gość od brudnej roboty — u handlarza z bronią
35 yo — 183 cm
Awatar użytkownika
about
Po latach poszukiwań mordercy młodszej siostry wraca do Lorne Bay. Oficjalnie łowi ryby na kutrze, woląc nie mówić głośno o tym, czym się naprawdę zajmuje. Po godzinach włazi ubłoconymi buciorami w życie Makayli (dosłownie).
Jeremy przez wszystkie te lata skupiał się jedynie na Australii. Prawdę mówiąc nie przyszło mu do głowy, że luki pomiędzy kolejnymi atakami mogły być spowodowane dokonywaniem zabójstw poza Australią. Jerowi bardziej przyszło do głowy, że być może sam nie dotarł do każdej ze spraw z analogicznym modus operandi. Nie miał, tak jak Eve, znajomości w policji, więc tak naprawdę jedyne informacje którymi dysponował to te, które powziął od szemranego towarzystwa spotkanego na swojej drodze oraz te, które odnalazł w prasie. Mix młodszy Paxton plus policja nie był najlepszą kombinacją, dlatego pewnie z trudem byłoby mu wziąć za pewnik cokolwiek, co trafiłby w jego ręce i było wytworem policyjnej roboty.
Jeremy nie do końca rozumiał podeście siostry, ale nie skomentował jej słów o tym co potencjalnie zrobili inni ludzie będący w analogicznej do nich sytuacji. Jasne, spokój ducha był potrzebny rodzinom wszystkich ofiar, ale Jer czuł że sam osiągnie go jedynie wtedy, kiedy po prostu pozbędzie się tego śmiecia raz na zawsze. Cóż, był zbyt porywczy, żeby dopuścić do głosu zdrowy rozsądek.
- Wciąż z nimi współpracujesz, tak? Z policją - uściślił, chcąc się upewnić, czy w międzyczasie nie zmieniła profilu zawodowego. - Możesz mi zagwarantować, że nie poczujesz nagle wobec psów zrywu lojalności? - spytał, a następnie wymierzył jej surowe spojrzenie. - Pytam, czy po tym jak byśmy kropnęli gościa - już niezależnie od sposobu, okoliczności i tego, co działoby się później - byłabyś w stanie udawać wobec swoich kolegów-glin, że wszystko gra i wcale nie masz krwi na rękach? - wyprostował się w oczekiwaniu na odpowiedź. Nie mówił tu nawet o tym, że Eve własnoręcznie zajebałaby skurwiela, ale przecież samo uczestnictwo w zabójstwie na równoważny skutek. Jeremy był pewien, że sam by to udźwignął, nie miał natomiast pewności, czy siostra zniosłaby kolejne takie trzęsienie ziemi w swoim życiu.
- Brzmisz jak wyjęta prosto z planu Dextera - prychnął z lekką ironią, jednak słowa Eve miały dla niego sens. O ile skurwiel straci życie i zapłaci za to, co zrobił, wszystkie ruchy "przed" były tak naprawdę dozwolone. - Prawdopodobnie mówisz teraz o torturowaniu człowieka, wiesz o tym? - odezwał się po chwili. Przynajmniej w taki sposó zrozumiał siostrę - najpierw łapiemy gnoja, wyciągamy od niego informacje, nagrywamy, zabijamy. - Chyba, że chcesz go odnaleźć i nie wiem, jakoś sprowokować w inny sposób do gadania. Ale nie wiem, czy istniałaby taka ilość alkoholu, po której chuj po tylu latach wyznałby komuś, że przez lata mordował i gwałcił dziewczynki - dodał. Tak, ich spotkanie zdecydowanie nie przypominało typowego rodzinnego reunionu. Konkretnie i prosto z mostu - taka była zasada Jeremy'ego. Zdawał sobie sprawę z konsekwencji tego, co chciał zrobić; lata przebywania w szemranym środowisku wywołały u niego pewną znieczulicę. Nie był jednak pewien, czy Eve do końca zdaje sobie sprawę z tego, że człowiek po czymś takim nieodwracalnie przestaje być taki sam. Traci cząstkę duszy, jak to kiedyś ładnie przeczytał gdzieś na stacji benzynowej.
