malarka — organizująca własną wystawę
35 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
artystyczna dusza, która bezustannie szuka piękna, harmonii oraz odrobiny przygody, ostatnio najpełniej odnajduje je w czułych ramionach Aidena
Musiała przyznać, że się zawiodła. To było właśnie tak, że była tak skupiona i zapatrzona na siebie, że ze zgrozą odkryła, że ludzie bez niej śmieli mieć jakieś życie. Na dodatek na tyle zajmujące, że wcale nie zajmowali się dłużej jej przedłużającą się absencją. Nie było chyba bardziej dobitnego sposobu, by przekonać się, że znaczy się tyle co pyłek w kosmosie bądź trzcina, którą porusza wiatr jak po prostu zniknąć i odkryć, że nikt jej nie szuka. To znaczy, w gruncie rzeczy powinna dziękować Bogu (i Nathanielowi, ale to inna historia), że nikt jej szukał i przede wszystkim nie odnalazł, ale chyba liczyła na bardziej epickie i dramatyczne rozmycie się w powietrzu.
I na powrót, który będzie cokolwiek znaczył. Okazało się jednak, że czas przesunął bliskich jej ludzi nie tyle w niebyt czy w zapomnienie, ale w geograficznie zupełnie inne kierunki i mało brakowało, a nie rozpoznałaby ulic, uzbrojonych w inne szyldy. Mawiali, że na takich prowincjach nic się nie zmienia, a tu proszę. Miała wrażenie, że podróżuje po Marsie i na dodatek tym o aktualnej temperaturze, bo po europejskich wojażach Australia nagle wydała się jej piekłem na ziemi. Zupełnie jak igrając z tą spiekotą, przed wejściem do galerii zapaliła papierosa, potem następnego. Bogu dzięki za nikotynę, nie zmieniała się ani trochę i parzyła mocno w gardło.
Za każdym razem, gdy sięgała po fajkę, przypominała sobie czasy, gdy miała rzucić w cholerę ten nałóg, a ta myśl piekła ją jeszcze bardziej niż zagubienie w tym miejscu. W końcu jednak nie pozwoliła sobie na dłuższą refleksję. Przydeptała obcasem peta i ruszyła na piętro pierwsze, gdzie stanęła przed obrazem. Te pociągnięcia pędzla poznałaby wszędzie, zresztą dobrze wiedziała, dlaczego pierwsze kroki na motocyklu skierowała właśnie tutaj. Wiedziała również dlaczego i gdy wreszcie na sali pojawił się autor tego arcydzieła (w twarz by mu tego nigdy nie powiedziała), poczekała cierpliwie jak skończy rozmowę z kuratorem (choć Julia Crane do cierpliwych nie należała), a potem podeszła i stanęła za jego plecami.
- Słyszałam, że to jakiś światowej sławy monsieur artiste wystawia tu swoje prace, ale widzę, że nagłówki jak zawsze podkoloryzowały rzeczywistość, bo to zwykły rzemieślnik jest i na dodatek wątpliwej urody - i nie czekała nawet, by zdążył się odwrócić i połączył kropki, z których wynikało, że właśnie ona zawitała do miejsca, sama złapała go za ramiona i przekręciła, a potem zwyczajnie wpadła mu w ramiona śmiejąc się.
Jeśli się znało Julię (a ten człowiek mógł sobie śmiało rościć do tego prawo) to wiedziało się, że pojawia się i znika w najmniej oczekiwanych momentach, więc i teraz nie zamierzała rozczulać się nad tym, że przez calutki rok nie utrzymywała z nim kontaktów. Ba, że nawet nie dodawała zdjęć na swojego Instagrama, a teraz stała tu przed nim, uzbrojona w grzywkę (czyżby trauma po rozstaniu?), swojego Birkina i pachnąca tytoniem tak bardzo, że aż dawało po oczach. I tylko kiepski stan paznokci mógł zdradzić (między nimi malarzami), że jest właśnie w szale twórczym i też czeka na swoją wielką chwilę.
Mimo wszystko jednak poczuła się jak w domu i to tylko dlatego, że Flann patrzył na nią swoimi błękitnymi oczami i czuła, że mają sporo do nadrobienia. A może to była ta galeria i obrazy, które przywoływały ją niegdyś syreny marynarzy?

Flann Rohrbach
malarz, artysta — sztuki nowoczesnej
36 yo — 195 cm
Awatar użytkownika
about
amerykański artysta sztuki nowoczesnej, który do tej pory całkowicie umiał oddawać się jedynie swojej twórczości. teraz wyłączony z życia, oddany jedynie swojej ukochanej desiree, całą uwagę skupia na jej powrocie do zdrowia i zapewnieniu jej bezpieczeństwa.
+ Julia Crane

W ostatnim czasie czuł się jak ten biedny alergik, który nie ma żadnego wpływu na to, że te przeklęte unoszące się w powietrzu pyłki doprowadzają go do płaczu i wyjątkowo nietwarzowych plam na skórze. W jego przypadku reakcja była może mniej dotkliwa - była bowiem to co najwyżej irytacja i rozdrażnienie, a i sam alergen dałoby radę wyeliminować z jego otoczenia, gdyby tylko bardziej się uparł. Flann bowiem miał alergię na pracę. Na sztukę. I na wszystko co się z nią wiązało. Przed Desi starał się jeszcze robić dobrą minę do złej gry, zresztą po ostatniej rozmowie z żoną czuł się jednak odpowiednio postawiony do pionu - co prawda nie w ten sposób, jakiego można oczekiwać po rzekomo najbliższej mu osobie - ale zawziął się na tyle, by nie zaczynać się mazać i udawać, że wszystko jest okej. Bowiem Rohrbach miał w swoim życiu pewien kryzys, sam nie wiedział z czego to wynika i czy ogólnie czuje się ze sobą źle, czy chodzi jedynie o te przeklęte obrazy.
