barman w cherry road — w wolnych chwilach pisze książkę
24 yo — 182 cm
Awatar użytkownika
about
Morze mnie gniewne rzuciło na skały, na to mi tylko zostawiając duszę, bym lepiej śmierci bliskiej czuł katusze.
z sypialni, kontynuacja

Czuł, że jeszcze chwila, a nie będzie w stanie złapać oddechu. Niosąc na sobie spojrzenia całego pokoju, wyszedł z przekonaniem, że już nigdy więcej. Że sam fakt uczestnictwa w tego typu imprezie jest wystarczający; sprzedawanie prochów miało być w końcu jego priorytetem. I nie wiedział, która z towarzyszących myśli ugadza go najmocniej. Podejrzenie, że Percy jednak nie chce wmuszać w siebie przyjaźni? Krytyczne i obraźliwe spojrzenia posyłane mu przez innych? Myśli o Orfeuszu i o sekrecie, który łączyć miał ich przez całe życie? Wszelkie obawy związane z prochami? Nie pomagał mu nawet alkohol; przedzierając się przez zatłoczony korytarz, dotarł wreszcie do jednego pustego pokoju, będącego w tejże chwili błogosławieństwem. Bo osoby takie, jak Pericles Campbell nigdy się nie zmienią. Wciąż powtarzał sobie, że nie pasuje. Że zawsze przebiegać będzie to w ten sposób; chwila gry aktorskiej i wreszcie uzmysłowienie sobie, że to i tak nie ma sensu. Odpisując Ness na kilka wiadomości, sięgnął do kieszeni po rozcięty blister i wydobył z niego jedną tabletkę. Spodziewał się, że te wszystkie pieprzone emocje mogą znów wywołać katapleksję, a tego przecież uniknąć musiał za wszelką cenę; nie przez wzgląd na swoje zdrowie, a fakt, że znów stałby się pośmiewiskiem. Choć z drugiej strony, czy już nim nie był? Bez przerwy? Oparty o okno drgnął gwałtownie, gdy dotarło do niego, że ktoś wkracza do opustoszałego pokoju.
Cześć — wydusił z siebie z uśmiechem, przypatrując się Percy’emu ze zdziwieniem. Sekundę temu był jeszcze pewien, że nie uda się im dzisiaj wcale porozmawiać, co naturalnie byłoby jego winą. — Zepsułem ci zabawę? Przepraszam, Percy, ja nie do końca potrafię w takie rzeczy grać — wyjawił ze skruchą, przekonany, że pojawienie się tutaj chłopaka nieść będzie ze sobą wyłącznie pretensje. Ale mimo to się uśmiechał. Trochę mniej wesoło niż tam, w sporych rozmiarów sypialni, ale starał się wmusić w siebie dobry nastrój. — Nie wiem kogo chciałem oszukać organizując tę imprezę. Lisa w sumie też wcale nie chciała — zaśmiał się, mając nadzieję, że rozprawianie o sprawach błahych go uratuje. Bo tak przecież powinno być — odnalezienie się w dowolnym temacie miało zespolić tę ich przyjaźń. Nawet jeśli bardziej kusiło go powrócenie do ich ostatniego spotkania; skoro jednak było Halloween, zdecydowanie nie powinni poruszać tych wszystkich trudnych spraw.

percy matthews
pięściarz/instruktor karate dla dzieci — Dom Kultury
23 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
Nielegalnie obija mordki różnym ludziom, żeby dostać szybką kasę i zapłacić rachunki, bo emerytura dziadka nie wystarcza. Uczy też dzieciaczki karate. I ma maks przyjazną mordkę, więc zna praktycznie każdego w tej dziurze.
