lorne bay — lorne bay
28 yo — 172 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Zupełnie zwyczajna ulotka z białym, nudnym tłem na papierze o gramaturze dziewięćdziesięciu gram, wisiała od tygodnia na słupie, który napotykały oczy zaraz po wyjściu z mieszkania. Deszcz sprawił, że się nieco pofalowała, a budżet jaki przeznaczono na jej wyprodukowanie zachęcał do omijania jej wzrokiem. Ot zwykła kartka, która wyszła z drukarki z clipartem w ramach nagłówka.
Musiał minąć tydzień nim Lallie postanowiła do niej podejść i w wyblakłych kilku słowach odnaleźć nowy sens życia. Szaman którego niegdyś spotkała powtarzał, że trzeba być otwartym na nowe ścieżki, a choć tytuł "seans spirytystyczny" brzmiał mniej więcej tak jak "kliknij tutaj, a zostaniesz milionerem", coś - nagły impuls, sprawił że zapragnęła się na nim znaleźć. Rzecz jasna nie mogła pojawić się tam sama, dlatego wbrew głośnym protestom, finalnie udało jej się namówić Matta na zasmakowanie odrobiny tej dziwacznej rozrywki.
Nie było żadnej zmarłej osoby, z którą byłaby na tyle blisko żeby chcieć w ogóle się z nią spotkać, więc z dna szuflady wygrzebała pomięty artykuł o Jimim Hendrixie, z którego niezbyt starannie wycięła zdjęcie. Być może właśnie tej nocy dowie się, czy rzeczywiście zadławił się własnymi rzygami w trakcie snu, czy otworzy zamknięte już śledztwo, odnajdując prawdziwą teorię spiskową. Na tapecie był jeszcze Tupac, ale do niego miała za dużo pytań.
Ściemniało się. Słońce już ledwie widoczne, wychylało się zza chmur, pozostawiając na niebie krwistą poświatę. Powietrze pachniało zakonserwowanymi w ciągu dnia spalinami i suchymi liśćmi. Im bliżej cmentarza, tym wyraźniejszy stawał się swąd palonych świec. Ktoś mógłby stwierdzić, że towarzyszył temu obrazowi nastrój grozy, ale Lallie, najbardziej pozytywna osoba na świecie to zupełnie ignorowała. Jakby za pomocą dwóch skrętów wypalonych rano i jednego przed wyjściem, ktoś wyssał z niej wszystkie emocje i zostawił tylko mgłę z tetrahybdrokanabinolu.
Z kieszeni wyciągnęła paczkę ziołowych papierosów i zapalniczkę, którą z namaszczeniem przystawiła do końcówki ziół opakowanych w bletkę i zaciągnęła się powoli, w międzyczasie wysuwając paczkę w stronę brata.
- Chcesz? Są dużo zdrowsze niż zwykłe - poinstruowała, wciąż wpatrując się w unoszący się snop dymu na tyłach cmentarza, który sygnalizował im dokąd mają się kierować. - I weź się trochę rozchmurz, na pewno będzie zabawnie. Jakaś grupka świrów, trochę jak w tych horrorach które oglądaliśmy za dzieciaka, a jak będzie dziwnie to wrócimy do mn...nas i upijemy się tanim winem. Albo drogim. Zależy czy stawiasz - uśmiechnęła się szeroko, równocześnie zastanawiając się kto wymyślił w ogóle coś takiego i czy spotkają ludzi z miasteczka, czy wręcz przeciwnie, jakiś narwańców z okolicznych miast, którym wstyd było się pojawić w miejscu zamieszkania, organizując takie rzeczy. Gdyby tylko wiedziała dlaczego rzeczywiście jej brat wybrał się do Lorne Bay, być może ostatnie o czym pomyślałaby, byłby seans spirytystyczny, a na pewno łatwiej byłoby zrozumieć brat entuzjazmu Matta.

