zastępca prokuratora — crown prosecutor’s office
40 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
patrze na świat z nawyku wiec to nie od narkotykow mam czerwone oczy doswiadczalnych krolikow
1


Pomimo krótkiego okresu przebywania w nowym mieście, Philip zdążył nawiązać przelotne znajomości. Co prawda nie były to wielkie przyjaźnie, ale znał się z kilkoma osobami z widzenia i zawsze z uprzejmości witał się z nimi, gdy miał okazję się gdzieś minąć. I tak jego życie nie wyglądało jakoś ciekawie, bo wrócił do swojego starego trybu funkcjonowania, które opierało się jedynie na podróżach do pracy i tych powrotnych, do domu.
Na samym początku nawet minimalizował okazję do przedstawiania się i krótkich rozmów, bo nie uważał to za potrzebne. Wydawało mu się, że przyjechał tu z misją, którą chciał już mieć całkowicie za sobą i jedynie kilka lat przesiedzieć tutaj, a później wyjechać gdzieś dalej. Brak relacji umożliwiał mu spokojne życie. Jednak gdy codziennie przy zamykaniu drzwi na klucz, ktoś z sąsiedniego budynku kończył pracę w tym samym czasie, nie chciał wychodzić na totalnego dziwaka i dochodziło do niepotrzebnego, w jego mniemaniu, small-talku. Ale musiał przyznać, że zaczynało mu wchodzić to w rutynę.
Tak samo było w szpitalu; miał wrażenie, że wszyscy go znali z racji na nietypowe wizyty i przypadki. I jak na złość, zawsze udawało mu się trafić na jedną pielęgniarkę, która go przyjmowała. Niekiedy było mu głupio, a czasami nawet się cieszył, że nie musiał się bardzo tłumaczyć tylko był przyjmowany z uśmiechem, a jego sprawa prędko załatwiana. Po czwartej, albo piątej wizycie nawet nie oglądał się po pomieszczeniu tylko szukał wzrokiem Leonie, aby od razu iść w jej kierunku.
Ciężko było mu to przyznać, ale wydawało się to być miłe. Pomimo braku ich znajomości czuł się komfortowo w jej towarzystwie, zastanawiając się nawet czy to nie jest jedyna najbardziej zapracowana, a jednocześnie najmilsza osoba w całym ambulatorium.
I właśnie dlatego postanowił, że gdy skończy wcześniej pracę, przespaceruje się i poczeka na nią przed szpitalem, aby móc w końcu porozmawiać i podziękować za bycie jego własną, osobistą bohaterką. Być może było to z jego strony głupie, ale nie myślał o tym za dużo, gdy oparł się o pobliski murek i odpalił papierosa, oczekując na wyjście Rochester.
Dzień dobry — zaczął, chcąc zwrócić na siebie uwagę kobiety i zrobił krok w przód, aby ją zatrzymać. — Zawsze tak długo pracujesz?
Gdyby mógł w tamtym momencie odwróciłby się na pięcie i odszedł, bo zażenowały go własne słowa. Był mocny w rozmowach, które opierały się na prawie i pracy, a takie stanowiły dla niego dosłowną kulę u nogi.


leonie rochester
powitalny kokos
as
-
pielęgniarka ratunkowa — w szpitalu w Cairns
25 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Dzisiejsza zmiana w pracy mogła być zdecydowanie gorsza. Nikt nie umarł - w przypadku pracy Leonie to wyrażenie nie było metaforą trudnego dnia; choć, jak to bywało na oddziale nagłych wypadków, emocji nie brakowało. Jakimś cudem udało jej się skończyć o czasie. Była wymęczona podwójnymi zmianami które jakiś wróg work-life balance wrzucił jej w grafik trzy dni pod rząd, marzyła więc jedynie o tym, by jak najszybciej zdjąć z siebie szpitalne scrubsy, rozpuścić kręcone włosy i odpocząć. Bycie pielęgniarką niebezpiecznie stawało się główną, jeśli nie jedyną tożsamością Leonie. Od przyjazdu do Lorne Bay zajmowała się w tak porażającej większości czasu pracą, że jej lista kontaktów w telefonie świeciła pustkami. Owszem, nawiązała relacje z sąsiadami, z pracownikami szpitala także, ale... Nie było nic dziwnego w tym, że ludzie chcieli pracę zostawić w pracy - zwłaszcza tak stresującą, więc trudno było liczyć na wieczorki przy winku pomiędzy pielęgniarkami. W planach miała zatem samotny wieczór w wannie, z książką i alkoholem; a gdyby się okazało, że literki skaczą jej bez sensu przed oczami, zawsze mogła wyciągnąć z szafy ten stojak na telefon który dostała na święta i schowana pod pianą oglądać netfliksa.
