Projektantka Wnętrz — QUEENSLAND'S ARCH-DEVELOPMENT
34 yo — 167 cm
Awatar użytkownika
about
Wrócła do Lorne Bay po prawie 15 latach, aby zająć się dzieckiem swoich, nieżyjących już, przyjaciół
Molly nie lubiła otrzymywać zbyt wiele atencji, ani kiedyś, ani teraz. Po prostu taka już była, że jak ktoś jej patrzył na ręce, czy to dosłownie, czy w przenośni, to ona się stresowała i łapy się jej trzęsły. Choć ona była pewnie gdzieś tam po środku, więc trochę zainteresowania jej pasowało, ale nie za dużo. I jej czasem się uaktywniał diabełek na lewym ramieniu - jak w tym momencie, kiedy stała pod drzewem i popalała skręta. Czy było to mądre? Raczej nie, ale czy było to czymś naprawdę złym? Też nie, więc nie ma problemu. Nie zamierzała się prawdziwie upalić, co w połączeniu z jej wiekiem i obowiązkami mogło być problemem, ale nie będzie.
-Tak, tego nie trzeba zmieniać-zaśmiała się. Tak, spotkała się też z tym, że facet oczekiwał, że partnerka zrzuci parę kilogramów, pofarbuje włosy i tak dalej i to było złe. Takie komentarze na pewno podłamałyby samopoczucie brunetki, więc nie jest to coś, co dorosły człowiek w poważnym związku chciałby przeżywać. Dlatego lepiej sobie znaleźć taki egzemplarz, który spełnia wszystkie wymagania, i te wyższe i te bardziej wizualne.
-tylko 10? Nie jesteś zbyt rozrzutny-Molly była tylko parę lat starsza od małego Winfielda, więc to tak naprawdę nic. A w tym momencie czuła się raczej jak koleżanka jego matki - ale to chyba tylko dlatego, że dość dogłębnie wczuwała się w rolę matki? A może po prostu przynudzała. Każda z opcji była tak samo prawdopodobna i chyba tak samo mało pożądana. Zwróciła na to uwagę, gdzieś w tyle głowy, lecz nie potrafiła już nic zrobić, skoro te słowa opuściły jej usta. Na przyszłość jednak zwróci na to uwagę, przynajmniej tak sobie mówiła, jak wyjdzie, trudno stwierdzić.
-Pewnie, że tak. Nie widzę najmniejszego powodu, żeby nie cieszyć się cudzym szczęściem, a także ubolewać, jak komuś coś nie idzie po myśli. Nawet byłemu nie życzę żadnego rozwolnienia, ani nic gorszego-roześmiała się. Milo był jej już totalnie obojętny, niech prowadzi sobie dobre, szczęśliwe życie. Niech ma, ona też będzie próbować to robić. W końcu nie miała już osiemnastu lat, aby dawać sobie jeszcze czas na to...
Taki wyjazd z domu, urwanie się z rodzicielskiej smyczki był ciężki chyba dla każdego. W końcu można było robić wszystko! Chodzić do fast foodów każdego dnia, nie chodzić do kościoła, czy nie wkładać od razu naczyń do zmywarki. Więc i w naprawdę złe nawyki jest łatwiej wpaść, a każda wizyta czy telefon może wydawać się mniej naturalna. I to działało w drugą stronę również, Molly czuła się teraz w Lorne Bay, jakby każdy mógł jej spojrzeć na to co robi i donieść do jej matki. Na całe szczęście, nie było to dla niej żadnym wielkim negatywem, przynajmniej na razie.
-Nie, teraz my ją adoptujemy. -odpowiedziała. Szczerze, nawet jeśli prawnie mogliby oddać dziewczynkę do adopcji, to Adams nie byłaby w stanie tego zrobić i sama chciałaby to zrobić. Sytuacja różniła się tylko tym, że nie robiła tego sama. Była jednak pozytywnej myśli, że zaprzyjaźnią się bardziej z Grahamem i będzie im się dobrze żyło w tym dziwnym tworze rodzinnym, jaki szło im dzielić.
