pisarka — -
33 yo — 167 cm
Awatar użytkownika
about
and i want to be pinned between him and the mattress, like a flower pressed in a book.
and i want to say his name, over and over, like it's the only word written on the pages.
To oczywiste, że nie potrafiła zachować się naturalnie, ponieważ wciąż na spuchniętych (od pocałunków!) wargach odczuwała jego smak. Dopiero co się od siebie oderwali, dopiero teraz pisarka mogła zacząć racjonalnie myśleć - kojarzyć fakty; ku nieszczęściu - na ten moment, żadne sensowne wytłumaczenie nie przychodziło do jej jasnej łepetyny, bystry umysł nie umiał odnaleźć w swych myślach odpowiedniego kłamstwa, które mogłoby być jedną odpowiedzią na wszystkie zadawane przez Maeve (jak i innych, Treneglos była zaledwie wierzchołkiem góry lodowej jaka ich czeka po wydostaniu się z pokoju) pytania.
Deonne nie szczyciła się nieszczerością, czasami zdarzało się jej „owijać w bawełnę” - lecz nigdy w świadomy sposób nie łgała, nie prosto w oczy - nie kiedy osoba na przeciwko powinna uzyskać całą prawdę. Zapewne Korvenowi przychodziło to z łatwością, nie tylko zawód - ale także jego osobowość przystosowała detektywa do takiego postępowania; cóż sama Dea nie raz na własnej przekonała się o manipulatorskiej naturze Eamona; aczkolwiek Britton przywykła - czy z takim samym nastawieniem śledczy mógł myśleć o Kareenie?
Po odejściu arystokratki, blondynka przez dłuższy czas milczała - plecami oparta o ścianę - we własnych rozmyślaniach przetwarzając scenerię sprzed pięciu minut. Niekiedy wzrok kobiety łączył się z tym towarzysza, ale nie umiała przerwać tej okrutnej ciszy - dopóki on tego nie zrobił. Oczyma przesunęła się po jasnej buzi Brytyjczyka, ciche westchnięcie - i przetarcie twarzy obiema dłońmi. - Doszłoby, gdyby nam nie przerwała... - szepnęła - czysty fakt, dziennikarka nie zamierzała wymazywać tego wydarzenia z pamięci - nie umiałaby tak zapomnieć, by później z szerokim uśmiechem udawać. Musiała być ze sobą szczera, jeżeli on nie potrafił być...
I wtedy to do niej dotarło. Oficjalnie stała się tą drugą; przebiegłą - wykorzystującą okazję, w tym momencie niczym nie różniła się od żmijowatej Annabell - czy nawet Ann - świadomie wdrapała się mu na kolana i pchnęła - by jak wyrafinowana suka kochanka rozkoszować się tą chwilą. Poczucie winy, wzrosło - błękitne tęczówki uparcie uciekły od obserwacji mężczyzny. - Nikomu nie powiem. - bo czy nie tego chciał? Ukryć wszystko, zamieść pod dywan - uciec od odpowiedzialności; przyznanie się groziło utratą narzeczonej - a Dei publicznym zhańbieniem. Wystarczyło, że przetrwają tą noc - a wtedy nikt inny ich nie przejrzy. - To nigdy się nie powtórzy. - gdyby wykonanie tego było tak proste, jak samo wypowiedzenie... - I popraw koszulę. - jeden źle zapięty guzik, mógł wydać idealną posturę detektywa.

Eamon Korven
sumienny żółwik
różal
brak multikont
prywatny detektyw — -
38 yo — 189 cm
Awatar użytkownika
about
Furthering my distance from you
Realistically I can't leave now
But I'm okay as long as you
Keep me from going crazy
Milczał, wpatrując się w nią i ważąc w głowie możliwości. Po chłodnych kalkulacjach zdecydował się brnąć w swoje słodkie kłamstewko. - Tego nie wiesz. - zupełnie jakby istniała inna opcja. Przecież fakt, iż jego twarde przyrodzenie było już na wyciągnięte ze spodni i w ręce pisarki wcale nie oznaczało nadchodzącego zbliżenia. Podobnie jak jego palce wciśnięte w wilgotną kobiecość. Westchnąwszy rozejrzał się po pokoju. - Zajmą się bałaganem. Wątpię, by zwrócili uwagę na cokolwiek innego. - ich pogniecione ubrania, zarumienione twarze, spojrzenia wypełnione wyrzutami sumienia. Brunet przeszedł do lustra i przejrzał się; co oczywiście okazało się błędem. Sam widok nieco spoconej, napiętej twarzy budził w nim odrazę. Szczęśliwie, na tym odrzucającym obliczu nie spostrzegł klasycznych oznak zdrady czyli śladów szminki.
