lorne bay — lorne bay
22 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
You go in shadows, you'll come apart and you'll go black. Some kind of night into your darkness, colors your eyes with what's not there.
Życie zdążyło napisać wiele scenariuszy dla jednej, zmęczonej duszy. Żadnego nie dokończyło, choć po raz kolejny, ta sama, utarta historia pisała się na nowo. Dwa tygodnie temu, w pierwszej połowie dnia, jej oczy otworzyły się po raz ostatni. W sposób jaki zwykły to robić przez minione miesiące. Choć szafki pokrywała ta sama, cienka warstwa kurzu co niespełna przed kilkoma dniami wstecz, oddzielał ów linią kolejny, niedokończony rozdział. Bo jak coś mogło się skończyć, kiedy wciąż gdzieś w matni czaił się on, wcale nie czekając, a może wręcz przeciwnie, na moment, w którym na nowo wywróci jej życie do góry nogami?
Ktoś mógłby rzec, że to już robi się nudne. Wieczna udręka, ciężką dłonią opadająca na zmęczone powieki. Roztargnienie, przemykające niezauważenie, by zatopić się pomiędzy splątane myśli, na pozór związane gonitwą z codzienną obsługą baru i włóczeniem się nocami po opustoszałych uliczkach.
Tamtego dnia padał śnieg, a piętrząca się u końca cudzego parapetu, piętro wyżej zaspa, przemieniała się w wodę, przelewając się i posyłając ciężkie krople, rozbijające się o szybę niedomkniętego okna. Pierwszą rzeczą jaką zobaczyła była niewielka kałuża, rozkwitająca pod ścianą. Być może gdyby ustawiła tam biurko, tak jak wcześniej planowała, zapobiegłaby mikro tragedii, w postaci zawilgotniałych, drewnianych desek podłogowych.
Choć zapytana niejednokrotnie - przez przyjaciół, czy przybraną rodzinę - odpowiadała bez zbędnych emocji: zapomniałam, nie zapomniała wcale, trzymając w głowie zamknięty, wyraźny obraz.
Pukanie do drzwi odbiło się echem po wypełnionym, bardziej niż przed kilkoma miesiącami mieszkaniu. Nie musiała otwierać. Candelia weszła do środka, nie czekając na zaproszenie. To co większość osób by irytowało, akurat w przypadku Yayi wzbudzało sympatię. Podniosła się opieszale z kanapy i skierowała się w stronę niewielkiego przedpokoju w którym stanęła przyjaciółka.
- Ciebie też miło widzieć - rzuciła zgryźliwie na powitanie. Przez chwilę przyglądała się jej w milczeniu, zastanawiając się, kiedy wszystko się zmieniło i zaczęło być takie nieznośne albo czy kiedykolwiek miało szansę się zmienić. Bo czy nie zawsze tak było?
- Serio, kto w ogóle jeszcze pija słodkie wina? Od tego przecież boli głowa - prychnęła, skinieniem głowy zapraszając przyjaciółkę do środka. Rzecz jasna wcale nie była specjalnie wybredna w kwestii alkoholu, ale znały się na tyle długo żeby móc sobie pozwolić na złośliwości od czasu do czasu.
- Wiesz, to nie tak, że świat się wali. Po prostu... Potrzebowałam się spotkać i pogadać. Dzisiaj bardziej niż zwykle - nawet, jeśli czuła się podle, ciężko było jej tak z miejsca się uzewnętrzniać.

candela fitzgerald
ambitny krab
yaya
brak multikont