lorne bay — lorne bay
27 yo — 166 cm
Awatar użytkownika
about
why I can't stay alone just by myself? wish I was comfortable just with myself
Nie chciała nosić wobec niego żalu — jej intencją wcale nie było wkurzanie się, irytowanie, przeciąganie wrogiej atmosfery. Chciała spokoju i porządku; chciała biznesowego, rozważnego i dorosłego podejścia, ale żeby je osiągnąć, musieli najwyraźniej coś sobie wyjaśnić. Kto by pomyślał, że konflikt wynikał głównie z niedomówień i braku komunikacji? W zasadzie, czy nie tak powstaje większość starć w dzisiejszym świecie? Ale Naveah nie potrafiła wyrazić swoich emocji; wprost powiedzieć, że jest zainteresowana nieco bardziej i że niekoniecznie satysfakcjonuje ją jednorazowe zaspokojenie potrzeb. Oprócz obaw względem tego, jak mogłaby zostać odebrana, miała również bolesną świadomość, że niezależnie od podejścia Gabriela, nie miało to prawa się udać. Nie potrafiła wyobrazić sobie rzeczywistości, w której mówi swojemu ojcu, że spotyka się z jego znajomym; a to zapewne byłoby ciężkie do utrzymania w tajemnicy. Byli zbyt bogaci i zauważalni, by schować się przed światem; a już nie do pomyślenia wydawało się ukrywanie czegoś w najbliższym kręgu. Ale! To nie było istotne, skoro dla mężczyzny stanowiła jedynie kolejną zdobycz — a o tej wersji była niemalże przekonana. Ubzdurała sobie, że w innym wypadku na pewno by się odezwał. Zrobił ... cokolwiek. I poniekąd na to liczyła, chociaż starała się trzymać realistycznej wizji; tylko to mogło ochronić kobietę przed rozczarowaniem.
Była wściekła; tak bardzo, że na jej policzkach zapłonął purpurowy rumieniec. Tym razem złość nie była jednak skierowana w stronę Gabriela, a dotyczyła jej samej oraz słów, które tak nieuważnie opuściły jej gardło. P o w i n n a je powstrzymać. A teraz stała w osłupieniu, bo jego reakcja jasno wskazywała na to, że nie w i e d z i a ł. Tego się nie spodziewała. Ale … — To niczego nie zmienia — stwierdziła, a jej głos zabrzmiał przy tym dość nietypowo. Bardzo mechanicznie; jakby wypowiadała żołnierską komendę. — Miałam — poprawiła, starając się być odebrana pewniej, niż się czuła. To nie tak, że przez tyle lat tliła się w niej miłosna iskierka, ale … nie znaczyło to wcale, że ziarenko uczucia gdzieś nie pozostało. — Nie musisz nic mówić i ja też nie powinnam zachowywać się w ten sposób. To idiotyczne. Możemy puścić wszystko w niepamięć? — rzuciła, chociaż niekoniecznie w zgodzie z samą sobą. Nie wiedziała, jak wybrnąć. Miała w sobie bardzo sprzeczne emocje; z jednej strony chciała stamtąd uciec, a z drugiej nie potrafiła.
death by overthinking
marlen
właściciel farmy ananasów — i jedenastu kotów
43 yo — 191 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Nie wierzył w to, co się działo. Absurd gonił absurd; od samego początku, od tego, że Neive pojawiła się w Australii bez zapowiedzi - przez to, że właśnie spacerował z nią po o c e a n a r i u m i oglądał ryby - aż do tego, że właśnie usłyszał o jej uczuciach. Przeszłych, ale jednak jakichś.
Dotychczas myślał, że pójście z nią do łóżka - lub na inne powierzchnie, cokolwiek tam preferowała - było jednym z jego największych błędów. Ogromną pomyłką. Jasne - widział, że była chętna na niego i na tamtą noc. Uważał jednak, że jak większość dziewczyn w jej wieku (nie ukrywajmy - głównie z taką grupą uprawiał jednorazowe przygody) zwyczajnie miała ochotę na starszego, doświadczonego mężczyznę; poza tym uważał się za przystojnego, zachowywał (najczęściej) jak dżentelmen i, z tego co mówiły mu kobiety, obłędnie pachniał. Absolutnie nie doszukiwał się w jej flircie, kokieterii czy namiętnych pocałunkach jakichkolwiek uczuć. I właśnie ten błąd w ocenie sytuacji powodował, że przez ostatnie trzy lata dręczył sam siebie poczuciem, że to był błąd. Bo dla jednorazowego numerku nie było warto ryzykować przyjaźni wspólnika, ani dyskomfortu kolejnych interakcji z Neive.
Zupełnie czym innym - SKRAJNIE - było pójście do łóżka z kobietą, która pragnęła jego tak, jak on pragnął jej. Webster od początku chciał czegoś więcej. Nigdy nie myślał o tym w kategorii etykietek; nie chciał zamykać wizji ich relacji w sztywnych ramach, nie. Natomiast Neive nigdy nie była „sposobem na upuszczenie ciśnienia”, jak to nazwała. Nigdy nie była kolejną młodziutką laseczką do zaliczenia. Był nią zainteresowany, i z tym tak bardzo się męczył, i tego tak bardzo się wstydził, i dlatego tak bardzo żałował tamtej nocy. Chciał ją poznać - jako kobietę, nie córkę wspólnika; chciał ją zabierać na randki, i adorować, i ewentualnie zakończyć tę relację z hukiem, gdyby im nie wyszło, ale chciał mieć szansę na cokolwiek. Do tej pory uważał, że taka szansa nie istnieje: zarówno przez kontekst sytuacyjny, jak i przez to, że Neive - jego zdaniem - takiej szansy nie chciała.
A teraz…
Teraz już nie wiedział nic.
- To wszystko zmienia, Neive. W s z y s t k o - odparł stanowczo, wciąż jednak wyraźnie w głębokim szoku. Nie potrafił uwierzyć w jej pozorny spokój czy pewność siebie. Nie chciał wierzyć w to, że jest niewzruszona nowościami, które właśnie przed sobą wysypywali z rękawów. Chyba naiwnie liczył na to, że ta rozmowa pierdolnęła nią tak samo, jak nim. Bo to by świadczyło o obecności ziarenka. - Przepraszam. Ja… - zrobił krok w tył - … Muszę to przemyśleć. Nie mogę… - zostać tu z tobą i oglądać rybek - … Muszę już iść. Zobaczymy się niedługo, dobrze?
Posłał kobiecie przepraszające spojrzenie. Czuł, że nie może tu zostać, że nie może z nią rozmawiać ani chwili dłużej. Nie teraz, nie tak, nie tutaj. Jednocześnie wiedział, że Neive nie jest kobietą, której trzeba wsunąć w rękę sto dolarów na taksówkę, ani kobietą, której trzeba tę taksówkę zamówić, ani kobietą, z którą trzeba na taksówkę czekać, żeby się nie zgubiła. Dlatego - wbrew sobie, a zarazem zgodnie z nią, po prostu… Wyszedł ze spotkania pierwszy i odjechał spod oceanarium z piskiem opon. Z mętlikiem w głowie, i jeszcze większym chaosem w sercu.

koniec
neive lefebvre
ODPOWIEDZ