stewardessa — cairns airport
34 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
Are you someone that I can give my heart to or just the poison that I'm drawn to?
Addison, decydując się, by kontynuować relację z Grahamem już poniekąd zgodziła się na to, by mężczyzna wciągnął ją w swoją jeszcze bardziej zagmatwaną rzeczywistość. I oboje mogli temu głośno zaprzeczać, bo przecież nie składali sobie żadnych obietnic, ale takie trwanie... Bywało wymowniejsze od tego, co człowiek wypowie na głos za pomocą słów, których można się łatwo wyprzeć, jeśli się tego chce. Callaghan zaś dochodziła do momentu, w którym powoli uświadamiała sobie, że... nie chce wypierać się niczego co związane z Flanaganem, nie umiała też wyobrazić sobie, że to cokolwiek co mieli, miało zamienić się w nic. Jednocześnie... obawiała się bycia zbyt naciskającą? Intensywną? Namolną? Zostawiała więc mu wolną ręką, udając, że to wszystko w porządku, ale ten dystans, nasilający się ze względu na zmianę trybu życia szatyna oraz zwyczajny, poniekąd zrozumiały brak czasu i niewielkie włączenie Addie w tę codzienność, sprawiało, że to na koniec dnia... bolało. Nieważne, jak silnym się jest. Choć znów... Może to jednak po stronie kobiety leży wina, skoro wręcz alergicznie przez ostatnie tygodnie reagowała na wszelkie rodzicielskie wzmianki? Zdrowy rozsądek nakazywał zapewne Grahamowi ograniczać takie tematy do minimum. Ona wychodziła na zaborczą, a przecież... To nie o to w tym wszystkim chodziło... Nie o to...
-Dobrze - odpowiedziała krótko, zdobywając się na ciepły uśmiech, choć w oczach blondynki czaiła się niepewność. Która wymieszana została z odrobiną ekscytacji oraz przyjemności, kiedy Graham zdobył się na niewinny gest muśnięcia skóry dłoni Addie. Teraz uśmiechnęła się naprawdę szczerze, z ust wydobyło się ciche, zadowolone westchnięcie, bo wciąż na kobietę działały te drobne gesty. Czasem, jak i teraz, karciła się w myślach, że wciąż tak bardzo.
Nie puściła dłoni mężczyzny, on na szczęście też nie wyswobadzał się z tego niepozornego uścisku. To było dla kobiety ważne, że mogli tak kontynuować posiłek. Nie wracali już do tematu ewentualnego wyjazdu. Skupili się na historiach z codzienności, ona opowiedziała o surfowaniu w Cairns, on o wizycie w parku z Sally. Addie starała się angażować w rozmowę całą sobą, ale kiedy tylko wracali do momentów związanych z dziewczynką czuła ten przeklęty ucisk... I wątpliwość czy to na pewno właściwa decyzja, że milczała...
Odetchnęła więc z ulgą, kiedy po delikatnym uprzątnięciu stołu, uzupełnieniu wina w kieliszkach zajęli się grą, która miała oderwać ich od codziennych zmartwień. Wybrali do rozwiązania kryminalną zagadkę - zaginięcie młodej modelki w Londynie, gdzie grasował seryjny morderca. Skupili się całkowicie na sprawie, a godzina minęła.. niepostrzeżenie. -Gratulacje, udało nam się odgadnąć osiemdziesiąt procent - powiedziała na koniec, odkładając telefon, który był istotnym elementem rozgrywki. -I wiesz co? Cieszę się, że nie mieszkam już w Londynie - dodała jeszcze, czując wciąż dreszcz na plecach, pomimo tego, że historia którą poznali była całkowicie fikcyjna, ale właśnie tam toczyła się akcja zagadki. Podobne zdarzały się też i w życiu, prawda? Dopiła wino, odstawiła kieliszek i popatrzyła na plansze, rozłożone karty... I na mężczyznę obok siebie. Ktoś mógłby uznać to za beznadziejny wieczór, ale dla niej... Był całkiem niezły. Spokój. Lubiła ten ich spokój. Dotknęła dłonią szorstkiego od zarostu policzka mężczyzny, pogładziła go delikatnie i zbliżyła twarz, by pocałować go czule. Z nadzieją, że mieli jeszcze trochę wspólnego czasu.

