Agent Federalny — AUSTRALIAN FEDERAL POLICE
34 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
Miłość go zgubiła, ale rodzinne układy nie pozwoliły mu upaść.
Pozwolił sobie nie odpowiadać, nie zmienił nawet wyrazu twarzy, uważając, aby nie zdradzić intencji. Obecnie nie miał powodów, by kłamać. Tak wczesny etap znajomości pozwalał zachować pewne kwestie dla siebie, inne przemilczeć, a głośno wspominać jedynie o tych, które uważało się za godne odkrycia. Życiowy bałagan wolał schować za plecami. Przynajmniej do czasu, gdy sytuacja nie zmusi go do odsłonięcia przed nią kolejnych kart.
— Czterdzieści jeden? — powtórzył, tym razem nie będąc w stanie zamaskować zdziwienia. Marianne wyglądała na znacznie młodszą, prawdopodobnie nie ukończyła nawet trzydziestego roku życia, dlaczego więc poświęcała czas komuś z tak poważną metryką? — Interesują cię jego pieniądze? — spytał, mimo że nie miał pewności, czy zostanie to odebrane jako impertynencja, czy zwykła ciekawość niepodszyta chęcią prowokacji tudzież uprzedzeniami. Zamiast wrzucić ją do przysłowiowego w o r k a z masą kobiet, którym zależało wyłącznie na korzyściach materialnych, wolał zapytać i rozwiać wątpliwości. — Tak. Byłoby miło — mruknął, lecz bez przekonania.
Mało brakowało, a zacząłby ją przedrzeźniać – podobnie, jak robił to z młodszą siostrą, kiedy drażniła go swoimi idiotycznymi tekstami. A po drugie to się nie znasz było argumentem n i e p o d w a ż a l n y m! Dlatego zamilkł, pozostając nieprzekonanym, co skomentował jedynie pobłażliwym uśmieszkiem.
— Nie mamy czasu na przegląd samochodowej szafy, Marianne — upomniał ją, nie przykładając wagi do rzeczy trzymanych w bagażniku. Prawdę mówiąc wystarczyłoby, aby wykazał listę ubrań (niekoniecznie zgodną ze stanem rzeczywistym), a odzyskałby kwotę za nie należną; nie musiał przecież inwestować prywatnych pieniędzy w prowadzone śledztwa. Niestety wiązał się z tym ogrom papierkowej roboty, co skutecznie go zniechęcało.
— Sympatia nie jest w tym przypadku kluczowa. Może kiedyś opowiem ci o tym trochę więcej — stwierdził enigmatycznie, posyłając jej lekki, niewymuszony uśmiech, sugerujący, że wiele w tym temacie miał do powiedzenia, ale wolał się wstrzymać. — Tylko nie wykorzystuj tej słabości przeciwko mnie, dobrze? — zażartował, zerkając w jej stronę. Zasadniczo to Marianne powinna uważać na niego, szczególnie że przy drugim spotkaniu świadomie wciągnął ją w rolę k o n s u l t a n t k i współpracującej z agentem federalnym. Trzeba przyznać, że w ciekawy sposób budowali relację.
— Sprytnie to obmyśliłaś, jestem pod wrażeniem. Mogłabyś tworzyć przeszłość agentom pracującym pod przykrywką. Nie myślałaś o zmianie pracy? — rzucił z uznaniem, lecz jedynie w formie żartu. Z drugiej strony cieszył się, że odnalazła się w roli. Z tyłu głowy wciąż miał obawy, że wciągnął niedoświadczoną dziewczynę w zadanie, które powinien powierzyć komuś lepiej przygotowanemu. Przeczuwał jednak, że urocza Marianne doskonale sobie z nim poradzi.
To, co wyprawiał we własnym samochodzie, nie powinno wzbudzać jej zainteresowania! Flakon perfum – o ile się nie mylił – należał do jego siostry, natomiast kobieta wcale nie musiała o tym wiedzieć.
Żart ze znalezieniem prawa jazdy w paczce chipsów wprawił go w zażenowanie! Zastanawiał się, czy od czasów szkoły podstawowej słyszał go choćby jeden raz.
Westchnął, żałując, że się na to zgodził, kiedy tylko usłyszał, że nie mogła znaleźć w a j c h y od skrzyni biegów. Mało brakowało, a ponownie kazałby się jej przesiąść. — Popraw lusterka! Fotel ustawiasz panelem po lewej stronie. Są jeszcze ludzie, którzy nie korzystają z automatów? — starał się zachować spokój i opanowanie, ale w jego głosie pojawiła się nuta dramatyzmu. Bał się o swój samochód! Obiecał sobie, że jeśli cokolwiek mu się stanie, zmierzy się z niezbędną papierologią, byle tylko odzyskać pieniądze za naprawę.
— Zaczynam podziwiać pana m a j o r a za to, że ma do ciebie cierpliwość — rzucił pół żartem, pół serio, chowając się z tyłu. Gdy Marianne nacisnęła na gaz, przymknął oczy i zmusił się do zaciśnięcia zębów.
— Musisz skręcić w lewo, w ulicę Azaliową. Po prawej stronie zobaczysz sklep z narzędziami, wtedy skręcisz w prawo i dalej pojedziesz prosto, aż zobaczysz dom. Jasne ściany, pomarańczowa dachówka, płot zbity z desek, nic wyszukanego. Numer 213. Zaparkuj blisko, pilot do samochodu miej cały czas pod ręką. Dużo się uśmiechaj, opowiedz o dzieciach, psie i wakacjach na Krecie. Cokolwiek, byle mówić. Im bardziej je zagadasz, tym o mniejszą ilość szczegółów będą pytać — mówił, nie wychylając się, co było dla niego istną torturą.
