i w chorobie, a podejrzewał, że faktycznie Ainsley musiałaby być chora na głowę, skoro miałaby zachowywać się jak jedna z tych dziewcząt, które budziły w nim politowanie.
Nie zamierzał jednak poddać się jej próbom naciągnięcia go na seks w tym zakurzonym miejscu, a przynajmniej sprawiał jak na razie wrażenie odpornego na takie zagrywki skupiając się na słusznym (według jego kolegów na służbie) miejscu dla żony, jakim była kuchnia.
- Jakie zachciało? A ty myślisz, że czemu do was tak często przychodziłem? Dla Grace. Ona mnie nie chciała i musiałem zająć się gówniarą - wystawił jej język i wiedział, że kolokwialnie rzecz ujmując powoli zaczynał prosić się o wpierdol.
Nie mógł jednak na to poradzić, że nawet po trzydziestce ze swoim brytyjskim poczuciem humoru znacznie bliżej mu było do zgryźliwego tetryka, a nie człowieka, który o latach spędzonych blisko z jedną kobietą wręcz pała do niej uczuciem. Dobrze, miłość tam była i trzymała się całkiem nieźle, ale śmiertelnie zanudziłby się z żoną, z którą nie mógłby sobie pożartować, bo połknęła kij. Całe więc szczęście, że w tym konkretnym przypadku zdecydowanie mógł tego uniknąć. Nie znaczyło to jednak wcale, że nie przewracał oczami, gdy już zaczynała dopytywać o ślub i zaznaczyła, że cały entuzjazm jej opadł.
- Ja myślę, że jakby mi przy tobie cokolwiek opadło, to nie mielibyśmy później problemów z romansem na boku - zauważył rozbawiony i oparł się ostrożnie o futrynę. Tutaj wszystko mogło rozlecieć się przy byle dotknięciu, a on nie zamierzał do tego dopuścić.
- Dobra, strzelaj z tymi pytaniami, póki jeszcze mogę się skupić - rozkazał, on miał ich też na pęczki, ale przecież i tak trzeba było najpierw spotkać się z rzeczoznawcą, architektem, jakimiś budowlańcami i dopiero powoli zacząć tworzyć przestrzeń, która miała stać się ich domem. I tak, Dick Remington również nie mógł się tego doczekać.
olimpijka w jeździectwie — właścicielka ośrodka jeździeckiego — hodowca koni
33 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
dotychczasowa królowa świata, której niczym jakieś upiorne domino sypie się wszystko - od niej samej zaczynając, przez zdrowie i spektakularną karierę, po najważniejsze małżeństwo. mimo wszystko kocha dicka (za) bardzo i oddałaby wszystko, by znowu go nie stracić.

Czasami miała wrażenie, że założenia ich bliskich (szkoda, że przy tym tak odlegle dalekich) w zupełności mijały się ze stanem faktycznym - i tak o ile naprawdę jej i Dickowi nie można było odmówić więzi tak mocnej, że wręcz niemożliwej do wymazania, o tyle dla całej reszty towarzystwa to była co najwyżej przelotna zabawa, która skończyć się mogła co najwyżej drobnym, towarzyskim skandalem. Cóż, przelotność tej zabawy na razie ciągnęła się właściwie całe ich życie i wcale nie zapowiadało się na spektakularne zakończenie. Choć, czyżby?
- Och, jaki uroczy czas przeszły - aż się z tego wszystkiego zaśmiała w głos. Cóż, Richardowi było wyjątkowo do twarzy w anturażu męża nie dość, że oddanego to jeszcze i wiernego, ale takiego zaangażowania - żeby wymazywać niczym gumką wszelkie znajomości z osobami płci przeciwnej - chyba nie była nawet w stanie się spodziewać. I chyba by zupełnie oszalała, gdyby choćby spróbował - śmiali się czasami z tych wszystkich pseudozwiązków, gdzie od momentu połączenia się wzajemnie w czymś oficjalniejszym, na oczy jednej i drugiej stronie wpadały jakieś klapki, uniemożliwiające jakiekolwiek zainteresowanie kimś trzecim. Zupełnie tak jakby samo bycie w związku z kimkolwiek wykluczało inne, zdrowe relacje z przedstawicielami społeczeństwa. Albo: - No co? Patrz, zawsze mogę rzucić pracę, stracić hobby czy olać wszystkich przyjaciół i rodzinę, i chcieć być tylko z tobą - siliła się na tak pseudoromantyczny ton, jaki tylko umiała w swojej ślicznej główce wygenerować. - Co w końcu mogłoby pójść nie tak? - dodała poważnie, trochę tak jakby serio brała taką opcję pod uwagę, choć jej prześmiewczy uśmieszek twierdził raczej jasno, że choćby miał się świat skończyć to nigdy nie będzie takiemu zachowaniu choćby bliska. Nawet w relacji, gdzie najchętniej wysłałaby całą resztę ludzkości na księżyc. Albo jakąś inną odległą planetę.
