Lekarz oddziału ratowniczego — Cairns Hospital
33 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
Lekarz oddziału ratunkowego, który przez lata jeździł na misje z ONZ.
004.
It's A Beautiful Day To Save Lives.
When I was born I was so ugly the doctor slapped my mother.
{outfit}

Niby szpital w Cairns był jego stałym miejscem pracy, z którego tylko "wypożyczali" go na misje w świat. Powinien się tu czuć jak w domu, a tak niestety nie było. Trochę był tu jeszcze zagubiony i starał się jakoś odnaleźć wśród ludzi, którzy w większości byli dla niego jakimiś twarzami, które widział raz w życiu kilka miesięcy temu. Co nie zmieniało jednak faktu, że dzięki swojemu jakże wygnanemu sposobowi bycia każdy praktycznie mógł się czuć jakby znali się już całe lata. Nie miał problemu z gównianym small talkiem, ani ze słuchaniem o tym co się działo w życiu innych ludzi. Nawet to lubił, bo może akurat ktoś się potrzebował wygadać i dzięki temu ten ktoś sie poczuje lepiej? Warto było być dla ludzi dobrym i wyrozumiałym, bo nigdy nie wiadomo, jak to może wpłynąć na ich życie.
Duża część jego współpracowników bardzo chciała też posłuchać o tym co działo się podczas tych jego wyjazdów. Chcieli żeby im opowiadał jak to jest pracować w miejscu tak oderwanym od technologii jak jakaś somalijska wioska pośrodku niczego, gdzie był jedynym białym człowiekiem w promieniu kilku kilometrów. On nie miał najmniejszego problemu, by o tym mówić. Uważał, że im więcej osób się o tym dowie, tym lepiej, bo może akurat ktoś też będzie chciał wyjechać i pomagać tym biednym ludziom, którzy są pozbawieni nie tylko podstawowej opieki medycznej, ale często nie mają też środków higienicznych. Praca tam sprawiła, że Eric zdecydowanie inaczej zaczął patrzeć na świat i doceniał coraz bardziej to w jakiej rzeczywistości przyszło mu żyć.
Był pod wrażeniem, że dzisiaj akurat zbyt wiele osób nie chciało umierać. Miał kilku pacjentów, których przywiozło pogotowie, ale nie było to nic ciężkiego i nie zajęli mu zbyt wiele czasu. O dziwo. Czekał aż coś pierdolnie i zaraz mu to przywiozą dziecko, które pogryzł aligator. Wcale, by się nie zdziwił, gdyby tak wyszło. Na chwilę obecną miał jednak trochę wolnego i mógł sobie na spokojnie uzupełnić dokumentacje, a gdy był w połowie to dorwała go ochota na kawusię. Poszedł do oddziałowej kuchni i tam spotkał dziewczynę, która zdecydowanie nie była dla niego obcą twarzą. Okej, nie znał jej najlepiej, ale poznał ją przelotnie choć dogłębnie podczas jednej z nocy, jeszcze zanim dostał swój pierwszy dyżur w szpitalu. - Cześć - powiedział od razu, gdy tylko wszedł do kuchni i posłał kobiecie uśmiech, który pewnie zadziałałby na 99% kobiet... szkoda, że nie na 100. - Spokojnie dzisiaj u nas - taki z niego był czasem captain obvious. - Będziemy mieć trochę czasu, żeby pogadać - powiedział i nalał sobie kawy z dzbanka do kubka, który pewnie miał jakiś durny napis, bo tylko takie rzeczy są ogólnodostępne w pracowniczych kuchniach. - Chyba Ci dzisiaj nie mówiłem, że pięknie wyglądasz... pozwól, że się poprawię - zaczął opierając się tyłkiem o kuchenne szafki. - Wyglądasz zjawisko... nowa szminka? - Chciał pokazać swoje zainteresowanie i, że naprawdę zwraca na nią uwagę. Może i robił to w poroniony sposób, ale inne baby to chichotały jak im mówił, że ładnie wyglądają... ile, by oddał, żeby taki chichot usłyszeć z ust Leonie. Ustawiłby to sobie później jako dźwięk na sms i nigdy, by tego nie usłyszał ponownie, bo Eric nie lubi smsów, woli dzwonić, więc ludzie do niego nie piszą.