Matthew Hammett
powitalny kokos
nick autora
brak multikont
fotograf — galeria sztuki
34 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Zamieszkując pod jednym dachem z młodszą siostrą nie przewidział tego, jak z łatwością będzie mu przychodziło kłamanie dzień w dzień, że zaczyna jakoś sobie radzić. Zdanie powtarzał jak mantrę, w które chyba sam potrzebował czasu aby w nie uwierzyć: bo gdy każdego ranka wpatrywał się w lustro jego blada twarz wcale nie nabierała kolorów. Przy siostrze starał się jednak panować nad sobą by nie doszło po raz kolejny do tego samego co zaszło z Nef. Nie mógł powtarzać starych błędów, od których przecież tak bardzo starał się unikać: zabrały mu wszystko co kochał i tym razem musiał się starać. Nie, nie musiał. To złe słowo: chciał się starać. A wszyscy wiemy jak trudno wychodzi się z własnych przyzwyczajeń i nawyków: jak do tej pory postępował właśnie w taki sposób nie spodziewał się większych zmian w sobie. Tylko tym razem nie chciał zawieść siostry: była aktualnie dla niego najważniejsza i jedyna, która jeszcze tolerowała jego samego - co pozwalało mu budzić się i wstawać chociażby z łóżka. Każda myśl o przyjacielu sprawiała mu ogromy ból: jakby ktoś mu sztyletował mózg małymi szpileczkami.
Ukrywał leki uspakajające w szufladce przy łóżku, starając się trzymać limitu, który sam sobie narzucił na dobry początek: jedna rano i druga wieczorem. Na razie wystarczało, chociaż miał wrażenie, że co raz częściej jego wzrok padał na nieszczęsną szufladkę. Ilość spraw jednak jaką miał do ogarnięcia w przeciągu tych paru dni od zamieszkania pod jednym dachem, sprawiała, że nie miał czasu myśleć i zastanawiać się co by było gdyby....
Jednakże z każdym kolejnym dniem serce co raz mocniej mu się ściskało gdy zastanawiał się jaki moment miał wybrać aby w końcu wspomnieć o najważniejszej rzeczy: po co tu właściwie przyleciał. Lallie nie byłaby sobą gdyby nie dręczyła go lawiną pytań mających na celu choć czegokolwiek się dowiedzieć, on zawsze znajdował wymijającą odpowiedź: oczywiście domyślał się, że podejrzewała go już od samego początku o najgorsze matacwa, ale nie miał na tyle odwagi w sobie by wydusić z siebie prawdę. Najgorsze w tym wszystkim było to, że naprawdę odczuwał, że czas przemija mu przez palce i stąpa po naprawdę kruchym lodzie. O niczym innym nie marzył jak o nawiedzonym seansie, o którym opowiedziała mu pewnego wieczoru. W pierwszej chwili popukał ją po czole, że chyba upadła na głowę, że namówi go na takie tanie przedstawienie. Nie wierzył w duchy. Nie po tym jak nie dostał ani jednego sygnału od Sashy, że wszystko z nim dobrze po tej pieprzonej drugiej stronie,
Ale nie odmówił: dotarło do niego, że to jest ten rodzaj gry, której musiał się teraz trzymać. Miał stać się lepszym bratem, tym, na którego zasługiwała od dawien dawna. Miał znaleźć dla niej czas, a więc nawet taki pochrzaniony seans spirytystyczny wchodził w grę. Nie obchodziło go to, czy rzeczywiście kogoś przywołają czy też nie. Chciał, by wiedziała, że teraz był tu dla niej i tylko dla niej.
-Naprawdę chcesz przywołać akurat Hendrixa? - podniósł brew do góry kiedy zobaczył pomiętolone zdjęcie słynnego gitarzysty, którego swego czasu też był wielkim fanem. Hey Joe, był oczywiście pierwszym utworem którego nauczył się grać na gitarze elektrycznej na pierwszym roku studiów by się później popisać przed dziewczynami. Marzeniami wracał do tamtych czasów, choć wiedział, że one już nigdy nie wrócą a mimo to w tych wspomnieniach majaczyła przynajmniej ''żywa'' sylwetka Sashy. Przed wyjściem z siostrą zdążył pochwycić butelkę piwa: na trzeźwo zdecydowanie nie da rady tego przełknąć, chociaż i ta jedna butelka piwa wypita po drodze niewiele tak naprawdę mu pomogła. Zdecydowanie potrzebował czegoś mocniejszego.
