pomoc na farmie / striptizer — farma Hawkinsów / klub Shadow
33 yo — 183 cm
Awatar użytkownika
about
You know I might have been born just plain white trash
But Fancy was my name
trigger warning
Poniższy tekst zawiera treści kontrowersyjne i/lub powszechnie uznawane za gorszące i/lub traktuje o zjawiskach nielegalnych, niemoralnych. Tekst ten nie ma na celu propagowania opisywanych poglądów i/lub działań; nie odzwierciedla przekonań autorów ani właścicieli domeny, a jest jedynie formą fikcji literackiej i obrazuje wyłącznie sytuacje postaci fikcyjnych.
Kolejna noc, spędzona w Shadow. Odkąd wisiało nad nim fatum pożaru w White Rock i ta gorzka świadomość, że właściciele przyczepy, która zajęła się ogniem - zresztą, z ich własnej winy, bo kto mądry zabierał się za rozpalanie ogniska poza miejscem do tego wyznaczonym? Dodatkowo robiąc to całą grupką, gdzie nie uświadczyło się ani jednej, trzeźwej osoby. Wszyscy byli tam zjarani, wszyscy wzięli się za to ognisko niczym za projekt grupowy i wyszło, jak wyszło. Pozostawała ta gorzka świadomość, że marihuana nie była jedynym towarem w przyczepie jego sąsiadów, a także - byli gotowi go wsypać, byleby ukrócić sobie wyrok. Cooper jednak miał na tyle szarych komórek, by pozbyć się wszystkiego, co miał w swojej magicznej szufladce, usytuowanej zaraz obok łóżka. Swoich około-pięciu gramów, kilku tabletek różnego pochodzenia i smutnego jointa, zasuszonego wręcz w tej szufladzie. Nie tak dużo, a jednak wystarczająco by posłać go za kratki, co niekoniecznie mu się uśmiechało. Zaniechał więc swojego zwyczaju wieczornego, samotnego (mniej lub bardziej, bo czasem miał towarzystwo) ćpania na rzecz wycieczek do klubu. Tutaj był bardziej anonimowy - zważając na to, że tańczył w masce i nie pokazywał twarzy podczas pracy, biorąc to sobie prawie, że za punkt honoru. Czy raczej jakiegoś widma honoru, bo ciężko było stwierdzić czy taką wartość w ogóle wyznawał. Plotki rozchodziły się w Lorne szybko, a jemu zależało jednak na tym, by nikt z jego bliskich nie wiedział o tym dorywczym zajęciu.

Tego wieczoru spędzał czas głównie przy barze, czekając na sms-a zwrotnego od swojego dilera. Wiadomość nie nadchodziła, a Elijah coraz bardziej się niecierpliwił. Dla własnego bezpieczeństwa przerzucił się na małe działki, nie kupował na zapas, tylko na tę jedną noc, by następnej wrócić po kolejną. Tak było bezpieczniej i nikt nie zamknie go za posiadanie. Zresztą policja i tak nie zapuszczała się w rejony Shadow, bo to przecież tylko klub nocny, bez żadnych ekscesów, prawda? Nic tu się nie działo nielegalnego, skądże. Wszystko było w jak najlepszym porządku. Sączył swojego drinka, zerkając raz po raz na telefon, który permanentnie pozostawał w stanie braku powiadomień. Wyglądało na to, że tego wieczoru będzie musiał się obejść bez swojego stałego dilera. Kto wie, może go przyskrzynili, może to ten czas, kiedy wypadało zmienić numer, co działo się cyklicznie. Tyle, że w tym drugim przypadku, Elijah zawsze wiedział. Dzisiaj nie wiedział nic, była jedynie cisza - nie ta dosłowna, bo w Shadow nigdy nie było cicho.

Plotki jednak rozchodziły się po samym Lorne z zawrotną prędkością, a po Shadow tym bardziej. Dotarły do niego więc słuchy, przekazywane drogą pantoflową między obsługą klubu - a dokładniej łańcuszkiem osób, od których nie raz Cooper wydębił kreskę na łądne oczy i obietnicę rewanżu. Chociaż w tej kwestii był honorowy i rzeczywiście odwzajemniał przysługę. Dopił swoje whisky z colą i zeskoczył z barowego stołka, by swoje kroki skierować najpierw na zaplecze, a potem do tylnego wyjścia. Owszem, można było klub okrążyć naokoło i w ten sposób, jako osoba postronna - klient - dostać się do narkotykowego źródełka Shadow. Tutaj zawsze stały lśniące, duże SUV-y z przyciemnianymi szybami lub zupełnie niepozorne samochody osobowe. Te wystawne, szpanerskie, były swego rodzaju wizytówką i znakiem dla tych, którzy nie mieli odpowiedniego kontaktu. Te obok - przemykały lepiej pod policyjnym radarem, zupełnie niewidzialne i zmieniane co kilka tygodni przez tych wprawionych w fachu. Przesunął spojrzeniem po kilku zaparkowanych autach, odpalając papierosa i zaciągnął się drapiącym dymem. Jego uwagę przykuł mężczyzna, rozmawiający z jakąś dziewczyną, a cała ta rozmowa zakończyła się tak dobrze mu znaną, sprawną wymianą gotówka-towar. Uśmiechnął się pod nosem. Niezbyt miał ochotę testować prochy od tego faceta, ale widział go tutaj już kilka razy. Czy budowało to w Elim jakieś zaufanie? Ciężko było stwierdzić. Były dwie opcje: albo sprzedawał jakieś gówno za zawyżoną cenę, albo rzeczywiście miał dobry towar. Czy miał wybór? Teoretycznie mógł dać sobie spokój i wrócić do domu. Praktycznie? Potrzebował tej działki, więc wyboru nie miał.
Hej, co tam masz? – podniósł głos, wskazując na niego gestem głowy, by zwrócić na siebie uwagę i podszedł bliżej. Omiótł mężczyznę spojrzeniem i zaoferował mu jeszcze papierosa. — You chasing? – zagadnął, już ciszej. Nie potrzebował zapewnienia, że mężczyzna handluje, bo to wiedział. A jednak wolał się przywitać w ten bardziej wtajemniczony sposób i nie spłoszyć faceta. Tym samym też dawał mu między wierszami do zrozumienia, że niekoniecznie da mu się zrobić na hajs. Nie był pierwszym lepszym chłoptasiem bez kontaktów, który potrzebował kreski na imprezę. Niestety, dla niego i wszystkich dookoła, znał się z prochami aż zbyt dobrze.

Santiago Navarro Delgado
death by overthinking
mvximov.
Jethro