chirurg dziecięcy — Cairns Hospital
33 yo — 189 cm
Awatar użytkownika
about
Znalazł łoże w szczęśliwym szkarłacie twego serca. I ciemną, potajemną miłością cię uśmierca
4.

Matthew naprawdę wolałby być w tym momemencie wszędzie tylko nie tutaj. Nienawidził chodzenia do urzędów i załatwiania spraw. Właściwie to samo załatwianie formalności nie było takie złe. Najgorsze było to, ze Diamini naprawdę miał pecha i często trafiał na dni kiedy kolejki były niesamowicie długie, a osoby pracujące w urzędach na granicy załamania nerwowego. Nie dziwił im się. Wiedział jak męczące i frustrujace jest bezpośrednie pracowanie z ludźmi, którzy nie maja o niczym pojęcia. Ile to razy sam musiał tłumaczyć medyczny żargon rodzicom, którzy tylko chcieli wiedzieć czy ich dziecko wydobrzeje, a on musiał im przedstawić wszystko w taki sposób żeby później ani on, ani szpital nie mieli problemów. Starał się być cierpliwym i w pracy nawet mu to wychodziło. Kiedy nie był w szpitalu, niestety nie panował nad sobą tak dobrze.
Po wejściu do ratuszu pierwsze co zrobił to palnął się otwarta dłonią w czoło. Oczywiście, ze kolejka była tak długa, ze nawet nie widział do którego okienka powinien się skierować. Wziął dzień wolny w pracy tylko po to żeby stracić go na siedzenie w ratuszu. Dzierżąc w rękach teczkę z odpowiednio (a przynajmniej taka miał nadzieje) wypełnionymi dokumentami próbował dociec jaki powinien być jego następny ruch. Dopiero po chwili zlitowała się nad nim jakaś kobieta, która musiała obserwować jego poczynania, a która możliwe, ze była stała bywalczynią w ratuszu. Podpowiedziała mu, ze powinien wybrać najpierw numerek i na automacie będzie mógł wybrać odpowiedni dział i tam tez zostanie mu wskazane okienko. Kierowanie się tymi instrukcjami było stosunkowo proste. Szybko wydrukował się numerek, który poinformował go o tym, ze jego kolej nastąpi jak dwadzieścia dwie osoby przed nim załatwia swoje sprawy. Dostrzegł masę starszych osób, wiec tylko dostał potwierdzenie, ze rzeczywiście spędzi tutaj cały dzień, jeśli nie całe życie.
Rozglądał się za jakimś ustronnym miejscu, w którym mógłby odpocząć, a z którego miałby dobry widok na tablice z numerkami. Wkładał już słuchawki do uszu planując włączenie jakiegoś serialu, kiedy jego wzrok zatrzymał się na kobiecie, o której dawno nie myślał. To nie tak, ze było łatwo o niej zapomnieć i szybko wypadła mu z myśli. Wręcz przeciwnie. Matthew robił bardzo dużo, żeby jego myśli nie wędrowały w jej kierunku. Długo zbierał to co zrobiła z jego sercem. Długo składał swoje życie do kupy po tym jak je rozpieprzyla. W momentach, kiedy wracała myśl o niej, zastanawiał się czy jego brak zaufania i niemożność stworzenia związku jest czymś za co odpowiedzialna jest właśnie ona. Nie był człowiekiem, który o bledy czy nieszczęścia lubił obwiniać innych, ale w tym przypadku było to najłatwiejsze rozwiązanie. Dzięki temu myślał o niej coraz mniej. Zastanawiał się czy powinien do niej podejść i zająć wolne miejsce obok. Zamienili pare słów odkąd ze sobą zerwali, ale nigdy nie były to głębsze rozmowy. Raczej uprzejmości, które wymieniają ludzie, którzy byli ze sobą kiedyś blisko, ale życie pokierowało tak, ze ich drogi się rozeszły. Już miał odejść i się ukryć, kiedy musiała wyczuć, ze ktoś ja obserwuje. Ich spojrzenia się spotkały, wiec nie było już odwrotu. Nie mógł udawać, ze jej nie widział. Jasne, to ze wymienili uśmiechy nie było zaproszeniem do rozmowy, ale skoro miał tu spędzić tyle czasu to mimowolne zerkanie w jej stronę byłoby jeszcze głupsze niż rzeczywista rozmowa. Wyciągnął słuchawkę z ucha i usiadł obok niej.
