(pijany) psychiatra — cairns hospital
44 yo — 187 cm
Awatar użytkownika
about
My beer drunk soul is sadder than all the dead Christmas trees of the world.
Potrzebował c i s z y.
W przeciągu minionych dwóch miesięcy sięgnął po alkohol tylko raz. Może dwa, jeśli liczyć wino, którego upił kilka łyków na jakiejś dobroczynnej kweście. Cały ten hałas, obijający się o jego myśli ostrymi krawędziami, zagłuszał każdą głupotą, na jaką natknął się na internetowych forach: ćwiczył, biegał, odnajdywał talent do gotowania w kuchni, która wcześniej służyła wyłącznie jako dekoracja. Czytał, pisał prace naukowe, które następnie wyrzucał do śmieci. Oglądał filmy i zarzucał im brak logiki. Przyjął kilku pacjentów w domu, co okazało się pomysłem nienajgorszym, więc udał się w kilka miejsc, by zatwierdzić tę praktykę prawnie. Nawet jednak kiedy był sam, kiedy okalała go najczystsza forma nicości, h a ł a s się umacniał. Więc kiedy spacerując z BiBi po okolicy dostrzegł, że do jednego z domów wprowadził się ktoś nowy, dostrzegł dla siebie szansę. Po kilku dniach niewiele wiedział o swoim sąsiedzie; na imię miał Bruce, nie mówił i niechętnie czasem tylko coś notował w odpowiedzi. Przeważnie siedział, być może wsłuchując się w poematy Othello, a może ignorując go błądził myślami po zakamarkach swej młodości. Theo zabierał ze sobą BiBi, który wdrapywał się mężczyźnie na kolana i czasem kąsał jego palce. Opowiadał mu o mieście, o swoich pacjentach, o pobliskich farmach. Coraz częściej sam milczał i bywało, że tak mijała im cała godzina — siedzieli na tarasie, rozłożeni w promieniach słońca, a gdy to zaczęło niknąć za horyzontem Othello wstawał, przeciągał zesztywniałe plecy i żegnał się skinieniem głowy. Czasem zabierał swojego kota, a czasem pozwalał, żeby został u mężczyzny; BiBi nie był zwierzęcym podróżnikiem i zawsze wracał do domu.
Przyniosłem ci tę książkę, o której mówiłem — rzucił, kiedy — miał wrażenie, że znają się już całe życie i te ich spotkania są wryte w ich codzienność od zawsze — wszedł na teren jego działki od strony ogrodu. Wyciągnął do niego wysłużony już egzemplarz jakiejś rosyjskiej powieści, którą ukradł Walterowi, po czym przysiadł na schodkach. — Dowiedziałem się też, kto tu wcześniej mieszkał. I dlaczego wynajął ci ten dom, chociaż się do niczego nie nadaje — rzucił z uśmiechem, wbijając w niego spojrzenie.

bruce coleridge
that poor Brutus — with himself at war
46 yo — 186 cm
Awatar użytkownika
about
martwą ciszę wiercąc wzrokiem, nie ruszyłem się ni krokiem, tylko drżałem, śniąc na jawie sny o jakich nie śnił nikt
Wysoki, jękliwy głosik pani Chapman — brzmiący czasem jak wiatr obmywający swym zawodzeniem opustoszałe garaże blaszane, albo inne przestrzenie — szeptał wewnątrz Morwell: to była próba samobójcza, próbował p r z e c i ą ć sobie tętnicę szyjną, ale nie trafił. Odratowali go, ale teraz ma za swoje i nie potrafi mówić, za to chrapliwy baryton pana Willfilda głosił: miał kiedyś bardzo ładną żonę, młodszą aż o dziesięć lat, no i zdradzał ją z nauczycielką ich syna. Zobaczyła ich raz w swoim domu, nerwy jej puściły i zamachnęła się nożem — trafiła go w szyję. Bidulka myślała, że go zabiła, ale jakoś się szczęściarz wylizał, choć co to ma za znaczenie? Odebrała mu w końcu nie tylko głos i syna, ale też dom i wszystkie pieniądze, a potem kazała jeszcze wynosić się z miasta, dlatego przyjechał do nas.