Wyszła ze szpitala zamyślona, i w swoich prywatnych ubraniach. Kroki kierowała w stronę parkingu. Przyszło jej do głowy, jak każdego dnia, że auto znów będzie boleśnie nagrzane bo zaparkowała w pełnym słońcu. Pewnie wypadałoby zrobić jakieś zakupy... Ile razy w tygodniu mogła się ratować jedzeniem na dowóz? Ale wtedy ktoś musiałby ugotować... A ona nie miała na to siły ani ochoty, przynajmniej dzisiaj... Z tego cyklu myśli wyrwał ją głos mężczyzny; zamrugała kilka razy i podniosła wzrok, gdy stanął przed nią. Dopiero wówczas go rozpoznała - prawdę mówiąc, wolałaby nie; szkoda było patrzeć, jak za każdym kolejnym razem stawiał się na ostrym dyżurze z ranami na dłoniach. Życzyła sobie, by nie pojawiał się na dyżurze wcale - to by przecież znaczyło, że przestał robić sobie krzywdę. Wiedziała jednak że złożoność jego problemów nie zniknie w pewną randomową środę, więc jedyne co mogła zrobić, to umilić jego wizyty życzliwością i szacunkiem, oraz sprawnym szyciem ran i składaniem palców w komplecie z lekarzem. - Dzień dobry - odparła, wciąż jeszcze zdziwiona, że spotkali się w innych okolicznościach niż zawsze do tej pory. Usłyszała jego pytanie i zgłupiała całkiem; widoczny szok malował się na jej twarzy i nie wiedziała, co powiedzieć. Rozejrzała się dookoła - może ukryta kamera? Może mówił do kogoś innego? Byli jednak sami, więc chyba należało... Odpowiedzieć? Nie wiedziała zresztą, czego od niej potrzebował; przeszła jej przez myśl obawa, że przyszedł jej marudzić na odległe terminy wizyt lekarskich? - Um... - zająknęła się, marszcząc brwi, nie mogła się powstrzymać przed opuszczeniem wzroku na jego dłonie - może wymagał pomocy? Ale jeśli tak, to dlaczego zagadywał ją po pracy, w drodze na parking, zamiast stawić się na oddziale? - Dzisiaj akurat bardzo krótko - odpowiedziała w końcu; czym było osiem czy dziesięć godzin ratowania życia ludzkiego przy zmianach które potrafiły trwać dwadzieścia godzin i więcej? Niejedną taką już w swojej karierze zaliczyła. - Coś się stało? - wyrzuciła z siebie pytanie, które od początku tego spotkania dzwoniło jej między oczami. Była zdezorientowana i nie kryła tego; liczyła na to, że wyjaśni jej powód swojej wizyty.

Philip Riordian Blaese
zastępca prokuratora — crown prosecutor’s office
40 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
patrze na świat z nawyku wiec to nie od narkotykow mam czerwone oczy doswiadczalnych krolikow
Ciężko było ukryć, że jest mu niewiarygodnie głupio, a całe ich spotkanie mógł zacząć od kompletnie innych słów, a przede wszystkim w innym miejscu. Być może łapanie Leonie po męczącym dyżurze nie było dobrym pomysłem, jednakże nie miał pojęcia gdzie mógłby ją znaleźć. Dodatkowo temat, który chciał poruszyć nie nadawał się na taki, który można było przeprowadzić w budynku szpitala przed którym stali.