Obiecał jednak kuratorowi, człowiekowi który w lokalnej s o c j e c i e (widział właśnie w wyobraźni jak Desi wywraca na to fatalne określenie oczami) uważał się za jego p r z y j a c i e l a, że się tu dziś pojawi, a był jednak człowiekiem słownym. Mimo wszystko niezwykle się wręcz cieszył, kiedy ich rozmowa dobiegała końca i już układał sobie nawet w głowie trasę do domu (a może jednak do jego ulubionej blondynki), kiedy za swoimi plecami usłyszał głos. Kobiecy. Znajomy do szpiku kości. Głos, na którego dźwięk z jednej strony mógł cieszyć się jak dziecko, z drugiej marudzić jak zmęczony staruszek.
Julia bowiem była jedną z tych zajmujących kobiet, które w twoim towarzystwie zachowywały się jak rozkoszny szczeniaczek. Była zaczepna, głośna i wymagała atencji w każdej jednej chwili. Miała też w sobie jednak tyle uroku, że nigdy - naprawdę nigdy - nie potrafił zrezygnować z jej towarzystwa. Choć trzeba w tym momencie przyznać, że po tym jak mniej więcej rok temu się po prostu rozpłynęła, zakładał całkiem realnie że już nigdy jej nie zobaczy. To też była część jej anturażu - raczej nie była jedną z tych statecznych dziewczyn, które przywiązują się do miejsc czy osób.
Odwrócił się więc i nawet całkiem szczerze uśmiechnął:
- Czy ktoś ci już mówił, że masz fatalny francuski? - dał się jej jednak wyściskać, zupełnie tak jakby nie widzieli się sto lat a nie raptem rok. Czym był w końcu rok wobec wieczności, czy jak to tam szło. Odsunął się od niej minimalnie i pozwolił sobie ją dość teatralnie obczaić. - Piekło się otworzyło, że w końcu się nam znów objawiasz? - zapytał zaczepnie. Może i czasem niemożliwie działała mu na nerwy, ale teraz niemożliwie cieszył się, że ją widział. Potrzebował w swoim życiu osób, dla których był czymś więcej niż własnym nazwiskiem.
malarka — organizująca własną wystawę
35 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
artystyczna dusza, która bezustannie szuka piękna, harmonii oraz odrobiny przygody, ostatnio najpełniej odnajduje je w czułych ramionach Aidena
Powinna nauczyć się brać z życia o ździebko mniej. W końcu już przekroczyła słuszny wiek, w którym należało zmądrzeć i przestać się bawić, ale najwyraźniej artyści byli na tyle przeklęci, że żyli wiecznie. Przynajmniej Julia podejrzewała, że tak właśnie jest, skoro przetrwała dosłowną nawałnicę i nadal dzielnie stała na nogach. Kryzys pracy twórczej? Akurat to pojęcie nie miało się jej jak imać, bo głowę miała pełną raczej problemów bardziej przyziemnych, takich jak fakt, że sprzedała swoją rezydencję i nie ma gdzie się podziać, a poza tym do wystawy jest biedną artystką, która wprawdzie może żyć z funduszu powierniczego, ale to nie na jej dumę.
Może dlatego jakoś łatwiej było znosić Flanna, bo i on sam nie wiedział jak bieda piszczy, a mit o przeklętym twórcy realizował tylko częściowo. Nie patrzył na nią wręcz przez pryzmat pieniędzy, jakimi szczyciła się jej rodzina, a i ona pomimo zaczepek odwdzięczała się mu tym samym czując, że dobrze jest znać kogoś bliżej niż tylko z rubryczki w czasopiśmie plotkarskim. Te gazetki skwapliwie donosiły, że nadal ma piękną żonę i wiedzie swoje idealne na papierze życie, choć Crane nie była z tych, które nabierają się na ten flirt z lokalną prasą. Odrzuciła więc jego perfekcyjną, bulwarową egzystencję i postanowiła zasięgnąć informacji u źródła.
- Czy ktoś mi mówił, że mam fatalny francuski? Nie, mężczyźni dotąd byli zachwyceni - wyszczerzyła się do niego i pokręciła głową. Po roku w Paryżu nawet sama Maria Antonina nie mówiła od niej lepiej, ale jej głos nadal brzmiał mocno gardłowo od fajek, które chyba musiała w końcu przedawkować. Jak i obserwowanie Flanna- artysty totalnego na tle swoich dzieł i jakoś kanciastego i uszczypliwego tak bardzo, że Julia (jak to Julia) przez minutę zastanawiała się czy starą szkołą nie złapać go za ramiona i nie potrząsnąć jak skarbonką do czasu aż z jego wnętrzności zaczną wysypywać się drobne. Albo sugestie, leżące gdzieś mu na wątrobie i wymagające szybkiego rekonesansu przy whisky, fajkach i innych przyjemnościach.
- Co z tym miastem? Nie znalazłam ani jednej osoby, która by się szczerze ucieszyła na mój widok! Pewnie dlatego, że większość po prostu zwiała, a innym ja zwiałam, więc nie chcą mnie znać, ale wciąż… Gdzie fanfary, jakieś brawa? Gdzie jakiś entuzjazm? - usiadła naprzeciwko jego obrazu, po turecku jak w przedszkolu, choć po chwili przesunęła się do ściany. - I daruj sobie, wiem, że wyciągnąłbyś mnie z otchłani, bo wyglądasz tak absolutnie nieciekawie, że zastanawiam się czy umarł ci agent, chomik czy nowa kochanka - już jej brakowało papierosa, więc wyciągnęła jednego i zaczęła obracać go w dłoni. Wprawdzie tu nie było wolno palić, ale kto im, bogatym zabroni?
Żartowała, chciała jedynie powąchać, zanim rzuci się na ten skwar wiecznie (nie)trzeźwego miasta.

Flann Rohrbach
malarz, artysta — sztuki nowoczesnej
36 yo — 195 cm
Awatar użytkownika
about
amerykański artysta sztuki nowoczesnej, który do tej pory całkowicie umiał oddawać się jedynie swojej twórczości. teraz wyłączony z życia, oddany jedynie swojej ukochanej desiree, całą uwagę skupia na jej powrocie do zdrowia i zapewnieniu jej bezpieczeństwa.