A kiedy Dick zaczął się śmiać z tego, że w pewien sposób została jego wyjściem awaryjnym, w teatralny sposób głośno wciągnęła powietrze, a do kompletu zrobiła przerysowanie zszokowaną minę. I pacnęła go trochę karcąco w ramię, trochę jak przepychające się dzieci.
- Okej, ustaliliśmy już w takim razie że Richard Remington lubi starsze - zaczęła, jak najbardziej nonszalancko. - I patrzcie go, on m u s i a ł. Straszne rzeczy, zaciąganie wtedy tej gówniary do łóżka musiało być dla ciebie wręcz traumatyczne - i omal z czułością nie poklepała go wspierająco po pleckach. Zamiast tego się cicho zaśmiała, bo przecież to nie było w końcu też do końca tak, że on był jakimś złym wilkiem, który ją kiedykolwiek do czegokolwiek namówił. Z Ainsley za to nigdy nie była grzeczna i pokorna owieczka, i może owszem, zaskakująco jak na parę bananowych gówniarzy (którą nadal są) wszystko mieli zaplanowane, ale pewnie gdyby jej ojciec dowiedział się jak mocno naglący był to temat, skróciłby Dicka o głowę już za same dobre chęci. - I hej, co to za szczucie mnie romansem? - w końcu do kogo jak do kogo, ale do silącej się na największą porzadność w swoim życiu Ainsley? Naprawdę? Uśmiechnęła się na koniec z pewnym rysującym się w tym zrozumieniem. Nigdy wcześniej specjalnie nie doceniał tego na głos, ale chyba nie było na świecie drugiej osoby, z którą potrafiłaby złapać taki kontakt, z którą żaden temat nie był straszny czy niewłaściwy. A inni i tak jej powiedzą, że wzięła sobie tego męża z przypadku. Dobre sobie.
- Teraz to już zapomniałam - fuknęła, jak obrażone dziecko ale później jednak uśmiechnęła się rozbrajająco i rzuciła kilka pierwszych: - Na cholerę nam taka ogromna działka? I w sumie tak duży dom - westchnęła krotko. - Co robimy z tym... - machnęła ręką w konkretną stronę. - stawem? To chyba staw? - dwa i pół na start to chyba nie za dużo, prawda? - I uważaj na tą futrynę, wygląda tak jakby najlepsze czasy miała za sobą - a i limit wypadków na dzień dzisiejszy mogliby mieć już wyczerpany.
komendant — Lorne Bay Fire Station
34 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
komendant straży pożarnej, którego życie prywatne właśnie zaczyna się rozpadać po ujawnieniu jego dawnych grzeszków pod wpływem narkotyków
- Jestem mężem, wizualnie każda kobieta dla mnie to monstrum - również skojarzył to sobie z ich dyskusjami na temat oczekiwań młodych mężatek czy kobiet w związku, które nagle zamieniają się w modliszki, gotowe odgryźć głowę partnera już na wstępie, gdy wędruje mu w stronę innych dziewcząt. Urodziwych czy nie, nieważne. Najważniejsze, że nie są jego żonami, więc z miejsca powinny wyłysieć i stać się dla męża niewidzialne. Bawiło go to niesamowicie, bo wiedział, że zdrada to akurat nadal kwestia wyboru, a nie okoliczności. W jego wypadku przecież miał ich bez liku i niejedna ofiara wypadku zostawiała mu swój numer, by swoim komendanckim okiem strzegł jej bezpieczeństwa, ale nigdy nie przerodziło się w to nic więcej. Skoro jakiś czasu temu zdecydował się na jedną i konkretną kobietę to starał się jej trzymać, nawet jeśli bywały chwile, gdy doprowadzała go do irytacji swoją niefrasobliwością w kwestii własnego zdrowia bądź przeciążała się za pomocą tych czterokopytnych bestii. Nie znaczyło to jednak, że zaraz wskoczy w łóżko jakiejś gościnnej w kroku przyjaciółki bądź zwierzy się dawnemu koledze od ćpania, że mu się nie układa.