I pomimo tego, że wszystkie okoliczności wydawały się być odpowiednie, to Philip w momencie, w którym kobieta zatrzymała się i go rozpoznała, zaczął żałować swojego pomysłu. Pielęgniarka nie wyglądała na zadowoloną, a Blaise stracił wszystkie swoje zdolności społeczne do prowadzenia rozmowy.
Jako człowiek, który od piętnastu lat zajmuje się pracą w zamkniętym pomieszczeniu dotyczącą jedynie prawa, ustaw i różnych schematów rozpraw prawnych, z biegiem czasu stracił umiejętność rozmawiania o czymś innym. Ciężko było mu prowadzić konwersacje, które polegały na czymś innym, a dodatkowo z racji na niedawne przeżycia odczuwał też problem z nawiązywaniem relacji i nie wiedział czy słowa, których używa są odpowiednie.
W momencie, w którym Leonie spojrzała na jego dłonie, mimowolnie zrobił to samo, przypatrując się bliznom, które posiadał. Skoro pojawiał się tylko w jednym, wiadomym celu, czego innego mogła po nim oczekiwać? Uniósł sam brew, chwilę walcząc ze swoimi myślami, a ręce schował do kieszeni garniturowych spodni, chcąc odwrócić jej uwagę. Przeniósł wzrok na jej twarz i posłał jej uśmiech, próbując zebrać rozmowę do kupy.
Po prostu zastanawiałem się czy masz jakiekolwiek wolne — odpowiedział i spojrzał w kierunku drzwi wejściowych na oddział ratunkowy. — Myślałem, że już się nie doczekam i chciałem wracać.
W gruncie rzeczy, miał wrażenie, że Leonie mieszka w szpitalu; nieważne którego dnia ani o jakiej porze się tam zjawiał ona zawsze była gotowa do pomocy. Oczywiście, że rozumiał charakter jej pracy i wyrzeczenia jakie się z nią wiążą.
Nie, chyba nic się nie stało — mruknął cicho, zastanawiając się jak ubrać w słowa to, co chciał jej przekazać. Wypadało w końcu wyjawić jej cel tego spotkania, bo miał wrażenie, że z każdą mijającą sekundą w jej głowie on wygląda jak jakiś dziwak, który ją nachodzi.
Wybacz, że łapię ciebie tutaj, ale w środku nie mógłbym z tobą po prostu porozmawiać. — Posłał jej uspokajający uśmiech. — Chciałem tylko podziękować, że mogłem na ciebie liczyć tyle razy, wiem, że to brzmi totalnie głupio, ale miałem potrzebę, żeby wyrazić wdzięczność.
Zrobił krok do tyłu, aby nie stać tak blisko i nieformalnie. Zaczął się zastanawiać czy młodsza uwierzy, że naprawdę tylko o to mu chodziło, bo z jej mimiki nie mógł odczytać reakcji. Zdał sobie sprawę, że były to bardzo dziwne podziękowania, bo nic ze sobą nie przyniósł.
Zapomniałem zabrać ze sobą czegoś w geście podziękowania, przyszedłem tutaj z pracy pod wpływem emocji — przyznał i podrapał się po karku, nie ukrywając swojego zażenowania. — Chętnie powtórzę to spotkanie ze skromnym prezentem i w może innym miejscu, i czasie niż po twoim dyżurze, o ile masz jakąkolwiek chęć.