sumienny żółwik
catlady#7921
Luna - Joshua - Zoey - Cece - Bruno - Cait - Mira - Mei - Olgierd - Hannah - Owen - Benedict
pielęgniarka ratunkowa — w szpitalu w Cairns
25 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Cały szpital huczał o wielkim Ericu Worthingtonie, który wrócił z kolejnej wspaniałej misji ratowania życia i zaszczycał Cairns swoją obecnością. Nie byłoby w tym nic irytującego dla Leonie, gdyby nie fakt, że całkiem niedawno - nie mając pojęcia o jego personaliach i zawodzie - robiła z nim takie rzeczy, że teraz było jej wstyd o tym myśleć za każdym razem, gdy mijał ją na korytarzu z tym uśmieszkiem, od którego kobietom miękły kolana i spadały majtki. Dla niej cała ta sytuacja była wręcz niemożliwa do nawigowania, ale tylko dlatego, że Eric się uparł by jej to utrudnić.
Ok - trafiła na niego w pracy, okazało się, że będa razem pracować po jednej udanej nocy - niezręcznie, ale można z tym żyć, jeśli się zapomni o tym co było dla dobra relacji zawodowej w miejscu pracy. Taki miała plan, ale Eric widział ich przyszłość inaczej. Czarował, bajerował, posyłał uśmiechy i spojrzenia, a Leonie... Cóż. Jego uwaga z całą pewnością jej schlebiała, ale obawa przed tym, że Worthington jedynie bawi się kolejną zdobyczą zmuszała ją do okazywania jedynie obojętności. Nawet, gdy parę dni temu mijał ją w ciasnym składziku i mruknął jej krótkie przepraszam do ucha, nie mogła powstrzymać obrazów które pojawiły jej się natychmiast przed oczami: jak nie tak dawno temu całował każdy kawałek jej ciała w namiętnym uniesieniu. Zdecydowanie była zainteresowana poważną relacją, związkiem, miłościa; naiwnie wierzyła, że jest to możliwe w jej przypadku (i chodzi tu o spędzanie większości życia w pracy, a nie o rozmiar ciała!). Nie wierzyła natomiast w intencje Erica, nie wierzyła, że szukał tego samego (po prawdzie, nigdy tego nie powiedział) a nie chciała być jego koleżaneczką do łóżka na te bardziej samotne wieczory. Na pewno nie.
- Uważaj, bo wykraczesz - odparła; nie jakoś niemiło, czy chłodno. Ot, normalnie, służbowo, profesjonalnie. - Zaraz przywiozą kolejnego wojskowego, który "przypadkiem potknął się na stojący na podłodze dezodorant w kulce i nadział na niego odbytem" - po tych słowach wkradł się delikatny uśmiech; totalnie spowodowany obecnością Erica, ale przecież zawsze mogła powiedzieć, że historią o męskiej fiksacji w odkrywaniu własnych zwieraczy. Gdy szła na studia pielęgniarskie nie spodziewała się tego, jak wielką część szpitalnej opieki ratunkowej będą stanowić ludzie, którzy wsadzili sobie nie to co trzeba nie tam gdzie trzeba :lol:
- O czym chciałbyś pogadać? - spytała, siląc się nadal na uprzejmość ale wyraźny brak zażyłości i koleżeństwa. Żeby sobie nie myślał, że będzie jak te inne lekarki, pielęgniarki i rejestratorki, które niemal mdlały jak zamieniał z nimi parę zdań. O nie. Nią się bawił nie będzie. Nie będzie jej podrywał dla sportu. Tak postanowiła. Siedziała teraz przy małym okrągłym stoliku z kawusią, zanim przyszedł czytała jakąś pielęgniarską książkę w ramach przerwy, ale teraz zaznaczyła stronę zakładką i odłożyła opasły tom na blat. Upiła łyk kawy z kubka w momencie, gdy zaczął z rękawa sypać komplementami, prawie (!) się zadławiła i umarła, ale na szczęście nie narobiła sobie wstydu, nie opluła się i nie zaczęła kaszleć. Jezu, całe szczęście. - W scrubsach każdy wygląda zjawiskowo. Nawet ty - odpowiedziała wesoło, ale żeby jakoś sobie wynagrodzić trudy dnia codziennego, zmierzyła Erica spojrzeniem od góry, do dołu. Ok, może scrubsy były workami na ziemniaki w świecie służbowych uniformów, ale krągłości Leonie w takim stroju były tylko bardziej widoczne i miłe dla oka. - Ta sama, co zawsze. Każdą koleżankę z pracy o to pytasz? Czy tylko większość?