Wybór.
Podobnie jak kokaina, ale akurat to brzemię ciążyło mu z każdym dniem bardziej niż jakakolwiek gorąca panienka (dosłownie, bo z pożaru), choć podejrzewał, że jego żona wolałaby już, żeby gubił wzrok za dwudziestolatkami niż woreczkiem z kilkoma gramami.
- Wiesz, najgorsze jest to, że większość facetów dalej podświadomie o tym marzy. Dobry obiad, posprzątany dom i zawsze gotowa kobieta w sypialni. Moglibyśmy spróbować - ale nie wytrzymał i sam wreszcie zaczął się z tego w najlepsze śmiać, bo Dickowi Remingtonowi można było zarzucić szereg rzeczy i większość z nich zapewne okazałaby się prawdą, ale zdecydowanie nie był człowiekiem, który wymagałby od niej zaprzedania swojego życia i wejścia w tryb Żony ze Stepford, nawet jeśli pociągające w tym byłoby ustawianie ją według własnego pilota.
Tak, był niepoprawny.
- Żebym to jeszcze musiał cię zaciągać do tego łóżka - zauważył z satysfakcją, bo dobrze pamiętał, że nawet będąc dziewicą to ona praktycznie się na niego rzuciła i do dziś był w stanie jej to wypominać bez końca, choć pewnie kolejne jego teksty groziły nieuchronnie, że to on stanie się tym trupem, od którego zaczyna się każda historia nawiedzonego domu. Z tego też powodu zamierzał kulturalnie zamknąć jadaczkę nawet na temat jej romansu, który jednak nagle w jakiś pokręcony sposób go ranił.
Właśnie dlatego, że po tym wszystkim Ainsley jak gdyby nigdy nic powróciła do planowania swojego ślubu jak z bajki, a on pierwszy raz w życiu czuł się tak wykorzystany i odstawiony w kąt jak niechciana zabawka. Poprawka, jego rodzice robili tak bez przerwy i choć zarzekał się jeszcze w myślach, że jego żony to nie dotyczyło, teraz poczuł, że się mylił. Nie był jednak biadolącym i rozczulającym się nad sobą chłopcem, a mężczyzną, więc machnął i na to ręką skupiając się na przyszłości. Ta zaś rysowała się całkiem rozkosznie z ogromną działką i stawem, który na pierwszy rzut oka należał do nich.
- Ja bym się tam przede wszystkim wykąpał nago, ale w takich miejscach znajdujemy sporo trupów, więc najpierw puścimy tam nurków i zobaczymy, co jest na dnie. Potem możemy kupić łódkę i będę twoim Noah, mogę nawet zafundować ci stado ptaków, tam były chyba łabędzie, nie? - nie pamiętał, ale powinien chyba częściej oglądać ten film, bo tam skurwysyn wybudował dom od zera, a jego obecnie przerażała futryna.
Nie zamierzał więc poświęcać jej więcej czasu niż to konieczne i przechylił się przez Ainsley, by otworzyć okno i zabić ten potworny zapach stęchlizny, który zawsze kojarzył mu się ze zmarłą babcią.
- To ja od poniedziałku biorę się za remont i będę ci informować na bieżąco - cóż, to był bardziej romantyzm w wykonaniu Dicka Remingtona. Mężczyzna był człowiekiem czynu, a nie słów.
olimpijka w jeździectwie — właścicielka ośrodka jeździeckiego — hodowca koni
33 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
dotychczasowa królowa świata, której niczym jakieś upiorne domino sypie się wszystko - od niej samej zaczynając, przez zdrowie i spektakularną karierę, po najważniejsze małżeństwo. mimo wszystko kocha dicka (za) bardzo i oddałaby wszystko, by znowu go nie stracić.

