przemytniczka/szkutniczka — Blue Line Boats Rental
40 yo — 176 cm
Awatar użytkownika
about
Była policjantka, uwikłana w intrygę skutkującą pozbawieniem wolności, nadzorująca rodzinny biznes łódkowy przy okazji toczenia batalii z byłą narzeczoną, u boku dawnej współlokatorki
#15

Jedna informacja tekstowa wystarczyła, aby wykurzyć ją z domu i natychmiastowo pchnąć do poszukiwań Jarrah. Miała pewność, że odnajdzie go w dwóch miejscach, gdzie zwykle załatwiali interesy. Jednym z nich był motel, w którym wcześniej pomieszkiwała Joan. Następny wybór padł na opuszczoną farmę, na której wiało pustką i niczym więcej. Wiedziała, że w ostatnim czasie nieco zaniedbała kontakty z bratankiem. Próbowała mu oszczędzić dzikich podchodów, w które uwikłała ją Mia i reszta przemytniczego towarzystwa. Jarrah mógł skupić się na pomocy w wypożyczalni, jednak to mu najwyraźniej nie wystarczało. Postanowił znów zboczyć z bezpiecznej ścieżki, celem szybkiego, całkiem sporego zarobku. Niestety, nawet nie pochwalił się swoimi zamiarami przed ciotką, albo inną, zaufaną osobą z rodziny.
Mia musiała nieźle się bawić. Aż dziwne, że nie pochwaliła się nowym nabytkiem przed byłą narzeczoną.
Od rana nic nie jadła. Na domiar złego, przy jednym z trudniejszych zakrętów, samochód postanowił się zbuntować, uniemożliwiając Warren dalszą jazdę. Wiele ją kosztowało trzymanie nerwów na wodzy. Miała ochotę wyskoczyć z samochodu i trzasnąć w maskę czymś ciężkim, co uprzednio wydobyłaby z bagażnika. Dopiero wiadomości wysłane przez Terrell nieco ostudziły jej dziki zapał, nakazując powściągliwość i spokojne przeanalizowanie własnego położenia. BMW musiało zostać w rowie, przynajmniej, dopóki zaprzyjaźniony laweciarz nie zjawi się na miejscu.
Czekała cierpliwie przy uziemionym aucie, na przybycie Joan której nie chciała zbyt agresywnie wplątywać w prywatę. Nie musiała razem z nią szukać Jarrah, a jednak, bez wahania na to przystała, jakby inna opcja nie wchodziła w grę. Kłótnia niczego by nie zmieniła, a obkurczony żołądek Prii nie miał nawet siły na przepychankę argumentami.
Zamiast tego, wskazała kolejne miejsce, w którym mógł teraz przebywać bratanek. Musiała się skupić tylko na tym jednym zadaniu, aby nie zamęczyć się całą resztą. Wiedziała, że gdyby o to poprosiła, Joan przywiozłaby jej coś do jedzenia. Nie chciała jej zasypywać robotą. Przez większość życia miała co prawda wspólników w interesach, ale to zupełnie inny rodzaj partnerstwa, którego chciałaby kobiecie oszczędzić.
- Hm? - obróciła głowę w stronę Joan, gdy ta poruszyła temat żmii. - Nigdy nie dotarłam z nią do tego etapu.
Mogłoby się wydawać, że ślub to zwieńczenie całego procesu, ale w ich przypadku było inaczej.
- Miałyśmy… dużo zleceń w różnych częściach świata.
Jakby się teraz nad tym zastanowić, zbyt spontanicznie podeszła do kwestii zaręczyn. Planowały wreszcie osiąść i poświęcić się uczuciu, ale coś oczywiście musiało się zepsuć. Niektórych rzeczy nie dało się tak łatwo naprawić, co przeniosło Warren do rozmyślań na temat rozklekotanej fury Terrell. Może nawet da radę w nim trochę pogrzebać i wymienić kilka rzeczy, ale nie o tym teraz.
- Później z nimi pogadam - zdecydowała, w temacie Aubree i Hectora. Chyba, że wcale tego nie zrobi, dopóki druga strona nie sprowokuje rozmowy. Teraz to nie wydawało się najważniejsze.
Czując dotyk na dłoni, skierowała na nią wzrok, próbując nieco się wyciszyć. Działało, ale tylko połowicznie. Zmęczenie stopniowo napędzało wściekłość, przed czym wolała się bronić. Jeszcze tylko chwila. Znajdą Jarrah, zabiorą go w bezpieczniejsze miejsce i wreszcie przyjdzie czas na nadrobienie zaległości i zaniedbań.
Komunikat o samochodzie Jarrah automatycznie sprowokował ją do zerknięcia przez okno. Zaparkowanie przy drodze, zielono-metaliczne Audi 80 w zupełności zdradzało obecność bratanka w tych okolicach. Co go podkusiło do załatwiania szemranych spraw w takiej dżungli?
Nie wzięła broni. Musiała się pilnować i nie podejmować zbyt pochopnych decyzji, zwłaszcza teraz, kiedy do akcji wkroczyła dodatkowo Joan. Znalazłszy się na ledwo widocznej, wąskiej ścieżce, próbowała kierować się śladem połamanych, niskich krzewów. Z poszlak wynikało, że szła tędy jedna osoba. Nie była jednak pewna w stu procentach, ze względu na ostatnie wichury i inne, niesprzyjające warunki pogodowe.
- Jesteś? - pochłonięta obserwacją gruntu, wreszcie obróciła głowę, chcąc zorientować się w położeniu Terrell. - Mogłaś zostać w aucie.
Nie obraziłaby się, gdyby kobieta skorzystała z tej możliwości. Warren nie nastawiała się na żadne, spektakularne akcje, szczególnie, że Dingo wszystko dokładnie wyjaśnił. To był test wstępny. Sprawdzian zaufania, po którym Jarrah dostałby poważniejszą fuchę do odklepania. Chyba, że Mia postanowiłaby zagrać nieczysto, wiedząc o powiązaniach chłopaka z Val.
Od miejsca docelowego dzieliło je zaledwie kilka metrów. Odgłos przerzucania ziemi był coraz bardziej wyraźny. Wystarczyło skręcić za jednym z większych drzew, aby zastać niecodzienny wygląd chłopaka, kopiącego w podmokłym, porośniętym gęstymi roślinami, podłożu.