25

Uporawszy się ze zgrabnym wyjściem z przestronnej sypialni, Percy próbując nie zgubić Campbella i zderzając się przypadkowo barkiem z paroma osobami, podążył wzdłuż korytarza wypełnionego mniej lub bardziej pijanymi ludźmi. Z ulgą jednak musiał stwierdzić, że kostium Perry’ego jest na tyle charakterystyczny, że nie sposób go stracić z oczy. Właściwie to dla niego się pojawił na owej imprezie hallowenowej – cóż, pojawił się na tym wydarzeniu, bo po pierwsze chciał wyciągnąć Jake’a ze strefy komfortu (i widocznie bardzo mu się to udało z pomocą pewnej blondynki), a po drugie… jakaś cząstka Percy’ego liczyła na kontakt z Periclesem. Niemniej, nie spodziewał się, że ów wieczór potoczy się w ten sposób, iż ostatecznie skończy wyjściem za nim, by sprawdzić czy wszystko w porządku. Prędzej spodziewałby się, że Perry znajdzie sobie o wiele ciekawsze zajęcie niż zamienienie z nim chociażby parę słów. Zawahał się jednak przed wejściem do pomieszczenia, w którym zniknął jego były chłopak. Chciał chyba dać mu trochę przestrzeni i tym samym odczekał chwilę, zanim rzeczywiście wkroczył do pokoju.
Niczego mi nie zepsułeś — oznajmił stanowczo, przewróciwszy oczyma. — I wydawało mi się, że całkiem nieźle sobie radzisz — rzucił zaczepnie, trochę się z nim jednak drocząc, pomny tej ostatniej miny, jaką były chłopak mu rzucił w ramach pytania, zanim jeszcze ulotnił się z sypialni. Nic nie mógł poradzić na to, że naprawdę chciał u niego wywołać szczery uśmiech – nie ten, którym Perry próbował teraz przed nim coś zamaskować, a ten, który pamiętał z ich lepszego czasu.
Roześmiał się perliście i potrząsnął głową na stwierdzenie, które tak beztrosko padło. — Skoro nie chcieliście organizować imprezy, to czemu się finalnie tutaj wszyscy znaleźliśmy? — zapytał ze szczerym rozbawieniem, podejmując ten lekki ton wypowiedzi, który też usłyszał u chłopaka. Nawet jeśli podświadomie czuł, iż Perry tylko przed nim gra, tak wspaniałomyślnie postanowił jeszcze przez chwilę mu na to pozwolić. — Tylko nie mów, że przygotowaliście na sam koniec imprezy jakieś chore rozgrywki rodem ze slashera — rzucił jeszcze, przekrzywiając głowę i przyglądając mu się uważnie. Chciał go przede wszystkim choć trochę rozbawić, bo chyba to w ostatnim czasie wychodziło mu najlepiej w relacji z Periclesem – wywoływanie choć śladu uśmiechu i narzekanie na swoje problemy. A na to drugie zdecydowanie nie miał teraz ochoty. Westchnął cicho, poważniejąc i ponownie zawieszając na nim czujne spojrzenie. — Dobrze się czujesz? Co tam się wydarzyło? — spytał wreszcie zaniepokojony owym stanem rzeczy.
pericles campbell
barman w cherry road — w wolnych chwilach pisze książkę
24 yo — 182 cm
Awatar użytkownika
about
Morze mnie gniewne rzuciło na skały, na to mi tylko zostawiając duszę, bym lepiej śmierci bliskiej czuł katusze.
Nie chciał wywoływać zamieszania. Nie chciał zwracać na siebie uwagi w choćby minimalny sposób; podejrzenia o rozmowach, które paść mogą za jego plecami napawały go przerażeniem. A mimo to musiał wydostać się z tamtego pomieszczenia, w sposób bezczelny porzucając biedną Lis. Zostawiając byłego chłopaka z idiotycznym pytaniem. Pozwalając na to, by gra została na moment przerwana, choć tak bardzo pragnął zniknąć niezauważony.