Uwielbiała pewien dystans do wszystkiego, który przydarzył się im w duecie na przestrzeni lat. W końcu tam gdzie większość kobiet doszukiwałaby się zniewagi, ona odnajdowała dla odmiany żart, najwyraźniej w formie takiego prywatnego, bo była pewna, że gdyby ten temat toczył się w większej grupie, zostaliby obrzuceni dość nienawistnymi spojrzeniami. Nie przejęła się tym wcale, w zamian śmiejąc się perliście.
- Jeśli są na ziemi kobiety, które nabierają się na taką śpiewkę - urwała, aby przez chwilę się jeszcze śmiać, a potem uspokoić, bo jakby na sprawę nie patrzeć to temat wymagał choć odrobiny powagi. - to ja już całkowicie tracę wiarę w ten gatunek - jakby zresztą do tej pory miała jej dużo. Prawda była prosta - Ainsley nigdy nie było po drodze z innymi dziewczynami, a innym dziewczynom z nią. Owszem, odnalazła swoją bratnią duszę (siostrę z innej matki? nie, to się rymowało tylko w przypadku innego ojca) w osobie Julii, ale to by było tyle w temacie zażyłych relacji z przedstawicielkami tej samej płci. Nie wciągała ich do swojego teamu, nie szukała sobie na siłę koleżanek, nie dla niej było miejsce w paczce trzymających się razem żon strażaków - choć te, owszem, próbowały ją swoim towarzystwem zainteresować. Może stąd wynikał też ten brak zrozumienia?
- Nie tylko facetów - poprawiła go, wzruszając ramionami obojętnie. - Te z dziesięć lat temu wypisali mnie w końcu ze szpitala, po czym dzwoni Grace, cała rozemocjonowana, gdzie po całej litanii jojczenia nade mną, chyba w ramach pocieszenia mówi, że nie ma tego złego, będę się mogła ustatkować, wyjdę za mąż za jakiegoś bogatego człowieka i wszystko będzie dobrze - zaśmiała się na koniec, wiadomo - priorytety panienek z dobrego domu ad XXI wiek. Złapała się też na tym, że to chyba ten dom tak na nią wpływa, że nagle wzięło się jej na odgrzewanie tematu wypadku, który do tej pory latami leżał gdzieś głęboko, skrzętnie zasypany innymi problemami, i wraz z okresem dochodzenia do pełnej sprawności, wykreślonym w ogóle z jej życiorysu. Czas na błyskotliwą zmianę tematu. - I całkiem nieśmiało zauważę, że dwa pierwsze może nie zawsze są moim udziałem, ale tak właśnie wygląda twoje życie, więc nie powinieneś narzekać - i nawet zaśmiała się z tej uwagi, bo może i nie mogła się pochwalić tym, że zawsze jest na miejscu, ale jej szanowny małżonek najwyraźniej wcale najgorzej to z nią nie miał.
- Wiadomo, ty taki porządny, że wzbraniałeś się przed tym rękami i nogami - odpowiedziała, podkreślając to kpiącym uśmieszkiem, bo jak to jednak pamiętała - a pamiętała dobrze! - to jego ręce były zajęte, i owszem, ale dosyć naglącym dostawaniem się pod jej ubranie.
Z całym tym ich romansem to było całkiem zabawne, jak mocno punkt widzenia może zależeć od punktu siedzenia. On mógł jej mieć za złe, że po wszystkim wróciła do swojego regularnego życia jak gdyby nigdy nic, czując się tym maksymalnie zranionym, a na nią w podobny sposób zadziałało to, że zostawił ją rano - trochę jak taką ulubioną zabawkę z przeszłości, która może i odpala w człowieku masę sentymentu, ale entuzjazm z powrotu do niej i ponownego jej posiadania jest chwilowy, wszak jest dużo lepszych i nowych, nie? Cały szkopuł leżał chyba w tym, że oni oboje dobrze wiedzą, że nie dość, że nie są w stanie przestać się kochać to jeszcze nie byliby w stanie funkcjonować z tym drugim, nie zawłaszczając go czy jej dla siebie. Może więc gdyby nie festiwal nienajlepszych decyzji, byliby teraz jakoś po piątej rocznicy?
Kiedy jednak mówił dalej, kiwała głową potakująco, z zupełnie rozbrojoną miną.
- Definicja mojego życia w dwóch zdaniach. Trupy, straż pożarna i Pamiętnik - kto inny doceniłby specyficzny romantyzm Richarda Remingtona, jeśli nie jego żona? - Nie oglądałam. Pamiętnika. I nie chcę wiedzieć jaki ciąg decyzji spowodował, że oglądałeś go ty - zaśmiała się w końcu w głos, bo mógłby jej teraz wcisnąć na temat tego filmu największy kit a ona potaknęłaby, przyznając mu rację.
