szef kuchni — beach restaurant lorne bay
28 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
it would be weird to work in a restaurant and not completely lose your mind.

kiedyś jeździł po świecie, pracując w najlepszych restauracjach. teraz - niedawno wyszedł z odwyku i prowadzi kuchnię w beach restaurant lorne bay, próbując przyzwyczaić się do nowej rzeczywistości.
Bary. Restauracje. Puby. Szeroko pojęte knajpy były dla Vermonta środowiskiem wręcz naturalnym. W tej gastronomicznej kulturze dorastał, z tym wiązał swoje wszelkie nadzieje i aspiracje, cele karierowo-życiowe, czasem ułatwiane, choć raczej utrudniane przez brzemię ojcowskiego nazwiska. Niby powinno być mu łatwiej, będąc Vermontem, a w praktyce wszelkie oczekiwania wobec niego windowały o kilkanaście pięter wyżej, niż ogólnoprzyjęta norma. Cóż, uporu miał wiele, trochę zbyt wiele, bo ten przeklęty upór i chęć udowodnienia światu, że przecież da radę i wespnie się po szczeblach na sam szczyt - zrzucił go na samo dno, prosto w kokainowe uzależnienie, potem na odwyk, aż wylądował w Lorne Bay. Niby jako szef kuchni, a jednak w restauracji znanej tylko lokalnym mieszkańcom. Nadal z pasją, a jednak bez narzeczonej, ani znajomych, siedząc w tym mieście tylko z racji swojej głupiej dumy i niechęci powrotu pod rodzicielskie skrzydła.

Nie rozumiał sam siebie. Pobrał tę nieszczęsną apkę, tego cholernego Tindera - na co mu to w ogóle? Powinien zadzwonić do terapeutki i w końcu umówić się na wizytę, a nie bezmyślnie przesuwać zdjęcia kobiet (i mężczyzn też, chociaż ich wszystkich przesuwał w lewo, ale tłumaczył to sobie tylko ciekawością co do konstrukcji ich profili - tak, jasne, wcale nie było w tym żadnych innych zamiarów) na jedną lub drugą stronę. Puste to było strasznie i w ogóle niepotrzebne, przynajmniej jemu, ale jakoś tak wyszło, że przy po-zmianowym piwie jeden z jego kucharzy obrał sobie za cel umówienie go z jakąś dziewczyną. Wszystko przez nieopatrzne otwarcie się i skróconą opowieść o byłej narzeczonej. Z pominięciem nałogu, bo przecież nie był skończonym idiotą, by chwalić się odwykiem, szczególnie ludziom, którzy z nim pracowali. Nie, żeby jakąś dziewczynę owy kucharz znał, ale spędzili dobre kilkadziesiąt minut czekając na jakiś match na aplikacji i raz po raz popijając swoje piwa. No i się umówił, kiedy jeden z tych matchów zaowocował całkiem obustronnie zaangażowaną wymianą wiadomości. Może trochę dlatego, żeby kolega dał mu spokój, a może trochę dlatego, żeby się czymś zająć i zabić tę natrętną myśl o rudym chłopaku z odwyku. Trochę jakby sam sobie chciał coś udowodnić, bardziej niż rzeczywiście z kimś się po prostu spotkać. Głównie dlatego znalazł się w okolicach godziny dwudziestej pierwszej, w środku tygodnia, bo przecież tak wypadał mu dzień wolny - spędzony i tak na notatkach co do ulepszania menu i kilku kulinarnych eksperymentach, bo przecież on nie mógł odpoczywać - na stołku barowym w Moonlight Bar. Z pintem Felon’s Crisp Lager lager, trochę popijanym, a trochę obracanym w dłoniach dla zabicia czasu. Czekał na tą znajomą-nieznajomą dziewczynę już dobre piętnaście minut, z jednej strony tracąc nadzieję, z drugiej całkiem było mu to na rękę, bo i tak nie był do końca przekonany do tego całego planu. Wiedział, że kucharz zasypie go pytaniami, a tych mógł łatwo uniknąć samym stwierdzeniem, że go wystawiła. Na co się chyba zbierało.

