about
trainwreck, czarna owca w rodzinie, która i sama przed sobą udaje, że wcale nie ma długów i problemów. I że wcale nie kocha Luke'a i nie wróciła do niego.
Zawsze to więcej miejsca, bo zwykle są szersze. Mniej objętych drzwi i zarysowań tym lepiej! Zresztą ja nie wiem, czy takie utykanie się nie liczy jako niepełnosprawność też, ostatecznie dr House też miał miejsce dla inwalidów i bił się o nie z innymi inwalidami. I cóż, no czasami warto korzystać z benefitów, bo życie ssie i lubi dawać po mordzie. Tak dla równowagi.
- A może mówię z doświadczenia? - uniosła lekko brew, ostatecznie była dość tajemnicza w kwestii swojej historii, a… no było tam sporo pochopnych, nagłych decyzji, których żałowała albo i nie. Ale taka była, to sprawiało że była taką Cami. Jej błędy były częścią niej i akceptowała je Przynajmniej w pewnym stopniu…
Czasami złe rzeczy się po prostu działy. Cami nie wierzyła też chyba w to, że faktycznie jakaś kara za grzechy, ostatecznie dobrych ludzi też dopada zło. To bardziej kwestia szczęścia. Po prostu u siebie lubiła zwalać winę na różne wypadki na to co zrobiła, ale też… no sporo złego zrobiła. Tu pożar, to ucieczki sprzed ołtarza, tu od męża. Drobne kradzieże, ćpanie, ryzykowne zachowania. Lista była długa jak na taką jedną Cami.
- W sumie - odpowiedziała po chwili namysłu. - Nie, nie mam kogoś [- odpowiedziała od razu, bo nawet jeśli miała męża, nie miała małżeństwa. - Nieważne, to takie głupoty - machnęła w końcu ręką, bo dla niej ten temat wciąż był tylko kolejnym do zakopania w tym przysłowiowym pudełeczku w głowie. I dlatego mruknęła coś tam jeszcze i poszła ogarniać na zaplecze, jak zwykle uciekając od spraw ważnych i poważnych. I od jakiejś międzyludzkiej bliskości.
/zt x2
- A może mówię z doświadczenia? - uniosła lekko brew, ostatecznie była dość tajemnicza w kwestii swojej historii, a… no było tam sporo pochopnych, nagłych decyzji, których żałowała albo i nie. Ale taka była, to sprawiało że była taką Cami. Jej błędy były częścią niej i akceptowała je Przynajmniej w pewnym stopniu…
Czasami złe rzeczy się po prostu działy. Cami nie wierzyła też chyba w to, że faktycznie jakaś kara za grzechy, ostatecznie dobrych ludzi też dopada zło. To bardziej kwestia szczęścia. Po prostu u siebie lubiła zwalać winę na różne wypadki na to co zrobiła, ale też… no sporo złego zrobiła. Tu pożar, to ucieczki sprzed ołtarza, tu od męża. Drobne kradzieże, ćpanie, ryzykowne zachowania. Lista była długa jak na taką jedną Cami.
- W sumie - odpowiedziała po chwili namysłu. - Nie, nie mam kogoś [- odpowiedziała od razu, bo nawet jeśli miała męża, nie miała małżeństwa. - Nieważne, to takie głupoty - machnęła w końcu ręką, bo dla niej ten temat wciąż był tylko kolejnym do zakopania w tym przysłowiowym pudełeczku w głowie. I dlatego mruknęła coś tam jeszcze i poszła ogarniać na zaplecze, jak zwykle uciekając od spraw ważnych i poważnych. I od jakiejś międzyludzkiej bliskości.
/zt x2