- Będę informować cię na bieżąco zabrzmiało tak, jakbym miała mieć tu zakaz wstępu - i lekko łypnęła na niego badawczo okiem, bo akurat - dobre sobie - bardziej niż wysoce wątpliwe było, że ktokolwiek, nawet jej najdroższy mąż, byłby w stanie w jakikolwiek sposób ograniczyć rejon występowania huraganu Ainsley.
komendant — Lorne Bay Fire Station
34 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
komendant straży pożarnej, którego życie prywatne właśnie zaczyna się rozpadać po ujawnieniu jego dawnych grzeszków pod wpływem narkotyków
Z tego względu uważał ich za wyjątkową parę. Nie z każdą dziewczyną mógłby pozwolić sobie na takie żarty, nie każda by potrafiła zaakceptować jego czarne i skrajnie brytyjskie poczucie humoru i nie każda tak trafnie oceniała kobiecy gatunek, choć nie byłby sobą, gdyby nie pozwolił sobie na drobną uszczypliwość.
- Kotku - aż się zaśmiał z tego określenia. - Ty znasz niewiele kobiet. One wszystkie się ciebie boją - w zasadzie nie mógł nawet im się dziwić, bo gdy trafiało się na istotę tak piękną, utalentowaną i bogatą to większość bab obierała sobie cel dokopanie jej. Niewiele z nich jednak wiedziało, że Ainsley może i tak niewinnie wygląda, ale zdecydowanie nie ma niczego wspólnego z tą uroczą buzią. Mogła ich zniszczyć w mgnieniu oka, co wcale nie mu nie przeszkadzało. Ba, upatrywał to jako jedną z jej głównych zalet, bo nie zniósłby kobiety, którą musiałby się opiekować. Podejrzewał, że z roślinami miałby problem, a co dopiero z kimś gatunku żeńskiego. - I nie chcę cię przerażać, ale jako komendantowa masz obowiązki, podobno jakiś bal charytatywny - zamyślił się, bo ktoś mu o tym mówił, gdy zaczynał służbę na tym stanowisku, ale przecież wtedy nie był człowiekiem żonatym.
Dopiero teraz to do niego wróciło i musiał przyznać, że poczuł się odrobinę lepiej z tym odkryciem, zupełnie jakby zamiast braku jego serca wykwitło coś, co mógł nawet nazwać pewnym rozrzewnieniem, ale do tego typu emocji nie przyznałby się nawet wówczas, gdyby łamali go kołem młyńskim. Na razie chyba mu to jednak nie groziło, choć musiał się zaśmiać, gdy wyobraził sobie biedną Grace, która wreszcie uwierzyła w szczęśliwe zakończenie dla swojej panienki. Podła jędza wiedziała, że prędzej czy później się zejdą, a i tak pchała ją w ramiona kogokolwiek, kto uczyni z niej prawdziwą kurę domową. Właściwie chętnie pooglądałby ją w takiej roli, by potem bezczelnie zdjąć z niej fartuszek i pieprzyć ją w kuchni tego domniemanego męża.
Na samą myśl o tym, że podobne propozycje spotykają Ainsley w Londynie poczuł się mocno nieswojo i mało brakowało, a już zamknąłby ją w domu. Podstawą dobrego małżeństwa było jednak zaufanie (tak słyszał), więc tylko objął ją i ucałował w skroń.
- Jesteś nieznośnym bachorem. Nic się nie zmieniłaś od czasów, gdy ciągnąłem cię za warkoczyki - zauważył i pokręcił głową, bo jak dla niego ten dom był pełen grzybów i pleśni, co wpływało na nich tak, że zaczęli być dziwnie sentymentalni. Przynajmniej Dick, który jednocześnie zmagał się z widmem nadchodzącej katastrofy w postaci remontu, który miał zapewne zająć im całe wieki. Nie zamierzał jednak jej wtajemniczać w ogół swoich planów, bo dbał o jej karierę i choć tak, korciło go niesamowicie, by ją zatrzymać w domu i doprowadzić do momentu, w którym jego pokusa powrotu do nałogu będzie mniejsza, starał się jak mógł, by jej nie ograniczać. W końcu o kiepskich mężach też można było wydać całą książkę, a w kwestii partnerstwa Dick Remington przez lata był jedną, wielką, czerwoną flagą. Teraz jednak się nieudolnie starał, choćby z tymi romantycznymi filmami, więc przewrócił oczami.