Zerknął na zegarek, kiedy wybiło okrągłe dwadzieścia pięć minut od umówionego spotkania - randki? - po czym sprawdził jeszcze telefon. Wiadomości: zero. Powiadomień z aplikacji: zero. Wzruszył ramionami i westchnął ciężko, nadal nie do końca umiał zdecydować czy to dobrze, czy źle, że dziewczyna się nie pojawiała. No ładna była, jeśli wierzyć tym wszystkim zdjęciom: szczupła blondynka o bardzo klasycznej urodzie. Tenisistka z pasją do podróży, która od razu poleciała na fakt, że umiał gotować (nie, żeby to był jego pomysł na podryw, bo połowę pierwszych wiadomości pisał mu kolega). Odłożył telefon ekranem do dołu, tym samym przypieczętowując swoją rezygnację ze spotkania. Nie wyczekiwał nawet wiadomości. Odsunął od siebie pustą już szklankę po piwie, po czym rozejrzał się po barze. Nic nowego, kilka par, zapatrzonych w siebie nad swoim winem, bądź drinkami, kilka grup znajomych, może nawet przyjaciół. I kilku samotników, trochę jak on, siedzących ze swoimi trunkami. Obserwował barmankę przy pracy przez chwilę, uzbrojony w nieskończone pokłady cierpliwości i wyrozumiałości z racji własnej przynależności do gastronomicznego świata. Od małego lubił obserwować ludzi, szczególnie tych związanych z wymarzonym zawodem. Spędził godziny, a może nawet w sumie dni czy miesiące swojego życia, zerkając do kuchni albo obserwując kelnerów czy barmanów, krzątających się po swoich sekcjach. Jak każdy, kto kiedykolwiek pracował w tym sektorze - był w stanie docenić każdy wysiłek, włożony w tę pracę. Wodził spojrzeniem za dłońmi dziewczyny, kiedy sprawnie, naturalnie wręcz nalewała piwa lub mieszała różne koktaile, wybierane z karty przez klientów i grzecznie czekał, aż barmanka skończy poprzednie zamówienie. Pogrzebał już i tak plany na ten wieczór, więc nigdzie mu się nie spieszyło.

Uśmiechnął się nieco, łapiąc kontakt wzrokowy z dziewczyną.
Skuszę się jeszcze na jednego lagera. — stwierdził, bo przecież te trzydzieści minut temu usiadł na barze tylko na chwilę, tylko na to tak zwane czekadełko, na jedno piwo, bo czekał na towarzystwo. No cóż. Już nie czekał. — Towarzystwo mi się jednak chyba posypało. — mruknął, kiedy dziewczyna nalewała mu to drugie piwo. W sumie sam nie wiedział, po co to mówił, nigdy nie był zbyt otwarty, szczególnie na obcych. Z drugiej strony - uznał to za jakąś nieporadną próbę nawiązania konwersacji.