Chcieliśmy sobie coś z Lisą udowodnić — odparł z zawstydzeniem, wzruszając ramionami. Oboje zawsze mieli problem z podobnymi wydarzeniami — nieśmiałość nakazywała im przesiadywać w domu, trzymając się z dala od jakichkolwiek imprez. — No a skoro jej facet zgodził się udostępnić nam swój dom, to… Wiesz, nie wiem, chyba myślałem, że tym razem będzie inaczej. Że może w końcu mi się spodoba — westchnąwszy oparł się o parapet, odnajdując ukojenie w nocnych powiewach morskiej bryzy. Nie widział sensu, by cokolwiek przed Percym w tej kwestii ukrywać — doskonale wiedział, że Perry zawsze miewał problemy z socjalizacją i… ludźmi, tak ogólnie. Miewał lepsze momenty, jasne, ale ostatnio wszystko nasilało się ze znaczną przesadą. — Ale przez moment dobrze się bawiłem. Pewnie dzięki temu, że tam byłeś — przyznał z uśmiechem, choć nie miał odwagi, by na niego spojrzeć. Te wszystkie wyzwania i odpowiedzi, na które musieli odpowiadać nie były co prawda dobre dla tej ich… przyjaźni, to znaczy — okazywały się cięższe, niż mógłby się spodziewać — ale z całą pewnością niósłby w sobie dużo mniej odwagi, gdyby nie odnalazł tam Matthewsa. Bo ofiarowywał mu poczucie bezpieczeństwa, bez względu na to, gdzie i dlaczego się znajdowali. Udało się mu nawet zaśmiać i może nawet przez moment czuł się d o b r z e, może zapomniał o tym wszystkim, co dręczyło jego duszę. I może dałby się temu porwać i odnalazłby w sobie spokój, ale kolejne pytanie przyniosło z sobą ból. Bo nie chciał go okłamywać, ale nie mógł też wyjawić mu prawdy. Cóż, nie całej. — Te pytania zaczęły być… Wiesz, jak dotyczyły tylko związków, seksu i w ogóle to były w sumie takie… w głupi sposób niewinne. No i wiem, że tam wcale nie trzeba mówić całej prawdy i tylko prawdy, ale… — przegryzł dolną wargę i wlepił spojrzenie w podłogę, mając wrażenie, że Percy będzie kolejną osobą, którą straci. Tak definitywnie. Bo trzymanie się Campbella nie mogło przynieść niczego dobrego. — Nie podobały mi się te, w których pojawiał się temat więzienia, policji, morderstwa i w ogóle — gdzieś w nich zanikała dobra zabawa. Były mu nazbyt bliskie, by mógł ich wysłuchiwać z udawanym spokojem. — Wiesz, dlatego że mój stary siedzi w pudle i dlatego że ja… No cóż, pewnie sam tam w końcu trafię — zaśmiał się smutno, bo ostatnio nie widział dla siebie jakiejkolwiek innej przyszłości. Wszystko nazbyt mocno się zjebało i po prostu wiedział, że przyjdzie mu słono zapłacić za swe wszystkie śmiałe decyzje.

percy matthews
pięściarz/instruktor karate dla dzieci — Dom Kultury
23 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
Nielegalnie obija mordki różnym ludziom, żeby dostać szybką kasę i zapłacić rachunki, bo emerytura dziadka nie wystarcza. Uczy też dzieciaczki karate. I ma maks przyjazną mordkę, więc zna praktycznie każdego w tej dziurze.
To prawda, że gra została na moment przerwana, ale Percy odniósł wrażenie, że to bardziej jego niezwłoczne i wymowne wyjście za Periclesem było powodem do poruszenia w towarzystwie, aniżeli samo wyjście Perry’ego. Choć przecież żaden z nich tego nie chciał. Ale Percy musiał sprawdzić, jak czuje się Campbell. Wmawiał sobie, że tylko sprawdzi czy wszystko w porządku i wróci do gry. Bo przecież miał jeszcze obowiązek odprowadzić pijanego Jake’a do domu.
