Córeczka tatusia — z dużym doświadczeniem
25 yo — 164 cm
Awatar użytkownika
about
Temperamentna Włoszka, ze skłonnościami do autodestrukcji. Lubi się dobrze bawić, impreza to jej drugie imię. Kocha się ścigać, pić, kupować masę ciuchów, których nigdy nie ubierze.
Mruczenie silnika czuła pod stopami i pośladkami, samochód drżał, ale sunął po drodze tak lekko, jakby się unosił nad nią przynajmniej kilka centymetrów. Gia czuła nieziemski przypływ adrenaliny gdy tak pruła przez miasto, nie zważają na nic. Przecież przekraczanie prędkości jest nielegalne tylko wtedy, gdy patrzy na to policja, a póki na żadnych nie trafiła, to czuła się niezwyciężona. Pani życia i śmierci! Wystarczyło tylko skręcić odrobinkę, by wjechać w jakiś słup czy latarnię i wszystko by się skończyło. Problem w tym, że nie chciała kończyć, a adrenalina związana z szybkością i wykonaniem, jednego nieprawidłowego ruchu, który mógł zaważyć na być albo nie być, to nieziemskie uczucie. To właśnie kochała w samochodach, tę nieprzewidywalność! Swoich umiejętności prowadzenia tak szybkiego samochodu, jakim jest najnowsze Porsche 911, była pewna jak niczego innego na świecie, ale zaufania do innych kierowców nie miała za grosz.
Wracała właśnie z trzydniowej imprezy, gdzie alkohol lał się strumieniami, koks sypał się z każdego możliwego miejsca, a nagie ciała ścieliły się po domu niczym dywan. Nie przyjechała tu zawierać nowych przyjaźni, relacji damsko-męskich, ani w żadnych interesach. Z założenia miała się wyciszyć, odpocząć, odciąć od włoskiego życia. Cóż, jak widać, nie wyszło... Alkohol krążył w jej żyłach, koks podsycał poczucie niezwyciężenia.
Gia była pijana, naprawdę mocno wstawiona, a cholernie nieodpowiedzialnie prowadziła samochód, nie bacząc na życie swoje i innych. W samochodzie głośno grała muzyka, typowo imprezowa, a ona jeszcze wesoło się do niej bujała, popijając zwietrzałego szampana prosto z gwinta.
Niby wyglądała pięknie, ale jednak nie do końca... Było widać, że jest w stanie wskazującym na spożycie alkoholu i innych substancji, włosy miała posklejane w strąki, makijaż rozmazany - nie można było pomylić jej stanu z żadnym innym. Impreza była gruba, a ona kontynuowała ją w samotności. Zmierzała do domu swojego kuzyna, ale nagle poczuła przemożną chęć zatrzymania się przy moście nad rzeką i kontemplacji życia.
Wysiadła z auta wraz ze swoim towarzyszem - szampanem i niemal potykając się o własne nogi, które ledwie ją trzymały doczłapała do mostu. Drzwi samochodu były otwarte, wylewała się przez nie głośna muzyka, a nagłośnienie w aucie było bardzo solidne. Gia zaczęła się śmiać wesoło, po pijacku. Ciężko było jej ustać na niebotycznie wysokich szpilkach, więc zdjęła je ze stóp i oparła się plecami o barierkę mostu.
- Ale bym zajarała fajkę...- powiedziała do siebie, bo przecież o tak wczesnej porze nie było tu żywego ducha. Słońce ledwo wstawało, dzielnica jeszcze spała, a ona z butami w jednej ręce, z szampanem w drugiej, opierała się plecami o barierkę mostu i gapiła się w niebo, raz na jakiś czas pociągając łyk trunku prosto z gwinta. Chyba całkiem dobrze się bawiła we własnym towarzystwie, bo słuchała muzyki i nie myślała o niczym. Tego było jej trzeba, odłączyć głowę od ciała. Kręciło jej się w głowie, koks odpuszczał ze swoim działaniem, ale oczywiście głupoty nadal były jej w głowie. Poczuła przemożna chęć wdrapania się na barierkę mostu i tak też zrobiła, usiadła sobie na niej, z nogami przerzuconymi na stronę rzeki, że wyglądało to tak, jakby miała zamiar zeskoczyć, a ona sobie tylko siedziała, machała nogami i popijała szampana.