callie carter
sumienny żółwik
mvximov
elijah
barmanka — moonlight bar
26 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Half love, half regret. Dressing up for Polaroids and cigarettes. Socialize, romanticize the life.
Callie bardzo wcześnie zauważyła, że Jet czeka na randkę, która się nie pojawi. Jako barmanki, obserwowanie gości i spostrzegawczość były jej podstawowymi obowiązkami w pracy. Zawsze musiała wiedzieć kto i dlaczego spędza czas przy barze, a nie gdziekolwiek indziej. Musiała wiedzieć do kogo zagadać i komu tym humor poprawi, komu tylko w ciszy podawać kolejne zamówione napoje, a komu raz na jakiś czas zaproponować coś do spróbowania. Było już późno, środek tygodnia, więc bar nie był pełen. To dawało Callie więcej przestrzeni na interakcję z gośćmi, i zdecydowaną większość zmiany przegadała z różnymi stałymi bywalcami lokalu. W tych interakcjach najbardziej zawsze podobało się jej słuchanie. Nie opowiadała o sobie niczego i nikomu, natomiast goście, zwłaszcza po kilku głębszych, chcieli się wygadać, wyżalić czy pochwalić, a ona słuchaczką była świetną. I tak debatowała sama ze sobą od dłuższej chwili czy zagadać do wystawionego chłopaka, nie chciała przecież osiągnąć efektu odwrotnego do zamierzonego: może poczułby się upokorzony tym, że ona wie, co się wydarzyło? Z kruchym, męskim ego nigdy nie wiadomo. Może okazując troskę uraziłaby go. Widziała jednak jak sprawdza zegarek, wiadomości w telefonie, a jednocześnie - czy to z nudów, czy to z zainteresowania - przyglądał się barmance. Może w takim razie zagada…?
Ale z tych rozważań wyrwał ją głos chłopaka. Ponieważ jego wieczór nie mijał tak, jak sobie to zaplanował, naturalnie - jako dobra barmanka, chciała pomóc. - Czasem lepiej, gdy towarzystwo się nie pojawia - odparła z lekkim uśmiechem. Nalała mu to samo, co zamówił poprzednio, choć w myślach, jak zawsze, łudziła się że wreszcie trafi na klienta który zamówi coś trudniejszego do realizacji :lol: w dni takie jak ten, gdy 90% czasu lała ludziom piwo i whisky, czuła się bardziej jak naleweczka i sprzątaczka niż prawdziwa barmanka. A przecież tyle odbyła szkoleń! Tyle kursów! Skończyła nawet szkołę barmańska! Tyle mogła opcji wyczarować… Ale w Lorne mało kto szukał przygód. I tak lała to piwo za piwem… - Weźmy taki przykład: dziewczyna przychodzi. Spędzacie parę godzin tutaj. Jest fajnie. Dużo śmiechu. Jest piękna, i coraz bardziej wstawiona, więc idziecie do ciebie. Spędzacie razem noc. Bajeczną. Budzą was promienie słońca wpadające przez okna. Ona wygląda jak bogini. Myślisz, że wygrałeś na loterii. Ale potem się zaczyna… - sytuacja, którą mu opowiadała, była na potrzeby rozbawienia chłopaka bardzo mocno przerysowana i abstrakcyjna. Liczyła na to, że chłopak jest na tyle wyluzowany, by docenić humor niskich lotów i uśmiechnąć się choć na chwilę. - Okazuje się, że w naturze musi być równowaga. I dziewczyna tak piękna nie może jednocześnie być idealną partnerką. Pisze tysiąc wiadomości dziennie, odwiedza cię w pracy bez zaproszenia, chce zawsze wiedzieć z kim jesteś i gdzie jesteś, przegląda twój telefon, robi awantury za wyjścia z przyjaciółmi… Ale jest tak perfekcyjna, myślisz sobie że ideałów nie ma… Bierzecie ślub, niedługo potem macie dzieci… Aż pewnego dnia obrzuca twój samochód cegłami bo wydaje jej się, że wyzywająco spojrzałeś na kasjerkę. I wtedy do ciebie dociera że jest wariatką, ale co możesz zrobić? - w międzyczasie Callie ogarniała porządek za barem, przecierając przestrzenie robocze, polerując szklanki i krojąc limonki. - Siedzicie przy stole, jecie śniadanie. Atmosfera jest napięta. Gardzisz nią, za jej zachowanie, i sobą, że jej na to pozwalasz. Chcesz powiedzieć: „czy możesz podać mi sól?” ale język ci się plącze i mówisz: „ty stara kurwo, zmarnowałaś mi dwadzieścia lat życia” - roześmiała się. - Widzisz? Może lepiej, że nie przyszła.
Trudno się kłócić z tak żelazną logiką, prawda? :lol: Fakt jednak był taki, że Callie obserwowała wśród swoich znajomych tak dużo toksycznych związków, chujowych małżeństw, przemocy, pogardy i nieszczęścia, że ostatecznie sama nie była zainteresowana relacjami romantycznymi w tej chwili. Ale to były tylko żarty i miała nadzieję, że chłopak doceni jej starania. W końcu miała szansę być nie tylko nalewaczką piwa, ale także gąbką na wszystkie bolączki klientów.

