lorne bay — lorne bay
26 yo — 162 cm
Awatar użytkownika
about
co w ręce mi wleci, to się rozleci
To całe wspomnienie o połamanej nodze sprawiło, że przez jej ciało przeszedł kolejny spazm spowodowany strachem. Mimo to, dzielnie się uśmiechała, udając, że ta wzmianka zupełnie nie zrobiła na niej wrażenia, chociaż wewnątrz tak naprawdę cała dygotała. Miała dwadzieścia osiem lat. Niebawem skończy trzydzieści, więc to był ten czas żeby zacząć próbować nowych rzeczy i przełamywać bariery. Jeszcze raz przyłożyła dłonie do kasku, żeby upewnić się czy aby na pewno jest solidny, ale słowa Rydera trochę ją uspokoiły. Przynajmniej pod kątem głowy, ale skoro cała reszta jest do złożenia, to chyba nie powinna się już więcej martwić?
- Nooo... Chyba nie są złe - stwierdziła, podsumowując rekonesans sprzed chwili. Wciąż nie była przekonana co do bezpieczeństwa całego przedsięwzięcia. Zwłaszcza słysząc o kolejnych niebezpiecznych przygodach, które skończyły się urazem. Na szczęście skupiła się na tym, że wypadki zdarzają się dosyć rzadko, zwłaszcza te śmiertelne. Na przykład ile razy w wesołym miasteczku, ktoś zabił się wypadając z wagonika kolejki grawitacyjnej? Okej. Ten tok myślenia sprawiał, że wcale nie robiło jej się lepiej. Wręcz przeciwnie. Z każdą chwilą była coraz mocniej przerażona.
- Ryder? Mogę mieć do ciebie prośbę? BŁAGAM, skończ mówić o takich rzeczach, weź opowiedz o czymś weselszym, no nie wiem, na przykłaaad... Jak tam ci się w sumie z Lyrą układa? To już tak na poważnie-poważnie, nie? - spojrzała na niego, unosząc porozumiewawczo brwi. Zdecydowanie zmiana tematu była czymś czego teraz potrzebowała bardziej, zanim na dobre zafiksuje się na mrożących krew w żyłach przygodach i statystykach wypadków podczas sportów ekstremalnych.
- Ty też. Zupełnie jakbyśmy byli rodzeństwem - zaśmiała się, bo chociaż żart był trochę kulawy, to w tej sytuacji wydawał jej się niezwykle zabawny. Nawet spoko czuła się w tym kasku. Trochę bezpieczniej niż bez niego. Nawet jeśli wyglądała jak ziemniak!
- Trochę - bąknęła pod nosem, bo trochę głupio jej było z tego powodu. Zupełnie jak wtedy kiedy poszła ratować psa w burzę i w trakcie wyszło na jaw, że panicznie boi się burzy. - Ale tak sobie pomyślałam, że to musi być super przeżycie. Dużo osób o tym mówi, adrenalina i te sprawy. Nie mogę wiecznie siedzieć pod kloszem, no a ty chyba lubisz takie rzeczy, nie? - skakanie z kolejki linowej mówiło samo za siebie. - Więc zrobimy to razem i będzie super! - bardziej próbowała przekonać siebie niż brata, bo ten raczej nie miał żadnych oporów przed zjazdem. To ona zachowywała się jakby miała zaraz odlecieć, ale miał trochę racji. Jak już ktoś ją popchnie, nie będzie miała wyboru, a na bank potem będzie chciała jeszcze raz. Chyba, że na koniec stanie na drżących nogach i się popłacze, ale aż takim cykorem nie była.

Ryder Fitzgerald
ambitny krab
nick
malarka — organizująca własną wystawę
35 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
artystyczna dusza, która bezustannie szuka piękna, harmonii oraz odrobiny przygody, ostatnio najpełniej odnajduje je w czułych ramionach Aidena
Złapała się na tym, że to co miało być proste i nieskomplikowane nagle zaczęło rozpędzać się w przeciwnym kierunku. To chyba był ten urok robienia wszystkiego na wspak. Kosmos musiał ją zdecydowanie nienawidzić, bo zamiast skupić się na wystawie i znajdowaniu kolejnych modeli (niekoniecznie, by ich przelatywać w pracowni) wpadła po uszy w całą aferę małżeńską. Wiedziała, że ma złe przeczucia do tego wesela i sprawdziły się one w stu procentach, gdy na domiar złego okazało się jeszcze, że wybranka Flanna to siostra Dillona.
Znajomość, która z założenia miała być jednorazowa nagle stała się koniecznością. Mogła jedynie pogratulować sobie stępienia instynktu zdobywcy, który przecież zwykle działał bezbłędnie.
