uczennica — szkoła
16 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
But I’m only human And I bleed when I fall down
I’m only human And I crash and I break down
-1-

Jeremy Paxton

Od momentu, gdy postanowiła, że spotka się z mężczyzną, który ma być jej ojcem, układała w swojej głowie, wielokrotnie to jak powinna potoczyć się ich rozmowa. Wiadomo, że pełna nadziei, nierealnych oczekiwań i pragnienia, doprowadzała te rozmowy do tego tak zwanego „happy endu”. Teraz jednak gdy stała przed drzwiami, a gdzieś z zamkniętego wnętrza dobiegał głos kroczącego mężczyzny, zaczynały odzywać się pewne wątpliwości. Niestety na ucieczkę było już zbyt późno, kuśtykając na kulach i tak daleko by nie uciekła, więc lepiej porzucić ten idiotyczny pomysł i przygotować się mentalnie, na to, co zaraz się wydarzy. Miała przecież przygotowane pytania, prowadziła ową rozmowę wiele razy; wystarczy wyrzucić to wszystko, co tak głęboko w sobie skrywała i tyle, proste… Tylko dlaczego w głowie Esi zrobiło się takie małe puff, jakby ktoś wcisnął przycisk resetu, a wszystko, co przygotowała dla niego, nagle gdzieś zniknęło. Tak jakby ktoś wykasował wszystkie opcje dialogowe w grze, w którą właśnie usilnie stara się grać.
Gdy tylko usłyszała otwieranie się drzwi, została wytrącona z tego dziwnie panicznego letargu, przełykając jednie ślinę, starając się jeszcze mocniej ścisnąć listy, które wcześniej przygotowała, a cały czas trzymała w swojej łapce, druga zaś starała się chyba połamać kulę, o którą opierała się dziewczyna.
Od momentu pojawienia się mężczyzny w drzwiach, minęła może sekunda, dla niej była to jednak wieczność, w której usilnie starała się wyszukać odpowiednich słów, by się przywitać, w ostateczności niechcący otworzyła usta, a z nich wydobyła się jedynie samogłoska „a”. Obudziła się jednak ponownie chwilę, starając się ukryć, panikę w próbie wykrzesania nieudolnego uśmiechu
- dzień dobry? Przepraszam, czy pan Paxton?
Sama nie wie, dlaczego założyła, że osoba stojąca przed nią to akurat ta, której ona poszukuje. Przecież mógł tu mieszkać jeszcze ktoś, więc po co ta panika? Jednak coś w jej serduszku, mówiło jej, że właśnie tu i teraz, stoi przed kimś, kogo może mianować swoim ojcem.
- Esi, znaczy, nazywam się Esi, zna pan moją mamę, chociaż „zna” w tym wypadku to zbyt mocne słowa. Czy możemy porozmawiać ...?
Nie podała nazwiska, wszak nie wiedziała jeszcze, czy to na 100% on był jej ojcem. Bała się również trochę tego, że gdy dowie się, kim ona jest, to zatrzaśnie jej drzwi przed nosem. Oczywiście nadal może to zrobić, ale ryzyko jest mniejsze. Biła się nawet przez moment z myślami, czy powinna powiedzieć mu wprost, że jest jej ojcem, tak przy drzwiach, jednak wymawianie tego słowa do tego mężczyzny, było dla niej jednak zbyt trudne, a przynajmniej w obecnym momencie. To chyba jednak nawet dobrze, gdyż mogło się okazać, że on również nie będzie na to przygotowany, bo kto by był...
- nie zajmę panu dużo czasu; myślę jednak, że może pana to zainteresować i to nawet bardzo, przynajmniej tak sądzę, tak też sądziła mama..
By zademonstrować mu, o co jej chodzi, uniosłam rękę, w której mieściły się listy prosto przed niego. Na mojej twarzy nadal malował się udawany uśmiech, który nadal skrywał mały cień niepewności, czy nawet strachu.
powitalny kokos
esek
brak multikont
gość od brudnej roboty — u handlarza z bronią
35 yo — 183 cm
Awatar użytkownika
about
Po latach poszukiwań mordercy młodszej siostry wraca do Lorne Bay. Oficjalnie łowi ryby na kutrze, woląc nie mówić głośno o tym, czym się naprawdę zajmuje. Po godzinach włazi ubłoconymi buciorami w życie Makayli (dosłownie).