— UWAŻAJ NA DZIURY! — podniósł głos, kiedy dosłownie poczuł, jak opona trafia na wyrwę w asfalcie.

Marianne Chambers
australia
Karo
asystentka i pacjentka — w kancelarii i w szpitalu
28 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
Panna z wygwizdowa z centralnej części kraju. Asystentka w kancelarii prawnej, a przy tym pełnoetatowa pacjentka szpitala z uwagi na poważną wadę serca, chociaż z tego akurat wolałaby zrezygnować.
Właściwie to rzadko kiedy ktokolwiek pytał ją o wiek Jonathana, teraz w zasadzie nie potrafiła sobie przypomnieć, kiedy ostatnio była w sytuacji, gdy kogoś ta kwestia interesowała. Dla Mari jednak, tak jak wiele innych, nie była ona żadną tajemnicą, a zdziwienie Gusa skomentowała w pierwszym rzucie szczerym i szerokim uśmiechem. Ten zmalał dopiero przy kolejnym pytaniu, przez które dała mu zaraz kuksańca w bok.
- No wiesz! - rzuciła z wyrzutem. - Nie wiem ile Jonathan ma pieniędzy i nie chcę się nigdy dowiadywać, ale na pewno wolałabym, żeby miał ich mniej - wypaliła z miejsca, unosząc nieco podbródek i zaplatając ręce pod biustem. Chociaż jej rodzina była uboga, a życie na wsi wymagające, Mari uważała, że jej dzieciństwo było szczęśliwe i wcale jej niczego nie brakowało. - Poza tym wiek to tylko liczba... mój poprzedni narzeczony był w moim wieku i jednak przy Jonie muszę przyznać, że co dojrzały mężczyzna, to dojrzały mężczyzna - wyszczerzyła się głupkowato i uniosła kilka razy brwi z sugestywnym wyrazem twarzy. Jak już było powiedziane, nie wstydziła się różnicy wieku, jaka jest między nią, a Wainwrightem, a nawet o tej często zapominała. Poza tym gdyby był on w jej wieku, pewnie wiadomość o ciąży byłaby dużą paniką, a tak... tak i tak jest paniką, ale nie przez samą ciążę, a fakt, że Marianne może jej nie przeżyć, więc jakby... to inna historia.
- Przejrzałabym ją w mgnieniu oka, w niektórych kręgach mówią na mnie rekin wyprzedaży, ale niech już ci będzie - niechętnie zrezygnowała z przeglądania ubrań, które krył w bagażniku, ale powtarzała sobie, że te nie należą do niej i nie jej decydować, jakie znajdzie dla nich przeznaczenie.
- Uuu, zgrywamy tajemniczego, co? No dobrze, może być kiedyś, nie chcę przesadzać ze swoim zainteresowaniem - zaśmiała się krótko, ale jego prośba sprawiła, że chichot ponownie wybrzmiał w samochodzie, a jej mina nie zdradzała niczego dobrego. - Nie mogę ci tego obiecać... tylko głupi nie wykorzystałby takiej słabości - pokręciła głową na boki, ale oczywiście nie knuła w swojej głowie żadnych niecnych planów. Kompletnie nie należała do tego typu osób, intrygi nie były jej materią, chyba, że ktoś tak, jak dzisiaj, prosił ją o pomoc, ale i to bardziej uważała za zabawę.
- Mój drogi... widziałam zbyt wiele seriali w swoim życiu, by nie ogarnąć na już dobrego scenariusza - zamarkowała dumny ton głosu, ale jej oczy nadal pełne były tego typowego blasku, jaki towarzyszył rozbawieniu. - Poza tym wszystko zależy od tego, ile byście mi zapłacili - dodała jeszcze zgodnie z prawdą. Nie, żeby rozważała zmianę pracy i pewnie też nikt nie chciałby takiej pracownicy jak ona, szczególnie teraz, gdy więcej jej nie było, niż była. No, ale o tym Gus nie wiedział, a ona czerpała z tej znajomości, w której nie jest wiedzą powszechną to, jak duże ryzyko śmierci nad nią ciąży.
Nie bała się nigdy prowadzić, ale kolejny raz od wyprowadzki z domu miała sposobność kierować drogim samochodem i znów właściciel ów pojazdu zaczynał działać jej na nerwy.
- Tak Gus, a nawet lepiej! Są tacy, co mają jeszcze komórki z klapką - burknęła, bo w swoim własnym odczuciu doskonale sobie radziła. Nie spieszyła się, jechali przed siebie, nie było wypadków, kilka razy delikatnie podskoczyli, ale bez tragedii. W końcu musiała się przyzwyczaić. - Zaczynasz to ty sobie grabić, mój drogi... i to tak srogo - odpowiedziała odnośnie tych słów co do cierpliwości Jonathana. Faktycznie miał jej sporo, ale też często mu jej nie starczało, jednak kłótnie były silnym spoiwem między tą dwójką. O tym teraz wolała nie myśleć, będąc skupioną na drodze i wskazówkach Augusta, gadać umiała, to na pewno jej się uda, ale kiedy jej towarzysz podniósł głos, skończyły się przelewki! - Gus, zaraz ciebie wysadzę i tutaj poczekasz, aż wrócę! - rzuciła tonem matki nieznoszącej sprzeciwu, jakby cokolwiek miała prawo do dyktowania takich warunków. Podjechała też pod wskazany adres, zatrzymując samochód i dla niepoznaki otworzyła lusterko, niby się w nim przeglądając. Przyłożyła nawet telefon do ucha, prawdziwa agenta, by mogła coś mówić. - Jakieś ostatnie złote rady, panie agent? - zagadnęła, gotowa zaraz wyjść i wcielić w życie tę maskaradę.

