Bezrobotny — -
32 yo — 183 cm
Awatar użytkownika
about
Emerytowany rockmen, który kilka miesięcy temu wrócił do Lorne Bay.
Nieprzyjemny dupek. Oddany przyjaciel. Gorący kochanek.
Wszystko było nie tak w tym Lorne Bay.
Powietrze śmierdziało jakby bardziej, a ludzie wciąż byli zaściankowi, no i ta gospodarka jakby lepsza, ale wciąż zdechła. Przyjechał tu niecałe dwa tygodnie temu, a czuł się, jakby był tu dwa lata. Wkurzało go to, że świat się zmienił, ale ta wiocha nie. Wszystko poszło do przodu, ale tutaj wszystko stanęło w miejscu. Wszystkie te gęby takie same, nic się nie zmieniło, wszyscy chodzili jak w letargu, niczym żywe zombie. Bez pomyślunku, byle jakoś przeżyć do kolejnego dnia i tak w kółko.
Christian miał ochotę każdemu dać w mordę.
A może po prostu nie cieszył się z powrotu do domu.
Zniknął na osiem lat i ledwo utrzymywał kontakt z bliskimi. Nowy świat wessał młodego chłopaka ze wsi jak gąbkę; stracił poczucie czasu i trochę rzeczywistości, gdy światła reflektorów na niego padały, a tłum śpiewał wraz z nim. A grał o wszystkim, co go wkurwiało (choć tego wystarczyłoby jeszcze na co najmniej dziesięć albumów) – o wolności i nędzy, o korporacjach, które wysyłały dusze nie tylko z ludzi, ale także z Matki Ziemi i całej reszcie. Nawet zdarzyło mu się nagrać jedną piosenkę o miłości, bo gdy pierwsza adrenalina zeszła to poczuł się samotny. Choć cały czas towarzyszył mu zespół i zakochany tłum, był samotny, jak pustelnik. Najbardziej na świecie. Tęsknił za Rayem i za uczuciami, które im towarzyszyły. I choć nie brakowało osób, które traktowały go jak Boga, nigdy więcej nie poczuł tego, co czuł przy swojej pierwszej miłości. Wkrótce i do tego braku przywykł i jakby przestał go zauważać. Zastąpiły go szybki seks, dzikie koncerty, picie alkoholu i niewielkie łamanie prawa.
Kto by pomyślał, że nie będzie trwało to wiecznie.
Ciasno było w rodzinnej przyczepie i choć kochał rodzinę to musiał od nich odetchnąć. Dlatego siedział teraz na krześle ogrodowym, który zakosił sąsiadowi w pobliżu (przecież nie będzie zasuwał przez miasto z krzesłem, no bez przesady), puszczając z projektora z telefonu (tych nie ukradł) film o czarownicach. Puszczał je z boku ściany opuszczonego budynku, blisko lasku, żłopał piwko i niemal poczuł się trochę lepiej.
Był środek lata i tylko noce przynosiły ulgę. Siedział w przetartych spodenkach i klapkach, a koszulkę z napisem „Fuck world” czy innym inspirującym napisem, niechlujnie przerzucił przez oparcie. W prawej ręce papieros i w lewej piwko. Czas leciał swoim tempem, gdy nagle usłyszał syreny. Lekko się zdziwił, bo w tym miasteczku nigdy nic się nie działo, ale postanowił to zignorować i odpalić kolejnego papierosa. Jednak, sygnał syren był coraz bliżej, aż światła nadjeżdżającego samochodu oślepiły go po twarzy. Skrzywił się i zasłonił oczy dłonią z papierosem, aż lekko skręcili, kierując światło gdzieś obok. Ku jego zdziwieniu, nie pojechali gdzieś dalej, tylko wysiedli. Christian nie widział najlepiej ich twarzy, dalej oślepiony mocnym światłem.
- Nie widziałeś pan gdzieś og… - przerwał, gdy zauważył płonące wiedźmy. Wirtualny ogień pokrywał całą ścianę, a wrzaski z kiepskiej jakości urządzenia brzmiały kiczowato. – Serio?
Christian spojrzał to na wóz strażacki, to na swój film i łącząc kropki w całość, wybuchł gromkim śmiechem. Zaciągnął się papierosem z głupkowatym uśmiechem.
- Dołączacie, czy mogę wrócić do oglądania filmu? Teraz dzieje się najlepsza akcja – zapytał sarkastycznie, gdy powoli wypuszczał dym. - I wyłączcie te światła, bo gorzej widać.
- Sam tu siedzisz? – zapytał jeden ze strażaków, na co dostał obrót oczami, bo co go to interesowało? Na randkę chciał go zaprosić?
- Nie, z twoją córką – prychnął. – Widzisz tutaj kogoś jeszcze? - Ostatnie słowa powiedział już ciszej, bo w końcu wzrok przyzwyczaił się do nieoczekiwanej jasności i zauważył kogoś, przez kogo musiał z wrażenia usiąść ponownie na plastikowym krześle. Wyglądało to, jakby wszystkich olał, ale prawdę mówiąc, trochę zmiękły mu kolana, bo jasne, minęło osiem lat, ale nigdy nie zapomni tej twarzy.
Ray O'brien.