- Stój! - ostrzegawczy głos młodego chłopaka automatycznie wydobył się z jego piersi. Dopiero po sekundzie zreflektował się, zastygając w miejscu razem z trzonkiem od szpadla w ręku, mamrotając pod nosem zaskoczone „ciocia?”.
- Co ty do cholery odpierdalasz? - upewniwszy się, że Jarrah jest sam, Warren ruszyła do przodu, próbując rozejrzeć się w sytuacji. Czy ta podstępna meduza kazała chłopakowi zakopywać jakieś kosztowności, które zaznaczyła uprzednio na mapie?

Joan D. Terrell
psycholog — telefon zaufania
37 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Pani psycholog; karalna. Większość życia spędziła na zachodnim wybrzeżu udzielając pomocy psychologicznej przestępcom, byłym skazańcom i ofiarom przemocy. Wróciła do LB z planem sprzedania rodzinnego domu i ucieczką za granicę a zamiast tego spotkała brata i kobietę, z którą niegdyś dzieliła celę.
Nadal nie wyjechała..
- Nie zostawię cię samej – stwierdziła stanowczo, bo choć wiedziała, że głowę Warren zaprzątało teraz co innego niż kłótnie, to chciała podkreślić swoje stanowisko. Niezaprzeczalnie i pewnie nie dając Prii jakichkolwiek oznak do podejrzliwości i minimalnego przekonania, że Joan wcale nie chciała tutaj być. Terrell wiedziała swoje. Nie zostawi kobiety, choćby to oznaczało godzinny marsz w buszu, w którym czaiły się dzikie zwierzęta. Nie była najodważniejszą kobietą na świecie. Miewała przebłyski heroizmu, ale nie uważała się za nieustraszoną. Nie wchodziła więc do dżungli za byle kim. Za pierwszą lepszą osobą poznaną w barze albo jakimś znajomym. Od kiedy dostała pieniądze za dom postanowiła mieć oko na Prie, aż sprawa z Mią się nie unormuje. Zamierzała trzymać się tego postanowienia i nie zrezygnuje tylko dlatego, bo być może z krzaków wyskoczy wąż.
Pieniądze za dom; kiedyś będzie musiała jej o nich powiedzieć. O nich i swej decyzji związanej z Mią.
Szła za Warren rozglądając się na boki w razie gdyby w krzakach czaiło się coś więcej niż tylko zwierzęta. Miała nadzieję, że bratanek kobiety nie wpakował się w nic odpowiedniego i że teraz nie znajdą jego zwłok, co było najczarniejszą wizją braną pod uwagę. Cholera, z Mią nigdy nic nie było wiadomo, a skoro informacje o niej i Jarrah były prawdziwe, to wszystko stawało się możliwe. Upozorowanie samobójstwa także.
Drgnęła i zatrzymał się, kiedy usłyszała – Stój! Takie rzeczy mówił ktoś, kto miał w ręku broń, ale całe szczęście prawdopodobny pistolet okazał się tylko albo aż łopatą.
Podeszła parę kroków i wbiła spojrzenie w ziemię ni za cholerę nie wiedząc, co Jarrah wyprawiał.
- Biorę sprawy w swoje ręce! – krzyknął. Poczuł się przyłapany i zamiast się kajać to postanowił się bronić. – Nie będę siedział bezczynnie ani robił za pół darmo na pieprzonym porcie. Wybije się i będę zarabiać kokosy. Zobaczysz. – Był zdeterminowany i zamiast skończyć to kopał dalej.
Terrell obserwowała wszystko z dystansu. Nie chciała podchodzić, wbijać się z butami w otoczenie Jarrah oraz jego cioci, bo to mogłoby rozjuszyć chłopaka. Z jednej strony to nie była jej sprawa a z drugiej wiedziała, że Pria cholernie się martwiła. Na domiar złego cały ten szajs był związany z jej ex narzeczoną, co jeszcze bardziej emocjonalnie dobijało. Kobieta nie dawała tego po sobie poznać (jak zawsze), ale Joan nie wierzyła w dystans wobec czegoś, czemu kiedyś oddawało się serce (a raczej komu).
- Wreszcie wiem, że potrafię. Jestem silny, odważny i .. – Wbił szpadel w ziemię. – Powiedziała, że jestem stworzony do tej roboty. – Ona. Mia. Bo kto inny? Raczej nie zębowa wróżka.
Terrell wzięła głęboki wdech uważnie obserwując chłopaka i Prie. Po paru sekundach młody ją zauważył. Zmierzył wzrokiem, ale niczego nie powiedział. Dystans pomógł. Dawaj do zrozumienia, że się nie wtrącała, ale jeśli będzie trzeba to wkroczy. Nie wie co zrobi, ale zareaguje, o ile stanie się to konieczne. Na razie pozostawiała wszystko w rękach Warren, na którą przeniosła spojrzenie.
Coś było nie tak. W samochodzie tego nie zauważyła, ale teraz - kiedy Jarrah podbił cioci ciśnienie - jej skóra zbladła. Nie dobrze.

Val Warren
przemytniczka/szkutniczka — Blue Line Boats Rental
40 yo — 176 cm
Awatar użytkownika
about
Była policjantka, uwikłana w intrygę skutkującą pozbawieniem wolności, nadzorująca rodzinny biznes łódkowy przy okazji toczenia batalii z byłą narzeczoną, u boku dawnej współlokatorki
Zasłyszana stanowczość w głosie Joan zdecydowanie zasługiwała na pochwałę. Gdyby sytuacja była mniej chaotyczna, nie omieszkałaby porządnie uściskać i ucałować kobiety za tak miły gest. To jednak będzie musiało nieco poczekać.
Mogła podejrzewać, że Jarrah przestawi się na defensywę, chcąc tym zobrazować korzystną dla siebie sytuację. Pomimo udziału w przemytnictwie, nie wydawał się osobą, którą łatwo było zwerbować do byle czego. Przynajmniej to starała się przekazać bratankowi Pria.
- Póki co, widzę, że odwalasz czyjąś brudną robotę - z wyrzutem wskazała na kopiec świeżej ziemi, wymieszanej z roślinami. - Więc z braku laku postanowiłeś zostać hieną cmentarną na czyjeś zlecenie?
Domyślała się, że za tym niecodziennym widokiem stoi jakaś zabawa. Wielki plan, który miał prowadzić do zwerbowania młodego człowieka, całkiem nieźle rozeznanego w miejscowych realiach. Był „niczyj”. Nie działał w imieniu żadnych bossów czy aspirujących gangsterów, kontrolujących poszczególne terytoria. To wszystko sprawiało, że uchodził za niezły kąsek dla ludzi pokroju Mii.
