Bezrobotny — Nierób na garnuszku ojca
18 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
Wesoła ciamajda, z mnóstwem pomysłów. Spontaniczna, życzliwa, energiczna!
From -> Hotel

Ares Kennedy dorastał... Odkrywał nowego siebie... Nie. Siebie, który był głęboko ukryty przed światem, przed nim samym, poznawał się na nowo. Ares Kennedy — cebula, bo cebule mają warstwy. Skąd to cytat? Chyba ze Shreka, tak... Ogry są jak cebula, mają warstwy. Ares był Ogrem, który zmieni się w pięknego księcia! Jest nadzieja, jest dla niego nadzieja! Jest nadzieja dla nich, że nie spłonął przy sobie na popiół. W tak burzliwych relacjach, jak ich, jest jedno niebezpieczeństwo... Ogień płonie mocno, jest podsycany nieustannie, ale kiedy paliwo się kończy, a kończy się zawsze, to płomienie gasną i wszystko znika, pozostaje jedynie swąd dymu.
Praca, praca i jeszcze raz ciężka praca, wieczne staranie się o siebie, wieczne podsycanie tego ognia, dorzucanie drwa, podlewanie benzyną, wlewanie alkoholu, podrzucanie rozpałki -to musiało trwać by każda miłość mogła trwać i nie pochłonęła jej rutyna.
Można powiedzieć o Aresie wiele złego, naprawdę całą masę złych rzeczy, znając jego historię, wiedząc, skąd pochodzi, co przeżył, co robił i co robi nadal, co przed oczami Gabi było ukryte, ale dla bliskich i ważnych osób wszedłby w ogień piekielny, by w nim spłonąć razem z nimi.
Wiedziała już, że mówił prawdę, że nie jest do końca dobrym człowiekiem, ale nie widziała w nim zła... Widziała tylko niepokorną duszę pragnącą wolności tak bardzo jak ona, widziała w nim kogoś, kto trochę się pogubił, ale w tym wszystkim w żaden sposób nie chciała go zmieniać. Syndrom zbawicielki to nie u niej, wolała brać życie jakim jest, mniej się wtedy człowiek musi zastanawiać, zaprzątać i tak pokręcony umysł, który tak bardzo łaknie przygód.
Drżała lekko gdy dotykał jej policzków, ale ten dotyk był kojący, bardzo uspokajał, wyciszał i sprawiał, że odzyskiwała poczucie bezpieczeństwa. Ton głosu mężczyzny zupełnie się zmienił, złagodniał, zmiękł, więc i ona wyrzuciła z siebie co jej leży na serduszku. W tym wypadku na zębie, pieprzonym, cholernym zębie, który mógł wszystko zepsuć. Nie, to jej trauma mogła to zrobić. Byli siebie warci, jedno z traumą i drugie z traumą — oboje z bardzo głęboką i mocno zakorzenioną, ale nauczyli się jakoś z nią żyć.
Pokiwała jedynie głową bo słowa więzły jej w gardle przez to, w jaką histerię wpadła, miała ochotę zniknąć, wstydziła się swojej reakcji, ale tak... Oboje uczyli się powoli siebie nawzajem, uczyli się, jak reagują w konkretnych sytuacjach, dlatego tak ważny był tu aspekt odrobiny wyrozumiałości dla siebie wzajemnie. Mogli się potykać, mogli upadać, ale ważne było, żeby wstawać, wyciągać do siebie rękę, by sobie pomóc wzajemnie zrozumieć jak ta machina działa.
Pomógł jej wstać, poczuła się przez to trochę lepiej, a już zwłaszcza gdy ją tak mocno przytulił. Wlepiła się w niego mocno, ukryła twarz w pięknie pachnącej koszuli, a palce zacisnęła na niej na jego plecach. To, co powiedział, było ultra ważne, ultra dojrzałe i takie prawdziwe! Nie usłyszała w tonie jego głosy nawet nuty fałszu, i jeszcze nazwał ją koalą! To było przesłodkie i nawet udręczony bólem łeb musiał to docenić, musiała...
Dał jej tak ogromne wsparcie, że już chyba lepiej nie mógł tego załatwić.
- Będę...- powiedziała zduszonym głosem, bo przecież się w niego wtulała, ale odsunął ją troszkę od siebie by ująć policzki w dłonie i spojrzeć w jej zapłakane oczęta. Patrzyła na niego teraz tak jak zawsze, tak ufnie i ciepło i jakoś tak... z rozczuleniem? Rozpuścił jej serduszko jakby było zrobione z wosku, a on był płomieniem tlącym się na knocie.
- Nie chcę do dentysty... Nawet ze znieczuleniem, nie chcę... Nie zmuszaj mnie...- zacisnęła palce na jego przedramionach i potrząsnęła lekko głową. Z Aresem nie było dyskusji, poniekąd w takiej panicznej sytuacji to była bardzo dobra strategia. Niby miała wybór, ale go nie miała. Musiał jej uświadomić swoją postawą, że z nim nie wygra, widziała to w jego oczach, słyszała w tonie głosu i bardzo, ale to bardzo niepocieszona ruszyła z mężczyzną do samochodu. Zapięła pas i skuliła się na fotelu niemal do pozycji embrionalnej, dzięki czemu przez całą drogę Ares miał idealny podgląd na bieliznę, jaką dziś ubrała - śliczna, biała i koronkowa. Calutką drogę milczała i trzymała się za policzek, po stronie której bolał ją ząb. Gdy zajechali pod klinikę Gabi upewniła się, że ma dobrze zapięty pas, jakby mogła to by go zablokowała, by nie dał się odpiąć.
- Ja nie wysiądę... Nie wysiadam. Nie wejdę tam. Nie chcę...- zaczęła mamrotać pod nosem i złapała się kurczowo pasa, jakby ten miał ją uratować. To była walka o przetrwanie, Ares miał okazję teraz zobaczyć jakim uparciuchem potrafi być Gabi. W takich chwilach można zrobić dwie rzeczy i tylko dwie: po dobroci, tłumaczyć, głaskać, prosić, albo na siłę, dosłownie przełożyć przez ramię, spuścić manto na goły tyłek i zanieść na fotel dentystyczny.
Spojrzała na Aresa spod byka, jakby go teraz nienawidziła całym ciałem, sercem i duszą, ale wcale tak nie było.
Weź się w garść... Wychodzisz na totalną kretynkę, na pięcioletnie dziecko. Jak on ma w tobie widzieć dziewczynę, z którą chce spróbować stworzyć związek. Cholera weź się w garść, dasz radę! Będzie przy tobie cały czas, nie bądź dzieckiem, nie bądź bachorem.... - powtarzała sobie w myślach, ale to mało pomagało, chociaż odpięła pas, a ten wsunął się z powrotem ze świstem. Wzięła bardzo głęboki oddech, zaczęła mieć mroczki przed oczami ze strachu, ale nacisnęła klamkę, żeby otworzyć drzwi samochodu, ale zaraz je zamknęła. Niestety wewnętrzne dziecko wygrało i nawet znów sięgnęła po pas, żeby go zapiąć.