Ray O'Brien
powitalny kokos
SuperKaro
starszy inspektor — lorne bay fire station
36 yo — 189 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea

Ray nigdy nie wyleczył się z Christiana. Nie umiał. Próbował o nim zapomnieć, spotykał się z innymi ludźmi, ale poza krótkotrwałymi związkami i jednonocnymi przygodami nie był w stanie stworzyć z nikim niczego poważniejszego. Z jednej strony - nawet nie chciał, nie próbował przesadnie, bo czuł, że to już nie byłoby to samo. Z drugiej z kolei - bał się, że jeśli znów zaufa i pokocha, to znów zostanie wystawiony w taki sam, okrutny sposób, jak zrobił to z nim Chris. Jego wyjazd złamał mu serce i choć po części Raymond rozumiał, że chłopak gonił za swoimi marzeniami, to jednak nie mógł się pogodzić z tym, że wybrał muzykę ponad ich związek. Dla niego było to niepojęte i co tu dużo ukrywać - miał do niego o to duże pretensje.

Praca pomagała mu trzymać się w ryzach. Lubił to, co robił, a już zwłaszcza odkąd piastował wyższe funkcje w straży pożarnej i jego praca nie ograniczała się wyłącznie do jazdy na akcje. Sporo czasu spędzał też przy papierkowej robocie, zajmując się wydatkami, kosztami, fakturami, sprawozdaniami i całą masą rzeczy, które musiał ogarniać jako zastępca komendanta. Podobało mu się to, naprawdę sprawiało mu to frajdę i przynajmniej czuł, że te jego studia wcale nie poszły na marne. Czasem żałował, że poszedł na taki a nie inny kierunek, ale z drugiej strony... to na tych studiach poznał Christiana. Cóż, może w pewnym sensie dlatego właśnie żałował, przynajmniej po części?

Nie na wszystkie akcje jeździł, ale czasem chłopaki zgarniali go ze sobą, gdy padało przypuszczenie, że pożar może być dość poważny - no, albo w ogóle że stało się coś poważniejszego, niekoniecznie pożar, bo przecież nie tylko do pożarów jeździła straż. Tym razem pojechał, bo usłyszał, że w grę wchodził najprawdopodobniej pożar lasu, a w każdym razie tak brzmiało zgłoszenie spanikowanej staruszki, która do nich zadzwoniła. Nie zastanawiał się specjalnie i mimo później godziny szybko wskoczył w mundur i zapakował się z chłopakami do wozu. Być może gdyby wiedział co go czeka później i kogo spotka to nie fatygowałby się z nimi... a może mimo wszystko postanowiłby przyjechać?

- Nie wierzę - wymamrotał pod nosem, patrząc na siedzącego na krześle z fajkiem i piwem chłopaka. W pierwszej chwili nawet go nie poznał, bo nie przyglądał się twarzy, bardziej rzucał mu się w oczy projektor, na którym... - Czy to wiedźmy? - rzucił trochę głupkowato, parskając przy tym śmiechem i wyciągając rękę w stronę obrazu na projektorze. Jeden ze strażaków rzucił mu posępne spojrzenie, zupełnie jakby nie uważał, że było w tym cokolwiek śmiesznego. No cóż, jego tam bawiło, ok?

Dopiero później, po której wymianie zdań pomiędzy strażakami a człowiekiem będącym przyczyną niesłusznego wezwania straży, Ray zorientował się z kim miał do czynienia. Z wrażenia zakręciło mu się w głowie, ale przez jakiś czas nie odzywał się, nie chcąc wzbudzać w chłopakach jakichś większych podejrzeń.

Ostatecznie, po krótkiej chwili milczenia, które zapanowało w pewnym momencie, rzucił:

- Wracajcie do remizy. - przyjrzeli mu się uważnie, trochę zaskoczeni.

- A szef...? - zapytał jeden z nich, na co Ray jedynie pokręcił głową i uniósł rękę, uciszając go.

- Poradzę sobie. Jedźcie. Zabierzcie to, jeśli możecie - zdjął górną część kombinezonu i oddał go im razem ze swoim kaskiem, uznając, że tutaj raczej nie będzie tego potrzebował. Został jedynie w białej koszulce na ramiączkach i spodniach od strażackiego uniformu.

