Felietonista i podróżnik — The Cairns Post
39 yo — 193 cm
Awatar użytkownika
about
Po tym jak zostawił narzeczoną dla kobiety, którą poznał podczas jednej z misji w Ghanie, jest święcie przekonany, że afrykańska wiedźma rzuciła na niego klątwę. Nie ma ani narzeczonej ani miłości swego życia, bo ta zginęła w wypadku samochodowym kilka dni po powrocie z Afryki.
d w a



Zmienne warunki pogodowe nigdy nie były mu straszne, przez wgląd na rozmaite miejsca na kuli ziemskiej, które odwiedzał w ciągu jednego roku. Początek roku zaczynał na chłodnej Alasce, wiosną zwiedzał Nową Zelandię i okazałe jezioro Pukaki, latem targował się na rynku w Meksyku, a zimą, grzał się w afrykańskiej Ghanie. Doświadczał rozmaitej pogody i tak naprawdę każda, kolejna podróż, zazwyczaj okazała zupełnie odmienny set ubrań, wypełniających walizki po brzegi. Nie musiał jednak nigdzie podróżować by cieszyć się odmiennym klimatem, bo w samym Lorne Bay, pogoda zmieniała się jak w kalejdoskopie - od palących upałów, po deszcze, wichury i mini powodzie. Potrafił sobie radzić w każdej sytuacji, czego bez wątpienia nauczyły go liczne podróże po świecie, a do tego uwielbiał pomagać innym, więc po raz kolejny zaangażował się w pomoc tutejszym mieszkańcom i sąsiadom. Grupka wolontariuszy pomagała w domach kultury oraz w terenie, zabezpieczając domostwa oraz usuwając wraz ze strażą pożarną możliwe zagrożenia dla życia. Gdy na ulicach Pearl Lagune pojawiło się wojsko, zostały przydzielone zadania, a Lennart wraz z grupką innych, równie silnych mężczyzn, został skierowany do wyładowywania worków z piaskiem i układania ich tak, by odgrodzić domostwa od linii brzegowej, która przesuwała się naprzód. Dookoła panował chaos, zrodzony z całej masy pytań tutejszych mieszkańców i paniki, która nasilały zmiany w pogodzie, które pogarszały się z minuty na minuty. W końcu nawet grunty pod willami zaczęły funkcjonować, stwarzając zagrożenie dla osób będących w środku.


Laurissa Soriente
aplikantka w prokuraturze — Crown Prosecutor's Office
28 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Od 5 lat wmawia sobie, że jej narzeczony wcale nie zginął, ale potrzebowała zmiany otoczenia, więc wyjechała z Francji i próbuje skupić się na karierze zawodowej.
10.

Dotarły do jej uszu ostrzeżenia odnośnie pogody, ale jednocześnie miała tak wiele na głowie, że trochę do tych informacji podeszła lekceważąco. Była z Paryża, tam też zdarzały się różne kataklizmy, które nie należały do najprzyjemniejszych, ale też sama Laurissa nie demonizowała ich do poziomu fobii. Poza tym dopóki nie zalewało im domu, czy też ten cały nie trząsł się w posadach, nie planowała za bardzo panikować. Wręcz przeciwnie, nie potrafiąc znieść tego, że Remigius nie wrócił z pracy do willi, miała dość siedzenia w czterech ścianach i postanowiła wyjść do sklepu, by zaopatrzyć się na następne dni. Jeśli rzeczywiście miałoby być kiepsko z wychodzeniem z domu, to ewidentnie będzie potrzebowała kawy... dużo kawy, bo bez niej nie przeżyje. To nie tak, że nie była rozsądną kobietą. Wręcz przeciwnie, zwykle właśnie do takich się zaliczała, ale też... nie panikowała przesadnie. Wolała z chłodną głową do wszystkiego podejść, niż biegać dookoła i zadawać sobie pytania, co to będzie niebawem. Wyszła więc z willi i skierowała się pieszo do najbliższego sklepu. Wyjątkowo nie miała na sobie żadnych eleganckich sandałków na szpilce, a gumowce, które dopiero co kupiła, by lepiej poruszać się po ewentualnych podmokłych ulicach, chociaż Pearl Lagune zdecydowanie lepiej wypadało w tej kwestii, niż centrum miasteczka. Udało jej się zakupić co potrzebowała, ale zamiast wrócić do domu, zainteresowało ją zgromadzenie. Dość silni mężczyźni układali worki z piaskiem, a ona przystanęła, zabierając z twarzy mokre kosmyki włosów, które się do niej przykleiły. Być może gapiła się zbyt długo, bo jeden z mężczyzn musiał to wyczuć i uniósł głowę, patrząc zaraz na nią. Miała wrażenie, że nie było to przelotne zerknięcie i kiedy ruszył w jej kierunku, nawet rozejrzała się do boku, żeby sprawdzić, czy jednak nie o nią chodzi, a o kogoś innego. Tylko, że sama stała po środku drogi, którą spływały strużki wody. O pomyłce nie było mowy.