Ares Kennedy
rozbrykany dingo
Gabi
Książę Sycylijskiej Mafii — Właściciel Kuranda Hotel i studia tatuażu
36 yo — 191 cm
Awatar użytkownika
about
I'm an Italian Mafia King who lives in Asutralia So baby don't smile to me if you don't like dangerous game
Każdy musiał znaleźć na siebie jakiś sposób. Jak rozbawić, jak pocieszyć, jak uspokoić. Tego uczyło się na błędach, dlatego je popełniali. Ona była tylko nastolatką, nie miała jeszcze doświadczenia z poważnych związkach i tym, jak powinno, a jak nie powinno postępować w "dorosłym" życiu. On zaś miał zerowe doświadczenie w tego typu relacjach. Jak więc miało być "normalnie"? Obydwoje uczyli się już nie tylko siebie na wzajem, ale też funkcjonowania z kimś. Ona już mogła nauczyć się, w jaki sposób wyhamowywać jego agresję, a on jak reagować, gdy Gabi była zła, czy smutna. Zauważył, że lubiła dotyk, lubiła być zapewniana gestem i słowem. Nic nie kosztowało go zrobienie dla niej pewnych gestów, a to pomagało. Dlatego właśnie wykazał się w hotelu taką cierpliwością, dlatego właśnie przytulił ją i spokojnie tłumaczył, że musi iść do tego dentysty. Zdawał sobie sprawę z tego, jaki jest toksyczny i jakie będą zachodziły w jej mózgu reakcje, ale miał to w dupie. Przynajmniej nie było nudno, nuda by ich pożarła, a ta relacja zakończyła szybciej, niż zaczęła.
Takim oto sposobem udało mu się ją przekonać... Przekonać. Po prostu wsadził ją do auta i wywiózł. Grunt, że osiągnął swój cel i był z siebie cholernie dumny. Przez całą drogę czuł w powietrzu gęsta atmosferę, którą tworzyło to zwinięte ciałko na siedzeniu. Obserwował ją co jakiś czas, była skulona i obrażona jak małe dziecko. Sięgnął do jej uda, na którym położył rękę. Nie potrzebował jej go kierowania, tam przydała się na pewno lepiej. Masował jej zgrabna nóżkę delikatnie całą drogę w takim geście otuchy i zastanawiał się, jak dużo musiała znieść przy chorobie cierpienia, że teraz tak panicznie bała się pójść do zwykłego dentysty. Ares doskonale, jak mało kto znał ból i tak patrząc na drobną nastolatkę nie potrafił myśleć o tym, że to ja spotkało.
Nie odzywał się. Milczał całą drogę, a cisze przecinała jedynie muzyka z radia. Wolał milczeć niż powiedzieć za dużo. Nawet po zaparkowaniu samochodu nic nie powiedział, czekając aż sama dojrzeje do tej decyzji. Nie powinien się śmiać, bo ona dosłownie walczyła o życie, ale ta walka była tak cholernie urocza i zabawna. Musiał odwrócić głowę w drugą stronę i zakryć twarz ręką, żeby nie parsknąć śmiechem. Otworzył drzwi i sam wyszedł z tego samochodu, obchodząc go specjalnie z tyłu, żeby zdusić śmiech. Żałował, że nie ma w środku samochodu kamerki, bo jakby to nagrał i jej jutro, jak emocje opadną puścił, to by płakała ze śmiechu razem z nim.
Otworzył drzwi z jej strony i nachylił przez jej ciało do zapięcia tego biednego i zmaltretowanego pasa bezpieczeństwa. Odpiął go, dalej bez słowa i po prostu chwycił ją przez talię przekładając jej drobne ciało przez ramię, jakby była drobną, nic nie ważącą laleczką. Wiedział, że inaczej nie pójdzie. Jakoś to kurwa czuł. Dlatego niósł ją do gabinetu, nie zważając na nic. Na nią, czy protestowała, czy nie, na ludzi, którzy patrzyli się na tą scenę krzywo. Ares po prostu szedł bez przejęcia przed siebie, trzymając jej sweterek na tyłku, żeby nikt nie widział jej ślicznej pupki.
- Dzień dobry. - Przywitał się grzecznie z panią na recepcji, wciąż trzymając Gabi na ramieniu.
- Panie Kennedy, dzień dobry! Um... w czym mogę pomóc? - Zapytała kobieta dość niepewnie zerkając na nastolatkę. Dopiero teraz odstawił ją na ziemię i złapał za rękę mocno, żeby mu nie zwiała.
- Dzisiaj nie dla siebie, potrzebuję ratunku dla tego małego tchórza. Możesz proszę załatwić nam wizytę na JUŻ? To ważne. - Recepcjonistka dobrze znała Aresa... można powiedzieć, że dogłębnie. Wyglądała na dość zaskoczoną, bo pomyślała, że to jego córka, a przecież nie chwalił się, że ma dziecko i nigdy z nią nie przychodził na wizyty, a bywał dość często, bo Ares o siebie bardzo dbał i pilnował, by wszystko było w porządku. Szczególnie, że miał licówki.
- Mamy zaraz... Eh, zobaczę co da się zrobić. - Uległa jemu spojrzeniu i zniknęła w korytarzu prowadzącym do gabinetów. Ares spojrzał wtedy na Gabi, odgarniając jej włosy z twarzy.
- Zaufaj mi. - Poprosił miękko i pocałował ją w czoło.
- Doktor Bowley was na szybko przyjmie. Trójka. - Uśmiechnęła się do Aresa, chyba rozczulona widokiem jak ładnie dba o swoja praktycznie dorosłą córkę. Ares uśmiechnął się pięknie do kobiety i minął ja, ciągnąc za rękę Gabi, która powoli wyglądała jak ściana. Wtedy z gabinetu wyszedł niewiele starszy od Aresa mężczyzna.
- Dzień dobry Panie Kennedy. Czy córka jest pełnoletnia? Proszę jej założyć kartę na recepcji, a ciebie złotko zapraszam do gabinetu. - Zachęcająco pokazał ręką na drzwi. Ares aż rozszerzył oczy, słysząc, że wziął ich za ojca z córką. Jeszcze im się to nie zdarzyło i było... dziwnie podniecające. Uśmiechnął się rozbawiony, ciągle ściskając pewnie dłoń swojej "córeczki". Dlaczego wszyscy na korytarzu słuchali tej dziwnej wymiany słów?
- Gabi jest pełnoletnia, ale wchodzę do środka z nią i to nie jest...

Gabrielle Glass
zdolny delfin
Twój koszmar
brak multikont
Bezrobotny — Nierób na garnuszku ojca
18 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
Wesoła ciamajda, z mnóstwem pomysłów. Spontaniczna, życzliwa, energiczna!
