Zawodnik rezerwowy — Brisbane Roar FC
40 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
I wish I could say everything in one word. I hate all the things that can happen between the beginning of a sentence and the end.
Początkowo nie wiedział jak zareagować na ten przytyk. Nigdy nie był człowiekiem, który by się jakoś szybko obrażał, albo brał rzeczy do siebie. Musiał się na to uodpornić kiedy zdecydował się na bycie osobą publiczną. Wiedział, że media będą po nim jeździć jak po burej suce. Wiedział, że będą w jego życie ludzie (najczęściej nieznajomi i anonimowi), którzy będą go nienawidzić i będą mu życzyć źle i którzy w Internecie będą chcieli mu rujnować życie pisząc chamskie komentarze. Jak się rozwodził to śmiał im się prosto w twarz. Nie potrzebował obcych ludzi, żeby rujnowali mu życie. Sam je sobie zrujnował. Hehs. No, ale tak czy siak przeczytał na swój temat miliony negatywnych opinii, komentarzy i recenzji. Były na różne temat. Odnośnie tego z kim się spotykał, co ubierał, jak grał, jak się odzywał, jak wyglądał, odnośnie jego rzekomego pochodzenia. Ludzie przypierdalali się do wszystko. Było to okropne, ale Kirby nauczył się z tym żyć. Dlatego po paru sekundach na komentarz Addie parsknął i pokręcił głową z niedowierzaniem. Na jego ustach jednak błądził delikatny uśmiech. Szanował ten przytyk. Byli już rozwiedzeni, wiedziała co zrobił. Nie było nic co mógłby zrobić, żeby naprawić ich małżeństwo. Jedyne co im zostało to komentowanie tego w taki sposób, żeby oboje mogli się pośmiać. Żeby pokazać wszystkim, że można się przyjaźnić z tą samą, z którą się rozwiodło. Chociaż w ich przypadku ciężko tutaj mówić o konkretnej przyjaźni. Ciężko było zdefiniować ich relacje.
-To był bardzo trafny komentarz. Szanuję. Czapki z głów. – Nie powiedział tego złośliwie. Wręcz przeciwnie. Cały czas się uśmiechał i nawet wykonał w jej stronę lekki ukłon. Zasługiwał na takie komentarze. Jednocześnie potrafił docenić trafiony tekst. Ten taki był. Delikatnie raniący, ale jednocześnie nie dający powodu do obrazy. Chciałby mieć takie wyczucie. On wolał ludzi obrażać wprost. Poza tym miał nadzieję, że chociaż w minimalnym stopniu, Addie poprawi się komentarz. Bogowie wiedzieli, że Kirby zasługiwał na gorsze traktowanie po tym co zrobił.
-Farmę. – Potwierdził, a w jego głosie można było wyczuć nutkę dumy. Chyba nigdy nie był tak dumny z siebie jak w momencie, w którym zdecydował się na kupno farmy. –Nie, nie. Aż tak to nie. – Szybko zaprzeczył. Takie zwierzęta były źródłem smrodu i dodatkowych obowiązków. Tego Kirby w swoim życiu nie potrzebował. Przynajmniej nie na tym etapie. W końcu nadal należał do klubu i musiał liczyć się z tym, że będzie latał po Australii. –Po prostu farma z olbrzymim terenem gotowym do zagospodarowania. Co prawda nie mam jeszcze żadnych konkretnych pomysłów na ten teren. Nawet niekonkretnych pomysłów nie mam. Mam nadzieję, że będę miał czas, żeby o tym myśleć. – Nie wróżył sobie długiego życia. Był samotny i odmawiał jakiegokolwiek leczenia czy poprawienia jakości swojego życia. Nie zdziwiłby się gdyby umarł kilka dni po zakończeniu swojej kariery. Pamiętał jednak o tym, żeby co jakiś czas uaktualniać swój testament. Wszystko naturalnie planował zostawić Polly. Nie miał własnego dziecka, więc jego chrześnica była najbliższym co miał. –Nic takiego się nie wydarzy. – Nie był imprezowiczem. A już na pewno nie miał zamiaru zapraszać ludzi do domu, w którym miał zamiar spędzić resztę swojego krótkiego życia w spokojny sposób. –Po prostu zapraszam ciebie, żebyś mogła zobaczyć. – Kirby miał świadomość tego, że być może takie zaproszenie jej nie do końca było miłe. Tym bardziej, że farma była sporym terenem z wielkim domem. Domem, który powinien zostać wypełniony przez żonę i dzieci. Coś o czym powinni rozmawiać kiedy byli małżeństwem. Nie coś w co on zainwestował na stare lata, dla samego siebie.