Wszak do tej pory całkiem łatwo poznawała nowych ludzi w barze. Płeć była jej obojętna, wiek również (tykała tylko legalnych), liczyło się jedynie to wspólne flow, które było zapowiedzią dobrego dogrania się w łóżku. Zaś potem działa się magia. Jakiś przelotny dotyk, uśmiech, gra spojrzeń i nagle padała na kolana przed jakąś nieznaną z imienia dziewczyną. Wróć, pewnie się jej przedstawiała, ale nigdy nie uważała, by konieczne jest zapamiętanie tego imienia. Zazwyczaj przecież i tak nad ranem zbierała od niej rzeczy i zapominała o jej istnieniu. Proste, przyjemne, bez żadnych konsekwencji.
Najwyraźniej jednak te wreszcie upomniały się o nią i ortopeda bez głębszej historii mimowolnie stawał się jej znajomym i na dodatek za łatwo tracił dla niej głowę. Z tego też powodu wiedziała, że termin ich romansu dobiegł końca i nie było w tym wypadku żadnych jeńców. Należało to ukrócić i tak właśnie planowała zrobić, ale mimo wszystko samotność w nią uderzyła niespodziewanie.
Nie spodziewała się przecież, że dziś przyjdzie list z Kuby i poczuje się bardziej matką (i to osiemnastoletniej pannicy!) niż kochanką, a na dodatek nazwisko na stemplu nagle zacznie uwierać ją tak bardzo jak spirala kłamstw, którą nakręciła od powrotu tutaj. W końcu podczas gdy przyjmowała całkiem szczere i zasłużone kondolencje ze względu na śmierć dziecka, mogła wspomnieć o prawdziwym powodzie swojego rozstania z Terrellem. Nie umiała jednak odsunąć od siebie Joan i jak ta głupia teraz tylko trzymała kciuki, żeby Hyde nie wygadał się siostrze o tym jak bardzo była pomocna, zwłaszcza gdy go porzucała po zdradzie. To wszystko ciążyło jej bardziej niż śmiała komukolwiek się przyznać, poza tym chyba o całej tej historii nie umiała jeszcze opowiadać. Nie, gdy zdecydowała się postawić wszystko na jedną kartę i wrócić tutaj, by zorganizować wystawę.
Z tego względu też i z poczucia nieprzystawania dziś do jakiegokolwiek towarzystwa wylądowała tutaj. Jak ta głupia wierzyła, że gdy trochę zmęczy ciało, jej głowa stwierdzi również, że ma dość i jej odpuści.
Chyba powinna to przemyśleć lepiej, skoro szła na miejsce, które pokazał jej swojego czasu Hyde. Cholera jasna, był taki dobry, uczciwy i kompletnie nie zasługiwał na to co mu zgotowała. Z tego też powodu na widok towarzystwa zapragnęła wycofać się w głąb lasu.
Pewnie były tam pająki, ale to lepsze niż udawanie towarzyskiej.
- Hej - słowo się jednak rzekło, a ona stanęła obok dziewczyny, która również odważnie zaplanowała sobie bycie sam na sam. Julia śmiałaby przypuszczać nawet, że to samobójcza misja w tym miejscu, ale kimże ona była, by sugerować jakiejś obcej takie rzeczy albo projektować na nią swoje lęki? - Też chciałaś pozjeżdżać na linie? - najwyraźniej razem z jej humorem odchodziły zdolności do podrywu, ale przecież uśmiechała się całkiem pięknie i nawet z tej okazji zdjęła kask czując, że takie chwilowe rozproszenie dobrze jej zrobi.
Póki nie zobaczy na drzewie jakiegoś wielkiego węża i stwierdzi, że natura jednak nie jest jej naturalnym środowiskiem. Za to uwodzenie pięknych i nieznajomych jak najbardziej.

Margo Bertinelli
chirurg urazowy — Cairns Hospital
37 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Pani doktor z Włoch, która przeniosła się do Australii i choć nadal jest na wizie pracowniczej, to powoli zapuszcza korzenie u boku Beverly.
Szukała rozrywek.
Przyjechała do nowego kraju z czystą, bo zatuszowaną kartą i w pełni pochłonęła się ukochanej pracy zapominając, że przecież miała do zwiedzenia kawał lądu. Priorytetem stało się zatrudnienie w szpitalu i odnowienie kontaktów z dawną znajomą. W natłoku wszystkiego i ostatniej niezbyt przyjaznej pogody umknęło jej, że nie znała Australii. Wszystko czego tutaj doświadczała i widziała było nowe a to napawało ją nadzieją, że jej własne życie jeszcze nie było stracone. Nadal myślała o byłej żonie, ale głównie już jak o Flądrze, której nienawidziła i o wciąż ukochanej córce, za którą tęskniła. Nie mogła jednak oddawać się tym myślom i w kółko cierpieć. Nie znosiła tego. Wystarczająco łez wylała, kiedy odebrano jej rodzinę i choć wieczorami zdarzało jej się wypuścić parę słonych kropki z kącików oczu, to z pełnym włoskim entuzjazmem szła do przodu.