Owszem. Była teraz jak Ann. Wcześnie Dea mogła udawać lepszą, ale wcale taka nie jest. Podobnie jak Eamon, który najwyraźniej niczego się nie nauczył. Podobno jeżeli ktoś zdradzi raz - jest zdrajcą na całe życie. Jeden skok w bok oznacza nie tyle słabość charakteru co skłonność do pewnych nieobyczajnych zachowań. Korven to żywe świadectwo autentyczności owej gorzkiej prawdy. - Wiem. Nie ma o czym mówić. Prawda? - czekoladowe oczy bezlitośnie wpatrywały się w rozmówczynię - tym razem zerkając na nią z lustrzanego odbicia. - Nigdy. - powtórnie zerknął na samego siebie; automatycznie łapiąc za guziki i rozpoczynając proces zapinania od początku. - A Ty popraw sukienkę. Wyglądasz jak... - zacisnąwszy wargi przełknął ślinę. Prawdopodobnie porównywanie Dei do prostytutek tuż po... Nawet gdyby wypowiedział to pół-żartem wybrzmiałoby brutalnie i wulgarnie. Za drzwiami wciąż panowała cisza. - Taki jest sekret Twojej postaci...? Byłaś kochanką zamordowanego? - próbował przesunąć dyskusję na inne tory.
Ogarnięty i w miarę schludny obrócił się przodem do Britton i oparł o stojącą za nim toaletkę. - Szczerze powiedziawszy nie skupiłem się za bardzo na tej grze. Mam wrażenie, że Jon zlecił komuś napisanie scenariusza; ale później sam wszystko pomieszał i namieszał... - wszystko po to, aby doszło do tego. Tej jebanej tragedii. - Swoją drogą. Spontanicznie postanowiłem wyjebać Jonathana ze ślubu. Z mojego domu. Z mojego życia. Definitywnie. - nerwowo dotknął protezy ręki.

Deonne Britton
sumienny żółwik
sunny
brak multikont
pisarka — -
33 yo — 167 cm
Awatar użytkownika
about
and i want to be pinned between him and the mattress, like a flower pressed in a book.
and i want to say his name, over and over, like it's the only word written on the pages.
Tego nie wiesz.
Wiedziała, nie mniej jednak - zdecydowała się nie komentować danego stwierdzenia Brytyjczyka, uniosła zaledwie brwi - spuszczając wzrok na podłogę. Doszłoby, przebiliby się przez tą granicę - oddali się sobie, wystarczyło zaledwie kilka minut - by zaprezentowaliby temu pomieszczeniu dokładnie to z jakiego powodu Jonathan go dla nich udekorował. - Skoro tak sądzisz. - rzuciła, starając się ze wszystkich sił wierzyć, że owe słowa mężczyzny okażą się prawdą - iż nikt nie zdecyduję się w żaden sposób rozpracować zmyślonej na poczekaniu historii kochanków.
Dokładnie w tej samej chwili pożałowała, że nie mogła uciec - gdy tylko udałoby im się wydostać, jak najszybciej spakować swoje rzeczy i wyjechać; z oddali od tego bałaganu byłoby zdecydowanie prościej go przetrwać - niżeli męczyć się przez kolejne trzy dni. Miała wrażenie, że została otruta... Jednak brak obecności świadczyłby o popełnionej winie - jeżeliby zniknęła - nawet dziecko mogłoby się domyślić, że do czegoś doszło - musiała zostać i przezwyciężyć chęć rozdarcia się na strzępy. - Prawda. - kłamstwo; oczywiście, że mieli o czym rozmawiać - dyskusja o tym co się prawie nie wydarzyło powinna być wykonana jak najszybciej - natychmiast. Zanim Eamon popełni kolejny błąd i stanie na tym pieprzonym kobiercu przyrzekając odwieczną miłość kobiecie, która nie jest nią. Naszła ją egoistyczna myśl... co jeśli posiadała na tyle dużo siły aby móc przerwać całą tą farsę? Czasem zastanawiała się, dlaczego tak bardzo był przeciwny ożenku z pisarką - wcześniej myślała, że być może to trauma po tym jak obie żony podzieliły ten sam los... ale gdy oświadczył się Tyren, myśli powróciły i w tej chwili przejęły całe umysł kobiety.
- Chyba chodziło mu o to, abym tak wyglądała... - stwierdziła na głos łapiąc za dolną część materiału i zsuwając go po swych udach; w odpowiedniej odległości przyglądała się swojemu odbiciu - w tym samym lustrze co detektyw; dlatego niekiedy wzrok skupiał się na jego sylwetce.