Natomiast uśmiechnął się lekko, gdy tylko usłyszał, że oboje z Lis chcieli coś sobie udowodnić. I musiał po cichu przyznać, że chyba niezbyt go to obwieszczenie zdziwiło. Westchnął, ale była w tym nuta zrozumienia i podszedł tylko bliżej, też opierając się o parapet i lekko szturchając Perry’ego łokciem. Delikatnie, jakby martwił się, że może go uszkodzić w jakikolwiek sposób, co chyba było jednak dość absurdalne. Odwzajemnił jego uśmiech, jednocześnie próbując zapanować nad rozlewającym się w sercu cieple na te słowa. Miło było wiedzieć, że wciąż jego obecność była w jakiś sposób kojąca. Już nawet zapomniał, że początkowo obecność Perry’ego, podczas gry w butelkę, była dla niego lekko stresująca. O dziwo, ale w sytuacji znacznie intymniej, gdzie byli tylko we dwoje i nikt nie obserwował każdego ich ruchu, Percy czuł się bardziej komfortowo. — Ale przyznasz, że przez moment było nawet zabawnie — stwierdził z rozbawieniem i wzruszeniem ramion, bo wparowanie do pomieszczenia swojego najlepszego przyjaciela będzie zapewne jeszcze długo mu wypominał.
Wysłuchał chłopaka uważnie i nagle skrzywił się z zakłopotaniem, uzmysławiając sobie, że sam przyczynił się do zepsucia nastroju Perry’ego. Autentycznie poczuł się winny. Sam przecież zadał to wówczas niewinne pytanie o to czy osoba, na którą padło była kiedyś aresztowana. Nie miał niczego złego na myśli – prawdę powiedziawszy w owym momencie myślał po prostu o zgarnięciu kogoś za picie w miejscu publicznym albo coś takiego. Co prawda butelka wówczas wskazała na Lisbeth, ale mimo wszystko to pytanie mogło być mocnym triggerem dla Campbella, a tego Percy wówczas nie przewidział. — Jezu, Perry… Straszny ze mnie idiota. Przepraszam cię. Nie pomyślałem — powiedział ze szczerą skruchą i położył dłoń na ramieniu byłego chłopaka. Co prawda jego pytanie nie było jeszcze takie najgorsze w obliczu tego, co padło z ust Vanessy, ale i tak w tym momencie czuł się winny i zażenowany. — Hej — zaprotestował ostro. — Nie trafisz. Dlaczego tak mówisz? — pomasował jego ramię, to, na którym do tej pory spoczywała jego dłoń i nagle zamarł. Bo nagle chyba do niego dotarły w pełni słowa Periclesa. — Dlaczego tak mówisz? — powtórzył raz jeszcze tym razem z dużą dozą podejrzliwości i zmarszczeniem czoła.
pericles campbell
barman w cherry road — w wolnych chwilach pisze książkę
24 yo — 182 cm
Awatar użytkownika
about
Morze mnie gniewne rzuciło na skały, na to mi tylko zostawiając duszę, bym lepiej śmierci bliskiej czuł katusze.
Widniejący na jego ustach niepewny uśmiech pogłębił się wraz z zaczepnym dotykiem; czasem wystarczało tak niewiele, by wyrywał się z sideł marazmu. Przemierzywszy każdy zakamarek tego domu, uczepiwszy się każdej możliwej rozmowy, która rozrywała go na strzępy, pragnął spędzić w tym pokoju resztę wieczoru. Wiedział, że jest to niemożliwe; wiedział także, że gdy tylko wróci do swoich gości, na nowo uderzą w niego te wszystkie złe emocje, ale póki mógł, czepiał się tych kilku minut, podczas których jego serce wygrywało wyłącznie łagodną melodię. — Oficjalnie nienawidzę tej imprezy, ale skoro jesteśmy tu sami… faktycznie było zabawnie — zaśmiał się, odnajdując w sobie jakiś cień wdzięczności za to wszystko. Za odwagę, dzięki której wciąż tutaj był, choć tego typu wydarzenia ani trochę do niego nie pasowały. — Nie przepraszaj — odparł