Jeremy w najśmielszych snach nie przypuszczałby, że przeszłość odegra się na nim w taki sposób, w najmniej oczekiwanym przez niego momencie. Od jego ostatniej rozmowy z byłą dziewczyną minęły lata, w trakcie których nie mieli oni absolutnie żadnego kontaktu. Jeremy chłodno przyjął informację o jej ciąży, w pewnym momencie zastanawiał się nawet, czy nie kłamała aby zatrzymać go przy sobie. Nigdy nie chciał być ojcem, nie tylko dlatego że jego tryb życia i ciągłe wyjazdy mu na to nie pozwalały. Jeremy uważał siebie za wybrakowanego. Śmierć młodszej siostry, po której nastąpił rozpad całej jego rodziny sprawiły, że miał mnóstwo emocjonalnych deficytów i problemów ze stworzeniem zdrowej relacji. Po wyjeździe z rodzinnego miasta nigdy już nie interesował się tym problemem - bo niestety tylko w taki sposób potrafił myśleć wtedy o ciąży byłej dziewczyny. Z czasem zapomniał nawet, że coś takiego miało w ogóle miejsce.
Od jego przyjazdu do Lorne Bay minęło kilkanaście dni, podczas których Jeremy na nowo uczył się funkcjonować w tym mieście. Na rodzinnej farmie planował zatrzymać się tymczasowo, udając że wciąż szuka tu dla siebie zajęcia i że do Cairns jeździ jedynie na kolejne rozmowy. Prawda była jednak taka, że nie łatwo było mu zrezygnować ze sporych pieniędzy, jakie szły za współpracą z szemranymi ludźmi. I właśnie z jednego z takich spotkań właśnie wrócił, kiedy usłyszał dzwonek do drzwi. Przeklinając pod nosem to, że nawet nie zdążył po powrocie usiąść, skierował się w stronę wejścia.
- Tak - odparł chłodno na widok młodej dziewczyny, darując sobie nawet powitanie. - Nie jestem zainteresowany kupnem żadnych garnków, nie chcę też porozmawiać o Jezusie - dodał wzdychając, przekonany że nastolatka dorabia jako domokrążca. Uznał, że zapewne miała w tym niewielkie doświadczenie, bo na jej twarzy odmalowywało się zdenerwowanie. Nie umknęło jego uwadze również to, że dziewczyna przemieszczała się o kuli, więc - choć zabrzmi to brutalnie - przez głowę przeszła mu też myśl, że dziewczyna zbiera od ludzi pieniądze na swoje leczenie.
Już miał zamknąć jej przed nosem drzwi, jednak słysząc jej kolejne słowa zawahał się, aż w końcu ponownie otworzył je na oścież. Przez moment patrzył na nią marszcząc brwi i zastanawiając się, o kim dziewczyna może mówić.
- Okej, ale jeśli to jakiś numer, to dzwonię na policję - odparł wciąż uważnie jej się przyglądając, kiedy przemykała obok niego do środka. Domknął za nią drzwi, po czym skrzyżował ręce na wysokości klatki piersiowej. Przez moment poczuł lekkie wyrzuty sumienia, że potraktował ją tak oschle i obcesowo, bo niezależnie od tego, kim Esi była, wydawała się już wystarczająco zestresowana tym spotkaniem.
- Parę dni temu wróciłem do Lorne Bay po dość długiej nieobecności, nie wydaje mi się, żebym znał twoją matkę - stwierdził na wstępnie, po czym spojrzał na listy ściskane przez nią w dłoni. - Co to takiego? - skinął na nie głową.
esi naidoo
uczennica — szkoła
16 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
But I’m only human And I bleed when I fall down
I’m only human And I crash and I break down
Jeremy Paxton

Całe szczęście mężczyzna stojący przed Esi zawahał się i niedane było jej spoglądać na trzaskające drzwi tuż przed jej noskiem. Jak to zazwyczaj się dzieje, gdy ktoś okazuje się ów wspomnianym domokrążcą, czy fanatykiem religijnym, który usilnie chce wpoić komuś swoje racje. Nie potrafiła kryć swojego zdenerwowania, tak jak i on swojego zdziwienia i niewiedzy, która wręcz była idealnie wymalowana na jego twarzy. No ale kto zachowałby stoicki spokój w sytuacji, która właśnie ma miejsce. Nikt zatem nie powinien winić nikogo tu z obecnych za takie reakcje na ów zajście. Dodatkowo wypowiedzenie słów „dzwonię na policję”, wcale nie było czymś, co mogło poprawić atmosferę, bo przecież Esi była małą uciekinierką i jeszcze nawet nie spojrzała na telefon, czy czasami nie ma tam wiadomości od babci. Nie mogła również określić, czy ta nim zlazła list, nie wpadła na pomysł, by powiadomić służby mundurowe.