-Pewnie lokalna stacja będzie. – Nie miał zielonego pojęcia. Nigdy nikogo nie namawiał do oglądania swoich meczów. Dobra, może nigdy to złe słowo. Namawiał, ale kiedy zdobywał mistrzostwa i nagrody. Teraz wolał ludziom oszczędzić choroby oczu. No i nie chciał, żeby się nad nim użalano i go żałowano. A tak właśnie będzie. Dlatego nie chciał wychodzić na boisko, ale za bardzo nie miał prawa głosu.
-Jeżeli rzeczywiście wypuszczą mnie na murawę, to będę potrzebował więcej niż jednego masażu. – Zażartował, ale był to słodko-gorzki żart. Była szansa, że Kirby będzie darł się w niebogłosy błagając o amputację kolana, albo usunięcie z organizmu całego kręgosłupa. Oczywiście będzie to robił w samotności na farmie. Żeby czasem nikt nie był świadkiem jego bólu.
Skinął tylko głową zadowolony, że nie będzie mu wciskała nic z jarmużem. Dodatkowo był zadowolony z tego, że udało jej się nie tylko uśmiechnąć, a nawet zaśmiać. Właśnie o to mu chodziło. Żeby chociaż na chwilkę zapomniała o swoim bólu i stracie. Żeby jej się przypomniało, że mimo straty, może być nadal szczęśliwa. Potrzeba tylko czasu i cierpliwości. –Wszystko będzie w porządku. – Powiedział nawiązując do jej stanu. Mówił, że nie będzie o tym rozmawiał, ale chciał, żeby wiedziała, że nie przestał o tym myśleć. Tym razem nie podał jej ręki czekając na jej reakcję. Nie chciał ponownie spotkać się z odrzuceniem. Tym razem po prostu chwycił jej rękę i patrząc przed siebie trzymał ją stanowczo, ale delikatnie. Miała wiedzieć, że Kirby będzie ją wspierał.
sumienny żółwik
-
już nie
stewardessa — cairns airport
34 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
Are you someone that I can give my heart to or just the poison that I'm drawn to?
A jednak komentarz wypowiedziany przez blondynkę nie dał zinterpretować się inaczej. Nie doceniła uznania, jakim obdarzył ją mężczyzna, co okazała odwróceniem spojrzenia, w którym kryło się zawstydzenie. Addison nie należała, przecież do jakkolwiek mściwych osób. Starała się wybaczać, dawać drugie szanse, nie przekreślać nikogo... Tyle że z Vanderbergiem sprawa zdecydowanie kwalifikowała się jako bardziej skomplikowana. I trudno określić klarownie jak się miała, bądź co oznaczała. Niemniej już milczała, bo nie chciała mu w żaden sposób "dowalać", nawet kiedy to zrobiła zupełnie bez zastanowienia.
-Myślę, że to byłoby całkiem miłe i zajmujące, żeby mieć coś takiego. Albo co najmniej ogródek, powinieneś o tym pomyśleć, jak już dojdziesz do zastanawiania się co z tym terenem - zaproponowała całkiem serio, bo jako osoba, która lubiła czasem poeksperymentować w kuchni doceniała składniki. Z rodzinnego domu wyniosła też świadomość, że jeśli o coś dbało się samodzielnie, to miało się pewność w jakich warunkach powstało i jak wartościowe jest. I pewnie, gdyby prowadziła nieco mniej koczowniczy tryb życia (czytaj inna praca) i mieszkała gdzieś indziej niż w mieszkaniu Addie miałaby swój przydomowy ogródek, który świetnie sprawdzałby się podczas gotowania. -Czyli to będzie parapetówka vip? Okej, może tak być - nie wiedziała czy chciała zobaczyć, jak sobie układał to życie. Chyba nie bardzo, kiedy sama czuła, że nie ma absolutnie żadnej kontroli nad własną codziennością. I na dodatek nie miała pojęcia jak mogłaby ją zyskać.
