gość od brudnej roboty — u handlarza z bronią
35 yo — 183 cm
Awatar użytkownika
about
Po latach poszukiwań mordercy młodszej siostry wraca do Lorne Bay. Oficjalnie łowi ryby na kutrze, woląc nie mówić głośno o tym, czym się naprawdę zajmuje. Po godzinach włazi ubłoconymi buciorami w życie Makayli (dosłownie).
Powiedzieć, że Jeremy był wkurwiony, to nic nie powiedzieć.
Uwielbiał mieć kontrolę nad swoimi interesami i nienawidził, kiedy coś szło nie po jego myśli. Chyba nie muszę dodawać, że nie był fanem niespodzianek i nagłych zwrotów akcji, które wywijały całe jego spotkanie do góry nogami. A dokładnie to miało miejsce, kiedy w porcie w Sapphire River czekał na ludzi faceta, z którym ostatnio Roman dobijał interesu w Shadow. I przybyli, owszem. Ale w nadprogramowej ilości, bo przed Paxtonem stanął nie tylko gość od brudnej roboty tamtego typa, ale też drugi facet, którego Jer miał wrażenie, że kiedyś widział, ale nie potrafił go powiązać z żadnym miejscem ani okolicznościami potencjalnego spotkania. Kiedy zaczął wypytywać, co to za jeden, okazało się, że był to gość z Shadow, który (jak twierdził) na polecenie swojej szefowej przychodzi, aby odebrać procent w imieniu nocnego klubu, no bo przecież to tam panowie dobili targu. Już nie dopytując skąd typ z Shadow wiedział o takich rzeczach (pewnie kontrahent Romana go załatwił, frajer), Paxton postanowił sobie, że postara się, aby nic takiego nigdy nie wydarzyło się w przyszłości i żeby żaden typ z Shadow nie wtrynił się nigdy w jego interesy.
Do kogo więc postanowił uderzyć? Ano, do jego bezpośredniej szefowej, którą tak się złożyło, że całkiem nieźle znał.
Namierzenie jej adresu nie zajęło mu dłużej niż pół godziny. Zresztą, Makayla nie była bossem mafii, nie ukrywała się w tajnym bunkrze – oficjalnie była tylko managerką klubu, w którym oficjalnie nie działo się nic zdrożnego. Ale z racji tego, że – no właśnie – całkiem nieźle się znali, Jer postanowić, że hmm przemówi jej do rozumu. Dyplomatycznie rzecz ujmując, bo kiedy pojawił się przed jej drzwiami, zaczął do nich walić na fali wkurwienia.
manager — klub Shadow
38 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Czarna owca rodziny Wyatt. Sprzedała swoją duszę właścicielowi Shadow, pilnuje jego interesów i twardą ręką zarządza jego klubem. Chłodna, sztywna, niezbyt miła. Jej ludzką twarz widuje jedynie mały Joey, syn zmarłej niedawno siostry, a nieokrzesany Jeremy wprowadza chaos w jej uporządkowane życie.
/ po grach

Powiedzieć, że Makayla była zrelaksowana, to nic nie powiedzieć.
Pierwszy raz od dawna miała wolny wieczór. Naprawdę wolny. Taki tylko dla siebie. Nie siedziała do późna w klubie, nie ślęczała nad tabelkami z liczbami, nie była również z nikim umówiona i zdecydowanie nie planowała żadnego wyjścia. Dziś liczyła się tylko ona. Chociaż mogłoby wydawać się, że zapomniała już, jak się odpoczywa, to jednak nawet ona potrzebowała czasem odrobiny spokoju. Siedziała więc w swoim domu z kieliszkiem dobrego, czerwonego wina oraz kilkoma nowymi płytami winylowymi. Bo owszem - pod pewnymi względami Wyatt była tradycjonalistką. Nie dysponowała jakąś szaloną ilością wolnego czasu, rzadko poświęcała go na spokojne wieczory przy muzyce, uznała więc, że jeśli ma już to robić, będzie robiła to porządnie, jak należy; nie w sieci, nie na płytach CD, lecz z winyli. Do jej kolekcji dołączyło niedawno kilka jazzowych pozycji i mniej więcej właśnie te klimaty królowały dziś w jej domu oraz jego najbliższym otoczeniu, bo Makayla zdecydowanie nie siliła się na subtelności i razem z nią muzyki słuchało również kilku najbliższych sąsiadów. Jedynym plusem tej sytuacji było to, że muzykę puszczała dziś naprawdę zacną. Ot, spokojne, instrumentalne kawałki, w których dominowały saksofon i fortepian. Całkiem nieźle komponowało się to z jej trunkiem oraz strojem, jak na nią dość swobodnym i luźnym, bo nie miała dziś na sobie idealnie dobranej sukienki, tylko ciemne jeansy, ciemną koszulkę z logiem zespołu AC/DC (to właśnie ich kawałkami katowała sąsiadów, gdy akurat nie słuchała jazzu) i szeroki, mięciutki, szary kardigan.