Przewróciła oczami. Widziała go jak brylował po korytarzach i czarował dupy, nawet jeśli nieintencjonalnie, więc jakoś nie potrafiła poczuć się wyjątkowo.

eric worthington
Lekarz oddziału ratowniczego — Cairns Hospital
33 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
Lekarz oddziału ratunkowego, który przez lata jeździł na misje z ONZ.
Eric być może i nie był aż tak zadowolony z tego, że wrócił do Lorne Bay, ale nie przeszkadzało mu to całe zainteresowanie, którym obdarzono jego osobę. On zawsze był duszą towarzystwa i doskonale odnajdywał się wśród ludzi więc nie było to dla niego problemem. Absolutnie nie widział też problemu w tym, by pracować na jednym oddziale z dziewczyną, z którą zupełnie przypadkowo się przespał. Okej, nie tak przypadkowo, bo jednak zaczął ją podrywać zupełnie umyślnie i uważał, że serio powinna spojrzeć na niego bardziej przychylnym okiem, bo nie był takim okropnym facetem, za jakiego go chyba miała. Przecież mogliby pójść na porządną randkę i nikt z ich współpracowników raczej nie miałby z tym problemu, a Eric był pewien, że na bank, by się taka randka jej spodobała. Ach, ta jego nieskalana pewność siebie. Najgorsze było jednak to, że blondynka nie chciała się po prostu na takie spotkanko zgodzić i to go nieco irytowało, ale starał się dalej.
Zaśmiał się słysząc jej słowa i pokręcił głową. - Uwielbiam to Twoje poczucie humoru - powiedział spoglądając na nią i od razu posłał jej swój piękny uśmiech, który stosował, by przypodobać się ładnym ludziom. - Tak jak w tym przypadku, gdy penis księdza przypadkowo utknął w pochwie jego gosposi? - Dopytał puszczając do niej oczko. Naprawdę uważał, że doskonale, by się ze sobą dogadali.
Teraz się trochę zestresował, bo nie miał jakiegoś super tematu przygotowanego, ale wytężył umysł i postarał się coś wymyślić. - Możemy porozmawiać o tym, gdzie mógłbym Cię zabrać na randkę w najbliższy piątek - okej, to być może nie był najlepszy z możliwych tematów do rozmów, ale miał mało czasu, żeby się zastanowić, a to było pierwsze, co mu przyszło do głowy! Uśmiechnął się szeroko słysząc jej kolejne słowa i pewnie, gdyby nie był sobą to nie pociągnąłby tego tematu, ale no... był Ericiem. - Czyli uważasz, że wyglądam zjawiskowo? Ten temat też możemy pociągnąć, wydaje się być niesamowicie ciekawy - zaproponował wpatrując się w nią jak w obrazek wciąż mając na ustach uśmiech. Zresztą, miło mu się na nią patrzyło, bo wbrew temu co mówiła, wcale nie uważał, że każdy wygląda zjawiskowo w medycznych wdziankach. On owszem, ona też, ale większość ich współpracowników? Nah. - Naprawdę? Wygląda jakoś inaczej. - Nie miał pojęcia o czym mówi, ale musiał coś powiedzieć. - Nie, tylko Ciebie. Co mnie interesują inne koleżanki z pracy? - Machnął ręką, bo nie interesowały go inne. Z nią się chciał umówić. - To co z tym piątkiem? - Ciągnął i mógł mieć tylko nadzieję, że dziewczyna go nie zgłosi gdzieś do dyrekcji za jakieś molestowanie.