- Na zdrówko!- zawołała i wylała trochę szampana do wody, zaczęła się śmiać, zachwiała się niebezpiecznie, więc wypuściła z rąk buty, które wpadły do wody, bo przecież musiała się chwycić barierki, żeby nie wpaść do wody i przypadkiem się nie zabić. Ares by ją wskrzesił i zamordował jeszcze raz, za to, że zrobiła coś takiego pod jego nosem, zapewne ściągając mu na łeb problemy.


matthew diamini
ambitny krab
Gabi
Gabrielle
chirurg dziecięcy — Cairns Hospital
33 yo — 189 cm
Awatar użytkownika
about
Znalazł łoże w szczęśliwym szkarłacie twego serca. I ciemną, potajemną miłością cię uśmierca
9.

Krótki urlop, na który Matthew sobie pozwolił dobiegł końca. Lubił swoją pracę, ale jak każdy człowiek na tej planecie, czasami miał po prostu dosyć. No i ostatnimi czasy tkwił właśnie w tym dołku, gdzie rzeczywiście miał wszystkiego dosyć. Pracy, siłowni, auta, domu. Wszystkiego. Nie wiedział czy to swego rodzaju rodzaj depresji, z której będzie musiał się jakoś wygrzebać czy po prostu ma chwilowy spadek formy psychicznej, bo jego życie jest po prostu… nudne. Zaczął się nawet zastanawiać czy powrót w rodzinne okolice po ukończeniu studiów był dobrym pomysłem. Może jednak życie w małym mieście nie było dla niego? Może żeby spróbować czegoś nowego powinien chociaż zamieszkać w Cairns? Tylko na jakiś czas, żeby chociaż spróbować czy w tym tkwi problem. Gdyby rzucił wszystko i wyjechał do jednego z większych miast, albo w ogóle do innego kraju, to pewnie by cierpiał. Był zbyt blisko ze swoim bratem, żeby go po prostu zostawić i mieć lichy kontakt polegający na dzwonieniu do siebie. Oboje byli zajęci, więc ten kontakt gdzieś by pewnie umarł. A tego nie chciał. Tutaj na miejscu mieli swoje regularne spotkania na siłowni i dzięki temu widywali się często. Ehhh. Niby chciał czegoś więcej, ale jednocześnie paraliżował go strach przed zrobieniem jakiegoś kroku. Tak więc tkwił w tym momencie swojego życia i sam nie wiedział czy go akceptował czy co.
Dyżur w szpitalu przeleciał mu całkiem spokojnie. Miał nockę, a na tą nigdy nie planuje się żadnych operacji czy zabiegów. Nie mieli też żadnych wypadków i krytycznych sytuacji, więc mógł się skupić na robocie papierkowej, doglądaniu swoich aktualnych pacjentów, a pod koniec zmiany to nawet pozwolił sobie na to, żeby trochę pospać. Tak więc jadąc znaną trasą z Cairns do Lorne, nawet mu się nie przysypiało. Wręcz przeciwnie. Zastanawiał się czy nie skoczyć od razu na siłownię. I tak miał wszystkie rzeczy w bagażniku. Albo może zjadłby coś na mieście? Dawno nie jadł dobrego i ciepłego śniadania. Jechał tak sobie, słuchał muzyczki i rozmyślał o swoich planach na najbliższą godzinę kiedy dostrzegł coś dziwnego. Nie było to zatrzymane auto, bo to się przecież zdarzało. Bardziej chodziło o samotną postać siedzącą na barierce mostu. Aż ściszył radio, żeby lepiej widzieć co się dzieje i zwolnił. Przejechał dalej, ale przy najbliższej okazji zawrócił i zatrzymał swoje auto obok auta kobiety. Wziął w rękę telefon i zastanawiał się czy powinien już zadzwonić po policję i karetkę. Nie chciał jednak panikować, może nie była to jakaś próba samobójcza. Wysiadł powoli i na razie schował telefon do tylnej kieszeni spodni. Początkowo miał wizję tego jak się podkrada do dziewczyny i gwałtownie ją chwyta, żeby ściągnąć na właściwą stronę mostu. Nie chciał jednak niczego odjebać i zjebać. Poza tym skradanie się za bardzo nie wchodziło w grę, bo równie dobrze mogła go już usłyszeć jak podjeżdżał.