Strażacy, nieco zakłopotani tą dziwną sytuacją, pożegnali się jakimś niezrozumiałym słowem rzuconym praktycznie chórem (być może było to po prostu "do widzenia") i zapakowali się do wozu, chwilę później odjeżdżając. A Ray... Ray po prostu tak stał jeszcze przez jakiś czas, nie bardzo wiedząc co powiedzieć ani co ze sobą zrobić. Ostatecznie przeczesał włosy palcami i westchnął cicho, zanim się odezwał.

- Co tu robisz, Russo? - oho, po nazwisku. Najwyraźniej nie był w stanie wypowiedzieć jego imienia, obawiając się, że głos zdradzi za bardzo wszystkie uczucia, które nadal były w nim równie żywe jak te osiem lat temu.

Christian Russo

Bezrobotny — -
32 yo — 183 cm
Awatar użytkownika
about
Emerytowany rockmen, który kilka miesięcy temu wrócił do Lorne Bay.
Nieprzyjemny dupek. Oddany przyjaciel. Gorący kochanek.
Christian miał trzydzieści dwa lata, ale nigdy nie nauczył się radzić sobie z emocjami. W ich tłumieniu osiągnął poziom eksperta, aż stały się nierozpoznawalne i wręcz ostentacyjnie zignorowane przez samego właściciela. Tylko wkurwianie się szło mu dobrze. Nie myślał za wiele, gdy wyjeżdżał z miasteczka; był młodym chłopakiem z Lorne Bay, który dostał niepowtarzalną szansę. Zatęsknił za Rayem dopiero, gdy emocje zdążyły opaść, bo przyzwyczaił się do ogromu świata i jego możliwości i w końcu dotarło do niego, jak bardzo czuł się samotny nawet wśród tłumów. Wtedy napisał całą jedną miłosną piosenkę i choć nigdy nie padło imię O’briena, było wiadome, że była skierowana do niego. Wyjeżdżając, zostawił za sobą ogromną część duszy, którą zapełniał szybkim seksem, używkami i koncertami, które organizowali jak szaleni, krzycząc wściekli na świat, który staczał się coraz bardziej.
Wybrał osobistą wendetę nad miłością do Raya, nie ulegało to wątpliwości.
Gdy zorientował się, że miał go kilka kroków od siebie, ścisnęło go w żołądku. To dziwne uczucie popił piwem, jakby chciał je wypłukać, pozbyć się go, bo było zupełnie nieproszone. Wyglądał na zupełnie niezainteresowanego i bardzo zrelaksowanego, ale zerkał kątem oka i przede wszystkim, słuchając swojego byłego kochanka, nie trzeba było być geniuszem, żeby wywnioskować, że chyba musiał sporo osiągnąć, skoro mógł rozstawiać swoich kolegów po kątach. Nie próżnował przez te osiem lat.
A przede wszystkim, był tak samo gorący, jak przed wyjazdem. A może teraz nawet bardziej, bo jego twarz jeszcze bardziej zmężniała, a oczy nabrały ostrzejszego wyrazu. No i te mięśnie, które seksownie rysowały się na ramionach, gdy pozbył się części munduru.
Nie potrafił się skupić na filmie, ani na byciu wyluzowanym. Dopiero, gdy żar z papierosa zaczął parzyć go w palce, zauważył, że już nie miał co palić. Rzucił peta na ziemię i dokładnie zdeptał go glanem. Mężczyzna zadał pytanie, a w odpowiedzi dostał odgłos zgniatanej puszki, która podzieliła los peta. Dopiero po tej hałaśliwej czynności, odpowiedział:
- Oglądam film. Nie spodziewałem się gości, więc nie mogę zaoferować ci krzesła – oznajmił, jak zwykle tym zaczepnym tonem głosu. Z łatwością można było sobie wyobrazić, jak uśmiecha się tym swoim… uśmieszkiem; jeden kącik wyżej od drugiego w ironicznym wyrazie pełnych warg.
Oczywiście, wiedział, że ten nie o to pytał. Unikał prawdziwej odpowiedzi, której nie w smak było mu udzielić. Odwlekał to w czasie, a kiczowaty wrzask płonących wiedźm wcale nie polepszał atmosfery; film leciał, ale nie wzbudzał już takiego zainteresowania, choćby dlatego, że miał obecnie towarzysza, którego spotkać się co prawda spodziewał, ale na pewno nie dzisiaj. Trochę podpytał i wiedział, że ten cały czas był w mieście. Spotkanie było nieuniknione.
Westchnął ciężko i wyciągnął kolejnego papierosa, którego zaraz odpalił. Prawdopodobnie, palił znacznie więcej niż przed wyjazdem.
- Mieszkam. Wróciłem, Ray.
Trzy słowa, ale jaka była ich siła! Bo co to oznaczało? Wrócił do Lorne Bay, to pewne, ale na jak długo? I czy tylko do miasteczka, czy może też do... niego? Prawdę mówiąc, nawet sam Christian nie do końca wiedział. Od momentu, w którym tutaj wrócił i zapukał w drzwi domku swojej ciotki, przewracając życie rodziny Russo do góry nogami, błądził jak kot, który dodatkowo pakował się w kłopoty.
Wyciągnął paczkę papierosów w jego kierunku, a wraz z tym ruchem ręki odwrócił w końcu głowę, patrząc na mężczyznę otwarcie. Trochę rzucał mu wyzwanie, ale był też ciekawy. I, patrząc na napięte mięśnie gołej klaty, w razie czego gotowy na oddanie prawego sierpowego.
- Chcesz? – Mówił o fajkach, oczywiście.