sumienny żółwik
catlady#7921
Luna - Joshua - Zoey - Cece - Bruno - Cait - Mira - Mei - Olgierd - Hannah - Owen - Benedict
pielęgniarka ratunkowa — w szpitalu w Cairns
25 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Randka na pewno by jej się spodobała - i to był problem. Bo wraz z randką spodobałby jej się Eric, a miała go sklasyfikowanego jako mężczyznę niebezpiecznego. Takiego, w którym zakochać się można dosłownie po kwadransie, a później leczyć z tego dwa lata. Czego mu brakowało? N i c z e g o. Był cholernie przystojny, wygadany, bezczelny w odpowiednich chwilach; był świetnym kochankiem (nie przyznałaby się, ale wspólna noc była w jej top 5, zdecydowanie) i był lekarzem znanym w branży z ogromnej wiedzy i jednocześnie dedykacji sektorowi humanitarnemu. Przy tym potrafił i rozbawić, i skomplementować, i… To było niebezpieczne. Na to Leonie nie chciała sobie pozwolić.
- Dopóki penis księdza utyka w pochwie chętnej gosposi, to jeszcze nie jest źle - odparła - Problemy zaczynają się gdy utyka w ministrantach - westchnęła, w pamięci odszukując najświeższy skandal - nie musiała szukać daleko, bo nie dalej jak trzy dni temu w wiadomościach mówiono o kolejnym dorosłym, który pozwał kościół o zadośćuczynienie krzywd wyrządzonym mu jako dziecku. Ale tego tematu nie kontynuowała, bo mieli lepsze!
- Wyglądasz zjawiskowo - przewróciła oczami rozbawiona tym, jak łasy był na komplementy. Trochę się wydurniał, wiadomo, ale kontrast pomiędzy cholernie przystojnym mężczyzną a domaganiem się pochwał był co najmniej uroczy. - W piątek jestem już umówiona - nawet nie kłamała! Mogłaby, żeby się go pozbyć, ale wyjątkowo nie musiała. - Idę na kolację z pewnym prokuratorem - zdradziła tonem niemalże obojętnym, z miną godną stołu do pokera w jakimś kasynie. Mogłaby wyjaśnić, że charakter tego spotkania nie miał być ani trochę romantyczny (przynajmniej tak to interpretowała) - mężczyzna chciał jej wyjściem podziękować za pomoc, ale nie uważała, by Eric potrzebował dodatkowych wyjaśnień. Wstała jednak i podeszła do mężczyzny; musiała się znaleźć niebezpiecznie blisko niego, żeby sięgnąć ręką do szafki za nim. Przez krótką chwilę mógł poczuć na sobie jej ciało, poczuć zapach jej perfum i przypomnieć sobie co nieco, ale gdy tylko złapała w dłoń to, czego szukała - odsunęła się.
W dłoni trzymała plik pomiętych kartek złączonych w lewym, górnym rogu zszywką. Popisane, pokreślone strony zdawały się kompletnie nie mieć sensu, aż Leonie przewróciła palcami do odpowiedniej tabelki. - Przesuń mój dyżur ze środy na czwartek - zaproponowała, pozwalając by ich spojrzenia się spotkały. Chciał randki? Wykluczone. Ale Leonie nie chciała w środę pracować z doktorem, który był nudziarzem i gburem. Mogła więc przystać na kompromis i pracować w czwartek z Worthingtonem - ale do zmian w grafiku potrzeba było jego lekarskiej dyspozycji, zatem ostateczna decyzja leżała po jego stronie. Pochyliła się i… - Muszę poćwiczyć szew śródskórny ciągły przestankowy - szepnęła mężczyźnie do ucha, modląc się tylko w duchu, żeby nikt teraz nie wszedł. Jeśli twierdził, że chce spędzać czas - to niech ją chociaż czegoś nauczy, nie? Mogła się wygłupiać i go odtrącać, ale nie chciała zmarnować szansy na naukę; na to, by coś jej pokazał, skorygował błędy. W tej branży doświadczenie zdobyte u boku świetnego lekarza było bezcenne.