Nie docierały do uszu blondynki pozostałe odpowiedzi. Ciałem znajdowała się wciąż w swoim mieszkaniu, ale myśli zabrały kobietę daleko stąd. Chwilą otrzeźwienia okazał się dotyk, którym obdarzył ją Kirby, a ona zupełnie się go nie spodziewała. Mimowolnie prychnęła na jego słowa, przymykając powieki. Czuła pieczenie w oczach, nie powstrzymała łez, którym towarzyszył gorzki uśmiech. -Czasem opowiadasz straszne bzdury, Kir - mruknęła z nutą pretensji. Nie potrafiła uwierzyć w to zapewnienie, które mężczyzna właśnie wypowiedział. Przypomniała sobie swój ostatni atak paniki, który miał miejsce w środku dnia, pośród innych ludzi, a wywołała go niepozorna wizyta w sklepie z akcesoriami dziecięcymi. Nie było w porządku, nie wyglądało też, że miałoby być. -Nie mogłam wejść po gryzak do sklepu - przyznała się do tego na głos po raz pierwszy, nie do końca, wiedząc właściwie czemu. Nie patrzyła jednak na Kirby'ego, a przed siebie. wstydziła się, że sobie nie radziła. -Kiedy się rozwiedliśmy... odłożyłam te marzenia na bok - mruknęła, przecierając twarz, pewnie się rozmazała, ale to nic. Nie musiała, przecież wyglądać teraz pięknie. Nie miała tez na to zwyczajnie sił, by przejmować się takimi błahostkami. -I nie wiedziałam, że wciąż tak bardzo tego chcę, rodziny, macierzyństwa, aż... - urwała, przełykając ślinę. -Co jest ze mną nie tak? - zapytała, patrząc na ich splecione dłonie, pamiętała, kiedy pierwszy raz Kirby złapał ją tak stanowczo na lotnisku, także ten przyjemny dreszcz towarzyszący temu gestowi. Pamiętała tez, kiedy po raz ostatni zdobył się na to, podczas ich ostatniej rozmowy, a może bardziej kłótni, odnośnie przyszłości ich małżeństwa, kiedy zatrzymał ją przed wyjściem w połowie - wtedy czuła złość, i obrzydzenie. Teraz? Nie czuła nic, za bardzo wypełniał ją ból, który starała się do tej pory ignorować. Bliskość Kirbyego zdawała się zniszczyć pozorne zabezpieczenia do tej pory wystarczające. -Zamiast siedzieć tu z nim, siedzę z byłym mężem, bo on nic nie wie - zaśmiała się gorzko, przełknęła znów ślinę. -uznałam, że lepiej mu nie mówić, skoro... pewnie Jane tego nie wspominała, ale skoro dowiedziałam się już po wszystkim - gorzki ton wylewał się z blondynki chyba po raz pierwszy, aż tak bardzo. Do tego dość powolnie. Doceniała, że Vanderberg w żaden sposób jej nie poganiał i pozwalał wyrzucić kobiecie swoje żale w tak ślimaczym tempie. -do tego ma sporo na głowie, bo jest zastępczym ojcem... co niczego nie ułatwia - zagryzła wargę. -Czuję się jak złodziej wiesz? Za każdym razem, kiedy ode mnie wychodzi. Ktoś inny potrzebuje go bardziej. Nic sobie nie obiecywaliśmy - urwała, kręcąc głową. Zaśmiała się, najpierw gorzko, a później śmiech przerodził się w histeryczny. Kirby wciąż ściskał dłoń blondynki. -Nie wiem, czemu ci o tym wszystkim mówię, bo to jest absolutnie... niewłaściwe - poczuła jak oddech jej przyspiesza, a pod powiekami zbierała się kolejna fala łez. -boję się - dodała jeszcze, nie określając czego, ale to chyba było dla Vanderberga jasne. Addison bała się samotności, tego, że wszelkie wybory, których dokonywała byłe niewłaściwe. Ufała osobom, którym nie powinna. Traciła cenny czas oraz możliwości. I ostatecznie... miała pozostać tylko pustka oraz paraliżujące poczucie porażki. Tak, jak podczas ich rozstania. Tak, jak w chwili, w której dowiedziała się, że straciła ciąże. Tak, jak podczas samotnego spędzania urodzin w Sydney. Zmęczyła ją ta samowystarczalność, którą tak ceniła przez ostatnie lata. A może osłabiło ją zbliżenie się do G.? -przepraszam - wymamrotała jeszcze, po czym rozpłakała się na dobre, a przez drobne ciało przechodziły dreszcze, na pewno wyczuwalne dla znajdującego się blisko Kirbyego, tym bardziej, że nijak Addie nie mogła nad tym zapanować. Chciała uciec. Spróbowała więc wstać, by to zrobić, schować się, ale... Kirby na to nie pozwolił.