+ Julia Crane

Powinien się pewnie choć odrobinę otrząsnąć, wszakże przy kim jak przy kim, ale przy Julii wręcz nie wypadało wychodzić na ostatecznego pana marudę. A już z pewnością nie takiego zapamiętała go sama zainteresowana. Jednak czy spodziewał się, że po całej tej przerwie kiedykolwiek ją jeszcze spotka? Cóż, prognozowanie zachowań Crane przypominało prognozowanie pogody - są pewne znaki na niebie i ziemi, jakieś oznaki czy utarte przesądy, ale kiedy przychodzi co do czego nawet i one mogą zakłamywać finalny rezultat. Podobnie było z Julią - mogłeś dosyć naiwnie zakładać, że swoim nieodpartym urokiem osobistym zdobywa właśnie Europę lub którąś z Ameryki, a w zamian za to ona pojawiała się w twoim życiu jak gdyby nigdy nic i na nowo rozświetlała je tym swoim c u d o w n y m uśmiechem. Przez ten rok specjalnie się nad tym nie zastanawiał, ale tęsknił, tęsknił cholernie za tym huraganem, który właśnie - nad wyraz wręcz szczęśliwie - objawiał się ponownie w jego życiu z całym swoim możliwym seksapilem w komplecie. Wyglądała cholernie dobrze.
- Póki co miałem na myśli jedynie akcent - uśmiechnął się lekko, a było w tym uśmiechu tyle zaczepności, ile tylko byłby w stanie w niego wpakować. Ich relacja od zawsze miała swoisty status nieopisanej, bo chyba nawet sami zainteresowani niespecjalnie wiedzieli, w jaki sposób ją kwalifikować. Z pewnością bowiem Julia była jedną z najbliższych Flannowi osób - czy jednak przyjaciółką? Rohrbach nigdy nie był największym fanem teorii o tym, że istnieje jakakolwiek przyjaźń damsko-męska. Szczególnie kiedy ta pierwsza strona tak spektakularnie wyglądała w tych niebotycznie wysokich szpilkach i miała tak zgrabny tyłek. Duży procent ich kontaktów opierał się więc - i chyba nietrudno to zrozumieć w przypadku dwójki tak p i ę k n y c h ludzi - na pewnym seksualnym napięciu, które jednak nigdy w żaden sposób, no może poza niezobowiązującymi zaczepkami, zrealizowane nie zostało.
Bo wszystko w końcu było popieprzone do tego stopnia, że starał się otaczać Julię jakąś braterską wręcz opieką. Niedziwnym więc było, że złapał ją teraz delikatnie (wręcz czule) za dłoń i przygarnął do siebie mocno, tak by móc ją przytulić. I nawet w czubek głowy ją pocałował, choć wiedział że to zawsze irytowało ją do żywego.
- Stęskniłem się - oznajmił, jakby była to najbardziej oczywista z prawd. - I obiecuję poprawę. Na następne spotkanie załatwię orkiestrę dętą a z nieba będzie spadał brokat. Złoty? - mozei odrobinę się dla niej zbijał, ale miała w jego życiu tak pewną pozycję, że jeśli sobie tylko zażyczy, będzie gotowy zorganizować choćby najbardziej wystawne z przyjęć, nawet gdyby miała tutaj zostać jedynie na kilka dni. O to zresztą postanowił nawet zapytać: - Wracasz na stałe? Muszę wiedzieć czego się spodziewać - uśmiechnął się do niej. Czy liczył na odpowiedź twierdzącą? Owszem. Z tą wariatką u boku bowiem wszystko wydawało się o wiele prostsze.
Kiedy usłyszał komentarz o chomiku, agencie bądź martwej kochance (nie wiedział które było największą abstrakcją) zaśmiał się w głos.
- Dziękuję za komplement. Nawet nie wiesz jak bardzo tego potrzebowałem - i cmoknął - może i trochę po złośliwości - ją jeszcze w głowę drugi raz. Sam chyba nawet nie wiedział jak bardzo potrzebował Julii Crane w swoim życiu.
malarka — organizująca własną wystawę
35 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
artystyczna dusza, która bezustannie szuka piękna, harmonii oraz odrobiny przygody, ostatnio najpełniej odnajduje je w czułych ramionach Aidena
Przy jej trybie życia trudno było o stałość i o nawiązanie relacji, które przetrwałyby na dłużej. Ktoś jej powiedział, ze znajomości karmią się czasem, a ten jak szalony przemykał jej przez palce. Wiodła życie równie szybkie jak prędkość osiągana na swoim motocyklu i musiała przyznać, że to jej całkiem odpowiadało. Im mniej wzajemnych emocji, tym większa szansa na przetrwanie emocjonalnych huśtawek, które stały się jej domeną.
W gruncie rzeczy Julia Crane była wciąż dziewczynką, która dość pokracznie chciała się jedynie bujać. I tak bez końca. Jeśli już znajdowała kompanów to tylko na trochę- zazwyczaj do momentu, gdy ten diabelski sprzęt zaczynał się chwiać i jedno z nich spadało.
Z tego powodu jeszcze bardziej doceniała ludzi pokroju Flanna, który z każdej opresji wychodził z amerykańskim wdziękiem człowieka, któremu niestraszne było upadanie.
Dlatego właśnie do tej relacji powracała, choć zapewne nie mogła mu obiecać, że zostanie. Całym urokiem świata było to, że był on szeroki i tylko głupcy przesiadywali na jednym miejscu, czytaj: jej przyjaciel od lat żonaty z jedną kobietą. Do krytyki tej osoby jeszcze nie doszła rozkoszując się na razie półsłówkami i jakże wymowną grą spojrzeń.