Ray O'Brien
powitalny kokos
SuperKaro
starszy inspektor — lorne bay fire station
36 yo — 189 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea

Czy Ray był zły? Nie, chyba już nie. Wściekał się na Christiana wiele razy przez te osiem lat, wiele razy wyklinał go zarówno w myślach jak i na głos i chyba już zdążył się pozbyć całej swojej złości, jaką do niego żywił. Teraz, widząc go, czuł wiele rzeczy, ale nie złość. Czuł... tęsknotę, na pewno. Tęsknotę za tym, co było kiedyś między nimi. Za smakiem jego ust, za tymi pięknymi oczami, w których tak lubił tonąć. Za tym, jak Christian z łatwością potrafił go uspokoić, gdy coś go wkurzało albo dołowało. Miał wiele zalet, za którymi można było tęsknić. Co poza tęsknotą...? Chyba żal, ale nie przechodzący w złość. Po prostu żal, że to, co kiedyś było między nimi, już nie istnieje. Był też zaintrygowany jego obecnością w miasteczku i choć nie do końca wiedział co o tym wszystkim myśleć, to postanowił podejść do tematu z otwartą głową. Zwłaszcza, gdy chłopaki już odjechali, a on i Russo zostali sami. No, nie licząc krzyków wydawanych przez płonące wiedźmy, ale one akurat nie były zainteresowany ex kochankami.

Prychnął krótko, słysząc odpowiedź mężczyzny dotyczącą oglądania filmu. Wiedział, że ten nie mówił serio, widział po nim, że się drażnił. Akurat przez okres, kiedy byli razem, zdążył poznać go na tyle, żeby wiedzieć takie rzeczy.

- Obejdzie się bez krzesła, dzięki - odpowiedział dość spokojnie, uznając, że atakowanie go nie ma w tym momencie sensu. Naprawdę, nie był już zły; chyba dojrzał na tyle, żeby poukładać sobie w głowie wszystko to, co się wydarzyło. Nie było to łatwe i dość mocno pomógł mu w tym Saul, który go wspierał, choć oczywiście nie musiał, zwłaszcza zważywszy na ich wspólną przeszłość.

- Wróciłeś... - powtórzył po nim, nie kryjąc zaskoczenia w głosie. Westchnął krótko i zmierzwił włosy palcami, po czym sięgnął po papierosa, częstując się wyciągniętą przez chłopaka paczką. Włożył fajka pomiędzy wargi, pożyczył od niego zapalniczkę i odpalił papierosa, zaciągając się mocno dymem, po czym oddał mu zapalniczkę i oparł się ramieniem o pobliskie drzewo, chyba potrzebując teraz jakiegoś wsparcia. Ta sytuacja nie była dla niego łatwa i nawet coś takiego jak lekkie oparcie o drzewo mocno ułatwiało życie, serio.

- Co to właściwie znaczy? Na ile? Na tydzień, na miesiąc... a może rok? - nie starał się brzmieć niemiło, ot, po prostu brzmiał, jakby zagajał rozmowę. Widać jednak było po nim, że nie przychodzi mu to łatwo. Przesunął wzrokiem po sylwetce chłopaka, jakby oceniał jak bardzo ten się zmieniał i westchnął krótko. Cholera, nadal był przystojny i uroczy, przeklęty Russo. Znów się zaciągnął i wypuścił dym nosem po dłuższej chwili, wolną rękę wsuwając do kieszeni spodni.