- Dzień dobry - nie miała pojęcia, jak ma zareagować, więc rzuciła to, zanim się przed nią zatrzymał. - Tak tylko patrzyłam, fajnie, że zabezpieczacie ulice - dodała pospiesznie, nie rozumiejąc czemu w ogóle się tłumaczy, ale jednocześnie nie potrafiłaby zareagować inaczej. Nagle po prostu poczuła, jakby popełniała jakiś błąd, a przecież nic podobnego nie miało miejsca, ona była zaś dorosłą niezależną kobietą i mogła sobie chodzić w deszczu, prawda?

lennart halsworth
Felietonista i podróżnik — The Cairns Post
39 yo — 193 cm
Awatar użytkownika
about
Po tym jak zostawił narzeczoną dla kobiety, którą poznał podczas jednej z misji w Ghanie, jest święcie przekonany, że afrykańska wiedźma rzuciła na niego klątwę. Nie ma ani narzeczonej ani miłości swego życia, bo ta zginęła w wypadku samochodowym kilka dni po powrocie z Afryki.
Wiele osób, przyzwyczajonych do warunków pogodowych, panujących w Australii, ignorowała wszelkie ostrzeżenia i prośby ze strony lokalnych władz i straży pożarnej, wierząc w to, że skoro do tej pory ich domostwo stało nienaruszone, nic nie było w stanie mu zaszkodzić. Co sezon, liczba osób, uświadamiających sobie w jakim wielkim błędzie była, rosła, jednak wciąż wielu mieszkańców opuszczało swe domy i beztrosko paradowało po ulicach miasteczka, kiedy wolontariusze i wojsko, starali się z całych sił zapewnić im bezpieczeństwo. Przez ostatnie półtorej godziny, Halsworth zdołał już przegonić do swoich domów dwie staruszki i kobietę, wypuszczającą czworonoga na ogród.
Gdy odwrócił się na krotką chwilę i dostrzegł spacerującą z zakupami brunetkę, która niespecjalnie reagowała na akcje ratownicza, toczącą się na środku ulicy, odrzucił worek z piaskiem i wyszedł jej naprzeciw, otrzepując brudne od pracy dłonie, które w połączeniu z deszczem, wyglądały jakby przerzucał końskie łajno.
Proszę Pani, nalegam aby czym prędzej schroniła się Pani w domu.. — krzyknął z oddali, wymachując rękoma, jednak dopiero gdy podszedł bliżej i zmrużył oczy, poznał dziewczynę, której wilgotne włosy przysłaniały twarz. W rzeczy samej, Soriente mieszkali nie opodal, dlatego pewien był, że to nie kto inny jak kuzynka Remigiusa, którą miał przyjemność poznać podczas spotkania przy grillu, zaledwie kilka miesięcy temu. — Laurissa, dobrze kojarzę? Jestem Lenny, znajomy twojego kuzyna — odparł, zdobywając się na drobny uśmiech i ramieniem otarł ociekającą od deszczu twarz. To, że nie była mu do końca obca, nie zmieniało wcale faktu, że w tym czasie, zamiast robić domowe zakupy, powinna zastosować się do poleceń władz i schronić we własnym domu. Co prawda kilka chwil temu, pojawiły się informacje odnośnie zapadających się pod willami terenów ale mimo wszystko, nie powinna kręcić się po dworze, kiedy w każdej chwili, na ulice mogło opaść drzewo bądź słup energetyczny.
Posłuchaj mnie, musisz czym prędzej znaleźć bezpieczne schronienie. Tutaj jest zbyt niebezpiecznie — upomniał ją, licząc na to, że czym prędzej zejdzie z ulicy. Najlepiej gdyby udała sie do domu kultury, gdzie tutejsi mieszkańcy mogli przeczekać zagrożenie, spowodowane pogodą.