Właśnie... Nie powinien się śmiać, zdecydowanie nie powinien i to nawet w swoich myślach, ale to faktycznie wyglądało dość zabawnie. Panienka, która uważała się za taką dorosłą, mogącą robić co tylko chce, tatuaże, wyścigi samochodowe, imprezy do białego rana, a boi się dentysty... Tego jeszcze nie grali, tylko dla niej to poważna sprawa. Z fobią jest bardzo ciężko wygrać, a igły i zapach środków do dezynfekcji budziły najgorsze wspomnienia, mimo iż personel, który się nią opiekował w trakcie leczenia, był najcudowniejszy na świecie, nie da się tego przeżyć normalnie. Tu chyba potrzebna jest terapia albo ze specjalistą, albo wstrząsowa. Ostatni raz tak bardzo się bała po wypadku z wombatem i przy pobieraniu krwi na badania w kierunku chorób wenerycznych i ogólnie przebywanie w szpitalu było bardzo traumatyczne i przeżyła to tylko dzięki silnym lekom uspokajającym. Nie daj boże, zobaczy igłę, to zemdleje.
- Co ty robisz... Nie... Ares ja nie chcę...- wybełkotała kiedy brał ją w ramiona, jakby nic nie ważyła i przerzucił ją siebie przez ramię niczym worek ziemniaków. Nie poddała się bez walki! Chwyciła się zagłówka, mocno, ale jej palce były za słabe i nadgarstki trochę bolały, bo przecież były zasinione. Próbowała chwycić się samego fotela i trochę go porysowała paznokciami. Chwyciła się pasa, ale się jej wyślizgnął, próbowała złapać się dachu auta, ale nie zdążyła. To była walka o przetrwanie, walka ze samą sobą. Najgorsze było to, że zdawała sobie sprawę z tego, że zachowuje się jak dzieciak i to skretyniały do reszty, ale strach był silniejszy! Nie biła go, nie okładała, nie kopała, tylko bezranie się poddała, pogodziła się z porażką, a nic jej tak nie wkurzało jak przegrywanie. Ludzie będący na parkingu dziwnie się na nich gapili, zwłaszcza dzieci pokazywały ich rodzicom palcami i się podśmiewały pod wrednymi noskami.
To było żenujące, naprawdę okropnie żenujące i zaczęła wręcz płonąć ze wstydu! Chciała się zachować jak dorosła, chciała wejść z dumnie podniesioną głową, powiedzieć, gdzie leży problem i szybko to załatwić, ale jakaś część mózgu przejęła nad jej ciałem kontrolę. Ludzie w poczekalni uśmiechali się pod nosem, mina Gabi musiała im mówić wszystko: obrażona księżniczka.
Stopy dotknęły ziemi i zwietrzyła okazję, żeby jednak prysnąć, ale Ares był mądrzejszy, przewidział jej ruch, bo złapał ją mocno za rękę i ani myślał puścić.
- Niech go Pani nie słucha... Wcale nie potrzebujemy żadnej wizyty.- wymamrotała spuszczając głowę i wbijając wzrok w swoje buty. Ależ ta recepcjonistka była ładna... Miała takie proste, białe ząbki i wyraźnie znała Aresa. Czekaj, co? Była ładna, i znała Aresa? Jej mózg zarejestrował jakiś dziwny błysk w oczach kobiety i momentalnie podniosła wzrok, mordując niewinną dziewczynę spojrzeniem. Gdyby była Gorgoną to laska już zamieniałaby się w kamień na oczach Aresa i reszty ludzi.
To się działo zbyt szybko! Ledwie przyjechali i już miała iść na fotel? Ależ ten facet miał władzę w całym mieście, to było przerażające. Zaufać... Phi! Nie ma opcji, igły, zapach, wbijanie czegoś ostrego w ciało, aż dostała gęsiej skórki z obrzydzenia. Nie chciała za nim iść ale jej buty miały bardzo śliską powierzchnię i dosłownie jechała po kaflach jak na łyżwach, bo próbowała się zapierać.
- Mamo, mamo, mamo patrz... Ja się tak nie boję jak ta pani! Widzisz, jestem dzielny! Jestem dużym chłopcem, jestem mężczyzną!- dało się słyszeć z kąta poczekalni, gdzie może z pięcioletni chłopec szarpał swoją mamę za rękaw, by zwrócić na siebie jej uwagę, bo je wzrok utkwiony był w ekranie telefonu. Gabi to słyszała i poczerwieniała ze wstydu.
Spłoń mały kmiocie... - pomyślała bardzo optymistycznie i wtedy na spotkanie wyszedł im jej kat. Był bardzo przystojnym lekarzem, budzącym sto procent zaufania, miał uśmiech lepszy niż aktorzy z Hollywood, dobrze mu patrzyło z oczu. Nie miała nic do niego, ona lubi ludzi, ale do jego profesji ma już dużo. Schowała się za Aresem jak szczeniaczek za swoim opiekunem i wyjrzała zza niego nieufnie.
Zaraz, co... Córka? Zamrugała kilka razy, nie mogąc uwierzyć własnym uszom. Uznali ją za jego córkę? Wewnętrznie parsknęła śmiechem, nawet w tych przerażonych oczętach zagościły wesołe Iskierki. Czy teraz tak to będzie wyglądać, kiedy będą razem bujać się po mieście? Dziwne... pociągające, ale dziwne...
- Rozumiem, zapraszam w takim razie.- odparł dentysta z przyjaznym uśmiechem, chyba wiedział, że nie warto z Aresem zadzierać, choć był równie zaskoczony co recepcjonistka, że nigdy wcześniej córki na wizyty nie przyprowadzał. Wpuścił ich do gabinetu, który był bardzo kolorowy, pełno w nim było wesołych malunków i różnych innych dziwnych rzeczy, które mają uspokajać dzieci.
- To chyba jakieś...- mruknęłą pod nosem i wtedy poczuła pod pośladkami, że dotykają czegoś chłodnego, był to fotel dentystyczny. Lekarz ubierał już na twarz maseczkę i przyłbicę, przygotował sobie też rękawiczki i koferdam dentystyczny.
- Dobrze aniołku, powiedz mi teraz co się dzieje, gdzie boli i szybko coś na to zaradzimy. Ależ jesteś spięta, nie martw się, ja nie gryzę w przeciwieństwie do niektórych pacjentów.- poklepał Gabi pokrzepiająco po nagim udzie, nie mając niczego złego i zdrożnego na myśli.
- Górna lewa szóstka, boli jak szatan...- wymamrotała i spojrzała na Aresa zalękniona. Zaczęłą się bawić brzegiem swojej spódniczki w kwiatki nerwowo.