- Byłam jego zaginioną córką, na którą przepisał cały majątek. - odpowiedziała na tyle - co udało się jej zapamiętać z zgniecionej kartki. - Miałeś mnie dla niego odnaleźć, zanim został zamordowany, ale Cię wyprzedziłam i znalazłam pierwsza. - wzruszyła ramionami, ponieważ dla Britton sama gra (którą nawiasem była wcześniej podekscytowana!) przestała mieć jakiekolwiek znaczenie.
- Jest cwańszy, niż na takiego wygląda. - skwitowała, a kiedy po raz kolejny ujrzała się w lustrze, z lewego nadgarstka ściągnęła gumkę i związała swe poczochrane włosy - bez szczotki, nie dało się ich uratować. - Jeżeli uważasz, że to dobry pomysł, to tak zrób... - choć sama Dea była naprawdę wyrozumiałą osobą, aktualnie odczuwała sporą odrazę co ex-przyjaciela Korvena. - Myślisz, że wie? Założył tu kamery, czy coś? - rozejrzała się, w tej chwili podejrzewając Brightona o wszystko, nawet te niesmaczne rzeczy.

Eamon Korven
sumienny żółwik
różal
brak multikont
prywatny detektyw — -
38 yo — 189 cm
Awatar użytkownika
about
Furthering my distance from you
Realistically I can't leave now
But I'm okay as long as you
Keep me from going crazy
Eamon pokręcił wyłącznie głową. Jonathan był na tyle głupi, aby utworzyć cały plan; acz na tyle mądry, aby nie instalować kamer celem nagrywania amatorskiego porno z dwójką osób nazywanych przez niego najlepszymi przyjaciółmi. Chęć na rozmowy czy jakiekolwiek wchodzenie w interakcje przeszła detektywowi i wydawało mu się, iż przez następnych parę godzin będzie unikał jakichkolwiek rozmów. Z kimkolwiek. Czekając na powrót Maeve mężczyzna zanurzył się we własne myśli, powoli i z rozwagą rozpoczynając analizę swojej zbrodni. Rozwaga... Ha! Przyszła zdecydowanie zbyt późno. Do takiego wniosku doszedł, kiedy Maevie przyszła z odsieczą. Gdy dotarłszy do wielkiego holu spostrzegł pozostałych. Zadziwiało go z jaką łatwością potrafił kłamać. Udawać, że do niczego nie doszło. Niby zdawał sobie sprawę z własnych umiejętności mijania się z prawdą, aczkolwiek tym razem nawet samego siebie wprawił w zdumienie. Z lekko wtuloną w jego ramię, senną narzeczoną doświadczył out of body expierience. Patrzył na Steve'a, na Deonne. Dorzucał swoje trzy grosze w sprawie rozwiązania zagadki. Kiwał łepetyną, kiedy nieświadom tragedii weterynarz ogłaszał wszystkim do czego dotarł swoim pokrętnym; acz wcale nienajgorszym tokiem rozumowania. Stojący z boku Jonny opierał się o mahoniowy stół. Najwyraźniej wyszedł z roli krzykliwego gospodarza. Być może siostra się z nim rozmówiła? Tego to ona doprowadzała całość tego przydługawego dramatu do finału. Kątem oka raz po raz zerkała na Deę. W pewnym momencie spojrzenia dziewczyn spotkały się - Treneglos posłała dziennikarce nieco kwaśny, niezręczny uśmiech po czym zogniskowała wzrok na Renie. W oczach Maeve kryło się coś tajemniczego, niewyjaśnionego. Coś, czego sam śledczy nie zdążył zauważyć - zbyt pochłonięty wewnętrznymi rozważaniami oraz wyrzucaniem z siebie prędkich reakcji.
Po dotarciu do sypialni robił co mógł, aby nie pokazać po sobie niczego szczególnego. Żadnej zmiany, żadnego zawahania. Z przemęczoną Tyren przyszło to nadzwyczaj łatwo. Prędko zapadła w głęboki sen. Nawet jej miarowe pochrapywanie nie wyrwało bruneta z letargu. Leżąc, wpatrywał się w stary sufit. Docierało do niego co zaszło. Wiedział, że musi udawać - musi zepchnąć to na margines pamięci. Przecież nie znaczyło zbyt wiele. Britton niebawem wróci do Australii i będą mieli z głowy ewentualną powtórkę...
Powtórkę. Bo doszłoby do takiej, prawda? Korven poczuł nieprzyjemny skręt w żołądku. Niewidzialna ręka zacisnęła mu również płuca. Trwał w tym uścisku aż do czwartej nad ranem - dopiero wtedy wreszcie udało mu się usnąć.