Nie miała tu znajomych a jedyna bliska osoba mieszkająca w Lorne Bay posiadała pracę i rodzinę (z malutkim dzieckiem), więc nie mogła zabierać jej całego czasu. Chciałaby, bo lubiła przebywać ze Strand, ale to byłoby cholernie samolubne, gdyby wymuszała na niej kolejne spotkania. Robiła więc to co zawsze potrafiła czynić – była Zosią Samosią.
Sama przyleciała do Australii.
Sama załatwiła sobie pracę.
Sama znalazła mieszkanie.
I sama wybrała się do parku linowego w środku dżungli.
Poprawiała uprząż, którą była przypasa, kiedy usłyszała powitanie. W pierwszej chwili pomyślała, że pracownica tego miejsca przyszła za kolegę, ale widząc luźno wiszący pas na biodrach nieznajomej szybko odrzuciła tę myśl na bok.
- Ciao. – Uśmiechnęła się i nie był to grymas wymuszony. Kiedy Bertinelli się uśmiechała robiła to całą sobą, jakby wraz z wargami uśmiechało się także jej ciało oraz dusza. Tak już miała – za każdym razem. – Wolę wspinaczkę, ale żal nie skorzystać ze zjazdu. – Silny włoski akcent był przyjemny a jej niektóre pomyłki językowe (które czasami robiła) uważano za urocze. – Mam nadzieję, że nie byłaś w parku w czymś takim. – Można by pomyśleć, że krytykowała strój kobiety, lecz gdy nagle pojawiła się bardzo blisko niej i powiodła wzrokiem na dół można było się domyślić, co miała na myśli. – Ktokolwiek zakładał tobie uprząż powinien stracić uprawnienia. – Zaśmiała się i dłonią wskazała na czarny materiał. – Mogę? – zapytała zanim zdecydowała się kucnąć i docisnąć pasy przy udach nieznajomej. Nie mogła pozwolić aby zjeżdżała w czymś takim. – Pracownik poszedł do toalety – wyjaśniła, czemu stała tu sama. – ale nie ma w tym wielkiej filologii. – Miało być „filozofii”, ale kto Włocha będzie poprawiać? – Gdyby pytał, to powiedz, że zjechałam. – Bo oczywiście, że chodziło o filozofię zjeżdżania a nie korzystania z toalety przez pracownika tego miejsca.
Wstała na równe nogi i upewniła się jeszcze, że pas wokół bioder dobrze się trzymał. W efekcie lekko szarpnęła kobietę i wreszcie uniosła wzrok na jej twarz.
- Va tutto bene?Czy wszystko w porządku?Przepraszam. – Za niekontrolowany włoski. – Czy jest w porządku? Nie ciśnie za mocno? – Jak na potwierdzenie swego pytania w ramach naturalnej gestykulacji znów szarpnęła za pas. Trzymał się. – Chcesz zaszaleć? – Źle skonstruowała pytanie. Owszem, chodziło jej o szaleństwo, ale powinna dodać, że wiązało się ono ze zjazdem w dół, co oczywiście miała na myśli a nie rozwinięcie szarpania za pas. To była zwykła pomyłka a nie umyślny podtekst, którego jeszcze nie miała w głowie. Za bardzo przejęła się źle założoną uprzężą, żeby móc skupić na walorach, przy których była blisko. Jako lekarz nie każdy kawałek ciała postrzegała w formie seksualnej lub intymnej. Gdyby tak było to podniecałaby się od dotykania pacjentów a to już niebezpieczne i bardzo niepożądane u lekarzy w pracy (wcale to nie przytyk do Dillona). Tylko, że teraz nie była w pracy a przed sobą miała bardzo atrakcyjną kobietę, której dopiero teraz zdołała się przyjrzeć okiem osoby postronnej a nie dbającej o bezpieczeństwo, jak jakaś samozwańcza bohaterka z listą kontrolera BHP.

Julia Crane
mistyczny poszukiwacz
Lorde
malarka — organizująca własną wystawę
35 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
artystyczna dusza, która bezustannie szuka piękna, harmonii oraz odrobiny przygody, ostatnio najpełniej odnajduje je w czułych ramionach Aidena
Miała wrażenie, że kiedyś to wszystko było łatwiejsze. Była wówczas po dwudziestce i jej życie ograniczało się do imprez, które nie potrzebowały jakiejś wartkiej konwersacji. Wręcz przeciwnie, po piwie z beczki można było rozmawiać o absolutnych głupotkach i nagle okazywało się, że wiele ich łączy. Dopiero wyparowany alkohol nad ranem wskazywał, że niekoniecznie. Póki jednak trwała impreza, a procenty robiły swoje, zdawała się na instynkt. Ten zazwyczaj prowadził ją do chłopców i dziewcząt, gotowych dać się porwać na jej uśmiech i burzę ciemnych włosów. Nigdy wszak nie była klasyczną pięknością, ale przynajmniej miała coś do powiedzenia.