Christian Russo

Bezrobotny — -
32 yo — 183 cm
Awatar użytkownika
about
Emerytowany rockmen, który kilka miesięcy temu wrócił do Lorne Bay.
Nieprzyjemny dupek. Oddany przyjaciel. Gorący kochanek.
Christian nie chciał wracać. Nie miał takiego zamiaru. Czy było to okrutne? Wobec Raya, jak najbardziej. Nawet po tylu latach wciąż było mu za ciasno w Lorne Bay i gdyby dostał propozycję trasy koncertowej, wybyłby z tego zadupia szybciej nim ktokolwiek zdążyłby wypowiedzieć jego imię. Niestety, po rozpadzie zespołu nie miał innych alternatyw i tak siedział w lesie i oglądał horrory z piwem w jednej dłoni i papierosem w drugiej.
Po tym, jak Ray zdecydował się poczęstować papieroskiem, schował paczkę do kieszeni i zamilkł, bo co miał powiedzieć? Wiedział, że nie potraktował go sprawiedliwie i czasami tego żałował. Dokładnie w tych chwilach słabości zwykle myślał, że ktoś inni go dotykał, zabawiał i to doprowadzało go do furii. Prawdopodobnie, te uczucia nie osłabły nawet po ośmiu latach, ale teraz miał szczęście nie skupiać się na tym. Oddychał. Głęboko. Luz, chill, rock’n’roll.
- Przeszedłem na emeryturę. Nie słyszałeś? O rozpadzie zespołu było dość głośno.
Nie, żeby oczekiwał po Rayu, że lajkował wszystkie ich strony internetowe i wydarzenia, ale byłoby miło, gdyby to robił. Jakby nie patrzeć, na scenie i w łóżku był naturalsem i w obu dawał czadu.
Zaciągnął się głęboko i po chwili wstał z plastikowego krzesła, bo jednak siedzenie nie było najlepszą opcją, gdy nie czuło się najbardziej komfortowo. Wolał mieć Raya na wysokości oczu, a nie, żeby patrzył na niego z góry. Gdy oboje stali, te ledwie kilka centymetrów różnicy nie robiło większej różnicy.
- Dlatego, póki co nigdzie się nie wybieram.
Zbliżył się do niego na długość ręki, bo chyba jednak nie będzie bójki, choć gdzieś tam wolałby, żeby dali sobie po mordzie i napili się piwa po, niż nadal tkwić w tej niezręcznej atmosferze. Może dlatego zrobił to, co zrobił. Pozwolił sobie położyć dłoń na konarze drzewa, tuż obok jego głowy, zbliżając się bardziej, niż wypadało. Ray mógł poczuć zapach dobrze znanych mu perfum, zmieszanych z zapachem średniej jakości tytoniu i wypitego piwa.
- Nie mów, że tęskniłeś? – Zaciągnął się dymem i puścił dym obok przystojnej głowy Raya.
Odepchnął się od konara, ostatecznie decydując się trzymać rączki przy sobie, ale wciąż był blisko. Niemal można byłoby pomyśleć, że te osiem lat nigdy nie istniały i wszystko wróciło do normalności, przynajmniej w umyśle Christiana. Oczywiście, nie była to prawda.
- Saul nie pochwalił się, że awansowałeś na taką szychę. Gratulacje. Ciężko pracowałeś. Może jednak coś się zmieniło na tym zadupiu.
I korzystając z tego, że jeszcze nie oberwał, pozwolił sobie, tym razem z bliska, zmierzyć go sobie z dołu do góry i uśmiechnął się, ponownie zaciągając się papierosem.
- Ale jednak, niektóre pozostały bez zmian.
Ray O'Brien z bliska pozostawał przystojnym skurczybykiem. Może nawet bardziej.



Ray O'Brien
powitalny kokos
SuperKaro
starszy inspektor — lorne bay fire station
36 yo — 189 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea

Czy Ray żałował tego, że Christian wyjechał? Oczywiście, że tak. Czy był na niego zły? W tym momencie już nie, ale przez kilka pierwszych lat wyklinał go za to w myślach. Czy to znaczyło, że nie rozumiał jego decyzji? W pewnym sensie rozumiał, bo wiedział doskonale, że Russo chciał być muzykiem z prawdziwego zdarzenia, chciał grać z kapelą i zarabiać gruby hajs, chciał być uwielbiany i chciał, żeby fanki krzyczały jego imię pod sceną. Rozumiał to, naprawdę i teraz - po latach - był w stanie powiedzieć, że szanuje jego decyzje. Że poszedł za głosem serca i te sprawy. Szkoda tylko, że serce Christiana nie było w stanie jednocześnie mieścić i Raya, i muzyki.

- Coś tam słyszałem - wzruszył lekko ramionami. Skłamałby mówiąc, że kompletnie nie interesował się tym co działo się w życiu Russo, więc czasem googlował co się dzieje w jego życiu - a bardziej w życiu zespołu i nie umknęło jego uwadze to, że jakiś czas temu zespół się rozpadł. Czy było mu przykro? Właściwie poniekąd tak, chociaż to dość skomplikowane. Żałował, że Christian nie ma już kapeli, z którą mógł podbijać świat, ale nie było to dla niego coś niespodziewanego. Zespoły się rozpadały, członkowie się kłócili, taka kolej rzeczy.

Zmrużył oczy, gdy chłopak zbliżył się do niego i oparł dłoń o konar drzewa. Nie skomentował tego, że "póki co nigdzie się nie wybiera", bo niby co miał powiedzieć? Chyba nie znalazłby w tym momencie niczego odpowiedniego, co powinien był wypowiedzieć na głos. Czasem lepiej przemilczeć.