Laurissa Soriente
aplikantka w prokuraturze — Crown Prosecutor's Office
28 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Od 5 lat wmawia sobie, że jej narzeczony wcale nie zginął, ale potrzebowała zmiany otoczenia, więc wyjechała z Francji i próbuje skupić się na karierze zawodowej.
Była trochę śnięta, bo ogrom problemów, jakie nadal odczuwała przez kłótnię z kuzynem sprawiał, że ledwo kojarzyła, co działo się dookoła. Poza tym wciąż nie rozumiała chyba powagi sytuacji i też tak najnormalniej, z uwagi na swój charakter, nie była nigdy typem panikarza. Na chłodno starała się przyglądać wszystkiemu, może czasem nawet przesadzając, skoro aktualnie po prostu przyglądała się, jak inni próbują zapobiegać powodzi.
- W zasadzie właśnie tam szłam - wytłumaczyła się, unosząc dłoń, którą wskazała odpowiedni kierunek. Co prawda nie spieszyła się do domu, ale czuła potrzebę zaznaczenia tego. Poza tym bardziej, niż tą kwestią przejmowała się samym mężczyzną. Już z oddali, w jego twarzy było coś znajomego, ale kiedy stanął przed nią, nie miała wątpliwości, że się znają. Zastanawiała się, czy on jej może nie poznał, ale nim jakkolwiek spróbowała to zweryfikować, padło jej imię, rozjaśniając cały temat. - Wiem, pamiętam cię - odpowiedziała spokojnie, mimowolnie przez Lennarta znów przypominając sobie o kłótni z Remigiusem. Przynajmniej cieszyło ją to, że stojący przed nią mężczyzna się do niej uśmiechnął. To głupie, ale przez myśl jej przeszło, że może Remy już wszystkim swoim znajomym naopowiadał, jaką jędzą jest Laurissa. W zasadzie by jej się należało, ale miło, że realia wyglądały inaczej. - Mówisz o tej całej burzy? Wrócę do domu po prostu... - zmarszczyła nos, bo mimo wszystko dziwnie by się czuła, szukając innego schronienia. Mało kogo znała w Lorne Bay, nie była stąd, nawet nie była z Australii, więc wolała się za bardzo nie wychylać i nie liczyć na pomoc obcych. - Poza tym Remigiusa gdzieś wcięło, a w domu są jego zwierzęta... takie nie do przeniesienia - przypomniała, nie wiedząc, czy Lenny pamiętał o zamiłowaniu jej kuzyna do hodowania pająków. - Ale obiecuję, że będę ostrożna - chciała unieść ręce, w geście, który miał to podkreślić, ale przy tym jedynie podkreśliła, że była na zakupach. Skrzywiła się więc z drobnym przekąsem. - Os teraz będę ostrożna - poprawiła się, opuszczając torbę z zakupami, by się nie narażać na krytykę w tej konkretnej kwestii.

lennart halsworth
Felietonista i podróżnik — The Cairns Post
39 yo — 193 cm
Awatar użytkownika
about
Po tym jak zostawił narzeczoną dla kobiety, którą poznał podczas jednej z misji w Ghanie, jest święcie przekonany, że afrykańska wiedźma rzuciła na niego klątwę. Nie ma ani narzeczonej ani miłości swego życia, bo ta zginęła w wypadku samochodowym kilka dni po powrocie z Afryki.
Kobieta nie wydawała na specjalnie przejętą wydarzeniami, które działy się wokół niej. W przeciwieństwie do reszty tutejszego sąsiedztwa, nie chowała sie we własnym domu, nie zabezpieczała go i nie panikowała; zamiast tego wybrała się na krótki spacer w celu zrobienia zakupów. Halsworth nie wiedział czy jej odwaga była wynikiem ignorancji i głupoty czy raczej wiary w to, że jej willa jest w stanie znieść więcej aniżeli zapowiadają lokalni geologowie, jednak niespecjalnie go to interesowało. Chciał by czym prędzej znalazła się w bezpiecznym miejscu.
Remigiusa nie ma w domu? Nie powinnaś być sama, jeśli cokolwiek zaczęłoby się tu walić, mogłabyś utknąć w środku — odparł, zerkając na sąsiadujące ze sobą wille, które miała za plecami. Nie wiedział jak bardzo sytuacja mogła się jeszcze pogorszyć i czy klify faktycznie mogły usunąć się do stopnia w którym grunt pod domami zacząłby się przemieszczać. Zgłaszając się na ochotnika, dostał jednak jasne polecenia i musiał zadbać o to by każdy z mieszkańców znalazł się w najbezpieczniejszym na ten moment miejscu. — Dobra, niech pomyślę — urwał i ułożył brudne dłonie na biodrach. na jego twarzy pojawił się grymas, jednak nie był spowodowany intensywnym rozmyślaniem, a kroplami deszczu, które niesfornie łaskotały jego skórę.