Eve Paxton
Treserka i przewodniczka psów K9 — Prywatny ośrodek szkoleniowy
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Dyplomowana treserka psów K9 prowadząca własny ośrodek. Była wojskowa, amatorka krzyżówek, puzzli, dobrego piwa i filozoficznych rozmów. Żyje z przekonaniem, że kobiety są cudowne, choć wiele razy złamały jej serce.
- To jedna z moich grup docelowych. – Nie będzie kłamać, że dalej nie pracowała z policją. To między innymi dla nich szkoliła psy i sama była przewodnikiem najlepszego psa tropiącego. Nie mogła przestać pracować tylko przez swe zdanie na temat niektórych funkcjonariuszy (bo nie wszyscy byli źli) albo samego prawa, które w wielu kwestiach Eve poddawała w wątpliwość.
Słysząc pytanie brata mocno zacisnęła szczękę. Poczuła się urażona jego oskarżeniami, że byłaby bardziej lojalna wobec gliniarzy niż rodziny. Jasne, nie mieli z Jeremym najlepszego kontaktu, ale z całych Paxtonów tylko on jej pozostał. Ba, nawet matki by nie wrobiła gdyby okazało się, że zleciła zabójstwo tego skurwiela.
Tak, była lojalna, ale tylko i wyłącznie wobec bliskich/rodziny a nie kumpli.
- Tyle razy to sobie wyobrażałam, że już mam krew na rękach. – Nie chciała znów wspominać o tym, że czuła ją także w przypadku Isabelle i ojca. Tak. Poczucie winy nie zniknęło. Miała wrażenie, że samoistnie przyłożyła się do ich śmierci najpierw nie upilnowawszy młodszej siostry, a potem tego konkretnego dnia idąc do szkoły zamiast zostać z ojcem, u którego wyczuła dziwny ton i energię.. coś, co zwiastowało złe a ona to zignorowała uznając, że to kolejne silniejsze załamanie. – I kurwa – wiesz co? – bolą mnie twoje oskarżenia. – Wstała z kanapy znów czując potrzebę napicia się czegoś mocniejszego od wody. Przeszła parę kroków stojąc bliżej progu między salonem a przedpokojem. – Jestem lojalna, ale tylko wobec najbliższych a ty niezależnie od wszystkiego jesteś moją rodziną i gdybyś teraz powiedział mi, że masz w bagażniku zakopanego trupa, to bym ci kurwa podała szpadel. – Wskazałaby mu miejsce i zakopaliby go razem, bo rodzinę chciała chronić. Może wreszcie by jej się to udało.
Nie była idealna i też nie nazwałaby się dobrą osobą. Chciałaby postępować słusznie, ale to pojęcie było bardzo rozległe. Słusznie pomagała policji w odnalezieniu zwłok albo przemycanych narkotyków tudzież ludzi i słusznie pomogłaby bratu, który miałby kłopoty. Jak sądziła również słuszne byłoby pozbycie się skurwiela, który zabijał małe dziewczynki.
- Wiem – mruknęła na temat tortur. – Ktoś już mi proponował, że może to zrobić. – Tylko, że teraz nie miała kontaktu z ów osobą, która prawdopodobnie już nie żyje. – To od tej osoby wiem, że miały miejsce zabójstwa poza Australią. – Chciała dać bratu do zrozumienia, że nie żyła zgodnie z prawem i miała w swoim otoczeniu ludzi, którzy wcale do dobrych nie należeli. Co najważniejsze, wcale ją ten fakt nie odstraszał a co wyglądało na dość skrajne w aktualnym stanie rzeczy, jakim było umawianie się z policjantką. Tylko, że.. może się myliła, ale w kościach czuła, że w pewnym sensie Everleigh by ją poparła. Może by nie kibicowała podsycając rządzę zemsty, ale – zrozumiałaby. Chyba.