- nie musi pan dzwonić na policję. Nie chce z niczym pana oszukać jak… Skłamałabym, gdybym powiedziała, że niczego nie oczekuje...
Nim ten domknął drzwi, Esi pozwoliła sobie odłożyć plecak, który oparła o małą walizkę, na której również spoczęła kula dziewczyny. Stała na równej powierzchni, tak więc proteza, która lekko drażniła jej skórę, gdy szła po drodze, teraz mogła ułożyć się na tyle wygodnie, by stać się chwilowo nawet znośnym tworzywem sztucznym. Rozglądnęła się jeszcze po pomieszczeniach, a przynajmniej na tyle ile pozwalał jej zasięg wzroku i ogólne rozmieszczenie mebli.
- więc miałam fart, że tak długo zwlekałam z przyjazdem tutaj. Nie chciałabym pocałować klamki zanim tu przyjechałeś, a drugi taki wyjazd mógłby już nie dojść do skutku...
Przerwała jednak swój wywód, bo mogła się zbytnio rozgadać, a on raczej nie chciał o tym słuchać, bo przecież nadal czekał na wyjaśnienia ze strony intruza, który nachodzi go jego czterech ścianach; a zatem, gdy ten tylko zapytał o to, co ściska w dłoniach, Esi postanowiła przekazać mu listy, które nigdy nie opuściły szuflady biurka jej matki.
Wyciągnęła więc dłoń z nimi ku mężczyźnie i gdy tylko je zabrał, wzięła głębszy oddech, by przygotować się na solidne tłumaczenie się, a i może bezpośrednie wyrzucenie jej z jego domu.
- napisała to moja mama, która nigdy nie chciała, a może nie mogła ich wysłać? To z nich wzięłam ten adres...trochę naiwnie liczyłam, że nadal tu mieszkasz. Jak widać, miałam trochę szczęścia...przynajmniej raz
Pewnie chwilę zajmie mu przejrzenie listów, czy przypomnienie sobie o zapisanym imieniu i nazwisku kobiety, która była nadawcą. O ile oczywiście nadal miał o niej jakieś, chociaż zdawkowe wspomnienie w swojej pamięci. Esi w tym czasie powróciła do ponownego rozglądania się po jego posiadłości. I nie, wcale nie szukała niczego cennego, jeśli by ktoś miał tak pomyśleć. Była zwyczajnie ciekawa, czy ktoś tu jeszcze z nim mieszka. Rodzina, dziewczyna a może nawet żona, chociaż to ostatnie można wykluczyć, skoro dopiero co tu przyjechał, no ale przecież mogła się mylić. Myśl o tym, że może mieć inną rodzinę i nie chcieć jej tu w danym momencie, ani w każdej innej chwili jego życia, sprawiła nagły przypływ ciepła w jej organizmie, co poskutkowało tym, że podwinęła rękawy swojej bluzy, ukazując tym ślady po zdarzeniu, które pozostawiło blizny, nie oszczędzając nawet jej rąk.
powitalny kokos
esek
brak multikont
gość od brudnej roboty — u handlarza z bronią
35 yo — 183 cm
Awatar użytkownika
about
Po latach poszukiwań mordercy młodszej siostry wraca do Lorne Bay. Oficjalnie łowi ryby na kutrze, woląc nie mówić głośno o tym, czym się naprawdę zajmuje. Po godzinach włazi ubłoconymi buciorami w życie Makayli (dosłownie).
Wspominając o policji Jeremy chciał tylko nastraszyć dziewczynę, bo biorąc pod uwagę jego kontakty z szemranymi ludźmi z Cairns, rzucanie się glinom w oczy było ostatnią rzeczą, jakiej potrzebował. Dziewczyna była młodziutka, więc miał nadzieję, że gdzieś tam w swojej młodzieńczej naiwności łyknie tego typu straszak, ale wyglądało na to, że była dość niezłomna. I dość bezpośrednia, co Jer mógł stwierdzić kiedy wprost oznajmiła mu, że czegoś od niego oczekuje.