-Cześć. – Przywitał się. Nie za głośno, ale też nie za cicho. Nie chciał jej przestraszyć, ale też chciał, żeby go usłyszała. Jak już poinformował o swoim nadejściu to nawet zbliżył się do barierki i oparł się niby od niechcenia i udawał, że podziwia widoki. –Wszystko w porządku? – Zapytał i po chwili zerknął na dziewczynę. Nie wyglądała na kogoś kto miał zamiar skoczyć z mostu. Z drugiej jednak strony, w większości takich przypadków ludzie nie wyglądają jakby mieli zrobić coś co mogłoby zakończyć ich życie. Ta jednak wyglądała na kogoś kto po prostu imprezował i kontynuował imprezę tutaj. Co dodatkowo było absurdalne, bo przyjechała tu autem i popijała szampana. Nie oceniał. Przynajmniej na razie. Opierał się o barierki stojąc w bezpiecznej odległości. Chciał zapytać czy jest tu sama, ale to pytanie, które zadałby każdy człowiek planujący wyrządzić komuś krzywdę. A to przecież nie był Matthew.

Gia Guerra
pinata
-
Córeczka tatusia — z dużym doświadczeniem
25 yo — 164 cm
Awatar użytkownika
about
Temperamentna Włoszka, ze skłonnościami do autodestrukcji. Lubi się dobrze bawić, impreza to jej drugie imię. Kocha się ścigać, pić, kupować masę ciuchów, których nigdy nie ubierze.
Gia dobrze znała stan, w jakim znajdował się właśnie Matt, naprawdę... Ona tkwiła w podobnym zwieszeniu przez ostatnie kilka lat, a wszystko przez chorą miłość. Chciała coś zrobić ze swoim życiem, niby studiowała historię sztuki i ukończyła uczelnię z wyróżnieniem, niby imprezowała, piła na umór, ćpała, kupowała niezliczone ilości ubrań i butów, ale tkwiła w jednym miejscu, bez perspektyw na lepsze jutro, aż do czasu pamiętnej nocy, w której wszystko się zmieniło. Nie mogła tak dłużej, czuła, że się dusi, że usycha od środka, że staje się kimś, kogo zupełnie nie poznaje.
Ucieczka na najdalszy, możliwy kraniec świata wydawała się najbardziej rozsądna ze wszystkiego, co przychodziło jej do głowy. Co z tego, że uciekła z Włoch, skoro nadal popełniała te same błędy?
Miała zacząć od nowa, miała się uspokoić, odpocząć, przestać się upijać i ćpać, a znów trafiła w bardzo imprezowe towarzystwo, i stare błędy zaczęły popełniać się same. Trzydniowy rausz był nieziemski, jakby znów miała osiemnaście lat i imprezowała z Aresem, który był w tej kwestii nie do zdarcia, a ten cholernik postanowił się ustatkować i zakochał się w jakiejś małolacie. Gia była o nią trochę zazdrosna, bo musiała przyznać sama przed sobą, że przyjechała do Aresa z nadzieją na to, że weźmie ją pod swoje skrzydła, że znów będą przeżywać cudowne chwile, że znów będą latać talerze i fragmenty rozrywanych ubrań, jednak widząc jego szczęście i to, w jaki sposób traktuje Gabrielle, musiała odpuścić. Święta zasada Gigi: nie rozbijać związków, czyli nie robić drugiej kobiecie tego, co jej samej niemiłe.
Nie spodziewała się nikogo na drodze o tak wczesnej porze, dlatego mruczenie zbliżającego się samochodu trochę ją zaskoczyło. Nie przejęła się tym zbytnio, tylko dalej siedziała sobie spokojnie na barierce, popijając szampana i teraz ubolewając nad stratą butów. Cóż, kupi sobie nowe, a najlepiej kilka par naraz. Odcyliła głowę do tyłu w taki sposób, że włosy teraz łaskotały ją po lędźwiach. Wgapiła się w niebo, kontemplując na temat własnego życia.
Samochód odjechał, ale jego dźwięk znów stał się głośniejszy, usłyszała trzask zamykanych drzwi, spokojne kroki, przebijające się przez szum liści i świergot budzący się ze snu ptaków.
Świetnie... Pewnie myśli, że chcę się zabić i bawi się w superbohatera. Chcesz się pobawić... Proszę bardzo, zapewnię ci trochę adrenaliny z samego rana.