z przejęciem, wbijając w niego spojrzenie. Nie chciał, by czuł się jakkolwiek odpowiedzialny za jego kiepski nastrój; nie miał żalu o pytanie, które zadał. — Po prostu powinienem przewidzieć, że ten temat się tam pojawi, nie? To też mogło być zabawne — wzruszywszy lekko ramionami, odwrócił wzrok na bok. Zahaczając najpierw o jego dłoń, która za chwilę miała zostać cofnięta z powodu p o g a r d y, począł sobie powtarzać, że na to wszystko zasługuje. Za swoją bezmyślność. Za próbę wyrwania się z ciemności tego świata, do której wrzucony został już jako dziecko. — Bo znowu sprzedaję, Percy — ponownie wzruszył ramionami. — Chciałem, żeby to była jednorazowa akcja, ale ciągle wciskali mi coś nowego i… za każdym razem dzieje się coś, przez co nie mogę tego rzucić — postępował bezmyślnie opowiadając mu o tym wszystkim. Bezmyślnie ukazując się w roli ofiary, bo nie zasługiwał ani na zrozumienie, ani współczucie. Uśmiechnął się więc krzywo i tym razem powędrował spojrzeniem na sufit. — Wpakowałem się też w inne pojebane sprawy — westchnął. W zasadzie jęknął zduszonym głosem, myśląc o tym, jak bardzo jest głupi. Naiwny. — Zastanawiam się, czy mógłbym po prostu uciec. Rzucić to wszystko z dnia na dzień. W lutym wypływa statek do Nowego Jorku i szukają załogi — wątpił, że by tutaj wrócił; przepadłby raz na zawsze w nieznanym sobie świecie. I obecnie wizja ta była jego jedynym pocieszeniem, choć nie miał wciąż odwagi, by marzyć o tym realnie.

percy matthews
pięściarz/instruktor karate dla dzieci — Dom Kultury
23 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
Nielegalnie obija mordki różnym ludziom, żeby dostać szybką kasę i zapłacić rachunki, bo emerytura dziadka nie wystarcza. Uczy też dzieciaczki karate. I ma maks przyjazną mordkę, więc zna praktycznie każdego w tej dziurze.
Percy niezwłocznie mu wtórował, jednocześnie zadowolony trochę z siebie, iż zdołał – chyba – wywołać ten śmiech. Intensywnie mu się przy tym przyglądał, nie chcąc by kiedykolwiek uśmiech Perry’ego zgasł ponownie, bo jedyne, czego pragnął dla byłego chłopaka to tego, by wyzbył się on wszelkich trosk i zmartwień. Bardzo to brzmiało banalnie i Percy był tego w pełni świadomy, ale nie mógł zaprzeczyć, że właśnie tego chciał.
Mogło być zabawne, fakt, ale ja… powinien wiedzieć lepiej — wymamrotał skruszony Matthews, odwróciwszy wzrok na krótką chwilę, ale po chwili uzmysłowił sobie, że Perry również na niego nie patrzy, więc posłał mu przeciągłe spojrzenie, obserwując reakcje na jego twarzy. Naprawdę powinien zastanowić się czasem nad doborem słów w gronie najbliższych.
Wzdrygnął się na wieść tej jednej informacji, której za nic w świecie usłyszeć nie chciał, a następnie całe jego ciało spięło się w obronnej reakcji, jak gdyby chciał wyprzeć ową wiadomość. Poczuł ścisk w żołądku i przez moment wpatrywał się w chłopaka w milczeniu i tylko mrugał. Pozwolił Perry’emu mówić i nie wtrącał się ani razu, próbując nie zaciskać szczęk zbyt mocno. A jednocześnie nie cierpiał tego, że na chwilę odwrócił wzrok i Perry ponownie wrócił do tej jednej rzeczy, której Percy z całego serca nienawidził. Prawdopodobnie jego były chłopak miał całkiem podobne odczucia względem walk, w których Percy uczestniczył – ale mimo wszystko uparty Percy Matthews zawsze uważał, że walki są bezpieczniejsze niż to, w co pakował się Perry.
