rysuję komiksy — i tworzę obrazki do książek dla dzieci
30 yo — 164 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Wysokie tony dźwięków budzika wywiercały dziurę w jej głowie, kiedy równo o piątej trzydzieści, jej telefon obwieścił, że pora wstawać. Zza zasłony przebijało się mdłe światło latarni, mieszające się z pierwszymi promieniami słońca, które leniwie wdrapywało się na niebo. Choć od tygodni próbowała zająć myśli przed pracą porannym bieganiem, do tej pory nie udało jej się przyzwyczaić do wczesnego wstawania i z rozpaczą zdążyła już pogodzić się z myślą, że nie przyzwyczai się do tego nigdy. Ale to nic. Bywały gorsze rzeczy. Na przykład bieganie samo w sobie. Na samą myśl o butach do biegania, czekających na nią w przedpokoju, robiło jej się niedobrze. Chłód poranka otulił jej ciało, kiedy zrzuciła z siebie ciepłą kołdrę, z trudem powstrzymując się od pozostania w niej jeszcze kilka minut dłużej. Wiedziała, że jeśli kiedykolwiek ulegnie tej pokusie, nie wyjdzie z łóżka przed południem, a akurat w jej przypadku, to była jedna z wielu rzeczy z listy zabronionych. Niechętnie, z ewidentnym ociąganiem, ubrała się w sportowy strój i zeszła do kuchni zjeść tosty z awokado. Żując jeszcze kanapki, wyślizgnęła się po cichu z mieszkania. Żołądek od razu podszedł jej do gardła, kiedy poczuła na policzku ciepły żar powietrza.
Westchnęła głęboko, zaciągając się zapachem więdnących traw i wysuszonych liści. Wetknęła do uszu słuchawki, odpaliła nową playlistę w telefonie i powoli rozpoczęła trucht. Biegła w stronę ulubionej alejki w parku, raz na jakiś czas przymykając w oczy, zupełnie jakby to pozwalało jej na chwilę zapomnieć o tym, że wykonuje najbardziej znienawidzoną czynność o znienawidzonej porze. Równocześnie wiedziała, że kiedy ta męczarnia za pół godziny się skończy. Czeka ją jeszcze cały dzień w pracy.
Po powrocie, wzięła szybki prysznic i zabrała się za zaległe szkice. Termin miała do wczoraj, ale udało jej się wybłagać jeszcze zapasowy dzień. Od czasu pogrzebu Sashy i wyjazdu Pameli, czuła jak się rozpada. Tęskniła za przyjaciółmi i nie potrafiła przestać o tym myśleć. Z drugiej strony, życie toczyło się dalej i wcale na nią nie czekało. Nie mogła stać w miejscu, musiała iść do przodu, a fakt, że u jej boku pozostał Matt, dodawał jej otuchy. W zasadzie to właśnie dla niego zebrała się w sobie i postanowiła usiąść do szkiców, nie zawalając kolejnego zlecenia. Być może to myśl o spotkaniu, które miało nastąpić za kilka godzin, wprawiała ją w umiarkowanie radosny nastrój. Dawno nie czuła się tak... Względnie dobrze.
Kiedy skończyła, narzuciła na siebie muślinową sukienkę w kolorze zgaszonego różu, na stopy wsunęła trampki i wyszła z domu, kierując swoje kroki na plażę. Nie wiedziała co mężczyzna miał na myśli, obiecując miłe spotkanie na plaży, ale tym razem postanowiła mu zaufać. Zbliżając się do wskazanego miejsca, jej oczy zaczęły się robić coraz większe. Im dłużej wpatrywała się w rozłożony koc, kosz piknikowy i papierową zastawę, czuła jak cały, towarzyszący jej w ostatnim czasie niepokój zaczyna wyparowywać.
- Jezu, Matt... Zaskoczyłeś mnie, nie spodziewałam się tego. Myślałam, że mówiąc o kolacji na plaży miałes na myśli czteropak browarów - zaśmiała się, całując go nieśmiało w policzek na powitanie.

Matthew Hammett
ambitny krab
nick autora
noah