Wodził wzrokiem za kulą, którą oparła o małą walizkę, po czym przerzucił wzrok ponownie na dziewczę. Wciąż nie miał żadnego pomysłu odnośnie tego, kim była i czego właściwie od niego chciała.
- Dobra, poczekaj - przerwał jej, mając wrażenie że w ogóle nie zbliżają się do brzegu. - Czy ja dobrze rozumiem, że zaplanowałaś ten wyjazd? - spytał, bo te słowa przekreśliły jego teorię o domokrążcy. Dziewczyna najwyraźniej przybyła tutaj konkretnie do niego, szukała go... a Jeremy z doświadczenia wiedział, że jeśli ktoś siedział mu na ogonie, to nie był do dobry znak. Przez całe życie, kiedy podróżował po Australii poszukując mordercy najmłodszej Paxtonówny, zawsze starannie zacierał za sobą wszystkie ślady i palił za sobą wszystkie mosty. To, ze ktoś po szukał i o zgrozo odnalazł, wywołało w nim ogromny niepokój.
Mimo to chwycił listy podane mu przez Esi. Na każdej z kopert widniały jego dane, w tym adres pod którym znajdowali się obecnie. Mało kto z jego przeszłości wiedział, gdzie znajdował się jego dom rodzinny, więc wszystko wskazywało na to, że Esi byłą związana z kimś, kto znał go jeszcze z czasów wczesnej młodości.
- To listy - powiedział bardziej do siebie, niż do niej, po czym rozłożył pierwszy z nich i zamarł. Wystarczyło, że spojrzał na grzecznościowy zwrot, jakim posłużył się niedoszły nadawca. "Drogi Willie", czyli pieszczotliwa forma jego drugiego imienia, którym w przeszłości posługiwała się tylko jedna osoba. Jeremy spojrzał z przerażeniem na Esi, po czym przeskanował wzrokiem resztę listu, w którym Marie, jego byłą dziewczyna, pisała o tym jak czuje się w kolejnych tygodniach ciąży. Chwycił za kolejny list, w którym z kolei Marie opisywała pierwsze tygodnie z życia córki. ICH córki.
- Marie to Twoja matka? - spytał, chcąc się upewnić, choć już dobrze wiedział, jaka będzie odpowiedź. - Nie, to jakiś cholerny absurd - nie doczytawszy listów do końca rzucił je na stolik przy wejściu, a następnie skierował się do kuchni, prosto do barku, z którego nalał sobie szkockiej.
- To jest jakiś żart? - odwrócił się ponownie w stronę dziewczyny, czując za sobą jej obecność. Był oschły, fakt. Ale szok nie pozwalał mu na inną reakcję. - Gdzie ona teraz jest? Po cholerę Cię tutaj wysyłała, nie miała jaj żeby sama przyjść? - zmarszczył brwi. Nie chciał wyżywać się na dziewczynie ani jej przestraszyć (wciąż nie dopuszczając do siebie myśli, że właśnie rozmawia ze swoją... córką), ale był w szoku i jego porywczy charakter po prostu wziął górę. Kiedy dziewczyna zadarła rękaw bluzy, Jeremy od razu odnotował ślady na jej ciele. Zmarszczył pytająco brwi, przerzucając wzrok ponownie na jej twarz.
esi naidoo
uczennica — szkoła
16 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
But I’m only human And I bleed when I fall down
I’m only human And I crash and I break down
Jeremy Paxton

Esi chwilowo zamilkła, gdy ten zapytał o „planowany” przyjazd do miejsca, gdzie on miał się znajdować. To chyba nie była jeszcze odpowiednia chwila, by powiedzieć mu o tym, że powinien wybrać numer do jej babci, by poinformować ją, że uciekinierka się znalazła i chwilowo pozostanie pod jego opieką. No, chyba że planuje ją zaraz odesłać, to nie musi się fatygować z dzwonieniem, wystarczy słowo, a mała blondynka sama wróci do domu. Chyba...tak by pewnie było, chociaż kto wie? Esi brała takie możliwości pod uwagę, gdy tu jechała, lecz czy byłaby w stanie tak łatwo odpuścić, gdy już go odnalazła?