Deonne Britton
sumienny żółwik
sunny
brak multikont
pisarka — -
33 yo — 167 cm
Awatar użytkownika
about
and i want to be pinned between him and the mattress, like a flower pressed in a book.
and i want to say his name, over and over, like it's the only word written on the pages.
Pytał.
Gdy wracali pieszo z posiadłości Brightonów przy towarzyszącej im ponurej nocy. Głośno myślał jak wciąż ciało pisarki odczuwało emocjonalny rollercoaster - stojąc pod prysznicem, a strumień ciepłej wody powolnie spływał z ciemnej opalenizny. Patrzył na nią czujnym wzrokiem gdy kładła się do łóżka - w ułamku sekundy odwracając się do niego plecami - chciał więcej, lecz wymigała się zmęczeniem. W końcu zasnął - zupełnie nieświadomy, co wydarzyło się w tym pieprzonym pokoju. A czy ona wiedziała?
Nie pamiętała, kiedy zniwelowała ich odległość - w jakiej chwili odrobinę wzajemnej czułości zamieniło się w pełną pasji rozkosz prowadzącą do zbliżenia... Zapamiętała jedynie pukanie do drzwi, oraz intensywne spojrzenie Maeve, które utknęło z Birtton, aż do czasu odpłynięcia.
Nastał poranek, a z nim kolejne przygody - na które zdecydowanie nie była dziś gotowa. Poczucie winy, skurcz żołądka - i bezustanne rozmyślania górowały nad chęcią obronienia się obłożną chorobą, lecz po dłuższym zastanowieniu i logicznym zaprezentowaniu samej sobie faktów, taka taktyka nie wchodziła w grę. Nie, kiedy żadne z gości nie mogło poznać prawdy - unikanie otoczenia mogłoby narodzić znaki zapytania - a do tego nie zamierzała dopuścić. Wpatrując się w swoje własne odbicie, z własnej woli uwięziona w łazience - po raz pierwszy postanowiła nie zakładać pierścionka, który w odosobnieniu od jej smukłych palców - o wiele lepiej prezentował się na białej umywalce. Nie zasługiwała na niego, ani na mężczyznę, który za drzwiami z obawy o spóźnienie co i rusz pośpieszał swoją ukochaną.
Steven nie przywykł do podobnego typu imprez, w Australii wesela choć huczne nie były porównywalne do tych Brytyjskich - ludzie nie pojawiali się przed tygodniem, by w posiadłości, która mogłaby pomieścić ponad setkę (gdyby się upchało) osób - spędzać tyle czasu z przyszłym państwem młodym. Jednak, nie była to jedynie kwestia kultury - ale również świadomość przebywania z ludźmi z wyższych sfer. Niejeden dostrzegłby tą zasadniczą kwestię różnicy - obok kilku osób z Ameryki, Europy - czy też innych miejsc, większość gości (trzy czwarte?) była o wiele schludniejsza, zdystansowana - jakby odebrano im uśmiech, nawet panna młoda (a w końcu to najpiękniejszy dzień jej życia) kontrastowała, z tymi które Bradford zwykł oglądać w Lorne Bay.
Dzisiaj po wspólnym śniadaniu oraz zaskakującej markotności Deonne została ogłoszona następna niespodzianka. Wyjazd, poza granicę Londynu - na wieś - na zbiorową przechadzkę, by wyrwać się od tego miastowego gwaru i uspokoić swe wewnętrzne demony, niczym jakby wiedzieli - czego blondynce w tej chwili było najbardziej potrzeba.
Podróż sprawiła, iż dziennikarka nieco się rozluźniła - brak widoku detektywa - oraz rozszarpująca kobietę chęć posiadania go na wyciągnięcie ręki powoli odchodziła. Jechali we czwórkę, prowadzący pojazd Rohit czyli brat Kareeny - obok niego na przednim miejscu pasażera nieco podchmielony i ciągle popijający ze swojej piersiówki Jonathan, a z tyłu Dea i zafascynowany widokiem Stevie.
Dwie godziny później, wszyscy byli na miejscu. Chwila na rozruszanie kończyn, oraz rozeznanie terenu - by nagle wszyscy obecni zaczęli kierować się za rodzeństwem Tyren. - Zimno Ci? - mruknął weterynarz, dostrzegając skrzyżowane ręce blondynki. - Zapomniałam jak pogoda w Anglii potrafi być zmienna. - burknęła, starając się wyciągnąć z swej twarzy choć cień uśmiechu - niestety bardziej wykreowała grymas. - Chcesz bluzę? - pokręciła przecząco łepetyną w tym samym czasie zerkając kątem oka w tył - gdzie dreptał kilka metrów za nimi Eamon - ich spojrzenia się zetknęły, do momentu aż przerwał im nadchodzący niczym jak tsunami Jon. Deonne automatycznie zalała fala gorąca.