Jeśli macie zwierzęta, których nie da się przenieść, mogę zostać z tobą, przynajmniej dopóki sytuacja się nie uspokoi. Spróbuj tez zadzwonić do kuzyna, bo nie wiadomo czy i on gdzieś nie utknął — zaproponował i obejrzał się przez ramie, by obserwować sytuacje na ulicy — Albo możesz mi pomóc, ogarnąć tych wszystkich, spanikowanych ludzi. Najlepiej znasz swoich sąsiadów i na pewno dasz rade ich przekonać by zeszli z ulicy. Przeszkadzają w pracy i niepotrzebnie się narażają, utrudniając całą akcje. Po wszystkim zadbam o to byś ty, wraz z waszymi mocno niepokojącymi mnie zwierzętami była bezpieczna. Remigiusz zabił by mnie gdyby wiedział, że pozwoliłem ci chodzić po ulicy z zakupami w taka pogodę — odparł, chcąc mieć pewność by rodzinie jego kumpla nic nie zagrażało. Poza tym, przydałaby się dodatkowa para rąk, a nie wszyscy rwali się do pomocy. Większość wolała siać popłoch i przeszkadzać innym w pracy.


Laurissa Soriente
aplikantka w prokuraturze — Crown Prosecutor's Office
28 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Od 5 lat wmawia sobie, że jej narzeczony wcale nie zginął, ale potrzebowała zmiany otoczenia, więc wyjechała z Francji i próbuje skupić się na karierze zawodowej.
Jak się całe życie mieszka gdzieś, gdzie raczej ludzie boją się ataków bombowych, a nie pogody, to trudno nagle zrozumieć, że żywioły stanowią równie przerażające niebezpieczeństwo. Poza tym... była zmęczona. Nie tylko fizycznie, a raczej przede wszystkim psychicznie. Sytuacja z Remigiusem spędzała jej sen z powiek i to otępienie nie pomagało przyjmowaniu takich faktów do wiadomości, jak to, że dookoła szaleje wichura i ulewne deszcze. Mimo to, im dłużej stała na przeciw Lennarda, tym więcej zaczynało do niej docierać.
- Nie ma... unika mnie i pewnie aktualnie życzy mi, żebym faktycznie utknęła - jak na nią było to wybitnie dziecinnym zagraniem. Zwykle nie zachowywała się w ten sposób, więc sama była zaskoczona, ale jak już zostało napisane... naprawdę nie była w najlepszej formie. - Spokojnie, dam sobie radę, nie będę się już włóczyć - obiecała, mając nadzieję, że tym go nieco uspokoi, bo wcale nie chciała sprawiać problemów, ani nikogo martwić. Inni pewnie bardziej potrzebowali jego pomocy, a on stał tu z nią i trwonił swój czas na jej osobę.
- No Remigius ma całą salę terrariów, więc nie ma mowy o przenoszeniu - wyjaśniła, ale bardziej skupiła się na jego propozycji. - Słuchaj, to bardzo miłe, ale nie chcę od ciebie wymagać czegoś takiego, nie masz obowiązku mnie niańczyć - zauważyła, bo kompletnie nie odnajdywała się nigdy w roli damy w opałach. Teraz też niekoniecznie potrafiła tak po prostu się w niej obsadzić. - Wiesz... z tym zdaniem sąsiadów - zaczęła markotnie, zdając sobie sprawę z tego, że każda jej wypowiedź, to kręcenie nosem, co też jej nie leżało. Prawda była taka, że ledwo kojarzyła twarze tych ludzi, nie socjalizowała się z nikim, lwią część czasu spędzała w pracy, do domu wracała by korzystać z łóżka i klimatyzacji, ale... ale też nie chciała wyjść na taką nieprzydatną paniusię. - Po pierwsze aktualnie wątpię, by ciebie za to zabił, po drugie chętnie pomogę, przynajmniej spróbuję ich przekonać, żeby się pochowali - skinęła głową, już opracowując w głowie niejako strategię działania na najbliższy czas. Może nie była ubrana do biegania w deszczu, ale też miała w sobie duży współczynnik bohatera, więc nie potrafiłaby tak po prostu tego olać i sobie pójść. - Pomogę, jak mogę, ale o mnie się nie martw, może nie jestem szerokim w barach mężczyzną, ale też sobie radzę - zapewniła, a by podkreślić sens tych słów, wyprostowała się pewniej i zaczesała mokre włosy za uszy, wygładzając je trochę w ten sposób i zabierając z twarzy.