eric worthington
Lekarz oddziału ratowniczego — Cairns Hospital
33 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
Lekarz oddziału ratunkowego, który przez lata jeździł na misje z ONZ.
Pokręcił głową i skrzywił sie. - Obrzydliwe, chociaż nie miałem jeszcze takiej sytuacji na SORze - przyznał i w sumie to się cieszył, bo nie wiedział czy byłby w stanie normalnie po czymś takim funkcjonować. Pochodził z bardzo wierzącej rodziny, jego ojciec był pastorem i Eric był pewien, że nie zaakceptowałby jego biseksualizmu gdyby się o tym dowiedział. Dlatego ukrywał to przed światem i jedyną osobą z jego bliskich, która zdawała sobie z tego sprawę była jego młodsza siostra. Przeokropny potwór, ale kochał ją nad życie. Tak to juz było w rodzinie.
Zaśmiał się cicho i kiwnął głową. - A dziękuję bardzo, czekaj spróbuje się zarumienić - niestety mu nie wyszło. Nie był komplementami onieśmielony tak jak jakaś nastolatka. Miał wysoką samoocenę, co bywało problemem jeżeli chodziło o na przykład bliższą relacje z Leonie. - Ty wyglądasz pięknie, ja zjawiskowo... dobrana z nas para - stwierdził posyłając jej szelmowski uśmiech i puścił do niej oczko. Próbował jak mógł, by ją do siebie przekonać i miał nadzieję, ze mu się to uda. Najlepiej prędzej niż później. Miał ograniczony czas używalności na tej planecie. Dalsza część jej słów już się mu nie spodobała wiec zmarszczył lekko czoło. - Z prokuratorem? A co chcesz kogoś wyciągnąć z więzienia? - Zapytał, bo nie wiedział po co innego miała się z kimś takim umawiać. - Prokuratorzy są nudni, wspomnisz moje słowa - nie miał pojęcia czy są nudni czy nie, ale był pewien, że zrobi wszystko, by tego faceta jej obrzydzić. Gdy stanęła obok niego i poczuł zapach jej perfum to aż na sekundę przymknął lekko powieki rozkoszując się wspomnieniami o ich wspólnie spędzonej nocy. Miał nadzieję, że kobieta nie żałowała tego co się między nimi wydarzyło. On na pewno nie.
Uniósł lekko brew słuchając jej "rozkazu". - A gdzie magiczne proszę? - Zapytał, bo no halo! Może i była ładna, może i mu się podobała, może chciał ją zabrać na najlepszą randkę w jej zyciu, ale Eric miał własny mózg. Wiedział, że nie może się dać jej tak całkowicie omamić, bo źle na tym skończy. - Może Ci zmienię na piątek... - zaproponował unosząc lekko brew. To byłoby całkiem niezłe. - Sobie też mogę zmienić i może akurat będę mieć wtedy więcej czasu żeby Ci pokazać jak dobrze wykonać szew... nocna zmiana w piątek. Nie brzmi dobrze? - Zaproponował, chociaż był pewien, że nie będzie chciała stracić szansy na super randkę z prokuratorem. On jednak nie chciał jej takiego randkowania ułatwiać.