Gdy ktoś zapukał do jej drzwi, siedziała właśnie boso na swojej kanapie. Rozkoszowała się winem oraz muzyką i otwieranie niespodziewanemu gościowi było ostatnią rzeczą, na jaką miała ochotę, tyle tylko, że pukanie zmieniło się w walenie, co skutecznie wytrąciło ją z nastroju zen.
- Jeden wieczór. Ja pierdolę, czy ja nie mogę mieć spokoju chociaż przez jeden wieczór? - powiedziała sama do siebie. Odłożyła kieliszek, owinęła się swoim swetrem i podeszła do drzwi, wciąż pozostając bez butów. Kimkolwiek był jej gość, zamierzała błyskawicznie go spławić.
- Co ty tu robisz? - spytała, gdy tylko zobaczyła Paxtona. - Nie byliśmy umówieni - wypomniała mu. To, że w ostatnim czasie kilka razy spotkali się w "ich" hotelu w Cairns, nie znaczyło jeszcze, że Jeremy mógł tak po prostu się do nie dobijać. A skoro tak, to zamierzała zamknąć przed nim drzwi i nie wpuszczać go do środka. To był JEJ wolny wieczór i zamierzała spędzić go SAMA.

Jeremy Paxton
gość od brudnej roboty — u handlarza z bronią
35 yo — 183 cm
Awatar użytkownika
about
Po latach poszukiwań mordercy młodszej siostry wraca do Lorne Bay. Oficjalnie łowi ryby na kutrze, woląc nie mówić głośno o tym, czym się naprawdę zajmuje. Po godzinach włazi ubłoconymi buciorami w życie Makayli (dosłownie).
Ups… Żartuję, Jerowi ani trochę nie było przykro z tego powodu, że przerwał Makayli jej wieczór sam na sam. Sam oczywiście nie miałby litości dla kogoś, kto ośmieliłby się przeszkodzić mu w samotnym wieczorze (choć takie miał praktycznie codziennie, z wyłączeniem tych które spędzał w pokoju hotelowym w Cairns), ale gniew zajmował zbyt wiele miejsca w jego głowie i ciele, aby jeszcze zdołał pomieścić w nich jeszcze empatię.
– Nie, nie byliśmy – odparł krótko i bez pardonu ominął ją w drzwiach, wchodząc do jej mieszkania. – Tak samo jak nie byliśmy umówieni na to, że ci twoi nieudolni chłopcy na posyłki zaczną wpierdalać mi się do interesów – warknął odwracając się w jej stronę i patrząc na nią gniewnie.
Owszem, Paxton był facetem, kiedy miewał problemy z opanowaniem gniewu. Zazwyczaj co prawda udawało mu się – nawet w tych skrajnych sytuacjach – zachowywać stoicki spokój, ale nie dziś. Dziś niemalże wychodził z siebie. Oczywiście nie przychodził tutaj robić rozróbę – ale w pokojowym tonie również nie zamierzał rozmawiać. Pomimo, że on i Makayla nie robili interesów bezpośrednio ze sobą, miał poczucie że niejako odczytywali swoje plany i zamiary i oboje zdawali sobie sprawę z tego, że każde z nich ma swoją działkę.