Mówili tak, jakby go znali.
Jakby Brutus Coleridge naprawdę istniał.
Jakby pociągłej, wypukłej bliźnie układającej się jak łańcuszek wokół jego szyi, przypisana była tak trywialna historia, jak samobójstwo lub zdrada.
Czasem go to zaskakiwało, częściej bawiło, ale przeważnie po prostu nużyło — mijał te plotki z taką obojętnością, z jaką traktował utrzymujący się brak głosu. Nieraz wydawało mu się, że w istocie spotkało go prawdziwe szczęście, bo przecież nigdy nie był szalenie dobry w układaniu słów, no i nigdy nie przepadał specjalnie za jego brzmieniem. Momentami zastanawiał się, czy może głos już wrócił — niepostrzeżenie i przypadkiem, nad ranem, wraz z promieniami słońca i podpitymi nastolatkami wsuwającymi się cicho do domu, wracającymi z hucznej imprezy, na jaką nie dostali zgody. Nigdy jednak nie odważył się tego sprawdzić, choć zdawało mu się, że czuje głos w swoim gardle. Szorstki, drapiący i owalny, blokujący czasem przepływ śliny i powietrza. Dławiący tak, jak czasem dławiło człowieka (za młodu, później już wiarę porzucił) w kościele, podczas długiej mszy — tak, że mimo nieznośnego uczucia i tak nie odważył się odkaszlnąć; wszyscy przecież by na niego spojrzeli. Teraz nie bał się już ciekawskich spojrzeń zagorzałych katolików, a raczej bólu, być może prawdy, czasem samego brzmienia głosu.
W Lorne Bay było tak samo; strach przed raną nigdy nie mającą się zabliźnić, głosy jakiejś Chapman i jakiegoś Willfielda (o innych nazwiskach i innych twarzach, a jednak tych samych). Wyjątkiem zdawał się być tylko Othello, naruszający jego prywatność tak, jak nie naruszał jej nikt od kilku lat.
NIE LUBIĘ POWIEŚCI ROSYJSKICH, nabazgrał na pochwyconym ze stołu zeszycie, w którym wcześniej komponował coś na rodzaj listu. Było południe — soczyste, oślepiające, wykańczające — a on jak zwykle rozkładał się na zacienionym obszarze ganku. Skrawka zapisanej kartki jednak nie pokazał; rozmyślił się w ostatniej chwili, wyciągając dłoń po skierowaną do niego książkę. Obtoczył ją w palcach, uniósł kilka razy badając jej ciężar, aż w końcu odłożył na stół. I TAK NIC MI TO NIE POWIE, PRAWDA? zapytał poprzez pismo, tym razem ukazując zeszyt brunetowi.

othello lounsbury
(pijany) psychiatra — cairns hospital
44 yo — 187 cm
Awatar użytkownika
about
My beer drunk soul is sadder than all the dead Christmas trees of the world.
Monolog prowadzony z prywatnym zeszytem ciekawił go tylko trochę. Połowicznie z powodu tradycyjnego, ludzkiego zainteresowania czymś, do czego nie otrzymało się wstępu, a połowicznie z powodu zawodowych rozważań. Nigdy jednak tego nie skomentował; gdy Bruce coś notował, kreślił z rozwagą i dbałością, a potem zeszyt zamykał, przewracał jego strony bądź wyrywał fragment, który zgniatał między palcami, Othello udawał, że coś innego przykuwa jego uwagę. Że nie zastanawia się wcale nad tym, jakie z niewypowiedzianych słów przepadały na zawsze.