- Nie możemy postępować pochopnie Jer. Przedyskutujmy to i zastanówmy się, jak to zrobić. Może dałoby się kogoś wynająć? – Do tych tortur albo serio napisaliby listy do rodzin. Musiało istnieć jakieś rozwiązanie, żeby z tego chorego planu i samej rozmowy nie rozwiązały się tylko ich własne bolączki oraz żeby nie powstały nowe pretensje o samo zabicie kogoś. Niech w tym złym uczynku będzie większy sens. Większy od samej zemsty.
- Idę zrobić kawę. - Rozmowa z bratem była tak intensywna, że potrzebowała przerwy na przenalizowanie wszystkiego i krótką medytację przy zaparzaniu kofeiny.

Jeremy Paxton
gość od brudnej roboty — u handlarza z bronią
35 yo — 183 cm
Awatar użytkownika
about
Po latach poszukiwań mordercy młodszej siostry wraca do Lorne Bay. Oficjalnie łowi ryby na kutrze, woląc nie mówić głośno o tym, czym się naprawdę zajmuje. Po godzinach włazi ubłoconymi buciorami w życie Makayli (dosłownie).
- Hej... Przepraszam, okej? - wydusił z siebie po tym, jak Eve niespodziewanie wstała z kanapy zapewniając o swojej lojalności względem młodszego brata. Nie był przyzwyczajony do słowa "przepraszam" i źle czuł się w roli przyznającego się do tego, że zjebał. Nawet nie miał pojęcia, że niebawem będzie musiał wziąć na klatę konsekwencje swoich młodzieńczych błędów i "przepraszam" na stałe zagości w jego słowniku. - Po prostu nie chcę spierdolić ci twojego ułożonego życia. Masz dobrą pracę, masz swój ośrodek i kurwa, widzę po tobie, że to kochasz - stwierdził wypuszczając głośno powietrze z ust.
Prawdę mówiąc tuż przed przyjazdem do Lorne zastanawiał się, czy powinien zahaczać o rodzinny dom i mówić Eve o prawdopodobnym powrocie mordercy ich siostry w rejony Queensland. Brał pod uwagę różne opcje - odnalezienie skurwiela samemu, dopadnięcie go i powiadomienie o wszystkim siostry już po fakcie. Nie chciał znowu znajdować się w roli młodszego brata, któremu trzeba pomagać w tarapatach. Tym razem chciał zmierzyć się z kłopotami sam, z tym że z tyłu głowy miał świadomość tego, jak bardzo Eve była zaangażowana w poszukiwania mordercy Isabelle. Gdzieś w głębi wiedział, że siostra nie darowałąby mu tego, gdyby załatwił sprawę sam, po cichu. I choć nie podejrzewał siostry o socjopatyczne odchyły, to czuł że będzie chciała mieć swój udział w oczyszczeniu świata przynajmniej z tej jednej szumowiny.
- Co to za osoba? - spytał marszcząc brwi. - Eve, lepiej dla nas, jeśli nikt spoza naszej dwójki nie będzie w to wtajemniczony - dodał, mając nadzieję że człowiek o którym wspomniała siostra cieszy się jej bezgranicznym zaufaniem. Sam nie chciał mieć wobec kogoś długu wdzięczności za jego milczenie. Nie ufał nikomu na tyle, żeby móc spokojnie zasnąć z wiedzą, że ktoś za jego sekret takiego pokroju. - Poza Australią? Mówisz mi, że facet uderzał też poza granicami? - spytał unosząc brwi. Czuł, że luki jakie miał w swoim prywatnym śledztwie zazębiały się dzięki tej informacji.