Eamon Korven
sumienny żółwik
różal
brak multikont
prywatny detektyw — -
38 yo — 189 cm
Awatar użytkownika
about
Furthering my distance from you
Realistically I can't leave now
But I'm okay as long as you
Keep me from going crazy
Wspólnie podjęli decyzję o zniesieniu niepotrzebnych tradycji. Dotyczyło to wielu elementów ślubu, który nawet pomimo ofiar oraz wspomnianych poświęceń pozostawał wybitnie tradycyjny. Niektórych zwyczajów państwo młodzi zwyczajnie nie potrzebowali. Na przykład rezygnacja z wieczorów kawalerskiego oraz panieńskiego była jednomyślnym wyborem. Narzeczeni prowadzili długie dyskusje dotyczące tego co ma zostać godnym zamiennikiem wyczekiwanych atrakcji. Ostatecznie padło na wydarzenia zorganizowane przez kolejno stronę pana młodego oraz pani młodej. Jeżeli chodzi o Eamona - Jonathan natychmiastowo wyrwał się przed szereg. Był niczym siła natury, której nie da się powstrzymać. Korven nawet nie próbował. Za najlepszego przyjaciela uznawał aktualnie brata Reeny - a prawnik zobowiązał się zaplanować event w imieniu własnej rodziny. Brighton stworzył fatalny spektakl z tragicznym finałem; grę detektywistyczną o której szeptano za plecami. Zagadka nie została rozwikłana, scenariusz rozszedł się w szwach.
Szkoda Eamona. Co po niektórym wydawało się, iż śledczy odczuwa smutek z powodu tego fiaska. Mylili złość z żalem. Brunet był wściekły. Od następnego poranka omijał Brighty'ego szerokim łukiem. Również jadąc na szlak prowadzący do malowniczego domku leśnego mężczyzna skutecznie uniknął jakichkolwiek konfrontacji wybierając auto z rodziną Tyren. Parę gości zostało w Londynie, wymawiając się bólem głowy bądź wprost oznajmiając; że nie przepadają za takimi wyprawami. Po prawdzie, EJ również chętniej pozostałby w rezydencji; ale nie wypadało odmawiać...
Jakiś czas później, idąc przy boku Kareeny zastanawiał się czy nie powinien był naciskać nieco mocniej? Symulować grypy żołądkowej? Jeszcze większym zaskoczeniem okazał się fakt, że również Deonne nie wpisywała się w grupkę dezerterów. Czyż nie powinna odpuścić? Z drugiej strony być może jej obecność sprawiałaby wrażenie dziwnej? Maeve bezustannie wpatrywała się w blondynkę z bliżej niedoprecyzowanym wyrazem twarzy. Nie odpuściła wycieczki, choć nikt nie miałby jej tego za złe. Nie! Zostawiła męża z dziećmi w domu i wyruszyła! Zupełnie jak gdyby czując powinność... Ale jaką? Jaką? Bo na pierwszy rzut oka widać było, że nie chodzi o Jona.
A może Korven zbytnio wszystko nadinterpretowywał? Zdecydowanie zbyt mało uwagi poświęcał teraźniejszości, myślami tkwiąc w pechowej chwili złączenia warg z wargami Dei. Inaczej spostrzegły, że Kareena i Rohit z małżonką odbili do przodu; natomiast korzystając z okazji doczłapał do niego zapijaczony stary kumpel. Najpierw przybycie Jona zarejestrował zmysł węchu. Zapachniało śliwkową brandy. - Spierdalaj. - arystokraty ani nie interesowało co Jonny ma do powiedzenia, ani nie zamierzał tolerować natręctwa kolegi. - Chciałem tylko... Wiesz co chciałem. Wiesz, że to błąd! - syknąwszy, ręką machnął w stronę Reny. Szczęśliwie mówił na tyle cicho, aby nie wzbudzić żadnych kontrowersji. Kontrowersje wzbudziło coś innego.
Pierwszy raz Eamon użył protezy ręki z równą naturalnością, z równą siłą. Całą mocą naparł na intruza. Odepchnął go od siebie z niesamowitą lekkością. Z niesamowitą wrogością wypisaną na twarzy. Piersiówka wypadła ofierze owej przemocy z dłoni i wylądowała gdzieś w krzakach. - Odpierdol się! - karawana przystanęła. Karie zerknęła przez ramię, by za moment z wybałuszonymi oczyma podejść do partnera. Ktoś doskoczył do Brightona, ale ten z irytacją odrzucał wszelką pomoc bąkając coś niewyraźnego o prawdziwej lojalności. Później zniknął między drzewami. - Nie potrzebuję Was, skurwiele. Wy potrzebujecie mnie znacznie bardziej... - w grupie zapanowało napięcie. Detektyw żałował wielu rzeczy... Ale popchnięcie zapijaczonego dziedzica nie wliczało się w tę listę. Dlatego, kiedy luba starała się go uspokoić odfukiwał tylko i wyrywał nieco ramię z jej lekkiego uścisku.