Gus A. Hemingway
Agent Federalny — AUSTRALIAN FEDERAL POLICE
34 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
Miłość go zgubiła, ale rodzinne układy nie pozwoliły mu upaść.
August nauczył się zadawać pytania – między innymi na tym polegała jego praca. Zdobywanie, porządkowanie, przetwarzanie i wykorzystywanie informacji zespoliło się z nim. Zależnie od okoliczności pozwalał sobie na poszerzanie wiedzy lub skupiał się na tym, by trzymać język ukryty za wybielonymi zębami. W przypadku znajomości z Marianne pierwsza z opcji była na tyle kusząca, że nie zamierzał się powstrzymywać.
— Auć — rzucił, rozmasowując miejsce, w które go dźgnęła. Nie, nie sprawiła mu ani bólu, ani dyskomfortu. Zrozumiał jednak m e t a f o r y c z n e znaczenie tego pstryczka. — Pieniądze to cholernie ważna kwestia. Nie lekceważ tego, zabezpiecz się. Zanim… Przepraszam, czy masz na myśli seks? — spytał, utkwiwszy w niej spojrzenie, które sugerowało, że nie mógł uwierzyć, że Marianne w ogóle w i e czym seks jest. Trochę jakby znalazł paczkę prezerwatyw w kieszeni kurtki należącej do młodszej siostry i wahał się, czy przypadkiem nie pomyliła ich z balonami. — Wiek nie zawsze idzie w parze z doświadczeniem. Niektórzy już w młodości wiele go nabierają — wyjaśnił, w c a l e nie myśląc o sobie. — Wiesz, że to oznacza, że miał przed tobą dużo partnerek? Jakoś musiał nauczyć się sztuczek, za które teraz tak go cenisz — zauważył, zerkając na nią z zadartą ku górze brwią. Czy próbował nastawić ją negatywnie? Otworzyć jej oczy na aspekty, o których sama mogłaby nie pomyśleć, wiedziona zauroczeniem? Tak naprawdę szczęśliwi ludzie odrobinę go drażnili. Prawdopodobnie dlatego, że jego małżeństwo okazało się katastrofą.
Ucieszył się, że zakończyli temat schowanych w bagażniku ubrań. Natomiast kolejne zaczepki ubarwione dziewczęcym chichotem skomentował jedynie uśmiechem posłanym znad kierownicy, udając, że w pełni skupia się na drodze przed nimi.
— To zależy od tego, jak dobrze byś się spisywała — odparł, doskonale wiedząc, że p a ń s t w o w e pieniądze to wierzchołek bardzo wysokiej, ukrytej pod mętnymi wodami, góry lodowej. Szczyt był widoczny dla każdego, ale wszystko, co kryło się poniżej, było dostępne dla nielicznych.
— Na takich uważaj. Starsze urządzenia trudniej namierzyć, a zamiast ułatwiać, utrudniają życie, więc każdy kto posiada telefon z k l a p k ą momentalnie staje się podejrzanym — stwierdził. Posłał ku niej rozbawiony uśmiech, na moment zapominając, jak źle czuł się pozbawiony kontroli nad samochodem, co więcej oddając ją kobiecie z r ó ż o w ą spódniczką. Może nie powinien, ale nie potrafił przestać postrzegać Marianne przez pryzmat cukierkowego koloru. Pierwsze wrażenie zostanie z nim na zawsze.
— Udawaj głupszą, niż jesteś w rzeczywistości — podsunął, czując, że sam zaczyna się denerwować. Po pierwsze było mu niewygodnie – nie po to wydał górę pieniędzy na samochód, by teraz zwijać się na jego tyłach w pozycji, w której krew przestawała docierać do wszystkich partii ciała. Po drugie wiedział, że od zdobytych przez kobietę informacji wiele zależało. Liczył na pomyślność tego przedsięwzięcia. Lecz jeśli cokolwiek pójdzie źle, będzie mógł winić samego siebie.
Słyszał jak Marianne otwierając bagażnik, wzdycha ciężko; czyżby na widok przygotowanych rzeczy? Zatrzasnęła go z większą siłą, niż powinna, co ponownie wzbudziło w nim niemal fizyczne cierpienie. Teraz pozostało mu tylko czekać i mieć nadzieję, że żadne potknięcia nie będą miały miejsca.

Marianne Chambers
australia
Karo
asystentka i pacjentka — w kancelarii i w szpitalu
28 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
Panna z wygwizdowa z centralnej części kraju. Asystentka w kancelarii prawnej, a przy tym pełnoetatowa pacjentka szpitala z uwagi na poważną wadę serca, chociaż z tego akurat wolałaby zrezygnować.
Nigdy nie należała do skrytych osób, jak już to do tych, które zarzucają rozmówców zbyt dużą ilością faktów, o które nikt nie prosił. Sama też lubiła zadawać pytania, to nie tak, że skupiała się tylko na sobie. Zwyczajnie cały ten proces poznawania kogoś uważała za szalenie atrakcyjny, a fakt, że ktoś miał ochotę zrozumieć jej podejście do życia czy jakiś mniejszych spraw, niesamowicie jej schlebiał.