Teraz natomiast w dużej mierze czuła pustkę, przemieszaną z emocjami, które niekoniecznie były jej sprzymierzeńcem. Jednocześnie była wolna, bo nie planowała żadnego związku, jak i momentami potwornie samotna, bo przecież narzuciła sobie cenzurę i przez to nie dopuszczała nikogo blisko. Niepotrzebnie jednak to tak w kółko analizowała i to był brakujący punkt, który pojawił się już po trzydziestce. Mogła żyć gwałtownie rozkosznie nurzając się w chaosie, ale nie mogła nie myśleć o tych, których przypadkowo w to życie wciągnęła i ich skrzywdziła.
Czy naprawdę była gotowa na rundę numer dwa z nieznaną kobietą?
Ten uśmiech ją kupił, szeroki, włoski, widać, że śmiała się cała i to była energia, do której Julia Crane chciała lgnąć, zwłaszcza z tym swoim temperamentem, który momentami przypominał ten włoski. Jak dotąd jeszcze z rodowitą Włoszką nie miała do czynienia, choć niejedno wino miało sycylijski posmak.
Przez moment zapatrzyła się na jej usta, które wypowiadały lawinę słów- swoją drogą całkiem niezrozumianą, nawet jeśli włoski był jej bliski. Nie aż tak bardzo jednak, by wyrzucić z głowy tę dziewczynę i skupić się na gramatyce. Zbyt mocno była wrażliwa na piękno, a gdy to szło w parze z inteligencją i ogarnięciem… Bogu dzięki, że przynajmniej pogoda nie była tak gorąca.
Uśmiechnęła się do niej.
- Myślałam, że to tak specjalnie. Chciał się mnie pozbyć, bo mu niepotrzebnie zawróciłam głowę - machnęła ręką rozbawiona, bo przecież Julia nigdy nie przejmowała się tak prozaicznymi rzeczami jak zabezpieczenia czy też wyjątkowo malownicza, choć bolesna śmierć. Mogła machnąć na to ręką, skoro ciąg przyczynowo- skutkowy doprowadzał do tego, że ładna dziewczyna z paskudnym angielskim właśnie jej poprawiała uprząż, a ona mogła obserwować jej dłonie i wyobrażać sobie znacznie więcej niż powinna.
Tak właściwie przecież nie powinno być żadnego limitu w fantazjach, bo to nie tak, że zamierzała je nagle spełnić. Chciała jedynie zaszaleć przy wyrzucie endorfiny i gdy usłyszała ten sam tekst od kobiety, zaśmiała się cicho.
- Zależy czy masz na myśli zjazd czy coś jeszcze - może i Margo była skupiona na zapewnieniu jej bezpiecznego przejazdu, ale Julia musiała przynajmniej spróbować z tym delikatnym flirtem, choć podejrzewała, że po drugiej strony przepaści już jej nie spotka. Tego typu rozrywka była ściśle indywidualnym przeżyciem i jeszcze przed pojawieniem się tej Włoszki cieszyła się z tego momentu samotności, a obecnie czuła się absolutnie nieswojo i chciała na dłużej przedłużyć to oczekiwanie, ale nie miało to racji bytu.
Nie, gdy już nie była dwudziestolatką, która zwyczajnie poznaje kogoś na raz i równie prędko go odstawia na dalszy tor.
- To co, do zobaczenia po drugiej stronie? - a jednak brnęła w to po swojemu poprawiając uprząż tylko po to, by dotknąć jej dłoni.
Gówniarskie zagranie, dobre dla dwudziestolatków, ale przecież czymże innym było wyłuskiwanie adrenaliny z tego miejsca?

Margo Bertinelli
chirurg urazowy — Cairns Hospital
37 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Pani doktor z Włoch, która przeniosła się do Australii i choć nadal jest na wizie pracowniczej, to powoli zapuszcza korzenie u boku Beverly.
Ajć, kompletnie zapomniałam o tej fabule. Mea Culpa ☹

- Raczej się na ciebie zapatrzył. Sei bello. – Bertinelli nie miała w nawyku trzymania języka za zębami ani też powstrzymywania się od komplementów. Uważała, że światu należały się emocje i słowa. Duszenie ich w sobie doprowadziłoby Margo do szału, dlatego uchodziła za osobę otwartą, towarzyską, wygadaną i emocjonalną. Nie każdemu to odpowiadało, ale pani doktor nie czuła presji aby wszyscy ją lubili. Nic na siłę. Najważniejsze to być sobą; a ona była.
Domyśliła się, że musiała powiedzieć coś źle, skoro jej słowa zostały odebrane dwojako. Nie zawsze skupiała się na wyrażeniach zwłaszcza w obcym języku, dlatego mogła popełnić gafę, której jednak nie zamierzała odkręcać. Stało się i skoro nikogo nie obraziła to nie będzie przepraszać ani się poprawiać.