- To nienajgorsza myśl - odparł w odpowiedzi na pomysł wynajęcia kogoś, do odstrzelenia tego skurwiela. - Moglibyśmy opracować sobie mocne alibi na wypadek, gdyby ktoś kiedyś znalazł jego ciało i jakimś cudem powiązał je z nami - dodał, prawdę mówiąc nie wiedząc jaki był zakres usług płatnych morderców. Brzmiało to absurdalnie, ale w jego środowisku takiego typu sprawy załatwiało się samemu. Albo robili to ludzie od czarnej roboty gnojków, dla których pracował. Żaden z nich nie robił tego za kasę, po prostu wykonywali polecenia, zleconą przez szefa robotę. W takim przypadku zawsze istniało ryzyko popełnienia błędu, w końcu zazwyczaj nie byli to profesjonaliści ani faceci o wysokim ilorazie inteligencji, którzy wybrali tę ścieżkę, bo nie czuli powołania w kierunku medycyny.
Dał Eve chwilę na przetrawienie tej rozmowy w samotności, po czym ruszył za nią i zajrzał do kuchni.
- Jeśli nie masz nic przeciwko, chciałbym się tu zatrzymać na jakiś czas - stwierdził opierając się barkiem o framugę. - Nie wiem na jak długo, może wyjadę tuż po tym jak załatwimy naszą sprawę. A może zostanę na dłużej i coś z czasem wynajmę - dodał, obnażając się przy okazji z tym, że w zasadzie nie miał żadnego planu.
Eve Paxton
Treserka i przewodniczka psów K9 — Prywatny ośrodek szkoleniowy
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Dyplomowana treserka psów K9 prowadząca własny ośrodek. Była wojskowa, amatorka krzyżówek, puzzli, dobrego piwa i filozoficznych rozmów. Żyje z przekonaniem, że kobiety są cudowne, choć wiele razy złamały jej serce.
- Spokojnie, wiedziała tylko tyle, że szukam mordercy siostry. Sama się zaoferowała do pomocy i zasugerowała.. – Wspomniane przez nich tortury. – Ale już nam nie pomoże. Być może nie żyje. – Tak właśnie przypuszczała wspominając Sameen, której dawno nie widziała. Spodziewała się, że ów kobietę wreszcie dopadły osoby niezadowolone z jej pracy. – Tylko nie myśl, że ja jej coś zrobiłam. – Skoro śmiało rozmawiali o pozbyciu się mordercy siostry, to brat mógł przez chwilę podejrzewać Eve o robienie tego wcześniej. – Pracowała i zadarła dla złych ludzi. – Tylko tyle mogła powiedzieć, bo pomimo pewności, że Galanis nie żyje zamierzała pozostać lojalna i nie wygada wszystkiego na jej temat. Po co? Te informacje nie były nikomu potrzebne. Nawet bratu powinno to wystarczyć, bo przecież dzięki temu oboje mieli dostęp do akt, o których wspomniała Eve. – Niestety tak. Mam akta na górze w pudłach. – Te za to trzymała pod łóżkiem. Kiedyś to był tylko jeden karton, ale ten z czasem powoli się rozrastał aż dołączył do niego kolejny ze wszystkimi materiałami zdobytymi przez znajomą, której istnienie stało się abstrakcją. Czymś, co wcale mogło nie mieć miejsca i gdyby nie resztki zdrowego rozumu Eve miałaby prawo podejrzewać, że wszystko sobie uroiła.
Wynajęty zabójca. Ciało. Alibi.
Cała ta rozmowa była szalona, a jednak prawdziwa. Tak prawdziwa, że zaczęła ją palić do żywego. Nie z powodu myśli o morderstwie ani że byłaby zdolna to zrobić (tylko na tej konkretnej osobie), ale ze strachu, że ich czyn pociągnie za sobą także inne osoby. Że rykoszetem dostanie się Sue Ann i nawet Everleigh, którą mogli oskarżyć o współudział. Nie chciałaby przysporzyć kobiecie aż takich kłopotów. Pff, nie kłopotów a gigantycznych problemów w prawie wycenianych na dożywocie ewentualnie dwadzieścia pięć lat (zależy od tego, jak dobrego prawnika będą mieć).
Plan jednak zakładał, że żadnego prawniczyny nie będą potrzebować i tego należało się trzymać.