- Jezu, Gus, jaki ty jesteś bezpośredni! - skarciła go, ale też pod koniec tych słów parsknęła śmiechem, co raczej zdradziło, że wcale oburzona nie była. - Ale i owszem... wcześniej za nim nie przepadałam, a teraz jest super - przyznała, pozwalając sobie na tą szczerość, bo nigdy przenigdy nie wstydziła się swojej historii, pochodzenia, wykształcenia i tego, na jakim poziomie były jej życiowe doświadczenia. Lubiła wierzyć w to, że jest autentyczna i nawet jeśli komuś to nie odpowiadało, to cóż... trudno. - Ale no, żeby nie było, to nie tylko to... na początku miałam Jonathana za wyniosłego gbura, ale skradł moje serce - dodała uśmiechając się pod nosem i darując sobie żarciki o tym, że prawie dosłownie, bo planuje jej ten organ rzeczywiście wyrwać z piersi i zastąpić innym. - Tylko, że jeśli na jakimś polu się nie dogadujemy, to właśnie finansowym... okay, kasa jest ważna, ale tam gdzie się wychowałam nigdy nie było jej za wiele, więc inaczej podchodzę do jej wartości. Ceny są dla mnie ważnym czynnikiem wyboru produktu, a wy, bogole, zdajecie się na nią nie zwracać uwagi i spoko, fajnie, kto jak woli, ale ja wolę zjeść burgera z sieciówki, jeśli zapłacę za niego trzy razy mniej, jak nie lepiej, niż w jakiejś fą fi fą restauracji, w której po prostu wepchnął mi w niego długą wykałaczkę, bo omg, jesteśmy tacy fancy, my i nasze wystające z bułki patyki - zamachała dłonią gestykulując w powietrzu, dość mocno wczuwając się w swoją barwą opowieść, o którą Gus się nie prosił, ale chyba na tym etapie zdążył już zauważyć, że pewne anegdotki, to nieodłączny element rozmawiania z Mari. - I co, August, ty jesteś przykładem takiego faceta, co to w młodości był już jurny, jak Casanova? - wyszczerzyła się szeroko, wracając jeszcze do tej kwestii, a po chwili wzruszyła ramionami. - Domyślam się, że były jakieś kobiety... miał też byłą żonę, więc trudno by ze mną robił cokolwiek i nie chodzi mi tylko o sprawy łóżkowe, czego nie robił już z kimś wcześniej, ale gdybym tak to miała analizować... to pewnie nie mogłabym w nocy spać. Ty zwracasz na to uwagę u partnerek? Bo właśnie słyszałam, że mężczyźni dzielą się albo na takich, co wolą bardziej doświadczone kobiety, albo właśnie takich, którzy sami je wszystkiego chcą nauczyć - była zafascynowana zdobyciem wiedzy na tym polu, gdyż zdecydowaną większość informacji na temat męskich preferencji, czerpała z filmów. W swoim życiu była w dwóch związkach, więc cóż... ona sama nie mogła popisać się imponującym doświadczeniem.
Uśmiechnęła się jeszcze, kręcąc głową na boki, jakby w ten sposób chciała pokazać, że mimo wszystko jeszcze poważnie nie myśli o tej swojej karierze szpiega, tym bardziej, że nie padły żadne konkretne liczby.
- Yhhhhm... dobrze, że nie poznałeś mojego ojca, bo pewnie na tej podstawie byś go od razu spacyfikował... chyba, że on ciebie pierwszy, jakbyś jego ukochany telefon z klapką zaczął obrażać - cmoknęła pod nosem. Oczywiście rozumiała co August miał na myśli, ale prostą dziewczyną była, nie myślała szpiegowskimi kategoriami i rzadko kiedy uważała kogokolwiek za podejrzanego. Miała nadzieję, że i jej nikt za taką nie weźmie, kiedy już wysiadła z samochodu. Jedynie kiwnęła głową na znak, że rozumie, po czym poszła do bagażnika. Nie powinna dźwigać, ale to nie był pierwszy raz, kiedy ignorowała ten fakt, więc jedynie sapnęła głośniej, podnosząc pakunki i ruszyła w stronę odpowiednich drzwi. Trochę jej tam zeszło, faktycznie. Oddała ubrania, poznała Hannah, a jako, że kiedyś gdzieś usłyszała, że tak długo, jak nie trzeba kłamać, warto tego nie robić, dla wiarygodności. Powiedziała, że jej narzeczony pochodzi z zamożnej rodziny i jest lekarzem, a kłamstwem była wzmianka o tym, że ona radośnie wydaje jego pieniądze, co spotkało się z powszechną aprobatą zebranych pań. Obejrzały kilka ubrań, chyba były z nich zadowolone, więc Mari zaraz zapytała, czy nie potrzebują jeszcze czegoś. Zapytała o potrzeby tych biednych, wspomniała, że dopiero co wymieniała parę sprzętów domowych i mogłaby poprosić narzeczonego, żeby je przywiózł, już pod konkretny adres. Od słowa do słowa, przy kawce i ciasteczku, udało jej się zebrać różne informacje, a przy tym numery telefonów i w zasadzie to zapomniała o tym, że jest na jakiejś misji, bo jak zwykle, rozmawiało jej się przyjemnie. Z trudem przypomniała sobie o Gusie chowającym się w samochodzie. Pożegnała się więc ładnie i wróciła do wozu, będąc cicho, dopóki nie odjechali w bezpieczne miejsce. Zatrzymała się wtedy na poboczu i przesiadła na fotel pasażera, a kiedy August zajął ten przed kierownicą, wyciągnęła ze swojej torby serwetkę z ciasteczkami.