- Przekonamy się na dole – odpowiedziała uważnie wpatrując się w oczy nieznajomej. Komplementy miała we krwi a flirtowanie szło jej równie dobrze, o ile mogła sobie na to pozwolić. Przez lata małżeństwa była wierna, acz miała wiele możliwości skoczenia na bok. Wszystko zmieniło się, kiedy żona zaproponowała otwarty związek, co całkowicie zbiło Margo z pantałyku. Poczuła się, jakby dostała nożem w plecy, ale uznała to za chwilową zachciankę. Zagryzła więc zęby ze świadomością, że żonę pieprzą inni ludzie i sama postanowiła w to pójść. Nie z takim rozmachem jak Flądra (ex), ale otworzyła się na ów możliwość, co jednak całkowicie zrujnowało ich związek zamiast go naprawić. Możliwe też, że już nie było czego naprawiać i obie (a przynajmniej Margo) próbowały reanimować trupa w zaawansowanym stopniu rozkładu.
Delikatnie uniosła kąciki warg nie opuszczając wzroku na dłoń, na której poczuła dotyk. To było dziwne, bo nie spodziewała się tu spotkać kogoś, kto w tak subtelny acz znaczący sposób mógł sugerować ewentualne dwuznaczne intencje. To było ciekawe zwłaszcza, że nad ich głowami wisiała jedna wielka niewiadoma w formie „czy to przypadek, bo nie każda kobieta lubiła kobiety”. W podobnych sytuacjach łatwo coś nadinterpretować.
- Nie zjeżdżał sama. To niebezpieczne. – Puściła do niej oczko i odsunęła się z jednoczesnym obrotem.
Ryzykowała, ale robiła to od rozwodu z żoną, więc jakby nigdy nic złapała za linę, dokładnie wszystko przypięła do uprzęży i zdecydowała się na skok w nieznane. Albo zrobiła to dobrze albo nie, ale wierzyła w swoje doświadczenie w podobnych sytuacjach.
- Ciao! – Pomachała nie odwracając się za siebie i zjechała czując nagły skok tętna i adrenaliny. Albo teraz umrze albo zjedzenie i będzie się cieszyć.
- Ej! Czekaj! – Facet pracujący przy zjeździe w ostatniej chwili pojawił się na górze widząc jak włoszka bezczelnie i nieodpowiedzialnie zjeżdża po linie. – Cholera. Jeśli umrze to i ja umrę. No żesz kurwa mać! – Warknął zły, ale szybko dotarło do niego, że przecież miał oficjalną przerwę i w tym czasie nie odpowiadał za życie i zdrowie gości w parku. Niech szef się tłumaczy. – Pani też chce zjechać? – zapytał głupio Julii, bo był tak przejęty szaleństwem drugiej nieznajomej, że nie skupiał się nad sensem innych rzeczy. Był bliski od rzucenia tej roboty.
Bertinelli zajmowała się czym innym. Skupiona na samym zjeździe nie rozważała konsekwencji i ewentualnych zawałów do jakich mogło dochodzić na górze. Od rozwodu robiła sporo głupich rzeczy, przez które straciła pracę i co za tym szło również kontakt z córką. Już nic gorszego nie mogło jej spotkać poza śmiercią, która.. się nie wydarzyła.
Śmiejąc się rozkoszowała tą chwilą, kiedy już była na dole. Nie wierzyła, że miała aż taki fart. Po seriach pecha w loterii, w której miała szanse prawie pięćdziesiąt na pięćdziesiąt wygrała życie i to jej się podobało.
Rozpięła się i odeszła na parę metrów wciąż nie mogąc wyjść z zachwytu. To było niesamowite i chciała więcej.

Julia Crane
mistyczny poszukiwacz
Lorde
malarka — organizująca własną wystawę
35 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
artystyczna dusza, która bezustannie szuka piękna, harmonii oraz odrobiny przygody, ostatnio najpełniej odnajduje je w czułych ramionach Aidena
Ona była nauczona komplementami szarżować, a Julia przyjmowała je tak jak się powinno je przyjmować. Nigdy nie spuściła niewinnie głowy i nie zaczęła zaprzeczać, że to nieprawda, że bluzka stara, że wygląda po tej imprezie jak siedem nieszczęść.
Wręcz przeciwnie, spojrzała prosto w jej oczy i uśmiechnęła się.
- Tak, wiem, mam to we krwi - odrzekła tym razem całkiem niewinnie. Jedni mieli talent do nawiązywania znajomości, inni do matematyki, a Crane jakimś zrządzeniem boskim potrafiła wywodzić na manowce zwłaszcza mężczyzn. Z kobietami było jakoś trudniej, one większą uwagę zwracały na subtelności, na jakieś delikatne sugestie. Mężczyźni byli jak ci chłopcy, którym marzyła się nowa zabawka do posiadania i łatwo ulegali wrażeniu, że z Julią się uda.