- Zawsze myślałem, że spotkamy się w Ratuszu w innych okolicznościach. - Przywitał się stawiając na lekki żart i nawet posłał jej lekki uśmiech, ale wyszło dziwnie, bo nie bardzo na nią patrzył. Przy poprzednich spotkaniach, gdzie miał pewność, ze będą trwały chwile, mógł sobie pozwolić na kontakt wzrokowy. Teraz przychodziło mu to ciężko, wiedząc, ze może nie chcieć oderwać od niej wzroku.

Maya Bartlett
pinata
-
lorne bay — lorne bay
29 yo — 158 cm
Awatar użytkownika
about
Pani sprzedawczyni w sklepie plastycznym. Nieco zbyt rozkojarzona, romantyzująca życie, które na to nie zasługuje. Zamiast próbować zapanować nad swoimi traumami, całą swoją uwagę i serce poświęca Mercuremu.
Miała wrażenie, że nigdy nie uda się jej uporządkować spraw spadkowych. Kilka lat po śmierci matki, nadal musiała użerać się z urzędami i spowiadać z wielu, bezsensownych spraw. Sądziła, że niektórzy urzędnicy uwzięli się na nią i postanowili przywoływać ją do ratusza przynajmniej rad na dwa tygodnie, dla samej zasady. Nauczona doświadczeniem, zabierała na takie eskapady książkę, która miała umilić jej czas spędzony w ratuszu. Naturalnie najpierw zajęła się pogaduszkami ze starszymi paniami, które przyciągała do siebie jakąś magiczną siłą. Zawsze musiała opowiedzieć o tym co u niej słychać, jak wygląda jej mała uprawa roślin ogrodowych oraz czy w sklepie plastycznym jest ruch. Maya miała to szczęście, że na każdym kroku spotykała jakąś znajomą twarz, z która musiała uciąć krótką pogawędkę. Wynikało to być może z jej uprzejmości i braku umiejętności pokazania komuś, że nie ma wcale ochoty na rozmowy. Stąd też znajome starsze panie napadały ją nawet w marketach aby rozmową zapomnieć o swojej samotności.
Maya nie zakładała jednak, że ten dzień owocować będzie w tak sentymentalne spotkanie. Po ostatniej z rozmów była tak zajęta lekturą, że nie zwróciła uwagi na wchodzącego do pomieszczenia mężczyznę. Znacznie ciekawsza wydawała się być akcja tocząca się w książce niż kolejna postać hamująca kolejkę. I zapewne nie zwróciłaby na nieznajomego uwagi, gdyby nie wrażenie, że się jej przygląda; najpierw dyskretnie uniosła wzrok niby na monitor, na którym pojawiały się numerki z kolejnością a następnie przeniosła go na twarz mężczyzny. Już przy pierwszej sekundzie poczuła ukłucie w okolicach klatki piersiowej. Wydusiła jednak z siebie ciepły uśmiech w geście przywitania, aby Matthew nie czuł się w żaden sposób źle z powodu przebywania z nią w jednym pomieszczeniu. Maya doskonale zdawała sobie sprawę z tego jakie spustoszenie mogła zasiać w jego życiu i gorzko tego żałowała. Przepracowała wiele z tamtego okresu i wiedziała, że należały się mu wytłumaczenia i przeprosiny. Jednak nie dziś, nie w ratuszu.
- Jeszcze wszystko przed nami. - także próbowała zażartować, posyłając mu kolejny uśmiech. Zamknęła ostrożnie książkę, przytrzymując palcem wskazującym stronę, na której skończyła czytać; nie wiedziała przecież jak długo jej towarzysz będzie chciał z nią rozmawiać i czy za chwilę nie będzie zmuszona do powrotu do lektury. Zauważyła jak bardzo Matthew błądził wzrokiem, za wszelką cenę unikając z nią kontaktu. Bolało ją to, że za jej sprawą nie potrafił nawet spojrzeć jej w oczy. Na sekundę zacisnęła usta jakby chcąc pohamować się w swoich słowach, chociaż absolutnie nic nie cisnęło się jej na język. Był to po prostu nerwowy odruch.