- Dobra, miałem odwyk i wróciłem do domu. Nikt mnie nie chciał znać, nie miałem dziewczyny, pracy, bo byłem na przymusowym urlopie, więc siedziałem i katowałem to badziewie - przyznał i mógłby z pamięci jej zacytować większość filmów, jakie u normalnych ludzi wywoływały odruch wymiotny, a przy pozbywaniu się kokainy z systemu sprawdzały się wyśmienicie. I on wracał do skrajnie dziwnych czasów, ale wiedział, że i kiedyś o tym muszą porozmawiać, a czemu nie mieliby robić tego w atmosferze wspólnego domu i wielkich planów? To chyba było lepsze niż zapraszanie Ley na meeting, podczas którego jakaś grupa nawiedzonych modli się o siłę i cierpliwość. Dick tej drugiej nie posiadał za grosz i może dlatego już projektował w głowie jak to wszystko urządzi, choć tak, miała rację i wolałby jej tutaj nie widywać za często. Przynajmniej do czasu, gdy wszystko będzie skończone i ten dom nie będzie stanowić dla niej śmiertelnej pułapki jak dotychczas.
- Znając ciebie - a znał przecież najlepiej - to pewnie byś jeszcze coś złamała i z olimpiady nici, więc tak, masz zakaz - i nachylił się lekko, by wreszcie dłonią pacnąć ją w czubek nosa.
Gdyby wiedział, że wszystko przestanie być takie proste, nigdy nie wyszedłby z tego domu.

Ainsley Remington
olimpijka w jeździectwie — właścicielka ośrodka jeździeckiego — hodowca koni
33 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
dotychczasowa królowa świata, której niczym jakieś upiorne domino sypie się wszystko - od niej samej zaczynając, przez zdrowie i spektakularną karierę, po najważniejsze małżeństwo. mimo wszystko kocha dicka (za) bardzo i oddałaby wszystko, by znowu go nie stracić.

Prawie bezgłośnie powtórzyła za nim: kotku, po czym zaśmiała się cichutko. Nigdy nadmiernie nie zajmowała sobie tym głowy, ale gdyby musiała - musiałaby również przyznać Dickowi rację. Ainsley bowiem, owszem, rozsiewa wokół siebie aurę zupełnie nieszkodliwej, z całą tą swoją niedostępnością, nieprzystawalnoscią do reszty społeczeństwa, wycofaniem i brakiem konieczności bycia w centrum uwagi. Wydawała się być zwykle tak mocno niezainteresowana wszystkim jak tylko mogła - a to akurat było wierutne kłamstwo. Blondynka bowiem zwykle świetnie orientowała się we wszystkich wydarzeniach, ignorując tylko te, które nie wymagały choćby krzty zainteresowania. I tak jak mogła w Londynie na zimno, w białych rękawiczkach być odpowiedzialną za scancelowanie każdej jednej, nadmiernie zainteresowanej występowaniem na orbicie Adama (choć pewnie prędzej na jego kolanach), tak też później tu na miejscu zupełnie nie przejąć tym, że równie dobrze w momencie wracania do niej, Dick mógł kogoś mieć, i ta biedna dziewczyna płakała potem bardzo. O mało aż nie wzruszyła do tego obojętnie ramionami, ale przecież co miałaby jej powiedzieć? Że przeprasza, ale ona tylko wróciła po swoje? A może próbować wytłumaczyć, że to biedne dziewczę niczego nie zrozumie, ale i tak nigdy nie byłaby szczęśliwa? Litości, Ainsley nie była a ż t a k podła.
- Wiesz, do tej pory zakładałam, że to raczej kwestia tego, że nie mam z większością kobiet zbyt wielu wspólnych tematów - zaśmiała się lekko. - Ale tak, może być w tym sporo racji - dokończyła z uśmieszkiem tak przebiegłym, jak tylko być mógł. Z drugiej jednak strony może powinna zrobić swojemu szanownemu małżonkowi właśnie wykład o tym, że większość kobiet, które spotyka nie ma w sobie na tyle samozaparcia, by potrafić być drugiej stronie wsparciem, a jedynie wytykać i oceniać. To jej samej wiecznie obrywało się za empatię na poziomie orzecha (poprawka: jej zupełny brak), ale jakoś razem z Julią potrafiły stworzyć relację opartą na wzajemnym wsparciu i byciem największą fanką tej drugiej, prawda? To powinno dawać do myślenia.