Kolejne słowa chłopaka brzmiały zupełnie tak, jakby bronił swojej nowej zleceniodawczyni. Co ona mu do cholery nagadała? Przecież sam doskonale wiedział, że jest wystarczająco silny, zaradny i odważny; czy naprawdę potrzebował podejrzanej manipulantki, aby utwierdzić się w tym przekonaniu?
- Co kazała ci zrobić? - dopytała, widząc, jak Jarrah ponownie zabiera się za kopanie. Był zmotywowany i skupiony na osiągnięciu celu, co Warren zauważyła już dawno temu. Nie bez powodu zbierała go ze sobą w pewne miejsca, aby nieco liznął tematu.
- Możesz jej nie znać - wykręcał się od bezpośredniej odpowiedzi, jak również zbyt długiego kontaktu wzrokowego. - Jest tutaj od niedawna, ale ma duże możliwości. Wiesz, że wykurzyła Świstaka i teraz zamierza dorwać jego szefa? Wreszcie zrobi tutaj porządek.
- Znam ją lepiej niż ci się wydaje - podkreśliła, na nowo zyskując uwagę bratanka.- Spędziłam z nią więcej czasu niż bym chciała i uwierz… jest ostatnią osobą, dla której chciałbyś pracować.
Może nieco to wyolbrzymiała, bo gorsi od Mii byli jedynie handlarze narkotykami i ludźmi, ale chciała odpowiednio zobrazować dwudziestolatkowi prawdziwą naturę awanturniczki.
- Już dostałem od niej zaliczkę - i to niby była sytuacja bez wyjścia? Każdą zaliczkę można oddać, udowadniając tym samym, że nie było się łatwą osobą do wynajęcia
- Skąd wiesz, że się nie zmieniła? - drążył dalej, jakby próbował wybielić Mię. Cokolwiek chciał dodać, przerwał swój wywód, spoglądając pod nogi. Szpadel natrafił na twardą powierzchnię, skłaniając Jarrah, do pochylenia się nad wykopanym znaleziskiem. Rękoma odgarnął warstwę podmokłej ziemi, podnosząc tym samym drewnianą skrzynkę, solidnie zabezpieczoną przed wilgocią i ziemią.
- Kazała ci to dostarczyć? - pytanie Val nie dotarło do chłopaka, zajętego otwieraniem odnalezionego skarbu. Najwidoczniej Mia nie wymagała od niego dostarczenia towaru, w nienaruszonym stanie.
Wieko otworzyło się, prezentując zawartość, którą Warren doskonale znała. Na sam widok tych przeklętych kształtów miała ochotę puścić pawia. Te pieprzone dzbanki od Świstaka będą ją prześladować do końca życia i jeszcze dłużej.
- Musisz je zniszczyć - powiedziała od razu, zerkając na zdezorientowanego chłopaka. - Ta żmija właśnie wrobiła cię w przerzut pieprzonych dragów.
Nigdy nie przyjmowali zleceń na te przeklęte paskudztwo, niszczące ludziom życie, zdrowie i dobre relacje. Jarrah nigdy wcześniej nie wykazywał skłonności do handlowania narkotykami i Warren miała szczerą nadzieję, że nic pod tym względem nie uległo zmianie. Po prostu otrzymał zlecenie dostarczenia skrzynki, z zawartością, wyglądającą na pierwszy rzut oka, jak antyki.

Joan D. Terrell
psycholog — telefon zaufania
37 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Pani psycholog; karalna. Większość życia spędziła na zachodnim wybrzeżu udzielając pomocy psychologicznej przestępcom, byłym skazańcom i ofiarom przemocy. Wróciła do LB z planem sprzedania rodzinnego domu i ucieczką za granicę a zamiast tego spotkała brata i kobietę, z którą niegdyś dzieliła celę.
Nadal nie wyjechała..
Nie było potrzeby się wtrącać, więc stała w miejscu cierpliwie czekając na rozwój wydarzeń. Trzymała dystans i obserwowała zastanawiając się, co sama zrobiłaby w takiej sytuacji. Tylko, że nigdy w niej nie była i nie będzie. Miała marne doświadczenie w relacjach rodzinnych (właściwie żadne). Nie dowie się jak to jest posiadać ciocię, bratanków, kuzynów.. nie postawi się w sytuacji Prii, tej jakże ciążącej teraz odpowiedzialności za młodego człowieka będącego zarazem synem jej brata. To gruba sprawa, o której być może ojciec zainteresowanego nic nie wiedział a to tworzyło kolejny problem chyba, że miał wywalone albo nie przeszkadzało mu zaangażowanie Jarrah w pracę dla półświatka.
O tym Terrell nie wiedziała i również nie mogła się wypowiedzieć, dlatego rozejrzała się na boki, a potem spojrzała za siebie mając wrażenie, że słyszy szelest liści. Wycofała się na krok i wbiła uważne spojrzenie w krzaki, ale niczego tam nie dostrzegła. Pełno tu zwierząt, więc jakiekolwiek odgłosy nie były niczym dziwnym albo nietypowym.
Powróciła na poprzednie miejsce notując, że nic się nie zmieniło. Ciocia z bratankiem wciąż wyjaśniali sobie sprawę antyków, przemytów i Mii.
Westchnęła i uniosła spojrzenie zapominając już jak kolorowo mogło być w tutejszych dżunglach. Człowiek mając te widoki na co dzień przestał zwracać uwagę na szczegóły robiące wrażenie. Na wysokie drzewa, różnorodne liście, to jak razem koegzystowały i wypełniały przestrzeń tworząc dom okolicznym zwierzętom. To było niesamowite i tak też myślała wodząc spojrzeniem po konarach drzew, aż na jednym z nich wypatrzyła coś dziwnego. Zmrużyła oczy skupiając wzrok na jednym punkcie i aż musiała zrobić krok do przodu aby lepiej ujrzeć to, czego raczej nikt się nie spodziewał.
Rozchyliła wargi, żeby coś powiedzieć, ale się powstrzymała. Na oko chyba nadal była poza zasięgiem kamery, więc znów się wycofała na trzy małe kroki i wyciągnęła telefon pisząc sms’a do Warren. Spodziewała się, że kobieta zignoruje krótki sygnał, dlatego od razu zaczęła do niej dzwonić zmuszając do wyciągnięcia komórki i spojrzenia na ekran.