kirby vandenberg
come hold me tight
no_name4451
Zawodnik rezerwowy — Brisbane Roar FC
40 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
I wish I could say everything in one word. I hate all the things that can happen between the beginning of a sentence and the end.
Kirby sam nie wiedział co powinien z tym terenem zrobić. Nie miał zdrowia do tego, żeby go zagospodarować tylko po to, żeby się nim zajmować. Nawet jakby miał to robić hobbystycznie. Taka praca nad ogrodem wymagałaby wiecznego schylania się, albo doglądania, albo używania narzędzi, które źle działałyby na jego plecy i kolana. Nie mógł sobie na to pozwolić. Nie miał też pragnienia, żeby zrobić z tego teren, na którym mógłby zarabiać, a który wymagałby zatrudnienia ludzi do ogarniania tego. Chciał mieć na tej farmie spokój. Nie ludzi, którzy wiecznie by się tam kręcili i mu przeszkadzali. Nie zapowiadało się też na to, żeby kiedykolwiek doczekał się jakiegokolwiek potomka. Nie było więc sensu inwestować w farmę, która byłaby przyjazna dzieciom. Polly była już stosunkowo duża i nie miał zamiaru wprowadzać zmian tylko pod nią. Nawet jeżeli była obecnie najbardziej prawdopodobnym spadkobiercą milionowej fortuny Kirby’ego.
-Nie sądzę, żebym robił tam cokolwiek. Po prostu miejsce, gdzie mogę dożyć starości, albo niespodziewanie umrzeć na zawał. – Uśmiechnął się krzywo. –Aczkolwiek poświęcanie czasu na myślenie o tym jak ta farma może wyglądać w przyszłości jest dosyć ekscytujące. – Nieco przesadził z tym, że jest ekscytujące. Nie zmieniało to jednak faktu, że Kirby rzeczywiście lubił sobie nad tym podumać. Głównie dlatego, że jego myśli na temat tej farmy były dosyć absurdalne. Przez to oczywiście, że nie miał nikogo o kim mógłby myśleć w kwestii przyszłości na farmie. Jego siostra na pewno nie pozwoli Polly na przebywanie tam zbyt często.
-Tak. Bardziej coś w tym stylu. – Co prawda żadnych VIP-ów tam nie będzie. Nawet on siebie nie będzie traktował jak VIP-a. Będzie po prostu gospodarzem tej jednoosobowej wizyty. No chyba, że Addie zdecyduje się na to, żeby kogoś ze sobą przyprowadzić. Nie będzie jej zabraniał. Od rozwodu minęło trochę czasu. Skoro doszło do poronienia to musiał też być seks. Nie było dla niego szokiem to, że Addie postanowiła ruszyć do przodu ze swoim życiem. Życzył jej dobrze, a przede wszystkim chciał, żeby była szczęśliwa. On swoją szansę już stracił. Zawiódł.