Nie możesz uciec — powiedział nagle z lekkim przerażeniem, budząc się z tego dziwnego transu milczenia, w jakim jeszcze przed momentem tkwił. Poruszył się niespokojnie, nie mogąc wyzbyć się uczucia niepokoju, jakie go natychmiast ogarnęło. Bo tak naprawdę Percy mimowolnie miał na myśli nie możesz mnie zostawić. — Dlaczego nic nie powiedziałeś? Przecież jeśli potrzebowałeś kasy to mógłbym ci jakoś pomóc, mógłbym… — Urwał, bo niemal oczywiste było to, że Percy mógłby złapać parę dodatkowych walk i pożyczyć Perry’emu tyle, ile akurat potrzebował. Pożyczyć lub po prostu dać. Zdecydowanie bardziej wolał narażać swoje życie i zdrowie, aniżeli martwić się o to, że w końcu któregoś dnia ktoś przetrąci Campbellowi kark w wyniku zemsty, długu czy czegokolwiek innego, o czym nawet nie chciał myśleć. — W jakie jeszcze inne pojebane sprawy się wpakowałeś? — zapytał poważnym tonem, poniekąd z naciskiem i miał nadzieję, że Perry będzie z nim szczery.
pericles campbell
barman w cherry road — w wolnych chwilach pisze książkę
24 yo — 182 cm
Awatar użytkownika
about
Morze mnie gniewne rzuciło na skały, na to mi tylko zostawiając duszę, bym lepiej śmierci bliskiej czuł katusze.
Wydawało mu się, że mogliby przeżyć całe życie w ten właśnie sposób; nieustannie się przepraszając. Za wszystko i za nic, za każdą drobnostkę i sprawy w znaczny sposób ich przewyższające. Może i mogliby być przy tym szczęśliwi, może mogliby udowodnić światu, że coś takiego, jak szkolna miłość jest w stanie przetrwać wszystko, ale Pericles był nazbyt świadom kruchości swego charakteru. Teraz nawet, widząc skruchę w zachowaniu Matthewsa, poczuł do siebie ogromny żal; niepotrzebnie mu o tym wszystkim mówił. Czy więc mógł być jego przyjacielem? Czy mógł sobie pozwolić na tak wielki przywilej? Uznał nagle, że nie. Nie, bo wciąż będzie ciągnąć go za sobą do krainy nieszczęścia, z której chciał Percy’ego przecież za wszelką cenę wydostać.
Nie chciałem mówić nikomu. Nie wiem nawet dlaczego pozwoliłem sobie na to teraz — mruknął, poruszony tym wszystkim, co działo się przed chwilą. Tą ciszą, jaka na moment ogarnęła cały pokój, a może i wszechświat. Tym napinającym się ciałem Matthewsa, żałującym pewnie tego, że dociekał. Że pytał. — Nie chcę pożyczać kasy. To mój dług i to ja go muszę spłacić — dodał stanowczym głosem. Tego uporu nauczył się chyba od niego, kiedy w przeszłości role się odwracały i to Pericles wściekał się na chłopaka za czynny udział w niebezpiecznych walkach. Czyż nie obaj byli po prostu popieprzeni? Z tym swoim uporem i pewnością, że samodzielnie muszą o siebie dbać? Uzależnieni od spraw, które stale składały śmiertelne pocałunki na ich ciele? — To nie są rzeczy… to jest tylko… im mniej osób wie, tym lepiej, ja po prostu… — czy mógł mu powiedzieć? Nie chodziło przecież o to, że mu nie ufa. I też wcale nie o to, że musiałby w pewien sposób zdradzić Orpheusa, który przecież i tak ujawnił mu już swoje prawdziwe zamiary. Nie chciał po prostu, by Percy znalazł się w niebezpieczeństwie. — Znalazłem jakiś adres w rzeczach wujka i wysłałem tam list. Wydaje mi się, że przez to ściągnąłem na siebie uwagę pojebanych ludzi, ale chciałem tylko sprawdzić… To głupie, wiem, ale wydaje mi się, że on żyje. I że mnie tu po prostu zostawił — jeśli nie mógł podarować mu całej prawdy, mógł wyrzucić z siebie choć część balastu. A to już przecież wiele. — Czasem żałuję, że nie chciałem, żebyś nauczył mnie jak się bić — zaśmiał się, choć w dość smutny sposób.