leonie rochester
sumienny żółwik
catlady#7921
Luna - Joshua - Zoey - Cece - Bruno - Cait - Mira - Mei - Olgierd - Hannah - Owen - Benedict
pielęgniarka ratunkowa — w szpitalu w Cairns
25 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Gdyby miała mówić prawdę, to by mu przytaknęła. Wszystko wskazywało na to, że byli dobrze dobrani. Mieli świetną chemię, seks - jak na pierwszy raz - był bardzo dobry z potencjałem na więcej, potrafili się wzajemnie rozbawić i, co może najważniejsze, rozumieli charakter swojej pracy. Leonie nigdy nie zrobiłaby Ericowi awantury za to, że za dużo pracuje - bo sama spędzała w szpitalu tyle samo czasu i nic dziwnego, że kobiety spoza służby zdrowia nie chciały czekać na wiecznie nieobecnych mężów w pustych domach. Tylko że Leonie nie mogła przyznać mu racji. Absolutnie nie. - Wspomnę czy nie wspomnę, to nie będzie twoja sprawa - mruknęła wyraźnie rozbawiona jego nagłym pokazem delikatnej zazdrości. Nie trudno było przejrzeć jego teksty - nie znał gościa, a już do niego zniechęcał. Leonie naturalnie poczuła się tym dowartościowana, ale walczyła ze sobą, żeby tego nie okazać.
Przewróciła oczami na tą jego propozycję. Ale kombinował! Musiała przed sobą przyznać, że ten jego upór był cholernie podniecający. I zwłaszcza teraz, gdy stała przed nim, tak bliziutko… Wyobraźnia pracowała na zwiększonych obrotach. Ech, w co ty się wpakowałaś, głupia dziewucho… - Brzmi dobrze - odparła, zapewne ku zdziwieniu mężczyzny. Chciała się od niego uczyć, chciała z nim pracować, jeśli piątek mu pasował - przeniesie pana prokuratora na inny dzień. Żaden problem. -Nocna w piątek, nie ma problemu. Kolację mogę przecież przełożyć. A zależy mi, żeby poćwiczyć z tobą te szycia - uśmiechnęła się szerzej. Jak niewiniątko - choć Eric właśnie równocześnie wygrał i przegrał. Postawił na swoim i co z tego wyszło? Nic. Czy tego chciał, czy nie, Leonie miała pójść na tę kolację z prokuratorem. -Doktorze Worthington - zwróciła się do niego względnie profesjonalnie, choć nie mogła się oprzeć wrażeniu, że w ich sytuacji te dwa słowa brzmiały jak gra wstępna, nic innego. -Wierzę, że możemy po jednej bardzo udanej nocy pracować razem bez przeszkód - powiedziała odsuwając się jeszcze kawałeczek, bo powoli od jego ciepła zaczynało się Leonce kręcić w głowie. Sytuacja wyglądała z jej strony tak, że Ericowi się nudziło i chciał się zabawić jej kosztem. A ona zabawy nie szukała. -Doceniam komplementy, naprawdę, ale wiem że bajerujesz nimi połowę oddziału. Nie pójdę z tobą na randkę, bo wiem jak to się skończy. Romansem, którego mi w życiu nie trzeba - westchnęła. Mogła się nad nim pastwić dalej i odmawiać bez podania przyczyny, ale na dłużej byłoby to dziecinadą. Wolała jasno zaznaczyć, że zwyczajnie mają zbyt różne oczekiwania. -Chcę się spotykać z kimś, kto szuka związku, miłości - jak ja. Nie sypiać z kolegą z pracy…

eric worthington
Lekarz oddziału ratowniczego — Cairns Hospital
33 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
Lekarz oddziału ratunkowego, który przez lata jeździł na misje z ONZ.
