lorne bay — lorne bay
29 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
Nie nazwiesz jej najodpowiedzialniejszą osobą na świecie. Możesz za to zajrzeć do sklepu z antykami i kupić spod lady amulet. Ucieka przed zobowiązaniami, choć za to powinna smażyć się w piekle.
Powrót do miasteczka nie leżał na liście jej priorytetów. Zwiedzanie świata zdawało się być znacznie bardziej pasjonujące niż spędzenie reszty życia w zapyziałej dziurze, z której wcale nie wyniosła najlepszych wspomnień. Choć żyjąc z ojcem, bywały czasem lepsze momenty, zazwyczaj widywała go leżącego wśród pogniecionych, pustych puszek po piwie lub w towarzystwie butelki bimbru, jego ulubionego trunku. Czas powiedzieć to wprost - Noah nie miała najnormalniejszego dzieciństwa. Piętno przedwczesnej śmierci matki, wyryło w niej bolesne blizny, które choć zbledły, miały na zawsze z nią pozostać. Przez większość życia dbała o siebie sama. Nie miała nikogo, kogo mogłaby zapytać o takie sprawy jak pierwsza miesiączka, pocałunek, czy generalnie relacje międzyludzkie, a tym bardziej romantyczne. Głównie czas spędzała z najlepszą przyjaciółką, a randkowanie... Cóż. Pozostawało gdzieś na dalszym marginesie wśród spraw mało znaczących. Przynajmniej wtedy.
Wyjeżdżając chciała się od wszystkiego odciąć, a przede wszystkim od etykiety dziwnej dziewczyny, której ojciec śmierdział rybami i alkoholem, a jego ogorzała twarz odstraszała nie tylko turystów, ale i miejscowych. Kiedy umarł poczuła ulgę, choć na swój sposób było jej przykro. Przez cały ten czas wypierała fatalne wspomnienia, pielęgnując te dobre, kiedy w chwilach jasności umysłu robił coś zaskakująco normalnego. Na przykład zabierał ją na lody albo wspominał czasy, o których nawet nie pamiętała. Nigdy zaś nie zająknął się na temat rodzeństwa, czy matki. Odkąd wszyscy odeszli, zupełnie jakby równocześnie wymazali się z ich życia. Nie miała im tego za złe. Być może gdyby była na ich miejscu, zrobiłaby to samo, a tak... Nie miała serca ani odwagi, odejść razem z nimi. Została więc do samego końca.
Naprawdę nie planowała powrotu. Nie planowała też dziecka. Małego zawiniątka, które zostawiła w rękach byłego partnera, bez słowa wyjaśnienia znikając z ich życia. Czy żałowała? Starała się o tym nie myśleć. Sumienie gryzło ją momentami, ale tłumiła to skrętem albo alkoholem. Jednego była pewna - nie była, nie jest i prawdopodobnie nigdy nie będzie na to gotowa.
Być może właśnie dlatego zgodziła się pójść za radą przyjaciółki i finalnie przesunęła palcem w prawo, dając szansę nowej, dziwacznej znajomości za pośrednictwem apki do randkowania.
Uśmiechnęła się mimowolnie pod nosem, czując, słysząc i przede wszystkim widząc konsternację na jego twarzy, kiedy uświadomił sobie, że nie pamięta jej imienia. Punkt dla niej. Prawdopodobnie skończyłaby w tym samym położeniu, gdyby nie to, że w biegu odpaliła aplikację żeby jeszcze raz upewnić się jak mężczyzna ma na imię.
- Jasne, żaden problem - odparła pokrzepiająco, wcale nie mając mu tego za złe. To było tak ludzkie, że nawet jej się spodobało, a skoro i on nie chciał uciekać, pozostawało jej wobec tego zostać. Skoro już się zdecydowała na to przyjście, niech chociaż nie będzie to zmarnowany czas.
- To całkiem duża obietnica, skąd ta pewność siebie, że podołasz? - uśmiechnęła się półgębkiem, lustrując go wzrokiem od góry aż po same czubki butów. - Niech będzie, zaryzykuję - postanowiła, opierając brodę na splecionych ze sobą dłoniach.
- Czy to będzie źle o mnie świadczyło, jeśli zamówię teraz drinka? I nie mówię wcale o niczym kolorowym i fikuśnym - co prawda nie miała w planach się upodlić w ciągu najbliższych kilku minut, ale wciąż randka z nieznajomym sprawiała, że czuła się nieswojo.

Matthew Hammett
powitalny kokos
nick autora
brak multikont
fotograf — galeria sztuki
34 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Pragnął zapomnieć o tym jak bardzo ostatnimi czasy był przytłoczony własnym życiem: od mozolnego naprawiania starych (straconych) relacji, które według jego rachunków miały zerowe szanse na reaktywacje, już nie wspominając o błędach jakie popełniał za każdym razem, próbując nawiązać jakiś znaczący kontakt, który mógłby się przeobrazić w długoterminowy związek. I kiedy już myślał, że mu się udało, wszystko rozsypywało się jak domek z kart. Czy naprawdę nie zasługiwał na to, żeby znaleźć szczęście u czyjegoś boku? Od ostatniego rozstania z byłą partnerką minęło już sporo czasu: od tamtej pory ani nie kontaktował się z byłą ani nie szukał też nikogo na jej miejsce jakby pozostając w pozornie bezpiecznym zawieszeniu.