Czekało ich srogie rozczarowanie, bo niezależność miała wyrytą w swoim DNA i to właśnie ona przywiodła ją teraz do Margo, która jakoś uśmiechała się całkiem pięknie, zbyt pięknie, by nagle okazało się, że jej zakres zainteresowań to jacyś chłopcy, którzy nie potrafią poradzić sobie z uprzężą.
- O ile lubisz być na dole - te sugestie nie były jakieś wyszukane, spojrzenia wcale nie tak rozgorączkowane jak mogłyby być, ale przecież nie sugerowała jej jakiejś burzliwej znajomości, ot, tylko przyjemny sposób spędzania wolnego czasu, który traktowała już po części jak sport. Taka była zblazowana już na progu czterdziestki, gdy już do reszty wyzbyła się emocjonalnej karuzeli (noszącej jedno imię) i postanowiła się zabawić. Całe szczęście, że rykoszetem nie odbiło się to na jej niedoszłym mężu, choć Hyde pewnie miałby na ten temat inne zdanie.
Jak i ona na temat samotnych zjazdów jakiejś wariatki, która postanowiła jej zaimponować swoją odwagą. Cóż, gdyby jej ciało znalazło się gdzieś w wąwozie to pewnie by jej pożałowała przez jakieś pięć minut, a potem wzruszyłaby ramionkami. Na szczęście jednak dobra passa Włoszki trwała i nawet ten pożal się, Boże instruktor mógł odetchnąć z ulgą.
- Żyje - prawdopodobnie, Julia pewności nie miała żadnej, ale coś jej mówiło, że czeka na dole, by się z nią zobaczyć, skoro już zwariowała i postanowiła igrać ze śmiercią.
Biedulce gdzieś w tłumaczeniu uciekło, że z dwojga złego lepiej jest zjeżdżać samotnie na linie niż się z nią zadawać i że dopiero może poznać co to za odwaga.
Ta Crane zaś polegała na tym, że zaufała obcej kobiecie na tyle, by zjechać na jej uprzęży i gdzieś w powietrzu czuła, że pewnie wreszcie dopadnie ją karma za te wszystkie grzeszki, uchybienia i złamane serca, ale najwyraźniej Bóg miał coś lepszego do roboty niż sprawdzanie rejestru jej ostatnich kochanków, bo bezpiecznie wylądowała po drugiej stronie i od razu odsunęła się od instruktora, który już zasadzał się na Bogu winną Włoszkę.
- Nie jest stąd! Nie zrozumiała tego co mówisz, więc teraz spierdalaj! - rzuciła całkiem dobitnie i pewnie, gdyby miał jeszcze do nich nerwy to by się nie obeszło bez soczystej wiązanki, ale przecież Julia nie zamierzała popuścić.
Nie, gdy do zapoznania miała dziewczynę, śmiejącą się zupełnie tak jak te dzieci, które pierwszy raz skaczą z wysoka i adrenalina buzuje w ich żyłach jak najdoskonalszy narkotyk.
- Masz to na jakiejś liście rzeczy do zrobienia przed śmiercią? - zapytała, a potem poczęstowała ją papierosem, sama zapaliła jednego i obserwowała zupełnie jak urzeczona ten beztroski wręcz wyrzut euforii, choć sama akurat wolałaby z nią robić bardziej dorosłe rzeczy. Jak na razie jednak powinny się poznać, więc wyciągnęła prawą dłoń przekładając zapalonego papierosa do ust. - Julia - przedstawiła się, bo od czegoś trzeba było zacząć, nawet jeśli już wcześniej dotyk jej dłoni narobił lekkiego zamieszania.

Margo Bertinelli
chirurg urazowy — Cairns Hospital
37 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Pani doktor z Włoch, która przeniosła się do Australii i choć nadal jest na wizie pracowniczej, to powoli zapuszcza korzenie u boku Beverly.
Odwróciła wzrok i spojrzała do góry na nowo z innej perspektywy oceniając wysokość, z której zjechała. Gdyby spadła mogłaby umrzeć na miejscu. Gorzej gdyby połamała sobie kręgosłup i skończyłaby jako warzywo. Tego mogłaby żałować, ale śmierci już nie. Wprawdzie nie śpieszyła się na drugą stronę, bo za bardzo ukochała sobie życie, ale pomyślała o dniu, w którym czuła się najgorszej na świecie. O chwili, kiedy uświadomiła sobie, że wszystko straciła i przez parę długich minut naprawdę chciała umrzeć. Na szczęście tamto uczucie nie wróciło. Tęskniła za córką i już tylko trochę za byłą żoną, ale złamane serce jako tako trzymało się kupy. Mogła żyć dalej i robiła to dość głupio ryzykując swe istnienie dla odrobini przyjemności.
A jednak adrenalina była przepyszna.
Ten smak sycił na długo.
Ciekawiło ją tylko, czemu przeżyła. Na górze upewniła się, że wszystko było jak należy, ale reszta to łut szczęścia i być może ręka losu pozwalająca jej jeszcze trochę pożyć. Gdyby tylko wierzyła w jedną konkretną koncepcję umiałaby nazwać to, co właśnie się stało.