Lekarz doskonale widział strach w oczach pacjentki, nie z takimi osobnikami dawał sobie radę i przypuszczał, że z Gabi też pójdzie lekko, łatwo i przyjemnie.
- Pokaż, otwórz buźkę, zobaczymy, co tam się dzieje. Pewnie lubisz słodycze, takie cukiereczki jak ty zawsze je lubią.- zaśmiał się przyjaźnie, brzmiało to dość... perwersyjnie i dwuznacznie, ale lekarz podchodził do Gabi jak to kilkuletniego dziecka, bo był dentystą pediatrycznym i tylko on był w tej chwili wolny.
Gabi zacisnęła szczękę, zacisnęła usta w cienką linię i pokręciła głową na znak, że nie otworzy ust, nie było na to najmniejszej szansy. Lekarz spojrzał na Aresa bezradnie, szukając w nim wsparcia, jakiejś reakcji, czegokolwiek, bo jak Gabi nie otworzy buz,i to nic nie zrobią i dziewczyna dalej będzie cierpieć.
- Gabi, bądź dużą dziewczynką i otwórz buzię, tylko zerknę, obiecuję. Zobacz, mam takie lusterko i obejrzę nim ten ząb. Zrób aaaa.... - podleciał z lusterkiem do ust Gabi jakby leciał do nich z pysznym jedzonkiem.

Ares Kennedy
rozbrykany dingo
Gabi
Książę Sycylijskiej Mafii — Właściciel Kuranda Hotel i studia tatuażu
36 yo — 191 cm
Awatar użytkownika
about
I'm an Italian Mafia King who lives in Asutralia So baby don't smile to me if you don't like dangerous game
Post zawiera delikatne treści.
Tych podrapanych foteli chyba jej nie wybaczy... to ne był jednak czas, ani miejsce na rozmowy o tym, ale na pewno tego tak nie zostawi. Na razie były ważniejsze rzeczy, musiał doprowadzić Gabi na fotel dentystyczny. Tylko weszli do środka i już narobili zamieszania, Ares widział wzrok tych wszystkich ludzi i z rozbawieniem słuchał tego chłopca, który tak głośno wyrażał swoją męskość. Przeszło go przez myśl, że właśnie tak zachowywałby się jego syn. Byłby silny i nieustraszony, właśnie takiego by go wychował. Nawet zaczął się zastanawiać nad tym, czy też dzieliłby się z nim takimi wartościami, jakimi dzielono z małym Angelo. Chyba powinien? To nie były rozkminy na teraz, szczególnie, że nie zapowiadało się jeszcze na to, by tak szybko został rodzicem. To zabawne, jak słowa jakiegoś obcego dzieciaka pobudziły jego myśli o rodzicielstwie. Za dużo o tym myślał.
Chciał dzieciaka, miał dzieciaka... trzymał właśnie jednego za rękę. Nie dokończył zdania, nie wyprowadził wszystkich z błędu, bo uznał, że tak będzie zabawniej... jakby cała ta sytuacja nie była już śmiesznie abstrakcyjna. To było jednak bardzo w stylu Aresa, żeby się troszkę zabawić i w sumie ciekaw był, co na to wszystko Gabi, czy chociaż troszeczkę rozrywki jej to zapewni. Spojrzał na jej twarz, ale widział tam głównie przerażenie. Naprawdę mocno walczył ze sobą, by się nie śmiać, szczególnie jak już znaleźli się w tym kolorowym dziecięcym gabinecie. Nigdy w nim nie był, więc musiał aż zacisnąć usta w wąską linię, by nie parsknąć śmiechem. Pomógł za to Gabi odnaleźć tyłeczkiem fotel i stanął obok, przyglądając tej kuriozalnej sytuacji. Bardzo nie spodobało mu się, kiedy dentysta dotknął jej uda i nawet jego dobry humor tu nie pomoże,jak facet zrobi to po raz kolejny... Co jak co, ale nikt nie miał prawa dotykać jej w taki sposób. Na razie jednak odpuścił, bo wiedział, że gość musi zrobić swoje, żeby Gabi przestała być już takim fochającym się bachorem. Okropna była! Musiał opracować jakiś plan na przyszłość, jak to zrobić, żeby już nigdy tego nie przeżyć. Nie wyobrażał sobie, że przy każdym bólu zęba, głowy, czy czegokolwiek będzie taka nieznośna.
- Gabi bądź grzeczną dziewczynką, otwórz ładnie buźkę. - Tym razem to on ułożył na jej udzie dłoń i lekko ją po nim pogłaskał.
- Przecież umiesz ładnie ją otwierać, szeroko. - Dwuznaczność jego wypowiedzi mogła być zrozumiała tylko dla niej. W końcu dentysta wciąż myślał, że to była jego córka.
- Jak dasz sobie zrobić tego zęba, czeka cię nagroda... - Zachęcił ją, sunąc dłonią po jej udzie coraz wyżej. - Tatuś zabierze cię na zakupy... - To brzmiało tak cholernie perwersyjnie, szczególnie,że ta sytuacja jeszcze bardziej podkręcała atmosferę. Ten pokój, ten dentysta, myślący, że to tylko niewinne słowa. Ares uśmiechnął się do Gabi w swój demoniczny, charakterystyczny sposób i coś niebezpiecznego błysnęło w jego oku. Nigdy nie miał takich dziwnych perwersji związanych z niepełnoletnimi dziewczynkami i o ile na ładnej szesnastolatce mógł zawiesić oko i nie raz pewnie nawet nie wiedział, że takie posuwał, to pedofilia kompletnie go nie jarała, uważał, że to już totalnie popierdolone. Jednak ta sytuacja była inna, Gabi przecież faktycznie miała te magiczne osiemnaście lat, a on po prostu korzystał z okazji żeby się zabawić.

Gabrielle Glass
zdolny delfin
Twój koszmar
brak multikont
Bezrobotny — Nierób na garnuszku ojca
18 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
Wesoła ciamajda, z mnóstwem pomysłów. Spontaniczna, życzliwa, energiczna!
Nie ma rzeczy, których pieniądze nie naprawią, więc fotele się wyklepie, nie ma co spinać o nie zadka, ona z resztą nie myślała, co robi, bo walczyła o życie, walczyła ze swoim gigantycznym, największym na świecie strachem i Ares mógł ją poznać od najgorszej strony. Może nie najgorszej, ale na pewno najbardziej bezradnej i zagubionej, bo przecież dziewczyna zdawała sobie sprawę z powagi sytuacji i chciała zachować się jak dorosły człowiek a nie trzyletnie dziecko.
Drżały jej ręce, dolna warga i niemal płakała z tego strachu. Gdyby nie resztki świadomości to miałaby atak paniki, który skończyłby się na tym, że musiałaby oddychać do papierowej torby, żeby się uspokoić.