Zwrócił więc ku niemu spojrzenie dopiero za drugim razem. Uśmiechnął się ponownie i wzruszył lekko ramionami. — Pewnie nie — odparł, po odczytaniu zapisanych na kartce literek. — Czyli nie chcesz wiedzieć? W porządku — nie uważał tych informacji za szczególnie ważne; uznawał w dodatku, że skoro był w stanie dowiedzieć się tego tak prędko, wieści te mężczyznę odnajdą same. Niesione świergotem sąsiedzkich plotek, koszyków z przetworami i wiśniowymi plackami, które dostarczano sobie wzajemnie w ramach złudnej uprzejmości. Othello wiedział, że ciekawskie spojrzenia zaglądają i tutaj; usiłował kilkakrotnie nawet wyperswadować niektórym składanie niezapowiedzianych wizyt na tej farmie (on tego nie lubi, naprawdę, dajcie człowiekowi odpocząć), ale na niewiele się jego prośby zdawały. Poza tym, w końcu i on sam, bez zapowiedzi, do niego wpadał; nie robił to jednak przez wzgląd na ciekawość, a raczej z powodu własnej samotności i fascynacji człowiekiem, o którym niczego nie wiedział, a który to zdawał się mu w pewien sposób bliski.
Zacząłem przyjmować pacjentów w domu — rzucił po krótkiej chwili ciszy, w której — co, choć go dziwiło, było przyjemne — nie skrywały się drobiny niezręczności. Nigdy. — Co prawda pojawiają się… pewne komplikacje, ale dostanę całą listę restrykcji co do tego, jak powinien wyglądać przygotowany do tego gabinet — wątpił, by go to obchodziło. Może nawet Bruce z udręczeniem zastanawiał się, jak długo Theo zamierza tu siedzieć. A może traktował jego głos jak kojący szum, dzięki któremu mógł odpocząć. W każdym razie, gdy skierował na niego spojrzenie — specjalnie bądź przypadkiem — Othello uśmiechnął się rozbawiony. Nie było to jednak zbyt adekwatne co do treści zdania, jakie zamierzał wypowiedzieć. — Ponoć częste są przypadki, kiedy pacjenci korzystając z tego, że wizyta odbywa się w czyimś domu, wymykają się do kuchni. A to przecież kraina idealna dla wszystkich popaprańców. W Port Douglas, dwa lata temu, pewien psycholog został dźgnięty przez pacjenta własnym nożem, który przed sesją, dość nierozważnie, zostawił na blacie po przyrządzaniu obiadu. Koleś nie przeżył, pacjent zabił się trzy dni później — a Othello nie wiedział czemu opowieść ta go bawi.

bruce coleridge
that poor Brutus — with himself at war
46 yo — 186 cm
Awatar użytkownika
about
martwą ciszę wiercąc wzrokiem, nie ruszyłem się ni krokiem, tylko drżałem, śniąc na jawie sny o jakich nie śnił nikt
Planuje odejść wraz z jesienią. Bezszelestnie i bez pożegnania; w sposób całkiem niezauważony — bo przecież nikt nie dostrzega umierających pór roku na północy Australii. One wszystkie są takie same; parne i gęste, czasem deszczowe i oblane polewą z karmelowych piorunów. Wyjedzie i nie wróci, bo Lorne Bay jest tylko przystankiem. Więc nie, nie interesuje się poprzednim właścicielem ziemi, na której wybudowany został przeciekający w deszczowe noce dom. Interesuje się zmizerniałym, a jednak zawsze uśmiechniętym mężczyzną o oczach czarnych jak heban, którego Bruce nie przegania ze swojej farmy tak jak innych. “Dziękuję za odwiedziny, ale źle się czuję. I tak byśmy nie porozmawiali” machał im kartką przed twarzą, a potem wskazywał na wypukłą i pomarszczoną bliznę na szyi. Wzruszał ramionami, uśmiechał się. Ten uśmiech nie był prawdziwy.