- Cieszę się jednak, że nadal wierzysz w moje szanse na zostanie burmistrzem. Na pewno po wszystkim poimprezujemy w ratuszu. - chciała pociągnąć dalej temat, bojąc się, że jej odpowiedź była zbyt dwuznaczna. Dodanie szczypty humoru do tej rozmowy wydawało się jej być rozsądne.
- To co u Ciebie, Matt? - tak dawno nie wypowiedziała jego imienia, że zabrzmiało teraz w jej ustach niepokojąco obco.

matthew diamini
ambitny krab
A.
brak multikont
chirurg dziecięcy — Cairns Hospital
33 yo — 189 cm
Awatar użytkownika
about
Znalazł łoże w szczęśliwym szkarłacie twego serca. I ciemną, potajemną miłością cię uśmierca
Dużo dało to, że odpowiedziała żartem. Mogła go przecież spławić, albo przyznać, że taki komentarz był absolutnie nie na miejscu. Dzięki temu, że kontynuowała żart, Matt nieco bardziej się rozluźnił I potwierdził sobie, że może ta rozmowa nie będzie taka zła. Może nawet czas szybciej im zleci I zmieni swoje nastawienie do wizyt w urzędach. No chyba, że ten a nowo staną się katorga, ale tym razem z innego powodu. Teraz po prostu każda wizyta będzie kojarzyła mu się z tym, że siedział z nią tutaj. Na początku odpowiedział jej tylko uśmiechem, później już nawet cicho parsknął. Musiał pamiętać o tym, że jest w miejscu publicznym, wśród starych ludzi, którzy niespecjalnie lubią głośną młodzież. Jej kontynuacja żartu była jednak warta nagięcia zasad normalności.
-Nigdy nie przestałem w to wątpić. Powoli przejmiesz władzę nad miastem, później krajem, a później już nic nie stoi na przeszkodzi, żebyś zaczęła panować nad całym światem. – Byla młoda, całe życie przed nią. Miała mnóstwo czasu, żeby zapanować nad całym światem. Kiedyś Matthew byłby zwykłym giermkiem, który wiernie trwałby u jej boku I wspierał w każdym momencie przejmowania całego świata. Teraz niestety mógł tylko stać z boku I to wszystko obserwować. Chociaż lepiej byłoby dla niego gdyby niczemu się nie przyglądał. Zdrowiej byłoby gdyby po prostu pogdził się z tym, że mimo swojej wierności, stracił pozycję giermka. Nawet w fantazjach. –Jestem pewien, że Ratusz na swój własny sposób, jest fascynujący po godzinach zamknięcia. – Nawet rozejrzał się po suficie pomieszczenia, które służyło za poczekalnie, ale jednocześnie było po prostu zwykłym korytarzem. –Impreza w Ratuszu brzmi jak dobry pomysł. Łańcuchy dekoracyjne tu I tam I można imprezować. – Wskazał nawet jakieś dwa fragmenty, które wydawały się być idealne do umieszczenia różnego rodzaju ozdób.
Wolałby, żeby nigdy nie zapytała. Wolałby tkwić w tej bańce kiedy sobie żartowali I udawali, że nie złamali sobie serc nawzajem. Przynajmniej niezręczność była ukryta pomiędzy tym wszystkim. –Nie narzekam. – Wzruszył ramionami I posłał jej lekki uśmiech. Tym razem nie miał problemu z patrzeniem w jej stronę. Już nie uciekał wzrokiem. –Do przodu. Jedyne na co mogę narzekać to załatwianie czegokolwiek w Ratuszu. – Uniósł nawet lekko teczkę z dokumentami, którą trzymał w ręku przez cały czas. –A co u Ciebie, Maya? – Zapytał licząc na to, że odpowiedź go nie zaboli. Nie chciał teraz przesadnie przyglądać się jej dłoniom w poszukiwaniu pierścionka, który w międzyczasie mogła dostać od kogoś innego. –Wyglądasz dobrze. Bardzo dobrze. – Wyglądała lepiej niż jego słowa mogły wyrazić, ale jednocześnie nie chciał przesadzać. W końcu było to zwykłe spotkanie w Ratuszu, a nie nic ustawionego. Musiał pamiętać o tym, że na chwilę obecną zapewne więcej ich dzieli niż łączy.