-Dlaczego leczyć? -zaśmiała się. Racja, większość osób adoptuje pewnie jedno, dwójkę no maksymalnie trójkę dzieci, a nie aż tylko ile Winfieldowie, ale kto wie, może w tym szaleństwie była metoda? Z resztą, kto jak kto, ale Luke nie powinien był marudzić, bo w związku z tym ktoś przygarnął do siebie małego, zagubionego chłopca. Brunetka nie była do końca pewna, ale wydawało się jej, że pamiętała, jak Luke zamieszkał za jej płotem. Nie był to jakiś wielki dzień, bo co jakiś czas, w miarę regularnie pojawiały się tam nowe dzieciaki. -Komuś to przeszkadza? Nie? No to po co to ruszać-zaśmiała się. Nie było to do końca dorosłe i odpowiedzialne podejście bo "dopóki nie śmierdzi, to udawajmy, że problem nie istnieje" w większości wypadków wręcz nie może wyjść pozytywnie, choć było to bardzo wygodne.

Luke Winfield
Barman — Shadow
31 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
Rasowa czarna owca rodziny, impulsywny nerwus, który po niespodziewanej wizycie biologicznej matki ponownie wpadł w szpony nałogu. W tej nierównej walce wspiera go Cami, którą Luke bardzo stara się nienawidzić po tym, jak od niego odeszła. Co wychodzi mu kiepsko, bo zbyt mocno ja kocha.
U Luke’a z kolei palenie blantów było ostatnio na porządku dziennym. Nieważne jak bardzo starał się to ukrywać przed światem i samym sobą, był w rozsypce i uciekał w najbardziej znane mu rejony w czasie kryzysu – w używki. Z dwojga złego i tak dobrze, że poszedł w miękkie dragi, a nie od razu uderzył w grubej rury.
Znalezienie partnera, który w 100% spełnia nasze wizualne oczekiwania zdecydowanie ułatwiłoby sprawę w wielu związkach. Grunt to chyba potrafić zaakceptować pewnie drobiazgi, które może nie do końca nam odpowiadają i skupić się jedynie na tych rzeczach, którymi się zachwycamy. Oczywiście to wszystko ładnie brzmiało w teorii, bo w praktyce trudniej było to wszystko wprowadzić w życie.
– Wiesz, jest cienka granica pomiędzy bycie dobrym synem, a staniem się maminsynkiem – mrugnął do niej porozumiewawczo. Luke nie odczuwał ich rozmowy tak, jakby gadał z kumpelą matki. Co prawda Molly była od niego ciut starsza, ale wciąż nie kwalifikował jej w swojej głowie jako MILF-a. Może dlatego, że mimo wszystko jako dzieciaki mieli pewien okres kiedy bawili się wspólnie, zanim nastoletnia Molly stwierdziła, że jest już za stara na towarzystwo dzieciaków cztery lata młodzych od niej.
– Serio? Ja tam się cieszę za każdym razem kiedy odkrywam, że mojej byłej wiedzie się obecnie gorzej niż mnie – roześmiał się. Cóż no, nie był najlepszym byłym chłopakiem. W zasadzie to pewnie dla wielu swoich byłych Winfield był tym mitycznym eksem, o którym opowiada się koleżankom ku przestrodze albo o którym nagrywa się podcasty.
– To poważna decyzja – skomentował jej słowa o adopcji. – W ogóle jest możliwa taka adopcja przez dwójkę formalnie obcych sobie osób? Nie musicie się hajtnąć albo coś takiego? – spytał z zaciekawieniem. Wiadomo, w przypadku swoich starych nie miał takich rozkmin, bo Winfieldowie byli ze sobą chyba od zawsze. W każdym razie gdzieś w głębi podziwiał Molly za odwagę, no bo przecież brała odpowiedzialność za tak młodego człowieka i to na całe życie.
– Jak każde uzależnienie – odparł rozbawiony. Sam pamiętał dzień swojego pojawienia się u Winfieldów trochę jakby przez mgłę. Nie pamiętam wszystkich szczegółów, głównie to że przez wiele tygodnie nie odzywał się do żadnego z domowników w nadziei, że w końcu oddadzą go do tej prawdziwej mamy i taty. Był wtedy za mały żeby zrozumieć jaką krzywdę mu wtedy wyrządzili. No i tęsknota za czymś, co w jego głowie jawiło się jako dom, była wtedy dla niego czymś naturalnym.