Joan
Tu jest kamera. Nieduża i na pewno nie przymocowana na stałe.
Przed tobą, po lewej. Ponad dwa metry nad ziemią.


Val Warren
przemytniczka/szkutniczka — Blue Line Boats Rental
40 yo — 176 cm
Awatar użytkownika
about
Była policjantka, uwikłana w intrygę skutkującą pozbawieniem wolności, nadzorująca rodzinny biznes łódkowy przy okazji toczenia batalii z byłą narzeczoną, u boku dawnej współlokatorki
Jarrah wydawał się kompletnie zdezorientowany, nie tylko widokiem dzbanków, ale i komentarzem ciotki. Jakie dragi? Z ciekawości włożył dłoń do środka jednego z dzbanków, natrafiając jedynie na pustą przestrzeń.
- Mówiła ci, że możesz zaglądać do środka?
- Powiedziała tylko, żebym dostarczył jej towar, zakopany pod koordynatami - odparł chłopak, z powątpiewaniem obracając dzbanek w rękach. - W środku nic przecież nie ma.
- Bo nie chodzi o środek, a o to, w jaki sposób został zrobiony.
Zignorowała dwa krótkie wibracje telefonu, schowanego do jednej z przednich kieszeni dżinsów. Ktokolwiek do niej pisał, mógł poczekać. Chyba, że…
Rzuciwszy okiem na wiadomości od Joan, powstrzymała się z natychmiastowym szukaniem wspomnianej kamery. Zamiast tego westchnęła, kierując wzrok nieco wyżej, zupełnie, jakby okazywała zawód, względem poczynań Jarrah.
- Skąd wiesz…
- Bo dokładnie te same dzbanki przerzucaliśmy z Makasar - powiedziała w końcu, przekazując tym samym prawdę, związaną z ich ostatnia, wspólną akcją przemytniczą. Celowo nie informowała Jarrah o śliskich zagrywkach Świstaka. Miała wrażenie, że chłopak znalazłby sposób, aby odpłacić się Borisowi, niekoniecznie grając przy tym czysto i fair. W większości przypadków bratanek stosował się do jej rad i poleceń, jednak przy prywatnych sprawach, zakrawających o rodzinne porachunki, mógłby zapragnąć samodzielnie rozwiązać „problem” w imieniu więzów krwi.
Kamera wyhaczona przez Joan znajdowała się mniej więcej czterdzieści centymetrów nad głową Jarrah. Ciężko było jej stwierdzić z tej odległości czy urządzenie nagrywało również dźwięk. W takim przypadku, mieliby jeszcze bardziej przechlapane, nie mniej, w warunkach zewnętrznych mikrofony często ulegały awariom. Szczególnie po ostatnich nawałnicach. Być może obraz został uszkodzony już wcześniej?
- Co?
- Pieprzony Świstak zamówił jakąś pieprzoną trutkę na szczury i ukrył ją w ściankach tych cholernych dzbanków - doprecyzowała, próbując myśleć o kilku sprawach na raz. Jarrah zasługiwał na poznanie prawdy o towarach i udanym przekręcie Świstaka, na który oboje dali się złapać. Mało tego, ktoś postanowił zawiesić w tym miejscu kamerę i diabeł jeden wiedział czy stała za tym Mia, Boris czy jego szef.
- Dlaczego mi o tym nie powiedziałaś? - Chłopak obruszył się srogo, potrząsając krótko dzbankiem. - Dlaczego Joan o niczym ci nie powiedziała, skoro mieszkała obok Świstaka?
Tym razem Jarrah bezpośrednio spojrzał na kobietę, trzymającą dystans od linii grobów. Wciąż wydawał się co do niej uprzedzony, chociaż nie miał jednoznacznych dowodów na jej niecne koneksje.
- Myślałem, że działamy razem. Miałaś przestać traktować mnie jak małe dziecko, a pełnoprawnego wspólnika przy zleceniach. Mówiłaś tak!
Mówiła i wiedziała, że postąpiła nie fair. Nic nie mogła jednak poradzić na to, że wciąż widziała w bratanku małego berbecia, płaczącego na skutek zgubienia go w sklepie. Wolała mu oszczędzić wszystkich nieprzyjemności serwowanych przez świat, lecz z drugiej strony ten dzieciak trzy lata temu przekroczył granicę pełnoletności. W pełni odpowiadał za swoje czyny i był dorosły z punktu widzenia prawa.
- Teraz, nagle zjawiasz się tutaj i każesz mi rozbić jakieś cholerne wazony, bo ponoć są zrobione z narkotyków?
To wręcz nie mieściło się w głowie! Jak ciotka Val mogła postępować tak chaotycznie? Z punktu widzenia samej Warren brzmiało to jak deja vu. Trochę jak wspomnienie z przeszłości, w którym każe Joan zniszczyć list do brata, wspominający o krzywoprzysięstwie.
Te wyrzuty musiały poczekać.
- Mniej więcej czterdzieści centymetrów nad twoją głową jest kamera. Przytwierdzona do drzewa.
Nie ignorowała wyrzutów chłopaka. Chciała wreszcie nakreślić nieciekawy wydźwięk sytuacji, zanim Jarrah wpadnie w furię, spróbuje uciec ze skrzynką, albo zrobi coś równie nieprzewidywalnego. Emocje skłaniały ludzi do różnych zachowań, co Pria doskonale znała z autopsji.
Widziała, jak bratanek zastyga w bezruchu, kątem oka próbując rozeznać się w położeniu opisanej kamery. Nie minęło więcej niż dziesięć sekund, po których Jarrah nagle obrócił ciało, wyciągając wysoko rękę z dzbankiem. Szybkim ruchem rozbił rzekomy antyk o zakamuflowane urządzenie, które z łoskotem spadło na ziemię.
- Powariowałeś?! - Warren nie ukrywała słów krytyki na widok rozbitego urządzenia. - Jak teraz sprawdzisz, kto grzebał w tym urządzeniu, hę?
- Może powinienem jeszcze skołować drabinę, żeby delikatnie zdjąć ją z drzewa, pokazując tym samym wszystkie detale swojej twarzy?
Może to i lepiej, że tego dnia Jarrah nosił czapkę z daszkiem. Pria nie miała już tyle szczęścia, gdyż kamera najpewniej zarejestrowała całą jej sylwetkę.