-Kir? – Zaśmiał się, bo dawno tego nie słyszał. Już i tak miał krótkie imię, więc śmieszyło go to jak Callaghan i tak je skracała. –Nie powiedziałbym, że to bzdura. – Bzdurą było stwierdzenie, że czas leczy rany. Czas niczego nie leczył. Czas pozwalał przyzwyczaić się do bólu i do tego co człowiek odczuwał. Nie było tam nic z leczenia. Rany psychiczne nie goiły się tak łatwo jak te zadane fizycznie. To przez co przechodziła Addie było potworną stratą. To coś na co każdy indywidualnie powinien sobie dobrać czas. Żałoba w tym przypadku była obowiązkowa. –To zrozumiałe. – Odparł ściskając jej rękę nieco mocniej, ale nadal robiąc to w delikatny sposób. Potrzebowała zapewnienia, a nie dodatkowego bólu. Nie rozumiał po co wchodziła po ten gryzak, ale nie miał zamiaru przerywać jej pytaniami po tym jak się przed nim otworzyła.
-Wszystko z tobą w porządku. – Zapewnił ją. Wiedział, że poinformowanie jej, że przechodzi przez to samo nie będzie dobrym krokiem. Jemu wystarczy to, że znajdzie sobie młodszą laskę, która będzie chciała nosić jego dziecko. Z kobietami było inaczej. Miały zdecydowanie gorzej. Miały ograniczony czas kiedy mogły nosić dziecko, a instynkt macierzyński i pragnienie posiadania dziecka odczuwały zdecydowanie mocniej. Nie mógł jej ranić mówiąc, ze przechodzi dokładnie przez to samo, bo nie byłoby to prawdą. –Wiem, że nie chcesz o tym słyszeć i za wcześnie, żeby o tym mówić, ale jestem pewien, że nie wszystko stracone. – Nie wiedział na czym polegała relacja Addie i ojca tego dziecka i w sumie nie chciał wiedzieć. To nie była jego sprawa. Ważne było to, żeby Addie wiedziała, że ma jeszcze czas na to, żeby matką zostać. Jeśli nie w sposób naturalny, to są inne opcje.
Kolejne wyznanie nieco go zdziwiło. Nadal nie chciał wnikać na jakiej zasadzie jest ich relacja, ale jednak jakby on był ojcem tego dziecka to chciałby wiedzieć. –Dlaczego mu nie powiedziałaś? – Zapytał chcąc zrozumieć tok myślenia Callaghan. –Nie. Oszczędziła mi szczegółów. – Trochę teraz bronił dupę wspólnej przyjaciółce. Jane naturalnie chciała się podzielić wszystkim co wiedziała. Kirby jednak odmówił. Uznał, ze sprawa jest na tyle poważna i prywatna, że jeżeli ktoś ma mu o tym powiedzieć to powinna to być Addie. Jeżeli Addie mu nie powie, to Kirby po prostu nigdy się nie dowie. Nie był fanem plotek. Miały zwyczaj rujnowania ludziom żyć.
-No i co z tego, że jest zastępczym ojcem? – Parsknął oburzony. –Co z tego, że ma sporo na głowie? Ty nie masz? – Spojrzał na nią. –Skoro ma czas, żeby uprawiać seks to powinien mieć też czas na stawianie czoła konsekwencjom. – Biedna Addie. Znalazła sobie typa, który jest tylko od ruchania, a z konsekwencjami tego ruchania musiała się borykać sama. Obrzydliwe. –Nie musicie sobie nic obiecywać, żeby był odpowiedzialnym człowiekiem. No chyba, że ma dwanaście lat, to wtedy mu powiedz co się dzieje jak dwójka ludzi przytula się ze sobą zbyt intensywnie. – Przewrócił oczami, bo nigdy nie rozumiał tej mody na chronienie uczuć drugiej osoby. A zwłaszcza mężczyzn, którzy płodzili dzieci na prawo i lewo, ale nie ponosili konsekwencji. To tak jakby Kirby obwiniał o swoje zdrady Addie, albo oczekiwał, że Addie mu wszystko wybaczy, bo ten jest mężczyzną.
-Dlaczego niewłaściwe? – Może nie wypadało ich relacji nazwać przyjaźnią, ale jednak nic się nie zmieniło. Owszem, Kirby ją zdradzał i ją zranił, ale nadal dobrze się znali i dogadywali się pomimo nieporozumień. Kirby od czasu Addie nie dał się poznać drugiej osobie tak jak ona go znała. Nie miał na to czasu i ochoty po tym jak sam sobie złamał serce rujnując ich małżeństwo.