- Co? - zapytała, widząc, że na nią spojrzał. - Chcesz? Wzięłam kilka na drogę, bo były przepyszne... takie kieszonki z kremem waniliowym, ale zwróć uwagę na te czarne kropeczki... z prawdziwej wanilii ten krem, a nie, że jakaś popierdółka - wyjaśniła, pakując jedno ciasteczko do ust. - W ogóle to wiem, gdzie mają ten główny magazyn... powiedziałam, że mam do oddania lodówkę, piekarnik i zmywarkę, więc mogę to zawieźć pod konkretny adres i mi ta Hannah dała namiary na kontenery, w których składują rzeczy przed wysyłką - wyjaśniła, po tym, jak już przegryzła pierwszy kęs. - Naprawdę pycha, spróbuj, bo pożałujesz potem - zachęcała go dalej, jak gdyby nigdy nic, podsuwając mu bliżej ciasteczko.

August T. Hemingway
Agent Federalny — AUSTRALIAN FEDERAL POLICE
34 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
Miłość go zgubiła, ale rodzinne układy nie pozwoliły mu upaść.
Wzruszył ramionami.
W jego opinii wszystkie zadane pytania były zasadne oraz wynikały z przebiegu rozmowy. Nie byłby jednak zaskoczony, gdyby na jego policzku rozkwitł czerwony, piekący ślad kobiecej dłoni; choć w obecnych warunkach zadanie ciosu otwartą dłonią byłoby nieco problematyczne.
— Romantycznie — rzucił, jednak na próżno było doszukiwać się w jego głosie szczerego uznania. — Ja pozostanę przy g b u r z e, pozwolisz? — zaintonował to jako pytanie, lecz wcale nie szukał u Marianne zgody. Z jego perspektywy lekarz/major (przede wszystkim jednak pan w średnim wieku z bardzo prawdopodobnym kryzysem, który obecnością młodej partnerki rekompensuje sobie upływający czas) nie wydawał się właściwą osobą do ulokowania uczuć. — Rozumiem, że masz go do kogo porównywać, tak? — wrócił do tematu seksu, tym razem znacznie mniej poważnie, raczej po to, by pociągnąć Marianne za język i skłonić do powierzenia mu informacji, które mogłyby podważyć jej argumenty. Tak czy inaczej, była to dla niego wyłącznie forma rozrywki. Polubił tę trzpiotkę, ale nie zamierzał wtrącać się do jej prywatnego życia. Nawet jeśli miała popełnić błąd, może przynajmniej czegoś ją on nauczy.
Naprawdę, n a p r a w d ę próbował słuchać wszystkiego, o czym opowiadała, ale słowa wylewały się z niej z taką szybkością w dodatku w tak dużej ilości, że był przekonany, że co najmniej połowa w ogóle nie miała znaczenia.
— Mięso w burgerach z sieciowych knajpek nie jest warte dolara. Jeśli ważne są dla ciebie pieniądze, to powinnaś wydawać je na rzeczy dobrej jakości, a nie po prostu tanie. Tanie ubrania szybciej niszczeją. Weźmy na to garnitury. Wydasz sto dolarów, a dostaniesz źle układającą się szmatę, która po pierwszym oddaniu do pralni będzie nadawała się wyłącznie na śmietnik. Jeśli kupisz garnitur za tysiąc dolarów, będziesz wyglądał fantastycznie, bo poprawki dostaniesz w cenie, nie wyrzucisz go po pierwszej imprezie, więc jednocześnie zrobisz coś dobrego dla środowiska. Dasz też zarobić prawdziwym krawcom, a nie chińczykom — mówił, gotowy odeprzeć każdy argument. — Ale jeśli chcesz truć się zmielonymi resztkami udającymi mięso, śmiało — dodał, wzruszając ramionami. Nie było standardem to, że cena szła w parze z jakością, ale podany przez Marianne przykład zwyczajnie go rozśmieszył. Nie miał pojęcia, jak dziewczyna z takim nastawieniem, odnajdowała się w przestrzennym, a przede wszystkim cholernie k o s z t o w n y m apartamencie. — Twojemu prywatnemu lekarzowi nie przeszkadza, że jesz świństwa? — dopytał, nie mogąc się powstrzymać przed ponownym poruszeniem tematu Jony. Nie miał pojęcia, dlaczego tak uczepił się jego osoby. Może po prostu był łatwym celem, a uszczypliwości wobec niego wydawały się same przychodzić na język.
— Czy ja wiem… Chyba mieściłem się w normie — stwierdził, po czym podrapał się z tyłu głowy. Zdecydowanie częściej myślał o seksie teraz. Będąc młodszym, próbował buntować się przeciwko rodzicom, upierając się, że życie, do jakiego go zmuszali, nie było dla niego – to zajmowało mu myśli. Natomiast teraz traktował seks trochę jak remedium. I wcale nie uważał, by było w tym coś złego.
— Wolę, kiedy kobieta wie, co robić. Nie lubię uczyć, to czasochłonne — przyznał, zerkając na nią z lekkim uśmieszkiem. — Oczywiście bywają od tego wyjątki — zaznaczył na wszelki wypadek. Jeśli kobieta byłaby wyjątkowo atrakcyjna i wyjątkowo zainteresowana, był skłonny pobawić się w nauczyciela.
Kiedy Marianne wyszła z samochodu, czas zaczął płynąć wolniej. August kręcił się schowany na tylnych siedzeniach, bo z każdą chwilą coraz bardziej drętwiały mu nogi. Próbował nie wyobrażać sobie przebiegu sytuacji – wolał nie nastawiać się z góry na żaden ze scenariuszy. Mimo to zachowywał czujność. Uchylił szybę, by lepiej słyszeć wszelkie odgłosy; oby żaden nie okazał się niepokojącym.
Odetchnął dopiero, kiedy kobieta usiadła w samochodzie. O mały włos nie wychylił się, chcąc sprawdzić, czy wszystko było w porządku.