Deonne Britton
sumienny żółwik
sunny
brak multikont
pisarka — -
33 yo — 167 cm
Awatar użytkownika
about
and i want to be pinned between him and the mattress, like a flower pressed in a book.
and i want to say his name, over and over, like it's the only word written on the pages.
Po raz pierwszy potraktowała bliskość z Eamonem jako coś złego; niewybaczalnego. Wspólne chwile w pokoju nie przewyższała namiętność, lecz egoizm w postaci plącz, które wbijały się w ich skórę - powolnie trując wszystkie inne emocje. Skłamałaby, gdyby nie przyznała, iż pragnienie pojawiło się od samego początku - kiedy na nowo stopa pisarki odnalazła się na brytyjskiej ziemi - rosło wraz z pogłębiającym się apetytem. W pewnym momencie nie mogła przestać myśleć o jego pełnych wargach, które mogły skradać potajemne pocałunki w czarną noc - dłoniach, tak idealnie potrafiące pieścić jej skórę - ciemnych oczach, przeszywający duszę Britton na wskroś oraz głosie, który szeptem doprowadzał ją do euforii.
Chciała go od razu.
Nigdy nie przestała chcieć.
A jednak nie po to tu przyjechała. Dorosła zabawne - rok temu pozwoliła mu odejść; poddała się - oboje to zrobili. Zrezygnowali z ciągłej walki, utrudnień - niepowodzeń. Ruszyli na przód - każde z nich u boku, innej osoby - która w pewnym stopniu na pewno ich uszczęśliwiała. Dojrzała albowiem, Deonne sprzed trzech lat nie dopuściłaby, aby zdążył dotrzeć na lotnisko. Pojechałaby (za nim); zatrzymałaby (go na środku drogi), wymusiłaby (na nim by został, a owa sytuacja powtarzałaby się w nieskończoność) - zrobiłaby absolutnie wszystko by spróbowali ponownie. Mimo to, wierzyła że wróci - gdzieś w głębi swojej podświadomości, zrozumie - połączy wszystkie kropki - dojdzie do tych samych wniosków - iż są sobie przeznaczeni. Tylko... nie miała pojęcia, nie spodziewałaby się - nigdy na to by nie wpadła, że detektyw po trzech miesiącach zaręczy się z inną kobietą.
Chłód się powiększał, nagie ramiona Dei okryte były teraz gęsią skórką - niebo z sekundy na sekundę zaczęło robić się coraz bardziej szare, a ona niczym jak w na autopilocie kierowała się tuż za całą grupką - w zamyśleniu, w zagłębieniu swojej własnej traumy - nie mogła o niego walczyć, nie mogła też nikomu powiedzieć, ani nie mogła... gorąca dłoń Steva splotła ich palce, dziennikarka uniosła wzrok na przystojną twarz tym razem ukazując na własnej delikatny uśmiech. - Kocham Cię, wiesz? - przysunęła złączone ręce do własnych warg, składając na jego delikatne muśnięcie. - Wiem. - cicho mruknęła, karcąc się sama w myślach, iż dane słowa nie zostaną przypieczętowane tym samym. Nie potrafiła odpowiedzieć, nie w tej chwili - nie kiedy niecałe dwanaście godzin temu była gotowa oddać się innemu mężczyźnie. Teraz zastanawiała się, czy wcześniejsze podobnego typu wyznania do Bradforda były pokierowane obawą przed samotnością, niż samym uczuciem. Automatycznie blondynkę zemdliło.
Zaś z tyłu, kilka metrów dalej - odbywała się kolejna tragedia, której dopiero ciut później wszyscy byli świadomi.
Odpierdol się!
Nagła cisza oraz baczna obserwacja - uczestnicy wycieczki zebrali się nieopodal w zaskoczeniu wpatrując w przepychankę. Każdy chciał poznać powód, lecz tylko nieliczni znali prawdę. Ten prawdziwy. Ofiara(?) Przeciwnik(?) Sprawca(?) całej dramaturgii niespodziewanie zniknął zza drzewami; a wciąż w milczeniu każdy z osobna na siebie spoglądał - minuta, pół(?) aż w końcu sama wzburzona pisarka porzuciła wszystkich gości - kierując się za podchmielonym dziedzicem. Nikt teraz o nim nie myślał, a przynajmniej nie tak - jak kobieta, mógł się zgubić - bądź zasnąć pod jednym z drzew i zostać zeżartym przez dzikie zwierzę, lub gorzej. Według Britton Jonathan nie był osobą, która potrafiłaby sobie poradzić w kryzysowej sytuacji - zbyt kruchy, rozpieszczony - całe życie w jednym miejscu nie dane było poznać mu świata, a tym bardziej zła.