- Niczego takiego nie powiedziałem - wywrócił oczami, nie chcąc przyznać się do tego, że tęsknił, ale zapewne było to po nim widać. Było coś we wzroku Raya i w tym, jak jego ciało napięło się w momencie, gdy Russo się do niego zbliżył. To był ten rodzaj tęsknoty, który ciężko nawet ująć w słowa.

- Nie powiedziałbym, że jestem szychą, więc nie wiem czy Saul miał o czym opowiadać - westchnął krótko. Wiedział, że mieli kontakt, więc niespecjalnie go te słowa zdziwiły, ale chyba wolał nie drążyć tematu Saula z Christianem. Jeszcze by wyszło, że sypiał ze swoim byłym, a to niekoniecznie coś, czym powinien się chwalić swojemu kolejnemu byłemu...

Ponownie wywrócił oczami na ostatnie słowa chłopaka i zaciągnął się papierosem kilka razy dość mocno, rzucając go wreszcie na ściółkę i szybko przygniatając butem. Nie było to może coś co strażak powinien robić, ale upewnił się, że nie będzie z tego pożaru, więc chyba wszystko ok...?

- Nie wiem czy to dobry pomysł, ale... chcesz wyskoczyć na piwko któregoś dnia? Poopowiadasz mi co słychać w wielkim świecie. - bił się z myślami czy na pewno zadać to pytanie, ale uznał, że w sumie co mu szkodzi.

Christian Russo

Bezrobotny — -
32 yo — 183 cm
Awatar użytkownika
about
Emerytowany rockmen, który kilka miesięcy temu wrócił do Lorne Bay.
Nieprzyjemny dupek. Oddany przyjaciel. Gorący kochanek.
Ray wydawał się być zdystansowany i obojętny. Christian nie oczekiwał, że ten będzie skakał na jego widok, w końcu minęło osiem lat. Poza tym, gdzieś tam podświadomie czuł, że to tylko fasada. Takiej namiętnej, szalonej miłości jaką mieli, nie zapomina się n i g d y. Poza tym, jeśli faktycznie by mu przeszło, czy odesłałby swoich kolegów i został tutaj z nim sam-na-sam?
Stał blisko niego, bo jakby nie patrzeć, nie byli obcymi. Nie tylko byli kiedyś przyjaciółmi, ale też kochankami. Mieli taką chemię w łóżku, że aż iskrzyło. Dlatego, w oczach Christiana pojawił się ten psotliwy błysk w oku, gdy Ray zaproponował piwo. Tego też nie musiał proponować, a jednak. Mimo że wyraz twarzy mu się wyostrzył, serce pozostało szczere.
Och Ray, Ray…
- Znasz mnie, Ray. Nigdy nie odmówię piwka, tym bardziej w dobrym towarzystwie.
Postanowił nie droczyć się z nim za bardzo, ze wzgląd na stare, dobre czasy. Spędzili ze sobą kilka niezręcznych minut więcej, nim rozeszli się każdy w swoją stronę, to znaczy Ray do domu, a Christian do oglądania płonących wiedźm i zerowania paczki papierosów.
Z jakiegoś powodu, nie potrafił na nowo skoncentrować się na filmie.


Tydzień później spotkali się wieczorem w barze. Wbił do środka w swojej skórzanej kurtce i glanach, bo nie tylko u Raya niektóre rzeczy się nie zmieniły przez te lata. Przysiadł przy barze (bo przy barze było bliżej do alkoholu) i zapalił papierosa. Wypalił go do połowy, nim Rayowi udało się do niego dołączyć i Christian postawił im pierwszą kolejkę.
Początkowo rozmowa była praktycznie tak samo niezręczna jak w lesie i Christian zaczął się zastanawiać, kiedy się tak zestarzeli? Bo oczywiście, to o wiek chodziło, a nie o to, że rzucił wszystko i wyjechał za marzeniami, tym samym łamiąc serce towarzyszowi. Na szczęście, im więcej piwka się lało, tym bardziej atmosfera się rozluźniała, aż oboje byli w stanie zaśmiać się i to całkiem szczerze! Christian wczuł się w swoją opowieść o niesławnym zdarzeniu na jednym z pierwszych koncertów w nowej ekipie, gdy ich mały pokaz poszedł nie tak, jak trzeba.
- Ja gram solówkę na gitarze, ze strun lecą iskry i dym, co było zgodne z planem. Gram, Kate odpala dla mnie papierosa i nagle „jeb”! Gitara rozpada mi się w rękach. Ja w osłupieniu, publiczność w ciszy i nagle chaos, laski krzyczą i rzucają stanikami, technicy nie wiedzą, czy bawić się światłem, czy ogłosić ewakuację – zaśmiał się gromko i strzepnął popiół do popielniczki. Ach, te wspomnienia z czasów młodości!
Kończył trzecie piwo i nagle to miasteczko wydawało mu się być całkiem znośne. Teraz, gdy był już trochę pijany, nawet mógł przyjąć do wiadomości to, że jego kariera się skończyła być może bezpowrotnie i najpewniej pozostanie mu tu zostać, bo z Lorne Bay można wyjechać, ale Lorne Bay z człowieka nie wyjedzie, czy coś w tym stylu.
Wpatrywał się w przystojną buźkę Raya i nie ukrywając, czerpał z tej prostej czynności sporą przyjemność. Miał sporo one-standów i luźniejszych relacji, ale nikt nie potrafił wzbudzić w nim podobnych uczuć, co Ray. Teraz, gdy był rozluźniony i przyjemnie im się gadało, był gotowy przyznać sam ze sobą, że tęsknił. Wtedy i trochę teraz.
Może dlatego chwilę później wypalił z tym bezpośrednim pytaniem:
- Masz kogoś?