Stojąc nad kubkami czekała aż czajnik ekspresu się zapełni. Skłamałaby mówiąc, że to ją wszystko nie przytłoczyło. Sama rozmowa o Isabelli była ciężka to co dopiero planowanie z bratem pozbycia się jej mordercy.
Wyprostowała się i nieco rozluźniła ramiona słysząc głos brata, ku któremu odwróciła się przodem. Na pewno widział jak intensywnie załamuje się nad kubkami. Nie, to nie było załamanie a analiza tego wszystkiego, co do tej pory sobie powiedzieli.
- To także twój dom – stwierdziła od razu, bo przecież oboje się tu wychowywali. Ba, oboje dostali to miejsce w testamencie, bo ojciec przypisał to na nich i choć wydawałoby się, że Eve w jakiś sposób przywłaszczyła sobie cały teren to Jeremy miał prawo do 50%. W każdej chwili mógł wrócić i domagać się swego, a nawet wciąż wszystko, kiedy Eve jeszcze była w armii. Tylko, że tak się nie stało. Po powrocie treserka zastała zaniedbany teren, którym postanowiła się zająć, o czym także poinformowała brata. Napisała mu również, że zamierza zamieszkać w domu i otworzyć ośrodek, co uważała za ich nietypową formalność w kwestii zarządzania działką. – Połowa tego wszystkiego jest twoja – przypomniała mu, chociaż wcale nie musiała. – To spory teren. – Dom, hala i podwórko treningowe nie zajmowało nawet 1/3. Myślę, że nie przesadzam skoro wcześniej rodzicie uprawiali tu (już nie pamiętam, ale chyba) mango. – Możesz tu wybudować dom. – Na drugim skraju działki, co był czuł prywatność. – Ale wybiegam za bardzo w przyszłość, co? – Prychnęła i spojrzała w dół. – Twój pokój jest wolny. Czuj się jak u siebie. Sue Ann jest tu od rana. – Wiedział, że pomagała Eve w księgowości, umawianiu spotkań, w opiece nad zwierzętami (karmienie i wypuszczanie ich żeby się wybiegały) i z czystego serca również gotowała. – Na pewno zrobi ci na powitanie porządne śniadanie. – Uśmiechnęła się delikatnie. - Oczywiście do hali też możesz wchodzić. Wiem, że psy to dobra terapia. - Niczego nie sugerowała, ale czworonogi to bezinteresowne zwierzęta, które naprawdę pomagały ludziom. - Jak wiesz, Jello i Apollo mieszkają tutaj. - Bo to były jej prywatne futrzaki. - Mam nadzieję, że nie będą ci przeszkadzać. W razie czego daj znać. - Eve postara się, żeby nie utrudniały życia Jeremy'emu, chociaż to szkolone czworonogi, które wiedziały jak się zachować. Nie dało się ich nie kochać.

Jeremy Paxton
gość od brudnej roboty — u handlarza z bronią
35 yo — 183 cm
Awatar użytkownika
about
Po latach poszukiwań mordercy młodszej siostry wraca do Lorne Bay. Oficjalnie łowi ryby na kutrze, woląc nie mówić głośno o tym, czym się naprawdę zajmuje. Po godzinach włazi ubłoconymi buciorami w życie Makayli (dosłownie).
Jeremy nie chciał i wolał nie wnikać w szczegóły znajomości Eve z tajemniczą kobietą. Nie podejrzewał również siostry o to, że to ona z jakiego względu pozbyła się znajomej. Mimo wszystko ich chęć mordu uważał za... szczególne okoliczności. Nie wiedział więc, co musiałaby zrobić kobieta, o której mówiła Eve, żeby wzbudzić w niej podobne emocje co morderca ich młodszej siostry.
- Chciałbym później w nie zajrzeć - odparł, nie chcąc zabierać się za to od razu. Odczuwał już zmęczenie - samą podróżą, swoimi myślami, a nawet tą rozmową - bo choć to nie towarzystwo siostry tak na niego działało, to jednak tematy jakie podejmowały były dla niego wyczerpujące. Dlatego wolał zasiąść do akt kiedy nieco oczyści głowę albo po prostu odeśpi ostatnich kilka dni.