lennart halsworth
Felietonista i podróżnik — The Cairns Post
39 yo — 193 cm
Awatar użytkownika
about
Po tym jak zostawił narzeczoną dla kobiety, którą poznał podczas jednej z misji w Ghanie, jest święcie przekonany, że afrykańska wiedźma rzuciła na niego klątwę. Nie ma ani narzeczonej ani miłości swego życia, bo ta zginęła w wypadku samochodowym kilka dni po powrocie z Afryki.
Tutejsi mieszkańcy byli przyzwyczajeni do takich załamań pogody, które przychodziły po wielomiesięcznej suszy, jednak osoby, którym dotychczas udawało się wyjść z całej sytuacji obronną ręką, żyli w przekonaniu, że nic nie było w stanie im zaszkodzić. Bagatelizowali warunki za oknem, wierząc, że nie pogodą winni się przejmować, a problemami życie codziennego, które spędzały im sen z powiek. Halsworth miał zupełnie odmienne zdanie na ten temat - nie istniał problem, który byłby ważniejszy niż zadbanie o bezpieczeństwo swoje i najbliższych. Nie każdy podzielał jego zdanie i niestety, ignorancja ludzi, mocno utrudniała teraz prace służbom ratowniczym i wolontariuszom.
O czym ty mówisz? Zgłupiałaś? — spojrzał na nią i westchnął, pozwalając sobie na nieco bardziej dosadne słownictwo. Nie znali się za dobrze, jednak Lenny doskonale znal Remigiusa i wiedział, że temu nie przyszło by na myśl nawet by życzyć kuzynce czegoś równie złego. Nie dociekał jednak skąd w jej głowie wzięło się takie wyobrażenie, bo nie miał zwyczajnie na to głowy i czasu.
Wiem, że nie zostawicie zwierząt, dlatego nie mogę pozwolić na to byś została tu sama. Gdyby coś się działo, nikt nie będzie w stanie ci pomóc — odparł, tłumacząc, że nierozsądnie było decydować się teraz na samotność. Najlepiej gdyby udała się do ratusza i przeczekała najgorsze ale wiedział, że nie ustąpi przez wgląd na zwierzątka kuzyna.
Nie wymagał nawet tego by ich znała ale może tylko w ten sposób mógł utrzymać ją z dala od domu? Tutaj mógł mieć ją na oku i mogła przysłużyć się społeczności. Wolontariuszy było zbyt mało, gdyż reszta pomagała w innej części miasta bądź w ratuszu. Całe szczęście nie musiał jej specjalnie długo namawiać, bo brunetka zgodziła się mu pomóc. — Po prostu się nie oddalaj, dobrze? Przypilnuj by mieszkańcy zeszli z ulicy i trzymali się z dala od drzew i słupów. W autach też nie powinni się kryć — wyjaśnił jej szybko plan działania i sam wrócil do przerzucania worków z pieskiem i zbierania pozostałości bo drzewie, które przewaliło się na drogę jeszcze przed jego dotarciem na miejsce.
Zaledwie po piętnastu minutach, po całej ulicy rozniósł się głośny krzyk, ostrzegający ludzi przed pękającym drzewem. Lenny po chwili zlokalizował zagrożenie i odrzucił jeden w worków, by szybko odnaleźć w tłumie brunetke. Gdy odszukał ją wzrokiem między mieszkańcami, dobiegł do niej i szybko chwycił ją za ramię, odciągając ją tak daleko jak tylko się da. Już po chwili pień drzewa zaczął trzaskać głośniej, a palma przechyliła się w ich stronę. Zatrzymały ją jednak kable wysokiego napięcia, które zaczęły rozbłyskać się i strzelać iskrami. Wszyscy szybko wycofali się, a służby pogotowie zaczęli kontaktować się z energetyką, by odłączyć prąd.