Czy żałowała, że między nimi się tylko tliło, a nigdy nie wybuchł ogień? Bynajmniej, w końcu płomieniach każdy się spalał, a oni stali tutaj i mierzyli się wzrokiem jak dwoje rozbitków, którzy cudem uniknęli katastrofy.
- Póki co jesteś nadal nudnym i żonatym człowiekiem, więc mnie to nie dziwi ani trochę - przekrzywiła głowę jakby mogła z samego jego widoku odkryć prawdę, ale przecież o takim rozwodzie czytałaby na wszystkich, wścibskich portalach. Ta odrobina złośliwości musiała jej wyjść jednak bokiem, gdy zagarnął ją do siebie, a ona (wszak nigdy nie była zimną suką, bez grama uczuć) poczuła rozlewające się po jej ciele ciepło i poczucie bezpieczeństwa. Zawsze śmiesznie ono korespondowało z ogniem, który pojawiał się między nimi znienacka, choć nigdy przecież nie przekroczyli umownej granicy porządności.
To był jeden czy dwa pocałunki, po pijaku, zresztą, nie liczyło się wcale.
Właśnie z tego powodu nie czuła się absolutnie winna, gdy wzruszyła ramionami.
- Wracam. Tak właściwie nie wiem co na to twoja pani sztywna, ale potrzebuję noclegu. Okej, nie chcę hotelu, ale mieszkanie z pracownią. Twoje - przez tę zbitkę słów nie pojawiło się zbawienne proszę, ale Julia nigdy nie prosiła. Zazwyczaj brała to co chciała i na dodatek oczekiwała, że wszyscy pójdą za jej rozkazami.
Czy Flann miał jakieś wyjście?
Może wystarczyło, że uśmiechała się do niego najpiękniej jak potrafiła i śmiała, gdy podziękował jej za specyficzny komplement.
- Nie przejmuj się, wróciłam. Wszystkiemu zaradzę. Gdzieś na tyłach starego domu mam jeszcze łopatę, więc możemy śmiało mordować, grzebać, a potem oddać się zupełnej rozpuście w pracowni. Tak się przechodzi do historii sztuki - wyjaśniła i nadal przyglądała mu się bacznie.
Coś tu nie grało. Jakaś wyrwa w jego idealnie skrojonym i wyprasowanym przez Aspen życiu nie dawała jej spokoju, a nie należała do ludzi zbytnio cierpliwych, więc jednym ruchem zabrała jego włosy sprzed jego ust.
Tylko po to, by unieść głowę i pocałować go krótko w wargi.
- A teraz serio powiedz, co się spieprzyło - i już zamieniała się w słuch, choć jego usta były miękkie, a on sam całkiem do rzeczy, nawet z tym wizerunkiem ponuraka. Nadal byli jednak przede wszystkim przyjaciółmi.

Flann Rohrbach
malarz, artysta — sztuki nowoczesnej
36 yo — 195 cm
Awatar użytkownika
about
amerykański artysta sztuki nowoczesnej, który do tej pory całkowicie umiał oddawać się jedynie swojej twórczości. teraz wyłączony z życia, oddany jedynie swojej ukochanej desiree, całą uwagę skupia na jej powrocie do zdrowia i zapewnieniu jej bezpieczeństwa.
+ Julia Crane

Nie miał najmniejszego zamiaru się na nią obrażać - wszak nawet w najbardziej rozrywkowych fragmentach swojego życia, sam nadal określał się mianem beznadziejnego nudziarza. Owszem, było w tym dużo pewnego rodzaju pozy i pewnie nie miało niczego wspólnego z rzeczywistością, nie mógł sobie jednak tego odmówić. Teraz jednak realnie zastanawiał się, jak właściwie doszło do tego, że doprowadził się do momentu, w którym nie może dalej zaprzeczać w temacie swojego kryzysu. I gdzie czuje się jak dziadek, a nie facet przed czterdziestką.
- Dziękuję ci serdecznie - trochę nawet prychnął. - Zdecydowanie właśnie to potrzebowałem usłyszeć od tak drogiej mi osoby - udawał w tym momencie nawet jakieś większe obrażenie, prawda była jednak taka, że między nim a Julią nigdy nie było złych emocji. Choć ich relqcja stała zawsze na mocnych fundamentach, nie mieli przed sobą żadnych tajemnic a to co leżało im na sercu, zaraz znajdowało swoje ujście na języku, a mimo to wszystko między nimi śmigało jak w szwajcarskim zegarku. Nawet po blisko rocznej, zupełnej przerwie. Jakby tego było mało, trochę złośliwie przyciągnął ją do siebie po raz kolejny i pocałował w sam środek głowy. Wiedział, że zaraz będzie przez kwadrans poprawiała fryzurę, doszczętnie zniszczoną takim atakiem czułości. Uśmiechnął się do siebie na samą myśl. Bo jak przecież wiadomo, wcale nie był człowiekiem złośliwym.
Kiedy jednak z taką śmiałością określiła, że wraca, rzucił jej badawcze spojrzenie. Nie to, że w jej słowa nie wierzył, chyba raczej naiwnie zakładał, że uda mu się wyczytać z jej osoby - jak z otwartej księgi, czy jak to tam jest w tych całych bajerach - jaki jest właściwie cel jej powrotu. Bo przecież nie mogło chodzić o spektakularnego zachody słońca wschodniego wybrzeża.
- Czuj sie jak u siebie. Mogę cię tam odstawić, nawet choćby teraz - można pewnie śmiało uznać, że odrobinę swojej nagłej odpowiedzi nie przemyślał - w końcu dom nadal dzieli z żoną, więc pewnie wypadałoby zapytać o zdanie samej zainteresowanej. Śmiało jednak uznał, że może szafować odpowiedziami, więc poszło w świat.