-Może jednak sobie to odpuśćmy, co? Nie możemy iść chociażby na karaoke jak wszyscy normalni ludzie? - żachnął się, wypijając właśnie ostatni łyk, po czym rzucił butelkę do pobliskiego kosza na śmieci. Zerkną w tym czasie na dziewczynę, która przygotowywała sobie papierosa -A ty wiesz, moja droga, że palenie ogólnie jest szkodliwe? - pokiwał głową, udając głos ich matki, która nienawidziła ich przyłapywać na gorących uczynkach jak to obydwoje razem łamali domowe zasady, że papierosy są tylko dla dorosłych. -Ale daj, może pomogą - stwierdził po chwili, wyciągając rękę po paczkę, po czym sam odpalił koniuszek i głęboko się zaciągnął -Ekologiczne, ale dość mocne jak na ziółka - kaszlnął, czując, że nieco przesadził może z pierwszym buchem. Prawdę mówiąc, robił wszystko by nie dotarli na ten cmentarz, do którego i tak właśnie się zbliżali.
-Niech ci będzie, ale daje ci godzinę, młoda - spróbował się rozluźnić jak radziła, ale mimo wszystko z tyłu głowy rodziły się obawy, że przez tych świrów nawiedzonych, jak ona to ujęła mogło się stać coś złego. Nie, żeby bał się jakoś specjalnie horrorów, bardziej chodziło mu to czysto-ludzkie wypadki niż starcia z nadprzyrodzonymi mocami jak w serialu Stranger Things, najwyżej wyciągnie swoją gitarę znikąd i zagra solówkę Enter Sandman Metalliki hehe, którą akurat miał opanowaną w małym palcu. - Zobaczymy na jakie wino zasłużysz - wytknął język w jej stronę a tym samym czasie przybliżyli się do osób, które już siedziały przy ognisku i podniósł tylko rękę do wszystkich w geście ''zbiorowego'' przywitania, bo wszak nie przyszli tu raczej szukać przyjaciół i na ploteczki. Racja, chciał mieć już ten seans po prostu z głowy.
-Ale to na ciebie zwalę winę, jak wywołają krwawe zombie, które będą chciały nas rozszarpać - mruknął do ucha, gdy przysiadł tuż obok siostry.
lallie hammett
ambitny krab
Kama
brak multikont
lorne bay — lorne bay
28 yo — 172 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Odkąd brat zamieszkał z nią pod jednym dachem czuła równocześnie ulgę i frustrację. Uglę, bo wreszcie miała go obok siebie, a samotnie spędzane dni w chatce przestały jej tak ciążyć, mimo że dość często bywały chwile w których oboje milczeli, wpatrzeni w horyzont rozciągający się poza werandą. Frustracja natomiast pojawiła się kilka dni po jego przeprowadzce. Z początku odganiała od siebie dręczące przeczucie, że coś jest nie tak. Być może koloryzowała fakty, na siłę próbując odnaleźć w jego przyjeździe sensację, lecz każdy kolejny dzień potwierdzał jej obawy, z którymi do tej pory się z nim nie podzieliła.
Postanowiła dać mu tyle czasu ile potrzebował, ale nie mogła przegonić wrażenia, że im dłużej czeka, tym bardziej oddala się od poznania prawdy, a wciąż nie potrafiła znaleźć sposobu na to jak mu pomóc. Podejrzewała również, że pobliskie sąsiedztwo byłej miłości przyjaciółki Matta, także nie sprzyja rozwojowi sytuacji. Trwali więc w impasie, którego żadne z nich nie potrafiło albo nawet nie chciało przerwać. Może gdyby choć raz przyłapała go na połykaniu, skrywanych przed nią tabletek, przerwałaby milczenie, ale lata praktyki pozwoliły mu tego uniknąć.