Sam nie wybiegał myślami aż tak daleko, jak Eve - nie myślał w tym momencie o tym, że być może to nie oni jako jedyni ponosiliby konsekwencje swojego planu. Był egoistą, ale zbyt dużo czasu stracił na rozważanie tej opcji, żeby rozpraszać się myślami o innych. Liczył na to, że wszystko zamknie się w tej trójce - Eve - Jeremy - skurwiel, na którego zamierzali zapolować.
- Nie zależy mi na nim - odparł szczerze. Może gdyby był zainteresowany nachapaniem się jak największą ilością pieniędzy i życiem jak król, to być może próbowałby odsprzedać dom siostrze i samemu kupić coś w centrum miasta albo - w zależności od wyceny domu - zainwestować w dom z hipoteką w Pearl Lounge. Ale nie był zainteresowany żadną z tych opcji i po latach tułaczki po Australii wiedział, że najlepiej i najbardziej komfortowo czułby się na jakiejś łajbie z dala od ludzi.
Roześmiał się pod nosem słysząc propozycję Eve o budowie domu. - Tak, to bardzo przyszłościowe plany. Ale prawdę mówiąc nie wiem, czy odnalazłbym się w domu. Dom kojarzy mi się z rodziną, a tej nigdy nie założę - dodał pewnie. Gdyby faktycznie przyszło mu do głowy budować się gdzieś na skraju działki, spory - i jednocześnie pusty - dom chyba tylko jeszcze bardziej przypominałby mu o samotności, jakiej od paru lat doświadczał w życiu. Potrzebował jedynie kąta, w którym mógłby się przespać, umyć i coś zjeść. Kiedy natomiast wspomniała o Sue Ann, nie mógł powstrzymać uśmiechu. - Złota kobieta, co? Niesamowite, jak bardzo przywiązała się do tego miejsca. No i do ciebie. Mam nadzieję, że dobrze jej płacisz - puścił siostrze oczko.
Kiedy Eve wspomniała halę, instynktownie odwrócił głowę w stronę okna, z którego mieli widok na jej budynek.
- Mówisz, że jak przytulę się do psiaka, to wszystkie moje problemy znikną? - uniósł lekko brew. Choć szanował pracę i zarazem pasję Eve, był sceptykiem i nie do końca wierzył w tego typu rzeczy. Chociaż zwierzęta kochał - uważał je za o wiele bardziej wartościowe stworzenia, niż ludzi. Ludzie byli kanaliami i na palcach jednej ręki mógłby wymienić wyjątki od tej reguły, na jakie natknął się przez całe życie. - Dogadamy się. Pytanie, czy ja nie będę przeszkadzał im - prychnął pod nosem. - Ale tak jak mówiłem, nie wiem czy zatrzymam się tu na długo. Myślę o zakupie łodzi w Sapphire River - dodał po chwili zerkając na siostrę i czekając na jej reakcję. Taki miał plan, ale jak wszyscy wiemy - te zazwyczaj można sobie otłuc o kant tyłka, bo życie i tak pisze zupełnie inne scenariusze. - Widziałabyś mnie w roli miejscowego rybaka? - parsknął śmiechem.
Eve Paxton
Treserka i przewodniczka psów K9 — Prywatny ośrodek szkoleniowy
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Dyplomowana treserka psów K9 prowadząca własny ośrodek. Była wojskowa, amatorka krzyżówek, puzzli, dobrego piwa i filozoficznych rozmów. Żyje z przekonaniem, że kobiety są cudowne, choć wiele razy złamały jej serce.
Zawiesiła na bracie uważne spojrzenie, ale nie pociągnęła tematu rodziny, której ten nigdy nie założy. Nie żeby to ją nie interesowało, ale niektóre rzeczy należało załatwiać małymi kroczkami. Podobnie było z ich relacją i choć bardzo swobodnie rozmawiali o planach względem jednego patafiana, to cała reszta mająca ich bardziej do siebie zbliżyć, stała raczej za niewidzialną acz odczuwalną ścianą. Niektóre aspekty ich życia nadal nie były dostępne i choć Jeremy wspomniał, jakie to ona miała świetne życie.. cóż, nie nazwałaby tak tego. Jeszcze nie było świetne, ale na pewno było dobre, nawet jeśli całkiem niedawno przytłoczona wszystkim co jej się w życiu przydarzyło, zamierzała się zabić.