– Po chuj nasyłasz do mnie swoich ludzi po jakąś marżę, skoro nigdy się kurwa nikt na coś takiego nie umawiał – warknął ponownie. Dopiero po chwili do jego uszu doszedł dźwięk puszczanej jazzowej muzyki, a kątem oka dostrzegł kieliszek czerwonego wina. Uświadomił sobie, że wtargnął na jej prywatny teren, w jej prywatnym czasie… ale mimo to nie zamierzał wychodzić stąd bez wyjaśnień.
– Następnym razem twój przydupas dostanie po prostu po mordzie. Albo wsadzę mu plik banknotów tak głęboko w dupę, że wyjdzie mu nosem – dodał ostro. Niestety, Jer potrafił – póki co – oddzielać życie prywatne od zawodowego, więc ich zażyła relacja prywatna schodziła obecnie na dalszy plan. Rozmawiał teraz nie z Kaylą, którą poznał w Cairns, a z Makaylą – menadżerką Shadow, której człowiek napsuł mu mnóstwo krwi.
manager — klub Shadow
38 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Czarna owca rodziny Wyatt. Sprzedała swoją duszę właścicielowi Shadow, pilnuje jego interesów i twardą ręką zarządza jego klubem. Chłodna, sztywna, niezbyt miła. Jej ludzką twarz widuje jedynie mały Joey, syn zmarłej niedawno siostry, a nieokrzesany Jeremy wprowadza chaos w jej uporządkowane życie.
- Co ty robisz? - tylko tyle zdążyła powiedzieć, zanim Paxton wepchnął się do jej domu. Teoretycznie powinna potraktować go teraz gazem pieprzowym, ale chyba była ciekawa, o co mu chodziło. Zresztą, nie zamierzała się z nim szarpać. Bez swoich niebotycznie wysokich szpilek była od niego zdecydowanie niższa i na pewno o wiele słabsza fizycznie.
- Moi chłopcy?
Teraz już kompletnie nie wiedziała, o czym mówił. Widziała jednak, że był... Określenie "lekko wzburzony" byłoby w tej sytuacji eufemizmem i niedopowiedzeniem. Tyle tylko, że w dalszym ciągu nie miała pojęcia, o co mu chodziło.
- Nasyłam na ciebie moich ludzi? Ja? Na pewno nie pomyliłeś mnie z kimś innym? - póki co była jeszcze spokojna, prawdopodobnie dlatego, że w dalszym ciągu nie wiedziała, o co mu chodziło. Owszem, chętnie zgarnęłaby jakąś marżę (a potem odpowiednią premię za jej wywalczenie), ale zdecydowanie nie zamierzała robić żadnych interesów z Romanem i jego ludźmi. Raz, nie robiła interesów poza tymi legalnymi, w klubie, z naciskiem na legalnymi, dwa, takowych na pewno nie dało się zrobić z ludźmi Jovicia.
- Coś ci się nie pomyliło? Czy ja wyglądam na kogoś, kto wysyła kogokolwiek tam, gdzie jest twój kretyński szef? Myślisz, że jestem jakąś kobietą z blizną - owszem, to nawiązanie do słynnego Tony'ego Montany - która ma zastęp swoich ludzi na posyłki? - podeszła do odtwarzacza i wyłączyła muzykę. Kieliszka jednak nie odstawiła. - Nikogo na ciebie nie nasłałam. Nie mam takiej władzy. Zajmuję się tylko i wyłącznie klubem. Nie interesuje mnie to, co pracownicy robią w swoim wolnym czasie. Interesuje mnie tylko to, żeby stawili się o czasie na swojej zmianie. A twój szef - podeszła do niego nieco bliżej i zaczęła dźgać go palcem po klatce piersiowej - byłby ostatnia osobą, z którą chciałabym mieć cokolwiek wspólnego i do kogo wysłałabym kogokolwiek. Po tym, co ostatnio odjebał, nie podeślę mu już nawet starej, kulawej dziwki bez nogi.