leonie rochester
powitalny kokos
as
-
pielęgniarka ratunkowa — w szpitalu w Cairns
25 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Nie chciała sprawić mu przykrości czy dyskomfortu tym, że spojrzała na jego dłonie. Jej spojrzenie przesunęło się w tamte rejony zupełnie bezwiednie, chyba dlatego, że na ten moment jedynie z tym jej się kojarzył. Z miłą wymianą zdań o nim, nigdy o niej, podczas kiedy składała i zszywała mu te palce już tyle razy. Natychmiast przeniosła wzrok na jego twarz, gdy dłonie schował, karcąc się w myślach przy okazji. Była pielęgniarką od niedawna - w zasadzie pełnoprawnie od około roku, i choć oddział ratunkowy był prawdziwą szkołą życia, dopiero uczyła się interakcji z pacjentami w takich sytuacjach. Nikt jej jeszcze nigdy nie zaczepił pod szpitalem żeby dziękować, więc zwyczajnie nie wiedziała, jak mogłaby się zachować. Uśmiech mężczyzny jednak ułatwiał jej tę sytuację o tyle, że tysiąc razy bardziej wolała taką niespotykaną interakcję z pacjentem życzliwym, niż żeby ją nachodził pacjent wkurwiony, niezadowolony i z pretensjami. - Mogłabym wziąć urlop - powiedziała, teraz posyłając mężczyźnie delikatny uśmiech - ale kto by wtedy naprawiał twoje dłonie? - naturalnie żartowała, szpital był pełen świetnych specjalistów i z całą pewnością niejedna inna pielęgniarka ogarnęłaby jego poranione dłonie szybciej i lepiej; Leonie miała w sobie na tyle pokory by rozumieć, że jest dopiero na początku swojej kariery w ochronie zdrowia. Niemniej interakcje z nią cechowały się tym, że gdy Philip każdym kolejnym razem trafiał na nią z tym samym urazem, nie była zła. Nie dawała odczuć irytacji. Nie wpędzała w poczucie winy. Zdawała sobie sprawę, że nikt szczęśliwy i spokojny nie robi sobie krzywdy; jeśli zatem on robił, wielokrotnie, mogła mu jedynie współczuć trudnej sytuacji i chcieć ułatwić stresującą sytuację uśmiechem i krótką pogawędką. - Ojej - wymsknęło jej się głupio, jakby miała zasób słów pięciolatki. Usta mimowolnie ułożyły się we wzruszoną podkówkę, a głowę przechyliła delikatnie. Nikt jej jeszcze nie dziękował za to, że wykonywała swoją pracę - na dobrą sprawę nie robiła nic ponad program; jedynie to, za co przecież jej płacono. Była zatem bardzo poruszona jego słowami, co było widać. - Niestety nie mogę przyjmować prezentów od pacjentów, ale to bardzo miłe, dziękuję - powiedziała ciepło; czuła, że niejako służbowe lody między nimi zostały jego gestem przełamane, a przynajmniej naruszone na tyle, by kontynuować rozmowę. Nie była tylko pewna, jak miałaby klasyfikować takie spotkanie? Może delikatnie zapraszał ją na coś w kategorii randki, jak ludzie czasem mówią „umówmy się na kawę” i wiadomo, że nie chodzi o koleżeństwo? Nie, żeby miała o sobie za duże mniemanie, nie uważała się za miss universe, ale znów - pierwsza taka sytuacja, nie umiała jej odczytać. Czy chciał być właśnie jej kolegą? Nawiązać koleżeńską relację? Na ile go poznała, zdecydowanie go polubiła; ale przecież on nie miał szansy poznać jej, po czym więc mógł uznać, że by się dogadali? Nawet chciała się zgodzić na to spotkanie w innych okolicznościach, tylko wolałaby wiedzieć, w jakim charakterze miałoby ono się odbyć - a nie bardzo wiedziała, jak mogła o to zapytać. - Co proponujesz? - podpytała wesoło, jednocześnie zaczęła powoli iść w stronę swojego samochodu, tak aby Philip mógł ją odprowadzić - i nie będą gadali po środku chodnika i przeszkadzali ludziom. Liczyła, że jego odpowiedź coś jej podpowie. - Może powinnam się zgodzić, bo za dużo pracuję. Poza tym jestem nowa w Lorne i nie mam zbyt wielu znajomych - chyba pierwszy raz mówiła Philipowi o sobie, ale czuła się z tym dobrze. - A poza tym… Wiesz, najlepszym prezentem i dowodem wdzięczności byłoby, gdybyś przestał niszczyć moją pracę - dodała jeszcze, ale nie z frustracją i żalem; przez jej głos wybrzmiewała troska i opieka, typowa dla pielęgniarki. Najlepiej byłoby dla nich obojga, gdyby przestał ranić swoje dłonie, prawda?