Graham Flanagan
come hold me tight
no_name4451
dziennikarz — the Cairns Post
36 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
Emerytowany korespondent wojenny, który po śmierci żony osiadł w Lorne na stałe. Obecnie tworzy kontrowersyjne artykuły, a po śmierci bliskich przyjaciół spełnia się w roli nieporadnego ojca.
Wspólna codzienność rzeczywiście smakowała dobrze, o czym Graham przekonał się już kilka miesięcy temu. Jeszcze zanim spadła na niego bomba w postaci nieplanowanej opieki nad dzieckiem zmarłych znajomych, Flanagan doceniał te chwile, które spędzał z Addie. Była jego bezpieczną przystanią i gwarancją tego, że kiedy praca bądź inne, codzienne sprawy dadzą mu w kość, ona będzie obok i będzie go w tym wspierać. Nie musiała nawet robić wiele czy przesadnie się starać, ponieważ jemu wystarczała sama jej obecność, wyrozumiałość i cierpliwość, a tej ostatniej musiała mieć przecież do niego wiele. Nadal się nią wykazywała, nie prosząc o żadne deklaracje i zobowiązania, zamiast tego dając mu wolną rękę w ogarnięciu własnego chaosu. Właśnie w takich momentach cenił ją sobie jeszcze bardziej, jednocześnie martwiąc się, że za bardzo ją ograniczał. Zanim pojawiła się Sally, był przekonany o tym, że mógłby ją pokochać. Mógłby przyzwyczaić się do codziennych powrotów do wspólnego domu, ale… Teraz nie miał już tyle swobody, prawda? Nie mógł już cieszyć się nią codziennie, a skoro sytuacja Callaghan była inna, może powinien puścić ją wolno i pozwolić, żeby przy kimś innym zyskała coś więcej? Bywało, że i takie myśli pojawiały się w jego głowie.
To rzeczywiście był miły wieczór. Nie pamiętał już, kiedy ostatnio miał szansę zrelaksować się w podobny sposób. Większość jego zabaw ograniczała się teraz do zabawiania Sally pluszakami oraz do pierwszych prób wspólnego układania klocków, co zwykle kończyło się fiaskiem. Potrzebował więc czegoś innego - potrzebował rozrywki przeznaczonej głównie dla dorosłych, dlatego dziś dał się wciągnąć w tę grę. I nawet zbyt często się nie rozpraszał. Nie pozwolił się rozproszyć nawet wtedy, kiedy Callaghan ulokowała dłoń na jego policzku, a później skradła mu pocałunek. Wówczas Graham ułożył dłoń na jej dłoni i chwilę po przerwaniu tej drobnej czułości po raz kolejny przesunął jej rękę, aby móc musnąć ją wargami. Jego spojrzenie spoczęło na oczach blondynki, a usta wykrzywiły się w łagodnym uśmiechu. - Jesteś pewna, że nie tęsknisz za Londynem? Za tą cudowną, deszczową pogodą? Za nożownikami czekającymi za rogiem? - kończąc, uśmiechnął się jeszcze szerzej, nawiązując do gry, którą przed chwilą rozegrali. Tym razem to on dotknął jej twarzy, układając palce w pobliżu jej skroni. Odgarnął niesforny kosmyk włosów i wsunął je blondynce za ucho, bacznie przypatrując się swoim poczynaniom. Dopiero po tym znów musnął jej usta własnymi - powoli, nienachalnie - tak, by w ten sposób pokazać jej to, jak bardzo był wdzięczny za jej obecność.

stewardessa — cairns airport
34 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
Are you someone that I can give my heart to or just the poison that I'm drawn to?
Lubiła spojrzenia Grahama, podobało się blondynce, kiedy ciemne tęczówki koncentrowały się jedynie na niej, pozwalając na zakotwiczenie się całkowicie w bezpiecznej, ulotnej chwili polegającej na bliskości, odcięcie się od tego co trapiło w codzienności. Addie odwzajemniła uśmiech mężczyzny, zupełnie nieskrępowana, jego obecnością, podczas początków ich znajomości, to nie było dla niej tak łatwe. Teraz czuł się dobrze, czasem łapała się na tym, że może aż za.