Mimo to, nie potrafiła siedzieć bezczynnie i patrzeć na to jak gaśnie w jej oczach, dlatego ów dziwaczny i równocześnie durny pomysł przejścia się na seans spirytystyczny na pobliskim cmentarzu, wydał jej się najlepszym sposobem na oderwanie myśli brata od tego co go trapiło. Nie wiedziała nawet jak bardzo się myliła.
Mleczne wstążki mgły, splatały się ze sobą, oblepiając swym całunem nagrobki i pojedyncze drzewa, ledwie dostrzegalne zza gęstej, białej waty. Musieli ostrożnie stawiać kroki, jeśli nie chcieli na nic wpaść, a ostatnim o czym marzyła, było wpadnięcie do świeżo wykopanej dziury, czekającej na nieboszczyka.
- A czemu nie? Masz kogoś lepszego? Wszyscy z którymi chciałabym pogadać jeszcze żyją, a zmarli dyktatorzy, chociaż ciekawi, chyba nie są najlepszym pomysłem - od razu się wzdrygnęła na myśl, że podjęłaby chociażby samą próbę przywołania jakiegoś Hitlera albo Stalina, tylko po to żeby zapytać ich co im wpadło do tych durnych łbów, a i tak podejrzewała, że odpowiedź nie byłaby ani trochę satysfakcjonująca. Zresztą nawet nie wiedziała czemu nagle od zmarłych muzyków, jej myśli poszybowały wprost na dawnych tyranów, o których świat od dekad starał się zapomnieć. Uśmiechnęła się krzywo pod nosem i wycelowała łokciem delikatnie między żebra Matta.
- Ej, jak się stresujesz mam jeszcze to - poruszyła do góry brwiami, wyciągając z kieszeni jointa, którym pomachała teraz przed jego nosem na zachętę. Skoro mieli robić dziwaczne rzeczy, to czemu by nie wprawić się w jeszcze bardziej odlotowy nastrój? Im dalej szli, tym większą grozę widziała na jego twarzy, a do głowy nie wpadał jej żaden pomysł jak temu zaradzić. - No daj spokój, skoro już tu przyszliśmy to skorzystajmy. Kto wie czy jeszcze kiedyś nadarzy się okazja żeby odprawić seans spirytystyczny z bandą pomyleńców na cmentarzu. Potem możemy pójść na karaoke - obiecała, choć cały entuzjazm z jakim tutaj przyszła, powoli zaczął wyparowywać, a smętny nastrój brata zaczynał jej się udzielać. Co jeśli to wcale nie był taki fantastyczny pomysł? Kto w ogóle decyduje się na wycieczkę na cmentarz próbując kogoś rozweselić?
- Na coś i tak musimy umrzeć - odpowiedziała wzruszeniem ramion, przypominając sobie dlaczego tak bardzo nie chciała wracać już nigdy do Londynu. Odkąd wyswobodziła się z kleszczy wiecznie kontrolujących rodziców, czuła się jakby zyskała nowe, lepsze życie.

Matthew Hammett
powitalny kokos
nick autora
brak multikont
fotograf — galeria sztuki
34 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Jego młodsza siostra mogła sobie pogratulować wrodzonej intuicji: już od początku zrozumiał, że nie będzie mu łatwo kryć prawdziwy powód jego przeprowadzki tutaj, do Lorne Bay. Czas spędzał głównie na zastanawianiu się jak ma przede wszystkim zacząć to nieszczęsne zdanie, chociaż ilekroć próbował się już przełamać to głos mu się łamał na tyle skutecznie, że nie był wstanie niczego z siebie wydusić. Utwierdzał się w przekonaniu, że tak już było i wcale nie ma co liczyć na pobudkę z nieprzyjemnego koszmaru. A jednocześnie chciał jej o tym wszystkim powiedzieć: przede wszystkim dlatego, że zasługiwała chociażby na to, żeby wiedziała. Miał pełną świadomość, że jego siostra zawsze stała gdzieś obok nich - od dawna to wiedział i sam trochę prowokował, żeby tak było. Nie była to idealna przyjaźń jak na pierwszy rzut oka mogło się wydawać, ale była silna: działo się tam wiele i czasem wolał, żeby te wszystkie rzeczy, które się działy wokół nich nie dotyczyły właśnie jego siostry.