Lekarz względem nastolatki był bardzo cierpliwy i spokojny, uśmiechał się dobrotliwie, ubrał już nawet rękawiczki i zaczął szykować kaniulę ze znieczuleniem oraz specjalną maść przygotowującą miejsce wkłucia, by Gabi nawet go nie poczuła.
Nastolatka przenosiła przerażone spojrzenie to na jednego mężczyznę, to na drugiego, ale na dłużej wzrok utkwiła w Aresie gdy tak bezczelnie poczynał sobie na jej udzie, i to jeszcze przy dentyście, który wydawał się w ogóle tego nie dostrzegać.
Matko... jak to perwersyjnie brzmi... - pomyślała i przygryzła lekko wargę, coś w jej oczach błysnęło zawadiacko i jakby zaczynała trochę odzyskiwać racjonalne myślenie. Ares wiedział, w jaki ton uderzyć, za którą strunę pociągnąć by wydobył się odpowiedni dźwięk. No co jak co, ale większość nastolatków wiecznie myśli tylko o seksie i są wiecznie napaleni. Z Gabi nie było inaczej przy sprzyjających okolicznościach. Wystarczyło muśnięcie dłoni, bardziej intensywny pocałunek, dwuznaczne słowa i już w środku się zaczynał tlić ten płomyczek.
Zaschło jej w ustach i zacisnęła lekko uda, co było wyraźnym sygnałem dla Aresa, że i ona czuje ten perwersyjny klimacik. Spojrzała na lekarza, który trzymał w ręku instrument do znieczulenia, błysnęła jej w świetle igła. Zrobiła się blada jak ściana, w oczach zaszkliły się łzy. Teraz to ona miała flashbacki z Wietnamu, w sensie ze swojego leczenia białaczki. Zrobiło jej się słabo, więc musiała usiąść na fotelu poprawnie i oprzeć głowę na zagłówku. Wyglądało to tak jakby miała faktycznie grzecznie otworzyć usta i czekać aż to wszystko dobiegnie końca.
- Najpierw obejrzę wszystkie zęby, potem nałożę znieczulenie w kremie, poczekamy dwie minuty, dostaniesz znieczulenie w zastrzyku i nie będziesz niczego czuć, przysięgam. Jeśli cokolwiek poczujesz, obiecuję, że będziesz mogła zrobić mi krzywdę, mamy deal? - lekarz spokojnie wytłumaczył jej krok po kroku co będzie się działo. Gabi miała dość, chciała już stąd wyjść więc pokiwała głową, sięgnęła po leżącą na stoliku przed nią zabawkę w kształcie zęba, taką antystresową, do gniecenia i zamknęła oczy. Nie chciała widzieć co się dzieje. Spod powiek pociekły jej łzy ale otworzyła usta, niezbyt szeroko ale dentysta sobie poradził i obejrzał wszystkie zęby bardzo dokładnie.
- Oprócz tej szóstki masz jeszcze do leczenia jeden ząbek, załatwimy to za jednym zamachem, za jednym znieczuleniem, żebyś nie musiała mnie oglądać przez najbliższe pół roku.- uśmiechnął się, mimo iż Gabi tego nie widziała. Była tak cholernie sztywna i spięta, że czuła dosłownie jak mięśnie jej skrzypią, jak krzyczą z tego wysiłku i bólu.
- Otwórz usta trochę szerzej, jakbyś chciała zjeść bardzo dużego corndoga. Aaaa....
Westchnęła głośno i zacisnęła palce na tej cholernej zabawce antystresowej a drugą rękę na swojej spódniczce. Otworzyła usta szerzej. Dentysta posmarował jej miejsce, które miał znieczulić za chwilę i tak też się stało, chociaż chyba to wcale nie zadziałało, bo czuła wbijaną igłę i aż lekko podskoczyła na tym fotelu. Za chwilkę cały ból tej cholernej szóstki ustał, znieczulenie zaczęło działać. Mogła iść już do domu, tak... Już mogła iść, ale wiedziała, że to nie będzie takie proste, musi jeszcze znieść borowanie.
Lekarz zrobił swoje, krok po kroku tłumacząc Gabi, co robi, co zaraz się będzie działo, co może poczuć. Okazało się, że trzeba zrobić leczenie kanałowe, na całe szczęście klinika jest wysokiej klasy i można to zrobić na jednej wizycie, bez trucia zęba i konieczności przeżywania dramatu kolejny raz. Cała wizyta trwała około czterdziestu minut, włącznie z założeniem plomb i szybkim piaskowaniem wszystkich zębów.
Praktycznie przez cały zabieg dygotała ze strachu, miała problem z utrzymaniem otwartych ust, więc lekarz wspomógł się specjalną podpórką, cały czas chwalił Gabi, że jest dzielna, mówił, że już zaraz skończy i będzie mogła zejść z fotela.
- I już aniołku, gotowe. Możesz przepłukać usta i zmykać z tatą na zakupy, które ci obiecał. No i mam nadzieję, że nie chcesz mi zrobić krzywdy, bo chyba dotrzymałem słowa i nic nie bolało prawda?
Nastolatka pokiwała głową, otarła oczy ręką, bo praktycznie cały czas łzy sunęły po jej policzkach, było jej niedobrze, w głowie się kręciło, miała mroczki przed oczami, ale wiedziała, że nic nie wskóra i nie wyjdzie z tego gabinetu jeśli nie da zrobić sobie tych plomb, Ares by na to nie pozwolił. Nie chciała też nadużywać jego cierpliwości i było jej cholernie głupio przez swój strach, swoje dziecinne zachowanie.
Przepłukała usta, tak jak prosił dentysta i dosłownie zerwała z siebie serwetkę, która miała zabezpieczać jej ubranie, tylko po to, by móc zeskoczyć na podłogę, nie czekając nawet na to, by lekarz opuścił fotel, który musiał sobie podwyższyć, by wygodniej się pracowało.
- Dziękuję- powiedziała bardzo cicho i lekko się zachwiała, tak bardzo było jej słabo z tego stresu.
- Jeszcze przez dzień, dwa możesz odczuwać lekki ból, dyskomfort, ale nie w takim stopniu jak wcześniej. Na to wystarczy paracetamol co 6 godzin i powinnaś poczuć się jak nowo narodzona.
Dentysta zdjął przyłbicę, maseczkę i rękawiczki, zaczął sprzątać po zabiegu niespiesznie.
- Możemy... Możemy już iść?- zapytała poddenerwowana.
- Tak, to wszystko. Byłaś dzielna. Panie Kennedy, proszę zapisać córkę na wizytę kontrolną za pół roku. Lepiej zapobiegać niż leczyć. - mężczyzna wstał, wyjął z szuflady naklejkę "dzielny pacjent" przedstawiającą uśmiechniętą pszczółkę nad polem pełnym kwiatków oraz bezcukrowego lizaka. To było dla Gabi tak żenujące, że mógł sobie to darować, ale wcisnął jej to na siłę do ręki. Musiała się chwycić ramienia Aresa, żeby przypadkiem nie zemdleć i tak opuścili razem gabinet lekarski, kierując swoje kroki do lobby.