Philip Riordian Blaese
zastępca prokuratora — crown prosecutor’s office
40 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
patrze na świat z nawyku wiec to nie od narkotykow mam czerwone oczy doswiadczalnych krolikow
Oczywiście w planach nie było zapraszanie Leonie na randkę. Musiałby całkowicie podupaść na umyśle, aby wpaść na ten pomysł po tym, co wydarzyło się w jego życiu. Siedem lat spędził w związku z dużo młodszą kobietą i wszystko zakończyło się niezbyt dobrze dla niego. Co prawda, nie powinien mierzyć wszystkich jedną miarą i z pewnością Rochester była wspaniałą kobietą, ale on nie nadawał się do jakichkolwiek zażyłych relacji. Nie chciał kolejnej osobie psuć życia, bo ewidentnie bycie z kimkolwiek nie było dla niego stworzone.
Jeśli wiedziałbym, że należycie odpoczniesz to dałbym sobie jakoś radę — odpowiedział i posłał jej ciepły uśmiech. Wiedział, że nie było to w zamiarze pielęgniarki, ale poczuł się jak największa ofiara. Jednak sam zapracował na taką opinię, pojawiając się za często na oddziale ratunkowym.
Nie przeszkadzało mu to, że jego wizyty w szpitalu trwały długo, albo że coś bolało. Obecność i ciepłe słowa, które Leonie wypowiadała zajmując się ranami wynagradzały wszystkie nieprzyjemne sytuacje. Gdy tylko nauczył się ją rozpoznawać sam do niej się od razu kierował, ewentualnie w recepcji prosił aby zawołali odpowiednią osobę. Zwyczajnie przy niej czuł się komfortowo. Wypadało za to podziękować, bo była jedyną tak miłą osobą, którą poznał w nowym mieście.
Uniósł brew ku górze wysłuchując jej następnych słów.
Czyli aby Ci się odwdzięczyć muszę przestać być twoim pacjentem? — zapytał i zamyślił się na chwilę, a po chwili dodał: — Wtedy najpewniej już nigdy się nie zobaczymy, bo po drodze już mi nie będzie.
Całkowicie rozumiał etykę lekarską, jednakże nie powinno to być odbierane jako jakakolwiek łapówka. Zwyczajnie chciał wynagrodzić to, że niekiedy musiała się z nim męczyć, na tyle na ile potrafił. Niestety miał ograniczone zasoby i pomysły, dlatego, skoro wręczenie prezentu nie wchodziło w grę, musiał zaproponować wspólne wyjście.
W takim razie, skoro inaczej się nie da, to muszę zaprosić cię na kolację. Każdy lubi jeść, więc nie przyjmę żadnych odmów. Chyba, że masz jakąś inną propozycję.
Obawiał się reakcji młodszej na swoje słowa, ale intencje miał tylko dobre. Coś go ciągnęło w stronę Rochester i chciał wykorzystać sytuację, którą sam stworzył. Kierował się krok w krok kobiety, kiwając głową na jej następne słowa. Co prawda on też był nowy w Lorne, nie znał miasta ani nie mógł zaproponować jej wspólnego spaceru, bo najpewniej by się zgubili. Ale zdecydował, że jeżeli usłyszy pozytywną odpowiedź to się odpowiednio przygotuje.
Gdyby ode mnie to zależało, to chętnie bym więcej tego nie robił — odpowiedział spokojnie, chociaż z chęcią, aby uciąć ten temat raz a dobrze. Nie potrzebował ciągłego umoralniania, choć miał świadomość, że Leonie nie mówi tego ze złością. Była po prostu zbyt dobrą kobietą, jeszcze niezniszczoną przez świat i pracę.