Tylko, że nie wierzyła i tak bardzo zagłębiła się w swych przemyśleniach, iż na początku nie zwróciła uwagi ani na instruktora ani na kobietę, która zjechała za nią.
- Ke? – Trzeba przyznać, że odleciała i dopiero po ułamku sekundy dotarł do niej sens pytania. – No, no. – Dwa zaprzeczenia po włosku. Miały tyczyć się tylko wspomnianej listy przed śmiercią, ale wyszło, że odmówiła również papierosa. Nie paliła i bynajmniej nie był to efekt ckliwej historii o tym jak jej wujek zachorował na raka płuc. Miała w zanadrzu coś bardziej szalonego, ale nie o papierach teraz rozmawiały. – Margarita. – Odwzajemniła uścisk dłoni. Była jedną z tych osób, które oceniały ów gest. Niektórzy nie zwracali na niego uwagi, ale Margo bardziej interesowały osoby, które umiały uścisnąć dłoń. Nie jakieś mdłe muśnięcia, jakby ściskała rozgotowaną parówkę albo takie, co ledwie się dotknie i już ktoś zabierał dłoń, jakby bał się zarazków. Pewny siebie gest miał znaczenie, bo jego przeciwieństwo oznaczało niechęć, strach albo – być może – małą pewność siebie. Bertinelli nie wiedziała z czego to wynikało, ale nie lubiła, jak ktoś witał się w sposób jakby tego nie chciał. To po chuj podajesz rękę i się przedstawiasz?
- We Włoszech często to robiłam. Uwielbiam wysokość. – Znów uniosła wzrok wypatrując punktu, z którego zjechały. – To jedna z tych rzeczy, do których mnie ciągnie. Kręci mnie to. – Na swój dziwaczny sposób, którego nie potrafiła wyjaśnić, a jednak każdy miał coś podobnego. Jazda na motorze, łowienie ryb albo granie w gry. Gdyby Margo miała wybrać swoje ulubione miejsce to właśnie gdzieś wysoko, jak dach wieżowca. – Czemu większość osób zakłada, że zrobienie czegoś szalonego oznacza bliską śmierć? – Nie umiała dokładnie skonstruować pytania po angielsku. Możliwe, że nie zostanie zrozumiana, ale przyzwyczaiła się do tego. Nie ważne jak długo posługiwała się obcym językiem. Była tak zażartą Włoszką, że nigdy nie zacznie myśleć po angielsku ani tym bardziej skupiać się na tym co mówiła; nie licząc pracy. W pracy była w pełni skupiona. – Robię to, bo żyje. – Nie z powodu śmierci, która i tak dopadnie każdego. – Moja szklanka jest w połowie pełna a nie pusta. – To dokładnie wyjaśniało podejście Margarity, która podchodziła do życia z większym entuzjazmem od innych. – Mia madre powtarza, że jak się czegoś chce, to należy to zrobić. Chciałam zjechać, więc zjechałam. Chciałam przylecieć do Australii, więc jestem. Chciałam tu zaczekać na ciebie i trochę nieświadomie, ale zaczekałam. – Najpierw nie skupiała się na kobiecie, której uprząż poprawiała, bo w dzisiejszym wypadzie do parku linowego miała własny cel, ale kiedy zaczęła mówić okazało się, że gdzieś z tyłu głowy z chęcią na nią poczekała. – Batti il ferro finché è caldo. – Zaśmiała się znów robiąc to, czego niektórzy nie lubili, bo jej nie rozumieli. Mówiła po włosku, ale to nie tak, że teraz jej się wymsknęło. Lubiła wypowiadać przysłowia w rodzimym języku, nawet jeśli to konkretne było powszechnie znane. – Kuj żelazo, póki gorące. – Ciężko powiedzieć, czy było jakieś żelazo i czy już doszło do kucia. Bertinelli była na tyle otwarta, że u wszystkich zakładała możliwe kucie, ale nie zawsze to się sprawdzało. – A ty? Czemu zjechałaś z góry? – Nie zmieniała tematu i nie odwracała uwagi kobiety od tego, co właśnie powiedziała. Po prostu nie była egoistką i wyuczona maniera zakładała, że powinna zainteresować się drugą osobą. Z drugiej strony Margo już taka była - nad wyraz sympatyczna, ciepła, pozytywna, otwarta i bardzo rozgadana.