-Nie masz za co przepraszać. – Odparł i pozwolił jej na to, żeby się rozpłakała. Chciał jej nawet pozwolić, żeby odeszła i płakała na swoich warunkach. Nie zdążył jednak zabrać ręki. Wstał z kanapy i stanął przy niej. –Przytulę cię teraz. – Powiedział i nie czekając na jej reakcję objął ją i pozwolił, żeby wypłakała się w jego ramie. Wcześniej odrzuciła jego rękę, więc teraz wolał ją uprzedzić, że ma zamiar jej dotknąć.
sumienny żółwik
-
już nie
stewardessa — cairns airport
34 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
Are you someone that I can give my heart to or just the poison that I'm drawn to?
Addison nie miała pojęcia, że tym czego brak tak bardzo odczuwała jest po prostu... Przytulenie. Bezwarunkowe przyciągnięcie w ciasnym uścisku, który o dziwo dawał poczucie bezpieczeństwa. Nie protestowała, choć jeszcze przed chwilą tak bardzo chciała zgłosić sprzeciw odnośnie... właściwie wszystkiego. W końcu to nie tak, że jedynie kwestia zastępczej pieczy nad Sally powstrzymywała Addie przed wyjawieniem Grahamowi prawdy. Składało się na to też to, że ich relacja w obecnych okolicznościach już wyglądała trudniej. Blondynka nie chciała wyjść na zdesperowaną dziewuchę, która stara się na siebie zwrócić uwagę mężczyzny za wszelką cenę. Wiedziała też, że Flannagan wciąż nie zamknął w pełni rozdziału żałoby za żoną. I znów - nie chciała naciskać. Obawiała się również jakichkolwiek gestów mających świadczyć o większym zaangażowaniu w tę relację, bo nie chciała stać się tą, która czegokolwiek, by wymagała., Ale... Czy tego chciała, czy też absolutnie nie, musiała przyznać, że i Vanderberg miał sporo racji w swoich stwierdzeniach. I czuła się okropnie, że tak bardzo się w tym wszystkim... zakręciła. choć może raczej lepszym stwierdzeniem jest to, że się zagubiła, postępując niepodobnie do samej siebie i tego czym kierowała się przez lata.
Nie protestowała więc, a przyjęła tę bliskość od byłego męża, nie myśląc o konsekwencjach. Nie komentując zbędnie. Wtuliła się w niego. Przymknęła powieki. Pozwoliła łzom lecieć, a ciału na drżenie, które zdawało się uspokajać wraz z subtelnym muśnięciem dłoni mężczyzny, działającym uspokajająco.
Straciła poczucie czasu. Nie wiedziała ile czasu tak trwali. Oderwała się wreszcie, zaskoczona, że właśnie tego potrzebowała i że mogła to dostać bez pytania. I to od Kirbyego. Zawstydziła się, o czym świadczyły rumieńce na obu policzkach blondynki. -Dobrze, że masz czarną koszulkę, nie będzie widać mojego tuszu - zarzuciła niezbyt wyszukanym komentarzem, który miał w zamyśle brzmieć zabawnie i rozładować nieco atmosferę, polepszyć ją. Nawet jeśli nie wyszło, to może Kirby dalej będzie dla niej łaskawy, zdobywając się na udawanie, że to całkiem niezły komentarz? -Dziękuję, że przyszedłeś i jesteś, ale chyba... - przerwała, ocierając twarz, co pewnie nie do końca dało efekt, jaki był kobiecie potrzebny. -powinnam się położyć, obiecuję wcześniej wypić jakąś ziołową herbatę - nie chciała go wyganiać, właściwie chyba wolałaby, żeby został. Nie musiałaby mierzyć się z tym sama, ale... Tak należało zrobić. Tak trzeba było postąpić. Nie mogli przedłużać tego spotkania, ani jeszcze bardziej wykręcać i tak już pokrętnej relacji, która ich łączyła. Miała więc nadzieję, że Vanderberg nie poczuje się odrzucony... bo przecież, o dziwo, nie chciała go odrzucać. Nie dziś.
come hold me tight
no_name4451
Zawodnik rezerwowy — Brisbane Roar FC
40 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
I wish I could say everything in one word. I hate all the things that can happen between the beginning of a sentence and the end.