percy matthews
pięściarz/instruktor karate dla dzieci — Dom Kultury
23 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
Nielegalnie obija mordki różnym ludziom, żeby dostać szybką kasę i zapłacić rachunki, bo emerytura dziadka nie wystarcza. Uczy też dzieciaczki karate. I ma maks przyjazną mordkę, więc zna praktycznie każdego w tej dziurze.
Ups, prawie miesiąc, przepraszam! </3

Percy w odpowiedzi tylko prychnął, nie mogąc powstrzymać tak naturalnej dla niego reakcji. — Tylko, że ja nie jestem nikim — oznajmił stanowczo i przewróciwszy oczyma, zacisnął mocno dłonie na parapecie, o który się opierał, aż pobielały mu kłykcie. — Sam jakiś czas temu mówiłeś, że chcesz, żebyśmy mogli o wszystkim rozmawiać, prawda? I nadal się przyjaźnić — wytknął mu beznamiętnie, bo jakimś cudem udało mu się sprawić, by w jego głosie nie było słychać ani nuty pretensji. — No chyba, że to tyczy się tylko tych kwestii, które ja powinien mówić tobie, ale w drugą stronę to nie działa? — spytał ironicznie i zmierzył go wymownym spojrzeniem. Mimo wszystko uśmiechnął się do niego smutno. — Możesz po prostu… porozmawiać ze mną o tym? — zaryzykował tym pytaniem już znacznie łagodniejszym tonem, ale stwierdził, że w najgorszym możliwym scenariuszu Perry po prostu zamknie się w sobie i niczego z niego nie wyciągnie. A w najlepszym… szczerze mu powie co się dzieje. Zresztą Percy chyba zawsze miał takie podejście – on wolał rozmawiać; otwarcie i o wszystkim; o wszystkich żalach i kumulujących się w środkach emocjach. W taki sposób radził się z problemami – gadaniem. A przynajmniej tak było kiedyś, bo ostatnio nieco się w tych swoich uczuciach zagubił. Może problem faktycznie leżał w tym, że obaj byli zbyt uparci, by przyznać w porę, że potrzebują pomocy.
Przyglądał się chłopakowi z wyczekiwaniem, próbując spojrzeniem odczytać z jego twarzy, to, co go męczyło. Ale nie potrafił niczego z niego wyczytać. Poruszył się jednak niespokojnie, gdy tylko usłyszał o liście, a na jego twarzy pojawił się przebłysk paniki. Jego dłoń spoczywająca na parapecie przez przypadek musnęła rękę Periclesa. — To dość… — Chciał powiedzieć, że to było dość nieostrożne zagranie, ale prawdę powiedziawszy, gdyby ktoś powiedział mu, że istnieje cień szansy na to, że jego rodzice wcale nie zginęli w wypadku samochodowym, a ciała, które pochował to tak naprawdę inne osoby, to podążyłby za tą wiadomością ślepo i naiwnie, licząc, że jego rozdanie kart w tym życiu nagle się odmieni. Dlatego nie powinien chyba oceniać czynów Perry’ego. Przełknął więc owe rozgoryczenie i zadał mu pytanie, które jako pierwsze nasunęło mu się na myśl: — Co napisałeś w tym liście? I czego takiego ONI chcą od ciebie? — Jeszcze pół godziny temu naprawdę nie sądził, że będzie prowadził tego typu poważne rozmowy na imprezie halloweenowej, a jednak stał tu teraz i wpatrywał się w swojego byłego chłopaka troskliwie. — Och, przestań — rzucił tylko z westchnieniem i na moment odwrócił spojrzenie. — Jak bardzo wizja mnie i ciebie siłujących się na macie jest kusząca, tak bardzo oboje wiemy, że nie przyniosłoby to niczego dobrego ani teraz, ani wtedy. — Mimo wszystko kontynuował też żart, choć nawet jemu wydawał się on kiepski.
pericles campbell
barman w cherry road — w wolnych chwilach pisze książkę
24 yo — 182 cm
Awatar użytkownika
about
Morze mnie gniewne rzuciło na skały, na to mi tylko zostawiając duszę, bym lepiej śmierci bliskiej czuł katusze.