Julia Crane
mistyczny poszukiwacz
Lorde
malarka — organizująca własną wystawę
35 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
artystyczna dusza, która bezustannie szuka piękna, harmonii oraz odrobiny przygody, ostatnio najpełniej odnajduje je w czułych ramionach Aidena
Jeśli miałaby powiedzieć dlaczego żyje i co ją syci, pewnie stanęłoby na sztuce i to nie takiej tworzonej przez innych, choć każda wystawa, przedstawienie czy inna tego typu forma rozrywki nie mogła się obejść bez jej udziału. Julia jednak nade wszystko ukochała tworzenie i zamienianie modela w coś nieożywionego, ale nadal uderzająco pięknego. Nie miała na myśli piękna fizycznego, bo choć uwielbiała seksownych ludzi to dla niej i brzydota miała w sobie coś absolutnie intrygującego. Z tego też powodu nigdy, nawet podczas długich nocy w Shadow nie wyleczyła się ze szkicowania, choć małżeństwo miało wyleczyć ją z podobnych fanaberii.
Najwyraźniej jednak malarstwo wygrało i teraz tylko czasami zastanawiała się jaki wpływ na to wszystko miał gorący romans z Flannem. Wiedziała jednak, że sztuka była gałęzią jej życia, której nigdy nie pozwoliłaby sobie odciąć. Prędzej ubolewałaby, gdyby straciła dłoń, a nie nogę, a adrenalina dla niej po części już zawsze miała mieć zapach terpentyny malarskiej.
Dlaczego więc skoczyła?
Brzmiało to dość niedorzecznie, ale podejrzewała, że Hyde wymagał od niej odpowiedniego pożegnania. Sam fakt, że pozwoliła w ich relację, dobrą i właściwą wedrzeć się ponownie Adamowi rzucał na nią jeszcze większy cień niż było to możliwe. Trzeba było dopisać nowy grzech do listy przewinień, tej samej, która wręcz już pękała w szwach, bo przecież nigdy nie krępowała się przed przelotnymi znajomościami, zwłaszcza gdy była ku nim okazja. Z tego też powodu postanowiła poznać tę szaloną Włoszkę, choć nie sądziła, że naprawdę okrutną barierą będzie jej język, bo rozumiała piąte przez dziesiąte i choć w Italii spędziła naprawdę sporo czasu nie była aż tak skupiona na lingwistycznych meandrach tej społeczności.
Raczej z pasją jeździła na skuterach przystojnych kawalerów (zapewne nie tylko) i dawała się karmić i zaspokajać jak przystało na hedonistyczną Julię. Wszystko w przerwach między podziwianiem architektury i rzeźby.
Zrozumiała jednak, że dziewczę gardzi jej papierosem i uśmiechnęła się mimo wszystko. Mądra dziewczynka, niektórzy umieją odstawić rzeczy, które ich zabijają, ale nigdy nie dotyczyło to Crane, która spalała niejedną paczkę i która była tak obyta z papierosem, że w międzyczasie jak gdyby nigdy nic podawała jej dłoń.
- Brzmi bardzo śpiewnie - ona sama była jakaś taka żywcem wyjęta ze wszystkich stereotypów o Włoszkach i nie wiedziała jeszcze czy to komplement w jej imieniu czy też zniewaga. Była nią jednak na tyle zaintrygowana, że jak na razie słuchała ją z uśmiechem. - Ja lubię szybką jazdę na motocyklu. Pewnie mnie to kiedyś zabije - wyznała i zaśmiała się lekko, bo przecież już raz praktycznie było blisko i była przekonana, że to wtedy uderzyła się na tyle mocno, żeby zaplanować ślub ze swoim lekarzem. Spoiler: nie wyszło i od tamtej pory winiła za to ten pieprzony wypadek. - Ludzie to w dużej mierze pieprzone tchórze - zauważyła rozbawiona jej potokiem słów, bo trudno było za nią nadążyć, ale dla Julii był to komplement. Zazwyczaj mawiali tak o niej i dopiero teraz przekonywała się, że faktycznie takie podejście może być lekko męczące, choć ze słów dziewczyny wyłowiła, że chciała na nią zaczekać.
- Dlaczego poczekałaś? - zapytała więc, bo była ciekawa czy Włoszka szuka tutaj nowych przyjaciół czy może zwyczajnie czegoś więcej. Dla Crane te dwie strefy się mocno wykluczały, bo przelotne związki traktowała bardzo dosłownie i nie szukała potem relacji z ludźmi, z którymi się pieprzyła.
Nazwała to higieną.
Tak głęboko nad tym rozmyślała, że dopiero po pewnym czasie dotarło do niej jej pytanie.
- Byłam tutaj na pierwszej randce z pewnym facetem i uznałam, że to dobry pomysł, by go w ten sposób pożegnać - wyznała, ale wzruszyła ramionami, bo Margo wiedziała, że tam już płomienie zgasły, a raczej wpadł ktoś z wiaderkiem i bezczelnie je ugasił.
Historia życia Julii Crane. Nagła fascynacja, potężny romans, wybuch namiętności… i zerwanie kontaktu. Chciałaby poznać człowieka, który przełamie to koło w jej wykonaniu. Na razie jednak pokręciła głową i dość stanowczo odeszła, bo to jeszcze nie była odpowiednia pora.

zt
Margo Bertinelli
ODPOWIEDZ