Przyspieszyła - idąc przed siebie z kilkaset metrów, a może nawet minęła kilometr? Nie była pewna, lecz po niecałym kwadransie dostrzegła przed sobą znajomą postać. - Jon, stój! Zatrzymaj się kurwa! - obrócił się, ze skrzyżowanymi ramionami stojąc od niej wciąż zbyt daleko by mogła go chwycić i udusić. W tej samej chwili przez umysł dziennikarki przemknęły słowa ex-partnera. „Ale jeżeli cokolwiek Ci mówił albo będzie mówił... Zniechęcaj go, dobrze?” To był ten czas, teraz - gdy nikt nie znajdował się w pobliżu; nikt na nich nie patrzy - nastał dokładnie ten dzień by go to zatrzymać. - Nie kocham go. - wyprostowała ciało, na sekundę nie spuszczając wzroku z arystokraty. Kłamała - jemu potrafiła, umiała oszukać wszystkich prócz Korvena - Jonny był płotką; bo choć owe zdanie paliło kobiecie gardło, nie zawahała się. - Nie chcę z nim być. - łgarstwa część dalsza, żadnego zająknięcia. - Nie rozumiem dlaczego o nas walczysz, bo ja nie przyleciałam tu, aby go odzyskać. Nie chcę go. Skrzywdził mnie i krzywdziłby dalej, gdybyśmy tego nie zakończyli. - głośno wypuściła powietrze z ust, przecierając dłońmi zmęczoną twarz. - Musisz przestać, bo zacznie Cię za to nienawidzić... - przyjaciel wpatrywał się w blondynkę, by za chwilę spojrzeć tuż zza je plecy - kilka sekund i powrócił do swojego spaceru zostawiając ją... nagle usłyszała za sobą szelest liści...

Eamon Korven
sumienny żółwik
różal
brak multikont
prywatny detektyw — -
38 yo — 189 cm
Awatar użytkownika
about
Furthering my distance from you
Realistically I can't leave now
But I'm okay as long as you
Keep me from going crazy
Raz po raz wyrywał swoje ramię z lekkiego uścisku dłoni Kareeny. Po szóstym razie kobieta straciła cierpliwość i przekręciła delikatnie głowę. Robiła tak, kiedy syn zaczynał działać jej na nerwy. W tym momencie partner powoli wytrącał ją z równowagi. - Nie bądź dzieckiem. - te słowa ugodziły w niego niczym dobrze wymierzony policzek. Normalnie zmroziłby kobietę wzrokiem, zmarszczył brwi; a później przytulaliby się do siebie kiwając głowami na własną głupotę. Dziś jednak doszło do zmiany. Pierwszej, którą dostrzegła Rena; kolejnej zauważonej przez stojącą niedaleko Maevie. Śledczy nie uraczył lubej nawet zerknięciem. Zamiast tego, ze wzrokiem wbitym pomiędzy drzewa ruszył przed siebie - gdzie między leśną gęstwiną przez chwilą zniknęła również Deonne.
Wydawało mu się, jakby szedł zadziwiająco długo. Dłużej niż myślał, iż powinien. Jednokrotnie obrócił głowę przez ramię, niemniej gęstość gałęzi uniemożliwiała dostrzeżenie stojącej gdzieś na szlaku grupy. Jeśli Jon i Dea rozmawaili - nie robili tego też zbyt głośno; więc ciężko przychodziło Korvenowi określenie czy idzie w dobrym kierunku. Nienawidził natury. Nie, zaraz! To złe określenie. Oni się wzajemnie nieznosili. Wysoko urodzony śledczy i drobne zwierzątka, pajęczyny, szeleszczące pod nogami liście i unoszący się w powietrzu chłód. Była to jedna z dużych różnic między nim a Kareeną - pani doktor uwielbiała piesze wycieczki po górach oraz aktywny wypoczynek. On zdecydowanie preferował spędzanie wolnego czasu na hamaku.