jethro vermont
sex on the beach
-
szef kuchni — beach restaurant lorne bay
28 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
it would be weird to work in a restaurant and not completely lose your mind.

kiedyś jeździł po świecie, pracując w najlepszych restauracjach. teraz - niedawno wyszedł z odwyku i prowadzi kuchnię w beach restaurant lorne bay, próbując przyzwyczaić się do nowej rzeczywistości.
Praca w gastro, chcąc nie chcąc, wyczulała na pewne zachowania i mowę ciała klientów. Mając dużo kontaktu z nimi, jak Callie na barze - nietrudno był w mgnieniu oka spostrzec, kto siadał na barowym stołku, by mieć towarzystwo w postaci barmanki czy barmana, kto był tam, jedynie czekając aż zwolni się jakiś stolik, a kto był tam po to, by mieć spokój, delektować się swoim piwem czy drinkiem i nie rozmawiać z nikim. Może poczytać książkę, obejrzeć mecz na barowym telewizorze (bądź własnym telefonie), lub oddać się jakiejś części pracy, może z notesem, może z laptopem. Jasne, byli też tacy, którzy zapijali smutki i potrzebowali kogoś, kto ich wysłucha, poleje kolejnego i ewentualnie odmówi obsługi, kiedy wypiją już za dużo. Albo tacy, co ich randka wystawiła, jak tego wieczoru Jethro. Chociaż w normalnych warunkach, które nie zakładały żadnych spotkań - wolał być raczej tymi, co chcieli świętego spokoju. Z zasady nie przepadał za ludźmi, toteż dlatego pracował na kuchni. Tam kontaktu z klientami nie miał, aczkolwiek nie raz mógł ich obserwować z wydawki, jeśli nie był zbyt zajęty kierowaniem serwisem i upewnianiem się, by dania trafiały na odpowiednie stoliki.