Tak, to nadal było dobre życie.
Nie idealne, ale stabilne.
O więcej prosić nie mogła, bo to byłby luksus, na który jej nie stać (a raczej na jaki nie zasłużyła).
- Zawsze możesz zamieszkać w namiocie albo postawić tam przyczepę. – Druga strona działki znajdowała się daleko, więc miałby pełną swobodę i prywatność, której każde z nich potrzebowało. Parę dni albo tygodni wspólnego mieszkania w domu to nic wielkiego, ale na dłuższą metę mogłoby nie zadziałać. Mieli swoje przyzwyczajenia, nawyki i pomimo bycia rodzeństwem częściowo byli sobie obcy a to nie jest coś co łatwo odbudować.
- Zarabia więcej ode mnie. – Zaśmiała się, ale to wcale nie musiał być żart. Biorąc pod uwagę to, że na domu ciążyły długi ojca, które Eve musiała spłacać, niewiele zostawało jej pod koniec miesiąca. Większość reszty pieniędzy wkładała w biznes. – Wiesz, jej synowie dawno wyjechali na studia i założyli swoje rodziny w Sydney, więc cieszy się, że może mi pomóc. – Sue Ann nie była typem osoby, która usiadłaby na tyłku. Lubiła coś robić zwłaszcza, gdy to „coś” wiązało się z dyrygowaniem kimś i troszczeniem się o ów osobę. Starsza kobieta robiła to perfekcyjnie i nie bała się podnieść głosu na Paxtonową (co wychodziło jej na dobre).
- Aż tak to nie. To nie terapia ani żadna magia, ale na pewno na trochę poprawiają humor. – Naukowcy przebadali wpływ czworonogów na życie ludzi. Nie było to magiczne antidotum na bolączki, ale na pewno dobrze wpływały na samopoczucie (choćby chwilowo). – Nie będą miały nic przeciwko, dopóki będziesz ich głaskał. – Z ludźmi było prawie podobnie, bo wystarczyło dać im to o czym marzyli a już stawałeś się ich ulubioną osobą. Tylko, że psy nie miały aż tak wielkich wymagań. Były lojalne i kochały bezwarunkowo za odrobinę czułości, ciepły kąt i jedzenie.
- Szczerze? – Zerknęła na niego trochę podejrzliwie. – Za dzieciaka nie lubiłeś łodzi ani wędkowania. – Dobrze to pamiętała, bo.. – Ciągle krzyczałeś, kiedy ojciec wyciągał cię na łódkę kumpla, dlatego zawsze jeździłam z wami. – Nie chciała tego robić, ale jako starsza siostra czuła, że musiała wspierać brata i jakoś złagodzić jego stres/niechęć. Zawsze było tak samo. Ojciec z kumplem zmuszali chłopaka do nudnego łowienia, aż nastał moment, kiedy ten mógł się wymknąć na dolny pokład i tam grywali z siostrą w karty albo inne gry planszowe. – Dlatego nie widzę cię nie łodzi, ale jeżeli tego chcesz, nie będę cię trzymać tu na siłę. Pamiętaj o moim pomyśle na temat kampera. – Strzeliła do niego z palca i zalała kawę pytając brata czy również chciał odrobiny kofeiny. – Dziwię się, że tego nie pamiętasz. – Tej całej niechęci do łodzi i to nie tak, że nie wierzyła w zmiany. Ludzie z wiekiem, czasem i niektórymi wydarzeniami się zmieniali, ale inne rzeczy pozostawały takie same. Najwyraźniej niechęć do łodzi musiała bratu przeminąć.