Chyba że nakazałby jej to szef, ale na jego decyzje nie miała wpływu, podobnie jak na to, kogo i dokąd wysyłał Nathaniel. Ona odpowiadała za klub. Tylko za klub. Za to, by wszyscy pracownicy mieli umowy, by na asortyment z karty widniały odpowiednie faktury, by wszystkie podatki były zapłacone, bo niespecjalnie uśmiechała jej się kolejna odsiadka, tym razem za finansowe nieścisłości.
- Następnym razem, kiedy przyjdziesz tu niezaproszony, to tobie wsadzę coś w dupę. A teraz wypierdalaj.
Chciał Makayli? No to miał Makaylę.

Jeremy Paxton
gość od brudnej roboty — u handlarza z bronią
35 yo — 183 cm
Awatar użytkownika
about
Po latach poszukiwań mordercy młodszej siostry wraca do Lorne Bay. Oficjalnie łowi ryby na kutrze, woląc nie mówić głośno o tym, czym się naprawdę zajmuje. Po godzinach włazi ubłoconymi buciorami w życie Makayli (dosłownie).
Zignorował jej pierwsze pytanie, bo nie zamierzał bawić się w jakieś gierki. Miał zamiar wprost powiedzieć jej co tu robi i o co jest tak wkurwiony. Jer w takich sytuacjach niestety nie za bardzo potrafił w dyplomację, a swoje niezadowolenie wyrażał w najbardziej impertynencki sposób, jaki się dało.
– Kurwa, czy ja wyglądam, jakbym przychodził tutaj, bo pomyliłem cię z kimś innym? – odpowiedział natychmiast lekko podniesionym głosem. Był pewien swego. Nie było opcji, że się przesłyszał. Nie było też opcji, że przymknie na tę sytuację oko i puści w niepamięć. Miał swoje terytorium i nie zamierzał pozwolić na to, żeby ktoś mu się w nie wpierdolił bez pytania. A nawet jeśli by zapytał, to odpowiedź wciąż byłaby taka sama – ma wypierdalać, a o marży może jedynie pomarzyć.
– Och, wybacz, może jednak to pomyłka – odparł ironicznie. – Tak naprawdę szukam managerki lokalu, której ostatni zapłaciliśmy kupę kasy za lożę, dziewczyny do towarzystwa i dwój półgłówków do ochrony. To miejsce to Shadow, o nim na pewno też nie słyszałaś – prychnął, po czym zaczął nerwowo przechadzać się po chatce Makayli. Dopiero podczas tej wędrówki, która przypominała wizytę na spacerniaku z powodu gabarytów chatki, uświadomił sobie, że to było to ostatnie miejsce, jakie posądzałby na pozostanie oazą panny Wyatt. Spodziewał się raczej pałacu pełnego marmurów.
– To może powinnaś skrócić im ten łańcuch, bo ci jebańcy śmigają sobie po mieście, wpierdalają się w interesy innych i jeszcze życzą sobie spory hajs powołując się na twoje nazwisko – odparł, tym razem ze spokojem wypisanym na twarzy. Patrzył jej głęboko w oczy, puszczając wzrok w dół jedynie na moment, podczas którego zerkał ze złością na jej paluch dźgający go po klatce piersiowej. – Ja nie odpowiadam na Romana. Za to ty odpowiadasz za swoich nieudolnych pomagierów – podkreślił raz jeszcze. Trochę nie rozumiał jej postawy – zachowywała się tak, jakby naprawdę myślała, że uwierzy w te kity bez mrugnięcia okiem. Ale Paxton był pewien swego. Był przecież naocznym świadkiem wydarzeń, nie było tak, że ktoś mu to wszystko opowiedział, a Jer uwierzył w tę historię bez wcześniejszej weryfikacji co się tak naprawdę stało.
– Nie, skarbie, ma takiej opcji, dopóki nie zadeklarujesz mi tu i teraz, że taka sytuacja już nigdy się nie powtórzy i że rozmówisz się z tymi swoimi patałachami – odparł twardo. Nie po to przyjechał tutaj kręcić aferę, żeby teraz potulnie wypierdalał do siebie, bez osiągnięcia tego, po co tutaj przyszedł. A nie przyszedł jedynie ze zjebą – chciał stanowczego stanowiska Makayli.
manager — klub Shadow
38 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Czarna owca rodziny Wyatt. Sprzedała swoją duszę właścicielowi Shadow, pilnuje jego interesów i twardą ręką zarządza jego klubem. Chłodna, sztywna, niezbyt miła. Jej ludzką twarz widuje jedynie mały Joey, syn zmarłej niedawno siostry, a nieokrzesany Jeremy wprowadza chaos w jej uporządkowane życie.