Gia uśmiechnęła się sama do własnych, pijackich myśli i pociągnęła solidnego łyka szampana z zielonej butelki.
Przeniosła wzrok na mężczyznę, który stanął przy barierce, kawałek od niej i zdawał się podziwiać widoczki, ale Gia doskonale wiedziała, że nie chce się do niej zbliżać, żeby przypadkiem nie zrobiła czegoś głupiego.
Dla podkręcenia sytuacji wypuściła z ręki butelkę, która rozbiła się na chodniku za jej plecami z dość donośnym trzaskiem, z racji tego, że rozniosło się echo, a dwa dzielnica jeszcze spała.
Zdążyła sobie Matthew porządnie zlustrować spojrzeniem, słodki był... Wyglądał na miłego gościa, ale wiedziała, że pozory lubią mylić i wszyscy faceci są tacy sami.
- Nie podchodź, bo skoczę!- rzuciła lekko spanikowanym głosem, mocniej chwytając się dłońmi barierki. Oczywiście, że nie miała zamiaru skakać, głupia by była, ale chciała chłopu podnieść adrenalinę.
- Żartuję, spokojnie.- zaczęła się śmiać i zaczęła robić jakieś dziwne wygibasy, żeby zejść na chodnik, ale jakoś nie mogła skoordynować swoich ruchów, żeby przerzucić odpowiednio nogi przez barierkę. Próbowała w jedną stronę, w drugą i nogi nie chciały współpracować. Nie powinna dobijać się tym cholernym szampanem, bo zaczynało ją lekko odcinać.
- Pomożesz?- zapytała lekko zawstydzona swoimi nieudolnymi próbami zejścia z balustrady mostu. Gia mało kiedy prosiła o pomoc i kosztowało ją to wiele, musiała schować dumę do kieszeni, ale na poważnie się przestraszyła, że albo zleci, albo będzie musiała tu siedzieć, dopóki nie wytrzeźwieje. Istniało ryzyko, że zaśnie jak kura na grzędzie i runie w dół albo to tyłu na chodnik i porządnie się uszkodzi.
- Ooo... Mój kawałek!- zawołała z radością, gdy z samochodu dobiegła jedna z jej lubionych piosenek, i zaczęła się do niej bujać na tej barierce i śpiewać razem z wokalistką.

matthew diamini
ambitny krab
Gabi
Gabrielle
chirurg dziecięcy — Cairns Hospital
33 yo — 189 cm
Awatar użytkownika
about
Znalazł łoże w szczęśliwym szkarłacie twego serca. I ciemną, potajemną miłością cię uśmierca
Matthew nigdy nie odebrałby tej akcji jako czegoś co mógłby nazwać bawieniem się w super bohatera. Zostając lekarzem składał przysięgę, która zobowiązywała go do tego, żeby ratować ludzkie życia, gdzie miał okazję, żeby to zrobić. Prawda była taka, że równie dobrze mógł sobie pojechać dalej i sytuację olać. Wiedział, że całego świata nie zbawi i nie uratuje. Równie dobrze mógł być zmęczony i najzwyczajniej na świecie nie zauważyć dziewczyny na moście. W tym jednak przypadku nieco chronił swój tyłek. Gdyby się okazało, że był jakiś świadek, który dostrzegłby jak Matthew świadomie olewa taką sytuację i jedzie dalej, Diamini poniósłby konsekwencję takiego czynu. Z pewnością straciłby licencję, a dodatkowo groziłoby mu nawet więzienie. Umyślne nieudzielenie pomocy byłoby gorsze niż próba, która zakończyłaby się porażką. Także w jego działaniu nie było nawet krzty myśli o byciu super bohaterem. Wykonywał swój obowiązek i troszczył się o samego siebie.
Obserwował jak butelka wypada z rąk dziewczyny, a później roztrzaskuje się o skały. Drażniło go nawet coś takiego, bo nie był fanem zaśmiecania świata. Już i tak zdążył zauważyć, że dziewczyna siedząca na barierce nie była pierwszą imprezowiczką, która się tutaj przypałętała. W okolicy było dosyć sporo śmieci, które świadczyły o tym, że o dziwo to miejsce jest dosyć często uczęszczane. Prawdopodobnie nie o tej godzinie. Byli tutaj we dwoje. A przynajmniej taką miał nadzieję. Wcześniej nie pomyślał o tym, że cała ta akcja mogła być jakąś zorganizowaną pułapką, która miała na celu napadanie ludzi chcących zaoferować pomoc. Nie, dobra. Bez przesady. Nie będzie snuł jakiś teorii spiskowych zakładających, że wszyscy ludzie są źli i chcą okradać innych.