Chłopak ostrożnie schylił się nad rozbitym urządzeniem, obsypanym szczątkami narko-dzbanka. Być może da się jednak coś z niej wydobyć?

Joan D. Terrell
psycholog — telefon zaufania
37 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Pani psycholog; karalna. Większość życia spędziła na zachodnim wybrzeżu udzielając pomocy psychologicznej przestępcom, byłym skazańcom i ofiarom przemocy. Wróciła do LB z planem sprzedania rodzinnego domu i ucieczką za granicę a zamiast tego spotkała brata i kobietę, z którą niegdyś dzieliła celę.
Nadal nie wyjechała..
Nerwowo raz jeszcze spojrzała na kamerę intensywnie zastanawiając się czyja mogła być. Pierwsze co przychodziło do głowy to Mia, co było bardzo oczywiste i wcale nie takie dziwne. Kontrolowanie pracowników od samego początku to dobra metoda zwłaszcza w takiej branży i najpewniej każdy by tak zrobił. Drugą opcją była konkurencja. Byli też myśliwi, wariaci lubujący się w doglądaniu dziwnych miejsc (a nieoznakowane groby takowym były) i miasto mające na oku okoliczne ważne punkty, w których dość często dochodziło do aktów wandalizmu. Istniała też ta bardziej optymistyczna opcja, że ktoś kiedyś ją tutaj zostawił albo właściciel już dawno umarł.
Żadne z nich nie miało pewności, czy to cholerstwo wciąż działało i nigdy się o tym nie przekonają, bo Jarrah postanowił zniszczyć elektroniczne urządzenie.
Szlag.
Źle się działo i miała wrażenie, że pomimo pozornej kontroli nad niektórymi sytuacjami, to tak naprawdę wszystko się sypało. Wszelkie próby załatwienia sprawy z Mią kończyły się na panewce, bo kobieta zawsze znajdowała coś, czym mogła dokopać Warren, jak to właśnie zrobiła z Jarrah. To była czysta premedytacja, kolejna faza złych uczynków wycelowana prosto ku ex, jakby chciała ją za coś ukarać albo wręcz przeciwnie – zwrócić na siebie uwagę.
Czego ta kobieta chciała?; Joan zadała sobie to pytanie zastanawiając się, czy miała coś, co mogłaby podarować Mii w zamian za święty spokój dla Prii. Rzuciła tamto życie i koneksje, ale nadal posiadała informacje, którymi obiecała nigdy się nie dzielić. Gdyby jednak zaszła potrzeba i okazało się to jedynym wyjściem, byłaby skłonna zaryzykować sprzedając Mii informacje o poważnych graczach z Perth. Mogłaby to zrobić choćby jutro byleby to chore szaleństwo się skończyło.
- Już po ptakach. – Ku swemu zaskoczeniu wypowiedziała te słowa na głos. Nie chciała. Wiedziała, że w żaden sposób nie powinna się wtrącać, żeby konflikt między ciocią a bratankiem nie eskalował. W tej swojej szalonej wymianie zdań nie potrzebowali osoby trzeciej.
Niestety, ale stało się i kiedy szybko natrafiła na spojrzenie obojga machnęła ręką w stronę zniszczonej kamery.
- Jeżeli faktycznie ktoś to nagrywał – stało się. Nic już nie zrobicie. Pozostaje tylko czekać aż właściciel sam się odezwie. – Bo żadne z nich nie było hakerem ani nie posiadało bazy danych osób, które w ostatnim czasie kupiły podobny sprzęt. Dotarcie do właściciela nie było proste, więc niech on sam zgłosi się do zainteresowanych, o ile w ogóle miał w tym interes. – O ile należało to do kogoś ważnego. – Chociażby do Mii, ale tego już nie powiedziała. Najlepiej, żeby w ogóle się nie odzywała, ale skoro już powiedziała A to dodała również B i zamierzała skorzystać z tej chwilowej uwagi, którą przyciągnęła.
- Jarrah, nie musisz mi ufać - O czym sam jasno powiedział. - ale to jest twoja ciocia. Ta sama, która od małego się tobą opiekowała i zawsze o ciebie dbała. Nigdy nie zrobiłaby nic, co by cię zraniło i nie pozwoliłaby ci wpaść w kłopoty. Jedyne na czym jej zależy, to żeby cię ochronić. - A nie podcinać skrzydła. - Z tą myślą szukała cię cały dzień, więc wysłuchaj jej zanim podejmiesz decyzję. - Tę ostateczną; co powinno dać mu złudne poczucie kontroli nad sytuacją i tego, że zaakceptują jego stanowisko.
Terrell znów zamilkła robiąc kolejny krok w tył. Tym samym dała do zrozumienia, że już się nie wtrąca. Nie chciała, żeby Jarrah jeszcze bardziej się wkurzył czując osaczony przez dwie baby.

Val Warren
przemytniczka/szkutniczka — Blue Line Boats Rental
40 yo — 176 cm
Awatar użytkownika
about
Była policjantka, uwikłana w intrygę skutkującą pozbawieniem wolności, nadzorująca rodzinny biznes łódkowy przy okazji toczenia batalii z byłą narzeczoną, u boku dawnej współlokatorki
Razem z Jarrah pochyliła się nad rozwaloną kamerą, dostrzegając spore pęknięcie obiektywu, skierowanego w pień drzewa. Obudowa była strzaskana a poszczególne, luźne plastikowe elementy odłamane od całości. Sprzęt nie pochodził z najwyższej półki i jedynie spora doza szczęścia doprowadzi ich do podglądacza, odbierającego obraz w czasie rzeczywistym.
Słysząc głos Joan, razem z bratankiem skierowali ku niej swój wzrok.
Jarrah prychnął pod nosem, niekoniecznie przekonany do spotkania z użytkownikiem rozwalonego już sprzętu. Oby tylko właściciel kamery nie odezwał się w sposób napastliwy, przystępując na dzień dobry do ataku. Kamerę mogło zamontować wiele osób; pytanie czego miała strzec, albo co konkretnie pokazywać. Jeśli rozchodziło się o wgląd na towar, mieli przechlapane. Jeśli chodziło o Mię, albo innego miłośnika natury, sprawa rozejdzie się po kościach.
Warren znała sposób, aby nieco przybliżyć się do prawdy. Powinna raz jeszcze odezwać się do Dingo.