A teraz szedł tuż obok niej, niemalże siłą zaciągnięty na jakiś głupi seans wywoływania duchów i naprawdę czuł jak mu się alkohol niemalże przelewa w żołądku, chociaż jego twarz wydawała się skamieniała: nie chciał się zanadto nabijać z tego pomysłu, ale z drugiej strony nie chciał też jej zawodzić: dlatego się z nią - choć niechętnie, chciał dać jej pewność, że zmienia się. Potrafi być lepszy, chociażby dla niej samej. Może też chciał odrobinę ostudzić jej zapał do złamania go choć to raczej mogło mu się w tej chwili nie udać. Odwrócił głowę za siebie, jakby chciał sprawdzić czy jeszcze zdoła się czmychnąć z tej dziwnej imprezy: wszak bywał na wielu, ale z reguły cmentarze omijał raczej z daleka. -Nie rób takiej miny, sama chciałaś tutaj przyjść - zaśmiał się, widząc jakie skupienie ma na twarzy gdy ostrożnie stawiała kroki. Podłapał ją za ramię, tak by dla pewności poczuła się nieco pewniej -Mogliśmy od razu wylądować w pierwszym lepszym barze, ale ty zawsze wolałaś adrenalinę... - westchnął przy okazji wywracając przy tym oczy. Dobrze wiedział co kombinowała, dlatego musiał trzymać się w ryzach, żeby nie palnąć jakieś głupoty przy zwierzaniu się ze swoich pragnień: na pewno będzie taki punkt imprezy, dlaczego akurat tego zmarłego chcieli przywołać. Powtarzał sobie w myślach uparcie byleby tylko nie powiedział tego jednego konkretnego imienia. -Serio, musiałaś zjechać od razu na tak ciężki kaliber? - pokręcił głową, czasami zastanawiając się czy to z nią wszystko było w porządku, skoro wpadała na tego typu pomysłu. Obydwoje byli zresztą zdolni do różnych pomysłów, a do większości już zrealizowanych wolał się głośno nie przyznawać. -Nawet jakbym miał to...uważam, że lepiej nie prowokować istot, które są... po tamtej drugiej stronie... - mruknął nieco zamyślony wpatrując się w otaczający ich ponury krajobraz głównie spowodowany przez dość gęstą mgłę. -ej, to bolało! - oczywiście żartował, ledwie poczuł ten atak wymierzony w niego, ale nie mogąc się powstrzymać sam zasztyletował siostrę w uścisku, wyginając jej policyjnym sposobem ręce do tyłu -ale jak będzie nas goniło jakieś zombie przez pół nocy to będzie tylko twoja wina, okej? - jakoś musiał się zabezpieczyć, w razie jakby mieli pecha i rzeczywiście obudziliby jakieś demony jak to w serialach dla nastolatków typu Riverdale bywa. Po chwili puścił Lallie, oczywiście starając się zabrzmieć tak jakby nie miał nikogo konkretnego na myśli. Zaczął sobie uświadamiać czy gdyby naprawdę miał okazję to czy by z niej skorzystał? Czy to byłby ten sam Sasha, tylko jako duch? Chciałby mieć tą przeklętą pewność, że tam już mu nic nie zagraża - trochę może nawet liczył na to w głębi serca, że ten seans w pewnym sensie da mu tą odpowiedź, której tak pragnął. -Dobra, miejmy to już z głowy - machnął ręką spoglądając na nią próbując ukryć na twarzy, jak bardzo mu się to wszystko nie podobało.
lallie hammett
ambitny krab
Kama
brak multikont
ODPOWIEDZ