Zanim jego związek z jego byłą dziewczyną nie nabrał duszności, której miał w pewnym momencie dosyć : Starał się, wymyślał co raz to nowsze atrakcje, jednak z czasem zaczynał widzieć, że ciężko było jej dogodzić. Często się łapał, że myślami nie był przy swojej aktualnej partnerce tylko przy kimś, kogo nie powinien w ogóle wspominać - przy swojej byłej przyjaciółce. Wieczne pretensje kierowane w jego stronę zaczynały go razić do tego stopnia, że to on w końcu pierwszy postanowił zakończyć ten nieszczęsny związek ,w którym obydwoje się dusili. Nie winił jej absolutnie: trafiła na okres w jego życiu, w którym kiepsko radził sobie ze śmiercią przyjaciela, którą ciągle rozpamiętywał (i rozpijał) Tym bardziej nie mógł być dłużej z Nikki, kiedy wyjawiła mu sekret bycia w ciąży w jednej z awantur, którą urządzili pewnego razu. Nawet by się cieszył z tego dziecka - cieszyłby się z powodu zostania ojcem. Nie była jego wina, że straciła ciążę: skąd mógł wiedzieć, że w niej była? Nie miała żadnych typowych objawów, a tylko dorzuciła mu kolejnej fali bolesnych wyrzutów sumienia. To dlatego Nikki w końcu zniknęła z jego życia, a on znów został sam. Od tamtej pory nie pakował się w żadne głębsze relacje: unikał ich jak ognia, zdając się, że jedna noc spędzona na pościelowych igraszkach załatwi to świdrujące w żyłach poczucie beznadziejnej samotności, jaką odczuwał w zwykłych momentach dnia codziennego. Szczerze, był już bliski kupienia sobie biletu do Brazylii, zaszycia się w jakiejś spelunie artystycznej aby mieć łatwy dostęp do najciekawszych proszków, które byłyby na wyciągnięcie ręki. W Brazylii na pewno nikt nie zdołałby go znaleźć i przede wszystkim nikt by go nie szukał w tamtych okolicach. On jednak wolał wyczyścić najpierw swoje konto ze starych błędów, a co za tym szło, musiał niestety zmienić swoje plany i zostawić Brazylię. Chociaż nie potrzebował tak naprawdę tej pieprzonej Brazylii by móc mieć chęci zapomnienia o tym wszystkim co się działo wokół niego. Bywały tygodnie w których po prostu chodził na haju by jakoś to wszystko przetrwać. Był to okres gdzie generalnie nie lubił poznawać nikogo nowego (bojąc się kolejnego odrzucenia) Czuł w sobie narastającą blokadę, która w rzeczywistości prowadziła go do nikąd.
Nigdy nie zastanawiał się nad tym, czym była dla niego randka - rozumiał randkę jako spędzenie czasu z obcą osobą które miało mieć wydźwięk inny niż koleżeński, i granice inne niż koleżeńskie. Jego randki zazwyczaj były krótkie: tylko na chwilę, aby za moment zapomnieć to nowe imię, które znał przez kilka godzin. Ostatnio również co raz rzadsze,: poświęcił się teraz karierze, coraz mocniej rozwijając swoją artystyczną działalność w świecie fotografii: tylko to trzymało go jeszcze w jakotakiej formie. To, że kumpel go teraz namówił na takie spotkanie było wynikiem przegranego zakładu. -Już się spaliłem na wstępie, gorzej być nie może, prawda? - skinął głową wzdychając ciężko na myśl jak bardzo pogrążył szansę na podbicie całkiem porządnej opinii w oczach nieznajomej przybyłej. Zawsze wszyscy powtarzali, że liczą się pierwsze trzy sekundy. Ernest miał rację: brakowało mu taktu, nie mówiąc już o jakimkolwiek poczuciu humoru, który mógłby być zbawienny w takich chwilach. Zdecydowanie wyszedł z wprawy jeśli chodzi o takie spotkania przez aplikacje - jeszcze do niedawna trzeba było się sporo nagimnastykować, żeby poznać kogoś ciekawego, a teraz? Wystarczyło przesunąć palcem po ekranie telefonu na chybił-trafił. -Skoro już znam twoje imię, to nie przeszkadza mi to co masz ochotę teraz zamówić - pokusił się o mrugnięcie okiem w jej stronę, rozsiadając się wygodniej na swoim krześle. Marynarkę przewiesił o oparcie i machnął gładko ręką w stronę kelnera, aby do nich podszedł. -myślę, że postradaliśmy zmysły, że w dzisiejszych czasach potrzebujemy jakiejś aplikacji by pójść z kimś na randkę - pokiwał głową rozbawiony, dalej nie mogąc uwierzyć, że musiał na takim badziewiu założył konto. Złożyli swoje zamówienia u kelnera, a gdy odszedł znów spojrzał na dziewczynę -przygotowałem kwestionariusz wstępnych pytań, chcesz go wypełnić? - odparł, starając się powiedzieć to głosem typowego urzędnika - oczywiście był to chryste, jakże zabawny żart jak na kogoś, kto randek unikał raczej jak ognia.
noah baker
ambitny krab
Kama
brak multikont
ODPOWIEDZ