- Mała - żachnął się. - Uwierz mi na słowo, nie wiem jak ktoś musiałby mi zajść za skórę, żebym dobrowolnie babrał się w ziemi. A i z tym oddawaniem się rozpuście to nie wiem, wiesz, jest kolejka - nawet się trochę zaśmiał, szybko jednak spoważniał i postanowił podzielić się z nią pewnym faktem. - Związałem się z kimś - rzucił, zupełnie tak jakby w przypadku Flanna była to najbardziej naturalna z rzeczy. Nie 'mam romans', nie 'mam nową kochankę', bo już dawno przestał tak Desi traktować. Teraz to dopiero Julia oceni wprawnym okiem, że jest nie dość, że nudny i żonaty, to jeszcze zakochany. Mimo wszystko, uśmiechał się sam do siebie na wspomnienie swojej ulubionej blondynki.
Czy coś się zatem spieprzyło?
- Poza Desiree? Śmiało mogę strzelić, że chyba wszystko - i cyk, zupepnie jakby przetoczyła się przez niego cała gama emocji - najpierw radość spowodowana tym, że mógł się podzielić z kimś informacją o tym, że Desi w ogóle w jego życiu jest, po zupełną obojętność, kiedy chodziło o cokolwiek innego. Jedno co było w tym dobre - stał przed nim najbardziej doskonały lek na tą życiową beznadzieję.
malarka — organizująca własną wystawę
35 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
artystyczna dusza, która bezustannie szuka piękna, harmonii oraz odrobiny przygody, ostatnio najpełniej odnajduje je w czułych ramionach Aidena
- Nie masz tak, że określenie droga wywołuje u ciebie skojarzenie w postaci jakiejś nobliwej ciotki, którą z obrzydzeniem całujesz w policzek podczas świątecznych życzeń? - tak, mistrzynią utrzymywania jednego tematu również nie była, ale z drugiej strony po co komentować oczywiste? Mogła jedynie pogratulować sobie wyczucia czasu, które nakazało jej zjawienie się tutaj w odpowiednim momencie i pozbieranie tego dziadka do kupy.
Wiedziała, że będzie to wymagało ekstremalnych środków i absolutnie była gotowa na każdy rodzaj poświęcenia, ale nie JEJ WŁOSY!
- Rohrbach, opanujże się, bo zaraz ci nakopię! - nastraszyła go całkiem serio, ale zaraz zaśmiała się unosząc głowę. W końcu ten przejaw czułości sugerował, że mu zależało, a to było miłe uczucie, choć zapomniała jak to jest powracać do kogoś znajomego. Wokół wszyscy ludzie zachowywali się jak jakieś dziwne zombie i to na dodatek takie, które już nawet nie szuka mózgu dla żeru. Nie, oni po prostu przemykali obok niej bez żadnego ostrzeżenia i z obojętnością, która trawiła ją od zawsze. Cóż, chyba za mocno (się) paliła, by znosić tę szarość i monotonię. Pod tym względem mogliby przybić sobie piątki.
Albo zorganizować sobie wieczorek w piżamkach lub bez? Uniosła brwi, gdy tak beztrosko zaoferował jej gościnę (a raczej przystał na jej rozkaz). W dawnym świecie uprzedziłby swoją żonę, by poszła postać jako eksponat gdzie indziej, ale najwyraźniej sprawy się miały nieco inaczej i już świerzbił ją język, by zapytać co się działo, gdy jej zabrakło, ale dyplomatycznie się w niego ugryzła i uśmiechnęła się.
- Zaczekam na ciebie. Musisz mi wytłumaczyć teorię fal na twoim ostatnim obrazie - zastrzegła, bo w końcu cały światek artystyczny żył dyskursem na temat tego co przedstawiają dwie poziome kreski. Jak dla niej obecnie rozchodziło się bardziej o monitor, gdy informował już o agonalnym stanie jej przyjaciela. Gdyby zaś było trzeba orgii i morderstwa, by go ocucić…Ba, Julia to by nawet duszę zaprzedała, o ile by ją jeszcze posiadała.
- Jest kolejka - powtórzyła za nim jak katarynka zostawiając grzebanie w ziemi. Tak nudne zajęcie trzeba było oddać absolutnie nieciekawym ludziom, oni zaś mieli zgłębiać tajemnicę… romansu, związku? Jakoś dziwnie brzmiało to w perspektywie posiadania żony, ale nie dla osoby, która żyła kilkanaście lat w wolnym związku i nie miałaby nic przeciwko, by to powtórzyć.
- Och, czyli już nie jestem jedyną kobietą w twoim życiu - westchnęła teatralnie i spojrzała na niego uważnie. - Będą z tego kłopoty, wiesz o tym - ale nie potępiała ani się nie wyśmiewała. W końcu miłość miała to do siebie, że atakowała znienacka, z zaskoczenia i zwykle wywracała całe życie do góry nogami, bo nic się nie sklejało. Dlatego wyjątkowo postanowiła być wobec niego łaskawa, zwłaszcza gdy odczytała na jego twarzy tę jedną emocję, która poruszyła jakąś strunę w jej sercu.
- Siadaj, sztachnij sobie - i wyjęła trochę inne papierosy, przeznaczone dla tych smutnych panów przed czterdziestką. Przynajmniej tak podawali w tych wszystkich amerykańskich, filmowych klasykach. - Widzisz, bo zazwyczaj tak jest, że gdy kogoś poznajesz to bierzesz w wątpliwość wszystko co do tej pory było dla ciebie ważne. To się nazywa nabranie nowej perspektywy. Ta twoja była zawsze trochę zbyt szklana, bo obserwowałeś świat z wielkiego wieżowca, twoja żona była jak ładny bibelocik za szybą, zaś obrazy malowały się same. Teraz nagle stajesz przed kryzysem, bo z drewnianego Pinokio przeistaczasz się w chłopca. I wiesz co? - przechyliła się do niego i odebrała mu skręta, by się zaciągnąć. - N a r e s z c i e - dosłownie mu to przeliterowała wypuszczając dym.

Flann Rohrbach
malarz, artysta — sztuki nowoczesnej
36 yo — 195 cm
Awatar użytkownika
about
amerykański artysta sztuki nowoczesnej, który do tej pory całkowicie umiał oddawać się jedynie swojej twórczości. teraz wyłączony z życia, oddany jedynie swojej ukochanej desiree, całą uwagę skupia na jej powrocie do zdrowia i zapewnieniu jej bezpieczeństwa.