Z przyjemnością wysiadł z samochodu i rozprostował ciało – koniecznie będzie potrzebował porządnego masażu. Jeszcze lepiej poczuł się, mogąc złapać za kierownicę; Marianne spisała się za kółkiem, lecz czuł się pewniej samemu mając kontrolę.
Najpierw poczuł zapach ciasteczek, dopiero później zobaczył je na kolanach Mari. Przewrócił oczami, nie mogąc uwierzyć, że zabrała je na z a p a s! — Markowe okulary i ciastka zawinięte w chusteczkę. Nie ma co, umiesz wejść w rolę — mruknął. Gdyby nie to, że wróciła w stanie nienaruszonym – a może nawet o kilogram cięższa, skoro ciasteczka okazały się takim hitem – nakładałby jej do głowy trochę o tym, jak minimalizować ryzyko przejrzenia podczas akcji.
— Zapisałaś je? — spytał, mając na myśli adresy. Pamięć bywała zwodnicza, a przecież one były kluczowe. Musiał mieć pewność, że Marianne niczego nie pomiesza.
— Jeśli ubrudzisz mi tapicerkę tym k r e m e m, pożałujesz, a ciastka odbiją ci się czkawką. a

Marianne Chambers
australia
Karo
asystentka i pacjentka — w kancelarii i w szpitalu
28 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
Panna z wygwizdowa z centralnej części kraju. Asystentka w kancelarii prawnej, a przy tym pełnoetatowa pacjentka szpitala z uwagi na poważną wadę serca, chociaż z tego akurat wolałaby zrezygnować.
Marianne zdecydowanie była romantyczką. Z resztą nigdy tego nie ukrywała, a nawet często dzieliła się swoimi zakrzywionymi, a wręcz odrealnionymi wizjami.
- No byłabym zniesmaczona, gdybyś wolał także podarować mu swoje serce - parsknęła, nie przejmując się kompletnie wyborem Augusta. Wcale też ten temat jej nie przeszkadzał, ale na dobrą sprawę z Mari trudno było o rozmowę, w której czułaby się całkowicie niezręcznie. Raczej należała do bardzo otwartych osób. - Miałam przed nim innego narzeczonego - wyjaśniła, gdy zapytał, czy ma go do kogo porównać. Nie było to spektakularne doświadczenie, bo tych kochanków w swoim życiu miała aż dwóch, ale zdecydowanie zmiana między jednym, a drugim mocno otworzyła jej oczy na pewne kwestie.
- Typowe myślenie bogatych ludzi, którym się wydaje, że każdy ma pieniądze na to, by inwestować w jakość... - przewróciła oczami, prychając przy tym cicho. - Ja wiem, że to fajnie brzmi... ale wiesz, nie każdy ma sumę na coś lepszego, a nie może na buty z wyżej półki odkładać przez kilka miesięcy, bo potrzebuje ich na już. A poza tym... pieruna, tysiak za garniak? Auć... to mnie boli w uszy, za tysiaka to idzie sobie życie ułożyć - oczywiście, że dalece hiperbolizowała i sama była tego świadoma, ale też cała ta jej wypowiedź nie była podszyta pretensją, a jedynie utrzymana w lekkim żartobliwym tonie. Co by nie powiedzieć, posiadała pewien dystans i też nigdy nie wstydziła się tego kim była, skąd pochodziła czy jakie miała podejście do życia. Niektórym to pasowało, innym nie i nic na to nie mogła zaradzić. - Dzięki za pozwolenie, no kamień z serca, bo już się bałam, że koniec zmielonych resztek, które tak kocham - wyszczerzyła się do niego, jak ten wredny chochlik, ale nie była pewna, czy w lusterku mógł to zobaczyć czy nie. Inna sprawa, że uśmiech zszedł jej z twarzy, gdy zapytał o Jonathana. Był to w końcu dość drażliwy temat. - Przeszkadza. Po pieniądzach, to drugi z niechętnie poruszanych przeze mnie z nim tematów... chociaż w sumie to trzeci - myślała na głos, skupiona na moment bardziej na drodze, niż chowaniem języka za zębami. Zerknęła jeszcze w wewnętrzne lusterko, jakby chciała sprawdzić, jak w tej niewygodnej pozycji trzyma się właściciel samochodu, ale zamiast skupić się na tym, uśmiechnęła się sugestywnie.
- Aż boję się zapytać, czym jest norma dla młokosa z dzianej rodziny - trochę go podpuszczała, mając nadzieję, że na tym etapie już wiedział, że jeśli się drażniła, to jedynie nieszkodliwie i dla żartów. Przyjemnie czuła się jednak z tym, że mimo dość krótkiego stażu znajomość, jakimś cudem naturalnie przychodziła im swobodna rozmowa. Albo może to tylko Mari... w każdym razi czuła się dość dobrze w towarzystwie agenta.
- Yhm - zmarszczyła delikatnie nos, jakby zastanawiała się nad czymś. - W sumie tak bym celowała... że wolisz doświadczone kobiety. W sumie to fajnie... że odchodzi się od myślenia, że kobieta prowadząca bogate życie seksualne nie jest tak pożądana. Tam skąd pochodzę wciąż jest dość staroświeckie podejście w tym temacie - przyznała, chociaż przy okazji sama zdecydowanie z punktu widzenia matematycznego była raczej mniej doświadczona, niż bardziej. Był Martin i teraz Jonathan i koniec historii. No, ale też nie stanowiło to dla niej większego problemu, a podczas całej tej swojej misji, zdecydowanie skupiona była na czymś innym. Jak już zgodziła się na tę akcję, to rzeczywiście chciała pomóc. Miała nadzieję, że Gus to doceni, bo osobiście była z siebie zadowolona.