Ona również miała swoje terytorium. Mieściło się ono w Shadow oraz tu, w tym domu, w jej oazie spokoju, do której wpuszczała tylko nielicznych, a jeśli już ktoś tu krzyczał, to tylko w sypialni. Paxton zrobił teraz dokładnie to samo, co właśnie jej zarzucał, z tą jednak różnicą, że ona nie pakowała mu się do domu z buciorami, a on - wręcz przeciwnie.
Wcale nie potrzebowała marmurów. Ci, którzy znali ją dawniej, przed podjęciem pracy w Shadow, zapewne pamiętali właśnie taką stronę Makayli i doskonale wiedzieli, że nigdy nie wstydziła się swoich korzeni. To dlatego nie mieszkała w wielkiej willi w Pearl Lagune, tylko tutaj.
- Tym tonem możesz zwracać się do swojego pojebanego szefa albo jakiejś laski spod latarni, ale nie do mnie.
Kretyn. Imbecyl. I pomyśleć, że przez krótką chwilę miała go za faceta z jedną komórką mózgową więcej, niż ten cały jego obleśny szef, ale najwyraźniej w ich przypadku powiedzonko "ciągnie swój do swego" było całkowicie uzasadnione.
Całkiem nieuzasadnione było jednak porównanie jej domku do więziennej celi. Jeremy nie mógł o tym wiedzieć, ale Wyatt miała przecież na koncie odsiadkę. Miała styczność z prawdziwą celą i zdecydowanie mogła powiedzieć, że nie było tam zbyt przyjemnie. Niezbyt przyjemnie było też w otoczeniu Romana. Gdyby miała teraz wybrać: kolejna współpraca, pieniążki i premia lub niższa wypłata i brak Jovicia, wybrałaby to drugie. Póki co skłaniała się też ku opcji wyrzucenia z życia tego oto Paxtona, bo nie lubiła ludzi, którzy pozwalali sobie na więcej w jej obecności. To dlatego zrobiła krok do przodu, niemalże napierając na niego swoim ciałem, nawet na moment nie odrywając wzroku od jego oczu. Niech wie, że nie zamierzała być miłą i potulną. Nie w takich okolicznościach.
- Nie płacę nieudolnym ludziom - zaznaczyła. - Mogę zadeklarować ci jedno. Dojdę do tego, kto rozmowie z tobą wycierał sobie ryj moim nazwiskiem i jeżeli rzeczywiście pracuje w Shadow, od razu go zwolnię.
Jeśli myślał, iż kobieta przyzna mu rację i zadeklaruje, że jej ludzi nie będą przeszkadzać mu w interesach, to grubo się mylił. Jego problemy ani trochę jej nie interesowały. To jej reputacja była dla niej najważniejsza, o ile oczywiście można mówić o reputacji w przypadku osoby, kobiety, która pracowała w takim miejscu i zajmowała się tym, czym się zajmowała. Nie zamierzała niczego mu ułatwiać. Gdyby faktycznie przeszła do czynów, zrobiłaby to tylko i wyłącznie ze względu na siebie.

Jeremy Paxton
gość od brudnej roboty — u handlarza z bronią
35 yo — 183 cm
Awatar użytkownika
about
Po latach poszukiwań mordercy młodszej siostry wraca do Lorne Bay. Oficjalnie łowi ryby na kutrze, woląc nie mówić głośno o tym, czym się naprawdę zajmuje. Po godzinach włazi ubłoconymi buciorami w życie Makayli (dosłownie).