POCZEKAJ, MUSZĘ IŚĆ DO KUCHNI kreśli w notatniku, na tych swoich chropowatych, białych stronicach. A potem ukazuje mu to swoje rozbawienie zawarte w piśmie i kręci głową. Pisze dalej. NIE MYŚLISZ, ŻE TO CIEKAWE? TO, ŻE ZABÓJSTWA TAK SIĘ PIĘTNUJE, A WYSTARCZY TYLKO TROCHĘ ŁEZ, POBUDZONYCH EMOCJI I WYLEGUJĄCEGO SIĘ NA BLACIE NOŻA, ŻEBY W UŁAMKU SEKUNDY STAĆ SIĘ MORDERCĄ? bo przecież tamtego pacjenta poniosły nerwy. Zaryzykował, nie myślał, czuł. A potem zatęsknił za odbieraniem życia tak bardzo, że tym razem przeprowadził je na sobie — żałował. Myślał, że coś z nim nie tak, chociaż każdy mógł zostać mordercą; i może każdy nim był, skoro codziennie wkładał do ust martwe ciała niegdyś żyjących zwierząt. Potem wstawał, zgniatał butem małe życia niechcianych owadów. Życzył śmierci rozkrzyczanym aktywistom wyzywających mięsożerców od morderców (nie wiedział, że właśnie potwierdza ich zarzut).
Nie zamyka notesu, a na jej rozwartych kartkach układa podarowaną mu dopiero powieść. Uchyla tekturową okładkę, tę w kolorze kości słoniowej i wyszczerbioną na dolnym rogu. Przesuwa ją i znów coś bazgrze. TU JEST NAPISANE WŁASNOŚĆ WALTERA WAINWRIGHTA. Namyśla się. ILE JESZCZE NIEZDROWYCH NAWYKÓW, POZA WLEWANIEM W SIEBIE WÓDKI, KRADNIĘCIEM CUDZYCH KSIĄŻEK I WYOBRAŻANIEM SOBIE MORDUJĄCYCH CIĘ PACJENTÓW JESZCZE MASZ? pyta. Znów się uśmiecha. Teraz w sposób trochę bardziej prawdziwy.

othello lounsbury
(pijany) psychiatra — cairns hospital
44 yo — 187 cm
Awatar użytkownika
about
My beer drunk soul is sadder than all the dead Christmas trees of the world.
Nie spostrzegł, w którym momencie znalazł się tak blisko niego. Wystarczyło kilka kroków, jeden uśmiech, nuta rozbawienia; a może po prostu kwestia wzajemnego przyciągania. — Sama idea śmierci jest zabawna — odparł, wpatrując się w kreślone w zeszycie słowa z błyskiem serdeczności, który błąkał się gdzieś w jego oczach i kącikach ust. — Dlatego wybaczyłbym ci, gdybyś naprawdę zdecydował się teraz pójść po ten nóż — dodał, gdy wzrok zakotwiczony gdzieś pośród zapisanych literek, począł znów wspinać się po płachtach przeszłości. Zdarzały się momenty — ten był jednym z nich — kiedy Othello nie potrafił przypomnieć sobie dnia, w objęciach którego zmarła Helena. — Nadal uważałbyś to za ciekawe, gdybym powiedział ci, że zgodnie z podobnymi wytycznymi, sam mogę nazywać się mordercą? — podnosząc na niego spojrzenie wciąż się uśmiechał. Nie zainfekował swych myśli wstydem, skruchą, strachem. Nie robił tego przy innych (może z tego względu chciano go niegdyś posłać do więzienia), a tym bardziej nie chciał wmuszać w siebie podobnych uczuć przy nim — jeśli Othello coś ciekawiło, to nie były to przypadkowe śmierci czy koncepcja morderstwa; były to wyłącznie niezbadane tereny myśli człowieka, który zrodzony został z tajemnic.