Kirby nie chciał wprowadzać niezręcznej atmosfery pomiędzy siebie i Addie. Wiedział, że tego typu przytulenie należało do tych, które raczej nie powinny się wydarzyć między byłymi małżonkami. Jeszcze takimi, których małżeństwo zakończyło się w dosyć okropny sposób. Mimo wszystko Vandenberg wiedział, że czasami trzeba odłożyć na bok swoje osobiste przekonania i skupić się na tym co było dobre dla drugiej osoby. On nie miał do Addison żalu o nic. Byłby skończonym głupcem, gdyby żywił do niej jakiekolwiek pretensje. To on był odpowiedzialny za zniszczenie ich małżeństwa, to on ją zdradzał. To ona powinna mieć problem z dotknięciem jego wiedząc, że podczas ich małżeństwa pozwalał na to, żeby dotykały go obce kobiety. Kobiety, których imion nawet teraz nie znał i nie pamiętał. Mógłby je mijać na ulicy i nie wiedziałby kim są. Tyle dla niego znaczyły. Chwilowe uniesienia, które nie były warte utraty kobiety, którą kochał. Pozwolił sobie na to, żeby przeciągnąć ten uścisk tak długo jak Addie tego potrzebowała. Pozwolił jej na wypłakanie się. Sam w tym czasie delikatnie gładził ją po plecach i nic nie mówiąc, dawał jej do zrozumienia, że w tym momencie nikt jej nie ocenia i nie ma powodów do tego, żeby wstydzić się swoich łez. Utrata ciąży była jedną z większych tragedii jakie mogą się przytrafić kobiecie. Zwłaszcza kiedy tego dziecka bardzo pragnęła.
-Na moje szczęście nie mam zbyt wielu koszulek w innych kolorach. – Początkowo chciał powiedzieć, że wiedział co robił wybierając takie koszulki, ale wtedy mógłby bezmyślnie zasugerować, że namawiał kobiety do wypłakiwania mu się w ramię. A wcale tak nie było. Wręcz przeciwnie. Nie lubił jak ludzie mu płakali w ramię. Oczywiście w przypadku Addie sprawa wyglądała nieco inaczej. –Wiem, że przesadzam z powtarzaniem tego, ale naprawdę możesz na mnie liczyć. – Małżeństwo może i się zakończyło, ale nie zmieniło to uczuć Kirby’ego. Zawiódł jeżeli chodziło o bycie wiernym, ale nie chciał jej przynieść zawodu na innych płaszczyznach. Co prawda nie powinien, bo jednak był byłym małżonkiem, ale jednocześnie nienawidził siebie za to, że nie potrafił dotrzymać tak prostej obietnicy.
-Mam lepszy pomysł. – Zaproponował. –Idź się połóż. Ja zaparzę ci herbaty. W międzyczasie też trochę ogarnę, upewnię się, że śpisz i dopiero sobie pójdę. – Nie zapytał tylko postawił ją przed faktem dokonanym. Oczywiście na temat ogarniania miał na myśli to, że ogarnie syf, który przyniósł ze sobą czyli jedzenie na wynos. Mieszkanie wbrew pozorom miała czyste i ogarnięte. Poprowadził Addie do jej sypialni, przyniósł jej za jakiś czas waciki i płyn do zmywania makijażu. Wiedział, że spanie w makijażu okropnie wpływa na cerę, więc nie chciał, żeby Addie to sobie robiła. Zaraz po tym poszedł rzeczywiście zaparzyć jej herbatę i w międzyczasie posegregował śmieci, resztki poprzekładał jej do pojemników i wsadził do lodówki. Jak wstanie głodna to będzie miała co jeść. Zaniósł jej herbatę, upewnił się, że ją wypiła, a później posiedział do momentu, aż miał pewność, że Addie zasnęła. Sam w tym czasie siedział i wpatrywał się w ścianę, bo nie czuł się na tyle komfortowo, żeby wziąć sobie jakąś książę z półki. Jak już Callaghan spała to wtedy Kirby wyszedł, upewniając się, że robi to dostatecznie cicho, żeby jej nie obudzić.

/ztx2
sumienny żółwik
-
już nie
ODPOWIEDZ