Laurissa, nie możesz tu teraz być — odparł do niej, a jego ton głosu wskazywał na to, że nie była to prośba, lecz rozkaz. Sięgnął po jej dłoń i otworzył ją, chowając w niej klucze od swojego mieszkania — Weź klucze od mojego mieszkania i jedź tam. Ulice są zalane ale dasz rade przejechać. Opal Moonlane 34a — powiedział szybko i zacisnął jej dłoń, spoglądając prosto w jej oczy. Nie chciał słuchać teraz o terrariach, bo najważniejsze było jej bezpieczeństwo, a sytuacja pogarszała się z sekundy an sekundę.


Laurissa Soriente
aplikantka w prokuraturze — Crown Prosecutor's Office
28 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Od 5 lat wmawia sobie, że jej narzeczony wcale nie zginął, ale potrzebowała zmiany otoczenia, więc wyjechała z Francji i próbuje skupić się na karierze zawodowej.
Od zawsze próbowała być jak najbardziej samodzielna, więc proszenie o pomoc i poleganie na kimś nie przychodziło jej z łatwością. Podobnie też źle znosiła krytykę, więc zmarszczyła nieładnie nos, gdy zapytał czy zgłupiała. Przez moment chciała nawet mu powiedzieć, jakie to okropieństwa jej kuzyn w ostatnim czasie rzucił pod jej adresem, ale po pierwsze uważała to za gówniarskie, a po drugie, wiedziała, że Remigius nie robił tego świadomie. Dlatego też zaprzestała roztrząsać tą konkretną sprawę i jedynie pomachała głową na boki.
- Rozumiem, ale działam na swoją odpowiedzialność... pewnie nie będę jedyną osobą, która zdecyduje się zostać w domu - nie wiedziała, jak ma się zachować w takiej sytuacji. Cała ta akcja była dla niej czymś absurdalnym, bo nie wychowała się w warunkach, w których pogoda mogła powodować taką panikę. Starała się to respektować, ale jednocześnie trudno jej było wyobrazić sobie, że dotyka ją niebezpieczeństwo w domu. Z drugiej strony zdecydowanie wolała pomóc innym, niż się chować po kątach, więc ta opcja zdecydowanie była dla niej najlepsza.
- Jasne, ogarnę i będę trzymała ich z dala od ulicy i samochodów - pokiwała głową na znak, że rozumie, po czym ruszyła od razu w stronę pierwszych spanikowanych mieszkańców, którzy się tu kręcili, a nie powinni. Okazywała im przy tym sporo cierpliwości, skoro sama w teorii też wyszła w tej pogodzie na spacer, jak gdyby nigdy nic. Zajęta była swoimi nowymi obowiązkami, kiedy nagle usłyszała alarmujący hałas. Już samo to sprawiło, że serce zabiło jej szybciej, gdy poderwała głowę, by sprawdzić, co się działo. Tyle tylko, co dotarło do niej, że to palma stojąca w jej pobliżu, a nogi wrosły jej w ziemie na tyle, by nie była w stanie się poruszyć. Mimo to coś odciągnęło ją na bok i jak się okazało, nie był to cud, a Lenny, który nagle znalazł się obok. Patrzyła na niego szeroko otwartymi oczami, zachłannie łapiąc przy tym powietrze i jeszcze przetwarzając, co się właśnie wydarzyło.
- Co? Ale miałam pomagać - wydukała, jeszcze śledząc spojrzeniem kable wysokiego napięcia, poświęcając im więcej uwagi, niż mężczyźnie, a przynajmniej do momentu, w którym w jej dłoniach nie znalazły się klucze. - Ale... - chciała mu wejść w słowo, ale jej się nie udało. Nie, żeby była zadowolona, nie lubiła zgrywać damy w opałach. - Mogłabym wam się przydać - burknęła, zdradzając niezadowolenie, ale ostatecznie skinęła głową. - Dobrze, ale tylko jak tam niebawem przyjedziesz. Inaczej tutaj wrócę i będę znów pomagać - zawyrokowała, wcale nie żartując, by ostatecznie się oddalić.
Tak, jak mówił, udała się do Opal Moonlane, troszeczkę nie wiedząc, jak ma się zachować w mieszkaniu przyjaciela jej kuzyna. Niby się znali, ale jednak nie była to żadna bliska znajomość, więc Laurissa czuła się nieco niezręcznie. Z początku z uwagi na dobre wychowanie niczego nie ruszała, ale po dziesięciu minutach, jak przystało na uzależnioną od kawy kobietę, musiała zaparzyć sobie napoju z nikotyną, bo inaczej nie dałaby rady.

lennart halsworth
ODPOWIEDZ