- Spróbujemy do tego dotrzeć - zdecydowała, sięgając ponownie po telefon, zalegający w kieszeni. Szybko wystukała krótką wiadomość o możliwym spotkaniu z Dingo, w przeciągu następnych, kilku godzin. Czas grał tutaj istotną rolę; im szybciej dotrą do prawdy tym spokojniej będą spać. Prii niekoniecznie uśmiechało się czatowanie pod drzwiami wejściowymi domku w Tingaree, z giwerą w pogotowiu.
Wywołany do tablicy chłopak, znów zmierzył Joan wzrokiem, powstrzymując się z przerywaniem jej wywodu o wspaniałym zachowaniu ciotki. Biorąc pod uwagę jej słowa, albo dużo wiedziała o rodzinnych relacjach Val, albo zwyczajnie strzelała, używając przy tym całkiem trafnych argumentów.
Emocje Jarrah nie zdążyły jeszcze wystygnąć, o czym świadczyły zaciśnięte usta i zmarszczone czoło. Kamera lekko zbiła go z tropu, ale teraz na nowo układał sobie poszczególne elementy całej sytuacji, zawierającej wyrzuty, względem ciotki.
- Skąd niby możesz o tym wiedzieć? - odbił, narażając się tym samym na krótką uwagę Warren.
- Jarrah
- Sama zaczęła.
Jak z dzieckiem. W gruncie rzeczy, wcale się nie myliła, traktując bratanka w taki, a nie inny sposób.
Nagłe nagromadzenie złości stopniowo odpuszczało, co widać było u chłopaka w postaci spokojniejszego formowania słów i rozluźnienia ramion.
- Zobaczymy się z Dingo i spróbujemy ustalić, kto mógł zerkać przez kamerę - podjęła już decyzję, o czym świadczyła wymiana spojrzeń z Jarrah. Lepiej, aby jak najszybciej ulotnili się z tego miejsca.
- Co mam z tym zrobić? - chłopak podniósł jeden z pozostałych dzbanków, już nieco pokorniejąc.
Opcji było kilka. Zabranie dzbanków z tego miejsca narażało ich na kilka czarnych scenariuszy. Jeśli podglądacz z kamery wezwałby policję, cała trójka mogłaby mieć przechlapane. Posiadanie takiej ilości narkotyków mogłoby prowadzić do ponownej odsiadki zarówno Val, jak i Joan. To nie wchodziło w grę. Jedynym, rozsądnym wyjściem było pozostawienie ustrojstwa w ziemi.
- Odpuść.
- Łatwo ci powiedzieć. To ja jestem tym, który dzisiaj nie zarobi.
- Dostaniesz tyle samo, ile miałeś dostać od niej, jeśli rozwalisz te gówno i zakopiesz je z powrotem - zamierzała zapłacić bratankowi z własnej kieszeni, bo mogła sobie na to pozwolić. - Hej, pieniądz jest ten sam. Nie ma nad czym się zastanawiać.
A jednak, lekka doza powątpiewania wręcz emanowała z wyrazu twarzy chłopaka. Pewnie czuł się zupełnie tak, jakby prosił ciocię o kieszonkowe.
- Możemy wziąć kawałek tego cholerstwa i udowodnię ci, że to dziadowski kryształ, jeśli mi nie wierzysz.
- Wierzę.
To musiało wystarczyć. Pozostało jeszcze pozbierać szczątki kamery, co Val osobiście zleciła bratankowi, upychającemu przeklęte artefakty z powrotem do gleby. Czy te ustrojstwo mogło nadal wysyłać sygnał GPS? Cóż, przekonają się. Val miała nadzieję, że porządny, dzbankowy cios z ręki Jarrah zakłócił działanie wielu funkcji.
Z wolna podeszła do Terrell, powstrzymując się z natychmiastowym objęciem jej twarzy. Gdyby nie bratanek krzątający się w tle, ani trochę by się nie hamowała z obsypywaniem jej drobnymi pieszczotami.
- Jedziesz razem z nami? - chciała dać Joan wybór. Zasługiwała na wdzięczność za podwiezienie w te dzikie miejsce, pełne potencjalnych pułapek. Pria wolałaby trzymać kobietę z dala od tych atrakcji, ale jeśli Terrell chciała pomagać i działać, nie mogła jej tego zabraniać.

Joan D. Terrell
psycholog — telefon zaufania
37 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Pani psycholog; karalna. Większość życia spędziła na zachodnim wybrzeżu udzielając pomocy psychologicznej przestępcom, byłym skazańcom i ofiarom przemocy. Wróciła do LB z planem sprzedania rodzinnego domu i ucieczką za granicę a zamiast tego spotkała brata i kobietę, z którą niegdyś dzieliła celę.
Nadal nie wyjechała..
Wiedziała, że Jarrah źle zareaguje na jej słowa. To było typowe i naturalne zachowanie. Zdziwiłaby się, gdyby było inaczej, dlatego niczego nie skomentowała znów się wycofując, bo to była sprawa między młodym a jego ciocią. Terrell przyjechała tu tylko, żeby Pria nie była sama. Nie mogła wypowiadać się na temat dzbanków lub udziały Mii w tej całej konspiracji, bo nic o tym nie wiedziała ani nie miała dowodów na to drugie.
Mogła tylko towarzyszyć i obserwować, co też robiła aż do momentu, gdy Warren do niej podeszła.
- Nie przydam się wam – stwierdziła wprost, bo poza swoją obecnością nie miała nic innego do zaoferowania. – Moja obecność jedynie – Zerknęła za Prie na stojącego parę metrów dalej Jarrah. – bardziej go wkurzy. Dingo też raczej nie będzie zadowolony. – Nie po ostatniej akcji. Poza tym jednym Joan była obca w tamtejszych kręgach. Podchodząc do sprawy rozsądnie lepiej, żeby nie towarzyszyła Warren. Nie chodziło o bezpieczeństwo, bo to swoje miała głęboko w poważaniu, ale o zachowanie ostrożności. Obecność Terrell mogła wkurzyć również inne osoby a te zagroziłyby Warren, czego lepiej uniknąć. – Teraz przynajmniej nie będziesz sama. – Będzie razem z Jarrah, co nieco uspokajało Joan. Lepsze to niż nic, bo wiedziała, że sama na nic się nie przyda i niepotrzebnie podjudzi ego niektórych osobników. – Lepiej pójdę przodem. Upewnię się, że odholowali twoje auto. – Posłała Warren delikatny uśmiech i odwróciła się ścieżką wracając w kierunku drogi.