+ Julia Crane

Zaśmiał się nawet trochę. Faktycznie, w ustach Julii to nieszczęsne droga miało specyficzny wydźwięk słowa zarezerwowanego dla seniorów. Albo jakiegoś nobliwego towarzystwa w dziwnych klubach dla dżentelmenów.
- Nie wiem, nie zwracam na takie rzeczy uwagi. Ale tak to się pewnie kończy, kiedy zadajesz się z Anglikami - skrzywił się nawet lekko, jakby rzeczeni byli raczej nosicielami jakieś śmiertelnej choroby, a nie jedynie nieznośnego akcentu i dziwacznego słownictwa, nakierowanego na ten lepszy angielski. I aż się w tym momencie zastanowił jak rozkładają się siły wśród jego znajomych czy współpracowników - cóż, zbyt wielu miejscowych się nie doliczył, a większość ludzi których zna przez pracę czy cała nieszczęsna rodzinka jego żony to Anglicy. A więc zaraza się jedynie rozprzestrzenia. Z zamyślenia wyrwało go jednak oburzenie Julii, i to do tego stopnia, że zanim zareagował, parsknął jedynie śmiechem po raz kolejny:
- A coś ty taka obrażalska? - przycisnął ją do siebie jeszcze mocniej. - No już, już, złość piękności szkodzi - pogładził ją po tych jej idealnych, wymuskanych włosach, jakby w ten sposób mógł naprawić jakieś ewentualne zniszczenia, które powstały w skutek zachowania sprzed chwili. Wycmokał ją w tą jej śliczną główkę jeszcze kilka razy: - Zupełnie nie mogę się powstrzymać - wyjaśnił ze śmiechem. Od zawsze miał do niej ogromną wręcz słabość, z którą nie umiał walczyć. Najwyraźniej nieważne, czy ich relacja dopiero raczkowała, czy znali się tak jak teraz - lata, nic się nie zmieniało.
Kiedy jednak usłyszał teorię fal, zrobił wyraźnie zainteresowaną minę:
- Teorię czego? - aż próbował sobie w myślach przywołać choć część swoich ostatnich prac, by skojarzyć o co mogło chodzić. - W takim razie to chyba ty musisz wytłumaczyć to mnie - stwierdził poważnie, bo za nic nie mógł połączyć odpowiednich wątków. Nigdy zresztą nie rajcowało go taplanie się w metaforycznym wydźwięku sztuki, zostawiając tutaj furtkę na to, by każdy odnajdował tam co mu się żywnie podoba, a nie to co z góry stara się narzucić jakiś bardziej lub mniej lotny krytyk.
Westchnął za nią i powtórzył po raz kolejny:
- Jest kolejka - trochę się bowiem tym napawał. Tym - pojawieniem w swoim życiu Desi. Choć teraz może bardziej tym, że została w tym życiu na dłużej, a jemu samemu coraz śmielej zdawało się, że zostanie już na stałe. Kłopoty? - Mhm. Cała sterta kłopotów - między Bogiem a prawdą przez długi czas żył jedynie miłością do swojej ulubionej blondynki, zdając się nie widzieć niczego poza tym. W temacie kłopotów na ziemię sprowadził go chyba dopiero mąż pieprzniętej kuzynki Aspen nowej przyjaciółki Desi, przypominając dosyć wprost, że skandal skandalem, ale popieprzona rodzinka jego żony ma w repertuarze wręcz wszystko co może skutecznie człowieka po prostu zniszczyć. Nadal mimo wszystko podchodził do swojej nowej miłości z zadziwiającą wręcz ufnością. I chyba nie zamierzał tego zmieniać. - A tego o tym Pinokio to udam, że nie słyszałem. Potrzebuję spokoju, nie psychoanalizy - żachnął się trochę, ale między Bogiem a prawdą to on nigdy specjalnie w żadne zwierzenia nie umiał. A tym bardziej tak z buta, że już teraz zaraz. Sztachnął się jednak, może jak tak sobie posiedzą to mu się lepiej zrobi i powie cokolwiek więcej.
malarka — organizująca własną wystawę
35 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
artystyczna dusza, która bezustannie szuka piękna, harmonii oraz odrobiny przygody, ostatnio najpełniej odnajduje je w czułych ramionach Aidena
- Chyba nie jesteś z tego powodu zbytnio szczęśliwy, co? -drogiej Julii cisnęło się na usta, że w ogóle nie wydaje się ukontentowany z żadnego powodu, ale nie zamierzała (jeszcze) wciskać się butami w jego nieszczęsne życie. Poza tym ona żadnego poradnika nie napisała i choć u niej sprawdzała się stara metoda pod tytułem eat, pray, love (zwłaszcza przeważało to ostatnio) to podejrzewała, że u Flanna tak łatwo nie będzie.
Poza tym odkąd ta menda zaczęła uprawiać grządkę na jej boleśnie już długich włosach bardziej chciała go zamordować niż uleczyć.
Śmiała się jednak głośno, perliście bezskutecznie próbując go od siebie odsunąć i znowu wpadając w jego ramiona. Jakoś tak się utarło w ich relacji, że dotykali się częściej niż powinni i nigdy nie widziała w tym niczego niestosownego. Nie przekroczyli nigdy granicy, choć owszem, korciło ją czasami i tylko utrata przyjaźni ją powstrzymywała.
Kochanków znajdywała na skinienie palców, zaś przyjaciele byli towarem deficytowym i musiała ich ochraniać. Gdyby miała pewność, że mały seks nie zniszczyłby tej relacji, pewnie już zdejmowałaby majtki.