Wyprostował się kiedy wspomniała, że skoczy. Zamarł. Nie miał już nawet zamiaru udawać, że jest tutaj, bo chciał ją odwieść od skoku. Uniósł ręce i cofnął się o krok, żeby pokazać, że nie ma zamiaru zrobić niczego głupiego. Nie zdążył nawet nic powiedzieć, bo dziewczyna wyznała prawdę, która go szczerze załamała. Żartowała sobie. –Serio? – Zapytał zrezygnowany i opuścił ręce. Może jednak był zmęczony, bo poczuł jak dopada go znużenie. A może to świat go męczył i młodzi ludzie, dla których wszystko było żartem. Dobra, nie miała zamiaru skakać, ale jak się zaczęła produkować to na nowo się zestresował. Skoczyć nie skoczy, ale przez przypadek może spaść. Zbliżył się i nie dotykając jej, ani nic, postanowił, że będzie ją asekurował. W razie gdyby miała lecieć to zdąży ją chwycić. Była drobniutka, więc nie byłaby większym wyzwaniem niż to co podnosił na siłowni.
-Oczywiście. – Z ulgą przyjął to, że w końcu przyznała się do tego, że potrzebuje pomocy. Wyciągnął rękę w jej stronę. Chwycił ją, a drugą ręką przytrzymał za talię, żeby mogła swobodnie i bezpiecznie zejść na ziemię. –Wszystko w porządku? – Powtórzył swoje pytani jak już stabilnie stała po właściwej stronie mostu. –Jesteś pijana? – Zapytał wiedząc, że nie musi pytać. Butelka szampana, którą wcześniej potłukła była otwarta i z pewnością nie była pewna. –Jest tutaj ktoś z tobą czy przyjechałaś sama w takim stanie? – Dorzucił kolejne pytanie, ale nie był pewien czy dziewczyna go usłyszała, bo przejęła się bardziej piosenką, która leciała w radio.
Stał przez dłuższą chwilę i obserwował jak tańczy i zastanawiał się czy to wszystko dzieje się naprawdę czy może jednak zasnął w trakcie jazdy do domu i miał wypadek i umarł i teraz jest w jakiś dziwny sposób karany. Albo może zapadł w śpiączkę i to są jego wizje. –To jest nadal żart czy ty tak na poważnie? – Trochę się podirytował.

Gia Guerra
pinata
-
Córeczka tatusia — z dużym doświadczeniem
25 yo — 164 cm
Awatar użytkownika
about
Temperamentna Włoszka, ze skłonnościami do autodestrukcji. Lubi się dobrze bawić, impreza to jej drugie imię. Kocha się ścigać, pić, kupować masę ciuchów, których nigdy nie ubierze.
Teorie spiskowe są super! Jeśli chodzi o Gigi, to raczej nie musiała się uciekać do porywania ludzi, koszenia ich z kasy i zamykania w piwnicy. Od tego byli inni członkowie jej rodziny. Zajmowali się handlem ludźmi, bronią, narkotykami i usuwaniem zagrożeń. Kiedyś ją to fascynowało, chciała być jak ojciec i kuzynostwo i próbowała za wszelką cenę pokazać im się z najlepszej strony, by tylko dopuścili ją do interesów, ale zasada w tej rodzinie była jasna, choć niepisana: kobiety mają trzymać się od tego całego bagna z daleka. I co? Niby Gianna się tej zasady trzymała? Niedoczekanie! Pod przykrywką grzecznej dziewczynki też miała swoje na sumieniu, ale nikt nigdy nie odważył się jej upomnieć, dopóki działała po cichutku i się nie wychylała. Na całe szczęście Matthew nie musiał się bać, że zaraz wyciągnie zza pasa broń i przystawi mu ją do głowy. Spluwa spoczywała spokojnie w schowku, w samochodzie, no i umówmy się — nikt normalny nie lata po mieście z bronią i nie wymachuje nią względem całkiem obcych ludzi. To by się ni jak miało z trzymaniem głowy nisko i niezwracaniem na siebie uwagi.