Jego kruche, męskie ego przeszło ostatnio niezły armageddon, kiedy właściwie z dnia na dzień jego życie zmieniło się o sto osiemdziesiąt stopni. Z pozycji sous chefa w jednej z najlepszych nowojorskich restauracji znalazł się na odwyku, z powrotem na ojczyźnie, w dodatku w jakiejś wiosce niedaleko Lorne, koniec końców lokując się w mieście, byleby tylko nie wracać do rodzinnego domu w Sydney. Miał dwadzieścia osiem lat i wprowadzenie się z powrotem do rodziców po jednej życiowej katastrofie (nawet dwóch, gdyby zerwanie zaręczyć osobno od jego kryzysu kokainowego) byłoby dla niego przypieczętowaniem własnego przegrywu. Tak więc siedział na tym stołku, nie do końca w ogóle przejmując się tym wystawieniem. Sam nie wiedział czy cały ten Tinder to był dobry pomysł, więc nie obraziłby się, gdyby Callie go zagadała, ale zrobił to pierwszy. Pokiwał głową, kiedy zagadnęła o potencjalnej słuszności tej jego wieczornej, barowej samotności. Cóż, nie do końca takej samotności, bo przecież właśnie nawiązała im się rozmowa. Uniósł brwi w lekkim zdziwieniu, kiedy dziewczyna nakręciła się ze swoją historią, budując mu ten jakże piękny obrazek w wyobraźni. Zburzony zaraz przez wizję dziewczyny-psychopatki, z jakże absurdalnym, acz prawdopodobnym zakończeniem. Słuchał jej, zaskoczony nieco całą tą wizją, ale parsknął śmiechem na koniec.
Masz jakąś kryształową kulę za tym barem? Ile bierzesz za przepowiadanie przeszłości? — zaśmiał się, teatralnie wręcz wyciągając szyję, by zerknąć czy jego przypuszczenia były poprawne. Żadnej kryształowej kuli niestety nie dojrzał. — A tak już poważniej, to zabrzmi to głupio, ale ta cała randka to nie był do końca mój wybór. — zaśmiał się pod nosem, kręcąc głową i upił łyk piwa. Gustował też w winie i dobrze przygotowanych drinkach (które na pewno wjechałyby na stolik, gdyby dziewczyna zdecydowała się przyjść), ale piwo było proste. Niezbyt wymagające, ani do nalania, ani do przesadnego delektowania się trunkiem. Pod tym względem byli z Callie trochę podobni - sam skończył szkołę kulinarną, szkolenia w Europie i w Stanach, a pracował od niedawna w plażowej restauracji, którą starał się wynieść na wyższy poziom, jednak nie było to takie proste. — Trochę ponad pół roku temu zerwała ze mną narzeczona, a przedwczoraj kolega z pracy wziął sobie za punkt honoru, żeby mnie z kimś umówić. A ja się zgodziłem, żeby dał mi spokój. — wzruszył ramionami. Nie przeżywał już tego rozstania. Kiedy to się stało, kiedy jego narzeczona się wyprowadziła, nie miał czasu zarejestrować powagi sytuacji, będąc wiecznie w pracy i ćpając. Dotarło to do niego po kilku dniach i jeszcze bardziej wpadł w swój pracoholizm i kokainę. A potem przepracowywał to wszystko na odwyku, nocami wygadując się najpierw Mitchowi, a potem dopiero na tej grupowej terapii. Teraz jednak opowiadał o tym, jak o jakimś lekkim draśnięciu, które zagoiło się bez pozostawiania po sobie żadnych śladów. Blizna jednak była, ukryta pod warstwą nonszalancji. — Także w sumie to nie ma rozpaczy, że dziewczyna się nie pojawiła. Jeszcze by mi zmarnowała dwadzieścia lat życia. — zaśmiał się. Jakby nie patrzeć, było to całkiem realne zagrożenie, a jemu nie uśmiechało się przestawiać swojej pasji do kulinariów na drugi plan, dla n i k o g o. Może przystopować z pracą i znaleźć balans w życiu, nie powielając tego samego błędu, którym był ten jeden dzień w tygodniu, spędzany z narzeczoną. Odhaczany trochę jak z listy, powtarzalny, i pozbawiony tej pasji, którą miał w kuchni. To nie tak, że dziewczyny nie kochał. Wtedy zwyczajnie nie potrafił tego okazywać, przyćmiony kokainą i całkowicie zaabsorbowany swoją wspinaczką po szczeblach kariery, aż po tę wymarzoną gwiazdkę Michelin, która śniła mu się po nocach.