Ares Kennedy
rozbrykany dingo
Gabi
Książę Sycylijskiej Mafii — Właściciel Kuranda Hotel i studia tatuażu
36 yo — 191 cm
Awatar użytkownika
about
I'm an Italian Mafia King who lives in Asutralia So baby don't smile to me if you don't like dangerous game
Przerażenie malowało się na jej twarzy tak bardzo, jakby zaglądała właśnie śmierci w oczy, a doskonale wiedział jak to wyglądało. Z jednej strony myślał sobie, że przesadza, ale z drugiej właśnie pojawiało się to wytłumaczenie. Musiała mieć dokładnie takie same odczucia, jak on wtedy w hotelu na tej pieprzonej podłodze. Więc i rozumiał i rozumiał, że mogła się teraz bać, że wspomnienia ze szpitala i przebytej choroby były tak intensywne, że wracały od razu, gdy widziała igłę, albo ludzi w kitlach. Pamiętał jak przyszła do jego studia, już nigdy nie zapomni tego dnia. Żył w jego głowie intensywnie - jej promienna twarz, ta słodka sukienka w kwiatuszki i właśnie ten paniczny strach przed igłą. Musiał tak wykonać cały tatuaż, żeby jej nie widziała. Nabierało to coraz więcej sensu i jak tak teraz na nią patrzył to... współczuł jej. Naprawdę poczuł jej strach. Pierwszy raz w życiu uruchomiła mu się empatia i był w stanie postawić się na czyimś miejscu.
Chciał ją jakoś rozproszyć, stąd pewnie ten zamach na jej udo. Podziałało, widocznie podziałało, widział to w jej spojrzeniu, przygryzła nawet wargę. Nabrał powietrza w płuca, miał ochotę wypieprzyć doktorka i zerżnąć ją na tym fotelu. Pragnął jej, a nie mógł teraz mieć, to takie frustrujące... Jednak muszą najpierw załatwić to co trzeba. Słuchał dentysty, znając cały ten proces, ale słuchał żeby w razie czego zareagować, gdyby miał powiedzieć coś, co może ją wystraszyć bardziej. Wykazywał się jednak bardzo dużym spokojem i ... miał szczęście. Ares oczami wyobraźni przykładał mu nóż do gardła, jeden niewłaściwy ruch i po nim.
Nikt nie będzie krzywdził Kwiatuszka... jak tylko zobaczę, że coś ją boli to lepiej kurwa żebyś szybko biegał chłopie... to nie ona ci wyrządzi wtedy krzywdę, a ja.
Rzucał mu ciągle groźby w głowie, zastanawiając, czy to na pewno dobrze, że z nią tu przyszedł. Przecież jakby zobaczył, że faktycznie ktoś robi jej krzywdę, nawet w takiej sytuacji, to nie mógłby za siebie ręczyć. Gabi już znała jego napady agresji...
Chciał, by czuła ciągle, że przy niej jest. Przestał już odpierdalać i chwycił drobną dłoń nastolatki, której palce splątał ze swoimi. Widział, że doktorek szykuje znieczulenie i wiedział, że to ją zaboli. Jednak gdy tak podskoczyła na tym fotelu, zareagował odruchowo i nieco poruszył się w ich stronę, jakby chciał zasłonić jej ciało swoim przed atakiem.
- Delikatniej... - Syknął i uniósł dłoń Gabi do swoich ust, całując ją po wierzchni. Zapomniał już o całym cyrku z córeczką i lekarz dziwnie na niego spojrzał, ale kontynuował swoją pracę. Wszystko było okej do momentu aż nie zobaczył, że z jej oczu płynął łzy. Zacisnął szczękę i stał w milczeniu, w głowie planując jak sprawi, żeby to zaraz doktorek płakał. Na razie był mu potrzebny, miał zadanie do wykonania, musiał ją wyleczyć. Wiedział, że nie może teraz wybuchnąć, bo byłaby lipca, dlatego się nie odezwał, nawet do Gabi, chociaż bardzo chciał powiedzieć jej żeby nie płakała, że to już niedługo.... Wytrwale stał tam przez cały ten proces, a gdy usłyszał o leczeniu kanałowym, miał ochotę wepchnąć dentyście te igiełki w oko.
- Może jednak poczeka Pan na korytarzu? Trochę się z tym zejdzie. - Odezwał się do niego mężczyzna w kitlu, gdy oderwał od swojej pracy na chwilę. - Mógłby Pan od razu założyć tą kartę. - Ares zgromił go spojrzeniem, dosłownie, gdyby wzrok mógł zabijać, doktorek już by wąchał kwiatki od spodu. Szczęka Aresa zaciskała się silnie, czy on mówił kurwa po Włosku?! Wyraźnie powiedział, że nigdzie nie wychodzi.
Panuj nad sobą Angelo... panuj nad sobą kurwa bo to się źle tym razy skończy, przecież wiesz... Jesteś jebanym lotosem na tafli jebanego jeziora. Przez to, że próbował się opanować, nic nie odpowiedział. Dentysta z lekka się wystraszył i wrócił do swojej pracy. Ares za to pogłaskał kciukiem dłoń Gabi, dając jej do zrozumienia, że jest, nigdzie nie wyjdzie i wspiera ją. Do końca zabiegu nie poruszył się ani na chwilę, jak drapieżnik, który poluje po cichu na swoją ofiarę, w bezruchu czekając tylko na jeden jej błąd... Błąd na całe szczęście {zarówno dla lekarza jak i dla niego) nie nastąpił i dopiero, gdy powiedział, że to koniec, zeszło z niego ciśnienie. Ciało rozluźniło się, co Gabi mogła wyczuć pod jego uściskiem, a szczęka rozluźniła się.
Zareagował odruchowo, kiedy zeskakiwała z fotela i złapał ją, zanim się wywaliła.
- Uważaj Kwiatuszku. - Powiedział to z taką troską, tak miękko, jakby przed chwilą nie walczył ze sobą o życie drugiego człowieka. Ton jego głosu był spokojny i cierpliwy, jak i jego spojrzenie, którym ją obdarował. Uśmiechnął się widząc naklejkę i pocałował dziewczynę w czoło, przytulając ją do siebie. Dopiero teraz spojrzał na dentystę, unosząc brew.
- Tak w zasadzie Gabi jest moją "córeczką", nie córką, ale tak. Zaraz się zapisze na kolejną wizytę, już tego dopilnuję. - Mina mężczyzny poprawiła mu humor. Ares zadarł dumnie brodę ku górze i uśmiechał w ten swój firmowy sposób.
- To co kochanie, idziemy? Uważaj, bo możesz być otępiała, będę cię trzymał. - Zwrócił się tak samo miękko jak i wcześniej do swojej ....