leonie rochester
powitalny kokos
as
-
pielęgniarka ratunkowa — w szpitalu w Cairns
25 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Nie mogła wiedzieć że właśnie na oddziale ratunkowym leczyła konsekwencje jego sercowych dramatów, bo choć między jednym szwem a drugim, czyszczeniem ran i wypełnianiem dokumentacji dowiedziała się o nim tego i owego - rozmowa nigdy nie zeszła na tor powodów jego problemu z agresją i uzależnieniem, toteż sytuacja w której stanął przed nią pod szpitalem była dla niej bardziej niż zagadkowa. Może gdyby była pielęgniarką od lat dwudziestu w ogóle by z nim nie rozmawiała, tylko zmęczona i zgorzkniała ruszyła prosto do samochodu? A może przyjęłaby prezent nie martwiąc się tym, czy to wbrew zasadom, bo byłoby jej obojętne czy przełożeni się dowiedzą? Na razie była pogodną, ciepłą dwudziestopięciolatką która obiecała sobie, że będzie ratować życie. Bo ją ktoś kiedyś też uratował. Więcej niż jeden raz.
- Chętnie zjem z tobą kolację - przyjęła zaproszenie z delikatnym uśmiechem, dotychczas podczas ich interakcji w szpitalu czy teraz, pod szpitalem nie wyskoczyły jej przed oczy żadne czerwone flagi które miałyby ją zniechęcić przed umówieniem się z Philipem. Wciąż nie była pewna charakteru tego wyjścia, co za tym idzie - stylizacji, a to było jedną z jej ulubionych rzeczy w pomyśle spędzenia wieczoru z mężczyzną. Przez to, że cały czas była w pracy, od tygodni miała na sobie co najwyżej służbowe scrubsy i „ciuchy po domu”, okazja, żeby poczuć się jak kobieta była przez nią bardzo mile widziana. Poza tym zagiął ją argumentem, że „każdy lubi jeść” - to było co najmniej urocze. Kiedy podeszli do jej samochodu, lekko oparła się o niego tyłem. Pokiwała powoli głową. Rozumiała, co mówił. Lepiej, niż mógł się spodziewać.
- Spójrz - poprosiła cicho; znajdowali się praktycznie poza terenem szpitala i nie widziała wokół znajomych pracowników, postanowiła zatem wyciągnąć w jego stronę obie ręce - uprzednio podwinąwszy rękawy do łokci. Jego oczom ukazały się zagojone blade blizny; dłuższe, krótsze, niektóre proste, inne krzywe… Wszystkie wzdłuż ręki, od nadgarstka w kierunku łokcia - nie w poprzek. - Sideways for attention, longways for results - zacytowała smutno piosenkę, która towarzyszyła jej przez kilka hospitalizacji psychiatrycznych.
Opuściła ręce i rękawy; widział wystarczająco. W poprzek dla zwrócenia uwagi, wzdłuż dla rezultatów było jej sposobem na wielokrotne próby odebrania sobie życia; jednak jej blizny, również w innych miejscach na ciele, były już zagojone. A zatem... Z jednej strony całkowicie rozumiała jego poczucie, że nie miał na to wpływu, nie miał nad tym kontroli - bo przeżyła ten sam etap; z drugiej strony była chodzącym dowodem na to, że można więcej tego nie zrobić. Sięgnęła teraz po jego dłoń, pytając: - Mogę? - jeśli jej pozwolił, złapała jego dłoń w swoją, dokładnie tak, jak podczas jego wizyt na ostrym dyżurze; delikatnie, oglądając gojące się rany z różnych stron. - Ładnie się goi - zauważyła swoim kojącym pielęgniarskim tonem, zarezerwowanym na takie sytuacje. Puściła jego dłoń. - Myślisz, że mogłoby tak zostać... Do kolacji? - spytała. Gdy ją hospitalizowano, jak zagrażała sama sobie, oddziałowy psychiatra nauczył jej metody wyznaczania sobie małych celów. Na przykład: nie zrobię sobie krzywdy przez następne piętnaście minut; do obiadu, do wiadomości wieczornych... Biorąc pod uwagę częstotliwość jego wizyt na oddziale i to, że nie uzgodnili jeszcze terminu wspólnego wyjścia, pomyślała że zaproponuje mu coś podobnego. Żeby spróbował udowodnić sobie, że może przyjść na kolację bez świeżych bandaży na rękach.