Zbyt szybko wpadam obsesje — odpowiadając odebrał mu trzymany notatnik; rosyjska powieść, której kradzieży nie żałował, spadła z cichym hukiem na wymagające pilnej naprawy drewniane deski. Co prawda Othello nie przywiązywał się — mimo swych obsesji — do niczego należycie mocno, ale z trudem akceptował sprzeciwiający się mu świat. Bruce naturalnie mógł mu kazać odejść, posługując się mniej lub bardziej wyszukaną wymówką; mogli też spędzić nadchodzące godziny w tej samej ciszy, co zwykle — Theo by na to przystał z uśmiechem — ale posiadając tak wiele innych możliwości, nie potrafił już dłużej zadowalać się tylko tą niedoprecyzowaną, wzajemną sympatią. Posiadając więc cudzy zeszyt i cudzy długopis, ingerując w prywatność, której granic ten jeden raz respektować nie zamierzał, zapisał jedyne zdanie, które należało teraz wypowiedzieć. WYOBRAŻAM SOBIE, JAKBY TO BYŁO CIĘ MIEĆ pojawiło się więc na śnieżnobiałej stronie, zapisane z dbałością i pełnym oddaniem.

bruce coleridge
that poor Brutus — with himself at war
46 yo — 186 cm
Awatar użytkownika
about
martwą ciszę wiercąc wzrokiem, nie ruszyłem się ni krokiem, tylko drżałem, śniąc na jawie sny o jakich nie śnił nikt
Stronice zapisane wąskim, błyszczącym w promieniach słonecznych pismem, czarnym i nadzwyczaj trwałym (długiej żywotności ów książki idzie domyślić się po stępionych rogach niegdyś ostrokątnej okładki, a także po grubym, szorstkim materiale oprawy, którego nie stosuje się w tych czasach), drgają nie tylko w rytm wydychanych przez Brutusa oddechów, kiedy układa ją w swoich dłoniach, ale też poprzez zbierający ze wschodu wiatr, który przy okazji mierzwi mu włosy. JAK JUŻ WSPOMNIAŁEM, KAŻDY MA TO W SOBIE. PODOBAŁO CI SIĘ? — pyta poprzez tusz barwiący biel kartek, przytrzymując sfatygowaną lekturę w wolnej — lewej — dłoni. Kosmyków kasztanowych włosów (tych robiących bałagan na skrawkach jego czoła i skroni) nie poprawia. W uważnym zaciekawieniu wygina natomiast jedną z brwi, a kiedy ta układa się w kształtnym łuku, unosi na mężczyznę także swoje spojrzenie. Brutusowi nigdy się nie podobało, z wyjątkiem jednego razu — kiedy pozbawił życia swojego ojca; czasem odtwarza tę chwilę w swoich myślach, przeżywając ją od nowa i od nowa. A kiedy powiernik ostatnich słów, jakie Bruce ma do wypowiedzenia, zostaje mu odebrany i zamknięty w prętach cudzych dłoni, ciało Coleridge’a ostrzegawczo drga, napinając każdy mięsień — początkowo pragnie rzucić się na notatnik przejmujący funkcję brutusowego aparatu mowy, wyszarpać go i chronić jego zawartość przed śliskimi, ciekawskimi spojrzeniami nieupoważnionych do tego kreatur, ale w końcu dociera do niego (zaledwie po kilku nadzwyczaj krótkich sekundach), że Lounsbury nie stanowi dla niego zagrożenia, a pochwycony przez niego zeszyt nie skrywa wcale tak dużo sekretów. Poza tym on nie wyrwał mu go w ich poszukiwaniu — sam bazgrze coś na połaciach śnieżnobiałych kartek, a kiedy ukazuje swoje dzieło Brutusowi, ten przypatruje się temu z powagą. Nie prycha beztrosko z kręceniem głową do boków, w wyrazie pełnym wybaczalnej dezaprobaty; nie wygina także rysów swojej twarzy w grymasie pełnym odrazy i nie wystawia swojego palca ku polnym drogom, wskazując swojemu towarzyszowi wyjście. Patrzy najpierw na stronicę papieru, potem na książkę walającą się u jego stóp (och, chyba właśnie wyszczerbili kolejny róg), aż w końcu podnosi wzrok na mężczyznę siedzącego na poszarzałych od długotrwałej ingerencji promieni słonecznych schodkach, dźwiga się ze spróchniałego, nielitościwego dla wypustki kręgosłupa krzesła (było w komplecie wraz z podziurawionym domem), stawia dwa niewielkie kroki, wplata palce prawej dłoni w materiał jego bluzki — tuż przy wycięciu na szyi — i tym gestem pomaga (nie z przyjacielską troską i delikatnością, a raczej dość brutalnie i z niedbałością o jego obecny komfort) stanąć mu na nogi. Teraz, podzieleni jednym stopniem schodów, wydają się całkiem innych wzrostów i nieco to Brutusa bawi, dlatego przyciąga Othello ku sobie, wyszarpuje mu z dłoni swój notatnik, który dołącza do książki walającej się na ziemi i sięga palcami niżej, doczepiając się do guzika, a potem też zamka od jego spodni.