Pokiwała głową z przekonaniem, co miało stanowić zapewnienie o pewności zdania o braku tęsknoty za Londynem. Pozwoliła mężczyźnie na subtelny gest, którym delektowała się z przymkniętymi powiekami, by zwiększyć intensywność odczuwania zmysłu dotyku. -Wolę słońce i fale - wyszeptała, uchylając powieki, obserwowała z zainteresowaniem, jak przesuwał palce wyżej. Przeniosła spojrzenie na twarz Grahama, uśmiechając się przy tym, kiedy on poprawiał jej włosy. Lubiła jego gesty, nie wiedziała czy zdawał sobie z tego sprawę, ale zawsze były pełne delikatności i czułości. Chyba dlatego tak za nimi tęskniła, kiedy nie mieli okazji, by pozwolić sobie na wspólne momenty. Zagryzła wargę, nabierając głośno powietrza, kiedy zakończyli pocałunek. -I wolę tęsknić za pewnym dociekliwym dziennikarzem - dodała ledwo dosłyszalnie, po czym obdarzyła mężczyznę długim pocałunkiem. Nie kłamała, tęskniła, kiedy byli zajęci codziennymi sprawami. Tęskniła, kiedy musiała zająć się obsługą dalszych dystansowo lotów i nie miała możliwości pojawić się w Lorne przez tydzień, albo i dłużej. Tęskniła też, kiedy wyrywali chwile, gdzieś ukradkiem, wśród innych. Tęskniła za momentami, jak ten. Tylko oni, we dwoje, skupieni na sobie, poddający się instynktownym ruchom, które prowadziły ich ciała do odczuwania przyjemności oraz przyjemnego ciepła czułości wypełniającego każdą jego część.
Opadli po wszystkim w sypialni, zanurzając się w pościeli, a po ekscytacji i niezmąconej niczym z zewnątrz radości, Addison poczuła niepokój, objawiający się uciskiem, gdzieś na dnie żołądka. Uśmiechnęła się do mężczyzny, znajdującego się obok, kiedy się do niego obróciła, licząc, że to wystarczy, by zapomnieć o dyskomforcie. Tak się nie stało. Musnęła raz jeszcze przelotnie wargi Flannagana, po czym złapała jego dłoń, kciukiem gładziła subtelnie szorstką skórę. Nie wiedziała, czego się boi. Dotarło to do blondynki, gdy Graham drgnął, dając znak, że prawdopodobnie pora, by na niego się zbierać. To ją przerażało, że zniknie, a ona znów zostanie sama. Nie tego chciała, pragnęła, by ta bliskość trwała, chociaż do rana. Potrzebowała go, bez zbędnych słów, po prostu obok. Tak było... Lepiej. Mimo wszystko lżej. Nie była sama, a choć mężczyzna nie miał pojęcia, co przechodziła Callaghan wewnątrz, to nie przeszkadzało, by jego obecność, nawet nieświadoma, była wręcz kojąco pomocna. -zostań dziś ze mną - wycharczała, przeklinając w myślach wyschnięte gardło, bo nie chciała brzmieć słabo. -proszę - dodała, karcąc się za to po chwili, oczywiście jedynie we własnym umyśle, bo przecież naciskać też w żaden sposób nie chciała na nic, a po raz pierwszy... chyba w jakimś stopniu to zrobiła. Konsekwencją zawstydzenia z powodu takiego zachowania, były zarumienione policzki blondynki. Spojrzenie, jednak, wciąż miało w sobie nadzieję, że prośba nie zostanie odrzucona, ani zingorowana. A może miała nawet bez wypowiedzenia zostać spełniona? Ułuda, Callaghan nie wiedziała, kiedy dala sie jej zwieść, ale zdawała sobie sprawę, że rozsądek u niej już dawno przegrał, jeśli chodziło o kontakty z Grahamem. Trudno o niego, kiedy choć okoliczności ku rozwojowi ich relacji w standardowy sposób były marne, a właściwe coraz marniejsze, ale jednak uczucia stały się zbyt silne... Nie była tylko pewna, czy chodziło jedynie o przywiązanie, te poczucie bezpieczeństwa w coraz mniej licznych momentach, czy może o całą gamę, którą kiedy oduczwało się przez dłuższy czas, to zyskiwało się i pewność, że było już za późno... by powiedzieć, że ktoś jest obojętny. i unikać zakochania. Addie nie była pewna przekroczenia tej granicy, a może nie chciała być, obawiając się tego jakie konsekwencje przyniosłoby to, jeśli potwierdziłaby chociażby samej sobie, że stało się faktem, a nie niebezpiecznie bliskim zagrożeniem dla ich niezwerbalizowanego, nieskonkretyzowanego układu o nienazywaniu łączącej ich więzi.