Philip Riordian Blaese
zastępca prokuratora — crown prosecutor’s office
40 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
patrze na świat z nawyku wiec to nie od narkotykow mam czerwone oczy doswiadczalnych krolikow
Blaese nie spodziewał się, że taki będzie finał całej tej sytuacji. Jeszcze pół godziny temu wychodząc z biura, myślał, że to co ma w planach jest totalną głupotą, a teraz był już umówiony ze swoją bohaterką na kolację. Trochę się obawiał, że może faktycznie to zabrzmiało jak propozycja randki, jednak z jego strony było to zwykłe, przyjacielskie zaproszenie. Dla niego było to oczywiste, także nawet nie kwapił się, aby powiedzieć o tym głośno. Najwidoczniej naprawdę nie nadawał się do relacji międzyludzkich.
Miał nadzieję, że podczas ich wyjścia będą mieli tematy do rozmów; bardziej wierzył, że to Leonie się otworzy i pociągnie go za język, albo że sami z siebie znajdą punkt zaczepienia ich dyskusji. Była też opcja, że po prostu zjedzą w spokoju posiłek, a Philip spłaci swój dług wdzięczności. Tak naprawdę w głowie mężczyzny pojawiło się wiele różnych scenariuszy.
Nie spodziewałem się, że tak szybko się zgodzisz — przyznał nieco zmieszany, dalej zmierzając w kierunku parkingu. — Będę cię musiał znów szukać, aby ustalić termin czy sama się odezwiesz? — Mimo żartobliwego tonu, pytanie było całkiem poważne. Nie wiedział, czy Leonie potrzebuje co najmniej kilku dni aby oswoić się z myślą i wystroić, jak to w zwyczaju kobiet. On najchętniej pojechałby już teraz, jednakże zaoferował, że poszuka ciekawego miejsca, do którego mogliby się wybrać. Głupio było teraz wyciągać komórkę i szukać w internecie czegoś na szybko a później telefonicznie zarezerwować miejsce. Wypadałoby to zrobić na spokojnie w domu.
Gdy przystanęli poza terenem szpitala, a młodsza podwinęła swoje rękawy, przełknął ślinę. W swojej karierze widział o wiele gorsze rzeczy i tak naprawdę zagojone rany nie były niczym strasznym, ale poczuł, że mimowolnie spiął mięśnie. W swojej przeszłości, gdy pracował jako adwokat, widział wiele takich blizn u swoich klientów; uszkodzenia skóry były idealnym dowodem w większości spraw, które prowadził. Ale nigdy nie wzbudzało to u niego jakichkolwiek reakcji, była to znormalizowana rzecz w jego głowie. Tym razem było inaczej, być może dlatego, że pierwszy raz spotkał się z tym w innej sytuacji niż czysto zawodowa, a dodatkowo zobaczył je u osoby, którą polubił. Zrobiło mu się zwyczajnie przykro, że Leonie musiała przechodzić tak przykre sytuacje, że wtedy było to dla niej jedynym wyborem.
Nie wiedział jak to skomentować, dlatego postanowił się nie odzywać. Jeśli Rochester będzie miała ochotę, to na kolacji być może uda mu się poznać powód. Parking pod szpitalem nie był w ogóle odpowiednim miejscem do prowadzenia tak poważnych dyskusji, dlatego cieszył się, że udało im się umówić na spotkanie w innym, bardziej dogodnym miejscu.