– Może adopcja Sally to też jakiś nowy początek dla siebie. Może stwierdzisz, że rewelacyjnie się w tym odnajdujesz i potem zaczniesz przygarniać kolejne i kolejne dzieciaki – dodał z lekkim rozbawieniem.

Molly Adams
Projektantka Wnętrz — QUEENSLAND'S ARCH-DEVELOPMENT
34 yo — 167 cm
Awatar użytkownika
about
Wrócła do Lorne Bay po prawie 15 latach, aby zająć się dzieckiem swoich, nieżyjących już, przyjaciół
Nie, nie. Molly zdecydowanie nie pochwalała używek, choć nie da się ukryć, że sama nie była do końca taka wolna od jakichkolwiek używkach. Piła kawę, codziennie, niemal z namaszczeniem, wina zawsze też lubiła się na koniec dnia napić, więc nie mogła dawać komukolwiek jakichkolwiek pogadanek. Choć nie da się ukryć, że nie wszystkie uzależnienia były tak samo nieakceptowane! No, a blant chyba w porównaniu do jakiejś heroiny, czy innego lsd nie było wcale takie źle, to przecież prawie jak cbd a to jest lekarstwem. Spokojnie, niech Luke sobie pali, choć też z rozsądkiem!
-No wybacz, ale Ciebie jako maminsynka nie jestem w stanie wyobrazić, więc oceniam, że u Ciebie ta granica jest jednak szeroka i wyraźne. I ewidentnie nieprzekraczalna-zaśmiała się. Pewnie, byli niemal w tym samym wieku i niby teraz te 3 lata różnicy nie powinny być odczuwalne, ale z dorosłością tak już jest... Jedna osoba w wieku 25 lat żeni się lub wychodzi za mąż, drugi musi się pytać matki, czy może wyjść wieczorem, a trzeci już siedzi w pierdlu. Stąd może trochę ta różnica, że Molly teraz jako matka czuła się nieco innym człowiekiem, niż Luke, bezdzietny lambadziarz-singiel. Choć im dłużej rozmawiali, to ta różnica się zacierała i być może czuła się jak młoda dziewucha z całym życiem przed sobą? Na pewno takie spotkanie u pani Winfield, z Luke'm to było niczym podróż w czasie. Jakby jeszcze im dano ciastka w rękę lub loda na patyku, to wczesne lata 2000 można by poczuć na swojej skórze.
Brunetka się tylko zaśmiała, bo jednak to co mówił mężczyzna (jezu, jak dziwnie było mówić o małym Winfieldzie mężczyzna! Ona sama siebie nazywała wciąż dziewczyną, bo nie uważała się za ani mądrą, ani kompetentną...), trochę miało sensu. Jak poprzedni raz zrywała z poważnym chłopakiem, Killianem, to wtedy życzyła mu wszystkiego co najgorsze, ale teraz? Teraz już jej to naprawdę nie obchodziło. Zadra z byłym narzeczonym była świeża, ale szczerze mówiąc wolała o nim zapomnieć i udawać, że nie istnieje.-Nie wiem, teraz wolę o nim wcale nie słuchać, niech zniknie z mojego życia raz na zawsze. Amen-stwierdziła dość poważnym głosem. Choć to absolutnie nie znaczyło, że chciałaby aby go samochód potrącił, czy ktoś zabił, bez przesady! Ale niech mu na przykład gołąb, papuga czy inny flaming występujący w Australii, nasra na głowę.
-No ale co miałam zrobić? Dziecko przyjaciół to prawie jak rodzina...-powiedziała. Molly zdecydowanie się poczuła. Miała ku temu osobiste powody, o których mało kto wiedział, nawet Graham nie zdawał sobie z tego sprawy, ale po prostu czuła, że jest winna to temu dziecku. -Nie, po prostu jesteśmy oboje wpisani jako opiekun prawny-odpowiedziała, ale czy to była prawda, trudno powiedzieć. W Life as we know it nie musieli się hajtnąć i choć akcja toczyła się w Ameryce, to uznajmy, że tak jest i w Australii. Mogła z resztą to mocniej wytłumaczyć barmanowi, ale... czy tak naprawdę był zainteresowany bo czaił się na dziecko jakiś przyjaciół? Bo było ładne i rumiane a na dzieciaka łatwo poderwać dziewczynę?