Maya Bartlett
pinata
-
lorne bay — lorne bay
29 yo — 158 cm
Awatar użytkownika
about
Pani sprzedawczyni w sklepie plastycznym. Nieco zbyt rozkojarzona, romantyzująca życie, które na to nie zasługuje. Zamiast próbować zapanować nad swoimi traumami, całą swoją uwagę i serce poświęca Mercuremu.
Nie miała powodu aby uprzykrzać mu tego dnia. Oboje utknęli w mało przyjemnych okolicznościach, więc jedyną rozrywką jaka im pozostała było ich towarzystwo. Roztrząsanie przeszłości wśród starszych pań zgromadzonych w sali informacyjnej, absolutnie nie leżało w rozrywkach blondynki. Zresztą doskonale widziała zdenerwowanie wymalowane na twarzy Matta; widać po tych wielu latach unikania siebie wzajemnie, nadal nie utraciła mocy odczytywania jego emocji.
- A później będę pierwszą panią prezydent w kosmosie. - ciągnęła temat, będąc żywo podekscytowana wyimaginowanymi planami towarzysza. Na pewno było to o wiele ciekawsze zajęcie niż czytanie lektury czy ciągłe zerkanie na ekran z numerami, który albo się zaciął albo ktoś uciął sobie zbyt długą pogawędkę z panią w okienku. Nie przeszkadzało jej to jednak, bo rozmowa z Mattem zapowiadała się miłą odskocznią dzisiejszego dnia. Miło było poudawać , że nigdy nic między nimi się nie wydarzyło, że nie byli dla siebie słońcem i gwiazdami, że nie planowali mieć trójki dzieci i domu na przedmieściach. To tak, jakby porozmawiać z kolegą o dawnych, szkolnych czasach.
- Kula dyskotekowa, zamiast pań konsultantek załatwilibyśmy tancerki a pan ochroniarz trzymałby na łańcuchu tygrysa! - wcale nie poniosła ją fantazja. Zresztą cała ta rozmowa była niezwykle niedorzeczna, więc jej fantazje na temat wspólnej, szalonej imprezy w ratuszu jakoś bardzo nie odstępowały od całej tej otoczki. Na swoje własne słowa zaśmiała się nawet, przez co nieświadomie chrząknęła w ten specyficzny, zabawny sposób, zwracając na nich uwagę starszych pań. Przeprosiła je jedynak ciepłym uśmiechem i postanowiła wrócić do poważnego tonu rozmowy, przynajmniej na chwilę.
- Nie prowokuj mnie, zaraz zacznę się chichrać i oboje zostaniemy wyprowadzeni z ratusza. - upomniała chłopaka, chociaż wcale nie było w tym jego winy. Zabawnie jednak było skarcić go w geście żartu palcem, chociażby ku uciesze starszych, zażenowanych pań.
Nie była zdziwiona zdawkowymi odpowiedziami chłopaka na zadane przez nią pytania. Zapewne nie była osobą, której chciał opowiedzieć ostatnią dekadę swojego życia. Gdzieś w okolicach kilku lat wstecz utraciła prawo do posiadania jakichkolwiek wiadomości na jego temat. Dlatego postanowiła nie ciągnąć go za język, a samej nieco opowiedzieć o sobie, licząc na to, że tym go zachęci do konwersacji.
- Pracuję w sklepie plastycznym, po śmierci mamy sprzedałam dom i kupiłam znacznie mniejszy. Teraz niestety muszę szlajać się po urzędach i spowiadać z każdego grosza. - westchnęła głośno. Nie wiedziała nawet czy Matt słyszał o śmierci jej matki, nie chciała jednak rozwijać tego tematu bo był on dla niej zbyt drażliwy, pomimo odnalezionego w końcu spokoju. - Myślałam o adopcji psa, ale nie mam na niego czasu. Ogólnie nic fascynującego - jeszcze - bo bo jutro będę oswajała dzikie zwierzęta i opanowywała sztukę bilokacji! - uśmiechnęła się szeroko.