Jeremy nie zastanawiał się nad tym, czy wpada wcześniej zadzwonić i dać znać o wizycie, czy kurwa zdjąć buty wchodząc do czyjegoś domu. Które swoją droga było cholernie ubłocone, bo wracał prosto z pleneru, a dokładniej z portu. Więc tak, wpakował się do jej domu dosłownie z buciorami, dobrze wiedząc, że gdyby ktoś zrobił to samo w jego przypadku, to nie ręczyłby za siebie. A nad korzeniami Makayli nigdy się nie zastanawiał. Szczerze? Obstawiał właśnie, że mieszka w luksusach, że ma żyrandol z brylantów i… no, sam do końca nie wiedział, jak wyglądają luksusy, bo nigdy się w takich nie pławił.
– Uwierz mi, że naprawdę jestem dzisiaj miły – odparł robiąc krok w jej kierunku. Akurat to, jak wypadał właśnie na tle swojego szefa, było na ostatnim miejscu jego przemyśleń w tym momencie. I ups hehe, porównanie do więzienia nie miało być złośliwe. Oczywiście, że Paxton nie znał takich szczegółów z życia Makayli, no bo… skąd niby miałby je znać? Co właściwie o sobie wiedzieli? Jakieś ogólniki i to, że są dobrzy w łóżku. Jeremy bardzo starał się myśleć nad, co mówi w jej towarzystwie. Nie oznaczało to, że przy niej grał, po prostu nie było na tym świecie osoby, której by ufał. Nie ufał nawet tej osobie, którą widział codziennie w lustrze.
Kiedy stali tak blisko siebie, zniżył wzrok. Wzrost dawał mu fizyczną przewagę, ale nie o to tutaj chodziło. Nie prowadzili jakiejś walki kogutów. Byli dwójka upartych, zawziętych ludzi, z których każde zamierzało postawić na swoim. Bo nie potrafili odpuszczać ani przyznać się do błędu. No, przynajmniej Jeremy nie potrafił.
– Okej. W takim razie na to liczę – odparł po chwili. I nawet na moment lekko przygryzł wargę, bo to, że się kłócili wcale nie oznaczało, że napięcie erotyczne między nimi nagle wstało i powiedziało, że zaraz wraca, wychodzi po mleko. – W takim razie ja deklaruję ci, że jeśli mimo wszystko któryś z twoich ludzi wpierdoli się tam, gdzie nie trzeba, to po kilku dniach zostanie wyłowiony z oceanu – dodał. Oczywiście on sobie takimi rzeczami (obecnie) nie brudził rączek. Roman miał od tego odpowiednie osoby.
manager — klub Shadow
38 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Czarna owca rodziny Wyatt. Sprzedała swoją duszę właścicielowi Shadow, pilnuje jego interesów i twardą ręką zarządza jego klubem. Chłodna, sztywna, niezbyt miła. Jej ludzką twarz widuje jedynie mały Joey, syn zmarłej niedawno siostry, a nieokrzesany Jeremy wprowadza chaos w jej uporządkowane życie.
Te ubłocone buciory były chyba czynnikiem zapalnym, który odpalił ją wewnętrznie. Wewnętrznie, bo póki co nie rzucała jeszcze w niego ścierą i nie kazała mu po sobie sprzątać (no halo, że niby ona miałaby to robić?). A dlaczego miałoby ją obchodzić to, że teraz był miły? Bo co, przyłożyłby jej? Spaliłby jej dom? Zachowałby się wobec niej tak, jak jego szef względem jednej z jej dziewczyn? O tak, zdaje się, że chętnie poznałaby jego granice, ale niekoniecznie wtedy, gdyby sytuacja dotyczyła jej samej.
Miał tupet. To jedno trzeba było mu przyznać. Miał tupet i zdaje się, że odrobinkę ją to kręciło. Nie musiała wiedzieć o nim niczego więcej, nie potrzebowała tego na tym etapie znajomości, która przez ich zawodowe zobowiązania stawała się coraz bardziej skomplikowana.
- No i super. Kupię mu wieniec pogrzebowy z jego własnej tygodniówki - zadeklarowała, sugerując tym samym, iż wyeliminowanie osobnika powołującego się nazwisko Wyatt bez jej wiedzy oraz nie zastosowanie się do delikatnej sugestii, by zaprzestał teg typu praktyk, zdecydowanie będzie jej na rękę i z pewnością nie uroni nawet jednej łzy po jego ewentualnym zniknięciu.