Uwielbiała budzić w ludziach skrajne emocje, od nieziemskiego pożądania po paniczny strach, czasem też dawała odrobinę radości, tylko po to, by zwyczajnie ją odebrać w najmniej odpowiednim momencie.
- Winna-- wzruszyła lekko ramionami, jeszcze nim Matthew pomógł jej zejść z tej wpijającej się w tyłek barierki. Poczuła jego rękę na swojej talii, momentalnie przeszły ją dreszcze, lubiła dotyk męskich dłoni na swoim ciele, a jego dłonie były duże i silne, względem jej drobnej, szczupłej sylwetki. Jej szczupła dłoń bardzo ładnie wyglądała w uścisku jego ręki, gdy pomagał jej zejść. Pewne wspomnienia nawiedziły splątany umysł brunetki, jakby miała flashbacki po obejrzeniu emocjonującego filmu. Zdążyła się przyjrzeć mężczyźnie i ocenić go po swojemu, dać mu punkty w skali od jeden do dziesięć. Był mocną ósemką jeśli chodzi o wizualne aspekty, głos oceniła dziewięć na dziesięć, siłę podobnie, więc plasował się całkiem wysoko na liście panny wymagającej.
- Dzięki. Jaaa? Pijana? A gdzieżby, ja nie piję alkoholu, jestem grzeczną dziewczynką i nigdy w życiu nie wsiadłabym do samochodu po pijaku. - oczy błyszczały jej z rozbawienia. Znalazł się tu nam porządny obywatel, ale miał sto procent racji! Wsiadając za kółko po pijaku, nie jest się niebezpiecznym tylko dla samego siebie, ale i dla otoczenia. Gigi nigdy nikogo nie zabiła, choć nie raz i nie dwa przystawiała komuś spluwę do skroni, albo bawiła się nożem, nacinając skórę w różnych miejscach, ale żadnego życia na sumieniu nie miała, bo w gruncie rzeczy nie jest złym człowiekiem. Jest tylko strasznie zagubiona i wychowana w błędnych wzorcach.
- Jestem już duża, potrafię prowadzić, przyjechałam całkiem sama, zupełnie samiutka, bo jestem wolna jak ptak.- nie przejmowała się jego wzrokiem, tylko wiła się w rytm muzyki i wydawała się świetnie bawić, choć nudno było tak tańczyć samotnie. Gia jest nieprzewidywalna, ale tego Matt nie mógł jeszcze wiedzieć, choć miał się zaraz przekonać. Wpatrzyła mu się w oczy i podeszła do niego, zarzuciła mu ręce na szyję i zakręciła przy nim bioderkami.
- Zatańcz ze mną... Wiem, że ci się podobam. Pewnie chciałbyś mnie przelecieć, wy wszyscy tego chcecie...- powiedziała z całym przekonaniem, lekko bełkocząc. Było od niej czuć dobre perfumy i mocną woń alkoholu. Bez żadnego skrępowania chwyciła mężczyznę za dłoń i położyła ją na swoim pośladku, uśmiechając się przy tym szatańsko.
- Każdemu z Was zależy na moim tyłku i ładnej buźce, wszyscy jesteście tacy sami...- rzuciła z lekkim oburzeniem i jej własne słowa tak mocno do niej dotarły, tak bardzo mocno je teraz zrozumiała, jej pijacki umysł wszystko ze sobą połączył. Antonio też tylko o to chodziło, wcale jej nie kochał. Wykorzystywał ją, tak jak tego chciał i kiedy chciał, a jak ona go potrzebowała, to nagle gdzieś się rozpływał. Bolało, bardzo. Po jej policzkach pociekły łzy. Nigdy przy nikim jeszcze nie płakała. Puściła mężczyznę i osunęła się na ziemię, usiadła na chodniku i ukryła twarz w dłoniach, nie mogąc powstrzymać łez. Zazwyczaj upijała się na wesoło i to bardzo, więc sama nie rozumiała, co się właściwie wydarzyło, że tak mocno się rozkleiła. Chyba czara się przelała i wszystkie emocje, jakie w sobie dusiła, zwyczajnie znalazły ujście. Biedny Matthew musiał oglądać taki kalejdoskop emocji, od euforii po niemal histerię.

matthew diamini
ambitny krab
Gabi
Gabrielle
ODPOWIEDZ