-To z tatuażami podobno tak działa, że jak się zrobi pierwszy, to potem się chce kolejne i kolejne... Nie wiem czy z dziećmi też-zaśmiała się. Jak się nauczy, jak się obchodzi z dziećmi, to pewnie, może by i chciała drugie i kolejne, ale... Chyba jej sytuacja rodzinna na to nie pozwalała.-Wiesz, właściwie to adopcja to zawsze wielka szansa dla dziecka, a sąsiedzi dali mi dobry przykład-powiedziała. Były osoby dla których adopcja to temat czysto książkowy czy z filmów, a panienki Adams, każda z trójki, doskonale wiedziała jak fajnie jest mieć dom pełen ludzi, jak dzieci są szczęśliwe mając kogoś, na kim można polegać.

Luke Winfield
Barman — Shadow
31 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
Rasowa czarna owca rodziny, impulsywny nerwus, który po niespodziewanej wizycie biologicznej matki ponownie wpadł w szpony nałogu. W tej nierównej walce wspiera go Cami, którą Luke bardzo stara się nienawidzić po tym, jak od niego odeszła. Co wychodzi mu kiepsko, bo zbyt mocno ja kocha.
Molly miała całkowitą rację mówiąc, że Luke jako maminsynek absolutnie by się nie sprawdził. To nie tak, że nie szanował matki i miał gdzieś jej zdanie, ale za bardzo lubił chadzać własnymi ścieżkami. Nigdy też nie brał zdania jej ani ojca pod uwagę przy podejmowaniu decyzji – wolał robić to pod wpływem chwili, wiadomo! W każdym razie faktem było, że metryka tak naprawdę nie odgrywała znaczącej roli w życiu. Każdy człowiek miał inne doświadczenia, przeszedł przez coś innego i tak naprawdę nawet niektórzy czterdziestolatkowie plus mogli przecież zachowywać się jak niedojrzali nastolatkowie, za to dziewczynu 20 plus niekiedy prześcigać doświadczeniem kobiety dwukrotnie od nich starsze.
– Okej, koniec gadaniny o eks-chuju – zrobił gest jakby zasuwał zamek wmontowany w usta, zamknął na końcu małą kłódkę i kluczyk wyrzucił gdzieś za siebie. Pewnie sam nie raz w rozmowach swoich eks był tak wspominany…
– Na pewno podjęłaś decyzję najlepszą z możliwych – stwierdził. Bo choć sam prawdopodobnie nie byłby stanie zdobyć się na coś takiego, to naprawdę podziwiał Molly za odwagę. Zwłaszcza, że miała wychowywać małą w zasadzie nieznanym człowiekiem, który może mieć zupełnie odmienne podejście do rzeczy przekazywanych dziecku niż Molly. Cholernie trudny orzech do zgryzienia, ale Luke rozumiał, że Molly nie widziała tutaj żadnej innej furtki. Przytaknął więc jedynie, kiedy brunetka wyjaśniła mu jaki będzie ich status prawny względem dziecka. Zaspokoił swoją ciekawość i nie widział sensu w dalszym ciągnięciu Molly za język.
– Oby tylko w innych okolicznościach… – stwierdził, bo jednak Sally pojawiła się w jej życiu w okolicznościach dość tragicznych, dlatego lepiej żeby potencjalne kolejne dzieciaki pojawiły się w życiu Molly w z przyjemniejszą historią w tle. – Musisz to powiedzieć mojej matce… oho, o wilku mowa – stwierdził słysząc głos pani Winfield wołającej syna i Molly do środka, pewnie na jakieś zajebiste ciacho, które zrobiła na zapas z myślą o wizytach takie jak te. – Dobra, chodźmy zanim ona tu przyjdzie na inspekcję – dodał gasząc blanta i przepuszczając Molly w drzwiach, czując jak od razu humor mu się polepsza.

/zt <3
ODPOWIEDZ