Ray O'Brien
powitalny kokos
SuperKaro
starszy inspektor — lorne bay fire station
36 yo — 189 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
stylówka do baru

Ray nie był pewien co go podkusiło, żeby zaprosić Christiana na piwo. Może było to spowodowane tym, że po prostu najzwyczajniej w świecie za nim tęsknił i chciał porozmawiać, dowiedzieć się co u niego słychać... a może jakimiś innymi pobudkami, z których sam nie do końca zdawał sobie sprawę. Może podświadomie chciał mu dać szansę choćby opowiedzieć o tym, co się u niego działo, może wiedział, że zachowywał się w lesie trochę jak burak i że w sumie Russo na to nie zasłużył. Może, może... zbyt wiele możliwości, żadna z nich nie była jednak w stu procentach pewną opcją. Pozostają jedynie domysły.

Jest opcja, że spóźnił się jakieś parę minut na ich spotkanie, ale był na tyle miły, że wysłał Christianowi smsa, że miał lekką obsuwę w robocie, ale już jedzie. Nie chciał, żeby ten pomyślał, że Raymond zdążył go wystawić czy coś... Nie zrobiłby mu tego, nawet jeśli faktycznie żywił do niego żal, którego starał się pozbyć ze swojego serca i swojej głowy.

Czy spodziewał się, że na początku będzie krępująco...? Tak, właściwie tak, ale im więcej alkoholu przelewało się przez ich gardła, tym bardziej obaj byli rozluźnieni i tym bardziej rozmowa im się kleiła. Prawdopodobnie w końcu sam Ray zaczął wypytywać o rzeczy związane z karierą Russo i jego zespołem, bo jednak jakby nie patrzeć, to ciekawiło go życie chłopaka; może już nie byli parą, nie byli chyba nawet przyjaciółmi na tym etapie, ale sporo ich łączyło swego czasu i uczucia - najwyraźniej - aż tak szybko i łatwo nie znikały.

Parsknął śmiechem, słuchając opowieści chłopaka o rozpadającej się gitarze i oszalałych fankach. Pokręcił głową, częstując się papierosem z leżącej przed nimi na stoliku paczki, który chwilę później wsunął pomiędzy wargi i podpalił, zaciągając się dymem. Ray palił od czasów liceum, chociaż próbował rzucić parę razy, ale zwykle bezskutecznie. Nie wypalał nie wiadomo ilu paczek dziennie, ale od czasu do czasu do fajek do ciągnęło, zwłaszcza w towarzystwie piwa.

- Aż żałuję, że tego nie widziałem - wypalił chwilę po tym jak Christian skończył swoją opowieść. - Może jest z tego jakieś nagranie na YT? - wyszczerzył zęby w rozbawionym uśmiechu i zaciągnął się po raz kolejny, strzepując popiół do popielniczki.

Nie czuł upływającego czasu, nie zauważał, że piwo - kolejne już, chyba trzecie tego wieczora - znikało z kufla, ale czuł, że rozmawia im się coraz lepiej i coraz śmielej. Pytanie o to czy kogoś ma niespecjalnie go zdziwiło, choć w pierwszej chwili uniósł lekko brwi, zanim odpowiedział, uprzednio upijając parę łyków piwa.

- Nie mam nikogo na stałe, jeśli o to pytasz. - kącik jego ust drgnął w półuśmiechu. - A ty?

Nie wiedzieć czemu liczył na przeczącą odpowiedź.