- Wiesz, bo poszłam w klimaty nie tyle bogolskie, co ekstra bogolskie... wiesz, mam już tyle hajsu, że totalnie nie dbam o pokazywanie, że jestem bogaczem i dlatego biorę słodycze na wynos - wzruszyła ramionami, kompletnie nie przejmując się jego uwagą. Jakby... miała ciastka, więc wygrała tę wizytę. Teraz też przeżuwała kolejnego kęsa, utwierdzając się w przekonaniu, że niczego nie żałuje. - Ano, zapisałam, w telefonie. To ten moment, w którym mi dziękujesz i mówisz, że beze mnie byś sobie ni poradził, Gus - rzuciła konspiracyjnym tonem i puściła mu oko, jakby zdradzała wielki sekret wszechświata. - Ohooo! I co mi zrobisz, panie agencie? - wyszczerzyła się szerzej, po czym wzięła się za kolejne ciastko, pokazując mu, jaka jest przerażona tą groźbą. - To raczej ty nie chcesz widzieć, jaka wściekłość by ze mnie wyszła, gdyby twoja tapicerka próbowała dobrać się do mojego kremu - próbowała naśladować ton jego głosu. - I jednak nie dostaniesz ciasteczka, totalnie sobie nie zasłużyłeś - podsumowała jeszcze, wierząc, że ma czego żałować. Naprawdę była to istna uczta dla podniebienia.

August T. Hemingway
Agent Federalny — AUSTRALIAN FEDERAL POLICE
34 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
Miłość go zgubiła, ale rodzinne układy nie pozwoliły mu upaść.
— Wolę zatrzymać je dla siebie — wtrącił, mając na myśli własne serce. Nie, z pewnością nie oddałby go żadnemu f a c e t o w i. Co więcej, w tym momencie życia nie chciałby oddawać go również żadnej kobiecie. Jedno nieudane małżeństwo w pełni mu wystarczało. — Zaczyna robić się interesująco. Opowiedz mi więcej, Marianne — poprosił, zerkając na nią z półuśmiechem. Ciekawiło go, kim był mężczyzna, którego zdecydowała się wymienić na chirurga po czterdziestce.
Otwartość prowadzonej rozmowy bardzo mu odpowiadała. Wprawdzie na swój temat nie mówił zbyt wiele, lecz chętnie wyciągał z kobiety kolejne informacje, powoli kreując sobie jej obraz. Jeśli to spotkanie nie okaże się ich ostatnim, być może on również zacznie chętniej opowiadać o swoich przeżyciach.
— Moje są droższe — przyznał bez ogródek. — Ale zakładając taki za około tysiąc dolarów nie przyniesiesz sobie wstydu. Bo wygląd ma znaczenie. Możesz udawać, że to nieprawda, ale po co? Każda znajomość zaczyna się od spojrzenia. Im lepsze pierwsze wrażenie zrobisz, tym mniejszym kosztem osiągniesz cel. I nie, nie mówię tylko o podrywaniu — zaznaczył, brnąc głębiej w temat pieniędzy. — Zdrowiej się ożywiasz, mniej chorujesz, mniej wydajesz na lekarzy. Więcej inwestujesz w zdobywanie wiedzy, więcej zarabiasz. Płacisz więcej za reklamę, więcej zarabiasz na swoim biznesie — mówił, bo w jego ocenie to było bardziej niż oczywiste. Marianne znajdowała argumenty przeczące jego teorii, ale żaden z nich nie był na tyle silny, by zdołała go przekonać. — Pośpiech i niecierpliwość są wrogami interesów — dodał, tym razem posyłając w jej kierunku zaczepny uśmiech. Miał rację. Przekonanie widoczne było na jego twarzy. Cała rozmowa pozostawała jednak przyjazną wymianą zdań. August nie zamierzał zmieniać tego w kłótnię.
— Wygląda na to, że nie jesteście zbyt zgraną parą — stwierdził bez podtekstów oraz złośliwości. Związki idealnie nie istniały. Ludzie miewali inne poglądy, a to doprowadzało do konfrontacji – czasami dość nieprzyjemnych. — A drugi temat? — dopytał.
Wzruszył ramionami, lecz nie mogła tego dostrzec, bo wciąż gnieździł się z tyłu w bardzo niewygodnej pozycji; teraz już wiedział, dlaczego awansowanie było dla niej cholernie istotne. Nie mógł dłużej pracować jako podrzędny agęcina, którym można było wycierać podłogi.
— Pamiętaj, że czym innym dla mężczyzny jest pójść z kobietą do łóżka, a czym innym związać się z nią. Sam nie wiem, czy chciałbym wejść w stałą relację z panną, która będzie doskonała w seksie, ale będzie miała za sobą długą listę przerobionych partnerów — stwierdził. Tego typu kwestie były bardzo indywidualne, dlatego nie zamierzał generalizować. Być może – gdyby zakochał się podobnie, jak w momencie poznania byłej żony – nawet bardzo długa lista nie okazałaby się przeszkodą.
— Najważniejsze, że masz to, czego potrzebowałem — uznał, ignorując ciastka, nad którymi tak się zachwycała.
Pochwycenie kierownicy mocno poprawiło jego samopoczucie. Musiał poruszyć karkiem, by pozbyć się napięcia; kiedy strzelił, ulga była niewyobrażalna.
— Tak, bardzo ci dziękuję. Tak, bez ciebie bym sobie nie poradził — powtórzył. I choć słychać było w jego tonie nutę rozbawienia, mówił szczerze. W tym konkretnym przypadku potrzebował pomocy. Nie mógł załatwić tego w pojedynkę, co odrobinę go wkurzało. Lubił samodzielność. — Teraz jesteśmy kwita.