callie carter
sumienny żółwik
mvximov
elijah
barmanka — moonlight bar
26 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Half love, half regret. Dressing up for Polaroids and cigarettes. Socialize, romanticize the life.
Te zabawne, absurdalne historie często okazywały się strzałem w 10, ale Callie za każdym razem wymyślała coś nowego. W końcu ile można lać to samo piwo? Często nudziło jej się w pracy właśnie z tego powodu. Wtedy miała czas, żeby obmyślać rożnego rodzaju ciekawostki i historyjki którymi później zabawiała klientów. Oni później zostawiali wysokie napiwki, a ona miała z czego zapłacić rachunki. Proste. I dobre dla wszystkich uczestników tego przedstawienia. Naturalnie była zadowolona z tego, że klient roześmiał się zamiast naburmuszyć i zrobić klasyczne barowe awanti. Okej, czyli on z tych, z którymi można pożartować bez obaw o skargę do właściciela lokalu. Choć pewnie nawet gdyby taka wpłynęła, nikt by Callie słowa nie pisnął. Bez niej ten lokal to nie byłoby to samo. Ostatnio obsługiwała pewnego prawnika, który wprost przyznał, że miał iść gdzieś indziej, ale tak mu wychwalano Callie że zmienił plany. I to jest właśnie reputacja o którą walczyła. Bez kryształowej kuli!
-Niby nie twój wybór, ale jednak tu jesteś - zauważyła, patrząc na mężczyznę pytająco. Dyskusja o wyborze sama w sobie byłaby nie do zakończenia w następnym dziesięcioleciu. Co tak naprawdę jest wyborem? Kiedy naprawdę go mamy? Przecież Jet mógł do baru nie przychodzić. Może sprawiłby przykrość koledze z pracy, niemniej, odpowiadał jedynie przed sobą. I przed Bogiem, jeśli w jakiegoś wierzył. Nie Callie oceniać.
Jet opowiadał o swoim rozstaniu, a Callie nie mogła się powstrzymać przed zahaczeniem myślami o Stana. Nie byli narzeczeństwem, nie byli nawet w jednej setnej drogi do narzeczeństwa, a jednak gdy usłyszał, że więcej wspólnego kardio nie będzie, to przez miesiąc wysiadywał tu przy barze tak jak Jet teraz. To porównanie wzbudziło jej ciekawość.
-Muszę zapytać… Czym zawiniłeś? Za mało komplementów, konflikt z jej rodzicami, znudziła się czy może choroba ortopedyczna o nazwie dupa na boku? - zapytała, typowo dla siebie z żartem, żeby wiedział że zawsze może się wycofać z dalszej rozmowy i że nic tu nie było na poważnie. Na pociechę dodała: -Też ostatnio z kimś zerwałam. Żeby mu nie zmarnować dwudziestu lat życia - westchnęła. - Trawa po tej stronie wcale nie jest bardziej zielona, uwierz mi.
Trudno było powiedzieć bez znajomosci sytuacji, ale może jego dziewczyna czuła się tak samo paskudnie jak Callie po tym rozstaniu! Może dla niej również nie było to łatwe. Łatwiej się pogodzić z rozstaniem myśląc, że druga strona, zrywająca, także cierpi. Nie zawsze to okazuje, ale przecież często tak jest. Szkoda że nie miała tej kryształowej kuli, mogłaby tam w nią teraz zerknąć i powiedzieć klientowi czy jest jeszcze szansa na resuscytację jego relacji z eks, czy nie. Przy okazji zadałaby parę pytań dla siebie, bo już kompletnie nie wiedziała co robić ze swoim życiem. Była w tak samo nędznej sytuacji jak on, tylko oboje jeszcze o tym nie wiedzieli.

jethro vermont
sex on the beach
-
szef kuchni — beach restaurant lorne bay
28 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
it would be weird to work in a restaurant and not completely lose your mind.

kiedyś jeździł po świecie, pracując w najlepszych restauracjach. teraz - niedawno wyszedł z odwyku i prowadzi kuchnię w beach restaurant lorne bay, próbując przyzwyczaić się do nowej rzeczywistości.
Nie był z tych, którzy rozkręcali barowe awantury. Jeśli już musiałby być włączony w takie wydarzenia - byłby tam raczej w roli postronnego klienta, nieopatrznie wciągniętego w bójkę. Tego, który takich dwóch delikwentów rozdzielał, pomagając obsłudze ich uspokoić. Miał te wszystkie przeszkolenia na temat kulturalnego wyrzucania pijanych osób z knajpy, odmowy serwisu czy pytania o dowód. Nie przydawało mu się to, bo przecież nie bez powodu pracował na kuchni - nie chciał mieć do czynienia z klientami, znacznie bardziej wolał chować się w kuchni i przygotowywać te wszystkie zamówienia, niż je zbierać. Żadnej burdy na szczęście nie było, a nawet gdyby jej słowa go w jakiś sposób ubodły czy oburzyły - kulturalnie powiedziałby jej, żeby dała mu w spokoju dopić piwo, zapłaciłby (razem z napiwkiem, bo te zostawiał bez względu na dodawany do rachunku serwis czy jakość obsługi - ot, gastronomiczna solidarność) i poszedł do domu. Tak się jednak nie stało, bo jej dosyć szalony scenariusz rozpoczął konwersację, w której Jethro otworzył się nieco bardziej, niż planował.