Oczywiście, że mogła mu przyznać rację. On nawet, by się wtedy nie zdziwił, bo doskonale sobie zdawał sprawę, że zazwyczaj miał rację. Nawet był święcie o tym przekonany, gdyby tak nie było to pewnie nie kręciłby się za nią aż tak mocno. Eric po prostu sobie zdawał sprawę, że dziewczyna cos kręci i miał zamiar przekonać ją do tego, że nie ma sensu żeby jakoś wybitnie się opierała. Naprawdę sądził, że nie byłoby im ze sobą źle. W łóżku bawili się dość dobrze, mieli podobne zainteresowania zawodowe, nikt nie robiłby nikomu problemów o pracę i wszyscy byliby zadowoleni, gdyby tylko dała mu szansę. Co mogłoby się stać złego? Najwyżej, by im nie wyszło. On i tak planował skończyć rezydenturę i znów wyjechać w świat więc gdyby nic z tego nie wyszło, to nawet super długo nie musiałaby go oglądać. Musiała tylko spróbować. - Oczywiście, że moja sprawa. - Powiedział przekonany o swojej racji. - Jak Ci złamie serce to w mój rękaw będziesz się mogła wypłakać... albo jak się zanudzisz przy nim prawie na śmierć, to ktoś będzie musiał cię reanimować. Podobno jestem dobry w usta usta. - Rzucił puszczając do niej oczko. Pewnie nie do każdego byłby w stanie powiedzieć tego typu tekst, ale przy niej czuł się swobodnie na tyle, by wcale jakoś mocno się nie ograniczać. A może powinien? - Wspaniale - odpowiedział i zmienił im grafiki w planie, a później się tam też podpisał żeby było wiadomo kto takie zmiany wprowadza. - Tak sobie poćwiczymy, że zapomnisz o tej beznadziejnej kolacji - dodał pewny swego. Ciężko było naruszyć jego samoocenę, która była tak mocno wysoka. Wciąż wierzył, że uda mu się ją namówić na spotkanie. Wiedział, że nie jest jej tak w stu procentach obojętny, bo w końcu powiedziała, że wygląda zjawiskowo nie? - Panno Rochester - odpowiedział równie poważnie błądząc wzrokiem po jej twarzy. Była piękna, zjawiskowa i cholernie pociągająca. Denerwowało go to, że nie może jej w tej chwili po prostu złapać, przyciągnąć do siebie i pocałować. - Absolutnie nie widzę żadnych przeszkód - widział same zalety, szczególnie, że ego jeszcze bardziej mu się podniosło skoro noc była bardzo udana. Na pewno nie miałaby takiej z nudnym prokuratorem.
Westchnął, bo wcale mu się nie podobało to, że się od niego odsunęła, ale co miał zrobić? Mógł tylko patrzeć na nią. - Przesadzasz - skwitował i wywrócił oczami. - Nie bajeruje nikogo - a jeżeli już to nie robił tego świadomie. - Jestem dla nich po prostu miły, żadnej z nich nie chciałem zaprosić na randkę - ani żadnego, żeby była jasność. - Nie wiesz jak to się skończy dopóki nie spróbujesz - powiedział na spokojnie i zrobił krok w jej stronę. - A kto Ci powiedział, że ja nie szukam związku i miłości? - Zapytał wykonując kolejny krok. - Masz jakieś błędne informacje na mój temat i chyba nie za bardzo mi się podobają - stwierdził mrużąc lekko oczy. Okej, może nie szukał wielkiej miłości, bo nie raz został już zraniony, ale nie był też typem faceta, który boi się zobowiązań jeżeli rzeczywiście poczuje coś do kogoś. Był w stanie przez lata tkwić w związku na odległość z mężczyzną, którego kochał. Nie był w stanie powiedzieć co się wydarzy z Leonie, jeżeli się nie spróbują spotkać. - Powiedz mi, że jesteś w stu procentach przekonana, że nie chcesz się przekonać jakby to było gdybyśmy się spotkali w jakimś ładnym, przytulnym miejscu, to dam Ci spokój. - Mruknął wykonując kolejny krok, który sprawił, że stał teraz znów bardzo blisko niej. Mówił serio, jeżeli powie, że go nie chce to da jej spokój. Będzie za nią mógł tylko patrzeć tęsknym wzrokiem.