Och, oczywiście, że nie był nikim.
I chyba właśnie to stanowiło problem.
Bo może jednak zdradzanie swych problemów komuś, kto nie zaznaczył swe obecności w jego sercu byłoby łatwiejsze i wzbogacone o jakiś rozsądek; bo przecież ponoć komuś obcemu, nieistotnemu, łatwiej jest wyjawić kruchość tego ciemnego, mrocznego świata. Dlaczego? Może z powodu pewności, że — w tym przypadku — Percy stanąłby na głowie, by mu pomóc. I cierpiałby po drodze, i narażał swe życie, i krztusiłby się czyimś nieszczęściem, a Perciles nie potrafiłby tak po prostu na to patrzeć. I mówić, że dziękuje mu za wszystko, choć przecież mówiłby to nieszczerze; nauczony był już tego, by nie obdarzać własnych losów jakąkolwiek wartością, co oznaczało, że jakiekolwiek czynione dla niego poświęcenia byłyby skrajną głupotą.
Poza tym, chyba rok temu było z nim lepiej. Zdawał się wówczas zdrowszy; śmielej odpowiadał mu o wszystkim i starał się wierzyć, że jakoś uda się mu uciec z ucisku podłego losu. Teraz jednak, słysząc te jego zapewnienia, wyzbyte pretensji (no dalej, śmiało, powiedz mu) czuł, jak kruszy się mu serce. Bo chciał, naprawdę, chciał wyrzucić z siebie to wszystko, co zdawało się mu jakąś paskudną chorobą — nie chodziło już o narkolepsję — ale nie był w stanie. Istniejące w nim bariery (skąd się wzięły?) trzymały go kurczowo w miejscu.
Nie mów mu niczego.
Ale chyba dlatego, że nie chciał przy nim płakać.
Nic ważnego — wymamrotał w ślad za pytaniem, którego nadejścia się spodziewał. I wyjątkowo nie skłamał. — Napisałem, że szukam jakichś informacji o nim i byłbym wdzięczny za pomoc — czasem jednak takie nic oznacza wstęp do kłopotów; zadbano przecież o to, by wujek jego uznany został za martwego. Jeśli więc ktoś (on sam?) dowiedział się, że ktoś wciąż go poszukuje, miał prawo się zdenerwować; niewinność tych prostych poszukiwań mogła przecież skomplikować misternie uknute plany. Wzruszył więc ramionami; było to jedynym gestem, jaki mógł nadać czynić. — Był zamieszany w sprawy, o których mi nie mówił. Ale chodzi o prochy i duże pieniądze, więc dla niektórych… No wiesz, myślę że łatwo jest założyć, że ja też w tym siedzę — mimo że do tej pory był tylko pachołkiem. No ale oglądał filmy i wiedział, jak jest — jeśli nie wykończy go narkolepsja, zrobią to jacyś pojebani, żądni władzy ludzie. Czymkolwiek ów władza mogła być.
Więc właśnie dlatego żałował, że nie potrafi bić się tak, jak Percy.
I że żartowali z tego nawet teraz, w obliczu nadciągających problemów.
Ale mimo wszystko Perry zaśmiał się. I próbował zmniejszyć wagę całej tej sprawy, składając chłopakowi chyba prawdziwe obietnice co do szczerości, którą zamierzał mu ofiarować.
Gdyby jednak wiedział, że jest to jedno z ostatnich ich spotkań, że już wkrótce Percy wyjedzie i przestanie być częścią jego życia, postarałby się b a r d z i e j.


koniec :papa:
percy matthews
ODPOWIEDZ