Byłem ciekawy. Kto by nie był? — wzruszył ramionami. Takie randki w pół-ciemno nie były aż takim głupim pomysłem, jak mu się jeszcze kilka dni temu wydawało. Nie miał żadnych oczekiwań ani nie napinał się na jakąś randkę życia. Ot, przyszedł, poczekał, zawiódł się tylko trochę, bo - nie ukrywajmy - mógłby teraz leżeć na kanapie i oglądać jakiś film, taki nie za mądry, ale wystarczający by zresetować mózg od trybu ciągłej pracy. Nie było żadnej rozpaczy ani poczucia straconej szansy, może jedynie lekki niesmak przez brak jakiegokolwiek powiadomienia, wystarczyłaby jedna wiadomość i kucharz nie fatygowałby się do Moonlight i został w domu. A jednak siedział na nie do końca wygodnym barowym stołku. I rozmawiał z barmanką, co też nie było złe. Przynajmniej miał towarzystwo. Takie, które trochę bezpardonowo wchodziło w te bardziej osobiste pytania, ale Jet sam sobie był winien, wspominając o rozstaniu. I do tego niedosłownie, a jednak podkreślając w tym swoją winę. Takie na przykład rozstaliśmy się byłoby bardziej neutralne, a nawet dyplomatyczne, ale po co miał uprawiać mentalną gimnastykę? Zjebał i już, przynajmniej dzięki tym kilku miesiącom na odwyku nauczył się brać to na klatę. Chociaż to, bo z wieloma innymi rzeczami nadal miał problem.

Słuchał tych jej scenariuszy, które mogłyby się zaliczać do powodów rozstania i zaśmiał się pod nosem, uśmiechając się nieco krzywo. Wolałby jedną z wymienionych opcji, może życie byłoby prostsze, gdyby miał taką dupę na boku. Albo gdyby się znudziła, chociaż Vermont nie należał do tych facetów, którzy zmieniali kobiety co kilka miesięcy. W życiu tych dziewczyn miał tylko kilka, do policzenia na palcach jednej dłoni, a i tak by zostało. W szkole był raczej odludkiem i znacznie wolał spędzać czas w restauracji rodziców. W sumie nie trafiła aż tak daleko od tej prawdziwej przyczyny, bo konflikt z rodzicami może nie był powodem, ale na pewno następstwem jego uzależnienia. Kto by chciał, żeby jego córka wychodziła za ćpuna, prawda?
Żadne z powyższych. — pokręcił głową, po czym zrobił dramatyczną pauzę na upicie łyka piwa. — Kokaina. Pracowałem na kilkunastogodzinne zmiany w miejscu, gdzie bez tego ciężko było przeżyć. Myślałem, że się nie uzależnię, ale cóż… wyszło, jak wyszło. Uświadomiłem sobie, że to wszystko zaszło za daleko dopiero wtedy, kiedy się wyprowadziła. Spakowała wszystkie rzeczy kiedy byłem w pracy i zostawiła mi tylko kartkę. Trochę jak zerwanie przez sms-a. — wyjaśnił, oszczędzając jej szczegółów. Nie uważał, by były istotne, bo przecież rozmawiali o tym rozstaniu, a on też nie bardzo lubił się afiszować tym, gdzie to on nie był i co robił, dla kogo i w której knajpie pracując. Nie do końca składało się to z jego pogonią po kulinarną sławę, wyłamując go trochę ze schematu i tym samym utrudniając mu życie. On po prostu chciał być perfekcyjny w tym, co robił. I chciał tę gwiazdkę, ale może bez setek artykułów na jego temat, jakie pojawiałyby się przez wpisanie jego danych w wyszukiwarkę. — Nie wątpię. I wiesz, nie mam jej tego za złe, to na pewno nie mogło być takie proste, jak się wydaje. A ten Twój czym zawinił? — uniósł brew. W końcu on jej opowiedział swoje winy, jakie doprowadziły go do końca całkiem poważnego związku. Pozostawało mu się cieszyć, że do ślubu nie doszło, bo miałby dużo papierologii na głowie…