Zdaje się jednak, że rozmowa o tym będzie musiała zaczekać, gdyż Jeremy właśni zaczął przyglądać się poczcie, którą mu doręczyła. Długo nie musiała czekać, by dostrzec jego zdziwienie po przeczytaniu pierwszego listu, a potem kolejnego. Chociaż zdziwienie to chyba zbyt łagodne słowo na stan, w jakim on obecnie się znajdował. Błogosławiona, ale i zarazem przerażająca cisza ni trwała długo, bo już po drugim liście ten zdał sobie sprawę o kim mowa; Kto był matką dziewczynki stojącej przed nim. Potwierdził fakt, że o niej pamięta, wypowiadając bezbłędnie jej imię. Cóż… jeśli by Esi miała strzelać, to obstawiała, że zapomniał o jej matce całkowicie, jednak jak się zdaje, była ona gdzieś tam wyryta w odmętach jego pamięci.
- a myślałam, że nie będziesz pamiętał o mamie, skoro zostawiłeś ją ot, tak. Nazywasz tę sytuację absurdem? Absurdem jest fakt, że zostawiłeś mamę w ciąży i uciekłeś, nie biorąc odpowiedzialności za to, co zrobiłeś...
Esi może i ma dopiero szesnaście lat, ale cięty język zdecydowanie ma po mamie i babci. Pewnie powinna mieć trochę więcej szacunku w tej sytuacji, gdyż rozmawia z dorosłym. Jednak te słowa, jak i kolejne wypowiedziane przez niego, najzwyczajniej zabolały ją jak nigdy nic innego.
- pomimo że stoję przed tobą, ty mówisz, że jestem dla ciebie żartem? Nie musisz się martwić, nie chce od ciebie pieniędzy! Wybacz, że odważyłam się chcieć poznać kogoś, kto powinien być moim ojcem...
Mimo silne woli, chyba chwilowo to wszystko było dla niej zbyt mocne. Chwyciła swój plecak, po czym powoli ruszyła w stronę wyjścia. Całkowicie zapominając o reszcie swojego dobytku, który tu przytaszczyła, licząc na to, że ten pozwoli jej tu zostać. Okazuje się jednak, że żyła w bańce, zbyt różowej i zbyt ogromnej by mogła przetrwać i teraz właśnie był jej kres. Wszystkie wyobrażenia na jego temat prysły, jakby nigdy ich nie było.
Bardzo chciała wyjść, jednak ten zadał jej kolejne pytanie. Poczuła się znowu zaatakowana przez jego osobę. I nie wiedziała dlaczego. Nie oczekiwała od niego niczego, poza odrobiną ojcowskiej miłości. Wsparcia po tym, jak straciła mamę oraz po tym wszystkim, co ją spotkało.
- powiedzieli mi, że zmarłeś...nawet nie wiesz, jak się cieszyłam, gdy odkryłam, że mnie okłamali. Teraz myślę, że był to błąd… może wtedy mama by …
Chwila zawahania, a raczej łamiący się głos sprawił, że nie mogła dokończyć tego, co chciała mu powiedzieć. Dodatkowo czuła, jak po jej policzkach zaczęły spływać łzy.
- gdybym nie znalazła tych głupich listów; gdybym tylko została w domu to być może mama wciąż by żyła….
Wypuściła z ręki plecak, który jedynie huknął o podłogę, by następnie zwyczajnie się rozpłakać. I nawet jeśli śmierć Marie, była przyczyną bardziej choroby niż obrażeń po wypadku, tak Esi nadal obwiniała za jej śmierć, swoją własną osobę.
powitalny kokos
esek
brak multikont
gość od brudnej roboty — u handlarza z bronią
35 yo — 183 cm
Awatar użytkownika
about
Po latach poszukiwań mordercy młodszej siostry wraca do Lorne Bay. Oficjalnie łowi ryby na kutrze, woląc nie mówić głośno o tym, czym się naprawdę zajmuje. Po godzinach włazi ubłoconymi buciorami w życie Makayli (dosłownie).