Sama jednak nie miała czasu nadmiernie w tej chwili myśleć, choć powinna raczej bardziej trzeźwym okiem spróbować ocenić, czy jej mąż żartował, czy też może nie:
- Przepraszam? - aż chyba lekko pisnęła. - Rozumiem, że przez... - urwała, by w głowie oszacować czas. - ...przez dziewięć miesięcy nie znalazłeś choć chwili czasu, by mi o tym powiedzieć? Co za zajęty człowiek - pokręciła głową z niedowierzaniem, i choć minę w tym momencie miała raczej nietęgą - rok się w końcu miał już ku końcowi, a nie dopiero się zaczynał - mimo wszystko lekko się z tego wszystkiego zaśmiała, choć pewnie bardziej z samego określania jej komendantową. To musiało w jakiś pokręcony sposób być nawet trochę zabawne, że pewna część lokalnej społeczności (wszak usłyszała to już więcej razy, niż choćby zakładała) uważa wyjście za mąż za miejscowego komendanta straży, za większy wyczyn czy zaszczyt niż złoty medal olimpijski. Ainsley jednak nigdy nie należała do osób, które będą się domagać rozpoznania przez kogokolwiek, przyjmowała więc te komentarze jedynie z minimalnym uśmiechem, ucinając tym samym temat i nie wpuszczając nikogo nadmiernie do swojego życia prywatnego.
- Odbieram to jako komplement - odwinęła się dość szybko za tego nieznośnego bachora, ale uśmiechnęła się cwanie pod nosem i obróciła tak, by być do niego przodem: - Ale teraz uważaj, będzie nawzajem: uczę się, skarbie, od najlepszych - a jeśli Richard Remington nie był w tym temacie niedoścignionym wręcz wzorem, to ona nie wiedziała kto mógłby być lepszy. Wyciągnęła się lekko, by cmoknąć go przelotnie w usta, po czym odwróciła się na pięcie i jak gdyby nigdy nic zaczęła powoli oddalać,w celu dalszej oceny w jak wielkie bagno właśnie wpieprzają się tym domem, i by siać dalsze dzieło zniszczenia. Co prawda zapewne na samej sobie, ale zawsze.
Odwróciła się jednak gwałtownie, stawiając oczy w słup. Miała naprawdę porządnie rozbudowaną wyobraźnię, ale jej najdroższy mąż, samotnie, na trzeźwo oglądający Pamiętnik wykraczało nawet poza nią.
- Wystarczyło zadzwonić - zaśmiała się w końcu, ale miała wrażenie że nawet jakikolwiek - a nie najłatwiejszy to x czasu temu wstecz - kontakt z nią był lepszym pomysłem niż zakopywanie się w ulubionym dramacie/romansie (ona serio tego nie oglądała) wszystkich kobiet świata. I pewnie nawet rozwinęłaby przed nim cały wachlarz plusów jej propozycji - a w końcu kto jak nie on mógł wiedzieć, jak zwykły kończyć się ich jakiekolwiek kontakty w trakcie tej ich nieszczęsnej przerwy - ale zamiast tego teatralnie oburzyła się, słysząc jego następne słowa:
- Nie ma strachu. W Tokio... - urwała. - Nie, nieważne - zaśmiała się lekko, sugerując, że to miałoby być takie wielkie nic. Przecież gdyby mu powiedziała, że całą ostatnią olimpiadę przejechała z pękniętą kością ręki (ręki niezbędnej by w jeździectwie utrzymywać wodze, więc z taką kontuzją wyeksploatowanej do cna), to zamknąłby ją co najwyżej w jakieś wysokiej wieży na samym końcu świata, bo zapewne tylko to byłoby w stanie zapewnić jej bezpieczeństwo.
Gdyby wiedziała, że wszystko przestanie być takie proste, przystałaby na to bez mrugnięcia okiem.

< k o n i e c <3 >
ODPOWIEDZ