callie carter
sumienny żółwik
mvximov
elijah
barmanka — moonlight bar
26 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Half love, half regret. Dressing up for Polaroids and cigarettes. Socialize, romanticize the life.
Słuchała uważnie, gdy mężczyzna opowiadał o swojej drodze do uzależnienia. Nigdy nie ciągnęło jej do kokainy, choć kilka razy próbowała i potrafiła zrozumieć, co w niej mogło się spodobać. Były partner regularnie namawiał Callie na kokainowy seks, nigdy jednak się nie ugięła - to nie do końca brzmiało jak coś, co chciała robić, nawet gdy opowiadał jej bajki o tym, że będą wszystko czuć bardziej i lepiej. Teraz jednak klient opowiadał jej o korzystaniu z tej używki w celu poradzenia sobie z wymagającą, wielogodzinną pracą i musiała przyznać, że widziała zasadniczą różnicę pomiędzy tymi dwoma powodami ćpania. Czym innym było branie, żeby więcej pracować; czym innym było branie, by lepiej się bawić. Nie oceniała żadnej z tych opcji, ale z własnego doświadczenia znała tylko tę drugą. W końcu była tylko barmanką, w dodatku taką, której w zupełności wystarczała świetna reputacja w małym miasteczku, starannie budowane długie relacje z klientami, i komplement tu i tam. Oraz napiwki - wiadomo, stanowiące zdecydowaną większość jej przychodów.
Nie oceniała byłej partnerki klienta w żaden sposób, choć „zerwanie przez smsa” było trafnym porównaniem. Trudno było się jej jednak dziwić. Nie znała szczegółów; nie wiedziała czy wcześniej próbowali rozmów? Odwyków? Naprawiania relacji? Czy jej klient w ogóle zauważał problem i starał się nad sobą pracować? Za dużo niewiadomych, żeby choćby wysuwać w zaciszu własnych myśli wnioski zahaczające o ocenę. Zarówno jego, jak i jej. Kiwnęła tylko głową by dać znać, że rozumie. Powstrzymała się jednak od komentarza - bo nie chciała być wścibska i dopytywać, a jednocześnie nie chciała wygłaszać swojej opinii na temat, o którym nie miała pojęcia.
Z rozmyśleń wyrwało ją pytanie mężczyzny; uznała, że odda mu tę życzliwość i odpowie, gdyż sam się jej zwierzył. Callie, jak to Callie, zamierzała to jednak zrobić na swój sposób. Czyli szczerze, ale niezbyt poważnie. - Niczym. Świetny facet - przyznała, jednocześnie rozglądając się po lokalu. - Zawiniła moja inteligencja emocjonalna taboretu - bez żadnych oporów przedstawiała siebie jako tą złą w tej historii; bo to było wciąż łatwiejsze, niż powiedzenie „mam raka i nie chciałam, żeby dobry chłopak stracił kilka lat na życie z warzywem”. - Przepraszam, muszę zastąpić kelnerkę, która idzie na przerwę - rzuciła do Jeta, parkując ich rozmowę przynajmniej na teraz. Moonlight Bar w malutkim Lorne rządził się swoimi prawami; daleko mu było do profesjonalnie prowadzonych barów w których Callie pracowała w Brisbane. Czasem to oznaczało, że musiała iść zbierać puste szklanki. Tak, jak w tej chwili.

Koniec

jethro vermont
sex on the beach
-
ODPOWIEDZ