Była na siebie zła, że nie mogła nic więcej zrobić. Nie była taka jak Warren albo Argentynka. Nie dominowała i nie brała czynnego udziału w akcjach. Od zawsze była towarzyszką albo kimś, kto brał na siebie całą winę (na tym świetnie się znała). Obserwowała i słuchania; nic więcej, bo poza tym nie posiadała żadnych przydatnych umiejętności. Nie w świecie, w którym Warren tak sprawnie się poruszała i działała.
Wsiadła do swego auta, ale postanowiła poczekać aż Pria wraz z Jarrah wrócą z dziczy i odjadą. Przynajmniej do tego momentu mogła mieć oko na kobietę. Później będzie musiała zaufać, że oboje sobie poradzą.
Na pewno lepiej niż ona.
Widząc jak oboje wychodzą zza linii drzew sięgnęła do stacyjki, ale nie odpaliła auta. Miała jeszcze poczekać, więc zrobiła to aż auto Jarrah ruszyło. Zerknęła w tyle lusterko sprawdzając, czy coś jedzie, bo musiała zawrócić, żeby dojechać do samochodu przemytniczki. Nic. Odpaliła więc silnik i znów spojrzała w lusterko, w którym nagle pojawił się samochód. Włączyła kierunkowskaz i czekała aż pojazd przejedzie obok, ale zamiast tego zatrzymał się na równi z nią.
- Kurwa mać – jęknęła niepocieszona na widok Mii w miejscu pasażera drugiego samochodu. Patrzyła na nią i czekała aż Joan opuści szybę, co trochę zajęło, bo cholerstwo było na korbkę. – Kamera była twoja – stwierdziła oschle nie zwracając uwagi na kierowcę Mii.
- I tak i nie.
Joan prychnęła kierując wzrok na przednią szybę.
- Jak się sprawił mój nowy dobytek? – Argentynka nie bawiła się w podchody. Od razu pytała o to co ją interesowało.
- Nie jest twój.
- Oh? Val musiała się wtrącić. Cała ona. Sama nie może mieć to innym również nie pozwala.
- Musisz się strasznie nudzić. Pomimo wielu atrakcji masz monotematyczne życie, a pustkę w nim wypełniasz dziecinnymi gierkami ze swoją ex. – Nie bała się powiedzieć tego wprost, chociaż chyba powinna, bo przypuszczalnie Mia miała przy sobie broń. – To żałosne.
- Masz niezwykle niewyparzoną gębę, jak na dziwkę. – Że niby ryby i dziwki głosu nie mają. Terrell nieraz to słyszała, ale tylko kiedyś (stłamszona przez kiepski stan psychiczny) wierzyła w te słowa.
- Zjedziesz z drogi? Mam sprawę do załatwienia. – Nie było nią wdawanie się w dyskusje z Mią.
- Skoro straciłam jednego nowicjusza, to może ty się skusisz?
Joan się zaśmiała i pokręciła głową. Nigdy w życiu. Nie po to uciekła z Perth, żeby znów pakować się do podobnego świata. Na pewno nie tutaj i nie w układzie z tą babą.

Val Warren
przemytniczka/szkutniczka — Blue Line Boats Rental
40 yo — 176 cm
Awatar użytkownika
about
Była policjantka, uwikłana w intrygę skutkującą pozbawieniem wolności, nadzorująca rodzinny biznes łódkowy przy okazji toczenia batalii z byłą narzeczoną, u boku dawnej współlokatorki
Nie zależało jej na uszczęśliwianiu Dingo czy kogokolwiek innego. Gdyby doszło do ich spotkania musiałby jakoś przełknąć obecność Joan. I tak rozchodziło się jedynie o próbę zidentyfikowania właściciela kamer, bez załatwiania spraw typowo biznesowych, w których udział osób postronnych miał znaczenie. Nie musiała się nimi przejmować. Jarrah też wreszcie by odpuścił, po nieco lepszym poznaniu dawnej, więziennej współlokatorki swojej ciotki.
Zgodziła się, aby Joan wróciła do pozostawionego BMW. Uprzednio zdążyła złapać ją za dłoń i nachylając się nieco do przodu, wyszeptała, aby zadzwoniła, albo wysłała wiadomość, po wybadaniu sytuacji. Przede wszystkim jednak, miała na siebie uważać. Biorąc pod uwagę cholerna kamerę, w okolicy mogły się już kręcić nieciekawe persony.
Jarrah kończył niszczenie dzbanków, które na koniec należałoby odpowiednio zutylizować. Towar w kawałkach nadal nadawał się do użytku, ale chodziło o samą wiadomość, a raczej przesłanie o treści „nie będę dla ciebie pracować”. Nie ważne, w co grała Mia, bratanek miał trzymać się od niej z daleka.
Teraz liczyło się przede wszystkim wytropienie podglądacza, przy pomocy Dingo.
Mia żałowała, że nie widziała dokładnej reakcji Warren na widok bratanka, przekopującego nieoznakowane mogiły. W Cairns była od niedawna, ale zasięgnęła wielu opinii, aby połączyć pewne kropki, celem dalszych działań, zmierzających ku wyeliminowaniu konkurencji. Gdyby tylko dopięła wszystko na ostatni guzik, Warren przynajmniej zechciałaby wysłuchać jej wersji wydarzeń, mających miejsce na nieszczęsnym Fidżi. Tymczasem… postanowiła umilić sobie czas pogawędką z panną lekkich obyczajów, z którą nie wiadomo czemu, Val wciąż się bujała. Czy na pewno w ich relacji chodziło tylko o jedno? To byłoby za proste, a Warren raczej szybko znudziłaby się jakąś typową dziwką, oderwaną od karuzeli kutangów.
Cud, że ten rzęch, w którym siedziała Terrell, nadal jeździł. Niby chciała, żeby ją przepuścić, ale po cholerę, skoro ten wrak zaraz padnie i już się nie uruchomi?
Ramiro, ten sam który poprzednim razem towarzyszył Mii przy wycieczce na włości Val, siedział z niewzruszonym wyrazem twarzy na fotelu kierowcy, czekając w gotowości na wszelkie polecenia ze strony szefowej.
Wydawało się, że pomimo niesprzyjających okoliczności, humor Joan dopisywał.
- Co w tym śmiesznego? - czyżby Terrell skupiła się na samej ironii losu, zawartej w śmiałej propozycji? - Znasz się na takich rzeczach, a pozbycie się Grega wyszłoby Val na dobre. Nie chcesz tego dla niej?