Komplement skierowany w jej kierunku sprawił, że poczuła przyjemne ciepło w okolicach klatki piersiowej. Tak jakby przez te słowa poczuła ulgę i spokój.
- Dziękuję, to bardzo miłe. - skinęła głową w geście podziękowania. - Ty także wyglądasz super. Pomimo tych trzech siwych włosów i dwóch zmarszczek w okolicach oczu. - zaznaczyła, jednak po chwili jej usta ułożyły się w nieme żartuję, tak jakby zdradzała mu największą tajemnicę ludzkości. - Po prostu ... dobrze Cię widzieć. - dodała po chwili.

matthew diamini
ambitny krab
A.
brak multikont
chirurg dziecięcy — Cairns Hospital
33 yo — 189 cm
Awatar użytkownika
about
Znalazł łoże w szczęśliwym szkarłacie twego serca. I ciemną, potajemną miłością cię uśmierca
-No I to brzmi jak konkretny plan. – Uśmiechnął się szeroko. Czytał nawet ostatnio, że jeżeli rzeczywiście wejdzie w życie to osiedlanie ludzi na innych planetach to już nie tylko będą Australijczykami, Polakami czy Amerykanami. Wtedy już będzie się też o nich mówić Ziemianie. Wiedział jednak, że raczej za ich życia do tego nie dojdzie, więc samego tematu nie poruszył. Ważne, że mógł sobie z Mayą pożartować na takie tematy.
-Ej, nie można tak ich od razu zamieniać na kule dyskotekowe. – Spojrzał w kierunku pań. Każda z nich wyrażała inną emocję. Irytację, znużenie, ostre wkurwienie. Różne etapy bezpośredniej pracy z człowiekiem. –Może właśnie tego potrzebują. Prawdziwej imprezy. Żeby się zrelaksować I inaczej patrzeć na swoje miejsce pracy. Ja też raczej jestem innym człowiekiem w pracy. – Jemu też zdarzało się irytować chociaż nie powinien. Jego pacjentami byli dzieci I do nich miał więcej cierpliwości. Ale rodzice często potrafili irytować, wkurwiać I grać na nerwach. Matt starał się najlepiej jak mógł, ale tak jak wszyscy… był tylko człowiekiem. –Uuu. Tygrys to dobry plan. Od razu impreza zyska status ekskluzywnej. Wszyscy będę chcieli przyjść, ale nie każdy będzie mógł. – On to jakby usłyszał, że gdzieś jest impreza, na której jest tygrys to by przyszedł chociażby po to, żeby zobaczyć tygrysa. Bałby się, ale życie jest tylko jedno. Jakby miał zginąć zabity przez tygrysa to nawet nie byłby wściekły. A jakby przeżył to pewnie miałby fajne blizny, o których mógłby opowiadać. Zawsze jakieś plusy.
Pokiwał głowę I na chwilę spoważniał. –Przykro mi z powodu twojej mamy. – Wiedział jaka była matka Mai, ale mimo wszystko była matką. Czy tego chcemy czy nie, to uczucia I więź z taką osobą istnieją. –Nie wiedziałem. Gdybym wiedział to przyszedłbym na pogrzeb. – Lorne nie jest specjalnie duże, ludzie gadają, więc był lekko zdziwiony, że nigdy nie usłyszał o śmierci jej mamy. –Potrzebujesz z czymś pomocy? – No mogło być już nieco za późno na jakąkolwiek pomoc, ale nie oznaczało to, że nie mógł się zaoferować. Może jednak było coś z czym mógłby pomóc. Odpowiedział szerokim uśmiechem na jej uśmiech. –Też właśnie myślałem ostatnio o adopcji psa, ale mam obawy z tego samego powodu co ty. – Brak czasu. Często był wzywany do szpitala nawet w wolne drzwi. Mógłby dać psu do dyspozycji ogród w razie potrzeby, ale no nie o to chodziło w posiadaniu zwierzaka. Miałby bardzo samotnego psa, a psom samotność nie służy. Nie mógłby tego zrobić drugiej istocie. Tym badziej, że sam wiedział jak to jest być samotnym. –Sklep plastyczny… – Zamyślił się na chwilę. –Jesteś teraz artystyką? – Pomyślał, że może tam pracuje ze względu na zniżkę na produkty. Nie pamiętał jej artystycznej strony za czasów ich związku. Głównie dlatego, że jednak ich związek był związkiem na odlgłość.