leonie rochester
sumienny żółwik
catlady#7921
Luna - Joshua - Zoey - Cece - Bruno - Cait - Mira - Mei - Olgierd - Hannah - Owen - Benedict
pielęgniarka ratunkowa — w szpitalu w Cairns
25 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
W rękaw Eryczka to mogła wylewać łzy, to w ogóle inna jakość leczenia się ze złamanego serca! Zapamiętała sobie tę propozycję, bo choć wieczór z panem prokuratorem zapowiadał się bardzo spokojnie, sympatycznie i bez dramatów, może KIEEEEDYŚ jej się zachce eryczkowych ramion i będzie wtedy zmyślać, że ech, na takiej nieudanej randce była, dramat, PRZYTUL. Konieczności reanimacji nie przewidywała, ale nie pogardziłaby szansą na usta-usta, czemu dowodził jej szeroki uśmiech. Tylko nie przez, kurde, ustniki, ściereczki i inne bajery zabezpieczające!
Zadowolona przyjęła informację, że umówili się na piątek. Kiedy tam zje kolację z innym mężczyzną było kwestią przesuwalną, ale jak już pojawiała się okazja pracy z panem z misji humanitarnych, trzeba było korzystać. I choćby się miał wykręcać tysiącem tematów do rozmowy, Leonie zamierzała go przycisnąć żeby przećwiczył z nią ten konkretny szew, który sprawiał problemy. Był co prawda z kategorii bardzo zaawansowanych i nie musiała go znać, ale CHCIAŁA. Tym samym Eric miał coś, co mógł jej dać i co zamierzała wziąć. W piątek na nocnej. Nie inaczej.
-Ty jesteś w taki sposób miły, że kobietom staniki same się rozpinają, Eric - odparła niemalże znudzonym tonem, bo nie kupowała tego jego argumentu, że to niechcący, że on nie wie. Musi wiedzieć jak działa na kobiety i że to jego bycie miłym to zawsze balansowanie na granicy flirtu w miejscu pracy, co za tym idzie, Leonka widziała niejeden raz jak ustawiał się wokół niego wianuszek pięknych lekarek, i wszystkie chichotały do Worthingtona jakby nikt na świecie nie opowiadał takich żartów. -Myślę, że nie szukasz. Całkiem niedawno przeleciałeś taką jedną poznaną w barze - obstawiała twardo przy swojej wersji. - Nie zadzwoniłeś później. Przypadkiem wyszło, że z nią pracujesz. I nagle się okazuje, że jesteś ciepłym, czułym misiem szukającym czegoś na dłużej? - pokręciła przecząco głową, bo ta wersja kompletnie się jej nie zgadzała. Gdyby nie trafili na siebie w szpitalu, pewnie nigdy więcej by o niej nie pomyślał.
Ona za to myślała o nim bardzo, bardzo mocno gdy z każdym kolejnym krokiem zbliżał się bardziej. Przygryzła dolną wargę, lekko, w skupieniu - walczyła ze sobą mocno, by odgonić niestosowne w miejscu pracy wspomnienia, ale od jego wzroku, zapachu i ciepła znów zaczynała głupieć. Wyzwanie jakie przed nią postawił było niemożliwe do ogrania. Nie mogła powiedzieć że jest w stu procentach przekonana - BO NIE BYŁA, a jej zarumienione policzki teraz głośno o tym krzyczały. Nie mogła też powiedzieć że nie jest przekonana, bo wyszłaby na frajerkę. Odetchnęła głęboko, pozwalając sobie na chwilę słabości - zawieszenie wzroku na ruszających się z każdym słowem wargach mężczyzny. -Doktorze Worthington - zwróciła się do niego ciszej, siląc na ton maksymalnie neutralny. -Spotkamy się w ładnym, przytulnym miejscu na nocnej zmianie w piątek - odpowiedź wymijająca okazała się jedyną możliwą do wypowiedzenia w zgodzie ze sobą. Przynajmniej zostawiała furtkę. - Muszę wracać do pracy. Pielęgniarkom nie wybacza się spóźnień tak, jak lekarzom.
Powrót do rozmowy o pracy. Służbowego tonu. Wyprostowała się, włosy odgarnęła i zgarnąwszy książkę ze stołu, opuściła pomieszczenie socjalne. Z mętlikiem w głowie i miękkimi kolanami, ale przynajmniej świadomością, że nie uległa jego bajerce.

Koniec

eric worthington
ODPOWIEDZ