Jeremy Paxton
gość od brudnej roboty — u handlarza z bronią
35 yo — 183 cm
Awatar użytkownika
about
Po latach poszukiwań mordercy młodszej siostry wraca do Lorne Bay. Oficjalnie łowi ryby na kutrze, woląc nie mówić głośno o tym, czym się naprawdę zajmuje. Po godzinach włazi ubłoconymi buciorami w życie Makayli (dosłownie).
Pokiwał w zamyśleniu głową słysząc pomysły Eve odnośnie przyczepy i namiotu. W zasadzie byłby w stanie na coś takiego przystać, bo - podobnie jak siostra - miał obawy przed dłuższym mieszkaniu w jednym domu. Domu, w którym Eve chcąc nie chcąc pewnie czuła się jak u siebie, i który Jeremy pewnie traktowałby trochę jak hotel. Pomieszkiwanie przez parę tygodni w aucie z przerwami na toaletę na stacjach benzynowych sprawiło jednak, że młodszy Paxton oduczył się dbać o jakikolwiek dom. Co prawda - teoretycznie - jako dwójka dorosłych ludzi powinna umieć się dogadać w kwestii współdzielenia przestrzeni, ale Jeremy wolał nie dokładać do procesu odbudowywania relacji ustalania, kto w sobotę myje kibel.
- Pewnie sporo ci przez ten czas matkowała. Pewnie cię to wkurza - stwierdził, domyślając się że między paniami mogło dochodzić do sprzeczek. Miały zbyt mocne charaktery, żeby przez lata mieszkania razem nie dochodziło między nimi do żadnych scysji. Ale skoro Sue Ann była niemal jak rodzina, Jeremy był w stanie zrozumieć że mimo to wciąż pozostawały sobie bliskie i żadna z nich nigdy ostatecznie nie powiedziała drugiej "żegnam, to koniec".
- Okej, myślę, że mogę na to pójść - odparł w kwestii głaskania. Jakby nie było na tym etapie wciąż jednak czuł się tu jak gość, więc na początku wolał przestrzegać wszystkich reguł. Na ich łamanie miał jeszcze czas.
- Serio, dopiero teraz kiedy o tym wspomniałaś coś mi zaczyna świtać - roześmiał się myśląc o sytuacji wspomnianej przez Eve. Wynikało to chyba z tego, że jego mózg po szeregu kolejnych tragedii w życiu Paxtonów po prostu wyparł ze świadomości te fajne, rodzinne momenty, skupiając się już jedynie na bólu i rozpaczy. Bo choć Jeremy za dzieciaka nie lubił wody, tak jednak wyprawy z ojcem i Eve i wspólne spędzanie z nimi czasu były dla Jera po prostu przyjemnym doświadczeniem. - Przez jakiś czas pracowałem w takiej małej mieścinie pod Sidney na kutrze rybackim. Była to ciężka robota, ale mimo wszystko dawała pewne poczucie wolności - stwierdził, wyjaśniając poniekąd siostrze swoją motywację. Nie wspomniał jednak o tym, że na kutrze wcale nie łowił rybek ani nie zapoznawał się z miejscową fauną, tylko wypływał na spotkania z przemytnikami, z którymi w imieniu ówczesnego szefa dokonywał wymiany towaru za kasę. - Ale kamper też wydaje się być dobrym pomysłem - dodał rozmasowując sobie skronie. Powoli odczuwał zmęczenie związane z podróżą. - Pozwól, że pójdę po swoje rzeczy i ulokuję się na górze. Muszę sobie przypomnieć, co oznacza sen w wygodnym łóżku - puścił siostrze oczko, po czym zgodnie z zapowiedzią udał się do auta i - póki co, póki Eve jeszcze mogła go obserwować - wyjął z auta jedną ze swoich podróżnych toreb, tę z ciuchami. Tę, dzięki której był po prostu Jeremym, który wrócił do rodzinnego miasta i który dopiero zacznie zastanawiać się, co powinien dalej ze sobą zrobić.

/zt
Eve Paxton
ODPOWIEDZ