Po jej kolejnych słowach złapał się za skroń, bo właśnie tam spodziewał się siwych włosów. –Weź. – Zaśmiał się cicho I nawet pokręcił głową z niedowierzaniem. Był w szoku, że tak sobie z niego zażartowała. Bardzo okrutny sposób. –Też się cieszę, że cię widzę. – Bardziej się cieszył z tego, że mogli rozmawiać jak ludzie. –Masz może czas na kawę albo jakiś obiad? Oczywiście jak już to załatwimy. – Machnął ręką na ratuszową poczekalnie. Postanowił iść za ciosem I zaryzykować. On miał w końcu cały dzień wolny. Równie dobrze mógł zrobić coś takiego.

Maya Bartlett
pinata
-
lorne bay — lorne bay
29 yo — 158 cm
Awatar użytkownika
about
Pani sprzedawczyni w sklepie plastycznym. Nieco zbyt rozkojarzona, romantyzująca życie, które na to nie zasługuje. Zamiast próbować zapanować nad swoimi traumami, całą swoją uwagę i serce poświęca Mercuremu.
Zabawnie było spędzić czas w tak miłych okolicznościach; wyobrażanie sobie imprezy w ratuszowej poczekalni było na pewno lepszą rozrywką niż unikanie wzajemnie swojego wzroku. Niewykluczone, że pod tą słowną zabawą pełną abstrakcyjnych fantazji, kryła się po prostu niezręczność. Przecież jeszcze kilka lat temu byli dla siebie tak bliscy, że planowali wspólną przyszłość. Zwykła rozmowa, zapytanie co słychać u drugiej osoby, byłoby po prostu czymś dziwnym. Zapadłaby pewnie niezręczna cisza i każde z nich zajęłoby się własnymi sprawami. Jednak w aktualnych okolicznościach mogli nieco poluzować i nabrać nieco dystansu do sytuacji.
- Gorzej, jakby ten tygrys się zerwał. - pokręciła na boki głową, dalej brnąc w ten temat. Siedząca obok nich kobieta przewracała tylko z zażenowania oczami, nie mogą uwierzyć w to, jakie tematy były podejmowane w jej towarzystwie. Dla zachowania zdrowego rozsądku i odrobiny smaku, Maya postanowiła nie ciągnąć jednak tego tematu. Już zbyt często bywała tematem plotek, więc wolała aby nikt nie rozpowiadał po miasteczku o jej tygrysich fantazjach.
Nie miała mu za złe, że nie było go na pogrzebie. Była to raczej skromna uroczystość, nie było nawet zbyt wielu członków rodziny.
- Nic się nie stało, nie musisz mieć sobie tego za złe. - uśmiechnęła się delikatnie. Może i nie był to dla niej najbardziej przyjemny temat do rozmowy, jednak powoli zaczynała sobie z tym radzić. Przecież po śmierci matki zniknęło większość jej problemów, bo to kobieta była ich generatorem.
- Wprawdzie mam problemy z kranem w kuchni, ale chyba zadzwonię po specjalistę. - nie wątpiła w umiejętności Matta, nie chciała mu zabierać jednak czasu. Z drugiej strony był to po prostu kolejny żart na rozluźnienie atmosfery. Zupełnie jak ten dotyczący jego włosów. Maya nie dostrzegła u niego siwizny, a nawet jeśli by tak było, uznałaby to za coś naturalnego. Miał stresującą pracę, jego organizm mógł tak przecież odreagowywać.
- Trochę maluję. Zawsze trochę malowałam. - nie był to absolutnie przytyk w jego stronę, po prostu wcześniej nie musiał mieć okazji widzieć jej prac. Zbyt rzadko zapraszała go do pełnego alkoholu domu, wstydząc się po prostu swojej rodzinnej sytuacji.