- A teraz... - rozbieraj się. Rzeczywiście, nawet jeśli w tym momencie dominującą emocją była zawziętość, to nie dało się całkowicie zapomnieć o tym innym napięciu, tym które sprawiło, że ich drogi przecięły się pierwszy raz. Zdążyła już przyzwyczaić się do tego, że nie pachniał niczym wymuskany bankier i zdaje się, że chyba nawet ją to podniecało. Może dlatego delikatnie ułożyła dłoń na jego klatce piersiowej i delikatnie przyciągnęła go bliżej siebie za jego ubranie? Dzięki temu nie musiała stawać na palcach, by jej usta znalazły się na wysokości jego twarzy, jednak zamiast szukać drogi do jego warg, powędrowały w bok, w okolice ucha mężczyzny. - ... wynoś się stąd.
Bez ostrzeżenia puściła go i odeszła nieco dalej, zgarniając po drodze butelkę wina, by uzupełnić jego poziom w swoim kieliszku. Żaden Paxton nie będzie tu z nią pogrywał, przychodził do jej domu z tak absurdalnymi oskarżeniami i liczył na to, że nie zostanie stąd wykopany.

Jeremy Paxton
gość od brudnej roboty — u handlarza z bronią
35 yo — 183 cm
Awatar użytkownika
about
Po latach poszukiwań mordercy młodszej siostry wraca do Lorne Bay. Oficjalnie łowi ryby na kutrze, woląc nie mówić głośno o tym, czym się naprawdę zajmuje. Po godzinach włazi ubłoconymi buciorami w życie Makayli (dosłownie).
Choć Jeremy był szorstki i oschły w obyciu, tak nigdy w życiu nie podniósłby ręki na kobietę. I choć teoretycznie przychodził tutaj z ramienia Romana (choć sam Jović o zajściu w porcie nie wiedział), to nie oznaczało, że Paxton popierał jego metody działania. Nie omieszkał też skrytykować Romana za to, co odwalił. Wieści tego typu szybko się rozchodziły, a nikt sam nie chciał prosić się o kłopoty. A Roman w oczach wielu z tego szemranego półświatka zdecydowanie zaczynał kojarzył się jedynie z nimi.
Jeremy przyjrzał jej się dokładnie, kiedy wypowiadała słowa o wieńcu, zupełnie tak jakby chciał odczytać z jej twarzy, czy mówi serio, czy mówi jedynie to, co on chciałby usłyszeć. Ta pierwsza opcja wydawała mu się bardziej prawdpopdobna i bardziej… Makaylowa. Zdecydowanie nie należała ona do osób, które mówiły cokolwiek, żeby ktoś poczuł się lepiej i pewnie. Co zresztą udowodniła swoimi kolejnymi słowami.
Jer chętnie by się rozebrał, owszem, ale na ten moment zbyt wiele emocji jeszcze między nimi buzowało. Po za tym… nie chciał być odbierany jako gość, który ma do niej bezgraniczną słabość. Choć to, jak reagował na jej gesty jedynie to potwierdzało. Nie chciał jednak, żeby myślała że może sobie dzięki temu nim pogrywać. Jeremy był upartym, zawziętym tarzanem i nie mógł sobie pozwolić na to, żeby kobiece ciało sprawiało, że tracił rozum. Ale nie wykluczone, że miał w nim pewne ubytki po tym, jak Makayla wyszeptała mu na ucho, żeby się stąd wynosił. Ona to umiała podtrzymać atmosferę…
Odprowadził ją jedynie wzrokiem, jeszcze chwilę walcząc z chęcią pójścia za nią. Tym razem jego męska duma wygrała i wkrótce opuścił jej chatkę, pozostawiając po sobie niesamowity bałagan. Nie mógł jednak sobie obiecać, że następnym razem również wygrałaby siła charakteru, a nie pożądanie.

/zt x 2
Makayla Wyatt
ODPOWIEDZ