Gdy dostrzegł znajome sylwetki poczuł jak jego żołądek zawiązuje się w supeł. Może głupio było do nich iść? Zamglone oczy Jona zauważyły go ponad ramienie dziennikarki. Kiedy Brighton spostrzegł przyjaciela natychmiastowo powrócił do swojej wyprawy w nieznane. Oczywiście, po drodze potykając się o własne nogi. Mamrotał przy tym coś o oszukiwaniu samych siebie. Brunet automatycznie wywrócił oczyma. Domyślał się o co chodziło. Widział to zarówno po Jonnym jak i Britton. Chociaż... czy wciąż Britton?
Stanąwszy przy boku Dei, w pierwszej kolejności EJ zacisnął wargi. Nadal doświadczał uciskającej klatkę piersiową złości. Pragnęła powtórnie znaleźć ujście. Szukała wyjścia, drażniąć wnętrzności; ale tym razem Korven nie planował na nikogo krzyczeć. - Wracajmy. - zarządził krótko, wbijając w dziewczynę ciemne ślepia. - Niech idzie. Niech wpadnie do jakiegoś rowu i zdechnie. My wracajmy. - mówił na poważnie. Dopiero chłód z jaką wypowiadał powyższe oddał rzeczywistą wartość nienawiści jaka zrodziła się w nim tamtego fatalnego wieczora.

Deonne Britton
sumienny żółwik
sunny
brak multikont
pisarka — -
33 yo — 167 cm
Awatar użytkownika
about
and i want to be pinned between him and the mattress, like a flower pressed in a book.
and i want to say his name, over and over, like it's the only word written on the pages.
Nie widziała go.
Nie dostrzegła, nie zwróciła uwagi - nie zorientowała się, że stał w pobliżu. Czy słyszał? Obrócona bokiem, czuła jak jej klatka piersiowa porusza się w nierównym rytmie. Oddech staję się szybszy, płytszy taki - o wiele bardziej trudniejszy do ogarnięcia - błękitnymi tęczówkami zaczęła przesuwać po jasnej twarzy detektywa; by cokolwiek dostrzec, zauważyć zmianę - niestety nie widziała nic poza złością. Tym razem na szczęście nie na nią. Nie lubiła gdy się irytował, wtedy zamykał się w sobie; odganiał wszystkich, skłonnych do pomocy - ; wielokrotnie natrudziła się by móc do niego dotrzeć. Nie zawsze z pozytywnym skutkiem. Jednak teraz to nie było zadaniem pisarki, nie na jej palcu lśnił diamentowy pierścionek - to nie z nią miał za kilka dni stanąć przy ślubnym kobiercu.
Po co właściwie tu przyszedł?
Swoim zachowaniem mógł zrodzić kolejne niepotrzebne pytania; pobiegł za nią - choć to ona pobiegła za ich wspólnym przyjacielem. Przyjacielem, który widział więcej niż oni - to cholernie frustrujące, że wystarczyło aby zamknął ich razem w pokoju - by ponownie znaleźli się w swoich ramionach.
Lepiej by było gdyby to usłyszał.
Zapewnianie o braku miłości - mogłoby sprawić, że przestałaby się łudzić - żyć z nadzieją, że mężczyzna porzuciłby to wszystko, bo go o to poprosiła. Gdyby wspomniała, gdyby napomknęła - narzuciła własne zdanie czy pakowałby się z nią właśnie do Australii? Samo wyobrażenie tego idiotyzmu obarczało ciało blondynki gorącymi falami. Ułatwiałoby by wszystko jakby nie wiedział co czuję - bądź, że nie czuję nic - odeszliby we własne strony; dalej pozwalałaby mu z nich rezygnować.
Wracajmy.
Pokiwała twierdząco głową, na moment zerkając jeszcze raz w stronę znikającego w oddali Jonathana, by zaraz wsunąć obie dłonie w przednie kieszenie spodni jeansowych i zrobić krok w przód. Zawahała się przy kolejnym - rozglądając się dookoła, trochę z obawy, a troszeczkę z niepewności czy ruszyła się dobrym kierunku - oczęta kobiety ponownie przejechały po buzi Korvena co spowodowało przygryzienie dolnej wargi. Nie mogła zaprzeczyć, że nawet w tym otoczeniu (po środku niczego!) prezentował aż nadto apatycznie. - O czym myślisz? - dane pytanie zostało wyrwane z łepetyny Britton, nie zamierzała go zadawać - a przynajmniej nie konstruować w taki sposób, by mężczyzna zaczął spowiadać się jej ze swoim koszmarów - lecz chyba coś w tym było; chyba pociągał ją mocniej; tak że nie umiała się opanować - gdy gnębiły go demony. - Przyznaj się. Powiedz mi. - dodała, tym razem nieco ciszej - postępując o kolejny krok, jednak w stronę detektywa.

Eamon Korven
sumienny żółwik
różal
brak multikont
ODPOWIEDZ