Dziewczyny. Jakże to abstrakcyjnie brzmiało! Obejmował ja w pasie ramieniem i patrzył z troską w oczach z góry w jej przerażony, zaszklony błękit. Zaraz zapomnisz, kupię ci coś ładnego na pocieszenie ...

Gabrielle Glass
zdolny delfin
Twój koszmar
brak multikont
Bezrobotny — Nierób na garnuszku ojca
18 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
Wesoła ciamajda, z mnóstwem pomysłów. Spontaniczna, życzliwa, energiczna!
Przez calutki zabieg czuła jego wsparcie, był blisko, trzymał jej drobną rączkę, mogła, zamiast oparcia fotela zgniatać i trzymać kurczowo jego palce, aż te jej zbielały od tego, że niemal nie dopływała do nich krew. Ares musiał czuć, jak sztywna jest, jak bardzo mocno się wyłączyła z czucia, bycia, myślenia, czegokolwiek. Nie było jej tu, opuściła swoje ciało i dryfowała w nicości, to był jedyny sposób, żeby to się udało. Mało które słowo docierało do jej uszu, nawet nie słyszała dźwięku wierteł, i innych narzędzi, a mimo to czuła gigantyczne wsparcie w swoim mężczyźnie, bo nigdy nie nazwie go swoim chłopakiem. To byłoby nieporozumienie nadać mu tak dziecinne miano, nie zasługiwał sobie na nie! Chociaż... Jak czasami zachowywał się niczym nastolatek, taki słodki, beztroski i radosny to może, ale tylko może, mogłaby go tak nazwać.
Dopiero kiedy cała procedura zakładania plomby się zakończyła, zaczęła wracać do siebie, to była tylko kwestia czasu aż promienny uśmiech wróci na te jej słodkie usteczka, teraz tak bardzo pachnące mentolowym płynem do płukania ust.
Dobrze, że ją chwycił, bo naprawdę by się wywaliła, dlatego też tak kurczowo się go chwyciła. Ściskała w jednej ręce tę cholerną naklejkę i lizaka, jakby te dwie rzeczy tam się przykleiły.
Masakra... ale mi wstyd, że tak to wszystko wyglądało... ja pierniczę, co on musi sobie o mnie myśleć. Nie dziwie się, że nie chciał się spotykać z nastolatką, zachowałam się gorzej niż dziecko... Pewnie już nigdy nie spojrzy na mnie tak samo. Cholera...- naprawdę było jej wstyd przez swoje zachowanie, przez reakcje własnego ciała na tak dużą dawkę stresu, ale Ares przecież w żadnym momencie nie dał jej odczuć, że to śmieszne, irracjonalne, dziecinne, tylko wspierał, był obok, okazywał czułość. Zachował się bardzo dojrzale, choć początkowo pękał w środku ze śmiechu.
Dziewczyna trochę zgłupiała, słysząc słowa Aresa, zarumieniła się tak bardzo, że z bladej jak ściana stała się czerwona jak jabłuszko na jesień, z automatu odzyskała wszystkie kolory, usta też go nabrały i stały się tak soczyste jak zawsze. Zerknęła na dentystę, który był w lekkim szoku, później na Aresa, który uśmiechał się diabelsko i nie mogła nie parsknąć krótkim śmiechem, widząc minę lekarza i swojego mężczyzny — poprawka, TATUSIA.
- Nie mogłeś się powstrzymać, co?- zapytała spokojnie, ale lekko się uśmiechała, a to znaczyło tylko tyle, że nie ma żadnych pretensji, że z tym wypalił i też ją to rozbawiło. Wyszli spokojnie do recepcji gdzie ponownie przywitała ich Anna.
- I co, nie było tak źle, co Gabi? W porządku? Dobrze się czujesz? Może napijesz się wody, kiedy będziesz wypisywać dane do założenia karty?- zapytała bardzo przyjaźnie, szykując wszystkie świstki. Troszkę dziwnie patrzyła na Aresa, który obejmował swoją córkę ramieniem w talii, ale nie skomentowała tego tylko podała dziewczynie sztywną podkładkę i długopis zakończony główką prosiaczka.
- Długopis potem możesz sobie zatrzymać.- dodała równie pogodnie. Gabi uśmiechnęła się sympatycznie i wyplątała z objęć Aresa. Dopiero teraz zaczęło z niej wszystko schodzić i ręce zaczęły jej drżeć, ale dzielnie wypełniała pola w karcie. Jednego się bała... Jaki przyjdzie jej zapłacić rachunek. Anna podała Gabi szklankę wody, by dziewczyna mogła się napić i spojrzała na Aresa z takim błyskiem w oku, jakby chciała go zjeść.
- Dawno Pana u nas nie było Panie Kennedy, zaczęłam już trochę tęsknić za tym zniewalającym uśmiechem...- rzuciła swobodnie i zajrzała do komputera na informacje o tym co było robione u Gabi. Musiała przecież wystawić rachunek za leczenie, a jak wiadomo, leczenie zębów jest koszmarnie drogie i większość ubezpieczeń, jakie posiadają obywatele, go nie pokrywa nawet w połowie. Anna założyła z góry, że będzie to wizyta całkowicie prywatna.
Gabi sięgnęła po szklankę, musiała się napić. Słodki ton Anny i jej maślane oczka do Aresa strasznie podniosły jej ciśnienie, a zaraz miało wyjebać poza skalę.
- To będzie dwa tysiące czterysta czterdzieści trzy dolary, po rabacie stałego klienta Panie Kennedy. - poinformowała, o tym ile mężczyzna ma zapłacić i Gabi mało się nie zakrztusiła wodą, którą właśnie piła. Ponad dwa koła za leczenie zębów... Boże... I jej rodzice wcześniej płacili takie kwoty za jej leczenie? Ona naprawdę nie znała życia, jakby walnęła z rozpędu w ścianę. Wlepiła oczy w Aresa, potem w Annę, ale zaraz wróciła do wypisywania karty. Zostały ostatnie rubryczki do wypisania. Gdy Ares podawał kobiecie plik banknotów, dziewczyna specjalnie uśmiechnęła się uwodzicielsko i pogładziła kciukiem wierzch dłoni Aresa.
Gabi miała dosłownie zeza... Jedno oko na karcie, drugie na kobiecie i Aresie. Akurat zaznaczała ostatni box kiedy zobaczyła to, czego nie chciała zobaczyć. I to nie była wina Aresa, to nie w niego wycelowała swój gniew. Zła wstała, rzuciła wypełnioną i podpisaną kartę na kontuar recepcji, a długopisem cisnęła tak, że uderzył Annę prosto w czoło. Blondynka spojrzała na Gabi w szoku, przyłożyła rękę do czoła i mruknęła: ała...