- Jesteś dzikusem, zdecydowanie - odpowiedziała mu ze śmiechem, ale na jego prośbę o wytłumaczenie machnęła ręką. - Nie słyszałeś nigdy? Mój profesor Patrick… - i była w tym określeniu jakaś nuta, dzięki której można było przypuszczać, że akurat z nim się nie chciała przyjaźnić i o takich sprawach debatowali nago. - Mówił zawsze, że malarz tworzy falami. Raz na nich się niesie, a raz go zalewają jak tsunami. Wybierz na którym etapie swojej drogi życiowej jesteś - wspaniałomyślnie mu na to pozwoliła, choć wszystko w nim krzyczało, że oto nadchodzi kryzys.
Przerabiała to już, właściwie ostatnio żyła jednym wielkim zwątpieniem i cóż, najlepsze dla artystów czasy wykuwały się w czystym cierpieniu, więc nie przewidywała poprawy, gdy tak śmiało debatował o swojej nowej dziewczynie.
Pewnie nie powinna tego tak określać, skoro na palcu mignęła jej jego obrączka, ale było w nim tyle pewności, że mogła już wieszczyć najbardziej głośny rozwód na horyzoncie.
- Gratuluję. Partnerki, nie kłopotów - uśmiechnęła się lekko, bo kimże ona była, żeby wydawać wyroki czy z niego drwić? Mogła tylko siedzieć koło niego i palić obserwując jego obraz pod wieloma kątami. Dla niej to wciąż były linie i nawet skręt w tym nie pomógł.
Do porządku jednak przywróciły ją jego słowa. Tak mocno krzywdzące, że uniosła głowę i spojrzała na niego z wyrzutem. Piorunować wzrokiem umiała i była przekonana, że powinien paść trupem za te znieważające ją insynuacje.
- Ty chyba za dużo czasu spędzasz z tą swoją żoną, skoro trzeba cię głaskać po główce i udawać, że wszystko jest okej. Poza tym nie jestem twoją kochanką, żeby cię głaskać po czymś innym, więc opanuj się, Rohrbach - ale sama nie wytrzymała i wybuchnęła śmiechem opierając głowę na jego ramieniu. Może i był ponury jak londyńska chmura gradowa, ale tęskniła za nim.

Flann Rohrbach
malarz, artysta — sztuki nowoczesnej
36 yo — 195 cm
Awatar użytkownika
about
amerykański artysta sztuki nowoczesnej, który do tej pory całkowicie umiał oddawać się jedynie swojej twórczości. teraz wyłączony z życia, oddany jedynie swojej ukochanej desiree, całą uwagę skupia na jej powrocie do zdrowia i zapewnieniu jej bezpieczeństwa.
+ Julia Crane

Jej pytanie ostatecznie wybiło go z rytmu. Chyba nie jesteś z tego powodu zbytnio szczęśliwy? Aż miał ochotę westchnąć i wywrócić oczami tak mocno, że zauważyliby to wszyscy w promieniu nie wiadomo ilu metrów. Czuł się fatalnie sam ze sobą i z tym, jakim marudą stał się w ostatnim czasie, ale dochodził do śmiałych wniosków - jedyne co (a właściwie kto) dawało mu szczęście to Desiree, a los i tak nawet to próbował rozwalić, zostawiając go w zupełnej rozsypce. Może nie była ona widoczna na pierwszy rzut oka, w końcu cały czas trzymał się dla swojej ulubionej blondynki. Ale owszem, musiał przyznać, że rodzinka Aspen dokładała do jego problemów swoje trzy grosze, a angielski akcent (głównie wyciągniętych chyba z samych piekieł Ainsley i jej męża) kojarzył mu się już z drapaniem paznokciami po tablicy. Czyli raczej nie najlepiej.
- Aż tak to widać? - najwyraźniej jednak to trzymanie się w pionie nie wychodziło mu tak dobrze jak do tej pory zakładał, ale mogła być to też pewnie kwestia tego że przez solidne kilka latach znajomości, Julia znała go jak mało kto. - To tylko rodzinka z piekła rodem - zupełnie jakby zapomniał, że sam się wręcz z identycznej wywodzi. No, może z tym że u Rohrbachów nikt chociaż nie udawał, że ich relacje chociaż leżały koło jakiejkolwiek sumpatii. Albo że potrzebowali regularnie bywać w swoim towarzystwie.
On sam w końcu wolał towarzystwo takich jednostek jak Julia - realnie zainteresowanych jego osobą, śmiejących się z jego żartów i tak uroczo reagujących na wszelkie czułości. Brakowało mu jej, choć tak właściwie nigdy nie sklasyfikowali jakoś jaśniej tego co ich łączy, potrzebował jej skromnej osoby na swojej orbicie. Była kolejną cegiełką, która dawała mu wiarę w to, że się odbije od tego swojego nieszczęsnego denka. Bo dnem, jakimś wielkim i spektakularnym, to jeszcze swojego doła śmiać nie nazywał.
- Tylko dla ciebie - powiedział poważnie, ale po chwili zaśmiał się i on. Czyż życie nie było proste? Spędzasz czas z ludźmi na których ci zależy, i którym zależy na tobie. Żartujecie, śmiejecie się, wszystko jest d o b r z e. Wziął głębszy wdech, taki znaczący i pełny spokoju. Tak, zdecydowanie tego potrzebował. - Twój profesor Patrick wcisnąłby ci każdą możliwą mądrość przeczytaną na karteczce z chińskiego ciasteczka z wróżbą, byle byś tylko nadal wierzyła w to jak wielkim i natchnionym jest artystą, no i pewnie żebyś śmielej eksponowała dekolt - ocenił okiem fachowca. Sam pewien epizod wykładowcy miał za sobą i chyba nie pchałby się w to drugi raz. - To nie fale. To linie. Ograniczniki, drogowskazy, kierunki, czego kto potrzebuje - z milion lat już nie rozmawiał z nikim o tym, co artysta miał na myśli. To była ta przykra część tego momentu, kiedy nazwisko i jego nośność przeganiają sztukę dla sztuki, pozostawiając na miejscu jedynie bardzo drogi obraz jeszcze droższego artysty. Nikogo już nie musiało obchodzić co na nim jest, ważne było żeby w salonie wisiał odpowiednio drogi Rohrbach.