Christian Russo

Bezrobotny — -
32 yo — 183 cm
Awatar użytkownika
about
Emerytowany rockmen, który kilka miesięcy temu wrócił do Lorne Bay.
Nieprzyjemny dupek. Oddany przyjaciel. Gorący kochanek.
Siedzieli przy jednym stoliku jak kumple, którzy wcale nie mieli tylu lat przerwy. Tak szczerze? Christian nawet nie zorientował się, kiedy minęło te osiem lat. Wtedy żył w takim pędzie, że te osiem minęło, jak cztery. Lorne Bay się zmieniło. Jego młodszy braciszek go przerósł. Ciotka pozmarszczała się, jak śliwka. Ray stał się dobrem dla społeczności, przy okazji zyskując ciało seksowniejsze, niż kiedykolwiek. Teraz, gdy tak siedział przy piwku i papierosku poczuł, jakby życie przelatywało mu przez palce i nic nie mógł na to poradzić. Gdy wyjechał z miasta, był młodym, trochę naiwnym chłopakiem. A z powrotem przyjechał, jako stary chujek. Ominęło go tak wiele rzeczy, a wszystko dla fanów, fejmu, pieniędzy i szlachetnych pobudek. To ostatnie było najbardziej zabawne, bo choć mieli mnóstwo fanów, którzy znali teksty ich piosenek na pamięć, Christian szczerze zdziwiłby się, gdyby ktokolwiek zastanowił się nad ich znaczeniem. Miało się wrażenie, że cała robota poszła na marne, ale przynajmniej zyskał czarny kabriolet. Zawsze coś.
- Na stówkę są filmiki – zaśmiał się ochryple. Odchrząknął i dodał. – Chociaż patrząc na to, jakie były wtedy telefony? Nie szukałbym jakości HD.
Mieli pełno dzikich akcji. Raz zajarały się długie włosy gitarzysty i oczywiście, cała wina poszła na Christiana, bo od zawsze palił, jak smok. Jakieś afery z porwanymi gaciami. Sikanie na fanów, choć trzeba przyznać, że wtedy ich gitarzysta był strasznie porobiony. Było to gdzieś u schyłku ich kariery. Te i podobne akcje uchodziły im praktycznie na sucho, bo przecież rockowi artyści musieli mieć trochę nie po kolei w głowie. Och, Christian dałby wszystko, żeby znowu poczuć te oślepiające światła na sobie…
Niemniej, skoro nie zapowiadało się nic podobnego, trzeba było się trochę rozgościć na tym zadupiu. Choćby zadając pytanie Rayowi, czy kogoś ma. Uśmiechnął się, słysząc przeczącą odpowiedź. Zaciągnął się, strzepnął popiół i odpowiedział:
- Nie jestem w związku. Teraz skupiam się na nadrobieniu zaległości. Casper tak wyrósł! Ta mała cholera jest teraz wyższa ode mnie – zaśmiał się i przetarł trochę zaczerwienione oczy. Pewne kłopoty ze snem wróciły. Nie potrafił się uspokoić i cierpiał na natłok myśli. Będąc w związku z Rayem, a tym samym śpiąc z nim w jednym łóżku, zasypiał jak niemowlę. Obecność tego konkretnego mężczyzny, była dla niego relaksująca. Niestety, gdy zdecydował się wyjechać, praktycznie od razu problem ze snem powrócił.
- Kolejne ja stawiam! – zaproponował i nie czekając na jego reakcję, zamówił im po następnym kuflu. Jutro będą mieli ogromnego kaca, ale to dopiero jutro. Noc jeszcze długa…
W połowie kolejnego piwka, gdzieś tam zaczęło szumieć mu w głowie. Kiedyś potrafił wypić więcej, ale dziś nie był już pierwszej młodości. Oparł się ciężko o stolik, gdy próbował wstać. Ten pod wpływem ciężaru się uniósł, a piwka poleciały w jego stronę i zatrzymały się na brzuchu. Nie wylały się w pełni, ale zdążyły pobrudzić mu koszulkę.
- No jasna cholera! – sapnął do siebie i odsunął od siebie szkła z trunkiem. Spojrzał w dół, na plamę i w sumie był zadowolony ze swojej nietrzeźwości. Przynajmniej nie czuł, że wali piwskiem. – Ech, kurwa – powtórzył. – Idę do kibla. Odleję się i zrobię coś… z tym.
Do powyższego pomieszczenia trafił zygzakiem. Gdy spojrzał w lustro, ledwie zarejestrował swoje rumieńce na policzkach. Było mu tak cholernie gorąco! Alkohol dorwał go z zaskoczenia. Może za mało dzisiaj zjadł? Może dobił go upał? Machnął ręką na to wszystko, ściągnął koszulkę przez głowę i rzucił ją na umywalkę.
Od razu lepiej. Ten chłodek na pleckach!
Potem się wysikał, bo to miało najwyższy priorytet. I może to dlatego, że był pijany, a może dlatego, że myślał o Rayu, ale zamiast zamoczyć samą, nie największą plamę po trunku, wciepnął do umywalki całą koszulkę. Wlał płynu do rąk i... zaczął szorować calutki materiał w rękach, dybiąc się delikatnie na prawo i lewo. Trzeba przyznać, że zajęło mu to dość sporo czasu...

Ray O'Brien
powitalny kokos
SuperKaro
ODPOWIEDZ