othello lounsbury
(pijany) psychiatra — cairns hospital
44 yo — 187 cm
Awatar użytkownika
about
My beer drunk soul is sadder than all the dead Christmas trees of the world.
Przez kilka początkowych dni marzył o tym, by odczuć satysfakcję, może ulgę. Siłę. Najbardziej wtedy, kiedy negowano jego wyjaśnienia; myślał, że łatwiej byłoby znosić oszczerstwa, jeśli zawierałyby się w nich drobiny prawdy.
Gdyby naprawdę, w pewien sposób, pragnął śmierci Heleny.
Ale nie czuł się ani potężny, ani szczęśliwy; nawet jeśli mieli te swoje problemy a on w ostatnich miesiącach rozważał porzucenie dziewczyny, którą wcześniej uważał za miłość swojego życia. Jedyną rozkosz przyniosło mu w tamtym czasie wyłącznie uśmiercenie swej młodości; musiał pochować ją na dnie oceanu wraz z Heleną. — Nie. Ani trochę — odparł więc z cieniem uśmiechu i tamtych dni, których nigdy nie zdołał z siebie wydrzeć. Nawet jeśli jej śmierć była wypadkiem, Othello zawsze miał się czuć temu winien; gdyby otwierał oczy, gdyby nie był ślepy na jej ból trwający miesiącami, przewidziałby to, co mogło nadejść. Ale w tamtym czasie nie potrafił interesować się jeszcze ludzką psychiką; to nadeszło dopiero kilka lat później.
Może więc ze względu na obraną drogę winien z większym wyczuciem reagować na ludzkie tajemnice, które skrywały się w kącikach oczu i ust. Powinny go pewnie alarmować wszystkie małe wzruszenia, podrygi ciała i cisza, której nie dało się przekroczyć nawet za pomocą zwykłego pisadła i kartki papieru; powinny go alarmować te wszystkie brutusowe reakcje. Ale Othello nie interesowało to wszystko; ani lekkie podejście do śmierci, ani tajemniczość (dodająca mu uroku). Pragnął jedynie uwagi i wszystkiego, co mogło się z nią wiązać.
Mógłby kłamać, że chodziło wyłącznie o coś na kształt ciekawości; wtedy, gdy kreślił w zeszycie zbyt śmiałe, ale nie wyrażające wprost jego myśli słowa. Bo Othello po prostu Brutusa pragnął — prawdopodobnie już od tamtego dnia, kiedy spotkali się po raz pierwszy. Czekał więc cierpliwie, nie pospieszając go w żadnym z ruchów; p o z w a l a ł mu na wszystko, uśmiechając się jeszcze przez moment w pogodny sposób. Dopiero później wymusił pośpiech, a w przedsmaku tego, co miało nadejść, pchnął go w ustronną przestrzeń drewnianego domu.

koniec :sex:
ODPOWIEDZ