Zaśmiał się. Nie potrafił jednak wstrzymać zapędów i co chwila spoglądał na Marianne i tapicerkę wokół niej. — Zjedz wszystkie. Zasłużyłaś.

Marianne Chambers
australia
Karo
asystentka i pacjentka — w kancelarii i w szpitalu
28 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
Panna z wygwizdowa z centralnej części kraju. Asystentka w kancelarii prawnej, a przy tym pełnoetatowa pacjentka szpitala z uwagi na poważną wadę serca, chociaż z tego akurat wolałaby zrezygnować.
Zerknęła na niego do boku, przez chwilę nieco czujniej mu się przyglądając. Zastanawiała się, czy jego słowa były rzucone od tak, czy może faktycznie stało za nimi głębsze znaczenie.
- Mnie w sumie bardziej zainteresował ten temat twojego serca... ale coś czuję, że to na jakąś dłuższą rozmowę - zauważyła bez pardonu, z góry zakładając, że uda im się ten temat przedyskutować. Jego własną prośbę skwitowała jedynie parsknięciem. - To niezbyt interesujące... Jestem ze wsi, w szkole związałam się z synem właścicieli lokalnej hodowli koni i no... wszyscy oczekiwali, że będzie ślub i prawie dałam się wmanewrować w tą historię, ale zwiałam tutaj - skróciła to bardzo, pozwalając mu samemu zadecydować, czy taka ilość informacji mu wystarczała, czy może chciałby dowiedzieć się czegoś więcej... kiedyś, też przy lepszej okazji, bo teraz miała dobry humor i ciastka, którymi mogła zapychać swoje usta. Mało się też nie zakrztusiła, tymi jego rewelacjami!
- Ja pierniczę! Nie chcę chyba wiedzieć, ile na sobie nosisz, ale jakby ktoś ciebie napadł i rozebrał, to bynajmniej w celach erotycznych, mój drogi - pokręciła głową na boki, próbując jakoś sobie ułożyć te informacje ze świata bogatych ludzi. Owszem, obracała się w takich kręgach. Ba, miała się wżenić w zamożną rodzinę, ale tematu finansów unikała jak ognia, więc nikt tak otwarcie jej nie mówił o tym, jakimi kwotami mierzy się szafy ludzi z wyższych sfer. - Wiesz, jak ja ciebie poznałam, miałam na sobie trampki z promocji i spódniczkę z drugiej ręki, a jakoś patrz... siedzę sobie w twoim bogolskim wozie i nawet dałeś mi go prowadzić! Ha! - zawołała, wyraźnie zadowolona z tego, że mogła powołać się na ten przykład. Inna sprawa, że równocześnie miała np. na nadgarstku cholernie drogiego smart watcha, a na palcu niemałą fortunę, ale ponownie... była tego nieświadoma. - Nie dogadamy się w tej kwestii, Gus, tyle ci powiem... ale jak będziesz grzeczny, to zabiorę ciebie kiedyś na najlepszego kebaba w Cairns za kilka dolców. I serio... mój szef też był sceptycznie nastawiony, a potem sam mówił, że takiego dobrego niby mięsa z czerwonej fasoli, to nie jadł nigdzie - zaśmiała się serdecznie, bo nawet to lubiła... to, że mogła obracać się w towarzystwie o wiele zamożniejszych osób od siebie i nie udowadniać im przy tym, że są na tym samym poziomie. Nie byli, więc bardziej doceniała, gdy ktoś mimo to z nią rozmawiał.
- Bo wypunktowałam ci wszystkie negatywy, które zwykle zamiata się pod dywan - wyszczerzyła się, nie zmieszana jego opinią. - Jesteśmy całkiem różni, ale dobrze się uzupełniamy, poza tym... wyobrażasz sobie takiego faceta, który miałby być ze mną zgrany? Świat nie byłby gotowy na taki związek - zaśmiała się serdeczniej, nie wstydząc się tego, że bywała... nazwijmy to "osobliwa". - A drugi... musiałabym ciebie zabić, gdybym ci powiedziała - wyjaśniła grobowym tonem, by ponownie parsknąć śmiechem. Nie tłumaczyła tego jednak, bo... bo miło było spędzać czas z kimś, kto nie wiedział, że jej czas jest mocno ograniczony. Kto nie towarzyszył jej w żadnym momencie grozy i nie zdawał sobie sprawy z tego, że jej nienarodzone dziecko toczyło zażartą walkę z sercem o to, które z nich wykończy jej organizm szybciej. Było to pewnie niesprawiedliwe, ale... już dawno z taką łatwością nie przychodziło jej zapominanie o tym, że jest chora.
- Hmm... w sumie to tak na to nie patrzyłam - przyznała mu się do swojego braku. - Bo ja to myślałam raczej o tym, że mimo wszystko to się łączy, ale potem nie wypala po drodze... ostatecznie się już całkowicie pogubiłam, a podobno to kobiety są skomplikowane - przewróciła oczami, bo mimo jej całkiem niezłego doświadczenia w poważne związki - dwóch narzeczonych i te sprawy, to jednak wciąż nigdy nie pozwalała sobie na jakieś zabawy łóżkowe, więc wiedzę czerpała z filmów, cudzych opowieści i własnych domysłów.
Uśmiechnęła się jeszcze szerzej, gdy jej podziękował, a potem rozsiadła się wygodniej i cóż... zjadła te ciasteczka, ale czuła też, jak zaczyna łapać ją lekkie zmęczenie. Dlatego zaproponowała, by na to obiecane ciasto zabrał ją innego dnia, nie chcąc przed nim tracić na energii.

<koniec> :narwal:
August T. Hemingway
ODPOWIEDZ