- Kłopotów też mi jeszcze zdążysz pogratulować - zaśmiał się. - Dzięki. Powinnaś ją poznać, dogadałybyście się - w jakiś sposób zrobiło mu się miło, że znajdzie się na tym padole łez ktoś, kto stanie po jego stronie. Śmiał w końcu wybrać prawdziwą miłość, zostając tym samym tym ostatnim mężem-chujem, który zdradza kochającą żonę. Nikt nie będzie przecież wnikał w to, że on sam nie czuł się kochany przez nią od dawna. Ważne będzie że to ona została zdradzona, skrzywdzona i płacze.
- Ej, ej, ty się tak nie rozpędzaj. Sama dopiero co proponowałaś mi rozkoszną rozpustę w pracowni, świętoszku Crane - uśmiechnął się do kompletu zadziornie. Legenda głosi, że to kobiety są istotami zmiennymi, ale najwyraźniej ten fakt dotyczy różniej artystów płci męskiej.
malarka — organizująca własną wystawę
35 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
artystyczna dusza, która bezustannie szuka piękna, harmonii oraz odrobiny przygody, ostatnio najpełniej odnajduje je w czułych ramionach Aidena
Miała swoją teorię, która zdecydowanie by nie przypadła mu do gustu. Polegała na tym, że głównie nieszczęśliwi ludzie mogą zostać dobrymi artystami. Najlepsze dzieła wykuwały się na padole łez, więc wypadałoby Flannowi pogratulować tej melancholii. Tyle, że właśnie, czym innym była rozpacz, wściekłość albo cała paleta gwałtownych uczuć, a czym innym ta obrzydliwa obojętność, którą odczytywała w spojrzeniu malarza. To znaczyło, że w grę weszła rezygnacja, a to nie wróżyło dobrze ani jego karierze, ani tym bardziej małżeństwu.
Nie, żeby Julia Crane kiedykolwiek była fanką tego związku, ale niektórzy ludzie potrzebowali czegoś tak stałego.
A przynajmniej potrzebowali ładnej ramki, żeby rodzina się nie czepiała. Uśmiechnęła się więc z politowaniem na pytanie czy jego nieszczęście było aż tak widoczne. Owszem, aż raził jego brak entuzjazmu.
- Widać, mój przyjacielu. Jesteś jak jedna z tych ogromnych chmur gradowych, które ostatnio zalęgły się nad Australią i wywołują wichury, deszcze i całą resztę - parsknęła i wzruszyła ramionami. - Sam się w taką wżeniłeś. Myślę, że to pewnie dlatego, że powielałeś wzorce z domu rodzinnego, ale zaraz mi powiesz, że nie potrzebujesz psychoanalizy ode mnie - wywróciła oczami. Nie mogła mu nie przygadać, zwłaszcza że okazja była zacna.
Poza tym hej(!), zasłużył za to, że ciągle psuł jej fryzurę nie mogąc nacieszyć się jej obecnością. Nie pamiętała, kiedy facet reagował tak na nią, zwłaszcza taki, który nigdy nie dobrał się jej do majtek. Musiała stwierdzić, że to ożywcze, nawet jeśli po tym pierwszym spotkaniu okaże się, że musi ratować tego delikwenta przed załamaniem. Wprawdzie pierwsze, nowatorskie metody już wdrożyła częstując go trawką, ale podejrzewała, że zajmie to znacznie więcej czasu i zachodu.
Jak na razie skutki terapii uznała za zadowalające, gdy wreszcie zaśmiał się i postanowił wytłumaczyć jej teorię swoich obrazów, które wyglądały jak jakiś sen chorobliwie bogatego człowieka. Nikt inny przecież nie wieszał sobie kresek nad łóżkiem udając, że wie o co w tym chodzi.
- Wszyscy ludzie, którzy potrzebują ograniczników, linii czy drogowskazów są cholernie nudni, wiesz? - zaciągnęła się głęboko nie spuszczając z niego wzroku. Może to ich różniło. Julia nigdy nie bała się przekraczać pewnych granic, nawet jeśli budziło to skandal i potępienie. Flann jak dotąd był całkiem dobrym mężem z nazwy i pozorów. Teraz zaś wszystko waliło się na łeb i na szyję i mogła rzec, że było to całkiem urocze. W końcu ta dziewczyna musiała być kimś, skoro z taką łatwością postanowił złamać dla niej wszystkie swoje zasady.
- W takim razie nie mogę się doczekać, gdy ją poznam - odpowiedziała więc ciepło, nie jej wina, że teraz już była śmiertelnie ciekawa tej westalki Rohrbacha. To zainteresowanie nie przeszkadzało jej jednak w lekkim flircie, który zawsze unosił się nad nimi. To zabawne, że nigdy nie przesunęli tej granicy dalej, a teraz już na dobre stracili na to szansę. Wydawało się, że jest na tyle przekorna, że zacznie go teraz uwodzić, ale wyjątkowo nie chciała dokładać mu takiego problemu na głowę. W końcu wydawał się tym wszystkim niezdrowo wręcz przytłoczony.
Zaśmiała się tylko.
- Wiesz, to było za czasów, gdy myślałam, że mogę cię zachęcać do rozpusty. Teraz obiecuję, że będę zachowywać się wobec ciebie jak rodzona siostra, zobaczysz - uniosła dłoń, by złożyć przysięgę, ale nie zaczęła żadnej, bo zaniosła się śmiechem przytulając do jego ramienia. - Okopcimy twój cenny obrazek i powiemy, że to było zamierzone - wyjaśniła mu powód swojego rozbawienia, choć po prawdzie trzeba było przyznać, że ten znajdował się głównie w tym, co tak namiętnie paliła.
Dobrze było wrócić do domu, skoro dom był Flannem.

k o n i e c
Flann Rohrbach
ODPOWIEDZ
cron