Ten cholerny wrzód odbierał Warren możliwości łapania kolejnych zleceń czy nawet dogadywania się z całą resztą zgrai, tworzącej zwartą siatkę wpływów.
- Parę chwil spędzonych w Shadow, dla szczytnego celu, byłoby dla ciebie pestką, biorąc pod uwagę to, jak często tam bywałaś - kontynuowała, kierując się pozyskanymi niedawno informacjami. - Możesz nawet połączyć przyjemne z pożytecznym i znaleźć jakiegoś naiwniaka, który płaciłby za ciebie do końca życia.
Desperatów nie brakowało, a Joan raczej nie uchodziła za wybredną, skoro z łatwością sprzedawała swoje towarzystwo.
- Kto wie, może nawet dałabym ci spokój, gdybyś się postarała - westchnęła, jakby rzeczywiście myślała nad takim scenariuszem. Greg wypada z Shadow, Mia daje spokój Joan. Niestety, tego samego nie mogła zaproponować względem Warren, z którą miała jeszcze do pogadania. Jakaś Joan by tego nie zrozumiała.
Nie zaszkodzi obrać nieco bardziej ofensywną strategię, przynajmniej na wypróbowanie. Szantażem też mogłaby spróbować zmusić Terrell do współpracy.
- Myślisz, że Perth o tobie zapomniało? - zaakcentowała konkretną nazwę miasta, uważnie obserwując reakcje kobiety. Cóż, Mia nie znała żadnych większych szych z wielkiego miasta, ale słyszała to i owo. Wieści z półświatka całkiem sprawnie roznosiły się między zainteresowanymi i to bez większego wysiłku.

Joan D. Terrell
psycholog — telefon zaufania
37 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Pani psycholog; karalna. Większość życia spędziła na zachodnim wybrzeżu udzielając pomocy psychologicznej przestępcom, byłym skazańcom i ofiarom przemocy. Wróciła do LB z planem sprzedania rodzinnego domu i ucieczką za granicę a zamiast tego spotkała brata i kobietę, z którą niegdyś dzieliła celę.
Nadal nie wyjechała..
Pogrywano sobie z nią. Tylko, że już nie była dziewiętnastoletnią naiwną dziewczyną, która ze strachu szła na wszelkie ustępstwa i układy.
- Wyszłoby TOBIE na dobre, więc sama to załatwisz. – Owszem, zniknięcie Grega miałoby dobry wpływ na względy spokój Warren, ale przecież Mia też coś z tego miała. Terrell wątpiła, że proponowano jej coś takiego z czystego altruizmu. Korzyści płynące z pozbycia się konkurenta w głównej mierze odczuje właśnie Aborygenka, która najwyraźniej chciała przejąć ów rejon. Próba wyłudzenia pomocy z odrobiną sugestii opierającej się na wsparciu kogoś bliskiego to zagrywka, którą Joan nieraz obserwowała. Mogłaby na to pójść, ale nie wierzyła, że na tym się skończy. Mia była cwana. Nie wypuści na wolność złapanego ptaszka i na pewno tak łatwo nie odpuści Val. Skoro z premedytacją uczepiła się Jarrah to wątpliwe aby pomoc w załatwieniu Grega zakończyła się polubownym odpuszczeniem sobie nawzajem. To tak nie działa.
- Nie robię tego – podkreśliła stanowczo świadoma, że kobieta pomyśli o sprzedawaniu swego towarzystwa, ale: - Nie pracuje dla szumowin. – Posłała tamtej ostre spojrzenie. Na tyle ostre na ile potrafiła, bo przecież Joan nie była typem gromiącym wszystkich dookoła. Nawet jej złe spojrzenie nie było tak bardzo gniewne i choćby się starała to nie robiła na nikim wrażenia.
Nie kłamała jednak mówiąc o pracy dla ludzi z ciężką ręką, gnatem w kieszeni i ze sporą morderczą świtą. Terrell nigdy nie pracowała dla nich w ten sposób. Jedynie udzielała im (oraz ich rodzinom) pomocy psychologicznej. Nie wpływała na nich, nie oszukiwała i nie wykorzystywała. Miała ciepłą skromną posadkę bez brudzenia sobie rąk.
- Od kiedy to nagle należę do twojego wyimaginowanego grona? – Że niby miałaby dać jej spokój? A od kiedy go odbierała i czemu to robiła? Czy Mia podchodziła do każdego przechodnia i wmawiała mu, że jeśli coś zrobi to da mu spokój? Nie. Joan nie pracowała i nigdy nie będzie dla niej pracować. Nie będzie też należeć do jej chorego świata, bo skończyła z tym wszystkim. Nie po to uciekła z Perth, żeby teraz z powrotem dać się wciągnąć w te chore gry. Pragnęła normalnego życia. Czegoś prostego, co nie uwzględniało udziału takich ludzi jak Argentynka.
Zacisnęła szczękę i wzięła głęboki wdech nie bojąc się powiedzieć.
- Nie zapomniało. – Nie będzie udawać, że było inaczej. – To ma swoje plusy, bo widzisz.. – Znów spojrzała na Mię i raz jeszcze odpaliła silnik swojego gruchota. – Pomogłam tam wielu osobom, więc lepiej uważaj u kogo zaciągasz języka, bo komuś to się może nie spodobać. – Brzmiała na bardzo pewną siebie, bo owszem, nie bała się każdego z Perth. Zniknęła, ale pozostawiła za sobą (oby) tylko jedną skrajnie niezadowoloną osobę, która wpakowała ją do szpitala. To od tego kogoś uciekła. Podjęła szybką decyzję odnajdując nadzieję na wyrwanie się z tamtego świata co nie oznaczało, że zostawiła za sobą tylko syf. Byli tam ludzie, którzy ją szanowali – a przynajmniej chciała w to wierzyć – i to właśnie przed nimi ostrzegła Mie.
- Trafiłaś pod zły adres złotko. – Posłała jej delikatny uśmiech, bo cokolwiek by Mia zrobiła i powiedziała nie przekabaci Joan, która wcisnęła gaz i nie zważając na to czy porysuje super auto gangsterki, ruszyła przed siebie.

Joan
To była kamera Mii. Wpadła na chwilę na pogaduszkę.
Nic mi nie jest. Jadę zobaczyć, czy odholowali Twoje auto i wracam do domu.


z/tx2? Val Warren
ODPOWIEDZ