Graham Flanagan
come hold me tight
no_name4451
dziennikarz — the Cairns Post
36 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
Emerytowany korespondent wojenny, który po śmierci żony osiadł w Lorne na stałe. Obecnie tworzy kontrowersyjne artykuły, a po śmierci bliskich przyjaciół spełnia się w roli nieporadnego ojca.
Potrzebował tego. Potrzebował choć na moment wyrwać się z potrzasku, w którym tkwił, kiedy wracał do domu przyjaciół. Wiedział, że postrzeganie swojej obecnej sytuacji w taki sposób prawdopodobnie nie świadczyło o nim zbyt dobrze, jednak tymi bardziej ponurymi myślami nie dzielił się z nikim. Tkwił samotnie w poczuciu tego, że nie dawał sobie rady i zdecydowanie nie był stworzony do dbania o cudze dziecko, ponieważ ciężkie było rozszyfrowywanie jego potrzeb. Starał się, próbował, ale ilekroć w niewielkim domu w rezerwacje znów rozbrzmiewał dziecięcy płacz, czuł, że zawodził. Wiele oddałby też, aby wszystko wróciło do normy. By mógł wrócić do własnej, niezmąconej niczym codzienności, a Sally zyskała opiekę, na którą zasługiwała. A przecież zasługiwała na wychowywanie się w miłości rodziców, których już nie posiadała. Ilekroć o tym myślał, po jego kręgosłupie przemykały ciarki.
Na krótką chwilę pomogła mu o tym zapomnieć. Choć najpewniej było to z jego strony egoistyczne, potrzebował tego momentu, aby zresetować własne myśli i zyskać nowe siły do walki, którą toczył dzień w dzień. A choć teraz, leżąc w łóżku z Addie, powinien prawdopodobnie uświadomić sobie to, jak bardzo za tym tęsknił, nie było tak. Myślami momentalnie wrócił do osób, które go teraz potrzebowały. Momentalnie poczuł wyrzuty sumienia z powodu tego, że poświęcał się przyjemnościom, podczas gdy powinien być teraz w tym niewielkim domku w Tingaree, aby pomóc Molly w zajmowaniu się córką ich przyjaciół. To właśnie te uporczywe myśli zmusiły go do tego, by w końcu dźwignąć się z miejsca, a jednak zatrzymał się na moment, spojrzeniem szukając oczu Addison. Widział w nich pewnego rodzaju żal, który najpewniej miał jeszcze pogłębić się za sprawą jego odpowiedzi. Widział rozczarowanie, tęsknotę i tę niemą prośbę, którą kierowała do niego pomimo wypowiedzianych słów. Cholera, naprawdę nie chciał jej teraz odmawiać, ale jednocześnie nie potrafił zrobić nic innego. Z jakimś dziwnym ciężarem na sercu, Flanagan podniósł się do pozycji siedzącej, a później sięgnął po jej dłoń, by delikatnie ucałować jej wierzch. - Chciałbym, Addie, naprawdę - zapewnił, nie kłamiąc przy tym. Naprawdę chciałby, żeby ich codzienność była prostsza, a on nie był obarczony tak ogromnymi obowiązkami, ale życie ma przecież to do siebie, że nigdy nie jest idealne. Zawsze pojawiają się kłopoty, a to, jak sobie z nimi radzimy, definiuje nas samych. Graham nie chciał być natomiast kimś, kto ucieka od zobowiązań. Nie chciał być kimś, kto własne szczęście stawia ponad dziecko, które nie było w stanie poradzić sobie samo. Odpowiedź, której mógł jej dziś udzielić, była jedna. Uważał ją za słuszną, a mimo to wierzył, że kiedy tylko ją wypowie, nie będzie w stanie zatrzymać konsekwencji. - Muszę wracać. Może następnym razem - dodał, jakby w ten sposób chciał powstrzymać ją przed kierowaniem w jego stronę żalu, choć czy to aby na pewno było możliwe? Czy mógł jedną, pustą obietnicą wymazać każdy raz, kiedy nie był obecny? Nie był w stanie i nawet on zdawał sobie z tego sprawę, dlatego teraz po prostu ucałował ją w policzek i zaczął zbierać się do wyjścia. Już w chwili, w której opuszczał jej dom, czuł, że popełniał błąd, a jednocześnie wiedział, że właśnie tak należało zrobić.

zt.
you’re a shooting star i see,
a vision of ecstasy,
when you hold me, i’m alive
ODPOWIEDZ