- Zjeżdżaj z tymi łapami od mojego mężczyzny.- burknęła, mordując kobietę spojrzeniem bazyliszka i momentalnie objęła ramię Aresa obiema rękami, wczepiając się w niego jak miś koala, dając babie jasno do zrozumienia, że on jest zajęty.
- Twojego mężczyzny? To nie twój tata? Przecież... Ja nic nie rozumiem...- zgłupiała, speszyła się i patrzyła to na Aresa to na Gabi.
- Yhym... nie mój tata, a tatuś, jest różnica. Łapy precz od zajętych kolesi.- uśmiechnęła się dumna ze swoich słów i czynów. - Termin następnej wizyty na przegląd za pół roku, zajmij się pracą a nie podrywaniem gorących tatuśków.
Uuuu....Gabi się nieźle odpaliła, ale można to zwalić na dużą dawkę emocji, adrenaliny i... No zazdrosna była! Co tu dużo ukrywać, pokazywała pazurki ta nasza mała kicia. Anna szybko znalazła jej termin, wydrukowała kartkę i mogli spokojnie opuścić klinikę, co też zrobili, a Gabi dumnie zadzierała brodę do góry, nie mając zamiaru puszczać Aresa, dopóki nie doszli do samochodu i się w nim nie znalazła.
Gdy już wsiedli oboje, stało się coś niespodziewanego, coś, o co sama nigdy by samej siebie nie podejrzewała. Bezczelnie wpakowała się Aresowi na kolana, siadając na nim okrakiem, twarzą zwróconą w jego kierunku i pocałowała go namiętnie. Czyżby jej też pasował taki tryb odreagowywania emocji jak i jemu? Może, może... Ale w tym wypadku chciała mu tylko pokazać, jak bardzo on do niej należy a ona do niego.
- Nie...rozumiem...czemu...przy... tobie...jestem...wiecznie...taka...napalona.- wybełkotała między kolejnymi atakami na jego usta. Wargi Gabi smakowały płynem do płukania ust, dziewczyna cała dygotała, to był ewidentny znak, że jej organizm dostał zbyt dużą dawkę adrenaliny, dopaminy i innego stresowego tałatajstwa.

Ares Kennedy
rozbrykany dingo
Gabi
Książę Sycylijskiej Mafii — Właściciel Kuranda Hotel i studia tatuażu
36 yo — 191 cm
Awatar użytkownika
about
I'm an Italian Mafia King who lives in Asutralia So baby don't smile to me if you don't like dangerous game
Lekkie 18+

- Oczywiście, że nie. - Stał dumny jak paw z samego siebie, bo pomijając całe te przerażenie Gabi, ta sytuacja bardzo go bawiła i podniecała jednocześnie. Ciekaw był ile jeszcze ich takich sytuacji czeka, bo na pewno nie jedna i nie dwie. Może przywyknie przestanie być to takie ekscytujące? Na razie jednak postanowił sobie, że będą to wykorzystywać.
Idąc tym cholernym korytarzem dalej czuł te emocje, ten dziwny wzrok ludzi i swojej byłej kochanki. Aneczkę puknął ze dwa razy. Raz w tym jej kantorku na zapleczu, a drugi raz na plaży, gdy spotkał ją przypadkowo. Tyle w zasadzie. Kobieta ewidentnie tęskniła za jego rozporkiem i w sumie nie była to dla niego żadna nowość, one wszystkie zawsze wracały jak miały okazje. Prócz tych, które krzywdził, ale tu tez zdarzały się wyjątki.
- Doprawdy Ann? Widzisz takie codziennie, to w końcu dzięki wam mam taki uśmiech. - Odparł bez żadnego podtekstu, bo wiedział, że Gabi słucha. Nie była głupia, ani ślepa, a na pewno była zazdrosna. Kątem oka zerkał jak wypełnia papiery i widział, że ona tez zerka... zerka i czerwienieje ze złości. Wiedział, że stąpa po polu minowym, a kochanka jeszcze bardziej podsycała atmosferę.
Oj niedobrze... Pomyślał sobie, patrząc już tylko na recepcjonistkę. Nie spodziewał się po Gabi żadnego wybuchu złości, nie publicznie, raczej taka nie była. Myślał, że prędzej przemilczy to, da mu załagodzić sytuację, a dopiero jak zostaną sami,to o to zapyta, albo w ogóle nie zapyta... Przyzwyczaiła go już do nie zadawania pytań, co było dla niego bardzo wygodne w wielu kwestiach.
Czekał, aż poda mu należna kwotę i zajrzał do wypchanego portfela. Przeliczył plik banknotów i okazało się, że ma należną sumę, jeszcze z małą nadwyżką. Dlatego zdecydował się zapłacić gotówką i podał ją recepcjonistce. Spojrzał jej w oczy, w momencie, w którym dotknęła jego dłoni. Normalnie byłoby to zielone światło, by zapytać o której kończy, ale w tym wypadku, po prostu zignorował ten gest.
- Muszę do was niedługo wpaść na przegląd... - Zaczął, na co dziewczyna od razu zabrała się do szukania mu terminu. Jednak przerwała m Gabi, która tak mocno wtuliła się w jego ciało, że pomyślał na początku,że mdleje. Objął ją ramieniem i spojrzał w dół, a jego czy rozszerzyły się z zaskoczenia Co ona powiedziała?! Słuchał tej wymiany zdań i zaczął szczerzyć się jak szczerbaty do sera, czy jakoś tak. Tak, czy siak jego ego zostało właśnie miło połechtane i zalała go dziwna fala dumy. No tego to się po Kwiatuszku nie spodziewał... Spojrzał na recepcjonistkę, która wydawała się być kompletnie zbyta z pantałyku i kiedy ich spojrzenie spotkało się, ramię Aresa poruszyło w górę i w dół. Obydwoje dostali swoje terminy, a Ares nie mógł się powstrzymać przed delikatnym podrażnieniem się z Gabi.
- Dzięki wielkie Ann i do zobaczenia niedługo. - I puścił jej na końcu oczko, wyprowadzając Gabi z gabinetu. W drodze do samochodu zaśmiał się, zerkając na nią z góry.
- Nie spodziewałem się po tobie takiego ataku, to było cholernie seksowne. - Otworzył jej drzwi do samochodu, a kiedy do niego wskakiwała, uderzył ją delikatnie w tyłek. Rozjuszyła go... bardzo go rozjuszyła. Dlatego, kiedy tak bezwstydnie na niego usiadła, ucieszył się wiedząc jaki będzie tego koniec.
- Bo... cholernie... cię... pociągam... - Mruczał pod jej pocałunkami taki z siebie zadowolony. Ego top po tym co się stało... cóż. Emocje wzięły górę, więc to chyba oczywiste, że kochali się na tym parkingu bezwstydnie. Ludzie? Jacy ludzie... samochód aż kiwał się na boki.

/ Koniec

Gabrielle Glass
zdolny delfin
Twój koszmar
brak multikont
ODPOWIEDZ
cron