Jeremy jeszcze tych kilkanaście lat temu był typem nastolatka, który na miejscu Esi zachowałby się dokładnie tak samo. Sam pewnie jako małolat zaliczył kilka, jeśli nie kilkanaście ucieczek z domu, więc jeśli panna Naidoo zastanawiała się skąd wziął się u niej taki pomysł, to dziś pozna swoją odpowiedź. Oczywiście z wiekiem Jeremy nabrał odrobinę rozsądku i uważał, że opiekunowi należy się przynajmniej infomacja, że uciekinierka żyje. No cóż, lada chwila Paxton będzie miał pierwszą możliwość wykazania się jako ojcowski wzór. O ile Esi wciąż będzie chciała go poznać po tym, jak w pierwszej chwili zareagował na jej obecność tutaj.
Z tego zamyślenia, a nawet pewnego odrętwienia wyrwał go głos dziewczyny. Dokładnie jej się przyjrzał i dopiero teraz, kiedy już wiedział kim jest - a w zasadzie była - jej matka, dotarło do niego, że blondynka to wykapana Marie. Widocznie jego mózg w pierwszej chwili wyparł to wrażenie, że Jer gdzieś już widział nastolatkę, która niespodziewanie go odwiedziła. Był nawet lekko zdziwiony tym, że dziewczyna tak bezceremonialnie wyrzuciła mu prosto w twarz to, co leżało jej na wątrobie.
- Charakter masz zdecydowanie po matce - skomentował biorąc głęboki wdech. - Byłem wtedy głupim małolatem, którego rodzina dopiero co się rozpadła. Co ja mogłem wtedy wiedzieć o odpowiedzialności? - zadał jej pytanie, choć wcale nie oczekiwał na nie odpowiedzi. Czuł, jak skacze mu ciśnienie, dlatego schował na chwilę twarz w dłoniach, dając sobie parę chwil na ochłonięcie. - Twoja matka... Marie zadzwoniła do mnie i powiedziała o ciąży tuż po tym, jak mój ojciec popełnił samobójstwo, a matka zostawiła mnie i moją siostrę na pastwę losu - wiedział, że nic go nie usprawiedliwiało, ale mimo to chciał, żeby Esi poznała kontekst sytuacji. Dokonał wtedy wyboru, a przez moment wydawało mu się nawet, że Marie będzie po prostu lepiej bez niego.
- Hej, przepraszam, dobrze? - dobiegł do niej kiedy zauwazył, że chwyta za plecak szykując się do wyjścia. Złapał ją lekko za ramię, jednak po chwili puścił nie chcąc, żeby źle to odebrała. - Przepraszam za moją reakcję, po prostu nigdy nie myślałem, że... że się poznamy - dokończył, po czym dłonią wskazał jej na salon na znak, żeby weszła głębiej. Był w szoku, ale z tyłu głowy miał tę myśl, że Esi przebyła taką drogę, żeby go poznać, a on właśnie depta butem wszystkie jej marzenia i wyobrażenia. Znowu poczuł jak skacze mu ciśnienie, kiedy Esi wspomniała o kłamstwie, jakim przez lata ją karmiono - o tym, że jej ojciec zmarł. Jednak jej kolejne słowa sprawiły, że zamarł. Nie dała rady dokończyć zdania, więc Jeremy spojrzał na nią pytająco.
- Może by...? - zawiesił głos, przypuszczając że już wie co za chwilę usłyszy. Kiedy Esi wydusiła z siebie wszystko i następnie się rozpłakała, patrzył na nią jeszcze przez dłuższą chwilę, nie mogąc znaleźć odpowiednich słów, jakie mógłby teraz wypowiedzieć. Dlatego po prostu do niej podszedł i objął, dając dziewczynie chwilę na wyduszenie z siebie tych wszystkich emocji.
- Hej, to na pewno nie jest Twoja wina, słyszysz? - powiedział cicho, czując jak dziewczyna wciąż się trzęsie, a jego koszulka robi się mokra od jej łez. - To nie Twoja wina - powtórzył, będąc w szoku że ktoś z jej dotychczasoweg otoczenia pozwolił na zakiełkowanie w niej takiej myśli. - To nie był błąd, cieszę się, że poznałaś prawdę i mnie znalazłaś - dodał po chwili, czując że Esi po prostu potrzebuje takich słów z jego strony. Zamierzał dać jej jeszcze tyle czasu, ile potrzebowała na dojście do siebie, zanim poruszy zasadniczą kwestię - jej oczekiwań względem niego jako ojca.
esi naidoo
ODPOWIEDZ