Uniósł brew na jej słowa, po podaniu swojej ręki, nie kryjąc swojego zdziwienia a także zniecierpliwienia. Całkowicie rozumiał jej podejście, jednakże przez jej ton czuł się znów jak mały chłopiec, co kojarzyło mu się z dzieciństwem i lekceważeniem. Wziął głęboki oddech i posłał jej uśmiech.
Jasne, można się tak umówić — odpowiedział na jej słowa, ale bardziej na odczepnego. Z pewnością chociaż spróbuje nie złamać obietnicy, którą właśnie złożył, jednak wciąż nie było to zależne w stu procentach od niego. Na autodestrukcyjne czynności składało się wiele elementów, ale postanowił, unikać sytuacji zapalników, aby chociaż w restauracji mogli ominąć temat jego lekkomyślności.


leonie rochester
powitalny kokos
as
-
pielęgniarka ratunkowa — w szpitalu w Cairns
25 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
W gruncie rzeczy chęć podziękowania Leonie ponadprogramowo za jej pracę była bardzo miła, więc nie zastanawiała się długo nad tym, czy się zgodzić, czy nie. W ostateczności, jeśli spotkanie miało się potoczyć w niewłaściwy sposób - gdyby czuła się niekomfortowo, gdyby Philip okazał się psychopatą, seryjnym zabójcą czy cholera wie kim jeszcze, najwyżej sama będzie sobie winna że głupio zgodziła się bez większego zawahania i zastanowienia. Z drugiej strony, czy nie byłoby dokładnie tym samym umówienie się na spotkanie z kimś poznanym na tinderze, albo z kimś kto zagadałby ją w kolejce do budki z lodami? Każde takie spotkanie było z góry obarczone ryzykiem; Philip, wykonując taką a nie inną pracę, dokładnie o tym wiedział.
- Mogę jeszcze poudawać, że się zastanawiam - roześmiała się; było coś pozytywnego w tym, że nie był pewny pozytywnej odpowiedzi na swoją propozycję, i że oczekiwał dłuższego czasu namysłu. Nie narzucał się, a to był dla Leonie dobry znak. Zielona flaga, właściwie - bo Philip na nic nie nalegał, nie wymuszał. Wyciągnęła z torby komórkę; odblokowała i podała mężczyźnie. - Wpiszesz swój numer? - zaproponowała. Gdy to zrobił, zadzwoniła do niego po to, by mógł sobie zapisać jej dane kontaktowe. Tak będzie łatwiej. Poza tym gdyby jej tak szukał pod szpitalem kolejny raz, mógłby tylko stracić czas - jej zmiany często się przedłużały. - Może… Wybierz jakieś miejsce i napisz do mnie. W piątki i weekendy prawie zawsze pracuję, ale środy zazwyczaj mam wolne - pomyślała, że taka wskazówka pomoże mu zaplanować ich wyjście tak, żeby pasowało względem jego pracy i jej zmian grafitowych. Statystycznie właśnie w środy zdarzało się najmniej wypadków, więc najmniej osób potrzebne było na dyżurze, więc szansa Leonie na wolny wieczór była jednocześnie największa. Z zadowoleniem przyjęła jego słowa; jego napady nie były jej sprawą, ale pielęgniarski głosik w jej głowie krzyczał, że jeśli może podpowiedzieć coś pomocnego, to musi to zrobić.
- Przepraszam, ale muszę się już zbierać. Od tygodnia praktycznie nie bywam w domu, muszę zrobić jakieś zakupy; wczoraj próbowałam, ale utknęłam w korku i pocałowałam klamkę - westchnęła i posłała mężczyźnie przepraszające spojrzenie. - Naprawdę miło było cię zobaczyć. Nie spodziewałam się, ale to była przemiła niespodzianka - dodała jeszcze ciepło, po czym otworzyła auto kluczykiem i wsiadła. Porozmawiają więcej, gdy już się spotkają.

Philip Riordian Blaese
ODPOWIEDZ