Uniosła ze zdziwienia brwi, gdy zaproponował jej kawę. Było to bardzo miłe z jego strony, jednak nie do końca wiedziała czy ta rozmowa powinna zostać przedłużona o kolejne spotkanie. Wprawdzie nie robili nic złego, byli starymi znajomymi i Maya nie powinna szukać w tym podtekstów, jednak coś w środku mówiło jej, że to nie jest najlepszy pomysł.
- Jasne, bardzo chętnie. Coś czuję, że nieźle zgłodniejemy zanim stąd wyjdziemy. - odpowiedziała, pomimo swoich obaw. - A może obiad a później kawa? - sama także miała wolne tego dnia, więc nic nie stało na przeszkodzie wspólnego obiadu. Mogliby porozmawiać, nadrobić czas i być może nawet powspominać. Maya była ciekawa tego jak ułożyło się życie mężczyzny, który jeszcze niedawno chciał to życie dzielić razem z nią.

matthew diamini
ambitny krab
A.
brak multikont
chirurg dziecięcy — Cairns Hospital
33 yo — 189 cm
Awatar użytkownika
about
Znalazł łoże w szczęśliwym szkarłacie twego serca. I ciemną, potajemną miłością cię uśmierca
Pokiwał głową z pełną powagą. Tak, miała rację. Byłoby naprawdę nieciekawie, gdyby ten tygrys zerwał się z łańcucha. Nie takie rzeczy się zdarzały, a jedna tygrys był potężnym i silnym zwierzęciem. –Wiesz… dla ludzi o mocnych nerwach coś takiego byłoby po prostu kolejną atrakcją. – Wzruszył ramionami, a na jego ustach pojawił się delikatny uśmiech. Nachylił się lekko w jej stronę. –Musimy tylko pamiętać, żeby nigdy nie przebywać w zbyt bliskiej odległości od tygrysa. Większa szansa na ucieczkę i przeżycie. – Wiadomo, Matthew nie życzył nikomu śmierci, ale zdecydowanie jego priorytetem byłoby ratowanie życia swojego i Mai. W końcu byliby na tej imprezie razem. Musi tylko pamiętać, żeby nie zapraszać tu nikogo innego. Liczba priorytetów by się zwiększyła, a ona na pewno nie byłby w stanie uratować wszystkich.
-Nie ma takiej potrzeby. – Absolutnie nie godził się na to, żeby Maya korzystała z pomocy specjalisty w takim przypadku. –Chętnie ci z tym pomogę. Mogę wpaść jutro po pracy. – Zaproponował. Nie chciał już im dzisiaj dokładać do kolacji i kawy. Nie był jakimś specjalistą, ale naprawdę nie miał problemu z drobnymi naprawami w domu. Dla Mayi pewnie liczył się każdy grosz, więc nie ma sensu, żeby wydawała pieniądze na specjalistów. Zapewne chodzi tylko o wymianę uszczelki, a specjalista skasuje nie tylko za naprawę, ale też za część i dojazd i suma będzie naprawdę mało adekwatna do całej roboty.
Uśmiechnął się smutno. Główna część ich związku odbywała się na odległość. Były więc rzeczy, które mu umykały, albo których po prostu nie zdążył poznać. –Opowiedz mi o tym. – Zachęcił ją. –Malujesz? Rysujesz? Szkicujesz? – Dopytał i sam nawet w głowie próbował sobie dopowiedzieć, która część najbardziej pasuje Mai.
-Świetny pomysł. Zjadłem dzisiaj małe śniadanie, bo nie zakładałem, że spędze tutaj trzydzieści lat. – Pewnie to śniadanie wcale nie było takie małe, ale nie zmieniało to faktu, że Matthew na pewno zgłodnieje. Musiał wciągać sporo kalorii dziennie, żeby utrzymać to jak wyglądał. –Masz ochotę na coś konkretnego? – On tam nie wybrzydzał i zawsze miał ochotę na wszystko. Czasami nawet grzeszył i wciągał fastfoody. Starał się tego nie robić, ale jednak wszystko było dla ludzi.

Maya Bartlett
pinata
-
ODPOWIEDZ